Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2010, 17:59   #39
Karmazyn
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Sevrin obdarzył Erwina wrogim spojrzeniem.
Czy ten typek myśli, że do miasta da się dostać łatwiej niż z niego wyjść?” Przez całe swoje krótkie życie młodzieniec nauczył się, że w takich przypadkach nie ma sensu wdawać się w niepotrzebną rozmowę. Nie omieszkał jednak w myślach skierować pod adresem mężczyzny szeregu różnego rodzaju epitetów, których nie przystoi wypowiadać w towarzystwie Lamii.
„No i po kiego wchodziłem do miasta? Gdybym wiedział zostałbym po drugiej stronie. Przynajmniej Narwaniec by się tak nie denerwował.”
Sevrin cały czas drapał swojego wierzchowca za uchem.
- Wybacz przyjacielu. Gdybym wiedział, że tak będziemy musieli tu tyle czekać… – Koń prychnął tylko i odwrócił głowę. Sprawiał wrażenie, obrażonego na swojego właściciela.
Młodzieniec zrezygnowany opuścił głowę. Nie puszczał jednak uprzęży swojego wierzchowca. Gdyby to zrobić nie zobaczyłby go, co najmniej do końca dnia.
Sevrin nie starał się specjalnie rozpoczynać rozmowy. Jego odpowiedzi też nie przedłużały ledwo rozpoczętej wymiany zdań. Nie lubił gadać z innymi. Szybko przestał w ogóle odpowiadać i zajął się grzebaniem butem w ziemi. Co jakiś czas próbował udobruchać Narwańca, lecz widać ten miał go w takim samym poważaniu jak bogowie.

xxxxxxxxxx

W końcu mogli opuścić miasto. Narwaniec początkowo sprawiał problemy swemu jeźdźcowi, kręcąc się w kółko i stając dęba. Wierzchowiec jednak uspokoił się. Perspektywa wydostania się z Delin okazała się bardziej kusząca niż dalsze obrażanie się na Sevrina.
Szybko wyjechali z miasta. Przy bramie omal nie stratowali jakiegoś kupca. Przekleństwa kierowane pod adresem młodzieńca nie wywarły na nim wrażenia.
Zaczęło się. Misja, z której nie wszystkim będzie dane powrócić.” Młody najemnik odwrócił się przez ramię patrząc na stopniowo oddalające się i malejące mury miasta.

xxxxxxxxxx

Narwaniec z trudem dał się prowadzić na końcu grupy. Wyraźnie chciał pędzić przed siebie do utraty sił. Sevrin nie mógł na to pozwolić. Musieli dostosować tępo do reszty. Głośne prychanie konia świadczyło, że wierzchowiec uważał zupełnie inaczej. Młodzieniec dość szybko domyślił się, czym spowodowane jest takie zachowanie. Klacze. Bardzo rzadko Narwaniec przebywał w towarzystwie klaczy, Teraz, mając okazję chciał im najzwyczajniej w świecie zaimponować. Sevrin zbliżył twarz do ucha swojego wierzchowca.
- Nie za wcześnie na to przyjacielu? – wyszeptał.
Koń prychnięciem dał do zrozumienia, że miał na ten temat inne zdanie.
- Skoro tak uważasz. Tylko nie zabij się, a przy okazji mnie.
Sevrin uśmiechnął się i wyprostował w siodle. Chciał jechać ostatni, lecz Irial stanowczo się na to nie zgodził. Nie pozostawało nic jak skupić się na jeździe prawie na końcu i podziwianiu okolicy.

Młodzieniec zawsze marzył o kupnie małego domku z poletkiem i spokojnym życiu spędzonym na uprawie roli i hodowli zwierząt. Na razie jednak nie mógł sobie na to pozwolić. Brakowało funduszy. Brakowało też jakiejś bratniej duszy, która samą tylko obecnością wspomagałaby jego wysiłki w polu. Jednak do tej pory żadna taka dusza nie ujawniła się Sevrinowi. Mężczyzna wątpił też, czy kiedykolwiek się ujawni.
Z drugiej strony życie samotnika nie było znowu takie złe. Mógł robić, co mu się żywnie podobało i kiedy mu się podobało. Nie musiał się o nikogo troszczyć, ani martwić. Nikt nie mógł wykorzystać jego bliskich przeciw niemu. Nikt nie marudził za uchem i nie narzekał.
Życie samotnika było zdecydowanie lepsze. A na ustatkowanie się był jeszcze czas. Przecież miał przed sobą całe życie. Wtedy przypomniał sobie, co tak naprawdę tu robi. Czyżby tego życia nie zostało mu aż tak dużo?

xxxxxxxxxx

Rozmowa, jaka wywiązała się podczas jazdy specjalnie go nie interesowała. Jechał przygarbiony z lekko spuszczoną głową. Pogrążony był we wszelkiego rodzaju myślach. Większość z nich dotyczyła Emerahl. A raczej nie tyle, co samej kobiety, a tego, kim była.
Władająca magią. W sercu młodzieńca zaczęła pojawiła się nienawiść skierowana pod jej adresem. Szybko stłumił to uczucie kierując myśli i jednocześnie wzrok w stronę przepływających po niebie chmur. Dopiero po dłuższym czasie zaczął na powrót myśleć o kobiecie. Zastanawiał się, czy kiedyś będzie zmuszony porzucić swe uprzedzenia by misja, której się podjął powiodła się. Wolał jednak by w tej sprawie nic się nie zmieniało. W głębi duszy obiecał sobie, że będzie okłamywać sam siebie traktując Emerahl, jako w miarę zwyczajną kobietę. Być może zmieni to jego podejście do magików, lecz w tej chwili i przez najbliższy czas nie miało to najmniejszego znaczenia.
Nadmierne myślenie, czy może też niezbyt ciekawa podróż na tyle go zmęczyły, że jego głowa opadła na pierś, a umysł pogrążył się we śnie.

xxxxxxxxxx

Narwaniec zatrzymał się wraz z innymi końmi. Sevrin, którego nagły brak ruchu wyrwał ze snu niezbyt zgrabnie zsiadł z konia. Podszedł do strumienia. W ręce nabrał trochę wody i przemył sobie twarz. Czynność tą powtórzył dwukrotnie. Prostując się podniósł z ziemi niewielki kamień, który zaczął obracać w ręce. Kamień jednak dość szybko wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, gdyż z jakiś przyczyn nie pasował Sevrinowi. Następnie młodzieniec, nie zwracając zbytniej uwagi na towarzyszy udał się w stronę najbliższej wierzby. Usiadł przy niej opierając się plecami o pień. Dla dodatkowej ochrony oczu przed promieniami założył na głowę kaptur płaszcza. Miecz, który do tej pory spokojnie zwisał przy prawym boku, wraz z pochwą znalazł się na brzuchu mężczyzny. Sevrin prawą rękę zacisnął na rękojeści miecza, a lewą położył mniej więcej w połowie długości pochwy. Młodzieniec zaczął sprawiać wrażenie pogrążonego we śnie. Nic bardziej mylnego. Jego wzrok bacznie śledził każdy, nawet najmniejszy ruch Lamii.
Narwaniec, który spokojnie skubał sobie trawę w pewnej odległości od swojego właściciela, dbał jednocześnie by nic nie zaskoczyło Sevrina.
Najemnik nie ufał nikomu innemu tak, jak ufał swojemu wierzchowcowi. Rozumiał się z nim lepiej niż z niejednym człowiekiem. Byli dla siebie, pomimo drobnych sprzeczek, jak najlepsi przyjaciele. Nie raz tylko sobie nawzajem zawdzięczali to, że jeszcze mogli podziwiać wschody i zachody słońca. Z czasem wytworzyła się między nimi specyficzna więź, którą tylko nieliczni mogli zrozumieć.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline