Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2010, 02:12   #44
Aschaar
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Poranne szaleństwo spotkań, rozmów, informacji w końcu zakończyło się w sterylnym, plastikowym i nijakim wagoniku linii niebieskiej. Co każdy idiota mógł zauważyć po niebieskich ławeczkach, wykończeniach i niebieskawym krajobrazie wyświetlanym na monitorach imitujących szyby. To była jedna z nowszych i lepszych linii w tym pieprzonym mieście. I jedna z droższych, ale w końcu karta Hasha pozwalała na jeżdżenie wszystkimi liniami... Jakoś musiał się po tym fantastycznym mieście poruszać... Był zmęczony tym porannym bieganiem i spotkaniami - jakby nie było telefonów, videokonferencji i maili...


Kuźwa. Niebieska nie stawała na Stanley Park. Kuźwa. Trzeba było wyskoczyć na stacji dla bogaczy i zejść w dół na „underground” - nie znosił tej stacji.
Na pięknej, wyłożonej marmurami i chromem „5th Avenue Station” - jednej z tych stacji dla lepszych ludzi, przez którą Hash wolał przechodzić po prostu najszybciej jak się da udając zblazowanego bogackiego, który dla jaj przebrał się w ciuchy z ulicy, bo to ostatnio takie „jazzy”... Na tej stacji pod wielką reklamą Ssang Yong Motors siedział bezdomny. To był kolejny szok tego dnia. Że w ogóle tutaj siedział psując swoim widokiem estetykę stacji – oj, ktoś z ochrony za to beknie. Niech tylko jakaś wrażliwa, albo delikatny wyciągnie swój telefon z serii „diamond” albo „white gold”...


Wyciągnął z kieszeni dwudziestkę, zwinął w rulonik i wrzucił żebrakowi do kubka:
- Spierdalaj stąd, bo jak cię tu gliniarze dorwą, to bezdomność będzie najmniejszym twoim zmartwieniem.

Nie odwracając się, szybkim krokiem przeszedł do najbliższego zejścia w dół, na stację „5th Avenue Underground Station”. Cholera jasna. Oczywiście musiał wyleźć w jednej z sypialni. Kiedyś, lata temu – jak głosiła jedna z wielu miejskich legend – było tutaj podziemne centrum handlowe. Potem zmieniła się koncepcja i centrum się przeniosło zostawiając potężne i puste przestrzenie, szybko zaadoptowane przez bezdomnych na sypialnie. Oczywiście przy cichym wsparciu miejskich notabli, którzy na „pomocy socjalnej” zarobić całkiem spore pieniądze...


Przedostał się przez całe to towarzystwo udając zagubionego i zahukanego, wymieniając się jakimiś pozdrowieniami i nic nie znaczącymi uwagami. Przyznanie się tutaj do tego, że ma się kasę było równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci. Do tej grupy albo się należało, albo nie...

W końcu znalazł się w kolejnej kolejce i po kwadransie był w domu, a przynajmniej w jego okolicach.

Wstąpił jeszcze do pana Changa i zakupił jedzenia dla co najmniej 3 osób. Sam był już wściekle głodny, bo poza kanapką w „Piekarniku”, która w zasadzie zaostrzyła apetyt zamiast zaspokoić głód – od rana niczego nie jadł. W knajpie z Chińszczyzną spędził znacznie więcej czasu niż powinien. Sam sprzedawca zasugerował ciasteczka z kałamarnicą, co było oczywistym wstępem do „musimy pogadać”. Hash zamówił więc ciasteczka i został poproszony o poczekanie na zamówienie. Usiadł gdzieś z boku prawie przy wejściu na zaplecze i po chwili dosiadła się do niego starsza Chinka. Bez przedstawiania się od razu przeszła do sprawy, a właściwie dwu spraw. Po pierwsze okazało się, że u jej znajomego fixa dwie noce temu wybuchł gaz... Haker współczująco powiedział coś o zrozumieniu sytuacji i jakiejś pladze wybuchów w ostatnich dniach. Dalej już rozmowa potoczyła się szybko – jakoś trzeba było naprawić sytuację po wybuchu... Po drugie „pani Chang” - po wieku pasowałaby na małżonkę właściciela – po wybuchu została z „całym pudłem prezentów”. Hash niezobowiązująco stwierdził, że – w zależności od rodzaju prezentu i jego kosztu - mógłby popytać znajomych lub znajomych znajomych... Pani Chang ucieszyła się wyraźnie i przeprosiwszy udała się na zaplecze. Po kilku chwilach ciasteczka z kałamarnicą, rzecz jasna zapakowane osobno, a także reszta jedzenia była gotowa i chłopak wyszedł z pokaźną torbą i małym pakunkiem. Pierwsze ciasteczko schrupał kilkanaście kroków od restauracji. Skręcił w boczną ulicę i wyciągnął kawałek szkła teraz wyglądającego jak pokryte wodą. Telecom błędnie rozpoznał warunki panujące w torbie i uznał, że pada deszcz...


Uśmiechnął się praktycznie niezauważalnie chowając go do kieszeni. Już wiedział kto dostanie egzemplarz pokazowy. Teraz trzeba tylko policzyć ile było ciasteczek i... komu to pchnąć, aby wszyscy byli szczęśliwi. „Jak nazywa się ten znajomy Travisa?” - pomyślał będąc na klatce swojego bloku. Wyciągnął PDA z kieszeni spodni i wstukał wiadomość:

„Travis, czy możesz mnie skontaktować ze swoim fixem? Znajomy znajomej ma coś do upłynnienia. Dość ciepłe. #”

- Jak pilnowanie kota? - zapytał już w domu stawiając torby na stole. Jak łatwo było przewidzieć – w domu nic do żarcia już nie było, ale przynajmniej Piter wyglądał lepiej.
 
Aschaar jest offline