Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-03-2010, 00:28   #131
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Lilawander właśnie przybył do miasta, klął jak szewc gdy okazało się nad rankiem, że miasto było oddalone o godzinę drogi gdzie urządził sobie nocleg. "Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem" - pomyślał i niemal od razu skierował swe kroki ku karczmie. Miasto zainteresowało go z powodu swej opuszczonej twierdzy, o której usłyszał mimochodem u swojego mistrza. Właściwie jego wiedza ograniczała się do tego że twierdza... a może wieża? Istnieje i że jest opuszczona...albo nie całkiem, ale w każdym razie, że nikt normalny tam obecnie nie mieszka. Wiedział więc niewiele i zamierzał ten stan rzeczy zmienić, poza tym podróż nieco wyczerpała jego środki i koniecznie musiał rozejrzeć się za jakimś źródłem dochodu.

Miasteczko wyglądało ładnie i ... sielankowo. Elf był wręcz zachwycony a widząc karczmę od razu postanowił zaspokoić swój głód...kulinarny.

Po chwili do karczmy wszedł elf, ubrany w strój podróżny, z plecakiem i ładnym grawerowanym kijem którym wspierał się w podróży. Przez plecy miał przewieszony łuk i kołczan ze strzałami... Były to jednak pozory, które ukrywały prawdziwą profesje elfa.

Zamówił u karczmarki śniadanie

- Jajecznicę na boczku... ze szczypiorkiem jeśli można... i z chlebem
A na obiad mam nadzieję że znajdzie się coś z tutejszych specjałów??
- Ależ oczywiście
- odrzekła karczmarka z uśmiechem- przygotuję coś specjalnie dla szanownego gościa - zainkasowała należność i uśmiechnęła się jakby szerzej...
Elf odwzajemnił uśmiech po czym szukając wolnego miejsca i jednocześnie źródła informacji ( karczmarkę zostawił sobie na później) przysiadł się do stolika - jak mniemał poszukiwaczy przygód, bo na chłopów czy mieszczuchów to mu nie wyglądali, choć pozory mogą mylić - o czym świadczył choćby i jego zwykły strój.

- Witajcie jestem Lilawander, - elf przedstawił się i lekko ukłonił -
-Przybyłem do tego miasta w poszukiwaniu opuszczonej twierdzy...nie słyszeliście o jakiejś? A może wiecie gdzie tu można zarobić trochę uczciwych pieniędzy? Może sami macie jakieś ciekawe zajęcie, bo na miastowych to mi raczej nie wyglądacie? - zagadnął elf
- Idąc na północ traktem można dojść do twierdzy, a w zasadzie jej ruin, przynajmniej tak mówią... - odparł młody chłopak - Nazywam się Jonn.
- Witaj Jonn, no a ruszył już tam ktoś czy może wyprawa się jakaś zbiera? Nigdy tam nie byłeś?? - zapytał rozumiejąc że chłopak chyba sam jej nie widział, - Czemu? A i pozwól że postawie ci piwo, skoro już suszę twoje gardło tak dokładnie wypytując.
- Czemu? Bo z rozwaloną nogą i obitymi żebrami ciężko się gdzieś ruszać. Ale może inni mieliby ochotę...
- A więc się rozpytam...
- Obecny tutaj Kumalu - wskazał na czarnoskórego mężczyznę - czy jego towarzysze również zajmują się tutejszymi sprawami... Więc to bardzo dobry stolik do tej rozmowy.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 16-03-2010 o 11:21.
Eliasz jest offline  
Stary 17-03-2010, 20:08   #132
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kumalu obudził się dzisiaj wcześnie i szybko zszedł na śniadanie. Był trochę zaniepokojony nieobecnością Emmy (w końcu szkoda byłoby takiego fajnego ciała). O innych towarzyszy nie martwił się zbytnio, gdyż wczoraj służący widzieli ich udających się na spoczynek. Gorzej było właśnie z młodą czarodziejką, bo nikt nie widział jej od momentu powrotu do miasta.

Będąc już w jadalni zauważył wychodzącego mężczyznę.

"Z tego co pamiętam ten facet miał z konkurencyjną grupą zbadać ruiny twierdzy. Chyba nie zrobili tego w tak krótkim czasie? Ciekawe." - pomyślał rozglądając się w poszukiwaniu znajomych osób, jednak nikogo z podróżujących z nim towarzyszy jeszcze nie było na dole. Usiadł przy stole i gdy czekał na kelnerkę, usłyszał rozmowę toczącą się obok. Ewidentnie rozmówcy człowiek i elf rozmawiali o nim.

Kumalu nie zastanawiając się wiele podszedł do nich i zapytał.
- Wybaczcie, ale przez przypadek usłyszałem że o mnie mówicie. Czy mogę wiedzieć o co właściwie chodzi?
- Tak dokładnie to o mnie - uśmiechnął się przedstawiciel starej rasy do czarnoskórego towarzysza, - mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko pomocy maga w wyprawie na twierdzę...koboldy czy tez inne dochodowe i wzbogacające wiedzę zajęcia? Oczywiście w zamian za swą magię chcę być uczciwie potraktowany przy podziale łupów...
- Ja chętnie widziałbym nowych członków w drużynie, natomiast nie wiem co powiedzą na to moi towarzysze. Poczekajmy więc jak zejdą na śniadanie, a my w tym czasie poznamy się lepiej. Jestem Kumalu - rzekł czarownik podając wszystkim rękę na przywitanie.
- Nazywam się Jonn, i widziałem Was wczoraj rozmawiających przy stoliku, a ponieważ też byłem zamieszany w sprawę z końmi, znam wasze imiona...
- Miło mi jestem Lilawander - odpowiedział elf

W tym samym czasie do jadalni zszedł Dagna i widząc Kumalu od razu skierował kroki ku niemu.
- Dowiedziałem się czegoś ciekawego, co ma związek z naszym biedaczkiem z lasu i kogoś kogo ścigam.- powiedział dosiadając się- Ditto Waldez, za którym podążam pojawił się ostatnio w Winterheaven, podając się jako Parl Cranewing. Jak pamiętasz znaleźliśmy informację o nim w dzienniku... Podobno chciał sprzedać jakąś magiczną błyskotkę. Podobno rozmawiał z Barwinem, ale ten się wszystkiego wypiera. Jakby tego było mało wynajął pokój w tej karczmie, ale ten cały pisarz ze zranioną ręką twierdzi, że nikogo takiego nie widział. Prawdę mówiąc wydaje mi się, że on też kłamie, ale nie mam pojęcia jak wyciągnąć prawdziwe informacje z Barawina i pisarza. Mam wrażenie, że Waldez znalazł coś ciekawego w okolicy i może chciał się pozbyć wspólnika... Wiem, że to nie twój interes, ale chciałem cię prosić o pomoc w znalezieniu Ditta. Obiecuję, że nie będziesz na tym stratny.- dodał do Kumalu.
-A kim jest ten Ditto i czemu go szukasz?-zapytał zaniepokojony czarownik.
- Ditto to morderca, za którego wyznaczono sowitą nagrodę. Jestem tropicielem i zajmuję się między innymi szukaniem takich jak on.

"Cholera jasna, a więc Dagna jest łowcą nagród."

-Czy ten Ditto to jedyny przestępca, którego poszukujesz?- zapytał czarownik starając się zachować naturalny ton głosu.
- Nie. Szukam jeszcze kogoś, ale szczerze mówiąc teraz interesuje mnie tylko Waldez.

"Niech to szlag. Interesuje go tylko Waldez bo mnie już znalazł i teraz chce mnie wciągnąć do poszukiwań by mieć mnie na oku, a po wykończeniu tego Ditta, czy jak mu tam, kropnie mnie."

- Jeżeli idzie o Barwina to myślę, że wiem jak sprawdzić czy ma tą błyskotkę. On jest dziwny. Wszystkie cenniejsze rzeczy trzyma w drewnianej szkatule na zapleczu sklepu. Szkatule, lub czymś takim. Podczas rozmowy zaproponował mi kupno amuletu, kiedy chciałem go obejrzeć wszedł na zaplecze i otworzył coś drewnianego. To mi przypomina mojego wuja. On przeżył kilka pożarów i wszystkie swoje cenne rzeczy trzymał w jednej szkatule, aby w razie pożaru ratować tylko jedną rzecz. Barwin twierdzi, że wiele podróżował to tłumaczyłoby takie zachowanie - upilnowanie jednej rzeczy jest prostsze niż kilku. Więc jeżeli ma tą biżuterię - to ma ja w tej szkatule... - podjął wątek Jonn.
- A tak się świetnie składa, że potrafiłbym pewnie rozpoznać czy owa błyskotka jest rzeczywiście magiczna... Mag Lilawander do usług szlachetnego pana - elf ukłonił się Dagnie po chwili kontynuował.
- Widzę, że nie jestem w pełni w temacie, ale służę pomocą i jeśli mógłbym rzucić okiem na ów dziennik. A co do Barwina, skoro wszyscy są zgodni, to można by faktycznie przeprowadzić jakąś akcję...zna się ktoś na otwieraniu zamków? Magią mógłbym skutecznie odwrócić uwagę, gdyby była taka potrzeba... - zaoferował się.

"Ach te elfy, czy wszystkie są takie beztroskie" - Kumalu westchnął w duchu. Humor ewidentnie mu się pogorszył

- Można spróbować dostać się do bransolety, jednak co potem? Będziemy mięli tylko nowe pytania bez odpowiedzi -Dagna zwrócił się bardziej do Kumalu i Jonna, którzy byli w temacie.- Moim celem jest dowiedzenie się, gdzie jest Waldez, który teraz podaje się za niejakiego Cranewinga. Jeżeli chcecie zarobić to zapraszam. Za jego głowę jest wyznaczona nagroda, lecz kto wie... może uda się zgarnąć coś jeszcze?
- W zasadzie masz rację to czy Barwin kłamie czy nie niczego - samo w sobie nam nie daje... - zastanowił się Jonn. Przerwał na chwilę kiedy do karczmy wszedł poddenerwowany Otto. Chłopak wiódł za mim wzrokiem za nim nie stało się jasne, że mężczyzna podchodzi do ich stolika. Kiedy Otto usiadł kontynuował:

"Cholera czy tu się wszyscy znają?"

- Pisarz też jest ciekawy... Strasznie dokładnie przygląda się wszystkim nietutejszym... Zresztą - im dłużej o tym myślę tym bardziej mi to nie pasuje - skoro coś pisze to dlaczego nie w domu, w ciszy; tylko w głośnej karczmie? Jak rozmawiałem z nim o okolicy zrobił się strasznie nerwowy kiedy pytałem o to stare cmentarzysko.
- Ciekawy to mało powiedziane, rozmawiałem z nim przed chwilka... ten gość z pewnością nie jest tym za kogo stara się uchodzić... wierzcie mi , wiem coś o tym. Od lat skrywam się ze swą znajomością sztuk magicznych, wiedząc jak niektórzy na to reagują... To na pewno nie jest pisarz, ani nawet naukowiec... szpiega w tej... mieścinie raczej też sobie nie wyobrażam...Wiadomo w ogóle jak się on nazywa?? Mi się nie przedstawił...
- Szpieg... - słowo na chwilę zawisło nad stolikiem. - Też o tym myślałem...
- A co jest tu... do szpiegowania - zapytał cicho mag, niemal konspiracyjnie.- I czyj szpieg??
- Ja i Kumalu odkryliśmy wczoraj coś co pozwala nam sądzić, że w mieście jest szpieg, najprawdopodobniej wspólnik Waldeza. W sumie to by się zgadzało... na tym liście było napisane, że w mieście jest człowiek Cranewinga. A skoro Waldez najprawdopodobniej podszywa się pod Cranewinga... - łowca zawiesił zdanie w powietrzu.
- A jak ma na imię ten pisarz?? Mi go nie zdradził... Może warto zapytać się karczmarki za kogo się podał, jak długo tu jest i co tak właściwie o nim sądzi...? - zapytał Lilawander niemal gotów z miejsca ruszyć na spytki...
- To moim zdaniem to ma sens... - odparł Jonn po chwili zastanowienia - Wracając do szpiega. Zakładasz, że Waldez to Cranewing i że ma on w mieście wspólnika, co wynika z notatki. Póki co wszystko się trzyma kupy. Przestaje na kwestii co tu szpiegować i dla kogo? Tu wszyscy się znają, w pobliżu nic nie ma... - zawiesił głos - albo jest... Pisarza, czy tam tego gościa, bo nie wiem czym on się zajmuje tak naprawdę, możesz sobie podarować, nazywa się Rond Kelfen, jest tutejszy i wszyscy go znają od co najmniej kilku lat.
- Może Waldez robi w okolicy coś, o czym nie chciałby, żeby dowiedzieli się inni. Dla tego przekupił kogoś w mieście, żeby stał się jego informatorem i dostarczał mu nowinek na przykład o przyjezdnych.

Dagna zauważył, ze Jonn chce coś powiedzieć, ale elf zadał kolejne pytanie i rozmowa potoczyła się w innym kierunku.
- Cmentarz powiadasz? A coś ciekawego na nim jest? Daleko stąd?
Jonn spojrzał na elfa, najwyraźniej zamierzając coś powiedzieć, ale powstrzymał się.
- Hej no śmiało, przecież nie pójdę tam rabować grobów, jestem magiem, mówiłem przecież, może jest tam jakaś aura czy coś... - a wy słyszeliście coś o tym cmentarzy - zwrócił się do Kumalu i Dagny.
- Jak nie ruszam się do twierdzy to chyba logiczne, że nie ruszam się też na cmentarzysko...
- A kto tu wie najwięcej o wieży...cmentarzu i miejscowych podaniach?? - dopytywał elf, czując, że rozmówca ma bardzo ograniczoną wiedzę na ten temat. Wyglądało na to, że z racji swojej nogi sporo wiedział o osobach w mieście, mało zaś o miejscach poza nim...
- Mędrzec z wieży - Altrun, ale jak wszyscy ludzie jego profesji wygląda na lekko stukniętego i tak się zachowuje...
- To nic - uśmiechnął się elf, - dam radę i postanowił odwiedzić wspomnianego mędrca.

Kumalu nie wiele obchodziła ta rozmowa choć postanowił się przyłączyć do poszukiwań Waldeza, bardziej martwił go sam Dagna.

"Będę miał go na oku, jeżeli rzeczywiście na mnie poluje w taki sposób jak myślę to może łatwo go gdzieś po drodze zaskoczę."

Rozmowa toczyła się dalej, pojawił się nowy towarzysz i nawet Amberlen dołączyła do ekipy, czarownik jednak ciągle zamyślony tylko zdawkowo wtrącał swoje zdanie. Po dłuższej chwili Kumalu opuścił towarzystwo i udał się do stajennego. To w jego towarzystwie ostatnio widział Emmy.
 

Ostatnio edytowane przez Komtur : 17-03-2010 o 20:22. Powód: literówki
Komtur jest offline  
Stary 17-03-2010, 22:36   #133
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Drzwi karczmy otworzyły się i zebrani w środku zobaczyli wysokiego, postawnego mężczyznę o czarnych, krótkich włosach, który przenikliwym spojrzeniem taksował całą salę i gości tego przybytku. Odziany w pełną skórznię, która zapewne skrywała pod kurtą coś więcej niż jedynie tunikę, z rękojeścią miecza wystającą znad prawego barku, zdradzał kogoś, kto potrafi się posługiwać orężem i nie nosi go od parady. Uzupełnieniem stroju były wysokie buty jeźdźca, a także szaro-zielony płaszcz z kapturem. Przy szerokim, skórzanym pasie spoczywał długi sztylet. Po twarzy nieznajomego widać było, że ma za sobą długą podróż.

Mężczyzna przybył do miasta wczesnym rankiem, gnany potrzebą zarobku, bo czymże innym. Nie było w tym żadnej głębszej filozofii - pieniądze powoli się kończyły, a trzeba było coś jeść i gdzieś spać. Zostawił swoją klacz w przy zajezdnej stajni, nakazując chłopcu stajennemu, by ten ją oporządził i doglądał, czy niczego jej nie brakuje. Nieznajomy najpierw próbował szczęścia w lokalnej straży miejskiej, niestety, bez powodzenia – okazało się bowiem, że na takim zadupiu wszystkie podobne wakaty są już obsadzone. Kapitan był jednak na tyle uprzejmy, że wskazał wojownikowi karczmę, w której mógł się dowiedzieć czegoś więcej na temat roboty dla kogoś z jego umiejętnościami.

Czarnowłosy przez chwilę rozglądał się po sali, w końcu lokalizując młodziana z poszarpaną nogą, który miał się okazać dobrym źródłem informacji. Przy zajmowanym przez niego stoliku siedziało kilku jegomości, dlatego też tam początkowo swe kroki skierował mężczyzna.

- Witam szanowne towarzystwo. – rzucił głębokim, dość donośnym głosem będąc już przy stoliku. Na razie się nie przysiadał, przyglądając się wszystkim z góry. – W pewnych kręgach powiedziano mi, że spotkam tutaj Jonn’a, który ponoć wie coś o robocie dla ludzi, którzy rozgłos zdobywają mieczem. Nazywam się Ulkjaar i byłbym zainteresowany zarobieniem kilku monet. – uśmiechnął się krzywo i w końcu klapnął na siedzisku przywołując gestem dłoni karczmarkę kręcącą się między stolikami. – Dla mnie jajecznica na cebuli, pół bochna chleba i rosół jeśli szanowna pani ma na stanie. – błysnął zębami i popatrzył po towarzystwie przy stoliku, oczekując odpowiedzi chłopaka z ranną nogą.
- To ja jestem Jonn - młody chłopak siedzący lekko nienaturalnie na ławie odezwała się słysząc swoje imię - widzę, że Ninaran znalazł sobie sposób na pozbywanie się natrętów... Siadaj z nami. Trafiłeś na kwiat tutejszych poszukiwaczy przygód... Dagna, a co z tymi krwawymi śladami w lesie? Przez pół dnia o tym słucham, za chwilę to okaże się, że tam jest jakieś miejsce składania ofiar dla jakiegoś kultu...
- Jak dla mnie pierwotnym przeznaczeniem tego miejsca było oprawianie upolowanej zwierzyny. Tego możemy być pewni. Jednak to co tam zobaczyłem na pewno nie było skutkiem działania myśliwych. Poza krwawymi znakami, namalowanymi dookoła znaleźliśmy też jakieś rozpadające się zwłoki. Mężczyzna musiał zostać zabity precyzyjnie, jednym ciosem. Następnie ktoś poszlachtował go jak prosiaka, aby nikt nie mógł go rozpoznać zapewne... Znaleźliśmy też rzeczy, o których ci wczoraj wspominałem... tyle.
- Czyli ogólnie ktoś tam ukrył morderstwo? Cóż... Mieszkańcy mieli tyle do plotkowania o tym kulcie...


- Kłaniam się, Jonn'ie. - mężczyzna wykonał teatralny gest dłonią. - Widzę że w odpowiednim czasie trafiłem do tego zacnego miasteczka, bo chyba roboty dla takich jak ja... bądź takich jak my... - spojrzał na towarzyszy przy stole. - nie zabraknie.
- To chyba jak my wszyscy - uśmiechnął się przyjacielsko elf, ciesząc się że nie jest już ani sam, ani ostatni... - no może z wyjątkiem imienia, Lilawander jestem i wygląda na to, że wszyscy przybyliśmy w tym samym lub podobnym celu... Dobrze trafiłeś, właśnie dyskutujemy o starym cmentarzysku... i o sposobne na odkrycie... No właśnie, a o co właściwie jest podejrzewany ten cały Barwin?? Ukradł, zabił kogoś dla błyskotki czy o co z nim chodzi?? Pytanie było jak najbardziej na miejscu, zważywszy że ani elf ani nowy nie orientowali się do końca w sprawach tego miasta, choć elfowi powoli ze strzępków informacji wyłaniał się jako taki obraz. Wiedział już, że być może bardziej niż Barwinem warto by zająć się "Pisarzem" - bo ten także ewidentnie coś ukrywa...i nie trzeba go nawet wywabiać z jego pomieszczenia...

- O nic... Ale prawdopodobnie wie coś o kimś kogo szukam i nie chce się tym z nami podzielić. Wybacz mi dystans z jakim rozmawiamy, ale znamy się od kilku minut. Grzechem byłoby nie skorzystać z twojej propozycji pomocy, więc myślę, że możemy spróbować... "przejrzeć" zawartość skrzyni Barwina.
- Miło mi poznać, Lilawanderze.
- człowiek skinął mu głową. - Stare cmentarzysko? - Ulkjaar zerknął na elfa. - Jest tam coś konkretnego do zrobienia? Jeśli tak, to wchodzę w to... Tylko najpierw chciałbym wiedzieć, ile płacą... I co to za Barwin? Nie jestem za bardzo w temacie, dopiero co przyjechałem, a z chęcią bym się czegoś dowiedział o tej barwnej mieścinie. Panowie miejscowi, czy przyjezdni jak ja? - zapytał, a po chwili na stół wjechał gorący rosół i pół bochna chleba, pokrojonego w równe kromki. - I mają jakieś imiona? - spojrzał na tych, którzy się nie przedstawili.
- Jajecznica się robi, będzie za chwilę. - rzuciła kelnerka i zniknęła za kontuarem.

Dmuchając w łyżkę gorącej zupy, wojownik czekał na to, co odpowiedzą mu nowi "znajomi". Zapowiadało się całkiem ciekawie, jak na ten męczący poranek. Może nawet nie będzie już musiał szukać roboty - zależy też, jaka będzie stawka...
- Moje imię brzmi Kumalu.
- Nazywam się Dagna i jestem tu od wczoraj. Przybyłem tutaj w ślad za mordercą - Ditto Waldez'em, którego widziano tutaj jakiś czas temu. Z tego co udało nam się ustalić podszywa się pod niejakiego Parla Cranewinga i niedawno próbował sprzedać tutaj jakąś magiczną bransoletę, jednak nikt, do kogo go odesłano podobno go nie widział. Zarówno mi, jak i Jonnowi wydaje się, że jedna z tych osób- kupiec Barwin kłamie, dlatego też chcemy to sprawdzić.
- Powiadam, że jeśli życie Ci miłe, to bez solidnej obstawy nie idź nigdzie. W lasach roi się od koboldów i są to zorganizowane grupy. Mają nawet czarowników! - Otto był wyraźnie przejęty - zabili kilku moich towarzyszy, a reszta uciekła - Otto wymownie spojrzał na Amberlen.
- Jeśli chcecie, mogę wam pomóc... Pytanie tylko, ile da się na tym zarobić? - rzucił wojownik jedząc rosół. - Co nieco mieczem robić potrafię, kuszą też się posługiwać umiem, więc jak się gorąco zrobi, mogę się przydać. Poza tym w kupie siła, a jak mi ktoś kiedyś powiedział na Chłodnych Ziemiach - kupy nikt nie ruszy. - Ulkjaar uśmiechnął się szeroko wodząc wzrokiem po towarzyszach przy stole. Mimo ogólnego zmęczenia, humor go nie opuszczał.
- Rozsądne działanie, udowadniając kupcowi kłamstwo, będzie można posunąć się ciut dalej... w przepytywaniu...
- Chwila, moment. Jeżeli idzie o Barwina to sprawa wygląda dla mnie tak. Do miasta przybywa Waldez, a przynajmniej osoba łudząco do niego podobna i tutejszy kowal twierdzi, że Waldez chciał mu sprzedać ponoć magiczną bransoletę. Kowal jednak czymś takim nie handluje i odesłał go do Barwina. Barwin jednak twierdzi, że nigdy nie widział Waldeza. Sam Waldez płaci karczmarce na następne noce w karczmie, ale znika z miasta, zanim ktokolwiek z nas się tu pojawia.. Więc odpowiadając na twoje pytanie Lilawanderze - jeżeli ma tą błyskotkę to kłamie, a to znaczy, że mógł maczać łapy w zaginięciu Waldeza. Ulkjaar, zarobić to póki co można tylko na koboldach... Ale to musisz popytać Otto, bo ja i ruszanie się poza miasto to się wyklucza...
- Mogą być i koboldy na początek, ważne, żeby pieniądz się kręcił.
- wojownik uśmiechnął się znad miski zupy. - Gdzie mogę znaleźć tego Otto, Jonn'ie? Z chęcią bym się z nim rozmówił za wczasu, nim pójdę się przespać po ciężkiej podróży. Nie żebym był wścibski, ale co się stało z twoją nogą? Jakaś rana po walce? - spojrzał w oczy chłopakowi.
- Owszem. Rana w walce. - odparł z wyraźną niechęcią.
- Ja jestem Otto - mimo że siedział na sąsiednim zydlu czuł, że nikt go nie widzi... - te koboldy dokoła to nie przypadek, wierz mi. Otto opowiedział zebranym o zasadzkach, o licznych koboldach, ich legowisku, o trupach towarzyszy leżących w lesie. Ktoś musi coś z tym zrobić, bo dzieje się tu coś złego!
- Czy to wyglądało jakby specjalnie atakowały? - zainteresował się Jonn, ale dyskusja potoczyła się w innym kierunku.
- Proponuję zająć się Barwinem, koboldy nie zajce - nie uciekną, a jeśli poszukiwany morderca ukrywa się dzięki pomocy kupca, to sprawę należy natychmiast zbadać. Zanim ten zatrze zbyt wiele śladów. Jeśli ma błyskotkę i świadomie kłamał... mógł liczyć na więcej błyskotek... i chyba zaczynam się już domyślać dlaczego te ruiny czy ostatnie miejsce pochówku są tu takie ważne... - skomentował Lilawander. - Czy potrafi ktoś otwierać zamki? Bo nawet nie będzie o czym dyskutować jak staniemy nad zamknięta szkatułą.

- Jeśli mi ktoś zapłaci, to się mogę zająć nawet i samą karczmarką... Więc czy to będą koboldy, czy jakiś typek spod ciemnej gwiazdy, dla mnie jeden pies. - Ulkjaar wzruszył ramionami. Póki co, na razie przysłuchiwał się temu, co mają do powiedzenia nowi znajomi - potem będzie wyciągał wnioski. Chwilę później podano mu kopiec jajecznicy z cebulą, a wojownik zaciągnął się jej zapachem by po chwili wydać z siebie odgłos zadowolenia. - Smacznego, panowie. - chwycił za drewniany widelec patrząc namiętnie w talerz. Nie ma to jak smak ciepłego posiłku po kilku dniach podróży. Na otwieraniu zamków się nie znał, więc nie zabierał głosu w oczywistych kwestiach.
Lilawander również nie próżnował, zajął się własną porcją jajecznicy, którą otrzymał dokładnie taką jak zamawiał.
- Rozumiem Lilawanderze, że jesteś zainteresowany złapania Waldeza? Dobrze... Jeżeli chodzi o Barawina to musimy to załatwić najdyskretniej jak się tylko da. Ja niestety nie potrafię otwierać zamków, co nieco komplikuje sprawę. Zostaje nam albo zabrać całą skrzynię i otworzyć ją po "chłopsku", albo ukraść też klucz, którego pewnie strzeże bardziej niż kapłanka cnoty. Jeśli wyjdzie na jaw, że to my stoimy za kradzieżą, czy szantażem narobimy sobie niemałych kłopotów. W tym mieście przyjezdni są traktowani surowo...

- Znam się co nieco na iluzji, myślę, że będę potrafił odwrócić uwagę... a jeśli mamy rację, to wszelkie podjęte środki będą uzasadnione.
- I tu może być problem. Dla tutejszej władzy Waldez jest nikim, więc nasze uzasadnienia mogą ich nie obchodzić.

- Więc będzie trzeba zrobić to dyskretnie, może w nocy? Chmm... po prostu musimy mieć plan. Jeżeli Barwin kryje...zbiega to pewnie i wciąż się z nim spotyka. Ja jestem nowy... jestem magiem, może po prostu rozpytam go - to znaczy Barwina o magiczne rzeczy na sprzedaż...dyskretnie i jakby przy okazji... zobaczymy czy się skusi... Zresztą od razu będę mógł zbadać i opisać wam później błyskotkę, a obejdzie się bez kradzieży. Czym zajmuje się ten Barwin na co dzień? Rozumiem, że jest jakimś sprzedawcą??
- Ma magazyn niedaleko stąd... Jeżeli się skusi to może na prawdę będzie to lepsze rozwiązanie niż kradzież. Przynajmniej na początek. Trzeba będzie też zająć się tym pisarzem.
- Więc świetnie, najlepiej jak pójdę tam sam, będę mniej ... niebezpieczny w ocenie Barwina, co on tam sprzedaje?? Zresztą rozejrzę się na miejscu.
Elf dokańczał jajecznicę gotując się do wyjścia, chciał jednak przed wyjściem usłyszeć zdanie pozostałych, lub inne pomysły.
- Ja się zajmę pisarzem. Porozmawiam z nim później... może uda mi się coś z niego wyciągnąć po dobroci. Jeżeli nie.... Będzie trzeba pomyśleć o innych sposobach. Kumalu, co zamierzasz?
- Przyłączę się do łapania Waldeza, ale potrzebuję też zbadać tutejszą twierdzę. Wydaje mi się że jeżeli wspólnie połączymy siły to załatwimy obie te sprawy.
- Jeśli poczekasz, aż zjem śniadanie, przejdę się z tobą, Lilawanderze...
- powiedział wojownik. - I tak, póki co, nie mam nic lepszego do roboty.
- Pójdę od razu, będziemy wiedzieć na czym stoimy.
- Jak uważasz, zatem pójdę spać. Jeśli mają tu jakieś wolne pokoje, to jakby ktoś coś ode mnie chciał, szukać mnie na górze.
- Ulkjaar dokończył jajecznicę, podszedł do kontuaru i wynajął pokój. Miał zamiar zatrzymać się tutaj na kilka dni, zwłaszcza, że z tego co mówił Jonn wynikało, że znajdzie tutaj dla siebie zajęcie na jakiś czas. Chwilę później zabrał klucz do swojej izby, skinął głową towarzyszom i zniknął na piętrze.
- Więc postanowione. Uznajmy karczmę jako punkt zbiórek, wszyscy mamy tu wynajęte pokoje, więc prędzej czy później się tu spotkamy. Jeżeli uda nam się szybko dowiedzieć czegoś od pisarza, możemy udać się do twierdzy, jeżeli chcesz.- zwrócił się do Kumalu.
- To mi pasuje.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.
Serge jest offline  
Stary 18-03-2010, 13:11   #134
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tymczasem elf szybko podążył do wspomnianego sklepu. Jako mag był najbardziej odpowiednią osobą do sprawdzenia sprzedawcy... wiedział że to magom wciska się magiczne pierdoły...


W składzie Towarów Wszelakich Barwina


Skład Towarów Wszelakich Barwina był sklepem, gdzie można było kupić wszystko i wszystko sprzedać. Na półkach porozstawiane były słoje z przetworami spożywczymi, ubrania, elementy wyposażenia wnętrz i wszystko co przedstawiało jakąkolwiek wartość transakcyjną. Typowy sklep sprzedający szwarc, mydło i powidło. Sam sprzedawca był niewysokim, dość pulchnym człowiekiem, lekko utykającym na prawą nogę.

- Witam, witam. W czym mogę pomóc szanownemu panu?

-A witam, obiecałem sobie, że koniecznie kupię jakąś pamiątkę z podróży, no i tak się złożyło, że zamierzam zakupić ją w tym mieście " Tylko nie kłam... nie musisz..." Pomyślałem , że u pana znajdę coś ciekawego... jestem magiem interesują więc mnie zwoje, księgi, może jakieś składniki...
" no cóż teraz będzie kwadrans wybredzania, dopóki mi czegoś magicznego nie zaproponujesz..." - pomyślał elf, wiedząc, że nie może od razu zdradzać się ze swej wiedzy, mógłby wzbudzić u sprzedawcy podejrzliwość... - Choć nie... składniki to sprawa pracy, a ja chciałbym pamiątkę dla siebie... lub może dla mej pięknej damy " którą kiedyś znajdę..."- dopowiedział w myślach...

- Jakiego rodzaju ma to być pamiątka? Coś praktycznego, czy ładnego? Taniego czy drogiego? Mam tutaj prawie wszystko czego tylko można potrzebować? - rozpromienił się wyraźnie - Ah, coś dla damy... Myślę, że miałbym tutaj coś odpowiedniego. Chwileczkę - wyszedł na chwilę na zaplecze - mam tutaj wisior, doskonała robota, srebro - zaczął z typowym kupieckim zacięciem zachwalać jego zalety i piękno - lub, dla bardziej wymagającego klienta, takiego jak pan; tę oto złotą bransoletę. - Ponownie rozpłynął się w zachwytach nad pięknem i wykonaniem, uważając jednak bardzo, aby nie dać niczego dotknąć.
Elf zwrócił uwagę na fakt iż handlarz odszedł na zaplecze...znaczy się , że istotnie grzebał wśród swoich skarbów.

- Chmmm magiczne może? Nie lubię niepraktycznych rzeczy...- patrzył nieco krytycznie na obie biżuterie, starając się ni to im przyglądać ni to oczekiwać lepszej reklamy lub lepszych towarów... Zresztą niech no może sam spojrzę...jeśli będą magiczne to kupię ! - powiedział śmiało nie usłyszawszy przecież ceny, czekał aż kupiec pozwoli mu sprawdzić magiczność przedmiotów.
- Oh, sprzedaję nie tylko rzeczy piękne, ale i praktyczne - pozwolił dotknąć bransolety jednak cały czas trzymał ją w ręku, była lekko umagiczniona Lilawanderowi wydawało się, że to coś ze szkoły przywołań nie udało się jednak dokładnie określić cóż to za zaklęcie znajduje się w świecidełku - 450 sztuk złota. Oczywiście do lekkiej negocjacji... Lub 280 sztuk złota za wisior. - zakończył uśmiechając się przymilnie.
- A na czym polega praktycyzm jej magii?? - elf starał się nie dać zbić z tropu ceną...nie miał tylu pieniędzy ale właściwie to otrzymał już wiadomość po jaką tu przyszedł... czuł jednak że może wyciągnąć więcej..."Normalny sprzedawca powinien znać właściwości sprzedawanej rzeczy...chyba że odkupił ja w dziwnych okolicznościach...zobaczymy..." Miał jeszcze jeden perfidny plan w zanadrzu, przez który spoglądał obecnie na branzoletę z wyraźna dezaprobatą...Starał się tez zwrócić uwagę na to gdzie sklepikarz trzyma klucz, zwraca uwagę na szyję czy ma wisiorek, czy też może przewieszony klucz przewiesił przy pasku... - dyskretnie i nie nachalnie bo i tak nie po to tu przybył...
- Wiele osób podróżuje bez wierzchowca, z różnych względów, z tą bransoletą nie ma tego problemu. Podobnie jak z przywołaniem czegoś znacznie bardziej...walecznego. - widząc minę elfa dodał pośpiesznie - oczywiście, dla szanownego pana, mogę zejść trochę z ceny, choć jak pan rozumie; rzecz warta jest swojej ceny...
Elf zaczął przeszukiwać ubranie, jak gdyby w poszukiwaniu sakiewki, po chwili jednak zrobił smutną minę i stwierdził rozbrajająco, ze niedługo wróci... z pieniędzmi. Zamierzał iść jednak najpierw do karczmy i opowiedzieć wszystko...

Wracając do karczmy zastanawiał się i nad sklepikarzem i nad pisarzem. Oboje byli podejrzani i zamieszani w nieczyste afery, próbował myślą wrócił do porannej rozmowy z niby pisarzem..

Pamiętał jak podszedł do jego stolika próbując nawiązać rozmowę jak uczony z uczonym...

- Witam szanownego pana - Lilawander zagadnął pisarza, - widzę, że jest pan człowiekiem wiedzy , więc mamy już z sobą coś wspólnego, może więc wymienimy się nieco informacjami i wiedzą ku obopólnej korzyści? Jeśli słyszał Pan może coś o ruinach twierdzy... jej historii ? " O cmentarz też będzie trzeba go wypytać , tylko nieco później, delikatniej... " - może herbatki? - zaproponował próbując wkupić się w łaski pisarza...

- Nie sądzę, abym był zainteresowany rozmowa z panem. - odparł szorstko - Dziękuję za herbatkę, jak widać - mam. Skoro to wszystko. Żegnam.
- Nawet jeśli niepostrzeżenie udam się na cmentarz i postanowię sprawdzić... jak on wygląda?
- Lilawander tak łatwo nie ustępował... Bo tak się zastanawiam które z tych miejsc jest ciekawsze... - teatralnie przyłozył dłoń pod brodę a wzrok utknął jakby w sufit rozmyślając na celem " wycieczki"
- Żegnam. Czego nie rozumiesz w tej wypowiedzi?
- Rozumiem doskonale, nadaremnie jednak doszukuje się choć odrobiny kultury. Szkoda.

Elf przyjrzał się pisarzowi po raz ostatni nim na dobre opuścił stolik. Człowiek wydał mu się realnie podejrzany, nie zachowywał się jak powieściopisarz, ani nawet jak badacz..." Dziwne" Odszedł lecz wciąż nie mógł pozbyć się pewnego niemiłego odczucia po "rozmowie" z nieznajomym..."tak, nawet się nie przedstawił..."

Tak spotkanie nie należało do owocnych... oprócz ewidentnego dziwnego zachowania...pisarza. Elf z zafrapowaniem odkrył dopiero, że skarcił wcześniej w myślach pisarza, ale i sam mu się nie przedstawił zaczynając rozmowę. " Co za gafa" - pomyślał na odchodnym wracając do wspólnego stolika.
 
Eliasz jest offline  
Stary 18-03-2010, 22:03   #135
 
Feanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Feanor nie jest za bardzo znany
Melkor wyspawszy się porządnie udał się do głównej sali z zamiarem zjedzenia dobrego śniadania. Rozejrzał się po otoczeniu szukając znajomych twarzy. Zobaczył Dagnę i Kumalu siedzących przy stole z jakimś człowiekiem. Skierował się w ich stronę. Zanim się tam pojawił , jeszcze w swoim pokoju , dzięki swemu doskonałemu elfiemu słuchowi dosłyszał iż prowadzą ożywioną rozmowę z kilkoma nieznajomymi. Czyżby drużyna się powiększyła ? - pomyślał. Usiadł przy stole i skinął na kelnerkę.
-Jajecznicę , pieczywo i wino poproszę.
-Jestem Melkor Morgoth- zwrócił się do nieznajomego kłaniając się -Elf z północy.
-Słyszałem nieco z waszej rozmowy. Byłbym rad gdyby i dla mnie znalazło się jakieś zadanie. Myślę że też moge się przydać. W razie czego służę pomocą.
Kelnerka podała śniadanie za które zabrał się z nieukrywaną radością.
- Każda para rąk się przyda, przyjacielu. Teraz musimy zaczekać na Lilawandera, dopiero gdy wróci będziemy mogli zadecydować co dalej.
-Dla tych którzy jeszcze mnie nie znają. Nazywam się Amberlen - rozpoczęła półelfka - Jeśli nie macie nic przeciwko chętnie przyłączę się do was. Mam z tymi koboldami pare niezałatwianych spraw. A innymi sprawami też mogę się zająć.
-Wróciłem - oznajmił radośnie elf wchodząc ponownie do karczmy i zwracając uwagę wszystkich pozostałych biesiadników, a tym bardziej służby. Podszedł do wspólnego stoika i konspiracyjnych głosem rzekł
- Ten cały Barwin to faktycznie ma błyskotki i to nie jedną, widziałem naszyjnik i bransoletę - która z pewnością była magiczna, zresztą nawet sprzedawca to potwierdził co znaczy że kłamał.Proponuję abyśmy przeszli się do niego ponownie, wszyscy, wejdę, raz jeszcze poproszę o przyniesienie bransolety, mówiąc że wróciłem z pieniędzmi a gdy będzie już ponownie ją miał to was zawołam. Co by nie było to tylko sklepikarz, nas jest cała gromada i z tego co wiem to już kogoś oszukał próbując chronić mordercę...
Pod wspólnym naciskiem musi się przyznać, oddać otrzymane od zbiega rzecz - dowody zbrodni... i najlepiej zadradzić w pełni co wie, inaczej...
no właśnie, możemy mu zgrozić siłą która mamy, co przy jego oczywistym kłamstwie winno dać mu do myślenia... Lub straż co by nie było ma przedmioty od bandyty, w najlepszym wypadku straż zarekwiruje je, przeszuka sklep, weźmie na spytki sprzedawcę... może niekoniecznie jak jedna z osób zgłosi przestępstwo... ale jak kilka? Będziemy bardziej wiarygodni... Mimo wszystko jendak działanie opałbym na naszej przewadze i świadomości że sprzedawca kłamie ukrywając zbiega... To silny argument przetargowy... Poza tym potrzebny nam opis zbiega... a sprzedawca go zna.
- Jakiej zbrodni? - zapytał Jonn - to, że posiada bransoletę świadczy tylko o tym, że... ją posiada. Powie, że odkupił ją od kogokolwiek i nigdy nie widział Cranewinga... i co? I tyle. Nie ma żadnych dowodów wiążących go w jakikolwiek sposób z czymkolwiek. Moje, czy Dagny przeczucia co do jego prawdomówności nie są żadnym dowodem. Wiadomo tyle, że Cranewing chciał sprzedać podobno magiczną bransoletę zbrojmistrzowi, a teraz magiczną bransoletę posiada Barwin, nie wiemy nawet czy tą samą... Choć tutaj to raczej ta sama, nie sądzę, aby magicznych przedmiotów było tutaj wiele... Strasznie podoba mi się Twój pomysł - banda przybłędów będąca od dwu dni w mieście zastrasza znanego, statecznego obywatela, zarzucajac mu kłamstwo i ukrywanie zbiega, a potem zgłasza to straży... jako kilka osób będących jedną grupą gadajacą przez dłuższy czas przy jednym stoliku w karczmie, co może potwierdzić - rozejrzał się po sali - z dwadzieścia osób? HA. HA. HA.
- Sądziłem , że zarzekał się, że nie ma żadnej błyskotki, czy magicznego przedmiotu... Można by go pośledzić, ale nie wiem czy jest w tym jakiś sens, może tylko wtedy gdy wciąż spotyka się ze zbiegiem... co w sumie jest możliwe, daje mu żarcie czy coś za błyskotki...Choć za tą jedną to pewnie dostał prowiant na cały rok... Ze strażą to albo , albo albo idziemy do straży zgłosić swoje zaniepokojenie i już nic nie robimy Barwinowi, albo idziemy do niego i załatwiamy sprawę nieco ostrzej. Możemy go przecież postraszyć, jak nie będzie miał świadków i nic mu się nie stanie...to i tak straż zbagatelizuje sprawę a w najgorszym wypadku da nam upomnienie, czy co...
- Ja nie pytałem go czy ma biżuterię. Interesowało mnie czy widział Cranewinga, a właściwie osobę jaką mu opisałem... Od zbrojmistrza wiedziałem, że Cranewing został tam odesłany bo miał do sprzedaży magiczny przedmiot, a tym zbrojmistrz nie handluje. A potem zwinie swój interes i nic mu się nie stanie...
- Ja tam jestem otwarty na propozycję. elf odrzekł z rozbrajającą szczerością na ta chwile lepszych pomysłów na załatwienie sprawy z Borwinem nie miał, wruszył ramionami i zamówił kubeczek tutejszego łagodnego wina, delektując się jego smakiem czekał na propozycje.
- Zawsze możemy zająć się kilkoma koboldami... Może po porządnej bitwie zaczniemy lepiej kombinować w mieścinie... Po kilku razach, człowiek od razu staje się ostrożny... i myśli jak tu nie dostać więcej... Poza tym przestaniemy być tak zupełnie anonimowi i obcy dla strażników, koboldy to dla nich na pewno utrapienie. Powinni być nam wdzięczni. A to być może otworzy nowe pole do działania. Możemy odwiedzić tez mędrca jeśli jeszcze nikt u niego nie był, z chęcią dowiem się więcej o twierdzy i cmentarzu. - elf wiedział, że należy zacząć nieco działać, wykorzystać czas a nie tylko siedziec i obradować. Narada i tak się przeciągała i gdyby nie odwiedziny sklepikarza chyba nie ruszyłaby z miejsca. Obecnie zgłupiał, nie rozumiał już po co była ta mowa o szkatule i dobieraniu się do niej. "Chcieli wiedzieć, że jest w posiadaniu błyskotki to już wiedzą, a mimo to wciąż nie mogą zdecydować się na działanie... Może mają rację? Może wystarczyło tylko potwierdzić fakt, nabrać potwierdzonych podejrzeń... i co ? Śledzić sklepikarza???" To miało jedynie sens gdy reszta grupy w tym czasie by nie próżnowała...W sumie mogliby się rozdzielić i pozałatwiać kilka spraw w mieście za jednym zamachem...
-Możemy się nieco rozdzielić, ktoś będzie pilnował sklepikarza...szczególnie gdy ten skończy pracę, ja zgłaszam się do odwiedzin mędrca, prędzej czy później i tak bowiem ruszymy na twierdzę...szczególnie jak legendy nas do tego skłonią. A ktoś mógłby wreszcie zająć się tym - dodał dużo ciszej - szpiegiem. Waldez to Cranewing i ma w mieście wspólnika - może wystarczy wypytać się kto w mieście zadaje pytania... Kapitan straży i insze osobistości mogłyby coś na ten temat powiedzieć...
- Właśnie o szpiega mi chodzi. - może nie do końca... Jeżeli Barwin wszystkie cenne rzeczy chowa w szkatule, to jeżeli jest w coś zamieszany, to też będzie miał w szkatule. Wiedząć co ma w szkatule będziemy wiedzieli o co idzie... Ah, wiem kogo tu szpiegują...
Dotychczas milczący Melkor odezwał się po chwili zastanowienia.
-Sklepikarz nie widział mnie nigdy na oczy. Śledzenie go nie było by dla mnie problemem. Mogę też zmylić jego czujność mówiąc że jestem kolekcjonerem i poszukuję rzadkich i cennych przedmiotów obiecując przy tym sowitą zapłatę. Poświęci mi zapewne nieco czasu i może zdradzi jakąś cenną informację. Można by też powołać się na jego tajemniczego znajomego , może to rozwiązało by mu język. Co o tym sądzicie ?
- Można spróbować... powiedz że przysłał cię do niego ten cały...Cranewing i że oferuje więcej błyskotek... albo coś w tym stylu...
- Powiedz mi.- zwrócił się do elfa- Jak cenna była bransoleta. Tylko postaraj się sam ocenić z punktu widzenia maga... Bardzo możliwe, że Barawin nie wie co posiada. Nie sądzę jednak, że jest jakoś bardziej powiązany z naszym poszukiwanym, choć i tego nie możemy wykluczyć na obecną chwilę. Możliwe, że Ditto sprzedał mu tylko tą bransoletę i wyjechał gdzieś. Kupiec prawdopodobnie nie chciał, aby ktokolwiek wiedział, że jest w posiadaniu tak drogocennej rzeczy, więc utrzymywał, że nigdy nie spotkał Cranewinga. Teraz, gdy już dwie osoby pytały się o przejezdnego może uznał, że przez błyskotkę wpakuje się w kłopoty i teraz chce się jej najzwyczajniej pozbyć.
Wolałbym jednak upewnić się, że nie jest w nic zamieszany.
-Jeśli chce się jej szybko pozbyć to tym łatwiej mógłbym ją wykupić. Jeśli chcielibyście ją zdobyć.
-Mi podał konkretną cenę, 450 do negocjacji...i 280 za wisior. Ale udawałem napalonego...stąd cena pewnie trochę wygórowana...
I Barwin wie co posiada, mówił, że bransoleta przywołuje konia a moje badanie pośrednio to potwierdziło. Myślę że ten cały Cranewing ma stały układ z kupcem, kupcy zazwyczaj nie zdradzają źródeł swego zaopatrzenia, nie zdziwiłbym się gdyby błyskotki pochodziły z cmentarza... Byłoby tym bardziej o czym milczeć - elf zakończył otwarte przemyślenia. Lecz po chwili dodał - Może jak wyprzeda błyskotki pokusi się na więcej? Mi jednak taki przedmiot nie potrzebny... a przynajmniej nie za taką cenę, nie stać mnie zwyczajnie... Może jak obijemy te koboldy - usmiechnął się, - ile za nie w ogóle płacą??
-Przepraszam Lilawnder że przerywam te rozważania, ale ... Jonn powiedziałeś że wiesz kogo tu szpiegują. Kogo jeśli można spytać?
- Jeśli się rozpytamy kto tu się ostatnio dogłębnie rozpytywał i o co, możemy natrafić na jakiś ślad. Może też zwyczajnie przy okazji natrafimy na jakiś ślad, gdy porozmawiamy z mędrcem i odwiedzimy wspomniane w legendach miejsca, przy okazji zabijając kilka koboldów. Co wy na to? Być może osoby których szukamy już siedzą w twierdzy właśnie. Co innego mieliby robić w tym miasteczku? Tak więc Jonnie, powiedz nam kogo tu szpiegują i dlaczego? Skoro wiesz już o błyskotkach... Czy nim zradzisz nam o co idzie chciałbyś poznać całą zawartosć szkatuły? Tak mam to rozumieć? Wiesz... jak nam powiesz o co chodzi, to łatwiej nam będzie wypatrzeć szpiega, obserwując obieg który szpieguje...
- Was, czy raczej nas szpiegują. Dagna w zasadzie podsunął mi tą myśl - odparł Jonn - ale to jedyne rozsądne wytłumaczenie. Tutaj ludzie się znają, od lat, wiedzą o sobie wszystko, albo prawie wszystko. Jeżeli ktoś coś ukrywa to ukrywa to od dawna i robi to dobrze. Tylko nowe osoby w mieście mogą gdzieś pójść i coś odkryć. To tłumaczyłoby też zdarzenie z końmi - ktoś wyeliminował konie, bo konno można było dużo szybciej zwiedzić okolicę... Może to dlatego koboldy są takie agresywne? Wy szliście do ruin zamku? - zapytał Otta i Amberlen , po czym kontynuował - Nasz pisarz też rozmawiał ze mną dość otwarcie do czasu, aż nie wspomniałem o cmentarzysku. Wtedy zakończył szybko rozmowę udając, że ma pilną pracę. Tak jak powiedział wcześniej Dagna - w okolicy musi być coś co ktoś chce ukryć. Nie pytajcie mnie jednak co...
-Więc co postanawiamy ? Jak na razie mnożą się pytania zaś brakuje konkretnych odpowiedzi. Myślę że czas zacząć działać i rozwiązać część z nich.
- Proponuje zatem iść na twierdze, po drodze wypytując mędrca o szczegóły - to najrozsądniejsze obecnie, ewentualny szpieg podąży za nami a wówczas być może uda nam się go schwytać - ostatnie zdanie mówił cicho, aby potencjalni szpiedzy spoza stolika nie słyszeli... miał wrażenie, że karczma to nie najlepsze miejsce na omawianie planów...tu także mógł się czaić szpieg - elf mimochodem rozejrzał się po osobach obserwujących stolik... Gotów był jednak do wyjścia, tym bardziej że interesowała go wieża mędrca i jego wiedzę na tutejsze tematy, mogła rzucić wiele światła na to co próbuje się tu skryć.
-Z mędrcem nie ma co gadać o twierdzy, nie wiele wie na ten temat. Zgadzam się natomiast, że trzeba zbadać najpierw twierdzę lub ewentualnie cmentarz, chociaż można i jedno i drugie. Dobra ja muszę załatwić teraz jedną sprawę, jak coś postanowicie to dajcie znać (Kumalu Wychodzi).
- Więc postanowione. - powiedział i odchylił się lekko na krześle- Gdy wszyscy będą gotowi do drogi spotkajmy się tutaj, w karczmie.
- Ja mogę ruszać, od razu, jestem wypoczęty i najedzony... -rzekł Lilawander , dodając w myślach: "Skoro jesteśmy już wszyscy..."
- Nie warto zwlekać. Ja też jestem gotowy do drogi. Mogę ruszać w każdej chwili.
- Taaa, jesteście gotowi... idę z wami - Otto tylko kiwał głową
- Ja także mogę wyruszyć jak tylko kupie sobie jakąś broń - odezwała się Amberlen która do tej pory głównie milczała.
- Tak czy siak musimy poczekać na Kumalu.- rzekł Dagna- Odpocznijcie, jeżeli musicie to uzupełnijcie zapasy i ruszamy. Wypadało by obudzić też naszego zmęczonego przyjaciela. Myślę, że dzisiaj najlepszym wyjściem będzie wycieczka na cmentarzysko, ponieważ jest bliżej. Nie po to wynajmowałem pokój, żeby teraz spać gdzieś w ruinach.- dodał śmiejąc się.
- To może i ja zdołam obrócić się w kwadrans do mędrca i z powrotem...? - zastanawiał się na głos Lilawander... nie widząc Kumalu, który nie powiedział gdzie idzie i widząc, że nie ma również Otta, elf zdecydował się wykorzystać wolną chwilkę, skoro nikt nie zamierzał udawać się do mędrca a przynajmniej nie gromadnie, elf postanowił zrobić to sam, tym bardziej że jako mag i uczony miał jako takie szanse przełamać potencjalną niechęć mędrca... - Tak chyba tak zrobię, jeżeli wszyscy będą w komplecie to ruszajcie a po drodze zapukajcie do mędrca... chyba że zdąże wrócić nim Kumalu i Otto powrócą. Choć szczypta informacji może się przydać, choćby na cmentarzu byłoby łatwiej, gdybyśmy wiedzieli czego szukamy... - Elf wstał i ruszył do mędrca, starając się wrócić jak najszybciej. Był jednak gotów nawet przerwać spotkanie... choć szansa na zgłębienie informacji, szczególnie przed wyprawą mogła być nieoceniona.
 
Feanor jest offline  
Stary 18-03-2010, 22:34   #136
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Elf szybko dotarł do drzwi wieży zapukał i odczekawszy chwile otworzył. Zaraz po wejściu zobaczył starszego mężczyznę.

- Witam szanownego mędrca Alturna o którego mądrości słyszał nawet i mój mistrz i pełen pytań tyczących się zrujnowanej twierdzy nazywanej - elf zajrzał w notatki - „Keep on the Shadowfell” oraz starego Miejsca Pochówku... wysłał mnie bym dowiedział się, lecz nie plotek lecz prawdziwej wiedzy...zaczerpniętej u tak szanowanego mistrza jak Pan. - Lilawander przywitał się najprzymilniej jak mógł.

- Witam. - z wyrazu twarzy ciężko było wywnioskować, czy jest zdziwiony, zaskoczony, czy zadowolony z takiego wstępu - porada w dni nietargowe, takie jak dzisiaj kosztuje jedną sztukę złota. Zapraszam.

Odwrócił się i zaczął wchodzić po schodach na górę wieży. Dwa niższe piętra nie są najwyraźniej zamieszkane, starzec zatrzymuje się dopiero na drugim piętrze i wchodzi do jednego z pomieszczeń. Siada na fotelu i wskazuje miejsce naprzeciwko.

Elf był nieco zdziwiony...porada..opłata... ale czemu nie? Mędrzec też musi się z czegoś utrzymywać, zaś stawka była przystępna.
Usiadł naprzeciwko mędrca, wyłożył sztukę złota i zapytał:

- Tak więc czcigodny mędrcze co mógłbyś powiedzieć mi o miejscu ostatniego pochówku - czyli o opuszczonym cmentarzu? - zapytał elf wielce zaintrygowany możliwością porozmawiania wprost na temat...a przynajmniej miał taka nadzieję

- Opuszczony cmentarz nazywany jest także Smoczym Cmentarzem. Podobno znajdują się tam zakopane szczątki starożytnego smoka... - zaśmiał się skrzekliwie - Sam nie sprawdzałem i nie znam nikogo, kto mógłby tą informację potwierdzić. Na Cmentarzysko nikt się nie zapuszcza, więc i informacji o nim niewiele...


- A jakaż to legenda związana jest z twierdzą zwaną „Keep on the Shadowfell”? Sprawa twierdzy nurtowała bowiem elfa najbardziej, liczył, że znajdzie tam jakieś magiczne pozostałości lub wiedzę... ta była równie cenna jak złoto, a złoto można było zamienić na magiczne przedmioty... koło się zamykało i wszyscy byli zadowoleni...

- Legenda? - wyraźnie zdziwiony odparł mędrzec. - Nie sądzę, abym znał jakieś legendy dotyczące tego miejsca. Zamek ten został zbudowany podczas świetności Imperium Narath. Zapewne jako jakaś strażnica, tutaj kończyły się wpływy imperium. jednak jak to z Imperiami bywa i Narath upadło jakieś prawie trzysta lat temu pozostawiając opuszczoną twierdzę... Teraz pewnie już rozgrabioną do cna i przeszukaną przez te wszystkie bandy awanturników...

- Czy poza cmentarzem i twierdzą jest tu jeszcze coś wartego zwiedzenia? Coś co wspominane jest w legendach?" W końcu nikt nie powinien tego wiedzieć lepiej niż tutejszy mędrzec historyk... właśnie historyk...

- Większość legend i historii tego regionu dotyczy okresu Imperium. Po jego upadku, również okolica upadła zmieniając się w cichą i spokojną. Obecnie nie ma tu nic co mogłoby kogokolwiek zainteresować.

- Co szczególnego wydarzyło się w samym mieście, najważniejsze wydarzenie które umocniły miasto jak i wstrząsnęły nim...?

- Nie słuchasz młodzieńcze... Wintercheaven miało coś do zaoferowania kiedy istniała twierdza i Narath. Teraz jest to senna mieścina, w której życie się toczy z dnia na dzień.

- O co wypytywali się ostatni przybysze którzy zasięgali porady szanownego mistrza??
- zapytał elf pamiętając o potrzebie odszukania szpiega i uciekinierów

- Nie rozmawiam z każdym, a Ci z którymi rozmawiam... O naszej rozmowie też nie będę rozprawiał z następnym...

- Może rzucił się panu w oko jakiś osobnik... z wyglądu czy też ze specyficznych pytań jakie zadawał...? Jednakże w sesnsie który mógłby kogokolwiek niepokoić... - o inne sprawy nie śmiałbym już pytać...- dociekał elf

Mędrzec uśmiechnął się krzywo dając jednoznacznie do zrozumienia, że pytanie właśnie pozostało bez odpowiedzi.

"Opłata za rozmowę zobowiązuje...trzeba ją wykorzystać do cna.." - pomyślał Lilawander który nie lubił marnować okazji...

- Czy ktokolwiek ostatnio próbował u Pana wycenić błyskotki czy stwierdzić ich magiczność?? - zapytał po chwili

- Nie zajmuję się tego typu usługami...

-Jakimi dziedzinami wiedzy zajmuje się Pańska szanowna persona? "Mogłem od razu o to spytać..."

- Moje zainteresowania są rozległe i rozliczne. Czy coś jeszcze?


-Chwilowo to wszystko, jestem niezmiernie zaszczycony spotkaniem, jeśli uda mi się dowiedzieć czegoś ciekawego o okolicy z pewnością podzielę się z Panem informacjami... a nie wie pan nic o koboldach przypadkiem? Może i znajomość bestii i potworów nie jest panu obca... choć nawet nie wiem czy tak należy klasyfikować koboldy... Mają jakieś szczególne słabości lub jest coś co może ich rozdrażnić? Słyszałem że w okolicy atakują...dobrze byłoby wiedzieć cokolwiek... - zadał ostatnie pytanie przed wyjście... niemal ostatnie

- Koboldy dzielą się na wiele rodzajów i nie mam czasu na omawianie wszystkich aspektów...

- Czy można prosić o rozrysowanie drogi na cmentarz i twierdzę - wyjął jednocześnie pergamin gotów szybciutko go udostępnić. Prowizoryczna mapka powinna wystarczyć...

- Cmentarz znajduje się gdzieś na południowy wschód od miasta. Niesłuchanie jest bardzo złą cechą... Dziwię, się, że o tym nie wiesz młodzieńcze... - wstał i dodał - Drogę na dół zapewne znajdziesz.


- A twierdza?...Elf wstał również, zupełnie nieobrażony..." Może i mówił gdzie cmentarz...ale mapka mogłaby być pomocna..."
- Co twierdza?
- Jak dojść do zburzonej twierdzy? - zapytał nieśmiało...nie nalegając jednak na odpowiedź, praktycznie wychodził... Nie doczekał się jej i wyszedł wracając do towarzyszy w karczmie.

Nabierając kolejnych podejrzeń... Mędrzec był idealnym kandydatem na współpracownika szpiega... a jego wiedza była dziwnie skromna jak na kogoś o jego reputacji... Elf miał wrażenie, jakby i mędrzec uczestniczył w konspiracji mającej ukryć...nieprzyjemne fakty związane z cmentarzem i twierdzą... Zapewne było tam coś czego mieszkańcy miasta woleliby nie ruszać.

Szybko powrócił do karczmy, gotów opowiedzieć o spotkaniu, ale nie w środku.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 18-03-2010 o 22:53.
Eliasz jest offline  
Stary 19-03-2010, 16:11   #137
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Przy Starym Cmentarzysku

Wszystkim udało się pozałatwiać bieżące sprawy, ze skutkiem lepszym lub gorszym, ale się udało. Podróżnicy w składzie jaki zawiązał się przy śniadaniu zjedli wspólnie obiad i wyszli z karczmy w kilkuminutowych odstępach i niekoniecznie zmierzając prosto do bramy miejskiej... Działania te miały utrudnić ewentualnemu szpiegowi zorientowanie się w sytuacji. Spotkali się poza murami miejskimi w niewielkim zagajniku dobrze widocznym z bramy. Po wymianie kilku uwag podróżnicy wyruszyli na południe szlakiem dość dobrze znanym już Kumalu i Dagnie.


*****


Po drodze doszło do kolejnej potyczki z koboldami, która jednak zakończyła się stosunkowo szybko i w zasadzie bezboleśnie dla członków drużyny. Kilka – niezbyt poważnych ran – szybko zostało opatrzonych i, po krótkim przestoju, podróżnicy powędrowali dalej, po jakimś czasie schodząc z traktu i zagłębiając się w las.


*****


Pogoda była piękna, słońce przedzierało się przez rzadkie korony drzew, zalewając poszycie lasu światłem i ciepłem. Zaledwie lekki wietrzyk muskał twarze podróżników niosąc z sobą zapachy jesiennego lasu i śpiew ptaków. Dagna prowadził pewnie, choć mapa daleka była od doskonałości i średnio pasowała do terenu. Najwidoczniej ktoś rysował ją z pamięci, albo w ogóle z opowiadania. Kiedy przedzierali się przez niewysokie zarośla Otto zatrzymał grupę i wszyscy usłyszeli, gdzieś w pobliżu szczęk łopat i jakieś pokrzykiwania. Cicho przekradając się przez zarośla podróżnicy dotarli do osypiska terenu. W jego środku wykopany został dół i kilku robotników coś z niego wyciągało przy pomocy lin i prowizorycznego dźwigu. Byli bardzo zajęci swoją pracą i nie zwracali uwagi na otoczenie. Nadzorował ich skrzekliwy, powykrzywiany stwór o zielonej skórze, który opierał się na lasce i wydawał się również bardzo zainteresowany wykopaliskiem.


*****


Znacznie bliżej – jakby pilnując wykopalisk znajdowały się bestie przypominające skrzyżowanie dużego psa ze smokiem. Rozglądały się czujnie i co chwilę unosiły głowy węsząc za nieznanymi zapachami. Podróżnicy mieli szczęście – wiatr wiał z zachodu co powodowało, że stróżujące zwierzęta ich nie wywęszą, jednak nie dawało żadnej gwarancji, że nie usłyszą. Robotnicy co prawda zachowywali się głośno, ale nie wiadomo jak czuły słuch miały te bestie.


*****


Po drugiej stronie – patrząc ze skarpy na to co dzieje się w dole – stał mężczyzna ubrany w szaty bardzo zdobne i zdecydowanie nie przeznaczone do codziennego użytku. W jednej ręce dzierżył coś co mogło uchodzić za jakieś rytualne berło, a w drugiej – jaśniejący magiczną aurą medalion.








MECHA:

Retrospekcje mile widziane – zwłaszcza dotyczące działań w Winterheaven przed wyjściem, czy rozmów w drodze. Ja dociągnąłem akcję już do samego Cmentarzyska. Sytuacja wygląda następująco:


Oznaczenia: R – robotnicy; S – nadzorca; D – Drake, bestie strażnicze (nikt z Was jeszcze czegoś takiego nie widział); K – mężczyzna z medalionem. Broni przy nikim nie widać, ale robotnicy (jeżeli nie uciekną) mogą wykorzystać leżące w różnych miejscach kawałki drewna jako pałki. Jako drużyna macie „chwilę” na zastanowienie się jakie akcje podejmujecie (zwierzęta jeszcze was nie zauważyły, a reszta zajęta jest wykopaliskami). W zależności od tego co wymyślicie – uda się wykorzystać atut zaskoczenia, albo nie. A... Startowo wszyscy znajdujecie się w prawym dolnym roku (proponuję ten róg przyjąć za 1,1), jednak nie ma problemu aby rozlokować się na całej długości „wschodniego krańca” mapki. Wszystko zależy od tego jak zdecydujecie się rozegrać sytuację.

Zapraszam do konsultacji czy to przez Google.doc'a, czy przez GG, czy przez PW.
 
Aschaar jest offline  
Stary 20-03-2010, 19:18   #138
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Wojownik obudził się kuszony wspaniałymi zapachami dochodzącymi zza otwartego okna jego pokoju. Najwyraźniej nastała pora obiadowa, a pieczyste zachęcało do odwiedzenia głównej sali. Ulkjaar ciężko zwlókł się z łóżka i gdy w końcu się dobudził, wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego ciało w dobrej formie. Wiedział dobrze, że siła nie bierze się sama z siebie i trzeba nad nią pracować, dlatego konsekwentnie rzeźbił swoje ciało, co przekładało się na niezawodną pracę mięśni w określonych sytuacjach.

Gdy skończył, narzucił na tors błękitną tunikę i zszedł na parter, gdzie poprosił karczmarkę o miskę zimnej wody i wrócił z nią do pokoju. Podśpiewując sobie różne piosnki, które towarzyszyły mu podczas służby w „Szarych Sokołach” szorował się dokładnie – może i był tylko najemnikiem, ale pani sierżant nauczyła go dbać o higienę osobistą, poza tym sam w końcu stwierdził, że jak będzie śmierdział, to dobrego wrażenia na kimś nie zrobi. Wtórowały mu znajdujące się za oknem psy, które szczekały donośnie słysząc fałszujący ton wojownika.

Po doprowadzeniu się do stanu używalności, narzucił na tunikę kolczugę, założył pas ze sztyletem i zszedł na dół. W głównej sali przywitały go jeszcze ciekawsze zapachy, które pobudziły jego głodny żołądek. Widząc towarzyszy, z którymi zapoznał się rano, przysiadł się do nich i zamówił obiad – pieniądze co prawda się kończyły, ale facet bez porządnego żarcia w godzinie obiadowej, to nie jest prawdziwy facet. Zresztą, odrobi straty gdy przyjdzie im odwiedzić cmentarzysko, o którym wspominał Lilawander, bądź walczyć z koboldami. Najemnik miał przynajmniej nadzieję, że ktoś mu za fatygę zapłaci.

Smażone ziemniaki ze szczypiorkiem, udźcem indyka i kompotem z wiśni kosztowały nieco grosza, ale smak posiłku zrekompensował początkowe krzywienie się Ulkjaara na cenę. Wojownik pałaszował swój talerz w zastraszającym tempie i właściwie skończył jako pierwszy, prosząc jeszcze o dokładkę – niecały tydzień w siodle pokazał mu, że mimo wszystko nie ma to jak stacjonarna karczma, w której, zamiast suchych racji żywności można zjeść porządny posiłek.

Przy stoliku rozmówił się z nowymi kompanami, decydując się na wyjazd z nimi w kierunku cmentarzyska. Ulkjaar nie był z natury spokojny, lubił nowe wyzwania, a jeśli ktoś potem miał mu za to zapłacić, ewentualnie miał to być jakiś skarb do podziału, to nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Po solidnym obiedzie wrócił do pokoju, ubrał resztę pancerza i w pełnym rynsztunku wyszedł z karczmy niedługo po Dagnie. Plan był bowiem taki, by nie kojarzono ich jako „drużyny”, więc każdy wychodził z gospody w różnych odstępach czasu. Najemnik uznawał to jako dziwne posunięcie, ale skoro tak chcieli, to nie zamierzał się przeciwstawiać – w końcu nie on tutaj dowodził. Jeszcze.


Wdowa, jego wspaniała klacz rasy fryzyjskiej okazała się dobrze oporządzona, najedzona i w dobrym nastroju. Chłopiec stajenny się spisał, za co Ulkjaar nagrodził go kolejną drobną monetą. Wojownik poczęstował klacz kilkoma kostkami cukru, o które poprosił karczmarkę, a następnie, zgodnie z instrukcjami wyruszył w kierunku południowego zagajnika, zostawiając swego wierzchowca w Winterheaven. Z opuszczeniem miasteczka nie miał najmniejszego problemu, spotykając towarzyszy zaledwie kilka kilometrów od punktu zero. Nie było się nad czym zbytnio zastanawiać, więc ruszył wraz z pozostałymi – wyglądali na takich, co znają się na tutejszym terenie, więc zdał się na nich zupełnie. Od czasu do czasu rozmawiał o czymś z Lilawanderem.

* * *

Niewiele później starli się z małym oddziałem koboldów na niewielkiej polanie zamkniętej sznurem zielonych sosen. Właściwie poszło im z górki – zaskoczone stwory nie stawiały zbyt wielkiego oporu. Pierwszego z przeciwników Ulkjaar przejechał swym ostrzem po szyi, przyjmując na tarczę cios kolejnego. Cofając się, wyczekał, aż tamten się odsłoni i wojownik przeszył go na wylot. Reszta towarzyszy również poradziła sobie całkiem dobrze i mimo kilku powierzchownych ran wyszli z potyczki niemal bez szwanku.

Opatrzenie niegroźnych cięć nie zajęło im wiele czasu i mogli ruszyć w dalszą podróż.

* * *


Kolejne godziny podróży sprzyjały im, gdyż oprócz tego, że nie napotkali żadnego oporu, to pogoda była przednia. Szerokie pasy promieni słońca przebijały się przez konary rozłożystych drzew, a Ulkjaar podziwiał niesamowite cuda natury. Było ciepło i przyjemnie, jak na jesień, a adrenalinę związaną ze starciem z koboldami zdążył zastąpić zachwyt nad lasem i przyrodą – dawno już nie widział tak wspaniałych krajobrazów. Jadący na przedzie Dagna prowadził ich ekipę spoglądając od czasu do czasu w mapę, a wojownik zmrużonymi oczami rozglądał się dokoła wypatrując potencjalnych zagrożeń.

Niedługo potem, gdy minęli mały zagajnik i wysokie zarośla, dotarli na miejsce… Tak przynajmniej wydawało się Ulkjaarowi, który pochylony, dotarł wraz z kompanami do niewielkiego osypiska. To, co zobaczył, starał się ocenić chłodnym okiem. Wyglądało na to, że niektórzy dotarli tutaj wcześniej i właśnie wyciągali z ziemi coś ciężkiego… W sumie nawet dobrze, bo odwalili część roboty za nich. Zielonoskóry, powykrzywiany humanoid nie robił na wojowniku zbyt wielkiego wrażenia, natomiast stwory będące połączeniem psa i smoka, już jak najbardziej. Najemnik widział coś takiego pierwszy raz w życiu i przez pierwszą chwilę poczuł ciarki na plecach.

Odruchowo chwycił za swą kuszę, nałożył bełt i wycelował w czerwonoskórą bestię. Dostrzegł wcześniej mężczyznę w dziwnych szatach stojącego naprzeciw miejsca, gdzie się znajdowali, ale oceniając odległość, Ulkjaar stwierdził, że raczej nie miałby szans, by go dopaść. Może coś zaradzi czarodziej? Na takiego wyglądał mu Lilawander.

- Zdejmiesz tamtego przebierańca, elfie? – zapytał, przymykając lewe oko, by strzał był precyzyjny. – Ja postaram się zająć jedną z tych bestii. Jeśli zaatakujemy najpierw z odległości w jedno tempo, jest szansa, że wyjdziemy z tego bez większych obrażeń. – rzucił. – Ten gość wyglądający na maga i jego bestie wyglądają na najmocniejszych, więc nimi proponowałbym się zająć w pierwszej kolejności… Chyba, że poczekamy aż sobie pójdą. – mruknął. – Jestem otwarty na wasze propozycje. – Ulkjaar wycelował w bestię, wstrzymując się na razie od strzału. Obok leżała tarcza – wojownik wiedział, że po pierwszym strzale trzeba będzie się ujawnić, by zmierzyć się z adwersarzami twarzą w twarz.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 20-03-2010 o 19:57. Powód: koń :P
Serge jest offline  
Stary 22-03-2010, 18:03   #139
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Otto nie specjalnie miał ochotę pakować się w tę kabałę, ale miał nieodparte wrażenie, że nadchodzące wydarzenia dopadną go tak czy inaczej. Bał się zresztą zostawać w miasteczku. Mimo, że było senne, to wciąż ktoś mógł go szukać. Zresztą z samego rana jak tylko usłyszał jak ktoś wypowiada „..tto Walde…” przestraszył się nie na żarty. Gwar dopiero za drugim razem pozwolił mu usłyszeć, że to chodzi o jakiegoś Ditto. Ulżyło mu, bo miał ochotę uciekać w tym samym momencie. Zresztą ekipa, która wybierała się na cmentarz była znacznie większa i niektóry wyglądali na nielichych zbirów.

Był jeszcze jeden powód. Poprzedni wypad, mimo że krótki i śmiertelnie niebezpieczny wzbogacił go i to poważnie jak na jego sytuację. Broszka i pierścień były sporym zastrzykiem złota, przynajmniej dla kogoś w jego sytuacji. Zawsze istniała szansa, że uda mu się obrobić kolejne ciała nieudolnych towarzyszy. Był zbyt przytłoczony i stłamszony by zastanawiać się, czy powinien robić coś takiego. Chciał przeżyć jak najdłużej.

Z pokoju na piętrze, gdzie kilka godzina wcześniej obudził się z krzykiem, zabrał wszystkie swoje rzeczy. Przede wszystkim krótki miecz i płaszcz. Na straganie kupił jeszcze sztylet, tak jak poprzedni - który został w ciele kobolda - ukryty został w bucie. Otto spędził dobrą godzinę siedząc samotnie nieopodal bram miasteczka i paląc fajkę. Ruch był znacznie mniejszy niż jeszcze dwa dni wcześniej. Obserwował towarzyszy, których poznał przy stole. Zdał sobie sprawę, że ciężko byłoby domyśleć się, że mają zamiar coś wspólnie wykombinować, gdyby tego nie wiedział. Nie rozmawiali ze sobą, nie kręcili się razem. Ot kilka osób zjadło razem śniadanie i się rozeszło – pomyślał. Otto opuścił Winterheaven jako czwarty, chyba nikt inny ich nie obserwował. Chyba.


Potyczka z koboldami nie była niespodziewana. Otto usłyszał je tym razem nieco wcześniej. Nie walczył. Nie ze strachu, ale wolał poobserwować kto tu jest kim, kto wyciąga broń - kto miecz a kto łuk, a kto składa ręce w skupieniu. Potyczka była krótka i nikt nie zauważył, że Otto został nieco z tyłu. Dla niepoznaki zresztą wykonywał ręką ruchy i udawał, że przeszywa go ból. Nikt na to nie zwracał jednak uwagi.

Otto znów ostrzegł drużynę, gdy usłyszał, że w pobliżu coś się dzieje, gdy zbliżyli się do leśnej polany w małej dolince. Bał się cholernie tego wszystkiego. Te pokraczne psy były co prawda mniejsze niż koboldy, ale jeszcze nigdy nie widział nic tak brzydkiego. Mężczyzna po drugiej stronie zdawał się tym kierować. Zbyt dużo ich, zbyt dużo – myślał. Musieli omówić plan działania i to szybko – w minuty musieli zacząć działać, bo inaczej się połapią, że coś jest nie tak. Otto był gotów podejść to ubranego w szaty, prawdopodobnie maga lub innego kultysty człowieka i rzucić się na niego z tyłu. Chciał mieć jednak wsparcie. Ktoś musiał odwrócić jego uwagę, strzałą, bełtem, atakiem z drugiej strony – czymkolwiek. Inaczej na pewno zostanie usłyszany – aż tak sprawny nie był.

Otto myślał tylko, jak wykorzystać wąskie gardło prowadzące do polanki z wykopaliskami - Ktoś mógłby zdjąć lub zająć "maga", reszta i tak rzuci się na nas. Jest nas zbyt mało na otwartą walkę... - Otto zawiesił to w powietrzu. Może i mógłby się zakraść, ale co dalej? Będzie tam sam, a reszta po drugiej stronie. Chyba byłoby mu łatwiej, gdyby tamci rozpoczęli walkę po tej stronie. Uwaga tego "maga" skupiła by się na czymś innym. Otto rozpiął płaszcz i delikatnie położył go na ziemi, tylko by przeszkadzał...
 
Azazello jest offline  
Stary 23-03-2010, 11:33   #140
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Gdy wszyscy wyszli z karczmy i ruszyli w stronę cmentarzyska, elf podzielił się z resztą swoimi uwagami oraz informacjami wprost z wieży mędrca.

- Mędrzec zachowuje się dziwnie, jakby nie był mędrcem, właściwie to oprócz ogólnikowej historii tego miejsca nic o nim nie wie... albo chce by tak myślano... co jest dość dziwne... Brak zainteresowania informacjami z twierdzy czy cmentarza... tak nie zachowuje się prawdziwy mędrzec...
W każdym razie proponuję nie iść wprost traktem, gdyż całe miasto chyba już wie, że wyruszyliśmy na cmentarz i do twierdzy... należy spodziewać się pułapki na trasie.
przy okazji, to Smocze Cmentarzysko- w którym ponoć pochowano kiedyś smoka...

Jak powiedział tak też zrobił - choć nie zamierzał oddalać się od drużyny, starał się nie iść środkiem traktu, oraz możliwie badać pobocze nim doń dojdzie. Odrobina ostrożności przydała się w walce z koboldami, gdy te zaatakowały grupę, elf z pobocza wsparł ich magią... a właściwie łukiem, oszczędzając czary na później. Zdążył nałożyć i wystrzelić trzy strzały ( w grupę) w których właściwie tylko jedna cudem dosięgła celu wbijając mu się w nogę i utrudniając... ucieczkę, gdyż po kilku pierwszych chwilach starcia, atak koboldów zmienił się w paniczną ucieczkę - a właściwie jej próbę...

Po walce elf zapytał się reszty, nie wiedząc jak straż zamierza płacić za koboldy.

- Czy strażnicy żądają jakichś dowodów czy co? - Gotów poobcinać uszy koboldom na dowód, nie zamierzał się brzydzić przeszukiwań, choćby i dlatego że czuł się biedny, bardziej traktował zwłoki jako kolejny materiał do badań... gdyby miał więcej czasu i sprzętu z pewnością na zwykłym ograbieniu i oględzinach ciał by się nie skończyło... Zamierzał nawet przeprowadzić sekcję zwłok kobolda...jednak spojrzenia i ponaglenia reszty sprawiły że ostatecznie zostawił zwłoki nie kończąc swych eksperymentów... ( jedynie przeszukał i poobcinał uszy dla dowodu )

Ulkiaar wyglądał na obiecującego wojownika, po drodze przy okazji rozmowy z wojownikiem, zapoznał go nieco dokładniej, przynajmniej na tyle by wiedzieć iż ten nie boi się walki, choć chciałby być za nią dobrze wynagrodzony. Elf potrafił to zrozumień, a nawet docenić pewną prostotę postępowania...sam takiej nie posiadał, sam komplikował sprawy ponad miarę...choć i efekty były dużo bardziej pokręcone niż przy prostych metodach rozwiązywania problemu. Tam gdzie najemnik widział kasę za martwe koboldy, tam elf dostrzegał również przyczynę i skutek koboldzkiego problemu, nie mówiąc już o osobistej chęci wykorzystania potworków... w końcu ktoś jakoś to robił- a to w tym momencie ciekawiło elfa bardziej niż złoto jakie mieli dostać. Najemnik wzbudził w elfie swego rodzaju zaufanie, prostotą myślenia i działania - co oczywiście było komplementem w ustach elfa mającego czasem już dość kombinacji i podejrzeń.

Oczywiście las dla elfa był wystarczająco piękny sam w sobie by cała podróż, nawet mimo starcia z koboldami , wydawała się czystą przyjemnością nie zmąconą zmartwieniami. Las udzielał podróżnikom swego spokoju i majestatu, chronił przed wzrokiem innych, przed uporczywym wiatrem, wreszcie chronił grupkę która na cmentarzysku dokonywała profanacji...


- Zdejmiesz tamtego przebierańca, elfie? – zapytał Ulkiaar , przymykając lewe oko, by strzał był precyzyjny. – Ja postaram się zająć jedną z tych bestii. Jeśli zaatakujemy najpierw z odległości w jedno tempo, jest szansa, że wyjdziemy z tego bez większych obrażeń. – rzucił.

- Celuj w maga, bestiami zajmiemy się później a mag w każdej chwili przyzwie nowe zastępy. - odpowiedział mu elf.

Elf zamierzał przygotować się do walki rzucając podstawowe ochronne zaklęcie, jednakże uderzyć chciał wraz z cała resztą, wykorzystując element zaskoczenia. Wierzył, że likwidując maga, z reszta pójdzie im o wiele łatwiej...

- Być może jak zginie mag to i stwory uciekną... - dodał jeszcze cichutko, wiedząc że stwory same z siebie nie postanowiły pomóc magowi w pilnowaniu więźniów... Taktykę na walkę miał prostą acz skuteczną - z daleka obrzucać wrogiego maga czarami, odgradzając się od ewentualnych bestii własnym przyzwanym stworkiem.

Otto ostrzegł ich przed niebezpieczeństwem i jednocześnie wyglądało na to, że sam szykował się do bitwy... do cichej bitwy - biorąc pod uwagę jego widoczny na sobie ekwipunek.

- Zaatakuje maga, masz dwie minuty, żeby zając dogodną pozycję, jeśli zwęszą Cię bestie, zaatakuje wcześniej zajmując uwagę maga. Jego trzeba dopaść i wykończyć jak najszybciej - dodał właściwie do wszystkich, nie tylko do Otta.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 23-03-2010 o 11:35.
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172