Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 18:41   #41
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


Aaron i Peter zostawili Teufela w hangarze i według wskazań mapy ruszyli w kierunku zbiornika paliwa oznaczonego TNK-1. Przecięli dziurawy pas startowy i zatrzymali się przy wmurowanej w ziemię stalowej skrzynce. Miała nie więcej niż 150 cm wysokości i stała na betonowej płycie, której fragmenty wyzierały spod żółtawej, spalonej słońcem trawy. Odgłos kroków wywoływał dudniące echo, co wskazywało na to, że poniżej znajduje się pusta przestrzeń. Peter przez chwilę kombinował przy zamknięciu drzwiczek, które w końcu dały się otworzyć. Wewnątrz skrzynki znajdowały się trzy czterocalowe zawory i pordzewiały panel sterujący pompą paliwową. Na dnie leżał zwinięty, kilkumetrowy kawałek wzmacnianego węża.

Zgodnie z przewidywaniami wszelkie próby uruchomienia pompy spełzły na niczym. Dwaj mężczyźni zaczęli poszukiwać innego sposobu dostania się do podziemnego zbiornika. Bliższe zbadanie betonowej płyty pozwoliło odkryć niemalże niewidoczny spod pokrywającego go pyłu, właz. Kolejne kilka minut Aaron i Peter spędzili klnąc i mocując się z zablokowaną płytą. W końcu jednak ustąpiła, odsłaniając prowadzącą w mrok drabinkę.

Pod ziemią panował chłód. Szczeble wiodące w dół, kończyły się kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą. Niemal całe pomieszczenie zajmował wielki stalowy cylinder. Na jego boku widniały ostrzegawcze napisy i znaki: ZAKAZ PALENIA, GROZI WYBUCHEM, SUBSTANCJA ŁATWOPALNA. Potężna cysterna podłączona była do znajdującej się na powierzchni pompy, systemem pogmatwanych rur i kabli. Dokładniejsze oględziny systemu spustowego ujawniły mało skomplikowany zawór bezpieczeństwa. Teraz wystarczyło tylko znaleźć jakieś pojemniki i upuścić paliwa.

Wrócili na powierzchnię i skierowali się do hangaru. Wewnątrz Teufel, ze spawalniczą maską na twarzy i w grubych rękawicach uwijał się wokół szkieletu przyczepki. Właśnie skończył spawać zawieszenie i z zadowoleniem odrzucił palnik i podniósł osłonę, przyglądając się swemu dziełu. Po chwili mruknął coś pod nosem i odszedł w poszukiwaniu jakiejś brakującej części.
W hangarze znalazło się kilka starych i pordzewiałych, ale szczelnych kanistrów, które dwaj mężczyźni przenieśli do podziemnego zbiornika i zabrali się do spuszczania paliwa. Zawór początkowo w ogóle nie dał się odkręcić, jednak wspólnymi siłami obrócili go nieco i z rury zaczęła cieknąć czerwonawa ciecz o ostrym zapachu.

- Żegnaj Kowboju - powiedział Gunther mierząc z miotacza w kierunku ciała zabitego towarzysza. Kanistry z paliwem, kable, pojemniki z kulkami i reszta skarbów znalezionych w hangarze, spoczywały na podpiętej do samochodu Petera, przyczepce. Wysokie, stalowe burty i tylna, opuszczana klapa posiadały wycięte, wąskie otwory obserwacyjno-strzelnicze. Cała konstrukcja nośna i rama wykonane były z rur i kątowników, które niedokładnie docięte, wystawały poza obręb pojazdu. Układ jezdny stanowiły cztery koła. Dwa należały niegdyś do jakiejś małej awionetki, a druga para pochodziła z zdezelowanego wózka widłowego. Całość wyglądała koszmarnie, ale jak zapewniał Teufel, gwarantowała bezpieczną jazdę.

Mężczyzna nacisnął spust i ciało kowboja ogarnęły płomienie. Chwilę potem trzech mężczyzn i pies, wsiadło do wozu i odjechali na północ, ku drodze nr 70.

Miasteczko Leoti, przez które przejeżdżali było zupełnie wyludnione, podobnie jak kilka kolejnych osad na ich drodze. Raz, w rowie przy drodze, mignęła im jakaś skulona sylwetka, ale trudno było orzec czy to człowiek czy mutek. Dopiero przy samym wjeździe na szosę międzystanową napotkali życie.

W osadzie Winona mieszkało kilkudziesięciu ludzi, był tu też cuchnący bar. W mieścinie nie spędzili dużo czasu. Pognali drogą na zachód, ku widniejącym na horyzoncie wzgórzom. Kilkanaście kilometrów wypalonego pustkowia dalej trafili na miejsce, które dawało nadzieję na udaną zasadzkę. Droga, wciąż biegnąca prosto na zachód ku wzgórzom, przechodziła w tym miejscu pomiędzy dwoma wałami. Jakie było ich przeznaczenie, nikt nie wiedział. Miały po kilka kilometrów długości, biegły dokładnie równolegle do szosy, wznosząc się kilkanaście metrów nad jej poziom. Ich łagodne stoki i płaskie wierzchołki oddalone od szosy w linii prostej o nie więcej niż dwadzieścia, trzydzieści metrów, pokrywały wszechobecne, spalona słońcem trawa i pył.

Peter zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.




Wielki hummer z łoskotem zdruzgotał werandę i frontową ścianę domu informatora i zatrzymał się na środku salonu. Ze środka wyskoczył ranny Cyrus. Michael i właściciel domu gdzieś zniknęli. Z zewnątrz, od strony płonącego wraku radiowozu rozległy się strzały. SWAT przypadł do podłogi za staranowaną sofą i z pomocą kawałka materiału walczył z krwawieniem postrzelonej nogi.

Charlie ostrożnie wyjrzał przez dziurę w ścianie wybitą przez samochód. Na tle płomieni ujrzał biegnącą sylwetkę. Podniósł broń i strzelił. Postać upadła. Nie wiedział czy trafił czy po prostu strażnik się ukrył w jakimś załomie terenu. Panowała cisza.

- Ich jest dwóch a nas trzech - usłyszeli z zewnątrz. Głos należał do Michaela. - Jestem jakieś dziesięć metrów od domu. Osłaniajcie mnie!
Podniósł się z ziemi i szybko, w trzech susach dopadł resztek werandy. Strażnicy czuwali. Pociski powyrywały drzazgi z kolumienek, tuż nad jego głową.
- Musimy ich załatwić - jeszcze jeden skok i murzyn był w środku. - Nie możemy pozwolić aby uszedł choć jeden świadek. Cała ta wyprawa stoi w tym momencie pod znakiem zapytania. Gdzie jest Avi? Dostał? Bo z naszym informatorem już się możemy pożegnać. Miał Louie pecha. Nie dowiem się czy to zbieg okoliczności, czy może wszystko było ustalone...
 
xeper jest offline