Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2010, 22:36   #133
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Drzwi karczmy otworzyły się i zebrani w środku zobaczyli wysokiego, postawnego mężczyznę o czarnych, krótkich włosach, który przenikliwym spojrzeniem taksował całą salę i gości tego przybytku. Odziany w pełną skórznię, która zapewne skrywała pod kurtą coś więcej niż jedynie tunikę, z rękojeścią miecza wystającą znad prawego barku, zdradzał kogoś, kto potrafi się posługiwać orężem i nie nosi go od parady. Uzupełnieniem stroju były wysokie buty jeźdźca, a także szaro-zielony płaszcz z kapturem. Przy szerokim, skórzanym pasie spoczywał długi sztylet. Po twarzy nieznajomego widać było, że ma za sobą długą podróż.

Mężczyzna przybył do miasta wczesnym rankiem, gnany potrzebą zarobku, bo czymże innym. Nie było w tym żadnej głębszej filozofii - pieniądze powoli się kończyły, a trzeba było coś jeść i gdzieś spać. Zostawił swoją klacz w przy zajezdnej stajni, nakazując chłopcu stajennemu, by ten ją oporządził i doglądał, czy niczego jej nie brakuje. Nieznajomy najpierw próbował szczęścia w lokalnej straży miejskiej, niestety, bez powodzenia – okazało się bowiem, że na takim zadupiu wszystkie podobne wakaty są już obsadzone. Kapitan był jednak na tyle uprzejmy, że wskazał wojownikowi karczmę, w której mógł się dowiedzieć czegoś więcej na temat roboty dla kogoś z jego umiejętnościami.

Czarnowłosy przez chwilę rozglądał się po sali, w końcu lokalizując młodziana z poszarpaną nogą, który miał się okazać dobrym źródłem informacji. Przy zajmowanym przez niego stoliku siedziało kilku jegomości, dlatego też tam początkowo swe kroki skierował mężczyzna.

- Witam szanowne towarzystwo. – rzucił głębokim, dość donośnym głosem będąc już przy stoliku. Na razie się nie przysiadał, przyglądając się wszystkim z góry. – W pewnych kręgach powiedziano mi, że spotkam tutaj Jonn’a, który ponoć wie coś o robocie dla ludzi, którzy rozgłos zdobywają mieczem. Nazywam się Ulkjaar i byłbym zainteresowany zarobieniem kilku monet. – uśmiechnął się krzywo i w końcu klapnął na siedzisku przywołując gestem dłoni karczmarkę kręcącą się między stolikami. – Dla mnie jajecznica na cebuli, pół bochna chleba i rosół jeśli szanowna pani ma na stanie. – błysnął zębami i popatrzył po towarzystwie przy stoliku, oczekując odpowiedzi chłopaka z ranną nogą.
- To ja jestem Jonn - młody chłopak siedzący lekko nienaturalnie na ławie odezwała się słysząc swoje imię - widzę, że Ninaran znalazł sobie sposób na pozbywanie się natrętów... Siadaj z nami. Trafiłeś na kwiat tutejszych poszukiwaczy przygód... Dagna, a co z tymi krwawymi śladami w lesie? Przez pół dnia o tym słucham, za chwilę to okaże się, że tam jest jakieś miejsce składania ofiar dla jakiegoś kultu...
- Jak dla mnie pierwotnym przeznaczeniem tego miejsca było oprawianie upolowanej zwierzyny. Tego możemy być pewni. Jednak to co tam zobaczyłem na pewno nie było skutkiem działania myśliwych. Poza krwawymi znakami, namalowanymi dookoła znaleźliśmy też jakieś rozpadające się zwłoki. Mężczyzna musiał zostać zabity precyzyjnie, jednym ciosem. Następnie ktoś poszlachtował go jak prosiaka, aby nikt nie mógł go rozpoznać zapewne... Znaleźliśmy też rzeczy, o których ci wczoraj wspominałem... tyle.
- Czyli ogólnie ktoś tam ukrył morderstwo? Cóż... Mieszkańcy mieli tyle do plotkowania o tym kulcie...


- Kłaniam się, Jonn'ie. - mężczyzna wykonał teatralny gest dłonią. - Widzę że w odpowiednim czasie trafiłem do tego zacnego miasteczka, bo chyba roboty dla takich jak ja... bądź takich jak my... - spojrzał na towarzyszy przy stole. - nie zabraknie.
- To chyba jak my wszyscy - uśmiechnął się przyjacielsko elf, ciesząc się że nie jest już ani sam, ani ostatni... - no może z wyjątkiem imienia, Lilawander jestem i wygląda na to, że wszyscy przybyliśmy w tym samym lub podobnym celu... Dobrze trafiłeś, właśnie dyskutujemy o starym cmentarzysku... i o sposobne na odkrycie... No właśnie, a o co właściwie jest podejrzewany ten cały Barwin?? Ukradł, zabił kogoś dla błyskotki czy o co z nim chodzi?? Pytanie było jak najbardziej na miejscu, zważywszy że ani elf ani nowy nie orientowali się do końca w sprawach tego miasta, choć elfowi powoli ze strzępków informacji wyłaniał się jako taki obraz. Wiedział już, że być może bardziej niż Barwinem warto by zająć się "Pisarzem" - bo ten także ewidentnie coś ukrywa...i nie trzeba go nawet wywabiać z jego pomieszczenia...

- O nic... Ale prawdopodobnie wie coś o kimś kogo szukam i nie chce się tym z nami podzielić. Wybacz mi dystans z jakim rozmawiamy, ale znamy się od kilku minut. Grzechem byłoby nie skorzystać z twojej propozycji pomocy, więc myślę, że możemy spróbować... "przejrzeć" zawartość skrzyni Barwina.
- Miło mi poznać, Lilawanderze.
- człowiek skinął mu głową. - Stare cmentarzysko? - Ulkjaar zerknął na elfa. - Jest tam coś konkretnego do zrobienia? Jeśli tak, to wchodzę w to... Tylko najpierw chciałbym wiedzieć, ile płacą... I co to za Barwin? Nie jestem za bardzo w temacie, dopiero co przyjechałem, a z chęcią bym się czegoś dowiedział o tej barwnej mieścinie. Panowie miejscowi, czy przyjezdni jak ja? - zapytał, a po chwili na stół wjechał gorący rosół i pół bochna chleba, pokrojonego w równe kromki. - I mają jakieś imiona? - spojrzał na tych, którzy się nie przedstawili.
- Jajecznica się robi, będzie za chwilę. - rzuciła kelnerka i zniknęła za kontuarem.

Dmuchając w łyżkę gorącej zupy, wojownik czekał na to, co odpowiedzą mu nowi "znajomi". Zapowiadało się całkiem ciekawie, jak na ten męczący poranek. Może nawet nie będzie już musiał szukać roboty - zależy też, jaka będzie stawka...
- Moje imię brzmi Kumalu.
- Nazywam się Dagna i jestem tu od wczoraj. Przybyłem tutaj w ślad za mordercą - Ditto Waldez'em, którego widziano tutaj jakiś czas temu. Z tego co udało nam się ustalić podszywa się pod niejakiego Parla Cranewinga i niedawno próbował sprzedać tutaj jakąś magiczną bransoletę, jednak nikt, do kogo go odesłano podobno go nie widział. Zarówno mi, jak i Jonnowi wydaje się, że jedna z tych osób- kupiec Barwin kłamie, dlatego też chcemy to sprawdzić.
- Powiadam, że jeśli życie Ci miłe, to bez solidnej obstawy nie idź nigdzie. W lasach roi się od koboldów i są to zorganizowane grupy. Mają nawet czarowników! - Otto był wyraźnie przejęty - zabili kilku moich towarzyszy, a reszta uciekła - Otto wymownie spojrzał na Amberlen.
- Jeśli chcecie, mogę wam pomóc... Pytanie tylko, ile da się na tym zarobić? - rzucił wojownik jedząc rosół. - Co nieco mieczem robić potrafię, kuszą też się posługiwać umiem, więc jak się gorąco zrobi, mogę się przydać. Poza tym w kupie siła, a jak mi ktoś kiedyś powiedział na Chłodnych Ziemiach - kupy nikt nie ruszy. - Ulkjaar uśmiechnął się szeroko wodząc wzrokiem po towarzyszach przy stole. Mimo ogólnego zmęczenia, humor go nie opuszczał.
- Rozsądne działanie, udowadniając kupcowi kłamstwo, będzie można posunąć się ciut dalej... w przepytywaniu...
- Chwila, moment. Jeżeli idzie o Barwina to sprawa wygląda dla mnie tak. Do miasta przybywa Waldez, a przynajmniej osoba łudząco do niego podobna i tutejszy kowal twierdzi, że Waldez chciał mu sprzedać ponoć magiczną bransoletę. Kowal jednak czymś takim nie handluje i odesłał go do Barwina. Barwin jednak twierdzi, że nigdy nie widział Waldeza. Sam Waldez płaci karczmarce na następne noce w karczmie, ale znika z miasta, zanim ktokolwiek z nas się tu pojawia.. Więc odpowiadając na twoje pytanie Lilawanderze - jeżeli ma tą błyskotkę to kłamie, a to znaczy, że mógł maczać łapy w zaginięciu Waldeza. Ulkjaar, zarobić to póki co można tylko na koboldach... Ale to musisz popytać Otto, bo ja i ruszanie się poza miasto to się wyklucza...
- Mogą być i koboldy na początek, ważne, żeby pieniądz się kręcił.
- wojownik uśmiechnął się znad miski zupy. - Gdzie mogę znaleźć tego Otto, Jonn'ie? Z chęcią bym się z nim rozmówił za wczasu, nim pójdę się przespać po ciężkiej podróży. Nie żebym był wścibski, ale co się stało z twoją nogą? Jakaś rana po walce? - spojrzał w oczy chłopakowi.
- Owszem. Rana w walce. - odparł z wyraźną niechęcią.
- Ja jestem Otto - mimo że siedział na sąsiednim zydlu czuł, że nikt go nie widzi... - te koboldy dokoła to nie przypadek, wierz mi. Otto opowiedział zebranym o zasadzkach, o licznych koboldach, ich legowisku, o trupach towarzyszy leżących w lesie. Ktoś musi coś z tym zrobić, bo dzieje się tu coś złego!
- Czy to wyglądało jakby specjalnie atakowały? - zainteresował się Jonn, ale dyskusja potoczyła się w innym kierunku.
- Proponuję zająć się Barwinem, koboldy nie zajce - nie uciekną, a jeśli poszukiwany morderca ukrywa się dzięki pomocy kupca, to sprawę należy natychmiast zbadać. Zanim ten zatrze zbyt wiele śladów. Jeśli ma błyskotkę i świadomie kłamał... mógł liczyć na więcej błyskotek... i chyba zaczynam się już domyślać dlaczego te ruiny czy ostatnie miejsce pochówku są tu takie ważne... - skomentował Lilawander. - Czy potrafi ktoś otwierać zamki? Bo nawet nie będzie o czym dyskutować jak staniemy nad zamknięta szkatułą.

- Jeśli mi ktoś zapłaci, to się mogę zająć nawet i samą karczmarką... Więc czy to będą koboldy, czy jakiś typek spod ciemnej gwiazdy, dla mnie jeden pies. - Ulkjaar wzruszył ramionami. Póki co, na razie przysłuchiwał się temu, co mają do powiedzenia nowi znajomi - potem będzie wyciągał wnioski. Chwilę później podano mu kopiec jajecznicy z cebulą, a wojownik zaciągnął się jej zapachem by po chwili wydać z siebie odgłos zadowolenia. - Smacznego, panowie. - chwycił za drewniany widelec patrząc namiętnie w talerz. Nie ma to jak smak ciepłego posiłku po kilku dniach podróży. Na otwieraniu zamków się nie znał, więc nie zabierał głosu w oczywistych kwestiach.
Lilawander również nie próżnował, zajął się własną porcją jajecznicy, którą otrzymał dokładnie taką jak zamawiał.
- Rozumiem Lilawanderze, że jesteś zainteresowany złapania Waldeza? Dobrze... Jeżeli chodzi o Barawina to musimy to załatwić najdyskretniej jak się tylko da. Ja niestety nie potrafię otwierać zamków, co nieco komplikuje sprawę. Zostaje nam albo zabrać całą skrzynię i otworzyć ją po "chłopsku", albo ukraść też klucz, którego pewnie strzeże bardziej niż kapłanka cnoty. Jeśli wyjdzie na jaw, że to my stoimy za kradzieżą, czy szantażem narobimy sobie niemałych kłopotów. W tym mieście przyjezdni są traktowani surowo...

- Znam się co nieco na iluzji, myślę, że będę potrafił odwrócić uwagę... a jeśli mamy rację, to wszelkie podjęte środki będą uzasadnione.
- I tu może być problem. Dla tutejszej władzy Waldez jest nikim, więc nasze uzasadnienia mogą ich nie obchodzić.

- Więc będzie trzeba zrobić to dyskretnie, może w nocy? Chmm... po prostu musimy mieć plan. Jeżeli Barwin kryje...zbiega to pewnie i wciąż się z nim spotyka. Ja jestem nowy... jestem magiem, może po prostu rozpytam go - to znaczy Barwina o magiczne rzeczy na sprzedaż...dyskretnie i jakby przy okazji... zobaczymy czy się skusi... Zresztą od razu będę mógł zbadać i opisać wam później błyskotkę, a obejdzie się bez kradzieży. Czym zajmuje się ten Barwin na co dzień? Rozumiem, że jest jakimś sprzedawcą??
- Ma magazyn niedaleko stąd... Jeżeli się skusi to może na prawdę będzie to lepsze rozwiązanie niż kradzież. Przynajmniej na początek. Trzeba będzie też zająć się tym pisarzem.
- Więc świetnie, najlepiej jak pójdę tam sam, będę mniej ... niebezpieczny w ocenie Barwina, co on tam sprzedaje?? Zresztą rozejrzę się na miejscu.
Elf dokańczał jajecznicę gotując się do wyjścia, chciał jednak przed wyjściem usłyszeć zdanie pozostałych, lub inne pomysły.
- Ja się zajmę pisarzem. Porozmawiam z nim później... może uda mi się coś z niego wyciągnąć po dobroci. Jeżeli nie.... Będzie trzeba pomyśleć o innych sposobach. Kumalu, co zamierzasz?
- Przyłączę się do łapania Waldeza, ale potrzebuję też zbadać tutejszą twierdzę. Wydaje mi się że jeżeli wspólnie połączymy siły to załatwimy obie te sprawy.
- Jeśli poczekasz, aż zjem śniadanie, przejdę się z tobą, Lilawanderze...
- powiedział wojownik. - I tak, póki co, nie mam nic lepszego do roboty.
- Pójdę od razu, będziemy wiedzieć na czym stoimy.
- Jak uważasz, zatem pójdę spać. Jeśli mają tu jakieś wolne pokoje, to jakby ktoś coś ode mnie chciał, szukać mnie na górze.
- Ulkjaar dokończył jajecznicę, podszedł do kontuaru i wynajął pokój. Miał zamiar zatrzymać się tutaj na kilka dni, zwłaszcza, że z tego co mówił Jonn wynikało, że znajdzie tutaj dla siebie zajęcie na jakiś czas. Chwilę później zabrał klucz do swojej izby, skinął głową towarzyszom i zniknął na piętrze.
- Więc postanowione. Uznajmy karczmę jako punkt zbiórek, wszyscy mamy tu wynajęte pokoje, więc prędzej czy później się tu spotkamy. Jeżeli uda nam się szybko dowiedzieć czegoś od pisarza, możemy udać się do twierdzy, jeżeli chcesz.- zwrócił się do Kumalu.
- To mi pasuje.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline