Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-03-2010, 20:35   #36
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Słowo niczym taran wdarło się wprost do umysłu Giordana. Zamarł na chwilę, zacisnął szczęki, aż dało się słyszeć paskudny zgrzyt straszliwych kłów. Z dawna martwe mięśnie stężały niczym stal. Całą swą siłą, całą mocą ducha młody kainita próbował powstrzymać straszliwy rozkaz. Słowo księcia odbijało się w echem w jego głowie co raz to głośniejszym, rosnącym do straszliwego wrzasku...

POWIEDzpowiedzPowiedZpOWIEdzpowieDZ...

Giordano schwycił obiema dłońmi własny czerep i zacisnął potężnie. Wiedział, że jeśli za chwilę nie uczyni tego, co zażądał od niego książę z pewnością oszaleje. Oderwał dłonie od trupiej twarzy, z której zdała się odpłynąć wszelka krew i rzekł z niewypowiedzianą wprost ulgą, jakby pozbywał się najstraszliwszych grzechów podczas uczciwej spowiedzi:

- Powiem. - Wychrypiał przez wyschłe na wiór gardło i spojrzawszy wprost w martwe oczy Labrery. - Słyszałem pogłoski, że między nimi jest mój stwórca.

Zapadło milczenie tak ciężkie, że aż prawie namacalne i gdyby Giordano dobył teraz korda z pewnością mógł by kroić je w plastry. Gdyby jego serce nie było by martwe w tej właśnie chwili z pewnością zamarło by tknięte zgrozą. Naturalnym dla siebie gestem młodzian zacisnął dłoń na rękojeści tak mocno, że aż dało się słyszeć trzask kości.

- Gdym ci wczorajszej nocy rzekł panie, że mam powody by stanąć po twej stronie, nie kłamałem. To właśnie ów powód. Nie zamierzam przysięgać na imiona świętych, ani się zaklinać na piekielny ogień. Wczoraj rzekłem prawdę i te słowa obrócę w czyn. - Przez chwilę milczał czekając choćby na drobny gest Labrery, nie doczekawszy się jednak dodał. - I zrobię wszystko by pokrzyżować plany tego łotra choćbym miał przy tym zdechnąć!

Książę odstąpił o krok. Oparł wskazujący palec na ustach, i przyglądał się młodemu Zelocie z nadzwyczajną zadumą. Po czym odwrócił się bez słowa na pięcia i ruszył sprężyście w stronę drzwi.
- Diego! - rzucił rozkaz na zewnątrz. - Sprowadź mi Salome!
Odwrócił się do Giordana i już otwierał usta, by coś rzec, kiedy przez jego twarz przemknął wyraz nagłej refleksji. Ponownie wychylił się za drzwi.
- Diego! Grzecznie! Z rewerencją.
Sługa na zewnątrz musiał rzec coś, co nie przypadło księciu do gustu, bo w odpowiedzi warknął z furią:
- Toś źle myślał! I wołaj zarządcę!

Powrócił do Giordana i milczał, wbijając oczy w jego twarz, a to badawcze spojrzenie zdawało się odzierać z kolejnych tajemnic aż do nagiego jestestwa. Otwierał co chwila usta, jakby rzec coś chciał, ale pomyślane słowa w tej samej chwili zdawały mu się nieodpowiednie. Tych właściwych nie znalazł, a do sali cicho wśliznęła się Salome. Drobiła małymi kroczkami, rzucając niespokojne spojrzenia na obydwu mężów. Nie ukryła dziś szpetoty swego klanu - i Giordano ujrzał prawdę, którą zwykła chować pod maską księżniczki - rozlane, rozmięknięte rysy, opuchnięte członki i mętne, zasnute bielmem oczy topielicy.

- Myliłem się, Salome, a racja jak zwykle była przy tobie. Wybacz, że nie zaufałem twym słowom, a ty, panie Giordano, wybacz, że je sprawdzałem - głos księcia był mocny i głośny, poniósł się echem po sali.

Lekkie skinięcie Giordana było wszystkim na co mógł w tej chwili uczynić. Straszne napięcie powoli opuszczało jego członki, a dłoń jakby sama ześlizgnęła się z rękojeści.

Salome spojrzała badawczo na Giordana.
- Władca nie musi prosić o wybaczenie - oznajmiła cicho i ostrożnie.
- Zatem ma rozkazać? - żachnął się Labrera. - Nie, dość o tym.
- Panie, ktoś rzekł...
- Dość, powiedziałem. Wiem, do czegoś zdolna, a i pan di Strazza już pokazał, na co go stać - jego ton był nad wyraz znaczący. - W przeddzień wojny nie chcę niesnasek między lennikami.
- Niemniej...
- Dość. W zamian przychylę ucha do twych próśb, i odeślę Custodia na północ. Odejdzie wolny, i powiezie moje listy.
- Usuwasz oczy, które stały ci się niewygodne, mój panie - zaznaczyła delikatnie Trędowata.
- A jednak masz, co chciałaś - odparował książę. Salome skłoniła się bez słowa.

- A wy, panie di Strazza.... - zaczął wolno książę i urwał.
Chudy, suchotyczny zarządca przeczłapał spod drzwi, zachrząkał uprzejmie.
- Zakariaszu, znajdź krzesło Zelotów. Mój gość nie ma na czym usiąść - książę przemaszerował w stronę swego tronu i zapadł się między rzeźbione w drewnie potwory.
Zarządca zachrząkał ponownie, zamiędlił pożółkłą brodą, i ruszył wykonać rozkaz. Oczy Salome były okrągłe i szkliste jak świeżo ścięte jajka.

Nie wiedzieć kiedy zjawili się słudzy niosąc ciężki, niewygodny w transporcie fotel. Siedzisko widać od dawien dawna nie wyjmowane było z piwnicy, tudzież innego grobowca mebli. Giordano stanął obok i dłonią przesunął po skórzanej powierzchni obicia zdejmując tym samym grubą warstwę kurzu i pajęczyn. Groźne zmarszczenie brwi wystarczyło by sługa, który nie zdążył się jeszcze oddalić, przybiegł by oczyścić fotel. Młody zelota westchnął ciężko. Kto by pomyślał, że od tego kto i na jakim krześle usiądzie będzie aż tyle zależało. Uśmiechnął się do swych myśli cierpko. Miał nadzieję, że jego stwórca ma szpiegów, którzy doniosą mu o tym co dziś będzie miało tu miejsce. Rozsiadł się na krześle niedbałym gestem strącając pozostawioną przez sługę pajęczynę. Brujah wrócili do miasta Ferrol.

 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 20-03-2010 o 11:48.
Avaron jest offline