Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2010, 17:04   #10
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Drzwi domostwa otworzyły się z trzaskiem. Elf, błyskając gołymi pośladkami, wypadł z nich jak pchnięty ramieniem katapulty. Już miał się rzucić dalej do ucieczki gdy nagła myśl wstrzymała jego kroki, zahamował z piskiem pięt o bruk, spojrzał na zwinięte odzienie i przedmioty w dłoniach.
- Sikoreczko! - wrzasnął całą siłą młodych płuc i wgapił się w okno na piętrze. Ono również otworzyło się z trzaskiem i dziewoja, nieco pulchna ale o uroczej twarzy, pospiesznie wychyliła się niemal wypadając za parapet.





- Tak, ukochany? Co ... - zaczęła tęsknie, ale elf nie dał jej dojść do słowa.

- But! Szybko, już słyszę psy!!! - dziewczę spodziewało się najwidoczniej innych słów, koniec końców jednak zniknęło w głębi pokoju, zaś nagi Aesdil pospiesznie wdziewał przyodziewek, budząc sensację wśród postronnych, kpiny i okrzyki zdumienia, ba, nawet i wrzaski oburzonych niewiast, wdział drugiego buta, miecz ze sztyletem przepasał. "Już nigdy więcej!!! Co mnie podkusiło??!! Dobrać się do wdzięków ukochanej córki przywódcy cechu rzeźników z jakiegoś zad...., eeee, miasteczka na krańcu świata??!! Czy ja zawsze muszę..." But niemalże trafił go w głowę, Laure chwycił go i, podskakując na jednej nodze, w pośpiechu nałożył na stopę. Zanim rzucił się do ucieczki ukłonił się najpierw ostatniej damie swego serca, z zapałem machającej chusteczką mimo matrony w czerni odciągającej ją od okna, dopiero wtedy wystartował do biegu trzymając się za poły. W samą porę - z hukiem drzwi trzaskających o ścianę z budynku wybiegła czwórka psów pędzonych przez klnącego i wymachującego pałą grubasa. Na widok barda-niecnoty rzuciły się z ujadaniem i wyciem, niczym za szczutym zającem. Ten z doświadczenia wiedział że na dłuższą metę cztery łapy dwie biją na głowę, toteż na wyżyny kunsztu biegacza się wspinał by pierwszy dotrzeć w upatrzone już wcześniej miejsce... Niestety - co prawda trzy zajadłe zwierzaki powolnymi były mastyfami, jeden jednak, potężny mimo pozornej chudości długich łap, z każdym skokiem żarłocznie pokonywał przestrzeń. Poprzedzający innych goniących mężczyzna już krzyknął, niezrozumiale ale krwiożerczo, psy zawyły, zaś chwile życia Asedila można już było odliczać na palcach, gdy Laure zmarszczył brwi i przesłał chowańcowi rozkaz. Warkot rozlegał się tuż za nim, jednak nic nie było w stanie powstrzymać złośliwego uśmieszku Złocistego, bowiem w tym momencie zaprocentowały niezliczone godziny spędzone na obmyślaniu taktyki, oraz na przyuczaniu do niej i trenowaniu drapieżnika. Biegnący na czele pies zniknął nagle w burzy piór i drących ciało szponów, zdołał wydać z siebie tylko skowyt nim ostry dziób Kulla wbił mu kawałki kości w mózg, co wywołało zgiełk i krzyk wielki. Mściwie wykrzywiony (mało kto lubi być szczuty psami...), Aesdil wpadł w boczną uliczkę kierując się ku wypatrzonej wcześniej karczmie - "sprawa Beregostu" nauczyła niewinnego wtedy śpiewaka kilku sztuczek podpadających pod kategorie "taktyka", "przezorność" czy "spodziewaj się najgorszego"...

Kull ostro wzbił się ponad dachy, zaś Laure wpadł w drzwi "Krwi na Wodorostach", karczmy o kretyńskiej nazwie i podłej reputacji, jednak idealnej w sytuacji takiej jak ta.

- Gospodarzu! - wrzasnął co sił w płucach, ledwo stanąwszy w progu. - Obrońcy moralności zmierzają tu w wielkiej liczbie, z pałami na podorędziu i z psami by twych gości wygonić, dziewki precz pognać a tobie i służbie grzbiety obić! Nie wierzysz? - zapytał widząc wyraz twarzy właściciela - sami wyjrzyj za drzwi, ujadania psów posłuchaj! - faktycznie, mastyfy na tropie robiły wielki hałas, rozjuszone zapachem krwi i widokiem śmierci współtowarzysza. Karczmarz nie wahał się już ani chwili zmylony zdenerwowaniem w głosie elfa i jego zaaferowanym wyrazem twarzy, wezwał paru swoich osiłków i podszedł do drzwi, uspokajając pijących. Elf zgrabnie przemknął na zaplecze, zgarniając po drodze butelkę miodu pitnego (podłego, jak się później okazało) wymknął się w uliczkę, zostawiając za sobą wrzawę i obelgi gniewnych ludzi...

* * *

Wieczór już nadchodził, zaalarmowane straże u bram coraz bardziej nieprzychylne minstrelom-podrywaczom i Aesdilowi grunt zaczął palić się pod nogami. Ten jeden raz roztropność wzięła górę nad beztroską i godzinę po wypadkach pod "Krwią na Wodorostach" bard z Indraugnirem obładowanym bagażem i z Kullem spokojnie wczepionym w skórzany naramiennik stanął na nabrzeżu.
- Ahoj, panie szyper! - wrzasnął ku mężczyźnie w płóciennym stroju. - Podatek uiściliście że tak spokojnie towar po pokładzie przerzucacie?
Wywołany zmarszczył brew i spojrzał na intruza.
- Ach, to wy, mości brzdąkajło. Wiecie przecież że dopiero jutro wypływamy? O jakim to podatku mówicie?
- Kupców z obcych miast Rada Miejska zamierza obłożyć fiskalnym ciężarem, dwie sztuki złota chce pobrać za stopę długości każdej krypy, jeśli kto nie chce się prawu składu przez miesiąc poddać! Z bukszprytem włącznie! - odkrzyknął elf, zerkając niby przypadkiem za ramię. Od strony miasta rwetes się wielki podnosił i Aesdil czuł jak jego szanse rosną.
- Ooo, słuchajcie no właśnie, chyba i inni się o tym dowiedzieli! - ucieszył się i czym prędzej potruchtał po trapie, ciągnąc na pokład wiatrostatku opornego Indraugnira-złośliwca.
- Ludzie! Ludzie!!! - wrzeszczał bosonogi majtek biegnąc ku statkom - Szaleństwo! Radni Esper podatkiem chcą nas przydusić!
- Nie mówcie że was nie ostrzegałem... - elf zmilczał potem skromnie, woląc obserwować twarz właściciela Letniej Bryzy. Słowom barda wiary raczej by ten nie dał, lecz teraz, gdy całe miasto zdawało się jednym wielkim rojowiskiem gdy gniewne głosy brały je w swoje władanie, wieść powtarzając bez ustanku, rychło lico kapitana stwardniało w zdecydowaniu.
- Niedoczekanie, tych padlinożernych bękartów! Stawiać żagle, odbijamy! Nie tu to na Jarmarku towar wyprzedamy, śmierdzącym Esperczykom sztuki srebra nie oddam!
Dziwnie milczący elf gorliwie głową kiwał, pędząc Smokom Podobnego ku bezpiecznym boksom, przygotowanym do transportu zwierząt. Kto mógł się domyślić że to on pracowicie plotkę rozpowiadał, zmieniając ją tu i ówdzie, głosząc każdemu kto chciał jej słuchać by ten w najgłębszej zachował ją tajemnicy...

* * *

Późno w nocy, humor już odzyskawszy, przysiadł wreszcie elf na burcie, śmiało zaglądając w toń. Kulla pogłaskał po dziobie, splunął za burtę, uderzył w struny lutni. "Kolejny nudny dzień za nami..."
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise

Ostatnio edytowane przez Romulus : 21-03-2010 o 19:09.
Romulus jest offline