Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-03-2010, 23:54   #11
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kac. Pod tym słowem kryło się wiele. Raz był większy raz był mniejszy. Cóż, życie. Helfdan nie raz przeholował z alkoholem to wiedział co go będzie czekać następnego dnia. Był wstanie ponieść konsekwencje. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, iż zrywał się z samego rana tylko po to żeby wpaść w porcie w wielką awanturę. Gdyby jeszcze coś z tym miał wspólnego, to jasna sprawa nie mógłby się, o co wściekać. Ale jakaś polityka?! To już stanowczo mogło człowieka wyprowadzić z równowagi. Rzekomo to jakaś prowokacja gildii kupieckiej z Uran, którym mało złota wpadającego co roku na jarmarku. Helfdan siedział w portowej karczmie nad zimnym piwem. Pierwszy klin nie pomógł. Drugi też tak jakoś nie trafił w dobre miejsce… za to trzeci ulokował się wyśmienicie. Mało tego, że przywrócił mu apetyt (zupa z raków, szczupak z rusztu a do tego świeże bułeczki były wprost wyborne) to jeszcze ożywił umysł i wzmógł pragnienie. Przy czwartym, a co za tym idzie już jakimś czasie spędzonym w szynku dowiedział się kilku cennych informacji. Powoli dwa dodać dwa równało się cztery.

***

Jak było umówione miał się stawić rano na łajbie o wdzięcznie nazwie Letnią Burzą. Zaliczkę zapłacił, gdy rezerwował miejsce. Za siebie i za konia – żaden majątek, ledwie kilkanaście srebrników, ale jak się teraz okazało wyrzuconych za burtę. Więc stał tak w miejscu gdzie jeszcze wczoraj była przycumowana barka, kogi czy jakkolwiek zwali te łódeczki. Stał tak do czasu aż Klacz nie chrapnęła mu do ucha. Pewnie myślała, że usnął. Widząc jak wyglądał miała do tego pełne prawo.

- No to ślicznotko jednak nie popłyniemy…

Stwierdzenie nie nosiłoby znamion odkrywczego gdyby kompletnie nie olewał tych wszystkich ludzi i nieludzi latających po porcie od samego świtu. Wrzeszczących jakby im kto za to płacił, kotłujących się jak węgorze w saku. Nic tylko ganiali z jednego krańca na drugi rozgorączkowani i podniecenie. Co rusz gdzieś wybuchała jakaś kłótnia, co chwila coś komuś spadało lub ktoś na kogoś wpadał. Jednak Helfdan był jak oaza spokoju w tej piaskowej burzy szedł tak przez port z ledwo otwartymi oczyma głuchy na te szaleńcze nawoływania. A wszelkie przykre niespodzianki w magiczny sposób go omijały… do czasu aż dotarł na miejsce zbiórki.

Zmęczenie poprzednim wieczorem i nocą dawało się we znaki. Oj zabalował tropiciel i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wino, śpiew, kobitki i bitki… ale czasem to jedyny sposób, aby przetrwać noc w mieście. Ostra hulanka i swawola… sam już nie pamiętał jak to się skończyło. Obolały bok i rozpizdziel w karczmie nasuwał pewien scenariusz, ale nie przywiązywał do niego zbytniej uwagi.


Można by rzec, że nie miał do tego głowy. Teraz przeklinał w duchu solidność gówniarza, któremu zapłacił za budzenie o świcie. Aż zadziewające było, jaką determinacją musiał się wykazać, aby go odnaleźć pod przewróconym stołem. Cudem się tu dogramolił tylko po to, aby zobaczyć puste nadbrzeże. Przekleństwa same cisnęły się na usta… i to głównie te bardziej siarczyste. Szczęściem, że w porcie oprócz pustych nabrzeży można utrafić pustawe (gdy większość marynarzy odpłynęła) portowe karczmy. Jak sobie przyklasnął w niej rano to przez cały dzień nie wyszedł z niej.

Co rusz ktoś wpadał na jeden szybki kufel, obalał go jednym haustem i pędził dalej. Pozostawiał oczywiście też parę miedziaków z tego tytułu, ale nie tylko. Karczmarz był na tyle rozgarniętym człowiekiem, że lubił wiedzieć, co się dzieje… więc w czasie jak nieśpiesznie napełniał kufel dopytywał o nowe wieści w sprawie tajemniczego zniknięcia kilkunastu statków.

Początkowo stawiano na jakieś porachunki czy nawet jakiś zakład jednak ktoś szybko wyczaił, że za nagłą ewakuacją stała rzekoma plotka o ekstraordynaryjnym podatku jaki władze miasta miały wprowadzić. Swoją drogą byłby to samobójczy podatek dla wpływów do kasy miejskiej na tak małym akwenie… ale w gorączce nikt przecież nie działa racjonalnie. Więc jak już się wywiedziano, że ktoś zadał sobie sporo trudu w wywołanie paniki Gildia się mocno tym przejęła. Ktoś uderzył w jej interesy, a jak wiadomo kupcy nie lubią jak ktoś im wyciąga złoto z sakiewek. Helfden w pierwszej chwili tego nie zrozumiał – bo skoro nie miało być żadnego podatku, to jak ktoś cichaczem wypłynął to żadna strata. Jednakże karczmarz z braku lepszego zajęcia i chęci wykazania się bystrością umysłu wyłożył mu, w czym problem.

- A bo widzisz dobry człowieku. Rozpoczął dość protekcjonalnie i gdyby tropiciel nie objadł się jak dzika świnia to pewnie by mu wsadził gdzieś ten ton. – Problem nie w tym, że ci nie zapłacili jakiegoś podatku widmo. Problem w tym, że te kilkanaście stateczków rozpłynęło się po całym Srebrnym Jeziorze i będą wszędzie rozgłaszać radosną nowinę. „W tym porcie orżną ci łajbę gorzej niż piraci” – a to już wymierna strata dla kieszeni miasta.

Hlefdan pokiwał ze zrozumieniem głową… faktycznie, jeżeli nawet tylko część statków nie zawita do tego portu to już trochę złota będzie mniej. Potem jeszcze trzeba będzie to odkręcać, a to wszystko trwa. Już nie dziwiły go informacje na temat szybkiej i stanowczej reakcji rady miasta i gildii kupieckiej. Dementi tego… nagroda za to… oj się działo. Kolejni robotnicy przynosili wieści jak to złapali kogoś, kto rozpowiadał plotki. Potem, że to nie on sam. Następnie o jakiś tajemniczych personach za tym stojących. Co otwierały się drzwi to dowiadywali się czegoś nowego o drowach próbujących wykończyć ekonomicznie miasto czy o spisku nieludzi… We wszystko zostali wmieszani kapłani i magowie. Oj się działo.

Stara prawda mówi, że pieniądz rządzi światem i rozwiązuje wiele języków. Tego dnia rozwiązał może aż nazbyt wiele. Jednak ci, co je wydawali nie byli w ciemię bici. Już następnego dnia w całym porcie huczało o nagrodzie wyznaczonej przez radę miasta. Poszukiwali tajemniczego elfiego fircyka, sprowadzenie go żywego dawało możliwość zarobienia 100 sztuk złota. Jednak nikt nie wiedział dokładnie gdzie ów się podział. Statki rozpłynęły się po całym Srebrnym Jeziorze…

***

Helfdan siedział na pokładzie jakiejś łajby, której nazwy nawet nie znał. Pół ranka zachodził w głowę, dlaczego na nadbrzeżu nie było Złocistego, przecież mieli płynąć tą samą krypą. Jednak przepełniona alkoholowymi oparami głowa nie podsunęła mu żadnej odpowiedzi. Postanowił, że go zapyta o to, jeżeli się jeszcze kiedykolwiek spotkają. Póki, co jednak wrócił do rozmyślań nad pierścieniem. Żywił nadzieję, że w Uran będzie mu dane trafić choćby na cień tropu tego znaku. Przedmiot był w jego posiadaniu już ładny kawał czasu a w dalszym ciągu nie wiedział, co te symbole oznaczają lub przynajmniej, z kim je wiązać. Jednak dalej był przekonany, że nie powinien się z tym obnosić i rozpytywać. Może jakaś jego część tak naprawdę nie chciała się dowiedzieć co to jest…
 
baltazar jest offline