Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2010, 07:10   #4
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
Wielki Dzień. Końcowy egzamin. Ostatnia próba.
Morrighan, ku swemu lekkiemu zdziwieniu, zupełnie nie czuła napięcia ani zdenerwowania. Wprost przeciwnie - czuła się prawie jak przed laty, za ziemskiego życia, wychodząc ze szkoły w ostatnim tygodniu roku szkolnego. W sumie zupełnie słusznie.

Była na miejscu trochę przed czasem, w standardowym pancerzu latających, z solidnym, przydziałowym mieczem na biodrze. Niektórzy woleli bardziej specyficzne ostrza, ale ona lubiła ten typ. Xyfos był najbardziej uniwersalny - obosieczne liściowate ostrze nadawało się i do cięć, i do pchnięć. Może było nieco krótkie, ale za to lekkie, więc szybkie. Bardzo szybkie. Do tego sztylet do lewej dłoni. Tu akurat wersja niestandardowa - trójostrzowy, nakładany na palce, idealny do chlastania w przelocie i prucia flaków w zwarciu. Jedyny element uzbrojenia będący jej prywatną własnością.

Oprócz niej do egzaminu podchodził jeszcze Sevariel. Znała go. Był potwornie silny, i miał niezły refleks. Przy walce z nim, kiedy powietrze świstało cięte tym jego absurdalnie wielkim Sanctusem, nigdy nie miała pewności, czy on aby nie walczy na poważnie. Kilka razy zresztą nauczyciel interweniował w obawie przed wypadkami śmiertelnymi... Lubiła z nim ćwiczyć.
I jeszcze ktoś. Demon, wysoki oficer. Kojarzyła go, widziała go parę razy. Po co podchodził do egzaminu - było tajemnicą.
Więcej zdających nie było. Egzaminator po krótkim wstępie wysłał ją w portal.

Jej zadanie...
Cóż, to było do odgadnięcia. Znaleźli jej słabość, i postanowili przetestować właśnie to. Logicznie. Właściwie.
Dołączyła do oddziału, leciała na swoim miejscu. Po chwili znaleźli cel.

Zawrzało w niej na dźwięk tego krzyku. W jedno uderzenie serca zarejestrowała wszystkie szczegóły, przeliczyła odległości, szybkości i pędy. Nadlecieć ze słońcem. Runąć w dół, zapikować prosto na torturującego kobietę demona. Wpadając na niego, rozwali mu ścięgna nadgarstka, tak że puści nieszczęsną. Impetem zwali go z nóg, przelecą razem z pięć metrów, rozpruje go przez ten czas, przetoczy się prosto na kolejnego, zaskoczenie wciąż działa, więc wystarczy jeden cios, góra dwa. Potem... Potem rzuci się na nią cała reszta. Wtedy już taniec. Jak zawsze, ukochany taniec piórka, śmiertelnie zwiewnego piórka na wichrze...

To wszystko przeleciało przez nią w pół sekundy. Wtedy usłyszała:
- Czas zatańczyć! Do boju! Trzymać szyk!

Nie musiał mówić, jaki to ma być szyk. Istniał tylko jeden sensowny ofensywny dla tak małej grupy - klin. Zajęła swoje miejsce. Gdy spadała z nieba z impetem kuli karabinowej, gdy wwiercali się w obóz demonów, w głowie Morrighan, pełnej dzikiej radości, kotłowało się kilka myśli, wciąż i wciąż:
Trzymać szyk. Nie wyrywać się, pilnujemy wzajem flanek. O Nemain, Badwe i Macha, trzymać szyk...
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.
Rhaina jest offline