Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2010, 23:52   #23
adurell
 
adurell's Avatar
 
Reputacja: 1 adurell nie jest za bardzo znany
Wstawanie jest takie bolesne…

7.00. Kyle obudził się. Czuł się, jakby go walec przejechał. Nawet po siedmiu godzinach snu, budzenie się jest straszne.

Wstał, rozciągnął się, króciutka seryjka ćwiczeń, ot na rozgrzewkę. Potem poranna toaleta. Rodzice i brat spali, sam wiec zszedł na dół, do kuchni. Szybka kanapka, i szybko zrobione drugie śniadanie. Wszystko szybko. Jeszcze tylko kawa, jedna ze słabości których Kyle nie umiał zwalczyć, odkąd w wieku 14 lat zaczął pijać. Ilekroć próbował się odzwyczaić, chodził po szkole nieprzytomny. „Cóż, każdy ma jakieś słabości” myślał sobie. W końcu, wyszedł z domu. Miał jeszcze trochę czasu do zajęć, wiec mógł spokojnie iść. Na szczęście, mieszkał blisko, nie musiał wiec jeździć motorem czy jakimś środkiem komunikacji miejskiej, co bardzo mu odpowiadało. Szedł więc powoli, przeglądając wyjęty z kieszeni, nowy plan lekcji. Średni dzień, była biologia którą ubóstwiał, ale była też np. geografia, której nienawidził z całego serca- nie odpowiadało mu tępe kucie się statystyk, które były zbyteczne do czegokolwiek prócz stawiania jedynek.
Kyle zaszedł do szkoły pięć minut przed lekcjami. Doszedł do sali i czekał pod drzwiami- weszło mu to w nawyk od podstawówki. Pierwszą lekcją była matematyka. Znośna, ale nie miał tam nikogo naprawdę znajomego. Dobrze, ze sam umiał sobie radzić z zadaniami. Niestety, na tej lekcji czekały go całki, nad którymi stary Millwoods znęcał się od dłuższego czasu, nie mogąc przetłumaczyć młodzieży subtelności tychże. Lekcja dłużyła się więc straszliwie, gdy profesor pokazywał cos na tablicy, a mógł równie dobrze mówić o przepisach kulinarnych. Kyle z początku udawał że słucha; całki wytłumaczył mu jako-tako ojciec, matematyk z wykształcenia. Potem jednak, cała swa uwagę poświęcał czytaniu e-booka na swoim laptopie. Miał szczęście- jego rodzice byli dosyć zamożni, a on już jakiś czas temu, jako jedna z niewielu osób w szkole, zaprzestał noszenia zeszytów. Książka traktowała o spojrzeniu na Kabałę i była na tyle wciągająca, że lekcję udało mu się przetrwać.
Następnie przyszły dwie godziny z górki- chemia, na której nauczycielka, Pani Bricks (która, nota bene, była obiektem ukrytych i wyjątkowo sprośnych żartów męskiej części klasy, jako ze była jeszcze dosyć młoda i wyjątkowo atrakcyjna) zarządziła lekcję eksperymentalną. Wyzwanie dla mózgu dobrze zrobiło Kylowi, nieco otępiałemu po całkach; do pracy rzucił się z zaangażowaniem, co zaowocowało pod koniec lekcji otrzymaniem w próbówce glicyny, którą chciała zobaczyć nauczycielka. Gdy z uśmiechem podeszła do niego, aby oglądać wynik pracy, Kyle usłyszał za sobą szept:
-Ładnie ładnie, Turman, teraz lepiej żebyś umiał zrobić w próbówce kondoma…
Kyle zignorował reakcję tych za sobą. Dawno nauczył się ignorować tych, którzy atakowali go słownie, na tego typu przemoc był bardzo gruboskórny i rzadko odpowiadał fizyczną przemocą.
-Tobie na pewno by się nie udało, Winters. Z drugiej strony, wcale nie masz po co. Albo raczej na co.
Odpowiedzi proste, mało wyrafinowane to w takich przypadkach pewne remedium.

Podczas przerwy, Kyle szybko wyskoczył ze szkoły, odbiegł kawałek, i wyjął z kurtki skręta. Nie palił za często, mógł z czystym sumieniem powiedzieć, że nie był uzależniony. Stał tak, patrząc na Fell’s Tomb, popalając zioło w papierku. Myślał. Myślał o tylu rzeczach. Potrzebował uspokojenia. Substancje z używki zaczynały działać; powoli, część myśli i zmartwień opuściła go, aż w końcu mógł spokojnie, po wypaleniu całego jointa, wrócić w mury szkoły.
Biologia. Wpadł, lekko spóźniony. Pan Greenfield zadał im jakąś tępą pracę związaną z podziałami wewnątrzkomórkowymi. Kyle zaczął ją robić, nieco mechanicznie, chciał skończyć i wrócić do e-booka na laptopie, nieporównywalnie ciekawszej od opisywania Mitozy czy Mejozy. Po kilku minutach wpadł Michael Coolrain. Turman poznał go zaledwie przedwczoraj, gdyż ten wprowadził się do Fell’s tomb niedawno- sławny wokalista znanego zespołu, uciekający przed sławą. Nie wiedzieć czemu, od razu się zrozumieli- może dlatego, że Kyle się nie narzucał i nie robił ze sławy Michaela żadnej sensacji. Chłopak podszedł do stolika.
- Kyle? - powiedział gdy zauważył znajomego. - Mogę się przysiąść?
-Jasne. Masz fart. Greenfield jest dziś jakiś rozkojarzony.
Michael usiadł na wolnym krześle, kładąc na ławce swój zeszyt i podręcznik.
- Myślę, że profesor Greenfield wybaczy mi spóźnienie. - mówiąc to nauczyciel zerknął na Michaela, a ten łobuzersko uśmiechnął się do niego w odpowiedzi.
-Gdy nie przyszedłeś punktualnie, zaczynałem sie zastanawiać czy nie pójść szukać twoich resztek, rozrywanych przez urocze wielbicielki – mruknął Kyle, uśmiechając się nad mikroskopem.
Chłopak westchnął głośno.
- Powiem ci, że nie jest tak źle. W Nowym Yorku ludzie robili więcej szumu. No i nie tylko dziewczyny uganiały się za mną...
Kyle zachichotał.
- Może i racja, tu chyba nie jest aż tak źle. Masz-podsunął mu swoja pracę, gdy zauważył, ze Michael wypełniać kartę dana mu przez nauczyciela. -Spisz, szkoda czasu na takie gówno.
Podczas gdy Michael prowadził prace kopiarską, Kyle patrzył za okno. Zioło jednak nie pomogło, jakoś dużo bzdetów zawalało mu umysł. Oby do domu…
- Okej, skończone. - powiedział Coolrain po dopisaniu ostatniej odpowiedzi i oddał kartę Turmanowi.
-Mhm. Ja pierdole, ile trwa 45 minut lekcji... –rozłożył się na ławce
* * *
Po biologii klasa wystrzeliła z dusznej Sali, w której lekcja doświadczalna zamieniła się w męczarnie. Kyle został jeszcze chwile, aby porozmawiać z Greenfieldem. Gdy wreszcie wyszedł, zorientował się że to długa przerwa i że czas na lunch. Pognał wiec w kierunku jadalni.
Kyle wszedł do stołówki, rozejrzał się, spostrzegł siedzącego przy oknie Michaela i jakąś dziewczynę, która właśnie odchodziła od stolika. Sam poszedł do grubej kucharki, odebrał swój wegetariański obiad i ruszył do jego stolika.
-Można?
-Jesteś już trzecią osobą, która się pyta zamiast po prostu usiąść. No siadaj.
Kyle usiadł i zaczął jeść swój lunch.
-Po prostu wszystkich onieśmielasz -powiedział z przekąsem w głosie i lekko sie uśmiechnął. Milczał chwilę, zajadając, potem jednak zapytał się:
-Jak właściwie zacząłeś karierę wielkiej gwiazdy U.S.A? Kasting? –uśmiechnął się łobuzersko.
Chłopak sięgnął po kawałek sałaty z talerza Kyla, uśmiechając się nieznacznie.
- Nudziło nam się z chłopakami w szkole no i od zawsze chcieliśmy mieć swój zespół. Tak jakoś wyszło, gram trochę na gitarze no i śpiewam. Nic wielkiego...
-No ale wiesz, popularność, rozgłos, te sprawy... ciekawi mnie, jak to sie stało, że "tak jakoś wyszło" - spojrzał nieprzychylnie na szkolne jedzenie na talerzu Michaela - oraz jak ty po tym żyjesz- skrzywił sie lekko.
-Widocznie ludzie doceniają dobrą muzykę. - zaśmiał się. Co ci się w moim trybie życia nie podoba? Odrobina tłuszczu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
-Nawet nie wiesz, ile sztucznych barwników poświęciło swe istnienia dla tego posiłku, że nie wspomnę o innych świństwach- powiedział poważnym udawanym tonem. Potem zaś, z rozbawieniem, przypomniał:
-Mmm, Hallowen juz niedługo, pewnie nie będziesz mógł opędzić sie od wielbicielek, które będą chciały iść z tobą na bal.
Coolrain przyłożył palec do ust.
- Cii, nie mów tego tak głośno. Nawet nie wiem, czy w ogóle pójdę. Nie za bardzo mam z kim, no i jakieś złe przeczucia mam.
Michael rozejrzał się, gdyż słowa Kyle'a wywołały poruszenie wśród tych dziewczyn siedzących najbliżej.
-No, dla ciebie pewnie ktoś by się znalazł... – mruknął cicho- Ja tez nie wiem, czy chce, patrzenie na tłumy wampirów i demonic kaleczących taniec na parkiecie, to nie mój typ spędzania wolnego czasu. Po chwili dodał:
-Złe przeczucia?
Błękitne oczy chłopaka spojrzały w oczy Kyle'a. Michael oparty na łokciu pochylił się w stronę kolegi.
- Nie wiem jak to wytłumaczyć... Po prostu czuję że może wydarzyć się coś strasznego. - odsunął się. -Ale nie ma się czego obawiać, to tylko przeczucie... - powiedział z ulgą.
Po chwili smyrnął pod stołem nogę chłopaka.
- Słuchaj, może pójdziemy razem? - powiedział poruszając brwiami. -Ja się odpędzę od tego tłumu... - skinął głową na grupę dziewczyn siedzących po przeciwległej stronie stołówki, które żywo o czymś rozprawiając wpatrywały się w Michaela - ... a dla ciebie się coś... wymyśli.- zaśmiał się.
-Razem? Hmm... wiesz, to może dwuznacznie wyglądać– parsknął śmiechem. -Ale w zasadzie co mi szkodzi. Może być. –powiedział ciszej
Przez moment Michael wydawał się zdziwiony, po czym roześmiał się i poklepał Kyle'a po ramieniu. Dokończył resztki obiadu po czym wstał z krzesła.
- Idziesz? - zapytał.
Kyle również szybko dojadł lunch.
-Nom. Co teraz mamy?
-Nie wiem, jak ty, ale ja mam dwie godziny historii.
-Z kim?
-Z Fairmanem.

Kyle spojrzał szybko w plan lekcji, wyjęty z kieszeni.
-To tak jak ja. Możemy pójść razem.
Zebrał swoje rzeczy i poszedł. Ten dzień wlókł się niemiłosiernie…
 
__________________
"Another tricky little gun
Giving solace to the one
That will never see the sunshine "
adurell jest offline