Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 00:32   #46
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Co on wyprawia? - mruknęła pod nosem. John zerknął i wyglądało to tak, jakby jej brat coraz bardziej się oddalał od kryjówki, jadąc prosto do Cytadeli. Czyżby go zgarnęli? Nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć, zaciągnął się dymem. Musiał pomyśleć o tym wszystkim, czego się dowiedział, co zobaczył i co usłyszał. Sprawa śmierdziała mu na kilometr i aktualnie nie miał punktu zaczepienia. Najlepiej by było się dowiedzieć u samego źródła, czyli pójść do Ann, ale jak to zrobić, by potem wyjść z jej gniazdka w jednym kawałku i bez plastikowego worka bądź betonowych kapci? Mógł pogadać z Gradym, może detektyw by coś wymyślił...
- Mówiłeś, że całe miasto nas szuka - kobieta powiedziała cicho, przerywając jego rozmyślania. - Mój brat kieruje się w stronę tego wielkiego budynku w środku miasta, czyli do Ann, tak? Ona nic mu nie zrobi, wyjaśnią sprawę i... - zamilkła na chwilę. - Ale jeżeli się do mnie niebawem nie odezwie i nie wróci, będę musiała tam iść, bo coś mi tu nie gra. Najlepiej pod pretekstem złapania. Nie chcę was narażać, bo pewnie jesteście tak samo poszukiwani jak my, więc trzeba będzie to jakoś inaczej załatwić.

* * *

Motocykl mknął ulicą, osiągając zawrotną prędkość - niemal maksimum, jakie ta maszyna była w stanie z siebie wyciągnąć. Miroku wydawał się być niczym jedno ciało ze swoim pojazdem i zgrabnie lawirował między pociskami oraz ciężkimi radiowozami. Golem, obserwując go z daleka, musiał przyznać, iż wyglądało to naprawdę imponująco i zdziwił się niezmiernie, gdy nagle jeden z wozów stanął w poprzek - tarasując Azjacie drogę - a ten po prostu na niego wpadł i przekoziołkował nad maską. Kilka psów od razu wyskoczyło, a mężczyzna nie zdążył się nawet podnieść i uzbroić, gdy już go dopadli. Wyglądało to na nieźle zgrane i zsynchronizowane, może nawet za bardzo. Przecież Golem widział, jak Miroku i jego siostra załatwili kolesi w uliczce, czemu więc teraz się nie bronił? Widział, iż facet jest kupą żelastwa tak jak on i wiedział, że taki upadek nie mógł mu za bardzo zaszkodzić. No chyba że rana na ręce to było coś więcej, niż tylko uszkodzenie skóry.

Golem zmarszczył brwi, przyglądając się temu wszystkiemu z bezpiecznego miejsca. Ludzie Ann wzięli Azjatę pod ręce i zawlekli do opancerzonej furgonetki. Tam założyli mu kajdanki obejmujące całe dłonie i Garethowi udało się zauważyć strumień krwi płynący z nosa nowego znajomego. Jeden z psów złapał faceta za kark i wepchnął do pojazdu, po chwili otrzepując ręce z jego włosów.

Miroku odsadził Golema dość sporo, nie wiedział co tamtemu siedziało w głowie, ale było ewidentnie widać, że zbliża się w stronę miasta, a konkretniej Cytadeli. Nawet gdyby nie znał planu miasta na pamięć, to w oddali zaczynało już być widać budynek ze stali i szkła, który symbolizował ucisk całego miasta. Azjata w kaskaderskim stylu radził sobie z normalnym ulicznym ruchem, zresztą kodeks drogowy mieli generalnie w dupie, tym bardziej dziwne było, kiedy mężczyzna wpakował się bezpośrednio na jakiś samochód. Wyreżyserowane prawie jak w sensorium. Gdy z okolicy wypadły oddziały cytadeli, solos prawie zawrócił w miejscu, żeby się zatrzymać. Jakiś złamas chciał już na niego trąbić, ale chyba dostrzegł wystającą z tyłu lufę działka, jakie taszczył ze sobą Gareth. Nie trwało długo zanim nowego gościa w mieście skuli i zaczęli pakować do suki. Nie namyślając się wiele, wyciągnął tą samą minę, którą wcześniej wystawił, kiedy sprzątał ciała po Azjatach. Małe nóżki zabębniły o podłoże i z zadziwiającą prędkością pomknęły w stronę pancernych wozów. Wiedział, że nie ma co się z nimi mierzyć, ale nie zamierzał odjechać bez hałasu. Odpalił ponownie maszynę i ruszył spokojnie razem ze strumieniem zawróconych z miejsca pojmania pojazdów. Kiedy odjechał dalszy kawałek, a na wyświetlaczu zamigotało mu, że mina zrównała się z pojazdami, odpalił ładunek. Wątpił, żeby uszkodziło kogokolwiek w wozach, więc o Miroku był spokojny, ale możliwe że chociaż jeden z wozów stracił napęd lub podwozie, może nawet stracą dodatkowe parę minut na przeczesanie całej okolicy, w ciągu których będzie mógł spokojnie zwiać. Musiał się poważnie zastanowić, o co w tym bajzlu chodzi i komu dać znać. Wypadało postępować tu zgodnie z zasadą: jeśli uważasz, że to gówno za bardzo śmierdzi, to znaczy że lepiej żeby ktoś inny też o nim wiedział, ktoś kto może załatwić jeszcze większe spluwy. Póki co musiał wrócić do Johna i dziewczyny.

Golem wrócił nie niepokojony przez nikogo do kanałów. Gdy odjeżdżał z miejsca gdzie dorwali Azjatę usłyszał jeszcze satysfakcjonującą eksplozję, nie było może to dokładnie to co chciał zrobić, ale czasami trzeba posłuchać tego cieniutkiego głosu rozsądku kryjącego się w najciemniejszym kącie czaszki i podsumowującego krótko sytuację "-o kurwa!". Ustawił maszynę i wszedł do kryjówki w której zostawił Johna i kobietę.
- Twój brat musiałby być totalnie naćpany i zachlany, żeby się wpakować prosto na stojący na środku ulicy wóz cytadeli mając na ręku to cacko? Jeśli tak to chyba sam sobie zaplanował spotkanie z tymi dziesięcioma sukami i ciężkim wsparciem coś mi się zdaje.
- Mój brat nie jest głupcem - oburzyła się kobieta. - Ann nic mu nie zrobi, może ma w tym jakiś cel. Nie wiem, nie będę się za niego wypowiadać. Jak się ze mną nie skontaktuje, to tam pójdę i go odbiję...
- Ale... masz jakąś armię albo atomówkę? Co do Ann nie wiem, tutaj się z nikim nie cacka, a jeśli miał unikać wozów, to zrobił właśnie coś zupełnie przeciwnego.- rzucił spokojnie Golem odkładając działko na bok i siadając pod ścianą.
- Może i zrobił to specjalnie, ale to tylko wybitnie świadczy na niekorzyść jego inteligencji. Z tej fortecy jeszcze nikt nie wrócił żywy. Nawet jeśli twierdzicie, że Ann to wasza przyjaciółka. - John skwitował to krótko. - I naprawdę myślę, że twój brat wpadł w kłopoty.
- Więc będę musiała znaleźć kogoś, kto mi pomoże - prychnęła. - Mówiliście, że pół miasta nas szuka. Więc kto konkretnie? Jeśli jest jakaś nagroda za dostarczenie mnie do Cytadeli, to można to zgrać tak, by wyciągnąć z tego jakieś podwójne korzyści.
- Regularna psiarnia Ann, jej korporacyjne pupilki, policja, grabarze, nikt szczególny. Jeśli tak bardzo chcesz się tam dostać to raczej damy radę to jakoś załatwić, może nawet bezpośrednio do jej gabinetu. Zamawiasz bilet w jedna stronę czy w dwie?
- Hmm... I tak będę musiała wracać do siebie, jak tylko tu załatwię swoje sprawy, więc oczywiście w dwie strony. Macie jakieś wtyczki?
- Ja wiem? Może znajdzie się jakiś podopieczny Ann, żeby dostać cię do środka, w drugą stronę to już będzie poważniejsza sprawa, trzeba by to nieźle zorganizować i skoordynować, faktycznie niewielu ludzi wychodzi stamtąd żywych, a borgów jeszcze mniej.
- Nie jestem borgiem, pyszczku - uśmiechnęła się szeroko. - I z wyjściem mogę sobie poradzić sama, muszę mieć tylko plany tego budynku i coś wymyślę.
- Nie mówiłem o tobie. - Golem podniósł brew. - Nie jestem pewien czy da się to zrobić aż tak szybko, ale możliwe że się da, plany to informacja, informacja to pieniądz, a pieniądz krąży. Fix albo netruner pewnie by coś zdziałali, ja jestem tylko prostym człowiekiem ulicy, robię co się da, mogę co najwyżej popytać.
- Zatem popytaj, mogę dobrze zapłacić - stwierdziła spokojnie.
Golem rozsiadł się wygodniej i odpalił połączenie, nieco wyłączył się na chwilę z rozmowy i zaczął się dobijać do numeru Travisa.

John skorzystał z chwili kiedy Golem łączył się z Travisem, by zagadnąć dziewczynę:
- Więc mówisz, że Ann cię potrzebuje, a mimo to cała siła jej firmy was ściga. Nawet nam się obiło o uszy, a w zasadzie oferowano nam nagrodę za wasze głowy, co jest niezwykłe nawet jak na standardy Old Chicago. Naprawdę nie masz zielonego pojęcia co to za sztuczki?
- Trochę mnie to zaczyna zastanawiać i niepokoić, ale jestem pewna, że nikt się pod nią nie podszywał. Nie mam pojęcia, co jest grane, musiałabym pójść się z nią zobaczyć.
- Skoro mówisz, że jesteś pewna, że pod Ann z twojego video nikt się nie podszywał, to być może ktoś się podszywa pod tą Ann, która postawiła całe miasto na nogi by was dorwać? A tak nawiasem, kim właściwie był ten Akira?
- Nie znam żadnego Akiry, ale jest jeden bardzo dobry snajper Azjata. Właściwie jest tylko w połowie Japończykiem i na dodatek moim współlokatorem. Musiałabym go zobaczyć, żeby powiedzieć, czy to on czy nie. Ale tego nazwiska dość często używał, bo jest popularne - wzruszyła ramionami.
- Załóżmy, że to twój współlokator, nie wysłałaś go może do Old Chicago by wam pomógł? Znajomy znajomego, mówił, że jego znajomy musiał po nim sprzątać trupa. - John miał nadzieję, że dziewczyna zrozumiała aluzję.
- Mógł tu mieć zlecenie, o moim wyjeździe nic nie wiedział - zamyśliła się. - Mieszkamy pod jednym dachem, bo tak bezpieczniej. Raczej nie gadamy... o życiu prywatnym - puściła mu oczko. Miała nadzieję, że facet zrozumiał aluzję.

* * *

- Tak? - odebrał nieco zdziwiony detektyw. - Stało się coś, że dzwonisz do mnie o tej porze? Załatwiliście już sprzęt?
- Możesz zapytać Hasha ile by sobie życzył za plany tej dużej psiarni w środku miasta? Tej która psuje widok na całą okolicę i przyszłość. No i mamy coś dla Ciebie i twojego korpa, to zlecenie które miałeś wziąć od tego trupa co ci w biurze wykitował. Wiemy coś na ten temat, ba nawet sporo.
- To znaczy? Mógłbyś mówić jaśniej? Znaleźliście tych Azjatów? - zapytał Travis. - A co do planów tej plantacji pomidorów, to wam załatwię. Ale że pomidorów jest tam dużo, i raczej zgniłych, to i cena będzie wysoka.
- Nie moja kieszeń, nie mój problem z ceną, chodzi mi o konkrety. Mamy połówkę, mężczyzna wpadł w ręce suk, kobieta chce bilet do cytadeli... w dwie strony. Jestem w miarę bezpiecznym miejscu jakby co.
- Musimy się spotkać, z chęcią z nią porozmawiam. Coś pomyślimy z tymi biletami... Z Hashem pogadam, póki co i tak kombinuje wejściówki do "Oxyde".
- Przekażę co i jak. Do później. - Golem rozłączył się i wrócił do toczącej się rozmowy.

* * *
- Jasna sprawa, tak bezpieczniej, tylko dziwnym trafem ów Akira sprzątnął kogoś, kto był związany z poszukiwaniem was. I ponoć bardzo wysoko postawionym sługusem Ann - ale tak tylko mi się o uszy obiło. - stwierdził John, akurat w momencie, gdy Golem skończył rozmawiać.
- No dobrze, plany da się załatwić, da się nawet załatwić spotkanie i przedyskutować nieco ewentualny plan wejścia i wyjścia z tego burdelu, niestety prawdopodobniej nie wcześniej niż rano. - rozejrzał się po pozostałej dwójce czekając na jakąś reakcję.
- Czyli mam się tutaj rozgościć? - zapytała, robiąc niewinną minkę. - A wracając do Akiry... Jeśli to mój znajomy, to może być ciekawie. Oby tylko nie miał więcej zleceń.
- Kochana jeśli to on, to lepiej się z nim skontaktuj, bo więcej syfu nam tutaj nie potrzeba, ale jeśli to nie on to lepiej oglądać się za siebie, choć do bojaźliwych z kolegom nie należymy.
- Śmiało, weź materac jeśli masz ochotę, mi i tak nie jest potrzebny, a nikt inny raczej z niego nie korzysta, jakaś ciekawa rozmowa mnie ominęła?
- W zasadzie to nie, choć okazuje się, że pani być może zna naszego wspólnego znajomego, co lubi postrzelać z dystansu do nieswoich okien.
Midoriko zaśmiała się.
- Ładne określenie - stwierdziła. - Zaraz do niego zadzwonię... Muszę mu to powiedzieć, może zmieni sobie ksywkę? - rzuciła wesoło, po czym odeszła kawałek i zaczęła wybierać numer kolegi.
- Marka, Stevena, Łysego Joe, Rasputina, Kulawego Moczymordę? Noo sporo mamy takich, więcej precyzji John.
- Żaden z nich nie pochodzi z Azji i nie ma skośnych oczu Golem - uśmiechnął się krzywo John.
Usłyszeli kilka zdań po japońsku, trochę śmiechu i po trzech minutach wróciła do nich.
- Jest w mieście, póki co nie ma innych zleceń. Nudzi mu się... Powiedział mi, że właśnie gra na nowym PlayStation 12 i wpieprza jakąś chińszczyznę. Ot, zwykły wieczór - wzruszyła ramionami.
- Hmm, ten po którym Travis musiał sprzątać biuro? No cóż, to faktycznie jeśli to twój znajomy, to lepiej się dogadać najpierw. Jak nie ma zleceń tym lepiej, mniej bajzlu a może trzeba będzie w Cytadeli zrobić bałagan. - solos zamyślił się, w sumie od dawna chciał zrobić epicką imprezę w Sylwka lub Nowy Rok i nieco rozpłomienić ten budynek.
- Shuri, tak się naprawdę nazywa, nie ma sobie równych - uśmiechnęła się lekko. - W sztuce strzelania do cudzych okien jest mistrzem. Oprócz tego zna trzy sztuki walki, pięć języków i umie strzelać ze wszystkiego. Nie będę wspominać o celności tego pana. Ale spokojnie, nim przyjmie kolejne zlecenie, skontaktuje się ze mną.
- Kurewsko miło z jego strony - rzucił John - pani wybaczy, że przy damie, ale to nie zmienia faktu, że jakiś inny wielbiciel chińszczyzny strzela do cudzych okien. Ten twój Shuri nie orientuje się, kto mógłby w tej okolicy taki sport extremalny uprawiać?
- No przecież to on - zaśmiała się. - Dobra, panowie, przestańcie srać po gaciach. Przy mnie nic wam się nie stanie, obronię was. A teraz wybaczcie, czas na drzemkę... Którędy do mojego materaca? Ach, tak swoją drogą, jestem Kikyou. A wy? Bo chyba się jeszcze sobie nie przedstawiliśmy?
- Nie chodzi tu o sranie po gaciach, po prostu nie lubię konfliktu interesów, ja zajmuję się głównie ciężkim sprzętem i czasem może jakimś mniejszym lub większym budynkiem. Nazywają mnie Golem, miło mi poznać. - solos schylił lekko głowę w stronę Azjatki.
- John - wyciągnął rękę - ale mówią też na mnie Gunman, bo ponoć jeśli chodzi o ołów to jestem rozrzutny.
Kobieta znów się zaśmiała, chyba dość dobrze się czuła w towarzystwie takich "oryginałów".
- Jeśli już przy ksywkach jesteśmy, to na mnie wołają "Dancing Blade". Ale to poufna informacja.
- Chyba nawet wiem skąd pochodzi, te dzisiaj wyglądały jakoś tak podobnie pocięte jak te, które musieliśmy wczoraj posprzątać na innej ulicy. - Golem uśmiechnął się lekko.
- Oj, gomen, czyżbym wam nabałaganiła? Wybaczcie, proszę - uśmiechnęła się rozbrajająco. - Cóż poradzę, że faceci tracą przy mnie głowę? - zaśmiała się. - Macie tu coś mocniejszego do wypicia? I nie mówię o ropie, panie borg...
- Coś mocnego może by i się znalazło, ale nasza najlepsza knajpka wpisała nas na listę "niemile" widzianych gości, chyba, że weźmiemy coś na wynos.
- Ponoć mieli zdrowe wątroby, jak to zawsze ludzie z Cytadeli, coś mocniejszego, hmmm może się znajdzie, skoczę tylko po coś. Chyba że chcecie do knajpki to wołać! - Golem podniósł tyłek i ruszył korytarzami, wszystko miał tu dość mocno porozsiewane po okolicy.
- Dla mnie to cokolwiek, tylko będę musiała filtrowanie wyłączyć - stwierdziła. W końcu mogła pogadać i rozerwać się, więc należało korzystać z okazji, że brata gdzieś wcięło.
John wrócił z dwoma skrzynkami, jedna zawierała kilkunastoletnia whiskey a druga Calhue, na wierzchu widniały trzy szerokie szklanki.
- No co, nie muszę pić ropy dla przyjemności, poza tym ropa to przeżytek. - Stwierdził z szerokim uśmiechem.

Wielkiej imprezy nie robili, ot wychylili kilka butelek, na dobry nastrój, widać że Azjatka potrzebowała nieco się rozerwać i humor też jej się całkiem solidnie poprawił. Nieco już wstawiona udała się spać zajmując jedyny materac w pomieszczeniu. Golem usadził się wygodniej pod ścianą i przymknął jedno oko, czasami musiał dawać im odpocząć. Gunman też położył się niedaleko, najwyraźniej nieco go zmogło.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline