Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-03-2010, 23:19   #229
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Maldred podniósł się na posłaniu i przeciągnął tak, że aż stawy zatrzeszczały. Rozejrzał się niezbyt przytomnie po otoczeniu i podrapał po siwej głowie. Dopiero po chwili skojarzył dlaczego na dworze jest wciąż ciemno i co go skłoniło do wstawania o takiej porze. Zwlókł się z posłania i poszedł budzić swoich towarzyszy. Usłyszał od Blake'a kilka niecenzuralnych słów, ale nie przejmował się tym za bardzo. Dokończywszy obchód spakował swój bagaż i zszedł na dół. Gospodyni sprzątającą główną salę powitał uśmiechem i grzecznym ukłonem, ale nie odezwał się. Po chwili wszyscy się zgromadzili i uiściwszy wszelkie rachunki wyszli na zewnątrz.
Praktycznie natychmiast przykłusował na swoim kucu Thobius. Kapłan rad był go widzieć w dobrym zdrowiu, ale hałas jaki czynił (porównywalny z chorągwią mocno pijanej ciężkiej jazdy) nie sprzyjał ich sprawie. Wieści jakie przyniósł o Mikhailu nie napawały optymizmem.
- Niech Wielkie Słońce będzie dla niego łaskawe - westchnął Maldred. - Nie bądź zbyt spieszny w ocenianiu ludzi. Zaiste jeśli prawdą jest co mówisz, dopuścił się on ochydy, zważ jednak, że w obronie niewinnych ludzi oraz swych towarzyszy nie zawahał się postawić swego życia na szali. Pozwól Wielkiemu Słońcu osądzić jego wszystkie czyny, a nie potępiaj go tak łatwo. Ale dość o nim. Pomodlimy się za spokój jego duszy, gdy już opuścimy gród. Nie ma co zwlekać.
Powiedziawszy to odwrócił się na pięcie i poszedł odzyskać swojego wierzchowca. Miło było zobaczyć, że chłopiec stajenny, choć wyglądał na niefrasobliwego, dobrze zaopiekował się Szafirem. Że patrzył na kapłana jak na kogoś niewartego uwagi to całkiem inna sprawa. Zwykle tak bywało. Dopóki nie dręczyła choroba, klątwa lub sprawa sądowa, był dla ludzi klechą. Dopiero jak sobie uświadamiali jak bardzo go potrzebują, nagle stawał się wielebnym. Ale cóż, taki zawód. Wielkie Słońce mu kiedyś wynagrodzi.
Wyszedł na zewnątrz i dosiadł swego rumaka. Ruszyli w dół pustej ulicy. Kopyta stukały o bruk. Nie minęli ani jednego człowieka, choć nie wiadomo kogo kryła mgła w bocznych uliczkach. W końcu dotarli do bramy. Strażnicy nie przejmowali się nią najwidoczniej, wierząc pewnie, że edykt królewski powstrzyma ew. zdrajców przed jej otwarciem. No cóż, na szczęście tym razem kto inny otwierał bramę. Maldred wzniósł cichą modlitwę do swego boga, a strażników zmorzył sen. Gdy tylko odgłosy zabawy ucichły Theodore uchylił przed nimi wierzeje i cała drużyna gęsiego opuściła bezpieczne mury miasta, a wrota zamknęły się za nimi. Kapłan wznosił w sercu dzięki Wielkiemu Słońcu za mgłę i chmury. Co prawda psuły nastrój i dokuczały, ale za to świetnie ukrywały ich przed ewentualnymi ciekawskimi spojrzeniami.
- To co, gdzie jedziemy? - zapytał Thobius, gdy dotarli do rozdroża.
Maldred wyciągnął i rozwinął mapę.
- Dobre pytanie. Celem niewątpliwie jest Wilczy Gród, bo takie dostaliśmy zadanie. Jeżeli się da, to chyba warto by tam popłynąć, ale nurt Silei jest zbyt silny, by płynąć pod prąd.
Chwilę przyglądał się kawałkowi pergaminu, starając się przeanalizować, która droga będzie dla nich najlepsza.
- Tędy - rzekł w końcu spinając konia.
- Chyba winien Wam jestem przeprosiny, za wczesną pobudkę. Sęk jednak w tym, że im mniej osób wie o naszej misji, a tym bardziej o jej zaawansowaniu, tym lepiej dla nas. Może sam kasztelan jest godny zaufania, ale już na wierność żołnierzy bym zbytnio nie liczył, a tym bardziej na najemników. Jeśli któryś miał zamiar nas śledzić, albo pokierować na nas elfów, to wyjazd w takim stylu powinien mu nieco pokrzyżować plany. Szczególnie, że nawet kasztelan spodziewa się naszego wyjazdu dopiero jutro. Możecie to uznać za przesadną ostrożność, skoro jedziemy w paszczę lwa, ale po przekroczeniu Silei będziemy na terenie wroga i bez wątpienia przyjdzie nam się z nim użerać. Dużo lepiej, jeśli nie będziemy musieli tego robić wcześniej.
- Na popasie musimy się podzielić zapasami. Nie ma sensu, żeby Szafir to wszystko niósł, a i lepiej będzie, jak każdy będzie miał coś na ząb zawsze przy sobie.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline