Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 19:12   #137
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Chmara pocisków wszelakiego typu wystrzelonych przez drużynę poczyniła znaczne spustoszenie w szeregach zwierzoludzi. Strzały kislevity, ołowiana kula z rusznicy Reinhardta, noże miotane przez barda oraz kamienne pociski z procy halfinga grzęzły w zmutowanych ciałach chaośników. Trzej zwierzoludzie padli od pierwszej salwy i zostali natychmiast stratowani przez napierających z tyłu. Z wyciem i potępieńczym rykiem spadli na broniących się w wąskim korytarzu. Na szczęście rozmiary tunelu, ścisk i wielkość broni uniemożliwiały zwierzoludziom wykorzystanie przewagi liczebnej. Nie na wiele się to jednak zdało. Pierwszy pod topór poszedł krasnoludzki zabójca trolli, który zgodnie z daną niegdyś przysięgą nie zwykł się liczyć z przeciwnikiem. Pod ciosami jego topora padł potężny koziogłowi stwór, jednak jego pobratymiec zdzielił czubatego krasnoluda maczugą po głowie. Krew trysnęła na sążeń w górę. Grungan już osuwając się na kolana, zdołał jeszcze wypatroszyć swego zabójcę. Zwierzoludzie przetoczyli się po jego ciele. Kolejno padali Reinhardt, rozcięty niemal na pół potężnym ciosem topora i Ingrid, przybita do ściany wielką włócznią. Włócznik zaraz dołączył do swojej ofiary, gdy siłując się z zaklinowaną bronią został trafiony przez Leonarda w głowę. Leonard z kolei nie uniknął ciosu macki, która oplotła mu nogi i powaliła na ziemię. Jego krzyki, gdy był bezbronny ciągnięty po zlanej posoką podłodze, zostały nagle ucięte przez miażdżący cios maczugi, jaka spadła mu na głowę i ramiona. Tupik nie czekał dłużej. Przyłożył ogień do szmaty wystającej z butelki i uskakując przez opadającym ostrzem cisnął na oślep. Koktail zatoczył w powietrzu płomienny łuk i z brzękiem rozbił się na pokrytych futrem ciałach napastników. Przeraźliwe wrzaski płonących potworów wypełniły korytarze kopalni. Zamieszanie jakie wywołała płonąca substancja, pozostali przy życiu poszukiwacze wykorzystali na oderwanie się od przeciwnika. Z całą mocą na jaką ich było stać rzucili się do ucieczki. Nie oglądając się za siebie. Byle do przodu, byle dalej od potworności i od śmierci...

Dobiegli do groty, w której całkiem niedawno stoczyli zwycięski bój z wywerną. Teraz parli w kierunku wyjścia z kopalni, jako uciekinierzy, jako przegrani, starając się unieść swoje głowy. Jeszcze kilkanaście kroków i wypadli na zewnątrz. Z niskich, skłębionych chmur lał się deszcz. Cała dolina tonęła w gęstej, kleistej mgle. Widoczność ograniczała się do kilkunastu metrów. Wbiegli na stok, minęli miejsce swojego niedawnego obozowiska obok truchła wywerny i skryli się między drzewami. Stali tam, we trzech, człowiek, krasnolud i halfing, opierając ręce na kolanach i ciężko dysząc.

- Tośmy się, kurwa doigrali - pierwszy przerwał milczenie, Caleb. - Co robimy? Bo wiedzieć musicie, że zobowiązaliśmy się pomóc Strażnikowi a on wymaga spełnienia obietnicy, inaczej biada nam... Chociaż chyba gorzej być nie może.
 
xeper jest offline