| Mysz była straszliwie zajęta. Leżała ułożona wygodnie na stercie lin i sączyła kubek cieniutkiego grogu, który już zdążył zdrowo uderzyć jej do głowy.
W zasadzie to Mysz lubiła się lenić. Mogłaby nawet dłużej niż te pięć dekadni spędzić na tej łajbie. Cud, miód i malina. Tak jak teraz.
Przeciągnęła się jak kotka ulokowana na zapiecku i łapała dalej ciepłe promienie letniego słońca. Kaptura co prawda z głowy nie zrzuciła, ale wystawiła ku niebu twarz i ręce. Zdjęła również buty i zakasała nogawki spodni aż do połowy ud.
Jej skóra przyjemnie się rozgrzała i dziewczyna czuła zalewającą ją falę gorąca. Chociaż może to nie przez słońce. Może to grog zawinił, w końcu zawsze miała słabiutką głowę do trunków.
Z głębokiej zadumy wyrwał ją znajomy baryton. - Dzieci nie powinny pić alkoholu.
Kapłan wyglądał na rozbawionego kiedy tak łypał na nią z wysokości.
Mysz obdarzyła towarzysza zalotnym uśmiechem i upiła kolejny łyk trunku. - Jeśli widzisz dziecko, cierpisz na ślepoty
choć ja myślę raczej, że to są zaloty
chociaż nieudolne... Chłopiec znów się droczy
zamiast rzec zwyczajnie, że mu wpadłam w oczy. Wulf wzruszył ramionami na kolejny przejaw arogancji i zadufałości w sobie, jakiej Marii miała dostatek. Inna sprawa, że nie odwrócił wzroku. - Wygląd nie czyni z ciebie dorosłej kobiety, to zachowanie określa naszą dojrzałość. Zachowanie i czyny.
Brzmiał bardziej, jakby cytował fragment napisany w jakimś podręczniku. Ale i wyglądał na przekonanego o słuszności tych słów. - Mogę być dojrzała. Jasne, prosta sprawa!
Lecz gdzie by podziała się cała zabawa? Jeszcze chwilę się Mysz uśmiechała, ale później niespodziewanie cała wesołość uleciała z jej twarzy jakby zrzuciła niewygodną maskę. Uniosła się na łokciach, westchnęła a ton miała przygaszony. - Każdy towarzyszy swoją miary mierzy
A ty patrzysz na nas, jakby na żołnierzy
Tylko to jest ważne, jaki kto przydatny
Myślisz o mnie pewnie, żeś tylko jest stratny
ciągnąc mnie za sobą. Ot co, buzia ładna
lecz gdy będzie walka to pomoc z niej żadna.
Przeszkadza jedynie, przy butach pałęta
Pyskata, beztroska i jeszcze nadęta.
Teraz proszę szczerze, skończ swoją tyradę
więcej się nie czepiaj. Wiem, że za zawadę
będę ja ci robić. Muszę to przeboleć
że będę wam wszystkim jako w oku kolec.
Raz może ci humor poprawić spróbuję:
Z moją bezradnością ja też się źle czuję.
Znów się położyła zaplatając ramiona pod główką. I zaraz się zaczęła, typowo dla siebie, szeroko uśmiechać.
- A tak swoją drogą, choć słowa twe głośne
żem nie w twoim typie, to myśli są sprośne
mogę się założyć. Za dnia gadasz wiele
A przed snem rozmyślasz o mym nagim ciele. Wulf najpierw westchnął, potem się skrzywił aż wreszcie oparł o maszt, przyswajając długi Myszy monolog. - Jeśli to ci poprawi humor, to możesz tak myśleć. Ktoś musi się martwić o bezpieczeństwo, by inni mogli wygrzewać się na stercie lin, ubolewając nad swoją bezradnością, zamiast spróbować coś z nią zrobić.
Mysz wywróciła oczami i pokiwała z rezygnacją głową. Wulfa nie sposób było zadowolić. Cokolwiek by człowiek nie robił, zdaniem kapłana starał się niewystarczająco. Samodoskonalenie. To była jego recepta na życie, którą widać chciał też przepisywać innym. - Na magii się nie znam a siłą nie grzeszę
Znam ja parę sztuczek, trochę cię pocieszę.
Umiem z ludźmi gadać, całkiem nieźle kłamię.
Do walki nie ciągnę. Boję, że się zranię.
A rana, mój drogi, przy mych gabarytach
byłaby śmiertelna. Tylko na unikach
mogę ja polegać. Nożami ciut władam
najlepiej się czuję kiedy jednak gadam.
Z wrogami się zmierzę. Jeśli są kalecy.
Gdy są pełni zdrowia mogę ich ciąć w plecy.
Podkraść się dam radę. Tak niby sądziłam
nim się z naszym Alto w nocy nie zmierzyłam.
Obiecał podciągnąć moje możliwości
Jak więc widzisz - ćwiczę. Powód do radości
jest to mam nadzieję. Możesz spać spokojnie
Lat kilka upłynie i będę na wojnie
czuć się doskonale, jako ryba w wodzie.
Nie karć mnie już więcej. Chciałabym żyć w zgodzie.
Usiadła na skrzyżowanych nogach upiła maleńki łyczek z kubka i podała go Wulfowi w pojednawczym geście. Mężczyzna się roześmiał. Tak po prostu i szczerze, bez drwiny. Słuchanie tych ciągłych rymów mogło doprowadzić do bólu głowy! Przysiadł się, przyjął kubek i również pociągnął mały łyczek. Mniej więcej pięć razy większy od tego Marie. - Trochę demonizujesz, młoda damo. Nie liczę na twą pomoc w walce, ale to nie obelga. Zawsze chronię tych, którzy ochronić się nie umieją sami. Będziesz bezpieczna, gdy będę w pobliżu.
Mysz zachichotała frywolnie. - Pewnie, że ochronisz. Nawet wiem dlaczego
Bo ci się zwyczajnie podobam, kolego. Wstała szybciutko i dość spontanicznie pocałowała siedzącego kapłana w sam środek łysej czaszki. A później pognała do kuchni. Na odchodnym jeszcze Wulfowi pomachała. Ale teraz zbliżał się czas obiadu i trzeba było przecież poprzeszkadzać nieco Gustavowi.
* * *
Kolejny dzień przyniósł sporo sensacji.
Mysz stała z boku i przyglądała się z zaniepokojeniem całemu zamieszaniu. Mężczyzna, który okazał się rzekomo być szpiegiem najpierw trafił w niedźwiedzi uścisk Wulfa, a później Alto go zdrowo zastraszył łamaniem palców i innymi pieszczotami, włącznie z pozbawieniem życia. Ciekawe czy blefował czy na prawdę skłonny był poddać tego człowieka torturom?
Oczy bardki robiły się coraz większe i bardziej okrągłe. Jej kompani się nie bawili w subtelności. Nie żeby pierwszy raz na oczy widziała takie metody. Fergus także nie przebierał w środkach, ale do tego zdążyła po latach przywyknąć. Ta cała przemoc... To nie była Myszy liga. Wulf powiedział co prawda, że nie ma wobec jej osoby żadnych oczekiwań ale i tak ją strach obleciał, że prędzej czy później będzie się musiała dostosować i oblec w jakąś bezwzględność.
Siedziała cicho jak mysz gdy tamci na głos debatowali. Alto zaproponował wspinaczkę na co żwawo przytaknęła. Miło byłoby wyrwać się z tej łajby choćby na moment no i może uda jej się łotrzykowi sakiewkę podprowadzić? Będzie niezła okazja.
Kapitan kazał zdrajcę zabrać pod pokład, gdzie i Mysz się pośpiesznie udała zbrojąc się po drodze w lutnię. Stał obojętnie, przywiązany do masztu, z zamkniętymi oczami i zwieszoną głową. Zapobiegliwi marynarze owinęli go dokładnie liną jak szynkę przygotowaną do wędzenia.
Mysz od progu zaczęła przygrywać smutaśną melodię, bo i nastrój więźnia jej się zaczął udzielać. Śpiewała z uczuciem, tym swoim wysokim dziecięcym głosikiem, który wypełniał teraz całe pomieszczenie, i nieprzerwanie wpatrywała się w oczy skazańca. - Strasznie namieszałeś, oni chcą twej kary
Lecz jeśli mi zdradzisz jakiś miał zamiary...
Może zdołam pomóc i się dogadamy
O swe interesy we dwóję zadbamy?....
Namawiała go słodkim głosem, wabiła, przekonywała. Cóż, w mydleniu oczu zawsze była niezła. - Naprawdę mi pomożesz? - przerwał jej nagle a Mysz nie przestała grać żeby nie zatracić atmosfery tej chwili. Jakby na prawdę dobrze mu życzyła, jakby był dla niej kimś ważnym.
- Dlaczego miałabyś to zrobić? Tam są twoi przyjaciele a ja jestem potencjalnym wrogiem. - To nie są przyjaciele, stronię od koalicji
Lubię łatwe pieniądze i sporo mam ambicji.
Zapłacisz oczywiście. Suwerenów... trzydzieści?
Lecz wszystko to zależy od twojej opowieści.
Chcieliście przejąć statek? Złupić jeno ładunek?
Po co ci ten medalion? Miałeś im zdać meldunek?
O kradzież się rozchodzi? A może pasażera?
Cudowne wiedziesz życie, aż mnie z zazdrości zżera.
Bardzo to fascynuje. Piratem tyś czy szpiegiem?
Jeśli mnie z sobą weźmiesz to cię uwolnię biegiem.
Uciekniemy szalupą, ale gdy zmierzch zapadnie
Powiedz mi jednak najpierw jaki był plan dokładnie. Wzruszył ramionami i zaczął mówić, chyba odrobinę wbrew własnej woli: - Miałem za zadanie wyśledzić bogaty statek handlowy i skierować go w jakieś odludne miejsce na Sembijskim wybrzeżu. Na tyle charakterystyczne, by po otrzymanych informacjach mogli tak bez problemu trafić.
Palce nadal mknęły po strunach, oczy w niego wlepiała zachłannie i ciągnęła na poczekaniu tworzoną balladę. - Statek jest przypadkowy. Chodzi więc o towary...
A po co ten medalion? Rozumiem, że to czary
Za jego pośrednictwem miałeś im słać wiadomość.
A jeśli jej nie nadasz? Co zrobi ten jegomość
Który na plaży czeka? Ilu ma ludzi z sobą?
Jak pojmą, że plan wziął w łeb przejmą się twą osobą? Westchnął z rezygnacją oparłszy głowę o drewno masztu. - Nic dla nich nie znaczy moje życie, byłem tylko narzędziem. Dałem ciała, ale to ktoś inny za to zapłaci.
- Któż że zapłaci? Twoi kamraci? - Przyjaciel - wyglądał na szczerze przybitego. - No mówże, ciągnij dalej a nie waż się przerywać
Słowa przyniosą ulgę gdy będę ci przygrywać... Zacisnął usta w wąską kreskę a kropelka potu spłynęła po jego czole. Ale po chwili skinął głową i zaczął opowiadać, Mysz zaś wtórowała mu swoim nuceniem. - Założyliśmy z Thomasem mały interes w Sembii. Ostrzegano nas, że nie lubią tu cudzoziemców, a Cormyrczycy... cóż nie trzeba chyba opowiadać. Gang przyczepił się do nas. Z początku to były drobne haracze, potem żądania były coraz większe. Popadliśmy w długi i wtedy postawili nam ultimatum: „Pomożemy w zwabieniu statku i napadzie a wypuszczą nas wolno, może nawet podzielą się łupem?” Thomasa zatrzymali dla pewności. Ja dostałem ten medalion by móc im powiedzieć gdzie zawinie zwabiony statek. Ot i cała historia.
Znienacka przerwała grę. Mężczyzna zamrugał ogłupiały, pojmując teraz w pełni, że wygadał wszystko co Mysz chciała usłyszeć. Wyszła bez słowa i pognała w te pędy do reszty. Całość sumiennie opowiedziała zarzekając się, że nie mógł jej okłamać. - Głupia to przewrotność losu, ale pomóc mu nie sposób. Wleźć w pułapkę to głupota, choć sumienie mi się miota na myśl, że żywot Thomasa pewnie teraz już dogasa. Co my niby z nim poczniemy? Czy mu wolność darujemy czy oddamy raczej władzom, niechaj oni coś zaradzą? |