Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2010, 22:09   #20
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Kenny & Cassandra

Kenny rozmyślał trochę o rozmowie z Sebastianem i Ingrid pijąc następną Coronę – przyznał sam przed sobą, że atmosfera pubu sprzyjała przyjemnym posiedzeniom nad browarem, choć nie pamiętał, kiedy ostatnio tak dużo wypił. Z każdą kolejną minutą ludzi na sali przybywało, co chyba najbardziej cieszyło organizatorów imprezy. Wyglądało na to, że muzyka celtycka ma wielu zwolenników również w tych stronach, a Bawarczycy lubią się zabawić nie mniej niż Wyspiarze.

Poznane dzisiejszego wieczoru kuzynostwo zrobiło póki co na ratowniku dobre wrażenie. Może nieco lepsze Ingrid, gdyż oprócz niezłych walorów fizycznych i ogólnego otwarcia się w rozmowie, nie zdzieliła Kenny’ego w gębę, tak jak uczynił to Sebastian. No ale może nadarzy się okazja, by się zrewanżować równie mocnym prawym sierpowym? Mężczyzna uśmiechnął się do tych myśli lustrując wzrokiem zapełniającą się salę. Wiedział dobrze, że wśród tych ludzi znajdują się kolejni członkowie rodziny, ale póki co nie miał przyjemności (bądź nie) z nimi porozmawiać. Może później to zrobi, jeśli warunki będą sprzyjały.

Koncert w końcu się rozpoczął, a w międzyczasie ratownik przypatrywał się krzątającej obok sceny Cassandrze. Nie wyglądała na stremowaną, choć od czasu do czasu na jej twarzy pojawiał się dziwny grymas, jakby bólu. Początkowo Miller miał zamiar podejść i zapytać, co się stało, ale zdał sobie sprawę, że może kobieta nie będzie sobie życzyć, by jej przeszkadzać przed występem, dlatego Szkot pozostał przy stoliku oczekując jej występu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=t8sfibGEZH0&feature=related[/MEDIA]

Po udanej rozgrzewce grupy „Milton’s Poem”, którą publiczność przyjęła bardzo ciepło, na scenie pojawiła się Cassandra ze swoim „Spirit of Nature”. Siedzący niemal przy samym podwyższeniu Kenny uśmiechnął się do niej i wraz z pozostałymi gośćmi lokalu przywitał zespół gorącymi oklaskami. Gdy brawa ucichły, grupa zaczęła wygrywać melodie pierwszego utworu. Ratownik musiał przyznać, że Cass miała wspaniały głos, a muzyka była po prostu magiczna. Czuł się jak w domu słuchając dźwięków, które rysowały w jego głowie widoki znane z Dunbar – plażę, zapach wody, las, ciepły wiatr… To było coś osobliwego – jakby czas się nagle zatrzymał, a była tylko muzyka i przyroda wokół niego. Wiedział też, że takie dźwięki można tworzyć jedynie będąc na Wyspach, będąc częścią otaczającej wspaniałej natury. Bo widoków jakie rozciągały się w całym UK nie dało się opisać słowami. Tam po prostu trzeba było być i to czuć.

Jednak coś było nie tak. Podczas wykonywania utworu „Sleeping Sun”, czuć było wyraźnie, że jej głos, przez cały występ pewny i wyraźny, teraz zaczął się łamać. Kenny widział ból na jej twarzy, jednak mimo wszystko dziewczyna dokończyła występ, oddając ostatni utwór instrumentalistom ze swojej grupy. Szkot widział, jak powoli schodzi ze sceny, ledwo trzymając się na nogach. Nie mógł tego tak zostawić. Poderwał się z krzesełka i ruszył w stronę kulis, gdzie odnalazł wokalistkę siedzącą, zmarnowaną na schodkach. Wcześniej usłyszał coś, co było przeznaczone tylko dla wilczych uszu. Zaniepokoiło go to, jednak chwilowo postanowił się powstrzymać z podejmowaniem pochopnych ruchów. Miał zamiar coś z tym zrobić, ale teraz chciał się dowiedzieć, co się stało kobiecie. Podszedł do niej i przyklęknął patrząc jej w oczy. Nie wyglądała dobrze.

- Co się stało? Słabo się czujesz? – zapytał. – Chodź, wyjdziemy na powietrze, dobrze ci to zrobi. – chwycił ją za dłoń.

Była tak słaba, że nawet nie oponowała. Kenny asekurował ją ramieniem i wyprowadził na tę samą werandę, na której niedawno rozmawiał z Sebastianem. Nie było zbyt tłoczno, część gości najwyraźniej zniknęła w środku ciekawa poszczególnych występów. Uderzył w nich lekki, ciepły wietrzyk, a słońce powoli chowało się za horyzontem.


Miller posadził dziewczynę przy wolnym stoliku i usiadł obok niej.
- Jak się czujesz? Lepiej? – spojrzał na nią. - Poczekaj chwilkę i oddychaj głęboko, zaraz wracam.
Po tych słowach pędem wbiegł znów do pubu, a po chwili przyniósł do ich stolika szklankę wody.
- Mineralna niegazowana, napij się. – podał jej naczynie. – Co się dzieje? Może zadzwonić do szpitala?
- Nie, to tylko migrena – odpowiedziała w końcu. Zaczerpnęła powietrza, krzywiąc się. Nadal tu było za jasno i za głośno. Wzięła kilka łyków wody, jednak niewiele to dało i w rezultacie zrobiło się kobiecie nawet jeszcze bardziej niedobrze.
- Chodźmy do lasu – poprosiła słabo. – Tu jest za dużo światła i hałasu… Jeszcze trochę i zapoznasz się z moim obiadem – uśmiechnęła się na siłę, starając robić dobrą minę do złej gry. Nie przywykła do marudzenia, wolała całą sytuację obrócić w żart.
- Poznałem dzisiaj na sali pewną lekarkę, może ją zawołać, żeby cię obejrzała?
- Skarbie, od tego się nie umiera…
- posłała mu słaby, aczkolwiek ciepły uśmiech. – Wyglądasz na zmartwionego, ale mogę się mylić. Kiepsko widzę.
Spróbowała mu się przyjrzeć, jednak świecąca plama przed oczami skutecznie jej to uniemożliwiała. Widziała jedynie niewielki fragment tego, co zwykle i właśnie dlatego tak się ciągle o coś potykała.
- To może zostańmy tutaj, skoro to migrena i nie widzisz wszystkiego? – zaproponował.
- Właśnie dlatego chcę wyjść. Te dźwięki i światła… bolą… - jęknęła cicho.
- Dobrze, chodźmy.

Pomógł jej wstać i powoli wyprowadził z pubu. Odeszli kawałek, wchodząc między drzewa i choć Cassandra odetchnęła z ulgą, nie wyglądało na to, by kobiecie przeszło. Długa suknia nieco utrudniała poruszanie się i co jakiś czas wokalistka się potykała.
- Trzymaj się mnie. – powiedział Kenny i chwycił ją za dłoń. Nie oponowała. – Może staniemy gdzieś z boku? O tej porze w lesie jest ciemno, nie ma sensu odchodzić za daleko. Zwłaszcza, że nie czujesz się dobrze…
- Jednak się martwisz
– stwierdziła z nutką zadowolenia w głosie. – Jeśli chcesz, to idź po swoją koleżankę lekarkę, sama ci powie, że to nic takiego – powiedziała z trudem.
- Biorąc pod uwagę to, jak fałszowałaś pod koniec występu, to tak – martwię się. – rzucił rozglądając się po okolicy. Las powoli układał się do snu. Przynajmniej teoretycznie.
- Aż tak źle było? – jęknęła zmartwiona.
- Przez pierwsze trzy kawałki było po prostu świetnie… Ale potem zaczęłaś kaleczyć, pewnie przez ten ból głowy. Nie przejmuj się, twoi koledzy dali radę i dokończyli ostatni utwór. – położył dłoń na jej ramieniu. – Czujesz jakąś poprawę? Jeśli nie, to wracajmy do pubu – nigdy nie miałem migreny, ale podejrzewam, że niezbyt przyjemnie jest chodzić po lesie, gdy się widzi jedynie połowę obrazu przed oczami…
- Nie mów tyle, dźwięki bolą – poprosiła i schowała twarz w dłoniach. Świat zawirował. – Tam jest jasno i głośno, duszno, gorąco – wybełkotała. – Chcę zostać tutaj. Spać…

Nadal był zaniepokojony wyciem wilka i nie dawało mu to spokoju tak samo, jak samopoczucie nowej znajomej. Najchętniej by ją odwiózł do pensjonatu, ale czuł, iż po prostu nie może się stąd ruszyć. Skoro czuła się lepiej na świeżym powietrzu, a byli zaledwie kawałek od pubu, mógł się wrócić po Ingrid i jej kolegę. Partner lekarki by miał oko na Cassandrę, a on w tym czasie by porozmawiał z braćmi i siostrą. Nie mogli przecież zignorować wołania o pomoc. Już miał się zebrać, gdy nagle coś innego mu przyszło do głowy.
- Ten wasz gitarzysta, taki dość podobny do ciebie. Brat? – wypalił.
- Mhm…
- Ok., poczekaj tutaj, pójdę po niego. Pewnie zna się na twoich migrenach lepiej ode mnie i bardziej ci pomoże…
- Znikasz?
– zapytała, podnosząc na niego zamglony wzrok.
- Muszę, dostałem sms-a od ojca, że jest w mieście przejazdem i chce się spotkać. Nie widzieliśmy się dwa lata, więc chyba sama rozumiesz? – skłamał.
- Jasne. To żegnaj, miło było poznać – westchnęła.
- Który pokój zajmujesz w pensjonacie?
- 34. A co? – burknęła.
- To się nawet dobrze składa, bo ja mam 32, czyli obok ciebie. Jak tylko skończę rozmawiać z ojcem, wpadnę do ciebie.
- Serio? – zapytała z nutką nadziei w głosie.
- No tak, a dlaczego nie? Myślałaś, że jestem jednym z tych, którzy pojawiają się i znikają tego samego wieczora?
- Tak – odpowiedziała szczerze. – Nawet nie doszliśmy do łóżka, a mnie już przy tobie głowa boli… Kiepski początek znajomości – uśmiechnęła się niepewnie.
- Nieważne, jak się zaczyna, ważne, jak się kończy. – Kenny uśmiechnął się krzywo. – Poczekaj chwilę, zaraz wrócę z twoim bratem.

Rzucił się pędem w stronę pubu mając nadzieję znaleźć szybko tego tyczkowatego rudzielca. Na szczęście nie szukał długo, chłopak siedział przy barze, popijając Guinnesa i zagadując jakąś piersiastą kelnerkę. Kenny wyjaśnił mu szybko, co się stało, po czym obaj opuścili lokal, kierując się do Cassie. Kobieta wykorzystała nieobecność ratownika, by się zwinąć w kłębek na środku drogi i przysnąć na chwilę. Była mocno niepocieszona, gdy ją zaczęli budzić.
- Jest już twój brat, zaopiekuje się tobą. – Kenny szybkim ruchem podniósł ją do pionu. Z trudem zatrzymała obiad w żołądku, wolała nie dawać mu prezentów prosto z serca… Miller spojrzał na rudzielca i rzekł. – Zajmij się nią. Jakby coś się działo, dzwoń na pogotowie. Albo nie! – Kenny sięgnął do kieszeni i wyjął z niej telefon. – Podam ci numer do pewnej lekarki, jest tutaj i byłaby zapewne szybciej w pensjonacie niż ambulans.
- To tylko migrena… - jęknęła Cassie, ale Patrick kazał jej siedzieć cicho.
- Migrena czy nie, lepiej to sprawdzić. – skwitował Kenny. Jeszcze nie miał do czynienia z czymś takim i wolał nie ryzykować. Spojrzał na bladą Cass. – Zadzwonię do ciebie niedługo.
- Nie masz numeru. – uśmiechnęła się lekko.
- Ale mi go dasz teraz. – skwitował. Nie mając za bardzo wyboru, kobieta podyktowała swój numer, a ratownik wklepał go do telefonu. – Ok., to ja lecę. Trzymaj się. A ty – spojrzał na jej brata – masz się opiekować siostrą. Bo jak się dowiem, że tego nie zrobiłeś, to będziesz miał jeszcze cięższy ból głowy niż ona. – mruknął poważnie.
- Nie strasz mi brata! – klepnęła go pięścią w tors. Miller nawet tego nie poczuł. – Cholera, ale ty twardy jesteś – bąknęła i roześmiała się.
- Wiem, wszystkie mi to mówią. – puścił jej oczko. – Wpadnę do ciebie później, do zobaczenia.

Ruszył w kierunku pubu, przysłuchując się dźwiękom dobiegającym z okolicy. Miał zamiar porozmawiać z Sebastianem, w końcu nie był u siebie. Potem podejmie decyzję, co robić dalej.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline