Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-03-2010, 08:47   #23
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Ostatnie chwile w mieście rycerz wraz ze swoim sługą wykorzystali na zakupy. Bran okazyjnie kupił perforowany ochraniacz dla siebie i chłopca. Rzecz która mogła się okazać niezbędna w mało honorowym towarzystwie. Po za tym solidne noże, trochę bielizny i ubrań. Rycerz kupił też kilka jedwabnych i płóciennych chusteczek na wypadek … na wszelki wypadek.
Ostatni większy posiłek na lądzie połączony z konsumpcją trunków spędzili w całkiem sympatycznej gospodzie. Rycerz w miarę możliwości usługiwał obu kobietom nalewając napoje i podając potrawy. Robił to w sposób naturalny i wprawny niczym najlepszy służący.
Tymczasem Tim siedział markotny na końcu stołu sącząc rozcieńczone piwo. Bran dał mu coś w rodzaju wolnego chcąc choć w części zrekompensować chłopakowi stratę wierzchowca, do którego dzieciak się przywiązał.
Propozycję Marie by się lepiej przedstawić przyjął chętnie. Co prawda wstał, ale nie wchodził na stołek.
- Jestem rycerzem z Lon Hern w zachodnim Cormyrze przy granicy z Sembią. Moja rodzina ma tam ziemie, miała zamek, miała bo został podczas ostatniej wojny ze smoczych zniszczony. W jego obronie poległ mój ojciec i brat. Ja dostałem ostrogi od starego króla, ojca obecnie nam panującego. Pasował mnie za bezpieczne przeprowadzenie uchodźców z zamku przez kraj ogarnięty wojną, w tym mojej matki i siostry.
Nie chciał się rozwodzić dłużej nad swą historią. Zwłaszcza że nie była ona przyjemna.


Następnego dnia, gdy Mysz ofiarowała mu kwiat zgodnie ze zwyczajem przykląkł na jedno kolano przed dziewczyną i ucałował jej dłoń mówiąc:
- Ten kwiat będzie mą najcenniejszą ozdobą. Dany z dobroci serca ma dla mnie większą wartość niźli byłby wykonany ze złota i diamentów. Biada temu, kto spróbuje mi go odebrać.
Co prawda wszystkich Mysz obdarowała kwiatami, lecz to nie miało to znaczenia. Liczyło się to co otrzymał osobiście.


Bran był gładkim i dobrze ułożonym młodzieńcem. Przynajmniej starał się. Gdy tylko jako, tako zadomowił się na okręcie nie omieszkał podejść do nieznajomej kobiety i starca, by się przedstawić.
- Szlachetna Pani ... Panie. - skłonił się lekko by okazać szacunek urodzie damy i wiekowi starca.
- Los splótł nasze drogi na jakiś czas. Pozwolicie zatem, że się przedstawię. Jestem Bran z Lon Hern.
Rycerz uczynił pierwszy krok w nawiązaniu znajomości. Wszak damie nie wypadało zagajać rozmowę.
Kobieta skinęła lekko głowa, uśmiechnęła się do rycerza, wskazała na starca i powiedziała:
- To szlachetny Alistral Moren z Szarego Lasu, moje imię Ronwyn up Done.
Starzec potrząsnął siwa brodą i wtrącił gderliwie:
- Wiem że stary się w twoich oczach wydaję Ronwyn, ale przedstawić jeszcze jestem się w stanie.
Ledwo dostrzegalny uśmiech przemknął przez twarz rycerza. Na chwilę oczy jego i Ronwyn spotkały się i Bran w jej wzroku dostrzegł podobną wesołość.
- Chylę zatem czoła przed przedstawicielami szacownego stanu druidów. Raczcie wybaczyć zdrożną ciekawość, lecz cóż skłoniło Państwa do opuszczenia Świętych Gajów ?
- Ciekawość rzeczywiście niestosowna -
Powiedział starzec zanim Ronwyn zdążyła odpowiedzieć - ale cóż... młodość ma swoje przywileje. Ty sobie tu dziewczyno z tym młodziakiem pokonwersuj a ja idę swoje stare kości rozprostować, choć pojęcia nie mam jak w tej trumnie co mi ją do spania przydzielili można odpocząć.
Pomrukując coś jeszcze pod nosem o wkładaniu starców do trumien poczłapał w kierunku kabin wspierając się na solidnym kosturze.
Tak oto starzec wykazał się mądrością godną uznania. Wszak troje to tłok. Bran zamaskował jednak zręcznie swoje zadowolenie słowami :
- Przykro mi, że nieopatrzną mową uraziłem Twego towarzysza Pani, mam nadzieję, że Ty nie żywisz podobnej urazy.
Druidka zaśmiała się wesoło:
- Nie uraziłeś panie. Alistral to człowiek zbyt mądry, by tak łatwo można go urazić słowami. Uważa, że mało mam towarzystwa ludzi w swoim wieku - wyjaśniła, a w jej głosie słychać było czułość i szacunek.
- W swej mądrości miał rację. – przyznał rycerz skwapliwie - Nie wypada pytać o cel podróży nie wyjawiwszy własnego. Co do mnie udaję się wraz z kompanami do Impiltur, by spełnić ostatnią wolę właściciela jednego z tamtejszych zamków. Statkiem zdała nam się droga łatwiejsza. A co do towarzystwa, to będę szczęśliwy mogąc Ci Pani służyć konwersacją. Po za tym moi kompani, to ludzie w większości dość młodzi. Szczycimy się tym, że mamy pośród nas bardkę, która mówi wierszem. - uśmiechnął się na myśl o Myszy.
- Nasz cel to nie tajemnica. Wracamy do domu do Szarego Lasu - popatrzyła na rycerza z ciekawością - Chętnie poznam Twoich przyjaciół Panie.
-Pani. -
rycerz skłonił sie podając ramię i prowadząc dziewczynę w stronę kompanów.
Następnie nastąpiła nieco długa, oficjalna prezentacja.
Gdy już wszyscy się znali przynajmniej z imienia, czy jak w wypadku Marie pseudonimu, Bran odciągnął druidkę na bok pod pozorem prezentacji swego wierzchowca i żartobliwym tonem spytał:
- Czy to prawda że druidzi potrafią przybierać formę zwierząt ? Niech zgadnę. Sądząc po szlachetności twej Pani postawy zamieniasz się zapewne w łabędzicę.
Kobieta pokręciła głową i uśmiechnęła się nieznacznie:
- Prawda, że przybieramy zwierzęcą postać. Natomiast z gatunkiem nie trafiłeś zupełnie.
- W takim razie będzie to ... -
spojrzał na nią spod powiek - wielkooka łania ?
Tym razem zaśmiała się już wesoło:
- Może spróbujesz coś mniej łagodnego?
- Hmm ... Prawdziwe wezwanie. No tak, jakże mogłem tego nie dostrzec wcześniej. Ta gracja, miękkość ruchów. To oczywiste. Pantera.
- Coś bardziej pospolitego...
- Nigdy w to nie uwierzę. Nic w tobie Pani nie jest pospolite. Choćby to miała być wiewiórka, to zapewne najznamienitsza w swoim rodzaju. -
odparł kłaniając się dwornie.
- Czyżbym tym razem trafił ? – spytał z nadzieją w głosie.
- Nie. - pochyliła się w kierunku Briana, zbliżając usta do jego ucha. Poczuł ciepły oddech dziewczyny na swojej skórze:
- Masz jedną jeszcze próbę, jeśli zgadniesz... zastanowię się nad nagrodą...
Lubił działać pod presją zwłaszcza, gdy obiecywano mu coś w zamian.
- Muszę się zastanowić. Masz Pani kasztanowe włosy, zatem istnieje możliwość, że i zwierzę jest podobnego umaszczenia ? - ni to spytał, ni stwierdził wpatrując się w oczy dziewczyny i szukając potwierdzenia w jej wzroku.
- Jesteś piękną kobietą, więc nie będzie to wielka, ciężka bestia, a raczej coś małego i zręcznego. Coś gibkiego ? - znów zastosował ten mały wybieg, by się przekonać, czy podąża właściwym tropem.
W jej oczach dostrzegł rozczarowanie. Odsunęła się nieznacznie.
Mowa jej ciała świadczyła, że trop, którym podążał był fałszywy, tylko który ?
Oczy dziewczyny okazały się być najlepszą wskazówką. Miał ją pod samym nosem, a nie potrafił jej dostrzec. Cóż ... jak mawia przysłowie najciemniej jest pod pochodnia. Była w nich jakaś dzikość i tęsknota.
Raz się żyje. Westchnął ciężko świadom, iż może nigdy nie poznać nagrody jaką chciała go obdarzyć.
- Wilczyca. - stwierdził czekając z niecierpliwością jej odpowiedzi.
Jej twarz rozjaśniła się na te słowa. Przytaknęła i powiedziała:
- Jaką chcesz nagrodę zdecyduj sam. Spełnię jeśli będę w stanie. - Powiedziała patrząc na niego z uwagą. Miał niejasne wrażenie, że to kolejna próba.
Udało się. Przeczucie go nie zawiodło, choć nie zwykł ani się nim kierować, ani na nim polegać.
- Pani. Nagrodą dla mnie będzie, jeśli opowiesz o miejscu, które ukochałaś, które sprawiło, że zechciałaś zostać druidką. - skłonił się lekko - Opowiedz mi o sobie.
- Dobrze - obrzuciła rycerza uważnym spojrzeniem - choć najlepiej zobaczyć mój dom. Żaden opis nie odda jego piękna - Zaczęła opisywać to co musiała cały czas trwać przed jej oczami z wyraźnym uczuciem i tęsknotą.
- Mam nadzieję, że kiedyś pokażesz mi to miejsce. Musi być fascynujące. - stwierdził rycerz patrząc prosto w roziskrzone oczy dziewczyny.


Po miłej rozrywce umysłu, jaką bez wątpienia był flirt z piękną kobietą rycerz postanowił nieco zadbać o swoje ciało. Bycie wojownikiem wymagało ciągłych ćwiczeń, a dokładniej rzecz ujmując bycie „żywym” wojownikiem tego wymagało.
Bran zatem poszedł do Roberta rozdziany do pasa i wysmarowany dla ochrony przed słońcem oliwą. Miał w dłoniach dwa wystrugane przez Wulfa kije długości około łokcia.
- Czy zachcesz Robercie zmierzyć się ze mną ? Odpowiadają te kije wielkością buławie. Zdaje się że posługujesz się tą bronią ?
Robert bez słowa wziął ćwiczebną broń i wywinął nią parę razy na próbę. Ciężar rozkładał się inaczej niźli w buławie, ale różnica nie powinna mieć znaczenia przy zwykłym sparringu.
- Owszem, choć przyznam że i w mieczu bym chętnie się podszkolił. Widzę, że Wulf dba, by nikt z nas z wprawy nie wyszedł - odparł z lekkim uśmiechem, po czym stanął przed Branem na lekko ugiętych nogach. Ćwiczenia nie ćwiczenia, statek kołysał się wciąż tak samo. Choć dodatkowe utrudnienie mogło wyjść im na dobre.
Rycerz zasalutował dziarsko unosząc broń i od razu zaatakował Roberta, lewą ręką w zamachy na jego szyję i gdy ten uniósł broń by sparować prawa pięść Brana wyskoczyła błyskawicznie mierząc w splot słoneczny mężczyzny.
Robert odruchowo uniósł broń chcąc zasłonić się przed ciosem. Atak z lewej ręki zmusił go do nietypowej parady, która nie dość, że niewygodna to jeszcze ograniczała pole widzenia. Z trudem uniknął nadlatującej pięści, w ostatniej chwili wyginając ciało. Załaskotało. Gdyby to była prawdziwa walka, walnąłby teraz przeciwnika buławą na odlew w głowę. Ale nie była - wykonał więc piruet ryzykując odwrócenie się do Brana tyłem, by z półobrotu wyprowadzić płaski cios w bok mężczyzny.
Bran związawszy prowizoryczną broń z kijem Roberta pędzącym w jego bok wolną ręką chwycił ramię przeciwnika i przyciągając go do siebie z góry, wykorzystując swój wzrost zaatakował twarz Roberta czołem. Nie uderzył jednak zatrzymując się o cal. By w następnej chwili puścić Roberta i odskoczyć. Kończąc w ten sposób pierwsze starcie.
- Niezła kombinacja, ale mogłeś mnie trafić na odlew. - uśmiechnął się salutując bronią.
- Ano mogłem, ale jeszcze by ci się jakieś klepki poprzestawiały i byłby problem - Robert zasalutował również.
Następny atak, to była kombinacja trzech ciosów. W splot słoneczny, który wydawał się być ulubionym miejscem ataku rycerza, brodę i bark. Ruchy Brana były szybkie i rycerz nie markował uderzeń. Jeśli Robert by nie sparował zarobiłby bolesnego siniaka.
Tym razem Robert nie miał ochoty, by młody rycerz popisywał się jego kosztem. Łatwo uniknął ciosu w splot słoneczny, a gdy Bran zadał cios w górne partie jego ciała podbił jego broń swoją, a lewą pięścią wyprowadził potężnego haka w brodę przeciwnika - również nie markując ciosu.
- Drugie starcie należy do mnie. Myślę, że jak na pierwszy raz nam starczy - odparł Robert, sięgając po koszulę
Bran potrząsnął głową z lekka oszołomiony sprawdzając językiem ruszający się ząb.
- Przecież dopiero zaczęliśmy.
Stwierdził zdumiony.
Widząc, że Robert nie żartuje spojrzał nieufnie.
- Jak sobie życzysz. Poczekam, aż będziesz w lepszej formie.
Skłonił się lekko.
Rycerz podszedł do stojącego nieopodal i przyglądającego się walce Wulfa. Bran miał dość kwaśną minę.
- Niedobrze. – stwierdził stając przy kapłanie.
- On nie lubi walczyć. Jest pasywny, zachowawczy i schematyczny. W dodatku nie chce się uczyć, albo co gorsza myśli, że wszystko umie. Nie ma w nim agresji. Miał cztery okazje, by mnie trafić, a skorzystał z jednej. Zaraz potem wycofując się w obawie odwetu. Jakby ćwiczenia były po to by pokazać kto jest lepszy. W ogóle go nie interesowało, jak wyszedłem na pozycję ataku z czoła. Nie chciał analizować naszych ruchów. Jest zbyt ufny w swoje umiejętności. Niedobrze. – pokręcił zmartwiony.
- To ojciec rodziny i drwal. Nie zdziwię się, jeśli w życiu jedynie z drzewami się potykał. Pierwsze starcie zweryfikuje, jeśli z łuku szyje lepiej, będzie się starał trzymać poza zasięgiem. Nie zna się na szermierce, a jego pesymistyczne podejście do życia w końcu samo go zabije. - skwitował kapłan.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 16-03-2010 o 08:51. Powód: Odpowiedź Wulfa.
Tom Atos jest offline