Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2010, 15:49   #106
Karenira
 
Karenira's Avatar
 
Reputacja: 1 Karenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znanyKarenira nie jest za bardzo znany
Zderzenie z ziemią oszołomiło ją. Nogi, nie przyzwyczajone do jazdy konnej, wciąż poobcierane w miejscach, o których wolałaby nie wspominać, drżały ze zmęczenia, a może z obezwładniającego strachu. Z trudem łapała powietrze, gryzący dym piekł w gardle niemiłosiernie. Nic z tego nie miało znaczenia. Nie teraz, gdy zaledwie kilkadziesiąt kroków dalej znajdowało się schronienie. Ucieczka od koszmarów. Zanim na dobre zdążyła pozbierać myśli, biegła już ile sił w trzęsących się nogach. Byle do bramy. Byle przeżyć. Nie miała najmniejszych szans. Gdybyż to był tylko sen. Gdyby nie lodowate obejmy śmierci, którym usilnie próbowała umknąć, zapewne śmiałaby się w głos. Histerycznie. Oto ona, przepełniona zapachem dymu i ludzkiej rozpaczy, gna ku karczmie, wprost w zbliżające się objęcia prześladowców. Żadną miarą nie mogła być pierwsza. Powinna była skulić się przy martwej klaczy, ze wszystkich sił zacisnąć oczy i czekać. Jakiż godny pożałowania widok musiała teraz sobą przedstawiać. Jeszcze kilka dni temu tak dumna była z odzyskania przyzwoitego wyglądu. Wystarczył jeden poranek i niewiele z tego zostało. Czarne włosy rozsypały się w nieładzie, nieznośnymi kosmykami przyklejając się teraz do osmolonej twarzy. Piękny, ciemnozielony płaszcz nadpalony był z jednej strony. Ramię pulsowało od upadku, a śliczne, skórkowe buciki do konnej jazdy niezbyt nadawały się do szaleńczego biegania. Agshy huczał w jej głowie, szum w uszach niemal zagłuszał wszystko inne. Byle potknięcie i pośle go przed siebie w niekontrolowanym odruchu. Gdybyż tylko zaczekali kilka lat. Potrafiłaby wtedy...ich wszystkich....

Bursztynowymi oczami, szeroko otwartymi z przerażenia, chłonęła każdy szczegół zbliżających się zwierzoludzi. „Vae mihi”. Zginie. Pulsowanie w skroniach przerodziło się w ból, na ustach czuła słony smak własnych łez. Krzyk, który wibrował wciąż w jej pamięci, był jej własnym krzykiem. Agshy śpiewał wabiąc ją ku sobie. Czemu nie, pomyślała nagle tym drugim umysłem. Sięgnęła, bezwolnie poddając się instynktom. Zbyt mocno, zbyt szybko, nadmiar energii niemal rozerwał ją od środka. Potknęła się o włos tylko unikając kolejnego upadku. W ustach poczuła krew. Czarne włosy falowały wściekle przy każdym kroku. Coś obudziło się w jej wnętrzu i rosło, z każdym wyrwanym oddechem pokonując strach.

Niechcianym wspomnieniem powrócił dzień jej wygnania. Wykrzywione twarze szydziły z niej otwarcie. Nie była wystarczająco godna. Jakby ogień płonący w niej od urodzenia nie miał znaczenia. Odmówiono jej nauki, wypędzono jak niechcianego bękarta. Ponownie. Wszystko, co ją potem spotkało było już tylko serią katastrof. Nawet ostatnia odmiana losu, zarobek na szlachetnie urodzonych, goryczą podchodziła jej do gardła. „Niechby ich, to co mnie spotkało”, pomyślała mściwie. Nie chciała reszty dni spędzić na płaszczeniu się przed możnymi. Ni gość, ni służba. Zachcianka. Nie potrzebnie się martwiła. Następnych dni może już w ogóle nie być. Powinna była stanąć tu w innym czasie. Przygotowana. W roli, która była jej przeznaczona. Zamiast tego uciekała przed wspomnieniem ostrych słów, podkulając pod siebie ogon. W rozszerzonych źrenicach błysnęła wściekłość. Żar parzył jej koniuszki palców. Nie zginie tutaj... przez nikogo nie chciana. Nie nogi ją niosły do przodu, a rozszalałe emocje. Zamrugała usiłując pozbyć się z oczu wzbijanego w powietrzu pyłu. Cholerna brama powinna być już bliżej. Z dwojga złego wolała już spłonąć w środku, niż zostać rozszarpaną na zewnątrz. Ostatni posiłek podszedł jej do gardła. Widziała jaki los przypadł w udziale tamtym ludziom za nią. Obrzydzenie wykrzywiło jej usta. Nie, ona nie mogła tak zginąć. Za bramą, ktoś ją przecież dla niej otworzył, innej ewentualności nawet nie brała pod uwagę, za bramą musi być bezpieczne schronienie.
 
__________________
"...pogłaskała kota, który ocierał się o jej łydkę, mrucząc i prężąc grzbiet, udając, że to gest sympatii, a nie zawoalowana sugestia, by czarnowłosa czarodziejka wyniosła się z fotela."
Karenira jest offline