Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 19:18   #138
Serge
 
Serge's Avatar
 
Reputacja: 1 Serge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputacjęSerge ma wspaniałą reputację
Wojownik obudził się kuszony wspaniałymi zapachami dochodzącymi zza otwartego okna jego pokoju. Najwyraźniej nastała pora obiadowa, a pieczyste zachęcało do odwiedzenia głównej sali. Ulkjaar ciężko zwlókł się z łóżka i gdy w końcu się dobudził, wykonał serię ćwiczeń utrzymujących jego ciało w dobrej formie. Wiedział dobrze, że siła nie bierze się sama z siebie i trzeba nad nią pracować, dlatego konsekwentnie rzeźbił swoje ciało, co przekładało się na niezawodną pracę mięśni w określonych sytuacjach.

Gdy skończył, narzucił na tors błękitną tunikę i zszedł na parter, gdzie poprosił karczmarkę o miskę zimnej wody i wrócił z nią do pokoju. Podśpiewując sobie różne piosnki, które towarzyszyły mu podczas służby w „Szarych Sokołach” szorował się dokładnie – może i był tylko najemnikiem, ale pani sierżant nauczyła go dbać o higienę osobistą, poza tym sam w końcu stwierdził, że jak będzie śmierdział, to dobrego wrażenia na kimś nie zrobi. Wtórowały mu znajdujące się za oknem psy, które szczekały donośnie słysząc fałszujący ton wojownika.

Po doprowadzeniu się do stanu używalności, narzucił na tunikę kolczugę, założył pas ze sztyletem i zszedł na dół. W głównej sali przywitały go jeszcze ciekawsze zapachy, które pobudziły jego głodny żołądek. Widząc towarzyszy, z którymi zapoznał się rano, przysiadł się do nich i zamówił obiad – pieniądze co prawda się kończyły, ale facet bez porządnego żarcia w godzinie obiadowej, to nie jest prawdziwy facet. Zresztą, odrobi straty gdy przyjdzie im odwiedzić cmentarzysko, o którym wspominał Lilawander, bądź walczyć z koboldami. Najemnik miał przynajmniej nadzieję, że ktoś mu za fatygę zapłaci.

Smażone ziemniaki ze szczypiorkiem, udźcem indyka i kompotem z wiśni kosztowały nieco grosza, ale smak posiłku zrekompensował początkowe krzywienie się Ulkjaara na cenę. Wojownik pałaszował swój talerz w zastraszającym tempie i właściwie skończył jako pierwszy, prosząc jeszcze o dokładkę – niecały tydzień w siodle pokazał mu, że mimo wszystko nie ma to jak stacjonarna karczma, w której, zamiast suchych racji żywności można zjeść porządny posiłek.

Przy stoliku rozmówił się z nowymi kompanami, decydując się na wyjazd z nimi w kierunku cmentarzyska. Ulkjaar nie był z natury spokojny, lubił nowe wyzwania, a jeśli ktoś potem miał mu za to zapłacić, ewentualnie miał to być jakiś skarb do podziału, to nie trzeba mu było dwa razy powtarzać. Po solidnym obiedzie wrócił do pokoju, ubrał resztę pancerza i w pełnym rynsztunku wyszedł z karczmy niedługo po Dagnie. Plan był bowiem taki, by nie kojarzono ich jako „drużyny”, więc każdy wychodził z gospody w różnych odstępach czasu. Najemnik uznawał to jako dziwne posunięcie, ale skoro tak chcieli, to nie zamierzał się przeciwstawiać – w końcu nie on tutaj dowodził. Jeszcze.


Wdowa, jego wspaniała klacz rasy fryzyjskiej okazała się dobrze oporządzona, najedzona i w dobrym nastroju. Chłopiec stajenny się spisał, za co Ulkjaar nagrodził go kolejną drobną monetą. Wojownik poczęstował klacz kilkoma kostkami cukru, o które poprosił karczmarkę, a następnie, zgodnie z instrukcjami wyruszył w kierunku południowego zagajnika, zostawiając swego wierzchowca w Winterheaven. Z opuszczeniem miasteczka nie miał najmniejszego problemu, spotykając towarzyszy zaledwie kilka kilometrów od punktu zero. Nie było się nad czym zbytnio zastanawiać, więc ruszył wraz z pozostałymi – wyglądali na takich, co znają się na tutejszym terenie, więc zdał się na nich zupełnie. Od czasu do czasu rozmawiał o czymś z Lilawanderem.

* * *

Niewiele później starli się z małym oddziałem koboldów na niewielkiej polanie zamkniętej sznurem zielonych sosen. Właściwie poszło im z górki – zaskoczone stwory nie stawiały zbyt wielkiego oporu. Pierwszego z przeciwników Ulkjaar przejechał swym ostrzem po szyi, przyjmując na tarczę cios kolejnego. Cofając się, wyczekał, aż tamten się odsłoni i wojownik przeszył go na wylot. Reszta towarzyszy również poradziła sobie całkiem dobrze i mimo kilku powierzchownych ran wyszli z potyczki niemal bez szwanku.

Opatrzenie niegroźnych cięć nie zajęło im wiele czasu i mogli ruszyć w dalszą podróż.

* * *


Kolejne godziny podróży sprzyjały im, gdyż oprócz tego, że nie napotkali żadnego oporu, to pogoda była przednia. Szerokie pasy promieni słońca przebijały się przez konary rozłożystych drzew, a Ulkjaar podziwiał niesamowite cuda natury. Było ciepło i przyjemnie, jak na jesień, a adrenalinę związaną ze starciem z koboldami zdążył zastąpić zachwyt nad lasem i przyrodą – dawno już nie widział tak wspaniałych krajobrazów. Jadący na przedzie Dagna prowadził ich ekipę spoglądając od czasu do czasu w mapę, a wojownik zmrużonymi oczami rozglądał się dokoła wypatrując potencjalnych zagrożeń.

Niedługo potem, gdy minęli mały zagajnik i wysokie zarośla, dotarli na miejsce… Tak przynajmniej wydawało się Ulkjaarowi, który pochylony, dotarł wraz z kompanami do niewielkiego osypiska. To, co zobaczył, starał się ocenić chłodnym okiem. Wyglądało na to, że niektórzy dotarli tutaj wcześniej i właśnie wyciągali z ziemi coś ciężkiego… W sumie nawet dobrze, bo odwalili część roboty za nich. Zielonoskóry, powykrzywiany humanoid nie robił na wojowniku zbyt wielkiego wrażenia, natomiast stwory będące połączeniem psa i smoka, już jak najbardziej. Najemnik widział coś takiego pierwszy raz w życiu i przez pierwszą chwilę poczuł ciarki na plecach.

Odruchowo chwycił za swą kuszę, nałożył bełt i wycelował w czerwonoskórą bestię. Dostrzegł wcześniej mężczyznę w dziwnych szatach stojącego naprzeciw miejsca, gdzie się znajdowali, ale oceniając odległość, Ulkjaar stwierdził, że raczej nie miałby szans, by go dopaść. Może coś zaradzi czarodziej? Na takiego wyglądał mu Lilawander.

- Zdejmiesz tamtego przebierańca, elfie? – zapytał, przymykając lewe oko, by strzał był precyzyjny. – Ja postaram się zająć jedną z tych bestii. Jeśli zaatakujemy najpierw z odległości w jedno tempo, jest szansa, że wyjdziemy z tego bez większych obrażeń. – rzucił. – Ten gość wyglądający na maga i jego bestie wyglądają na najmocniejszych, więc nimi proponowałbym się zająć w pierwszej kolejności… Chyba, że poczekamy aż sobie pójdą. – mruknął. – Jestem otwarty na wasze propozycje. – Ulkjaar wycelował w bestię, wstrzymując się na razie od strzału. Obok leżała tarcza – wojownik wiedział, że po pierwszym strzale trzeba będzie się ujawnić, by zmierzyć się z adwersarzami twarzą w twarz.
 
__________________
Non fui, fui. Non sum, non curo.

Ostatnio edytowane przez Serge : 20-03-2010 o 19:57. Powód: koń :P
Serge jest offline