Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-03-2010, 18:41   #41
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


Aaron i Peter zostawili Teufela w hangarze i według wskazań mapy ruszyli w kierunku zbiornika paliwa oznaczonego TNK-1. Przecięli dziurawy pas startowy i zatrzymali się przy wmurowanej w ziemię stalowej skrzynce. Miała nie więcej niż 150 cm wysokości i stała na betonowej płycie, której fragmenty wyzierały spod żółtawej, spalonej słońcem trawy. Odgłos kroków wywoływał dudniące echo, co wskazywało na to, że poniżej znajduje się pusta przestrzeń. Peter przez chwilę kombinował przy zamknięciu drzwiczek, które w końcu dały się otworzyć. Wewnątrz skrzynki znajdowały się trzy czterocalowe zawory i pordzewiały panel sterujący pompą paliwową. Na dnie leżał zwinięty, kilkumetrowy kawałek wzmacnianego węża.

Zgodnie z przewidywaniami wszelkie próby uruchomienia pompy spełzły na niczym. Dwaj mężczyźni zaczęli poszukiwać innego sposobu dostania się do podziemnego zbiornika. Bliższe zbadanie betonowej płyty pozwoliło odkryć niemalże niewidoczny spod pokrywającego go pyłu, właz. Kolejne kilka minut Aaron i Peter spędzili klnąc i mocując się z zablokowaną płytą. W końcu jednak ustąpiła, odsłaniając prowadzącą w mrok drabinkę.

Pod ziemią panował chłód. Szczeble wiodące w dół, kończyły się kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą. Niemal całe pomieszczenie zajmował wielki stalowy cylinder. Na jego boku widniały ostrzegawcze napisy i znaki: ZAKAZ PALENIA, GROZI WYBUCHEM, SUBSTANCJA ŁATWOPALNA. Potężna cysterna podłączona była do znajdującej się na powierzchni pompy, systemem pogmatwanych rur i kabli. Dokładniejsze oględziny systemu spustowego ujawniły mało skomplikowany zawór bezpieczeństwa. Teraz wystarczyło tylko znaleźć jakieś pojemniki i upuścić paliwa.

Wrócili na powierzchnię i skierowali się do hangaru. Wewnątrz Teufel, ze spawalniczą maską na twarzy i w grubych rękawicach uwijał się wokół szkieletu przyczepki. Właśnie skończył spawać zawieszenie i z zadowoleniem odrzucił palnik i podniósł osłonę, przyglądając się swemu dziełu. Po chwili mruknął coś pod nosem i odszedł w poszukiwaniu jakiejś brakującej części.
W hangarze znalazło się kilka starych i pordzewiałych, ale szczelnych kanistrów, które dwaj mężczyźni przenieśli do podziemnego zbiornika i zabrali się do spuszczania paliwa. Zawór początkowo w ogóle nie dał się odkręcić, jednak wspólnymi siłami obrócili go nieco i z rury zaczęła cieknąć czerwonawa ciecz o ostrym zapachu.

- Żegnaj Kowboju - powiedział Gunther mierząc z miotacza w kierunku ciała zabitego towarzysza. Kanistry z paliwem, kable, pojemniki z kulkami i reszta skarbów znalezionych w hangarze, spoczywały na podpiętej do samochodu Petera, przyczepce. Wysokie, stalowe burty i tylna, opuszczana klapa posiadały wycięte, wąskie otwory obserwacyjno-strzelnicze. Cała konstrukcja nośna i rama wykonane były z rur i kątowników, które niedokładnie docięte, wystawały poza obręb pojazdu. Układ jezdny stanowiły cztery koła. Dwa należały niegdyś do jakiejś małej awionetki, a druga para pochodziła z zdezelowanego wózka widłowego. Całość wyglądała koszmarnie, ale jak zapewniał Teufel, gwarantowała bezpieczną jazdę.

Mężczyzna nacisnął spust i ciało kowboja ogarnęły płomienie. Chwilę potem trzech mężczyzn i pies, wsiadło do wozu i odjechali na północ, ku drodze nr 70.

Miasteczko Leoti, przez które przejeżdżali było zupełnie wyludnione, podobnie jak kilka kolejnych osad na ich drodze. Raz, w rowie przy drodze, mignęła im jakaś skulona sylwetka, ale trudno było orzec czy to człowiek czy mutek. Dopiero przy samym wjeździe na szosę międzystanową napotkali życie.

W osadzie Winona mieszkało kilkudziesięciu ludzi, był tu też cuchnący bar. W mieścinie nie spędzili dużo czasu. Pognali drogą na zachód, ku widniejącym na horyzoncie wzgórzom. Kilkanaście kilometrów wypalonego pustkowia dalej trafili na miejsce, które dawało nadzieję na udaną zasadzkę. Droga, wciąż biegnąca prosto na zachód ku wzgórzom, przechodziła w tym miejscu pomiędzy dwoma wałami. Jakie było ich przeznaczenie, nikt nie wiedział. Miały po kilka kilometrów długości, biegły dokładnie równolegle do szosy, wznosząc się kilkanaście metrów nad jej poziom. Ich łagodne stoki i płaskie wierzchołki oddalone od szosy w linii prostej o nie więcej niż dwadzieścia, trzydzieści metrów, pokrywały wszechobecne, spalona słońcem trawa i pył.

Peter zjechał na pobocze i zatrzymał samochód.




Wielki hummer z łoskotem zdruzgotał werandę i frontową ścianę domu informatora i zatrzymał się na środku salonu. Ze środka wyskoczył ranny Cyrus. Michael i właściciel domu gdzieś zniknęli. Z zewnątrz, od strony płonącego wraku radiowozu rozległy się strzały. SWAT przypadł do podłogi za staranowaną sofą i z pomocą kawałka materiału walczył z krwawieniem postrzelonej nogi.

Charlie ostrożnie wyjrzał przez dziurę w ścianie wybitą przez samochód. Na tle płomieni ujrzał biegnącą sylwetkę. Podniósł broń i strzelił. Postać upadła. Nie wiedział czy trafił czy po prostu strażnik się ukrył w jakimś załomie terenu. Panowała cisza.

- Ich jest dwóch a nas trzech - usłyszeli z zewnątrz. Głos należał do Michaela. - Jestem jakieś dziesięć metrów od domu. Osłaniajcie mnie!
Podniósł się z ziemi i szybko, w trzech susach dopadł resztek werandy. Strażnicy czuwali. Pociski powyrywały drzazgi z kolumienek, tuż nad jego głową.
- Musimy ich załatwić - jeszcze jeden skok i murzyn był w środku. - Nie możemy pozwolić aby uszedł choć jeden świadek. Cała ta wyprawa stoi w tym momencie pod znakiem zapytania. Gdzie jest Avi? Dostał? Bo z naszym informatorem już się możemy pożegnać. Miał Louie pecha. Nie dowiem się czy to zbieg okoliczności, czy może wszystko było ustalone...
 
xeper jest offline  
Stary 03-04-2010, 17:40   #42
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ocalała trójka wzięła się do roboty. Aaron i Peter zajęli się tankowaniem, co nie było tak proste, jakby się mogło wydawać. Pompa nie była sprawna, przez co musieli zejść do podziemnego zbiornika i poprzez zawór awaryjny spuścić tyle paliwa, ile tylko byli w stanie przetransportować. Z takimi zapasami, mogli spokojnie ruszać w dalszą drogę.

Teufel natomiast oddawał się pracy twórczej, konstruując opancerzoną, czterokołową przyczepkę bojowo-transportową, która już swoim wyglądem obniżała morale wroga. Wyglądała na całkiem stabilną i wytrzymałą, zawieszenie nawet nie zakwiczało gdy władowali na nią cały zdobyczny sprzęt.

Podczas, gdy Gunther pozbywał się ciała Kowboja, po uprzednim pozbawieniu go wszelkich cennych przedmiotów i amunicji, Peter pobiegł jeszcze do opuszczonej wierzy kontrolnej i zgarnął pudło z książkami. Jeśli wyjdzie z tego żywy, będzie miał przy czym się odprężyć. "Seks i tajne służby" brzmiały zachęcająco. Po tym wszystkim pojechali dalej, na północ, zostawiając za sobą poległego towarzysza, płonącego przed splądrowanym hangarem, oraz to, co zostało ze zwiadowcy Molocha. Śmierć w obecnych czasach nie była niczym niezwykłym, bardziej zaniepokoiło ich to, co go zabiło. Obecność robota tak daleko od granicy nie wróżyła nic dobrego. Na domiar złego, jechali na północ...

Mijali kilka opuszczonych na pierwszy rzut oka wiosek, w których to można było pobuszować w poszukiwaniu zapasów, jednak woleli nie zatrzymywać się bez potrzeby.
Opłaciło im się to, pod koniec trasy znaleźli się w małej mieścinie, Winona. Od razy powitały ich mniej lub bardziej ukradkowe spojrzenia. Czemu się dziwić? Może i usytuowana przy autostradzie przystań przyzwyczajona była do widoku obcych, ale sportowy Chevrolet ciągnący dużą, niezgrabną, pancerną przyczepę nie należał zapewne do codzienności. Szybko uzgodnili przydział obowiązków. Gunther wraz z Aaronem wzięli kilka gratów na wymianę i poszli do tutejszego baru, żeby coś zjeść i zregenerować siły przed dalszą podróżą, Peter natomiast czekał przy samochodzie, spacerując wokół niego i paląc papierosy, jednego za drugim. Po niespełna pół godziny tej nużącej warty, przyszedł Aaron go zmienić, Teufel natomiast, z którym młodzieniec mijał się w drzwiach, chciał odwiedzić tutejszego mechanika, w celu pozyskania potrzebnych środków. Oswald nie powstrzymywał go, chociaż nie podobał mu się ten pomysł, wolał ograniczyć kontakty z tutejszymi mieszkańcami do minimum. Między innymi z tego też względu, zjadł wodnistą zupę i dwie konserwy w przeciągu dziesięciu minut. Szybko wyszedł na dwór, mając dość obleśnych pijaków, którzy przeszywali go wzrokiem odkąd się tam pojawił. Jak się okazało, w samą porę, ponieważ trójce miejscowych nie spodobała się obecność Aarona i jego psa. Dwoje mężczyzn trzymało rurki, a przewodząca im kobieta, pistolet. Aaron trzymał za kark psa, który obnażał kły i wyrywał się do napastników. Kątem oka Peter zauważył wracającego Teufla, wyszedł zza rogu, jakieś pięćset metrów od samochodu, nie widział jednak całej sytuacji, przyczepa zasłaniała mu widok. Zobaczył jednak złość na twarzy kuriera i jego nerwowe kiwnięcie głową. Zapowiada się na kłopoty.
- Co jest?- spytał krótko i rzeczowo czarnoskórej przywódczyni.
- Nie chcemy tu takich, jak on.
- To nie problem, właśnie odjeżdżamy.
- To tak nie działa, chłoptasiu.
- A niby, kurwa, jak?!
- fakt, że kobieta była od niego starsza nie znaczył, że może się tak do niego odzywać.
- Musi zostawić psa.
- Co? Po co wam ten sierściuch? Chcecie założyć hodowlę pcheł?
Aaron, korzystając z tego, że uwaga skupiła się na Peterze, wyciągnął z kabury pistolet i puścił kark towarzysza.
Zwierzę doskoczyło do najbliżej stojącego mężczyzny, wgryzając się w jego ramię, którym zdążył się zasłonić, wypuścił jednak rurkę. W tym czasie właściciel odbezpieczył broń i strzelił w ramię kobiety, która upadła na ziemię, wypuszczając broń. Teufel, słysząc strzał, podbiegł kilka metrów, co z kanistrem an plecach wymagało od niego wysiłku. Niestety, inni mieszkańcy też usłyszeli huk. Z baru wybiegło trzech mężczyzn z krzesłami wyniesionymi z baru, jako prowizoryczna broń, oraz znacznie bardziej niebezpieczny barman ze strzelbą. Peter uzbroił się w Berettę i biegnąc w kierunku drzwi auta, oddał dwa strzały w kierunku barczystego mężczyzny z rurką, który zamierzał się na tresera, niestety oba chybiły. W tym samym czasie Teufel zaś powstrzymał wybiegających z baru ludzi posyłając w ich stronę podpaloną mieszankę, jednemu z nich zapaliło się krzesło, co wprowadziło mały zamęt. Pies właśnie wykańczał swoją ofiarę, która i tak już długo stawiała opór i nie pozwalała przegryźć sobie tętnicy, gdy Aaronowi zaciął się pistolet. Głupia sprawa, chociaż w obecnych czasach nadspodziewanie "popularna". Bezbronny próbował uniknąć ciosu gazrurką, zdołał jednak tylko przechylić się na tyle, żeby nie oberwać w głowę, tylko w ramię. Ale i to powaliło go na kolana, zamraczając na moment. Nie widział dobrze, jak jego wierny towarzysz chwyta zębami rękę jego oprawcy, w akompaniamencie okropnych krzyków, jednak doskonale wiedział, co się stało gdy warkot psa umilkł zaraz po donośnym huku wystrzału. Czarnulka doczołgała się do broni i, w momencie, w którym Oswald odpalił silnik, zastrzeliła czworonoga z uśmiechem na twarzy. Aaron, pchany żalem i nienawiścią zerwał się w jej kierunku, jednak stojący na werandzie barman miał celne oko. Jeden strzał w pierś, kolejny w głowę. Peter widział w lusterku tylko pokaźną fontannę krwi, zaraz potem zakrwawionego blond irokeza wystającego zza przyczepki. Teufel trzymał napaleńców z baru na dystans, oprócz tego, który w międzyczasie zajął się ogniem i teraz leżał, kończąc swój żywot podobnie jak Kowboj. Gdy jednak zorientował się, że Aaron poległ i usłyszał za plecami ponaglenia Petera, cofając się zmienił kierunek ognia i podpalił tutejszy bar. Już po chwili budynek zmienił się w ogromną pochodnię, z której ogień przeniósł się na sąsiednie budynki. Z twarzą pokerzysty wgramolił się do samochodu nie zdejmując z pleców zbiornika. Ruszyli z piskiem opon, lecz mimo ich obaw, nikt ich nie gonił. Mięli szczęście, że większa ilość mieszkańców nie zbiegła się na pomoc ziomkom.

Po kilku godzinach dotarli do miejsca, gdzie ukształtowanie terenu sprzyjało zasadzce. Jezdnia znajdowała się jakby w kotlinie, z obu stron znajdowały się wały o łagodnych zboczach, można było na nie wjechać samochodem, nawet Chevroletem. Trochę trzęsło, jednak nie mięli z tym większych problemów. Wierzchołek okazał się być wręcz przystosowany do zasadzki, najpierw był płaski, po kilku metrach łagodnie opadał w dół, potem zaś znowu się wyrównywał. Śmiało mogli się tu zatrzymać i być pewni, że nikt z dołu nikt ich nie zobaczy. Z drugiej strony, gdzie wał był nieco niższy, widać było podobne ukształtowanie. Podłoże było tu twarde, była to zwykła skamieniała ziemia i nieliczny piasek, miotany przez wiatr to w jedną, to w drugą stronę.
Po oględzinach zjechali na dół, rozejrzeć się w poszukiwaniu dogodnych miejsc na miny i rozciągnięcie kolczatek. Musieli zapamiętać wszelkie szczegóły, żeby móc to opisać reszcie i wspólnie dopracować plan przechwytu konwoju.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 05-04-2010 o 16:44. Powód: Teufel's fury! :P
Baczy jest offline  
Stary 15-04-2010, 22:08   #43
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
- Co jest kurwa? Strzelać? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
Parker wbiegł do budynku automatycznie chwycił pistolet, ale nie celował w nikogo.
- Avi zdradził. Jebany idiota. Mamy na karku jakiś strażników. Kilku chyba załatwiłem i nie mają już fury - zasyczał lekko z bólu patrząc na plującą z każdym krokiem krwawiącą ranę.
- Macie szczypce, opatrunek uciskowy i wódkę? Ewentualnie whisky? I Ci się lakier porysował na motorynce - również próbował się uśmiechnąć, ale przez kominiarkę jego trud był daremny.
Charlie otworzył szeroko oczy.
- Porysował? Czy to powiedziałes PO-RY-SO-WAŁ? No to im kurwa nie daruję. Zabije jak świnię... - powiedział i podbiegł do okna - Chrum, chrum warchlaki! Chodźcie!!
SWAT walczył z raną, za stojącym w salonie pojazdem. Gdy owinął nogę jakąś starą koszulką i krew przestała tryskać z każdym krokiem rzucił się do wnętrza pojazdu i wyciągnął długi pas nabojowy spod siedzenie pasażera. Szybko załadował pociski do UKM. Sam pas był zwinięty w kłębek, był niebywale ciężki i od razu dało się rzucić w oczy, że nie był to standardowy pas amunicyjny do tego karabinu. Był po prostu za długi. SWAT rozłożył dwójnóg i przycisnął Cię do ziemi zaraz, zaraz za Hummerem. Miał przez zrobioną przed chwilą dziurą, świetny widok na przedpole. Czekał aż pojawią się pierwsze cele.
Przeładował i rozciągnął taśmę owijając ją sobie na rękach, ale i tak spora jej część jeszcze zwisała z Ziemi.

- Nie możemy pozwolić aby uszedł choć jeden świadek. Cała ta wyprawa stoi w tym momencie pod znakiem zapytania. Gdzie jest Avi? Dostał? Bo z naszym informatorem już się możemy pożegnać. Miał Louie pecha. Nie dowiem się czy to zbieg okoliczności, czy może wszystko było ustalone... - Michael wpadł do środka i oparł się plecami o ścianę. - Widzę, że ciężki sprzęt już stoi. Teraz trzeba ich stamtąd wywabić. Jakieś pomysły?
- Ja mam, tylko mnie kurwa osłaniajcie! - krzyknął i wybiegł z kryjówki. Starając się biegać od osłony do osłony biegł by oflankować przeciwników.

Parker widząc jak jego towarzysz ruszył sprintem żeby oflankować przeciwników, oddawał w ich kierunku metodycznie po kilka strzałów. Profilaktycznie, żeby nie wystawiali głów.
Pochowani strażnicy widząc wybiegającego z budynku człowieka oddali po kilka niecelnych strzałów. Jednak przyduszeni do ziemi seriami z karabinu SWAT'a nie wychylali się więcej ze swoich kryjówek. Charlie, biegnąc zakosami dotarł do niewielkiego zagłębienia, w którym ukrył się na moment. Miał dobry widok na płonący, rozerwany wybuchem granatu radiowóz i swój, leżący na boku motocykl. Znajdował się nie więcej niż dwadzieścia metrów od niego. Obaj strażnicy ukryci byli po przeciwnej stronie dymiącego wraku, a skoro on ich nie widział to i oni jego prawdopodobnie też.
- Cyrus - odezwał się murzyn. - Gdzie jest Avi? I co do cholery się tam stało?
- Jeśli Ci chodzi o tego matkojebnego zdrajcę, to poczęstowałem go ołowiem. Ot, i cała histo... - Parker puścił kolejne dwie serię w kierunku radiowozu - A to są jak się przedstawili, jakieś buraki z McPherson - kolejna seria pocisków pomknęła w kierunku radiowozu - Przyjebałem im ostro i z UKM'u i z granatu, ale widać kilku gnojków się jeszcze trzyma - znowu rozległ się terkot UKM'u - Ale masz moją gwarancję, że stąd własnym pojazdem nie odjadą - teraz terkot karabinu był o wiele dłuższy.
Charlie powoli z głową prawie że przy ziemi idzie w stronę radiowozu.
Charlie podniósł się z wykrotu i nisko pochylony przebiegł te kilkanaście metrów, które dzieliły go od wraku. Nikt do niego nie strzelał. Co chwilę słyszał tylko terkot karabinu maszynowego dobiegający od strony domu. To Cyrus dawał mu skuteczną osłonę, zmuszając strażników do ciągłego krycia się. Od płonącego wraku bił potworny żar, więc mężczyzna nie był w stanie się za nim ukryć. Zatrzymał się najbliżej jak mógł i wyglądnął w kierunku, w którym jak się spodziewał, chowali się przeciwnicy. Nie pomylił się. Dostrzegł jednego z nich, przycupniętego za betonowym murkiem, od którego w tym momencie kule z karabinu odrywały kawałki gruzu. Strażnik skulił się jeszcze bardziej i ukrył głowę między ramionami.
" Jak tu gorąco" - pomyślał Charlie i rozejrzał się za strażnikami. Widział jednego, który przygwożdżony ogniem nie patrzał na harleyowca. Była to świetna miejscówka by oddać strzał. Charlie zmrużył oczy i kucnął opierając się na jednym kolanie. Zagryzł wargę. Starannie skierował lufę Magnuma w stronę skulonego przeciwnika. Głęboko wciągnął powietrze. Słyszał jak bije mu serce. " A to za motor " - pomyślał, wypuścił powietrze i nacisnął za spust i nie patrząc na efekt wystrzału szybko ukrył się za najbliższą prowizoryczną zasłoną. Popatrzał na Cyrusa i wskazał mu ręką, by strzelał dalej.
Motocyklista wychylił się zza płonącego radiowozu, chwilę potem, gdy przebrzmiał terkot kolejnej salwy wystrzelonej z karabinu maszynowego rozstawionego w domu. Strażnik, do którego Charlie przed momentem strzelił leżał na ziemi, w podobnej pozycji do tej, w jakiej kilka sekund temu się krył za murkiem. Nie poruszał się. W tym momencie wszyscy dostrzegli drugiego ze strażników, który wykorzystując chwilową przerwę w ostrzale, podniósł się zza krzaka i sprintem rzucił do ucieczki.
- Dorwę Cię, kutasie - warknął Michael. Wyskoczył zza ściany i rzucił się w pogoń za uciekającym mężczyzną.
Charlie zaśmiał się głośno.
- I kurwa już tu nie wracać - krzyknął w stronę uciekającego. - Dogonisz go Michael?
Nie czekając na odpowiedź wstał i otrzepał się z pyłu. Zręcznym ruchem wysunął bębenek Magnuma i załadował go do pełna. Powoli ruszył w stronę motoru. Upewniwszy się, że jego stan nie jest zły odsunął go w jakieś bezpieczniejsze miejsce i popatrzał po okolicy.
- I co teraz robimy?! - zapytał głośno.
Człowiek w kominiarce odkrzyknął i podniósł się. Zmienił magazynek w UKM na lżejszy oraz schował zbędą amunicję pod siedzenie. Upewnił się również że Hummer nie jest za bardzo pognieciony kiedy parkował w salonie tego domku. Na szczęście wgniecenia okazały się powierzchowne. Następnie udał się po apteczkę i zrobił porządek z postrzałem w nogę. Kilka chwil później rana była zaszyta, zdezynfekowana i opatrzona.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 16-04-2010, 17:44   #44
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację


W oknach pobliskich budynków pojawiły się zaniepokojone twarze mieszkańców. Jednak nikt nie ośmielił się wyjść na zewnątrz. Ludzie przyglądali się tylko całemu wydarzeniu i gdy SWAT pogroził im swoim karabinem, natychmiast poznikali. W dzisiejszych czasach ciekawość to pierwszy krok do zarobienia kulki, a współczucie już jakiś czas temu wyparowało z sumień ludzkich.

Po kilku minutach wrócił Michael. Przez chwilę nie odzywał się, tylko patrzył na wciąż palący się wrak radiowozu, pogniecionego hummera i porysowany motocykl.
- Dwa do jednego dla nas - odpowiedział na pytające spojrzenia towarzyszy. - Załatwiony na cacy. Teraz tylko trzeba się zastanowić czy oni byli tutaj przypadkowo i ten skurwiel Avi szukał z nimi kontaktu czy też coś wiedzieli. Możliwe, że Louie pracował dla nich. Chociaż nie podejrzewam go o to. Kilka razy wystawiał mi całkiem niezły towar. Bez ryzyka, że się tak wyrażę. Niestety nie dowiemy się jak to było... Kto nie ryzykuje ten w pierdlu nie siedzi, jak to mawiali swego czasu. Nic tu po nas. Trzeba wracać do Lakin. Właściwie wiemy wszystko co było nam potrzebne, teraz wystarczy się dowiedzieć czego dowiedzieli się chłopcy, którzy pojechali na północ.

Wszedł do zdewastowanego domu i po chwili pojawił się z powrotem niosąc skrzynkę wypełnioną butelkami z piwem.
- W końcu coś nam się od życia należy. A i robota może nieco zmęczyć - zaśmiał się i podał swoim towarzyszom po butelce. Pociągnął łyk. - Za nasz sukces!

W drogę powrotną do Lakin wyruszyli niezwłocznie. Mijała bez jakichkolwiek przeszkód i niespodzianek. Przenocowali w samochodzie zaparkowawszy na poboczu drogi i przed południem byli z powrotem przed barem „Pod Papużką” w Lakin. Samochodu Petera nie było nigdzie widać. Najwidoczniej zwiadowcy jeszcze nie wrócili lub, co gorsza stało się im coś złego i już nigdy nie pojawią się na miejscu spotkania.

We trójkę weszli do środka. Z głośników sączyła się tym razem jakaś smętna ballada country, a samo wnętrze baru było posprzątane i niemalże przytulne. Za barem, ze znudzoną miną siedziała ta sama co ostatnio barmanka, w obcisłej skórzanej sukience. Michael zamówił kilka piw i usiedli przy stoliku w kącie sali, czekając na towarzyszy i prowadząc niezobowiązujące rozmowy o panienkach, alkoholu i broni.

W końcu os strony drzwi dał się słyszeć warkot silnika. Jakiś samochód zaparkował przed barem i po chwili do środka weszli Peter i Gunther, z nieodłącznym miotaczem na plecach.



Oględziny miejsca zasadzki zajęły im kilka godzin. Teren był niemalże wymarzonym miejscem do przeprowadzenia niespodziewanego ataku. Tylko czy przypadkiem jadący w konwoju ochroniarze nie będą sobie z tego zdawać sprawy? Czy w tym miejscu nie zdwoją czujności? Zobaczy się. Na drugiej stronie okładki jednej z książek, jakie Peter zabrał z wieży kontrolnej, rozrysowali dokładny szkic sytuacyjny okolicy. W międzyczasie zrobiło się ciemno, więc postanowili wracać rankiem następnego dnia. Noc spędzili w samochodzie, na szczycie wału, doskonale ukryci przed niepożądanymi spojrzeniami.

Przez Winona przejechali na pełnym gazie, mijając dymiący jeszcze budynek baru i zarabiając kilka kul w przyczepkę, ale na tym się skończyło. Mknęli na południe ku Lakin, gdzie dotarli chwilę po południu. Samochodu Jasona nie było. Zamiast niego przed lokalem stał poobijany hummer i jakiś porysowany motocykl. Peter z piskiem zaparkował tuż obok wielkiego hummera.

Gunther wygramolił się z wnętrza, zarzucił zbiornik na plecy i weszli do baru. Powitała ich muzyka country i niemal puste wnętrze. Przy jednym ze stolików, w głębi baru siedział Michael, wraz z jakimiś dwoma mężczyznami. Wszyscy pili piwo. Nigdzie nie widać było reszty ich ekipy. Michael machnął ręką zapraszając ich do stołu i równocześnie pokazując barmance aby podała więcej butelek.
 
xeper jest offline  
Stary 27-04-2010, 20:13   #45
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Tylko we dwóch? Gdzie reszta? Co się stało? - na twarzy murzyna widać było zaniepokojenie. Nie zwrócił uwagi na to, że on sam wrócił do Lakin w okrojonym składzie i z zupełnie innymi ludźmi.
- Hmm... A ilu nas było na początku? I kim są Ci ludzie? - człowiek w kominiarce spojrzał na murzyna.
- Dziewięć osób. Ja, Wendy, Grey, Jason, Avi, obecni tutaj Gunther i Peter oraz Kowboj i Aaron - wymienił Michael. - Tych dwóch dżentelmenów to Charlie i Cyrus, ale mówcie do niego SWAT. Jason wącha kwiatki od spodu, a Wendy z Greyem wypieli się na robotę. Gdzie Aaron i Kowboj?
- A to się kurwa narobiło...- skomentował smętnym głosem Peter. - U nas też nie wesoło. Byliśmy przy takim niewielkim lotnisku, tam był zwiadowca Molocha, takie maleństwo, niech Ci Gunther opowie. I ono załatwiło Kowboja, jak zatrzymaliśmy się tam szukać paliwa... No a Aarona straciliśmy w miasteczku przed autostradą, Winona chyba. Takie zawszone pojeby tam mieszkają, że szkoda się było zatrzymywać, ale chcieliśmy coś zjeść i zdobyć kilka składników na bombki i inne Guntherowe zabawki.- następnie zwrócił się krótko do nowych towarzyszy. -Jestem Peter, kierowca.
- I zapewne tamta maszynka, koło mojego Hummera należy do Ciebie? Miło poznać zmotoryzowanego kolegę
- odpowiedział Cyrus, zerkając na zakurzonego Mustanga z podpiętą dużą przyczepą.
-Co do zwiadowcy Molocha - nigdy podobnego nie widziałem. A przynajmniej tak daleko od frontu. Nie podoba mi się to. Czy kiedyś w tej okolicy były jakieś fabryki? Albo obiekty militarne? A co do tego miasteczka... gdyby mi nie było szkoda czasu, to bym rozstawił moździerz i zrównał tą dziurę do poziomu na jaki zasługuje. Nienawidzę jak ktoś źle traktuje zwierzęta.- Gunther wyraźnie spiął się na wspomnienie tego pechowego incydentu.
- Trudno się mówi. W takim razie jest nas pięciu do podziału łupów z konwoju. Sam konwój składać się ma z jednej dużej ciężarówki, kilku samochodów obstawy i zwiadowców na motocyklach. W sumie coś koło dwudziestu ludzi - Roddick relacjonował informacje podane mu przez Louie'go. - Pojadą, tak jak się spodziewałem, drogą numer 70. Wyjeżdżają jutro z rana z McPherson, a więc mamy jakieś dwadzieścia godzin do momentu, w którym wyruszą. A Wy co macie, poza tym że straciliście dwóch ludzi i psa?
Oswald nie zwrócił uwagi na złośliwy to wypowiedzi zleceniodawcy.
- Mamy pancerną przyczepkę z masą badziewia i Gunthera, który to wszystko poskłada w miny, granaty i inne rozpierdalajki. Mamy też kilka galonów paliwa, więc jakieś koktajle mołotowa też można zrobić i podgrzać pancerne wozy. Co tam jeszcze będzie, Teufel?
- A co panowie sobie życzą? - powiedział starzec z uśmiechem, który, gdyby był odrobinę szerszy, spotkałby by mu się za uszami. - Powiem tak: zamierzam zrobić pas min kierunkowych i przeciwczołgowych pokrywający strefą rażenia około pięćset metrowy odcinek drogi. Nic i nikt, co będzie miał poniżej 20mm pancerza ze stali utwardzanej nie przeżyje. Innymi słowy: jeśli nie przyjadą tu cholernym BWPem, to nie musimy się niczym martwić. Nawet jeśli połowa ładunków nie odpali, a gwarantuję, że odpali co najmniej 95%, nie powinien nikt przeżyć. Biorąc pod uwagę ilość kulek do łożysk ile udało mi się wygrzebać, wał po drugiej stronie będzie wyglądać jak sito. Fugasy trzeba będzie umieścić na drodze i zamaskować. Tu już musieliby wjechać pierdolonym czołgiem, żeby im się udało przejechać... Chociaż wtedy poprawiłbym im z moździerza... W każdym razie, zacznijcie kopać odtąd i co 25 metrów, na wysokości 20-30 cm w zboczu tego wału, metrowej głębokości jamę, o kącie nachylenia między 15 a 20 stopni, a także rowek łączący jamę pierwszą z trzecią, drugą z czwartą, piątą z siódmą, szóstą z ósmą i tak dalej. Aha. Poproszę też dwie puszki coli, kanapkę z szynką i jakiś irlandzki folk proszę puścić, jeśli ktoś ma. No i każdy musi zrobić sobie nauszniki - powiedział, wyciągając z plecaka sporych rozmiarów słuchawki, jakich używało się kiedyś na strzelnicach.
- Widzę, że plan masz już gotowy - powiedział z uśmiechem Michael. - Doskonale, a więc nie pozostaje nam nic innego jak wypić za sukces i ruszać na miejsce. Nie?
- Zdecydowanie!- wypalił z entuzjazmem Peter i wziął do ręki nieruszoną jeszcze przez niego butelkę mętnego piwa.
- Za sukces i rozróbę!- wzniósł toast, wyciągając szyjkę butelki przed siebie w celu "stuknięcia się" z współtowarzyszami.
Człowiek w kominiarce siedząc cicho na krześle uniósł tylko butelkę do góry i podwinął dół kominiarki, aby mógł się napić piwa. Samo to było niezbyt miłym widokiem, bo głębokie i krzywo zagojone blizny nie sprzyjały spożywaniu posiłków oraz trunków. SWAT nijak się tym nie przejął.
- Jak byłem mały, z ojcem robiliśmy środki wybuchowe. Znam nawet położenie jednego z bunkrów w którym jest masa różnego rodzaju środków wybuchowym. Ale raczej nie dojedziemy tam w 20 godzin. A z resztą nie o to mi chodzi, tylko że znam się na ładunkach wybuchowych, na kowalstwie i mogę pomóc w tworzeniu pułapek.
- Za poległych - wzniósł toast Gunther. Pociągnął głęboki łyk i spojrzał na mężczyznę w kominiarce - Jak dobrze się znasz? I proszę bez przechwałek. Chcę wiedzieć, co, kiedy i jak zrobiłeś, ile miałeś niewypałów i ile razy źle dobrałeś składniki, osiągając za mały lub za duży wybuch. Pytam, bo chcę po prostu wiedzieć, czy rzeczywiście możesz mi pomóc, czy tylko się będziesz plątał pod nogami. Bez urazy. Tak, czy siak na pewno przydasz się przy rozmieszczaniu ładunków.
- A jak myślisz, po jaką cholerę noszę tą pieprzniętą kominiarkę? Największą wtopę zaliczyłem raz, gdy moja własna mieszanka spalał się ciut za szybko nawet jak na moje standardy, przez co sporo podniosła temperaturę i ładnie pierdolła. A że miała konsystencje żelu, bez problemu przywarł mi do twarzy. Tak czy siak, wiem że lepiej nie przesadzać z nitrogliceryną, oktogenem i polibutadienem. Jeśli wiesz co to... Co prawda nie znam się za bardzo na minach i tym podobnym, ale same środki wybuchowe nie są mi obce.
- No to myślę, że stworzymy zgrany zespół.
- Też tak sądzę. Za zgrany zespół
- uniósł butelkę w górę człowiek w kominiarce.
- No to sto lat - dołączył się Michael. - Jedziemy? Czas leci...
- Jasne, jasne. Wszystko co trzeba mamy w przyczepie- zakomunikował Peter, po czym cała piątka dopiła swoje piwa i ruszyła do wyjścia.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 29-04-2010, 17:29   #46
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Po opuszczeniu baru i rozlokowaniu się w samochodach, ruszyli znów na północ, ku planowanemu miejscu zasadzki. Tym razem nie zatrzymali się przy starym lotnisku w Leoti, na którym maszyna Molocha załatwiła Sandersona. Peter i Gunther tylko wskazali pozostałym to miejsce. Nie potrzebowali się tu zatrzymywać. Paliwa mieli pod dostatkiem, bulgotało w kanistrach ułożonych na przyczepce. Potem były kilometry pustych przestrzeni, owiewanych wiatrem i przysypanych pustynnym piachem. W Winona znów ci, którzy byli tu wcześniej pokazywali, gdzie lokalni skurwiele załatwili Aarona i jego psa. Gunther z dumą i błyskiem w oku pokazywał spalone, czarne ruiny baru. Tym razem nikt ich nie zaczepiał ani do nich nie strzelał. Spokojnie skierowali się ku odległym o kilkanaście kilometrów wałom.

Zaparkowali samochody na poboczu drogi i zabrali się do kopania dziur pod przygotowywane przez Teufela, miny. Ustalili, że przez cały czas jeden z nich będzie stał na straży i wyglądał czy nikt się nie zbliża drogą. W razie czego mieli na chwilę zniknąć i powrócić do przerwanego zajęcia po opuszczeniu rejonu przez intruza.

Nikt oczywiście im nie przeszkodził. Wykopanie kilkunastu dziur i umieszczenie w nich, połączonych kablem, ładunków zajęło im tyle czasu, że pracę kończyli już po zapadnięciu ciemności. Przez noc również wystawili warty i o świcie Gunther przystąpił do powtórnego sprawdzenia, czy wszystko jest tak jak należy złożone. Wyglądało na to, że tak. Teraz wystarczyło tylko znaleźć bezpieczne schronienie na szczycie wału, rozstawić moździerz i karabin maszynowy i czekać. Konwój właśnie opuszczał McPherson i kierował się na zachód. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa powinien pojawić się w zasadzce za cztery godziny.

Po dwóch godzinach bezczynnego czekania na horyzoncie pojawił się tuman kurzu, wzniecany przez szybko zbliżający się pojazd. Już po kilku minutach widać było, że to dwa wielkie motocykle pędzące na zachód.
- No panowie, co robimy? - zapytał Michael, odbezpieczając broń. - Podpucha czy przypadkowi turyści, co?
 
xeper jest offline  
Stary 07-05-2010, 21:15   #47
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
- Sprawdzają drogę. Kable, miny i zapalniki są dobrze zamaskowane. Jeśli będziemy tu czekać i się nie wychylać, przejadą nawet się nie zatrzymując. Z tego co wiem chodzi nam o ciężarówkę, a nie o jakiś kmiotów na motocyklach - SWAT wypowiadając swoje słowa na wszelki wypadek założył cały swój ekwipunek włącznie z kaskiem, kamizelką i goglami. Okular przeciwsłoneczne spoczywały w kieszonce kamizelki. Później założył dłuższy łańcuch nabojowy do UKM'u i czekał...
- Nie ważne, kim są, czekamy na ciężarówkę. Jeśli ich tkniemy, możemy mieć kłopoty. Mogą mieć krótkofalówki dalekiego zasięgu, czy coś w tym stylu. Jak tamci nie dostaną umówionego sygnału, mogą się speszyć i pojechać inną drogą. A wtedy, będziemy w dupie... Ale trzeba być gotowym na to, że podczas rozwałki dołączą do nas...- nie brzmiało to jak propozycja, raczej jak stwierdzenie faktów. Peter leżał czytając "Seks i tajne służby" w promieniach wstającego leniwie słońca, broń spoczywała w kaburze przy pasie a kluczyki w stacyjce. Tak na wszelki wypadek, gdyby trzeba było nagle ruszyć.
- A tak w ogóle, to gdzie pojedziemy z łupem? Masz jakąś bezpieczną miejscówkę, gdzie będziemy mogli rozdzielić łup?- spytał kierowca nieco zmęczonym głosem murzyna.
- Dobrze gadasz. Chociaż sądzę że jeżeli ten plan nam się udać, nie spoczniemy na jednej ciężarówce... - pod kominiarką Parker uśmiechnął się - Aha. Panowie, jakby trzeba było uciekać, potrzebuję jednego z was w HUMVEE, żeby zamontował UKM w obrotnicy i odpędzał kmiotów. Może się zdarzyć że jak zaczniemy już odjeżdżać z łupami, ci z motocyklami wrócą. Kto dobrze się czuje z ciężkim sprzętem oprócz mnie? Bo kierownicy na pewno nie oddam.
- Zwiadowców puszczamy. Karabinu raczej nie obsłużę, ale mogę na krótki zasięg opędzać ich miotaczem.- swoje trzy centy dodał również Gunther.
- No to niech jadą. Wygląda na to, że konwój za chwilę tu będzie. Co do kryjówki to odpowiedź jest prosta: nie mamy. Zwiniemy co trzeba i zawiniemy do jakiegoś miasta spylić łup. Chętni na pewno się znajdą, nie? Potem podzielimy się gambelkami i każdy w swoją stronę... Adios amigos! Być może do następnego razu - odparł Michael.
- Mam nadzieję że nikomu nie przyjdzie do głowy nas wyjebać na kasę...- skomentował Cyrus.
- Jak komuś przyjdzie do głowy nas wyjebać na kasę, to ja mu w tą głowę wyjebię z gnata - wymruczał milczący dotychczas Charlie.

Piątka mężczyzn kryła się na szczycie wału, oczekując pojawienia się ich celu- ciężarówki wypchanej lekami. W ciszy i napięciu.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 09-05-2010, 19:38   #48
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Dwóch motocyklistów na pełnym gazie, wzniecając tuman kurzu przemknęło dołem, nawet się nie rozglądając. Obserwujący ich w napięciu mężczyźni nie zauważyli żadnej broni ani sprzętu do łączności. Prawdopodobnie byli to więc przypadkowi ludzie, akurat jadący drogą jaką już niedługo miał przejechać konwój.



Gdy kurz opadł, droga znowu była pusta. Wiał lekki wiatr, jednak na niebie nie było ani jednej chmury, która mogłaby choć na chwilę przesłonić niemiłosiernie prażące słońce. Nie pozostawało nic innego, jak znosić gorąco w milczeniu i cierpliwie czekać...

Dwie godziny później czekanie dobiegło końca. Daleko na zachodzie pojawiły się sylwetki jakiś samochodów. Gdy zbliżyły się nieco, można było rozpoznać, że to wielka ciężarówka, w otoczeniu kilku samochodów terenowych i motocykli.

Pierwsze jechały trzy motocykle. Na każdym z nich siedziało po dwóch mężczyzn. Pasażerowie trzymali w pogotowiu broń długą i rozglądali się na boki, w poszukiwaniu niebezpieczeństwa. Po jednośladach podążał hummvee, na dachu zamontowany miał karabin maszynowy, podobny do tego jakim dysponował SWAT, przy którym czatował zamaskowany mężczyzna w hełmie.



Za nim sunął cel grupy, ciężarówka wypełniona lekami. Był to duży, wojskowy pojazd w kolorze khaki. Ładunek ukryty był pod brezentową plandeką.



Po obu stronach ciężarówki sunęły kolejne motocykle, a za nią pędziły dwa wypełnione ludźmi samochody terenowe. Konwój zamykali kolejni motocykliści.
Pierwsze pojazdy wjechały w obniżenie pomiędzy wałami. Nadszedł czas działania!
 
xeper jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172