Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-03-2010, 22:29   #102
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało to zbyt dobrze. Zagadani na mieście miejscowi nie bardzo chcieli wierzyć w rozgłaszane przez obcą parę wieści. Większość czujnie rozglądała się na boki, spodziewając się jakiegoś podstępu lub prowokacji, inni chrząkali tylko zaniepokojeni i w milczeniu powracali do swoich zajęć. Nie można się im było dziwić. Każdy, kto zostałby przyłapany na publicznym głoszeniu tego typu plotek z pewnością odczułby gniew miejscowych możnowładców.

W końcu jednak udało się trafić na podatny grunt. Paru napotkanych stolarzy zwijało właśnie kram, dyskutując głośno na temat trwającego w hrabstwie poboru. Wzmianka o śmierci hrabiego i zdradzie jego nałożnicy idealnie wpasowała się w dyskusję.
- Zawszem wiedział, że coś w zamczysku śmierdziało - stwierdził najpotężniejszy z nich, czyniąc na piersi ochronny znak.
- Gównoś wiedział! Przecie będzie jak wczoraj, jakżem mówił, że z wąpierzem zło nie odeszło!
- Gdzież właściwe podziewa się teraz ten przyjezdny łowca? - Rzucił ze złością trzeci z nich, plując siarczyście na ziemię.
- Tchórz jak nic! Słabowitego umrzyka ubił, a zostawił nas biednych z wiedźmą na zamku!

I właśnie wtedy, gdy celowo podsycony gniew grupy zaczynał eskalować, z pobliskiej alejki wypadli oni. Pół tuzina odzianych w kolczugi i żelazne hełmy kształtów. Przewodził im jeden z widzianych wcześniej na targu mieszczan. Wskazał dwójkę obcych palcem, odbierając w nagrodę marną sakwę grosiwa.

Rozzłoszczeni stolarze zatrzymali ich tylko na chwilę. Daleko w tyle rozbrzmiał szczęk broni i jęki ranionych żołnierską bronią obywateli. Sądząc po natężeniu krzyków dołączyła do nich i następna grupa. Z tego odległości ciężko było jednak stwierdzić, po której opowiedziała się stronie.

Gdy w pośpiechu przybyli do karczmy, okazało się, że pozostawili reszcie zbyt mało czasu. Tego starczyło bowiem jedynie na zaskakująco sprawne opatrzenie psa i kradzież marnej dorożki, zaprzęgniętej w podstarzałe wałachy. O tej porze ciężko było o lepszy zakup, a wierzchowce zamożniejszej części społeczeństwa okazały się zbyt dobrze chronione. Przynajmniej marnie wyglądający powóz nie ściągał na siebie zbyt dużo uwagi.

Ruszyli w ostatnim momencie. W pobliskich alejach rozbłyskały bowiem już latarnie poszukujących ich strażników. Atak, którego stali się celem nadszedł jednak z zupełnie niespodziewanego kierunku. Ośmielony militarną obecnością karczmarz, nagle wyskoczył ze swojego przybytku. Nie wiadomo, czy chciał odciąć się oficjalnie od działalności grupy przybyszy, czy wróciły mu po prostu resztki obywatelskiej odwagi. Ważne, że nagle w jego dłoniach pojawiła się ukryta dotąd w karczmie rusznica z płonącym lontem.

Broń huknęła. Poruszająca się z ogromną prędkością chmura ołowiu w mig pokonała krótką trasę dzielącą ją od wozu i niczym boski gong uderzyła w krasnoludzki hełm zdobiący głowę Rudigera. Starożytny metal zadzwonił głucho, przechwytując olbrzymią siłę ataku. Reszta pocisków uderzyła w pobliskie dechy dziurawiąc je z głośnym trzaskiem.

Jeszcze na długo po wyjeździe z miasta Rudiger zastanawiał się, czy wykrzyczane po krasnoludzku "padnij!", które zapewne uratowało mu życie, było tylko wytworem jego wyobraźni. Barglin i reszta kompanii uparcie twierdzili, że to nie drużynowy krasnolud uprzedził go przed atakiem.

Pogoda w ostatnich dniach wyraźnie się pogorszyła. Front burzowy wiszący wcześniej jedynie nad fortem, obecnie rozciągnął się na całe hochlandzkie niebo. Pomruki rozładowań atmosferycznych towarzyszyły im nieprzerwanie od trzech dni, zdobiąc szaro-czarne niebo świetlistymi żyłkami elektryczności. Wyglądało to tak, jakby wichura powoli zbierała swoje siły przed wielkim kataklicznym apogeum. Nawet samo powietrze zdawało się drgać w oczekiwaniu przyszłych wydarzeń.

Wiedzieli, że muszą brnąć przed siebie, wykorzystując każdą szansę, by jak najbardziej oddalić się od możliwego pościgu. Odmawiali sobie więc większości postojów, uzupełniając jedynie zapasy wody. Czasem pytali też o właściwą drogę przez ciemne trakty starożytnej puszczy. Chęć przeżycia pozwoliła im wytrzymać takie tempo przez trzy dni. Barierą okazało się jedynie zdrowie zaprzęgniętych koni. Te były już wyraźnie spienione, potrząsając prawie bezwładnie spoconymi łbami. Minięty właśnie zajazd wydawał się mieć porządną stajnię z obsługą, która pozwoliłaby koniom wytchnąć. Gdy ujrzeli sielankowy szyld przedstawiający antałek piwa i wielki kawał mięsiwa, sami poczuli jak bardzo brakowało im w ostatnich dniach gorącej strawy i odpoczynku.

W środku za ladą powitał ich chuderlawy starzec o pogodnym uśmiechu. Kąciki jego ust i oczu zdobiły głębokie zmarszczki mimiczne. Jego wychudzona drżąca ręka, czyściła właśnie sporych rozmiarów gliniany kufel, obracając w nim podejrzanie czystą - jak na przybytki tego typu - szmatą. Nim zdążył nawiązać rozmowę, z kuchni obok wyłoniła się potężna, grubokoścista kobieta. W powietrzu zapachniało samogonem. Po jej czerwonych policzkach i równie jaskrawym nosie od razu dało poznać się zamiłowanie do wonnego, miejscowego trunku.

- Alfred! - ryknęła z siłą krasnoludzkiego setnika - Co tak sterczysz jak ta baba na polu! Rusz się no do kuchni! Gościom sera przynieś, piwo jakoweś! Przecie widać po nich, że z długiego wojażu traktem przybywają!

Wychudzony człowieczek mimowolnie skulił się w sobie i błyskawicznie zniknął w drzwiach. Sama gospodyni podeszła do gości uderzając wielkimi, ciężkimi buciorami o trzeszczące dechy izby.

- Wybaczcie! - wykrzyczała bardziej jak rozkaz niż prośbę - Bogowie pokarali mnie mężem niedojdą i synem nieudacznikiem. Wszystkim sama się zajmować muszę, bo by pewnikiem wszystko rozkradli abo przepili!
- Ale co ja wam gadać będę, przecie to samo widać! A tera siadajcie!- sama też przysiadła, wychylając z trzaskiem do góry przeciwną stronę ławy.
- Widzę, żeście z wozami i rynsztunkiem. Syn może i głupi, ale młotem włada niezgorsza, to wam pewnikiem sprawdzi podkucie, a i na zbroje spojrzy. Zara sami obaczycie!
- OOOOOOLLLFFF!!! - Ryknęła, wprowadzając w drżenie pobliskie sprzęty. Na zewnątrz wystraszone konie zarżały niespokojnie. Po chwili drzwi na zaplecze stanęły otworem. Synek zdecydowanie nie wrodził się w ojca. Ledwo zmieścił się w odrzwiach, rysując łysą, poobijaną głową po krawędzi futryny.

Wyglądający na wioskowego półgłówka olbrzym okazał się wyjątkowo utalentowanym kowalem. Do spółki z Barglinem sprawdzili podkucie koni i dokonali napraw w drużynowym ekwipunku. W tym samym czasie reszta zajadała się smakołykami sporządzanymi przez Alfreda. Helga, jak twierdziła sama, gotować potrafiła znakomicie, ale wolała zlecać to mniej przydatnym osobnikom, by mieli jakiś cel w swym marnym życiu.

Otrzymane pokoje, z oknami otwartymi na stronę rzeki pozwalały podziwiać olbrzymią sylwetkę Taalbastionu - ogromnej ściany krateru okalającego Talabheim. Naturalna, wysoka na setki metrów, przeszkoda otaczała gród ze wszech stron, czyniąc go niezdobytym. Ponoć miasto do tej pory nie upadło jeszcze ani razu, wytrzymując od tysiącleci wszystkie wrogie najazdy. Zgodnie z uzyskanymi informacjami dzieliły go od karczmy jedynie dwa dni drogi. Tak niewiele, a może jednak mimo wszystko za dużo?

Nad ranem obudził ich Burza. Spojrzenie przez okno ukazało dziesiątki krwawych łun, rozciągających się nad pobliskimi osadami. Wydawało się, że w oddali słychać było szczęk broni i krzyki umierających ludzi. Mieszały się z bojowym zwierzęcym rykiem, wyłaniającym się z pobliskich lasów.

- Gwałt! Do Broni! Idą od lasu! - ten ryk zagłuszył jednak wszystkie inne. Zdawał się dochodzić z kuchni i nie było wątpliwości, co do jego źródła. Pani Domu uzbrojona w topór do rąbania drzewa i wielka misę, służącą zapewne za tarcze, szykowała się właśnie do odparcia ataku wyłaniających się pomału z lasu, zwierzęcych postaci.

 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 20-03-2010 o 21:26.
Tadeus jest offline