Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2010, 23:20   #116
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Gdy Nik wkroczył do mieszkania obładowany zakupami, agent był bliski zbierania zębów z podłogi. Jego mina wyrażała emocje gdzieś pomiędzy szokiem a zakłopotaniem.
- W kuchni jeśli już musisz - odpowiedział po długiej chwili. - Ale masz świadomość, że ja potrafię zadbać o swoją lodówkę?
- A masz świadomość, że za gościnę powinno się jakoś odwdzięczyć? - zripostował Nik, stawiając wszystkie torby na blacie. - Ale w kuchni chyba mnie nocować nie będziesz, co?
- Dobra, dobra, tylko ja gościną odwdzięczam się za coś innego, tak?
- Za to, czym odwdzięczam się za wyciągnięcie mnie z łap mundurowych? - gość federalnego zaśmiał się.
- Ale Ty komplikujesz - stwierdził Ben, kręcąc głową. - No dobra, to może od razu wykorzystamy te zakupy i zrobimy jakąś kolację dla nas i może Rachel też coś zaniesiemy, co?
- Już myślałem, że tego nie zaproponujesz. Głodny jestem, od rana nic nie jadłem - Nik zaczął wyładowywać zakupy. - Na co masz ochotę?
Podszedł do zakupów, sprawdził, co ciekawego kupił praktycznie nieznany mu mężczyzna i chwilę się zamyślił.
- Może zapiekany makaron z ananasem i kurczakiem, a na deser sałatka z owoców?
- Ciekawy pomysł - skomentował długowłosy. - Idę zanieść torbę do salonu, żeby nie leżała w korytarzu.

Gdy wrócił, Ben już przygotowywał jedzenie. Mieszkanie było puste, chyba już wszyscy się wynieśli.
- Nigdy tego dania nie robiłem - powiedział Nik przewieszając marynarkę przez oparcie krzesła i podchodząc do blatu kuchennego - ale powinienem się przydać.
Po chwili dodał:
- Powiedz, ale tak szczerze: jak sobie wyobrażasz całą tę akcję?
Ben podał kurczaka, a dokładnie jego filety Nikowi do pokrojenia, sam zaś zabrał się za ananasa.
- Nie mam pojęcia, prawda jest taka, że musimy tam improwizować. Dowiedzieć się, gdzie jest świeca i jakoś ją wynieść. Liczę, że pomogą nam w tym nasze zdolności.
Słysząc słowa "pomogą nam nasze zdolności" Nik się zasępił.
- No tak. Jakieś plany na najbliższe dni? - zmienił temat.
- Jutro z Karen jadę w okolice posiadłości. Pewnie stracę na to cały dzień, ale może się to opłacić. Pojutrze musze załatwić parę spraw w biurze, żeby niczego nie podejrzewali, poza tym muszę iść kupić nowy garnitur i koszule - tu spojrzał błagalnie w sufit.
- Czyli mam czas na obijanie się, jak rozumiem. To pobawię się w gosposię przynajmniej i pogotuję - westchnął. On przynajmniej porobi coś ciekawego. - Męczy mnie to już.
- Gotowanie Cię męczy? - spytał Ben z uśmiechem. - To kiepska z Ciebie będzie gosposia.
- Nie gotowanie - żachnął się Nik. - Ta pustka. To jest straszne, wiesz? Wyobrażasz sobie życie w totalnej ciszy?
- Aktualnie wyobrażam sobie życie bez snu - powiedział Ben i na potwierdzenie swoich słów ziewnął. - Przepraszam. Nie wiem, Nik, jak mógłbym Ci pomóc, ale dalej od Ciebie czuję moc, więc chyba nie ma się co bać.
- Połóż się dziś. Potrzebujesz odpoczynku, bo wyglądasz jak z gardła wyjęty.
- Jasne - rzucił Ben na odczepnego i zaczął szukać naczynia żaroodpornego. - Wiesz, pokrój jeszcze szynkę na plastry, to może być niezłe. No i usmaż tego kurczaka - uśmiechnął się.
Nik skinął głową i zapadła niezręczna cisza.
- Co żeś tak zamilkł, co? - spytał Ben po chwili, zaczynając robić trochę sosu majonezowego.
- Martwię się o ten wypad - odpowiedział drugi zasępiony.
- Ja też. Narażam Was na niebezpieczeństwo. I w imię czego? W imię moich wizji - ironicznie rzekł gospodarz.
- Czy Rose nie udowodniła ci, że to prawdopodobnie nie tylko jakieś tam wizje?
- Bo pojawiły się jakieś śmieszne pogłoski, gdzieś cholernie daleko stąd w jakimś nie bardzo rozwiniętym kraju, tak? To żaden dowód. Poza tym, dalej mi nie daje prawa do... właściwie do niczego. - mówił to spokojnie, jednak dało wyczuć się zdenerwowanie po jego ruchach, gdy otworzył puszkę z ananasem i pół jej zawartości wyleciało na podłogę.
Nik zamknął oczy i ciężko odetchnął.
- Skoro pojawiły się w Polsce, to równie dobrze mogą być też tu. Nie oglądasz filmów? Wszystkie istoty atakują najpierw Amerykę. Kosmici, gigantyczne jaszczurki, wszystko! Zresztą pamiętaj, że to jest nasza dobrowolna decyzja. Nie przystawiłeś nam spluwy do głowy. Mogliśmy zrezygnować, ale tego nie zrobiliśmy. Ale i tak się martwię. Jak nas złapią, to czeka nas paka, zgadza się?
Tu Ben zatrzymał się ze ścierką w ręku nad zmywaniem podłogi.
- Nie. Wybronię Was. Przyznam, że Was do tego zmusiłem, że przyłożyłem wam lufę do skroni, że Was szantażowałem. Prawda jest taka, że już się nawet do tego przygotowałem. Kradzież świecy jest moją jedyną szansą. Jeśli mi się nie uda, to i tak zginę. Więc mogę zginąć w więzieniu.
- Wiesz, na co mam ochotę? Sieknąć cię w łeb, żebyś oprzytomniał. Myślisz, że którekolwiek z nas to potwierdzi? "O tak, szantażował nas, jest zły i niedobry, ach ci federalni. Dobrze, że go złapaliście, był wrzodem na zdrowym organizmie społeczeństwa." Tak to sobie wyobrażasz? - Nik zaczął podnosić głos. - Słuchaj mnie uważnie i patrz na moje usta! Jak nam się nie uda, wybronimy się jakoś, a jak potwory przyjdą, to zaduszę je gołymi rękoma. A wiesz dlaczego? Bo nie pozwolę nikomu bezsensownie zginąć, rozumiesz? - gestykulacja mężczyzny stawała się coraz obszerniejsza. - Szczególnie osobie, która bezinteresownie pomaga innym!
- Gówno prawda, Nik - powiedział spokojnie Ben, patrząc mu w oczy, jakby chciał zaznaczyć swoją wyższość i pełną kontrolę. - Nie zadusisz ich gołymi rękoma. Poza tym nie masz doświadczenia w sfingowaniu dowodów, nie ważne czy na dobrą czy złą stronę. Ja mam. I już się odpowiednio zabezpieczyłem. Jeśli więc nie chcecie, bym skończył w więzieniu i nie chcesz, bym zginął, musi wszystko się nam udać. I nie ma co zakładać, że będzie inaczej.
- Improwizacje rzadko się udają - Nik wrócił do krojenia szynki.
- Dlatego jutro z Karen jedziemy w okolice posiadłości. Dobrze by było dowiedzieć się też o naszych mocach. Na ten przykład Rose. Nie mam pojęcia, w czym ona się specjalizuje.
- Wydawało mi się, że zbierasz informacje o nas - spokojny już gość spojrzał przez ramię na rozmówcę.
- Prawda, ale Rose chyba nie wykorzystywała swego talentu do pracy. Wiem, że ma dar, ale kompletnie nie wiem jaki. Może jej zaradność, to też forma daru.
- Ja nie wiem nic prócz tego, ze potrafisz nas wyczuć, a Karen i Johny widzą zmarłych, którzy nie są zbyt mili - uśmiechnął się nieznacznie.
- Karen włada też powietrzem. Podejrzewam, że ma najsilniejszą moc z nas wszystkich. Widziałem jej skutki. Johny... On widzi zmarłych, ale potrafi też dostrzegać rzeczy, które są bardzo daleko, bądź na przykład doskonale widzi w ciemnościach. Myślę, że jego dar ma silny związek z oczami. Ty zaś... Jak mniemam telepata?
- Nie do końca. Potrafię posiąść wiedzę, o której inni nawet nie potrafią marzyć. Pozyskuję ją z cudzych umysłów, planów, ze śledzenia przyszłości, a także po prostu z eteru - w głosie Nika zaczynała pojawiać się pasja: taka sama, z jaką ojciec uczył go panowania nad mocą. - Posiadając szczątkową wiedzę potrafię ją rozwinąć do granic możliwości. Jestem w stanie dowiedzieć się, jak długo szyli twój garnitur zaledwie go dotykając. A także jestem w stanie obdarzyć innych wiedzą w taki sposób, że nawet nie podejrzewają czegoś paranormalnego. Mógłbym nauczyć cię przepisu na szarlotkę, a ty byś się czuł, jakbyś znał go od dziecka. Wiedza jest potężną bronią, jeśli potrafi się ją wykorzystać.
- W takim razie musimy zrobić wszystko, by Twój dar wrócił - uśmiechnął się Ben. - Przydałby się nam bardzo mocno.
- Tylko nie myśl sobie za wiele - Nik uśmiechnął się szelmowsko. - Nie jestem w stanie dowiedzieć się wszystkiego. Nawet jakbym był w pełni sprawny, nie wyczytam z umysłu Alberta, gdzie jest świeca, póki o niej nie pomyśli.
- No tak, Ty najlepiej znasz swoje zdolności - uśmiechnął się agent. - Nie myślałeś o pracy w FBI?
- Nie mamy tego u siebie. Zresztą... Ja preferuję spokojne życie.
- Przydałbyś się. Może jako detektyw - rozmyślał Ben. - Marnujesz swój dar, wiesz? On powinien służyć ludziom.
- To, że potrafię wykryć kłamstwo nie znaczy, że potrafię je udowodnić - odwrócił się od federalnego.
- Ja też zaczynałem w ten sposób - powiedział właściciel mieszkania. - Wszystkiego byś się nauczył. Wystarczy być konsekwentnym w działaniach i swych dążeniach. Naprawdę się marnujesz - dodał po chwili, gdy w końcu włożył zapiekankę do piekarnika.
- Możliwe. Ale wyobrażasz sobie mnie jako detektywa?
- Szczerze?
- Jak zwykle.
- Jak najbardziej. Pasowałaś byś do wizerunku Holmes'a.
- Ja się teraz na żurnalistę stylizuję - zaperzył się Nik, po chwili jednak wybuchając śmiechem. - Nawet kapelusz do mojego prochowca sobie dokupiłem.
- Brakuje Ci tylko fajeczki do pykania - zaśmiał się Ben głośno.
- Rzucam nałóg - stwierdził, przewracając oczyma. Cholera, a bym sobie zapalił. Chociaż jednego!
- No tak, i nici z Sherlocka - zaśmiał się powtórnie jego rozmówca.
- No widzisz - Nik zawtórował mu, siadając na krześle. - Chociaż nie pogardziłbym ładną fajeczką, nie przeczę.
- Jak będzie po wszystkim to Ci taką kupię - rzekł agent. Obcokrajowiec tylko błysnął zębami.


Noc minęła mu spokojnie, jednak rano obudził się z piekielnym bólem głowy.
- O kurwa - szepnął, kładąc dłonie na twarzy. - Przecież nic nie piłem.
Poszedł do łazienki się umyć. Wyszczotkował włosy i ułożył je nienagannie. Za oknem świeciło słońce, więc ubrał ręcznie przycięte krótkie jeansy i czarny bezrękawnik, na który zarzucił koszulę z krótkim rękawem, zostawiając ją rozpiętą. Z torby wyjął kapcie wyglądające jak łapy tygrysa i wsunął w nie bose stopy. Usłyszał otwieranie drzwi, a po chwili dobiegł go głos Rachel:
- Co się kurcze ze mną dzieję, że musze pożyczać od Bena cukier?
Nik wyszedł z pokoju zdezorientowany, patrząc na rudowłosą kobietę.
- Cześć, Rachel - przywitał się niepewnym głosem. Mówiłaś coś?
- Cześć Nik - powiedziała, po czym rozejrzała się szybko i wyciągnęła cukier z szafki. - Nie, nic. Musiało Ci się przesłyszeć. Wybacz ale skończył mi się cukier, a robię ciasto...
Mężczyzna przyjrzał jej się podejrzliwie.
- Jesteś pewna?
- No chyba widzę, czy mam cukier czy nie, tak? Hm? - odwróciła się i spojrzała na gościa swojego sąsiada.
- O kurde, jak on wygląda? To jest ten sam koleś? - dobiegł go znowu głos Rachel, która stała przed nim, ale nie otwierała ust.
- Nie, nie, nie o to chodzi - Nik rozpromienił się. Ból głowy już go nie dotyczył, już nie istniał. Podbiegł do niej, chwycił zdezorientowaną kobietę w ramiona i pocałował w policzek. Szybko ją odstawił i wybiegł uradowany do salonu, skąd po chwili dało się słyszeć okrzyk radości.
- Rachel, jesteś zwiastunką dobrej nowiny!
Kobieta, totalnie zszokowana, poszła za nim i patrzyła na skaczącego po salonie mężczyznę.
- Jezu Chryste, odbiło mu na całego. Wariat - jej głos znowu rozpanoszył się po okolicy, choć nic nie mówiła. Przyglądała się tylko Nikowi jak małpie w cyrku.
- Nie, nie rozumiesz - krzyczał Nik. - On wrócił! Mój dar wrócił, rozumiesz? Wrócił!
- Jednak mu odbiło... Cholera jasna! - rozległo się w jego umyśle, a po chwili normalne słowa targnęły jego bębenkami:
- Jeszcze raz zajrzysz do mojego umysłu, a nie poznasz własnej twarzy, ostrzegam! - powiedziała mocnym głosem z palcem groźnie wycelowanym w jego twarz.
- Umiem to kontrolować, nie bój się - odpowiedział mężczyzna z szerokim uśmiechem dziecka, patrząc się radośnie na kobietę.
Rachel podeszła bliżej, patrząc mu w oczy.
- Więc lepiej, żebyś się pilnował - dźgnęła go palcem w pierś. - Mój umysł - znowu dźgnięcie. - Moja prywatność, jasne?
Mężczyzna dalej śmiał się radośnie.
- Się rozumie, pani kapitan!
- I przestań się ze mnie śmiać! - krzyknęła, ale już lekka rozbawiona. Nik jednak nie mógł się powtrzymać. Musiał korzystać z daru, zupełnie jakby od dawna nie oddychał.
- Ma rozpięty rozporek - pomyślała rudowłosa. O Ty zboczona, gdzie się gapisz? W jego duszy całe chóry głosów śmiały się razem z nim. Werbalnie jednak zaprzestał tego zachowania i stał bez słowa, ale po jego ustach ciągle błąkał się uśmiech, a brwi same unosiły się w górę. Walczył z całych sił, żeby znów się nie roześmiać. Dziewczyna spojrzała na niego badawczo przysuwając twarz do jego twarzy i mrużąc oczy.
- Pomidor - pomyślała.
Nik powstrzymywał się przez chwilę, po czym zamknął umysł i wybuchnął śmiechem.
- Ale mina - położył się na ziemi i zaczął zwijać się ze śmiechu.
- O co chodzi? - to Ben wyszedł ze swojego pokoju i patrzył na tę dziwną scenę: leżący na ziemi Nik w nietypowym ubraniu i stojąca nad nim wściekło-rozbawiona Rachel, która po chwili wyszła, komentując całą sytuację:
- Co za cyrk, cholera jasna...
- Ben - Nik dalej tarzał się po podłodze, zanosząc się śmiechem - wrócił.
- Tak coś mi się obiło o uszy - agent spojrzał na mężczyznę z uśmiechem na twarzy. - No to chyba się napijemy, gdzie ta whisky?
 
Aveane jest offline