Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-03-2010, 23:54   #11
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kac. Pod tym słowem kryło się wiele. Raz był większy raz był mniejszy. Cóż, życie. Helfdan nie raz przeholował z alkoholem to wiedział co go będzie czekać następnego dnia. Był wstanie ponieść konsekwencje. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, iż zrywał się z samego rana tylko po to żeby wpaść w porcie w wielką awanturę. Gdyby jeszcze coś z tym miał wspólnego, to jasna sprawa nie mógłby się, o co wściekać. Ale jakaś polityka?! To już stanowczo mogło człowieka wyprowadzić z równowagi. Rzekomo to jakaś prowokacja gildii kupieckiej z Uran, którym mało złota wpadającego co roku na jarmarku. Helfdan siedział w portowej karczmie nad zimnym piwem. Pierwszy klin nie pomógł. Drugi też tak jakoś nie trafił w dobre miejsce… za to trzeci ulokował się wyśmienicie. Mało tego, że przywrócił mu apetyt (zupa z raków, szczupak z rusztu a do tego świeże bułeczki były wprost wyborne) to jeszcze ożywił umysł i wzmógł pragnienie. Przy czwartym, a co za tym idzie już jakimś czasie spędzonym w szynku dowiedział się kilku cennych informacji. Powoli dwa dodać dwa równało się cztery.

***

Jak było umówione miał się stawić rano na łajbie o wdzięcznie nazwie Letnią Burzą. Zaliczkę zapłacił, gdy rezerwował miejsce. Za siebie i za konia – żaden majątek, ledwie kilkanaście srebrników, ale jak się teraz okazało wyrzuconych za burtę. Więc stał tak w miejscu gdzie jeszcze wczoraj była przycumowana barka, kogi czy jakkolwiek zwali te łódeczki. Stał tak do czasu aż Klacz nie chrapnęła mu do ucha. Pewnie myślała, że usnął. Widząc jak wyglądał miała do tego pełne prawo.

- No to ślicznotko jednak nie popłyniemy…

Stwierdzenie nie nosiłoby znamion odkrywczego gdyby kompletnie nie olewał tych wszystkich ludzi i nieludzi latających po porcie od samego świtu. Wrzeszczących jakby im kto za to płacił, kotłujących się jak węgorze w saku. Nic tylko ganiali z jednego krańca na drugi rozgorączkowani i podniecenie. Co rusz gdzieś wybuchała jakaś kłótnia, co chwila coś komuś spadało lub ktoś na kogoś wpadał. Jednak Helfdan był jak oaza spokoju w tej piaskowej burzy szedł tak przez port z ledwo otwartymi oczyma głuchy na te szaleńcze nawoływania. A wszelkie przykre niespodzianki w magiczny sposób go omijały… do czasu aż dotarł na miejsce zbiórki.

Zmęczenie poprzednim wieczorem i nocą dawało się we znaki. Oj zabalował tropiciel i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. Wino, śpiew, kobitki i bitki… ale czasem to jedyny sposób, aby przetrwać noc w mieście. Ostra hulanka i swawola… sam już nie pamiętał jak to się skończyło. Obolały bok i rozpizdziel w karczmie nasuwał pewien scenariusz, ale nie przywiązywał do niego zbytniej uwagi.


Można by rzec, że nie miał do tego głowy. Teraz przeklinał w duchu solidność gówniarza, któremu zapłacił za budzenie o świcie. Aż zadziewające było, jaką determinacją musiał się wykazać, aby go odnaleźć pod przewróconym stołem. Cudem się tu dogramolił tylko po to, aby zobaczyć puste nadbrzeże. Przekleństwa same cisnęły się na usta… i to głównie te bardziej siarczyste. Szczęściem, że w porcie oprócz pustych nabrzeży można utrafić pustawe (gdy większość marynarzy odpłynęła) portowe karczmy. Jak sobie przyklasnął w niej rano to przez cały dzień nie wyszedł z niej.

Co rusz ktoś wpadał na jeden szybki kufel, obalał go jednym haustem i pędził dalej. Pozostawiał oczywiście też parę miedziaków z tego tytułu, ale nie tylko. Karczmarz był na tyle rozgarniętym człowiekiem, że lubił wiedzieć, co się dzieje… więc w czasie jak nieśpiesznie napełniał kufel dopytywał o nowe wieści w sprawie tajemniczego zniknięcia kilkunastu statków.

Początkowo stawiano na jakieś porachunki czy nawet jakiś zakład jednak ktoś szybko wyczaił, że za nagłą ewakuacją stała rzekoma plotka o ekstraordynaryjnym podatku jaki władze miasta miały wprowadzić. Swoją drogą byłby to samobójczy podatek dla wpływów do kasy miejskiej na tak małym akwenie… ale w gorączce nikt przecież nie działa racjonalnie. Więc jak już się wywiedziano, że ktoś zadał sobie sporo trudu w wywołanie paniki Gildia się mocno tym przejęła. Ktoś uderzył w jej interesy, a jak wiadomo kupcy nie lubią jak ktoś im wyciąga złoto z sakiewek. Helfden w pierwszej chwili tego nie zrozumiał – bo skoro nie miało być żadnego podatku, to jak ktoś cichaczem wypłynął to żadna strata. Jednakże karczmarz z braku lepszego zajęcia i chęci wykazania się bystrością umysłu wyłożył mu, w czym problem.

- A bo widzisz dobry człowieku. Rozpoczął dość protekcjonalnie i gdyby tropiciel nie objadł się jak dzika świnia to pewnie by mu wsadził gdzieś ten ton. – Problem nie w tym, że ci nie zapłacili jakiegoś podatku widmo. Problem w tym, że te kilkanaście stateczków rozpłynęło się po całym Srebrnym Jeziorze i będą wszędzie rozgłaszać radosną nowinę. „W tym porcie orżną ci łajbę gorzej niż piraci” – a to już wymierna strata dla kieszeni miasta.

Hlefdan pokiwał ze zrozumieniem głową… faktycznie, jeżeli nawet tylko część statków nie zawita do tego portu to już trochę złota będzie mniej. Potem jeszcze trzeba będzie to odkręcać, a to wszystko trwa. Już nie dziwiły go informacje na temat szybkiej i stanowczej reakcji rady miasta i gildii kupieckiej. Dementi tego… nagroda za to… oj się działo. Kolejni robotnicy przynosili wieści jak to złapali kogoś, kto rozpowiadał plotki. Potem, że to nie on sam. Następnie o jakiś tajemniczych personach za tym stojących. Co otwierały się drzwi to dowiadywali się czegoś nowego o drowach próbujących wykończyć ekonomicznie miasto czy o spisku nieludzi… We wszystko zostali wmieszani kapłani i magowie. Oj się działo.

Stara prawda mówi, że pieniądz rządzi światem i rozwiązuje wiele języków. Tego dnia rozwiązał może aż nazbyt wiele. Jednak ci, co je wydawali nie byli w ciemię bici. Już następnego dnia w całym porcie huczało o nagrodzie wyznaczonej przez radę miasta. Poszukiwali tajemniczego elfiego fircyka, sprowadzenie go żywego dawało możliwość zarobienia 100 sztuk złota. Jednak nikt nie wiedział dokładnie gdzie ów się podział. Statki rozpłynęły się po całym Srebrnym Jeziorze…

***

Helfdan siedział na pokładzie jakiejś łajby, której nazwy nawet nie znał. Pół ranka zachodził w głowę, dlaczego na nadbrzeżu nie było Złocistego, przecież mieli płynąć tą samą krypą. Jednak przepełniona alkoholowymi oparami głowa nie podsunęła mu żadnej odpowiedzi. Postanowił, że go zapyta o to, jeżeli się jeszcze kiedykolwiek spotkają. Póki, co jednak wrócił do rozmyślań nad pierścieniem. Żywił nadzieję, że w Uran będzie mu dane trafić choćby na cień tropu tego znaku. Przedmiot był w jego posiadaniu już ładny kawał czasu a w dalszym ciągu nie wiedział, co te symbole oznaczają lub przynajmniej, z kim je wiązać. Jednak dalej był przekonany, że nie powinien się z tym obnosić i rozpytywać. Może jakaś jego część tak naprawdę nie chciała się dowiedzieć co to jest…
 
baltazar jest offline  
Stary 22-03-2010, 11:16   #12
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Następnego dnia Raydgast już o świcie ruszył z jednym ze swoich pachołków w stronę paladyńskich namiotów. Co prawda wyruszenie odwlekło się nieznacznie, bo rozbudzony o nietypowo wczesnej porze Jaron zaczął głośno domagać się udziału w turnieju - a przynajmniej przywileju towarzyszenia ojcu w przygotowaniach; i za nic nie dawał się od tego odwieść. W końcu Helena fuknęła, żeby przestał hałasować, bo budzi Adelę, by zabierał syna i dał im spać.

Toteż po godzinie Raydgast stał w jednym z namiotów jak kołek czekając, aż giermkowie wdzieją mu zbroję, a podniecony Jaron kręcił się wokół jak dokuczliwa mucha, trajkocząc i przeszkadzając. Silvercrossbow jakoś nigdy nie dorobił się własnego giermka, toteż musiał zdać się na pomoc zakonnych chłopców, którzy przyuczali się w ten sposób - kto wie, może nawet do roli rycerza i paladyna? Może i Jaron kiedyś będzie? W końcu to nic niezwyczajnego brać swego syna na giermka...

Oczami wyobraźni widział już gromy ciskane przez wzrok Heleny, na samo poruszenie tematu przygotowywania Jarona do rycerskiego rzemiosła. Cała nadzieja, w tym że opieka nad niemowlakami sprawi, że ostatnia potomkini rodu de Greyfort stanie się mniej nadopiekuńcza wobec swej najstarszej latorośli.

Zawyły trąby i paladyn, przy wtórze chrzęstu i podzwaniania zbroi, wymaszerował z namiotu na plac turniejowy. Wokoło zgromadził się tłum ludzi, a co znamienitsi siedzieli nie tylko na ławach, ale i wyściełanych krzesłach. Jedno takie przypadło Helenie, która wraz z Adelcią i stojącą za siedziskiem służką z uwielbieniem wpatrywały się w swojego męża, ojca i pana. Dziewczynkę onieśmielał gwiżdżący i wiwatujący tłum, ale dzielnie starała się nie rozpłakać - tatuś by się za nią wstydził, a brat z pewnością wyśmiałby takie zachowanie.

Tatuś tymczasem chwycił za miecz i jął siec bez litości jednego zbrojnego pana za drugim. Tylko nie wiedzieć czemu już przy drugim odtrąbiono porażkę Raydgasta i interesujące dziecko widowisko na tym się skończyło. Niemniej jednak paladyn zwyciężył w pojedynku, toteż rodzina i znajomi otoczyli go hurmem, gratulując wygranej. Gdy udało mu się wyrwać z objęć dumnej żony i rycerskiej braci zauważył, że w jego stronę zbliża się Thunderdragon.


Również przedwcześnie posiwiały jak Raydgast. Obu mężczyznom trudy ostatniego najazdu orków dały się we znaki. Niemniej różnica między nimi była wielka. Torwald był znakomitym rycerzem z starego i poważanego rodu, człekiem wpływowym, majętnym i z wojenną sławą. A także uważanym powszechnie za znamienitego taktyka oraz mówcę.
Wiadomo, że daleko zajdzie...O wiele dalej niż Raydgast. Co akurat Silvercrossobowa nie martwiło. Gdyż to co chciał zdobyć, tulił właśnie do siebie.

Po wymianie zwyczajowych w takich sytuacjach uprzejmości Torwald objął paladyna po ojcowsku za ramiona i poprowadził nieśpiesznie na łąki, gdzie pasły się paladyńskie konie - teraz opustoszałe, gdyż większość wierzchowców była jeszcze pod opieką giermków, którzy przygotowywali je do kolejnych zawodów.
- Niezgorzej ci poszło w pojedynku - pogratulował. Chwilę wymieniali uwagi na temat uczestniczących w turnieju rycerzy, ich technik walki i rynsztunku. W końcu jednak dowódca rzekł.- Rozrywki juz zażyliśmy, czas najwyższy na obowiązek. Opowiedz mi dokładnie, co żeś słyszał o tym drowie.
-Wiem że jacyś awanturnicy złapali jednego, słyszałem też coś o próbie samosądu. Ale nic więcej.-
rzekł Raydgast, wzruszył ramionami.- Z uwagi na żonę nie mogłem zbyt długo siedzieć w tych... no...Podkosach? Tak chyba nazywała się ta wioska. Jeśli bogowie nam sprzyjają, to ten drow... jest wygnańcem z własnego miasta i tylko przypadkiem zawędrował na powierzchnię.
- Obawiam się, bracie, że twe nadzieje są płonne. - westchnął Torwald. - Niecały dekadzień temu od jednego z gryfich jeźdźców otrzymaliśmy niepokojący raport. Lecąc nad tamtymi okolicami, późnym wieczorem, dostrzegł niewielką grupę jeźdźców w czarnych opończach i z nietypowym uzbrojeniem, zwijających obóz. Gdy zawrócił, by przyjrzeć im się jeszcze raz ci skryli się w zagajniku, a że był sam to obawiał się lądować. Przez kolejne dni zwiadowcy nie zoczyli owych jeźdźców, zapewne więc podróżowali nocą. Wnioski to pochopne, bo wiele band łupieżczych kryje się teraz przed czujnym okiem strażników; że jednak stało się to w okolicach owej wsi - jedynej w tamtej okolicy - ciężko mi nie nabrać podejrzeń.
- Wiadomo już, na co się prawdopodobnie najeżdżać planują? Na pewno nieprzypadkowo byli w tych okolicach. Może któreś z większych miast jest celem ?- spytał Raydgast obserwując oblicze Torwalda.
- Najeżdżać zaraz - żachnął się dowódca. - Drowy to nie orki, hurmem na Królestwo się nie rzucą (przynajmniej mam taką nadzieję). Musiałyby się w kleszcze obu twierdz naszych dostać, a tego nawet duża armia nie wytrzyma - oznajmił z pewnością siebie człowieka, który nigdy z drowami nie walczył. - Gorzej jak podkop gdzieś zrobiły. Ale pewnikiem coś knują jak to one. Jak w stronę Uran jechali, to opcji nieskończona liczba jest.
Raydgast pokiwał głową, ponieważ sam z drowami również do czynienia nie miał. Padło więc pytanie.- Może lepiej jak żonę, zamiast do domu, to do posiadłości teście w stolicy odeślę?
Przez chwilę milczał próbując dobrać odpowiednie słowa. - Czy tam, w stolicy... za nerwowo jest?
- Panikować co nie ma, zwłaszcza że wszystkie zejścia do Podmroku po helmickiej stronie są, nie naszej. Lecz przezorny zawsze ubezpieczony, a Darrow grube mury ma, w ziemi głęboko osadzone i piwnice murowane. A w stolicy czemu nerwowo? -
zdziwił się szczerze.
- Wiadomo, polityka. - machnął ręką Raydgast narzekając. - Zawsze znajdą się jakieś plotki, knowania. Mądry człek trzyma się z dala od polityki. Większe to bagno, niż wojaczka z orkami, czy... drowami.
- Ano tak, zwłaszcza szlachta lubi się w nim babrać; bez urazy oczywiście
- rzekł rycerz. Raydgast z uśmiechem pokiwał głową. Wszak to Torwald należał do bardziej znamienitego rodu niż on sam. Dowódca chwilę dumał nad czymś gładząc brodę. Wreszcie rzekł.-Te wieści o drowach... zatrzymaj na razie dla siebie. O raportach jeźdźca też wie tylko niewielki krąg osób, jak i o Twoich, zwłaszcza że niepotwierdzone to wieści. Plotki szybko się rozchodzą, a nie chcieliśmy na Jarmarku niepokoju wzbudzać. Jeno straży szczególnie wyczulonym być kazaliśmy na wszelkie podejrzane persony. Wojna pewnikiem nie idzie, bo by ostrożniejsi były, ale szpiegów strzec się musimy... - zawahał się, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. - Jak nie masz z kim żony po Jarmarku do Darrow posłać, załatw to czym prędzej. Zapewne nie będzie ci dane do domu z nią wracać.
Nie była to dobra wieść dla paladyna.
- Czemu?- zdziwił się Raydgast i spojrzał na Torwalda marudząc.- Myślałem, że... Helena jest w ciąży, będą bliźnięta. Chciałem przy niej być, do porodu przynajmniej.
Zaskoczony Thunderdragon zamrugał oczami.- A niby po co? Baby są do rodzenia, chłopy do wojaczki. W połogu z nią przecie nie będziesz, od tego akuszerka jest; a bardziej jej się przydasz po niż przed. Zresztą - machnął ręką - jeszcze nie słyszałem, żeby rycerz od obowiązku się wymówił żeby przy żonie siedzieć, chyba żeby obłożnie chora była - a i to rzadko. Skoro zaś przywiozłeś ją taki szmat drogi, to chyba w dobrym zdrowiu jest, czyż nie?Widać było, że Torwald kawalerem jest... skoro takie rzeczy mówił. Niemniej Raydgast nie miał zamiaru się kłócić z towarzyszem broni. Zapytał więc.- Jaka mnie czeka misja?
- To... jeszcze z Wulfgarem omówić muszę -
zająknął się dowódca. - Jest parę spraw którymi zaufany człowiek zająć się powinien - jedna zapewne dłużej niż dekadzień nie potrwa, druga... to dłuższa wyprawa, lecz do rozwiązania chyba obrócić powinieneś jak ci tak zależy.
- Oby, a Helena i tak będzie marudzić... Ale listy powinny ułagodzić jej gniew.-
rzekł do siebie paladyn uśmiechając się pod nosem. Po czym głośniej dodał.- Kiedy wszystko będzie wiadome i będę mógł wyruszyć?
- Nie później jak w ostatni dzień Jarmarku; na pewno jednak nie jutro, ciesz się więc czasem z rodziną. Sam wiesz, że Jarmark to czas narad i spotkań wszystkich ze wszystkimi. Część spraw musimy z Helmitami ustalić, od nich wieści wyciągnąć - w końcu drowy to ich specjalność, może wiedzą coś, co się nam przyda. Wulf i inni dowódcy są też ciągle do Radców wzywani - jakby nie mogli nam wszystkiego na raz powiedzieć -
z niesmakiem prychnął Torwald. - Nie mówiąc już o różnych uroczystościach i... - długa litania narzekań rycerza wydawała się nie mieć końca. Srebrny Jarmark niewątpliwie był dobrą okazją do narad, wymiany wieści i spotkań z tymi, z którymi odległość i czas nie pozwalały widywać się w ciągu roku. Jednak świąteczna otoczka tego zgromadzenia, liczne kurtuazyjne wizyty i ciągłe uroczystości nierzadko czyniły załatwienie pilnych spraw wielce uciążliwym i powolnym.

Raydgast w milczeniu potakiwał narzekaniom i w sumie się z nimi zgadzał. Im wyżej człek posadzi zadek tym więcej formalności, formułek grzecznościowych, kurtuazji. I powoli człeka krew zalewa. Silvercrossbow miał tę przewagę, że był szeregowym zakonnikiem i szaraczkiem ( o czym teściu lubował wspominać, przy każdej okazji) i nie musiał za bardzo uczestniczyć w dworskim życiu. Wreszcie dodał. - Jarmark się kiedyś skończy i wróci normalne wojskowe życie, albo i nie, nieprawdaż? Czy te pogłoski o zrękowinach twoich i panny Leforgue, są tylko plotkami?
- Ahhh -
żachnął się wojak i zaczerwienił lekko. - Pannie czci ujmować nie chcę zaprzeczaniem, ale plotki jak spłoszone konie gnają przed faktami - ku zdumieniu Raydgasta dowódca wpadł w lekko poetycki ton, niespodziewany u wojskowego wygi. - Choć przyznam, że gdyby mnie obowiązki wciąż po kraju nie gnały... - rozmarzył się nieznacznie, po czym chrząknął głośno i rzekł.- Jesień idzie i zaraz orki z gór zejdą. Nie trza po próżnicy gdybać, tylko się obowiązkiem zająć.
-Tak... trza się obowiązkiem zająć. Dam ci dobrą radę.
- przytaknął głową Raydgast i podszedł do towarzysza broni, by rzec mu cicho na ucho.- Tak między nami. Jakby ci teść zaproponował po ślubie zamieszkać u niego. Nie zgadzaj się pod żadnym pozorem.
Torwald wytrzeszczył w zdumieniu oczy a potem - przypomniawszy sobie plotki o małżeństwie Silvercrossbowa - ryknął śmiechem, klepiąc go rubasznie po plecach. Spokojna głowa, własny majątek mam; wielki on nie jest ale żoneczka w nim miejsce znajdzie. - rechotał jeszcze przez chwilę, a potem rzekł.- Gardło bym przepłukał, bo od tego gadania zaschło mi zupełnie. Postawię ci kolejkę, a potem z Wulfem spotkać się muszę.
- A i nie odmówię, skoro darmowa.-
zażartował Raydgast i obaj ruszyli do najbliższego namiotu ze złocistym napojem.

Namiot ten charakteryzował się wszystkim co inne tego typu namiotu. Dużą ilością schłodzonego chmielowego napoju w beczkach, hałaśliwą klientelą i „żywą reklamą” w postaci uroczej blondyneczki w schludnym stroju dość ubogim w materiał w strategicznych miejscach i króciutkim.


Blondyneczka z pobłażliwym uśmieszkiem dawała się poklepywać po pośladkach...Cóż, taka praca.

Oby rycerzom nie wypadało co prawda, zachowywać się tak śmiało... wszak jeden był zakochany i żonaty, drugi zakochany. Niemniej zerkali na dziewczynę. Pierwsze kufle piwa zostały opróżnione przy wspominkach dawnej kampanii. A im więcej alkoholu wlali w siebie paladyni, tym mniej było wspomnień, a więcej zmyślania. A gdy alkohol szumiał mocno w głowach, rozmowa zeszła na filozoficzne tematy... zgodnie z zasadą, że: „jeśli odpowiedzią nie są kobiety, lub piwo...to zadajesz złe pytania, przyjacielu.” Cóż, ani zbroja, ani śluby rycerskie, ani obrączka małżeńska nie czyni z paladyna eunucha. Co prawda całować już innych kobiet nie wypada, ale mówić i gapić się na ładne dziewoje nadal wolno. Przynajmniej, gdy małżonki nie ma w pobliżu.

Po półgodzinie, dwóch podtrzymujących nawzajem paladynów Torma wyszło chwiejnym krokiem z namiotu, kierując się... Dobre pytanie...Póki co, Raydgast i Torwald szli obejrzeć zmagania innych rycerzy na turnieju. Oczywiście, w obecnym stanie mieli pewne problemy z ustaleniem kierunków. Ale jakoś sobie poradzą. W końcu ogrów wszak pokonali!...A może to były orki ?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-03-2010 o 12:51. Powód: poprawki byków
abishai jest offline  
Stary 22-03-2010, 19:39   #13
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Manorian z ulgą zamknął rozdział w pamiętniku opowiadający o podróży do Królestwa. Tym większą bo, jak na jego skromne kapłańskie wychowanie, skoro sama podróż nadto alkoholem była nakrapiana.
Choć w trakcie dwóch miesięcy z rzadka budził się z bólem głowy, to z rzadka też przy wieczerzy zdarzyło się nie napić choć łyk samogonu, lub ziołowej nalewki Mości Ferema. nie wydawało się mu toż złem ogromnym, jednak oddalało myśl od obowiązku - to pewne.

Esper spodobało mu się o wiele bardziej od Luskan. Spadziste dachy portu były funkcjonalne, szczególnie zimą, ludzie zorganizowani, mniej zapijaczeni i bardziej prawi niźli sroga banda korsarzy z Północnego Wybrzeża i choć żadnej większej świątynie nie znalazł [prócz Waukeen - co nie dziwiło w mieście kupieckim].
jednak tutejsi mieszkańcy i Szynkarze byli bardziej przyjaźni kapłanowi Prawa niż w Mieście Żagli.
Iulus szybko wywiedział się, o tym że Stick był w Esper - nawet dwa razy i o dziwo całkiem niedawno. Jednak z miasta zniknął. Akolita ucieszył się na wieść o jego towarzyszce - wszak dwójka bardów podróżująca wspólnie powinna być jeszcze bardziej charakterystyczna i łatwiejsza do odnalezienia, jednak jej imienia nie udało mu się wywiedzieć jeno krótki opis. Bardka byłą brazowowłosą, młodą półelfką, a co najważniejsze nosiła na policzku tatuaż w kształcie gwiazdy. Jednak i ona zniknęła równie prędko co starszy Bard.
Było możliwym, iż dziewczyna zrozumiała w czyim towarzystwie się obraca i czmychnęła od Podejrzanego co i jego zmusiło do ucieczki. W takim wypadku spłoszonego barda odnaleźć będzie jeszcze trudniej.
Iulus z jednej strony cieszył się z dodatkowego tropu, bał się jednak, ze rozdzieleni sprawią mu więcej kłopotu.
Kolejna sprawa która go nurtowała to Zakony Prawa sprawujące pieczę nad Królestwem. Tutaj wieści były nad zwyczaj pomyślne, najwyżsi przedstawiciele zarówno zakonu Helma jak i Torma znajdowali się aktualnie na Srebrnym Jarmarku, tak jak i większość bardów w Królestwie, oraz jak się okazało właściwie wszyscy liczący się w okolicy przedstawiciele wszystkich gildii i cechów. Najłatwiej więc było udać się właśnie tam. Tym lepiej się składało, że zarówno Ferem jak i Aesdil wraz z Helfdanem na Jarmark się udawali. Po krótkiej rozprawie z elfem i tropicielem, kapłan pośpiesznie uiścił zadatek na rączym wiatrostaku imieniem "Letnia Buryza", by ruszyć wraz z towarzyszami przed episjerem na Srebrny Jarmark.

Na takim właśnie "bieganiu" od karczmy do karczmy, przez posterunek straży i gildię przewodników zleciał mu cały drugi dzień pobytu w Esper. Gdy więc trzeciego dnia wypoczął od pełnej płyty i noszenia się z surowym licem, czwartego był gotów do podróży przez jezioro.
Jednak Iulus zastał czwarty dzień nie gotowym na niego...
Już od rana nadto wielka wrzawa i lament w mieście się podniosły czyniąc zamęt i chaos. Szukając źródła paniki Kapłan Tyra dotarł - o zgrozo - na nabrzeże, gdzie dowiedział się, że znakomita część statków rozwinęła żagle i dnia poprzedniego z pośpiechem opuściła miasto - w tym wiatrostatek, którym mieli ruszyć na Jarmark. Zaskoczony sługa Kalekiego Boga, początkowo kręcił się jak mucha w smole, obijając wręcz od rozbuchanych marynarzy i wrzeszczących kupców, gdy jednak udało mu się trafić na przedstawiciela władz miasta dowiedział się, że powodem całej afery była plotka o niebotycznym podatku, którym radni mieli obłożyć cumujące w Esper okręty. Nie było jednak wiadomo, kto tak bezczelnego kłamstwa śmiał się dopuścić.
Manorian bez wahania zaproponował swą pomoc w odnalezieniu sprawcy i tak wraz z strażnikami, odziany znów w pełną płytę, stanął na nabrzeżu celem przesłuchania kapitanów promów i łodzi pozostałych w porcie.
Już do południa udało się ustalić, że siewcą zamętu był młody majtek imieniem Tobby. Już po godzinie udało się namierzyć chłopaka zapijającego kaca w knajpie pod "Grzeszną Mątwą".

Iulus powstrzymawszy zbrojne wtargnięcie strażników do spelunki, w pełnej zbroi wkroczył do cuchnącego moczem i i wymiocinami, zadymionego wnętrza szynku. Ściągnąwszy z głowy hełm, potoczył beznamiętnym wzrokiem po zgromadzonych i ryknął
- Tobbias McGuer... ! - chłopak siedzący tyłem do wejścia podskoczył na zydlu i wylał piwo na śpiącego obok niego towarzysza. Pijak nie poruszył się jednak ni milimetr chrapiąc smacznie dalej. Za to nawykli do tego typu sytuacji stali bywalcy lokalu od razu opuścili miejsca wokół marynarza, tym śpieszniej im więcej strażników wpychało się do pomieszczenia przez drzwi za plecami Manoriana.

Iulus ruszył w stronę stolika i położył dłoń w pancernej rękawicy na ramieniu chłopca
- Porozmawiamy sobie - mruknął, jednak na tyle głośno tak by słyszeli go wszyscy w koło - pójdziesz z nami w spokoju w imię Tyra ! - rozkazał głośniej, złota waga błyszczała na lewym naramienniku odbijając, przytłumione przez błony w oknach, światło.
Bez słowa sprzeciwu majtek ruszył z nimi na zewnątrz, a widząc kordon straży, zbierającej się wokół "Mątwy" od razu padł przed kapłanem na kolana i ze szlochem mamrotał:
-Miej litość Jaśnie Błogosławiony, jam prosty żeglarz ino, gupi - bom na srebrniki łasy, na przyjemności ciała nadto popędliwy, nie każ mnie błagam i w pierś siem biję - nigdy w życiu wiencej gupstw nie opowiadać, choćby trzos złota mnie kto dawał. Albo li nawet dwa ... i trzy ...- jąkał się Tobbias.
Surowe obliczę Iulusa złagodniało na chwilę gdy powiedział
-Już spokojnie chłopcze, wyjaw nam jeno któż kazał Ci te parszywe plotki o podatkach w porcie rozpowiadać. Powiedz a łaskawym będę i za Toba do Rady Miejskiej się wstawię-
- O Waukeen słodka , wstaw się Panie wstaw. Już wsyćko godam - to był Elf jebaka, fircyk nad fircyki - bard chędożony, w dupę jego mać, blond czupryna, koraliki w nią wplecione, jak baba - mówię Ci Panie, a skóra jego jako miedz polerowana w słońcu błyszczała - rzadko li takich elfów tu Panie uraczysz, więc on i przyjezdny na pewno. Do tego szaty zielone, bufiaste, pełne koronek jako kurwa nabrzeżna... o przepraszam za słowa- pokraśniał wzrok wbijając w stalowe nagolennice w słońcu błyszczące jasnym błękitem stali.- ale prawda li to szczera, a i ptaszysko miał ze sobą ogromne, o piórach krwawych niczym rdza na pancerzu. Toć on cały trudno zapomnieć... a i mistrz gildii rzeźników go szukał...-
- Laure...- wysyczał przez zaciśnięte zęby kapłan, po czym spojrzał na sierżanta straży i rzucił srogi tonem
- Chłopaka na dekadzień do karceru zamiast chłosty na rynku- myślę, że to łagodna kara za działanie na szkodę miasta, moje wstawiennictwo nieś do Rady. Zrobią jak uważają za słuszne. - nie zważając na błagalne pojękiwania chłopaka przywdział hełm na srogie lico i dodał
- przesłuchajcie Mistrza Cechu, jeśli prawdę majtek powiada i rzeźnik potwierdzi - na liście gończym imię Aesdila Laure umieśćcie...-

Popołudniem wszystko było już jasne, nim jeszcze Iulus wsiadł na jedyny ostały się w Esper wiatrostatek, córka Rzeźnika, w łzach tonąc imię kochanka swego zdradziła. List gończy opatrzony podobizną i godnością niejakiego Konrada Wallenroda zawisł w porcie, kapłan zdziwiłby się jednak gdyby elf prawdziwym swym nazwiskiem się posługiwał. Dowodów jednak nie miał.
Manorian nie omieszkał jednak poinformować straży, iż podejrzany bard prawdopodobnie przebywa na Jarmarku, a i on sam się tam udaje i obiecuje podburzacza przed sąd w Esper sprowadzić, alboli Sprawiedliwość Tyra w miejscu dogodnem wymierzyć...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 25-03-2010 o 17:35.
Nightcrawler jest offline  
Stary 22-03-2010, 19:57   #14
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_____________________________________
__________

Śródlecie. Eleint. Trzeci dekadzień
.
Uran, Srebrny Jarmark


Podczas gdy Aesdil radośnie żeglował ku nudnej przygodzie, Iulus i Helfdan wściekli, że elf zwędził im "Letnią Burzę" (wraz z zadatkiem) z listami gończymi w kieszeniach zaokrętowali się na mały i zwrotny
wiatrostatek, którego kapitan uparł się obrócić w czasie Jarmarku raz jeszcze, oraz wycyckać spóźnionych podróżnych do cna. Klnąc, marudząc i wyłuskując nadprogramowe srebrniki mężczyźni załadowali się w końcu na pokład, a "Rączy Jeleń" odpłynął jeszcze tego samego popołudnia. Statek pruł fale jak napalona dziewica na gwałt szukająca kochanka, przez wiele, wiele dni wystawiając na ciężką próbę zdrowie tropiciela.
Przystań Rzeczka Uran, która w końcu pojawiła się na horyzoncie, była duża, ale i tak wiatrostatek z trudem manewrował między licznymi promami, łódkami i łodziami, z których każda starała się dobić do pomostu, lub znaleźć miejsce do przycumowania na czas Jarmarku. Na brzegu kłębił się tłum wsiadających i wysiadających podróżnych, choć zapewne dużo mniejszy niż w pierwsze dni Jarmarku. Samo miasto nie było tak imponujące jak Esper, lecz widać było, że dzięki położeniu na skrzyżowaniu szlaków wodnych i lądowych w samym środku Królestwa dobrze prosperuje. Ulice były względnie czyste, domy pobielone, nawet najbiedniejsze dzielnice leżące pod samym murem wyglądały lepiej niż w znanych mężczyznom miastach. Tłum ludzi i nieludzi ciągnących ulicami na północno-zachodni kraniec miasta był najlepszym drogowskazem położenia Jarmarku.

Aesdil dopłynął do Uran trzeciego dnia targowego z rana i od razu zajął się szukaniem miejsca na nocleg. Zwykle nie odmawiał sobie niczego, a na pewno nie wygód, toteż leżąca w centrum miasta godpoda "Srebrna strzała" - wcale nie tania, za to bardzo porządna - zaspokoiła w pełni jego potrzeby. A że u jednego ze stołów siedziała śliczna półelfia bardka... spędził bardzo miłe przedpołudnie. Obowiązki mogły przecież poczekać, a Sorg już od kilku dni bawiła w mieście, więc przy okazji zasięgnął też języka. Gdy zaś bardkę zabrała niemniej śliczna, za to o wiele bardziej zirytowana elfia kuzynka, Laure uznał że czas zabrać się za obowiązki. A przynajmniej za zlokalizowanie miejsca
ich pobytu. Ruszył więc w stronę bram miasta, chroniąc swą lutnię i podążając wraz z falą prących ku rozrywce osób; po czym wyrwawszy się z niej zaczął szukać proporców wskazujących miejsce pobytu sług Corelliona Larethiana. I może by nawet je znalazł, gdyby naraz nie wpadło na niego dwóch rosłych, podpitych mężczyzn z wymalowanymi na zbrojach rękawicami Thorma. Starszy i roślejszy perorował coś do towarzysza, a po zderzeniu z bardem (od którego ten mało się nie przewrócił) niezrażony kontynuował zadziwiająco trzeźwym basem:
- Raydgast... druchu... widzisz więc, że mordę mam jak cap... jak stary cap... a panna Leforgue pewnikiem tylko na gładkie buzie zerka... - rozżalił się na moment, ocierając nos pancerną rękawicą, po czym
z pewną trudnością zogniskował wzrok na postaci Aesdila wywinął pięścią i ryknął: Bić długouchych bawidamków! Bić gładkolicych mazgajów! Za cześć panny Leforgue!

Raydgast zaś, nieco bardziej trzeźwy od swojego kapitana, wpatrywał się w obcego elfa, który kolorem skóry znacznie odbiegał od tych mieszkających w Królestwie, i zastanawiał się jak powstrzymać Torwalda przed wywołaniem nie licującej z jego pozycją i charakterem burdy.

_____________________________________

__________

Helfdar i Iulus przybili do brzegu czwartego dnia od rozpoczęcia Srebrnego Jarmarku. O wiele mniej wybredni w doborze miejsca do spania dość szybko znaleźli niedrogą i w miarę czystą kwaterę w pobliżu przystani; po czym zostawiwszy swe rzeczy w pokojach ruszyli na podbój Uran. Żaden z nich nie miał okazji brać udziału w tak walnym zgromadzeniu, toteż ciekawie rozglądali się wokoło, konfrontując opowiadana Ferema z rzeczywistością, rzeczywistość zaś kilkukrotnie przewyższyła opowiadania, uzupełniając je i rozszerzając.

Niewątpliwie Srebrny Jarmark był wielkim wydarzeniem. Wedle słów episjera co roku przybywało nań setki kupców i nie tylko z samego Królestwa, ale i Luskan, Mirabaru czy nawet z dalekiego południa. Poza tym na targu można było spotkać zarówno krasnoludy ze Smoczych Gór i Kaledonu, (krasnoludzkiego miasta-państwa, które było jednym z najbliższych sojuszników Królestwa i jednym z głównym dostarczycieli rud żelaza i klejnotów), jak i obco wyglądających wędrownych kupców z południa kontynentu. Były tu także elfy z Wilczego Lasu; roześmiane i towarzyskie (czasem aż nadto) niziołki ze Słonecznych Wzgórz; elfy i półelfy ze Srebrnej Rzeczki, a nawet kilku Milczących Mnichów z Biblioteki, świątyni wszelakiej wiedzy spisanej. Wszyscy oni tworzyli wielobarwny tłum: kupujących, sprzedających i oglądających, rządzonych i rządzących, panów i poddanych, a także wszelkiej maści złodziei, żebraków i innych podejrzanej indywiduów skuszonych okazją do łatwego zarobku. Kapłan i tropiciel przepychali się przez ową ciżbę, starając się równocześnie zobaczyć coś ciekawego, nie dać się okraść i nie ogłuchnąc od wrzasków stojących wokół handlarzy, którzy - zachwalając swoje towary - dawali niezły przekrój gospodarki Królestwa.

- Komu chrupiące bułeczki z Darrow? - wykrzykiwał niewysoki jegomość pocący się przy piekarskim piecu.
- Najlepsza kiełbasa z dzikaaa!!! Bez dodatku świninyyy!!! - darł się inny.
- Rzadkie przyprawy, aromatyczne ziołaaaa!! Zioło nie woda, każdej potrawie smaku doda!
- Przednie piwo, najlepsze w Królestwie!! Tylko z browarów Karoszaaa!
- Idealna gorzałka na twoje wesele! Kopie lepiej niż krasnoludzkaaaa!! - zachęcał barczysty mężczyzna obstawiony wielkimi beczkami i butlami.
- Najlepsze składniki magiczne z dalekiego Silverymoon! Zwoje! Zioła! Mikstury! Kupujcie póki jeszcze są!
- Ciepłe futra, mięciutkie jak aksamiiiit! Z dzikiego Luskan, piękne futerka dla dam i kawalerów! - krzyczeli sprzedawcy.
- Świece woskowe, świece łojowe! Niedrogo! Nie dymią, nie smrodzą, w sam raz do waszych pracowni! - śpiewnym głosem nawoływała jakaś wysoka kobieta.
- Trwałe, gładkie pergaminy! Najlepsza skóra na twoje zwoje - porykiwał basem grubiutki mnich z nieznanym Ci symbolem na piersiach.
- Świetny inkaust! Nie wyblaknie nawet za sto lat! Przekaż swoją historię naszym inkaustem! - zachęcał kolejny, ubrany w podobne szaty. Przy stoiskach zebrało się spora grupka osób w oryginalnych szatach, zapewne magów, zwabionych przybyciem kapłanów z Biblioteki, znanych z wytwarzania dobrej jakości przedmiotów.

Plan Jarmarku był oparty na okręgu, w którego środku znajdował się duży plac z wysoką sceną i wielką drewnianą tablicą, gdzie - prócz planu Jarmarku - wisiały ogłoszenia o kupnie, sprzedaży i najmie. Nieopodal stały zadaszone podwyższenia, gdzie na wyłożonych barwnym suknem ławach zasiadali co ważniejsi goście. Wokół głównego placu stały drewniane kramy, opatrzone znakami przeróżnych znanych w Królestwie cechów, gdzie prezentowano najpiękniejsze i najdroższe wyroby słynnych jubilerów, złotników, płatnerzy, mieczników, rymarzy, malarzy, lutników, rzeźbiarzy, tkaczy, bławatników, czarodziejów, alchemików i innych; a wszystko to strzeżone przez najemnych wojowników: ludzi, krasnoludów, a nawet kilku półorków, którą to rasę w tłumie widać było niezwykle rzadko.

Najbliżej miasta rozpościerała się część, można by rzec, gastronomiczna. W niebo wznosił się dym wraz z aromatem wędzonego mięsiwa, bigosu, gulaszu i wszelkich innych potraw, które przygotowane wcześniej nabierały smaku i aromatu. Z wysokich rusztowań zwisały pęta kiełbas i mięs wszelakich, a w wielkich wiklinowych koszach leżały różnorodne warzywa i owoce, a w dużych kadziach ryby i dziczyzna, często obłożone sprowadzanym z gór lodem, by dłużej zachowały świeżość. W wielkich, specjalnie montowanych na tę okazję piecach smażyły się pożywne, tanie placki, pachnące, słodkie bułki i wielgachne, kilkukilogramowe chleby.
Straganów było tak wiele i były tak różne, że zdawało wam się (słusznie zresztą), że można tu dostać niemal wszystko od broni i skór po książki, zaklęcia i owoce w miodzie.

Bardziej na zachód, na obrzeżach Jarmarku ryczała, rżała, kwiczała i ćwierkała cała menażeria zwieziona ze wszystkich najprzedniejszych stajni i hodowli Królestwa. Piękne, błyszczące ogiery galopowały wokół ogrodzeń zbudowanych z młodych, ociosanych brzóz i olch, klacze spokojnie skubały niewydeptaną jeszcze trawę, muły i osły spoglądały na przechodniów flegmatycznym wzrokiem. W przenośnych klatkach trzepotały egzotyczne ptaki, które szlachetne panie trzymały dla rozrywki w swoich pokojach, a na drążkach, z łebkami zakrytymi skórzanymi kapturami siedziały kanie, sokoły i pustułki, smukłe i nieruchome niby rzeźby. Gdzieniegdzie mignęły Wam przedziwne, nieznane stworzenia, trzymane zapewne dla celów magicznych czy alchemicznych. W dużych kojcach ujadały psy przeznaczone do walk i polowań, czasem zamruczał gdzieś groźnie wielki niedźwiedź. Oczywiście poza nimi wszędzie pełno było wszelkiego domowego stworzenia: krowy, świnie, kury, owce, karczki, gęsi i indyki - wszystko skrzeczało, piszczało, ryczało, tupało i trzepotało w klatkach, w oczekiwaniu na nowych właścicieli. W pewnym oddaleniu obozowali łowcy - w masywnych klatkach tłukły się hobgobliny, jaszczuroludzie, pseudosmoki, driddery, gargulce, gnolli, gobliny, koboldy i inne paskudztwo, przeznaczone zapewne do pojedynków lub w niewolę. Iulus zauważył basen z wielkim morskim kotem - najwyraźniej Luskańczycy zdążyli z transportem.

Kolejną część Jarmarku stanowiła arena, na której odbywały się walki rycerzy, najemników i gladiatorów. Wokół rozstawiono namioty dla wojowników i ich rynsztunku, a nieopodal stały zagrody dla ich wierzchowców: potężnych koni bojowych, które w walce stanowiły niemal równie groźnych przeciwników co rycerze, a wartały tyle, co niewielka wieś. Dalej stały bogato haftowane namioty co znamienitszych szlachciców, rycerzy i paladynów - przynajmniej tych, co nie chcieli nocować w obleganych przez gości karczmach. Barwne proporce łopotały na wietrze.
Ta część Jarmarku szczególnie zainteresowała kapłana. Uważnie obejrzał rozłożone obok siebie (lecz oddzielone solidnym płotem) duże zbrojne obozowiska rycerzy Helma i Thorma. Wokół nich rozrzucone były mniejsze namioty z symbolami różnych bóstw, o wyraźnie kapłańskim charakterze. Większość symboli wskazywała
jednak na bóstwa elfie lub opiekujące się głównie naturą i podróżnikami - najwyraźniej z wojennych bóstw czczono w Królestwie jedynie dwa.

Ostatni krąg targowiska tworzyły liczne wozy, zarówno kryte jak i zwykłe, wózki, powozy, dwókółki i wszelakiej maści pojazdy, którymi na targ zwożono dobra i ludzi. Wszędzie pełno było ich właścicieli i pomocników; tamtędy też pędzono zwierzęta na położone dalej pastwiska.
 
Sayane jest offline  
Stary 27-03-2010, 14:11   #15
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Gościnnie Pan N.
=================


Helfdan ze zdziwieniem przyjął list gończy od kapłana. Z jeszcze większym zdziwieniem popatrzył na niego w momencie, kiedy zapoznał się z treścią. Zmiął pergamin i rzucił go za burtę.

- Panie Kapłan, chybaś ocipiał myśląc, że mi się to przyda. Wycedził, jego głos był bardziej przepełniony niezrozumieniem niż agresją. – Przecież nie będę sprzedawał kogoś, z kim podróżowałem kilka miesięcy tylko dlatego, że robi sobie jaja z rady miejskiej jakiegoś miasteczka. Wprawdzie powinien mi oddać zadatek, jaki dałem kapitanowi Jelenia, ale to nie powód do listu gończego. Chociaż, na jarmarku więcej wydałbym na chlanie i babki, więc jesteśmy kwita. Dodał po chwili namysłu.

- Ty chyba też nie traktujesz tego poważnie?

Kapłan zasępił się i przysiadł przy tropicielu:
- co się stało to się nie odstanie, a bard na szkodę publiczną działał i za to kara mu się należy. Wszak czy to Aesdil ? -Córka rzeźnika przeczy, Majtek imienia nie znał. Ale dziwować się nie będę jeśli Laure w Esper inaczej tytułować się kazał. Nie dziwowałbym się już nawet gdyby i nie Laure mu na imię po prawdzie było. Mnie krzywdy póki co żadnej nie dokonał. Ja i swoje poselstwa mam i swój inszy Gończy List nie na niego wyrychtowany. Aczkolwiek Prawo jest Prawo i swej wierze sprzeciwiać się nie będę, przed Tyrem poprzysiągłem sprawiedliwość na świecie wprowadzać. -westchnął smutno - Na Jarmarku jeśli go spotkam, rozmówić się z nim zechcę, ale pasów drzeć z niego nie będę. Są moim zdaniem i inne sposoba na odkupienie win.

- W każdym bądź razie opis majtkowy, że się tak wyrażę dość klarowny nie uważasz?. Bo jeśli nie wiesz opisał Elfa blondwłosego, o skórze miedzianej w zieleń ubranego, z ptakiem rdzawej maści u ramienia. Elfy słoneczne na południu rzadkie, a o drugiego takiego jegomościa jak nasz bard zaliż trudno.


- Ja tam się na tych bardach nie rozeznaję. Coś mi się jednak zdaje, że nadto im na rozgłosie zależy tedy nie wyobrażam sobie coby i nasz Złocisty Elf się inaczej wołać kazał. Po chwili dodał jak znawca tematu rozmawiający z laikiem. - Bo to można wierzyć babie? Pewno łże teraz by go chronić. Wychędożył ją jak trzeba to się nie ma co dziwować. No, bo kto by się nabrał, że takie ludzkie miano by mógł szpiczasty nosić?

- Ale nie w tym rzecz. Ja ci kapłanie mówię tak, wydawać nie ma go co, bo chudzina zmarnieje w pierdlu do reszty a jeszcze tam go jakie strażniki wydu... ten tego sodomici jedni. Jak bogowie mu odpokutować karzą i ty masz mieć zmartwienie przez to. Wtedy musisz się tak rozmyślić aby on zapłacił tak aby go nie wydawać władzą Esper.

- Przyznaję, ze mądrze prawisz, jak mówiłem różne są sposoba na win odkupienie – niekoniecznie przez więzienne chędożenie - zaśmiał się zdawkowo. - Chyba mnie towarzystwo Aesdila się i w rymowaniu udzieliły. Będziem myśleć co z elfem zrobić, jak go na Jarmarku złapiem. A jeśli spytać mogę cóż planujesz na Jarmarku robić?

- Zapytać można… Zaśmiał się szczerze. - Co się zaś odpowiedzi tyczy, to jest dość prosta. Jeszcze mnie tam nie było… a że wiele się tam dzieje to i ja fortuny szukać będę między straganami. Jak mi się poszczęści to może jaką żonkę tam sobie przygrucham. Niekoniecznie własną dodał ciszej.

- Mi na pewno z Zakonami Prawa tamój spotkać należy a i informacji zasięgnąć, milej jednak będzie w towarzystwie jakby co, na tym bazarze nieznanym, na obczyźnie zimnej. Przyznam, że jeśli informacje pewne otrzymam, może mi się tropiciel przydać. Bo przyznać Ci się muszę, że kogoś poszukuję również, co w tych okolicach niedawno zniknął. - spojrzał na Helfdana pytająco. Kapłan musiał przyznać sam przed sobą, że w tym obcym kraju prócz pomocy zakonników, może potrzebować właśnie kogoś takiego, jak półelf. Kogoś, kto na tajnikach dziczy obeznany i ślady za miastem może odnaleźć. Iulus aż dziwił się, że wcześniej na to nie wpadł.

- Trudno tego nie zauważyć, że czyimś tropem podążasz. Może, jak kto głuchy jest i ślepy… i ośle ziele ciągle pali to by nie zauważył, że się wszędzie i wszystkich o barda jakowego rozpytujesz. Może i ty w książkach jesteś biegły, ale w szukaniu ludzi to ci się by trochę pomocy pomogło. Postanowił trochę sobie podworować z Kapłana, właściwie to od dłuższego czasu zamierzał mu dać radę odnośnie poszukiwań. Bo jak tak dalej to będzie szło to niewykluczone, że ów bard szybciej się dowie o Iulusie niż odwrotnie. – Nie moja to rzecz dla czego za nim podążasz, ale jak mniemam w drodze jesteś od dłuższego czasu i dalej go nie potrafisz doścignąć. A to znak, że jak nie chcesz życia stracić na takich gonitwach to musisz zmienić chyba metodę. Ale jak to mówią, mój druhu nawet ślepej kurce się ziarenko trafi. Zatem kurko, czemu nie. Można pomyśleć o małej pomocy.

Nawet ktoś tak bezinteresowny i unikający problemów jak Helfdan widział niezwykłą korzyść płynącą z towarzystwa kapłana. Zawsze to taka osoba duchowna w opałach jak się jest może pomocną dłoń podać.

- Bylebyś mi nie wyświadczył, jakiej przysługi za chędożenie dziewek po krzakach i mą podobiznę na listy gończe wstawiał.

- Ano racja. Moje metody dotąd zawsze jawnymi mogły pozostawać, a poszukiwany z góry przeważnie wiedział, iż Prawo go ściga. - powiedział z westchnieniem smutno wzrok spuszczając ku swym butom - Tutaj jest zaliż na odwrót, co trudność niemałą mi sprawia. Zresztą Bard podejrzany - nazywany Stickiem, też mnie w swej podróży wyprzedza, aczkolwiek wywiedziałęm się, że w Esper był dwa razy - ostatni całkiem niedawno i w towarzystwie dziewki młodej, bardki o gwieździe na policzku. Przypuszczam, że mogli na Jarmark się udać, lub ona od niego uciekła spostrzegłszy jakie z niego ziółko. Pewności nie mam trop w Esper sie urwał. Jednak na Jarmarku mam też nadzieję otrzymać jakieś wspomożenie od tutejszych Zakonów Prawa, a i uczestniczących w konkursach pieśniarskich sobie obejrzeć.
Kapłan oderwał wzrok od pokładu i spojrzał na brodacza

- A względem chędożenia dziewek po krzokach - toż nie zbrodnia wielka i bardziej pod domenę Lathandera niźli Tyra podpada, więc z Bogiem czyń swą powinność, jeno statków nie kradnij i na szkodę miast całych nie działaj przez jedno zadarte giezło, to Listów stawiać nie będę - puścił oko do półelfa

Helfdan wysłuchał kapłana opisującego znane mu szczegóły dotyczące poszukiwanego barda i będącej z nim kobiety z gwieździstym tatuażem. Dzięki bogom podróż statkiem zmierzała do końca. Należy nadmienić, iż jak na tak drogi wydatek to była mocno niekomfortowa. Szczególnie dla tropiciela nawykłego do poruszania się na własnych nogach lub grzbiecie jakiś czworonogów. Brak stabilnego gruntu pod nogami nie wpływał dobrze na jego bebechy i ich zawartość… Gdy przybyli do miasta ogarniętego jarmarczną gorączką nie bez wysiłku ulokowali się w jakiejś peryferyjnej gospodzie. Żaden luksus, ale bez wątpienie będący na uboczu przybytek nie raczył swoich gości całą gamą robactwa żyjącego w siennikach czy pledach. A i widoki w nim były niczego sobie…


Pierwszy posiłek na stałym lądzie – zająca z rusztu, solidnie popity tutejszym cienkuszem został utrzymany w brzuchu przez dłuższy czas… chwilowa niedyspozycja minęła jak ręką odjął. Pora ruszyć w miasto. Oczywiście drogi kapłana i tropiciela niekoniecznie się krzyżowały… każdy miał jakieś swoje sprawy i potrzeby do spełnienia. Helfdan rozsądnie podszedł do tematu, najpierw rozglądnął się za brakującym ekwipunkiem. Oczywiście z wyborem nie było najmniejszego problemu… jednak inaczej miały się ceny. Były solidnie wywindowane. Na szczęście nie wszystkim kupcom udało się zająć takie miejsca na „szlaku handlowym” jak chcieli i musieli nieco odpuścić, nie bez znaczenia było też targowanie się tropiciela. Sama radość… nie odpuszczał nawet miedziaka, nie umiał odmówić sobie tej przyjemności, jaką było denerwowanie handlarzy. Targował się nieomal o wszystko (z wyjątkiem alkoholu) od kukri z rękojeścią z kości wyverna, a kończąc na pieczonych kiełbaskach. Gdy już zakończył zakupy oddał się przyjemnościom…


Nie miał zamiaru brać udziału w jakiś konkursach czy turniejach… wolał pić piwko (nawiasem mówiąc pośpieszne warzenie na jarmark nie zachwycało) i oglądać zmagania innych. Strzelania do tarczy nigdy nie było dla niego czymś, za co chętnie się brał. Sporo uwagi poświęcił też na przyglądanie się dzikim stworom, uzbrojeniu czy walkom gladiatorów. Nawet miał swojego orczego faworyta dzięki, któremu zarobił parę groszy na zakładach. Trzeba mu przyznać, że skubaniec był cholernie dobry i nawet tropiciel nie chciałby z nim stanąć oko w oko z obnażonymi ostrzami… silny, szybki a do tego cwany.


Jednak trafiła kosa na kamień. Srebro z zakładów diabli wzięli… a ork praktycznie ledwo dysząc został zniesiony z areny. Krasnolud, Torg Stalowa Pięść na jeden dzień został królem areny. Wtedy też zakończyło się zainteresowanie walkami. Piwo, kobiety, śpiew tym począł wypełniać czas…
Oczywiście nie zapominał o poszukiwaniach… nie tylko tych uproszonych przez kapłana, ale również tych swoich. Dyskretnie, bez rozpytywania. Tradycyjnie złaził spory kawał miasta przyglądając się różnym namiotom, bractwom, rycerzom, zakonom, kultom, magom, cechom i wszystkiemu innemu doszukując się chociażby fragmentu symbolu. Efekt nie był rozczarowujący, cudów się nie spodziewał… nie dowiedział się nic.

Trochę inaczej rzecz się miała z poszukiwanymi bardów. Cóż, chyba był lepszy w tego typu imprezach… odnajdywanie, śledzenia, tropienie czy uganianie się za żywym inwentarzem. Naoglądał się tych gwieździstych tatuaży co niemiara. Podszedł do zadania dość gorliwie. Dlatego widział wydziergane gwiazdy na dłoniach, ramieniach, brzuchach, łydkach, udach czy nawet niewieścich pośladkach. Nie, żeby nie czerpał z tego jakiejś przyjemności ale nie tego szukał. Jednak jak to powiedział kiedyś mu starzec z wioski „jak nie zaczniesz szukać to nie znajdziesz”.

Obserwując zmagania łuczników, no to może małe nadużycie… będąc na turnieju łuczniczym i podziwiając co ładniejsze dziewczyny w niemałym tłumie gapiów szczęście się do niego uśmiechnęło. Od czasu do czasu rzucając okiem na zmagania uczestników dostrzegł ją. Stała dokładnie naprzeciwko niego, na drugiej trybunie. Zgrabna dziewoja, może nieco chuda ale mimo wszystko było na czym oko zawieść. Tatuaż na policzku, jakieś coś do brzdękania. Mógłby tak przeskoczyć przez barierkę i do niej pobiec, ryzykując jakąś strzałę w tyłku od zirytowanego łucznika, jednak wolał tak nie włazić niepotrzebnie pod oczy.

Gdy się tam przedarł już jej nie było. Ani na trybunie, ani w okolicznych namiotach, ani w najbliższych karczmach… zapadła się jak kamień w wodę. Wprawdzie w jednej z gospód zdawało mu się, iż rozpoznał towarzyszącego jej fircyka jednak po niej nie było śladu. Zapamiętał nazwę szynku – Wesoły Prosiak, skosztował ich piwka i ruszył swoją drogą. Jak już jest trop to trzeba po prostu tu powracać dopóki nie uda się dowiedzieć czegoś więcej…

O wszystkim powiedział kapłanowi. Niewątpliwie to go ucieszyło, może się czegoś wreszcie dowie o poszukiwanym z pierwszej ręki. A może nie, w każdym bądź razie jakąś nadzieję mu zrobił. Tropiciel nie lubił spraw niedokończonych pozostawiać samemu sobie więc wrócił w tamten rejon. Jej nie było ale był kto inny, ktoś kto wpadł mu w oko już wczoraj. Widocznie działa na tym terenie.


Może ośmioletni gówniarz z twarzą aniołka… pieprzony doliniarz. Nie najgorszy, ale nie tak dobry żeby rąk nie postradać. Przynajmniej sprawne oko tropiciela go wyłowiło jak odcina sakiewkę jakiemuś podchmielonemu wojakowi. Przydybał go między namiotami. Niewinność kwitła mu w oczach, mały spryciarz. Do czasu aż nie usłyszał o robocie, tedy ustąpiła miejsca chciwości. Układ był prosty – mały miał mieć baczenie na okolicę, a jak się pojawi bardka z gwiazdą na gębie to zobaczyć z kim gada albo gdzie przesiaduje, może dowiedzieć się jak na nią wołają… Miał dać tropicielowi coś za co warto sypnąć złotem (oczywiście z mieszka kapłana). Przytaknął, na zgodę. Jak wyszedł zza namiotu widział „groźne” spojrzenia małej bandy… naliczył co najmniej piątkę chłopaków w różnym wieku i dwie umorusane dziewczynki. Aż strach się bać co z nich wyrośnie.
 
baltazar jest offline  
Stary 29-03-2010, 11:54   #16
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Żegluga nie służyła Chimerze. Koń człapał nerwowo w boksie, gryzł drewnianą przegrodę i kopał z uporem maniaka wszystkie ściany wkoło siebie. Robił przy tym taki raban, że kapitan "Jelenia" zagroził szybkim abordażem nieposłusznego wierzchowca. Dopiero kilka dodatkowych sztuk srebra odwiodło go od brawurowej akcji wysiedlenia konia na jeziorze.
Niestety od tej chwili Iulus musiał siedzieć większość czasu przy potężnym wałachu i uspokajać go, wolne chwile spędzał za to z Helfdanem, który w końcu okazał się również pomocny w starciu z Chimerą. Otóż w wręcz magiczny dla akolity sposób uspokoił wałacha karmiąc go i "rozmawiając" przez kilka minut. Resztę podróży spędzili więc we względnym spokoju.

Srebrny Jarmark zaskoczył Manoriana swym rozmachem. Ilość kramów, kupców i zwiedzających była tak olbrzymia, że kapłan faktycznie uwierzył, iż zjechało się tutaj całe zaściankowe Królestwo. Szmer rozmów i wybijające się ponad tłum wrzaski sprzedawców szumiały jednostajnymi falami przyboju w uszach Iulusa. Przedzieranie się przez ciżbę również nie należało do przyjemnych, szczególnie, że mężczyzna miał wrażenie jakby co jakiś czas ktoś macał okolicę jego pasa - szczęściem wszelkie większe pieniądze zostawił wraz z dobytkiem w zamkniętym pokoju w nawet schludnej karczmie w dzielnicy portowej.
Widząc kolejne ręce unoszące się w stronę jego twarzy w błagalnym geście o datek, kapłan westchnął zmęczony natłokiem wrażeń, wracając myślą do cichej izdebki na poddaszu, którą udało mu się wynająć.

Gdy więc dotarł do potężnego słupa usytuowanego w centralnej części kręgów kramów westchnął z tym większa rezygnacją widząc, iż pierwszy konkurs bardów zakończył się już pierwszego dnia Jarmarku. a dopiero za trzy dni miał odbyć się kolejny Gildiowy. Prawdopodobnie poszukiwany przez niego Bard, a także jego towarzyszka akurat nie kwapią się do ostania w tutejszej gildii, zważywszy na ich koczowniczy tryb życia, toteż ostatnie eliminacje i tak były im obojętne.
Jedyną pociechą było dla niego choć to, iż na dziś zakończyły się już potyczki rycerskie i prawdopodobnie Rycerze Zakonni będą mieli chwilę by z nim pogawędzić. Ułożywszy dłoń na mieczu, sprawdził dłonią złotą wagę wiszącą na jego piersi i ruszył w stronę areny.

Dotarłszy do namiotów zbrojnych jego uwagę zwrócił głównie masywny płot rozdzielający obozowiska Thromitów i Helmitów - dwóch bóstw z Trójcy Sprawiedliwej. Wyglądało to tak, jakby Rycerze Panów Sprawiedliwości nie przepadali za sobą, a szczególnie tutaj gdy w ten czas wolny szczególna rywalizacja między dwoma największymi zakonami w okolicy się zaogniała. Nigdzie bowiem nie było żadnych przedstawicieli Tyra, ale i innych Zakonów w sile większej nie zastał. Kiedy więc karaniem zbrodniarzy na Jarmarku zajmowali się wyznaczeni sędziowie, Paladynom zostawały widać jeno walki i pojedynki. Wiadomo różnie to bywało gdy zbrojni czasu mieli sporo, a sportowe zmagania często, czasem... z rzadka znaczy przerodzić się mogły w spory o honor i godność przeciwników, nawet u tak sprawiedliwej braci jak oni. Nie myśląc jednak o tym zbyt dużo, jako że po prawicy swej miał akurat namioty Helmitów tam, najsamprzód się udał.

W namiotach dowiedział się jednak od rycerzy, że wszelcy wyżsi ranga kapłani i paladyni udali się w sobie jeno znane miejsce i nie wiadomo kiedy wrócą. Nikt też nie chciał z nim rozmawiać nie czując się władnym.

Lekko zaskoczony brakiem gościny ze strony braci Iulus wyszedł z namiotu, obszedł parkan dzielący namioty wyznawców Helma od namiotów Thorma, i po krótkiej wymianie zdań z jednym z giermków, udał się w stronę jednego z największych namiotów celem odnalezienia prawej ręki Dowódcy Zakonu - Tornwalda Thunderdragona. W "progu" namiotu przyjął go jakiś sługa i po chwili wpuścił do środka.
Akolita przestąpił rozchylone poła namiotu, ogarnął szybko wzrokiem jego wnętrze i ukłonił się siedzącemu w środku potężnemu rycerzowi o przetykanych siwizną włosach
- Witaj panie, niechaj Sprawiedliwość panuje wiecznie ponad Twemi włościami i całym tym krajem. Jestem Iulus Manorian kapłan Tyra z Twierdzy Sprawiedliwości broniącej Srebrnych Marchii. Przybywam do was szukając podejrzanego o konszachty ze złem człowieka i chciałbym prosić o wsparcie - sięgnął do plecaka i wydobył z niego listy polecające - oto listy uwierzytelniające mą osobę od przedstawiciela Kapituły Prawa z Srebrnych Marchii...- zawiesił głos i z listem w dłoni czekał na reakcję rycerza.

Thunderdragon powstał i odebrał list, po czym zamknął dłoń kapłana w powitalnym uścisku.
- Witajcie i wy, panie. Jam Tornwald Thunderdragon jest, dowódca tutejszych wojsk w służbie Thorma. Daleko was owa pogoń zawiodła. Spocznijcie i napijcie się zimnego piwa - kiwnął na swego giermka, który skoczył po dzban, a sam rozpieczętował i przeczytał list. - Dużo to on nie wyjaśnia - rzekł, zwijając pergamin - niemniej stoi w nim, że nie byle najemnikiem jesteście i zaufać wam powinienem - usiadł i wziął do ręki przyniesiony przez giermka kufel pełen pieniącego się napoju. Podobny stanął przez Iulusem. - To rzeknijcie coś więcej o tym ściganym przez was człeku.

Iulus skinął głową służącemu w podzięce za kufel i wrócił wzrokiem do Tornwalda
- Sprawa li trochę się ułatwiła - poszukiwany bardem jest i ostatnio widziano go ponad miesiąc temu w Esper w towarzystwie półelfiej bardki o gwieździstym tatuażu na policzku. Jego imię Stick - jej godności nie znam wszelako. Sam Stick podróżuje od Silverymoon pozostając dłużej głównie w miastach, w których kultura i rzemiosło zakorzenione głęboko w magii są - reszte mimo gościnności i hojnych kies omija; jak choćby kupiecki Mirabar. Zaszywa się jeno w księgozbiorach i szuka wiedzy. Trudność jednak polega na tym, iż żadnego przestępstwa mu nie udowodniono, przynajmniej w Srebrnych Marchiach i jeno jego aura oraz podejrzane dość zachowanie skłoniły moich przełożonych do sprawdzenia czym ów jegomość się para. - kapłan zmoczył usta w piwie - Z tego co się wywiedziałem ta półelfia panna uciekła od niego niedawnoż, a on sam widać przestraszony jej zniknięciem zaszył się gdzieś, nie wiadomo gdzie. Przypuszczałem, że tu, skoroć najważniejsze persony z królestwa zjechały, a i konkursy śpiewacze urządzane są trafie na jego lub jej ślad. I o pomoc jakowąś w śledztwie na Jarmarku upraszam. Choćby informacyję do kogo udać się by listę bardów tutaj na konkurs przybyłych obaczyć. - Łyknął z kufla czekając odpowiedzi rycerza

- Zaraza z tymi badrami! -
huknął pięścią w stół Thunderdragon. - Murfa, leć po Raydgasta... albo nie, stój! - rozmyślił się i spojrzał na kapłana. - A co wasi przełożeni dokładnie rzekli? W listach nic na temat waszej misji nie ma, a wiedzy szukać to nie grzech.
Manorian westchnął smutno:

- Sprawa pod tym względem dość zagmatwana - nad Twierdzą Sprawiedliwości wieki temu nałożon zaklęcia wykrycia zła i chaosu, które podtrzymuje nasza Kapituła. Stick w pośpiechu zwiedził nasze księgozbiory i zniknął z zamku. Strażnicy i kapłani przepuścili go mimo jego złej aury, przestępstwa żadnego się nie dopuścił na naszym terenie, o żadnym wyroku też nie było nam dane słyszeć,. Jednak jeden z szanowanych członków kapituły wyczuł jeszcze mroczne fatum ciążące nad bardem. Modlił się żarliwie o objawienie, lecz nie zostało mu udzielone. Pchany jego złym przeczuciem ruszyłem dobrowolnie by podejrzanego odnaleźć i w jego czynach się wywiedzieć. Toć i cała sprawa, choć mętna i mglista ufam, iż odnajdziesz ją i moje intencje ku Sprawiedliwości dążące .- spojrzał prosto w oczy Thunderdragona, mając tylko nadzieję, że szlachcic nie ryknie śmiechem.

- Fatum, czyli...? - drążył dowódca.

- Nasz świątobliwy przełożony wierzył, iż bard jest posłannikiem występku. Czuł iż jego działania mają na celu doprowadzić do rzeczy złych i straszliwych, a przy tym znaczących. Nie był w stanie powiedzieć czy sprowadzi wojnę, czy jakieś demoniczne istoty. Jego wizje i wróżby nie były klarowne. Jednak ufam jego przeczuciom i z sercem pełnym wiary ruszyłem w tą misję chcąc świat przed złym uchronić - Iulus zamilkł gdyż zdał sobie sprawę, iż nad to uniósł głos, starając bronić się swej misji i wizji Ojca Nelera - przepraszam, sprawa owa mimo swej mglistej natury jest mi ważną

- Nie jestem kapłanem i nie wiem, czym się wizje i wróżby od objawień różnią
- w zamyśleniu rzekł Tornwald, w mig wyłapując nieścisłość w wypowiedzi kapłana - lecz misji twej podważać nie mam zamiaru, jeno szczegółów się chciałem dopytać. Co wam wiadomo o naszym pięknym kraju? - zmienił nieoczekiwanie temat.
Iulus zmieszał się strasznie wybity chwilowo z moresu

- Niewiele - przyznał - wiem że macie tutaj miasto-bibliotkę, do której tez miałem zamiar się udać i ze za Królestwem już tylko góry... - zamilkł szukając szerszej wiedzy geograficznej jaką wyniósł z podróży ale jakoś nic mu na myśl nie przyszło więc bąknął tylko: i zioła skupujecie z Luskan.

- Z Mirabaru
- automatycznie poprawił go Tornwald. Widać Olgar był kupcem znanym nie tylko kucharkom. - No cóż... kontaktów z południem prawie nie mamy, to nie dziwota, iż nic nie wiecie. Ale do rzeczy. Owego barda waszego i tu już poznaliśmy, dlatego też przeczucia waszego dowódcy poważnie traktuję. Hm... - zamyślił się na chwilę. - Mówiąc krótko: dwieście lat temu z okładem wielka wojna przetoczyła się przez nasz kraj, omal go nie niszcząc; wojna z nekromantą potężnym. Ów Stick zaś... hm... powiedzmy, że jego zainteresowanie tym tematem wybiega poza bardowskie przyśpiewki. Historia tej wojny chwalebną nie jest, jednak by uczyć się na błędach nigdy jej szczegółów nie kryliśmy. Skoro więc ktoś węszy głębiej, niż zwykłe zapisy sięgają... sami rozumiecie, panie kapłanie, że nie wróży to dobrze.

- Na rany Tyra, Stick może poszukiwać sposobu na odnowienie potęgi nekromanty - zerwał się z zydla akolita - wiecie gdzie być on może, albo jego towarzyszka ?

- Cichaj i siadaj -
syknął rycerz, osadzając kapłana w miejscu. Murfa, jak na dobrego giermka przystało, udał, że nic nie słyszał. - Bystrzejsi jesteście niż niektórzy tutaj, choć wykoncypować to nie trudno. Jednak dwieście lat pokoju zaszczepiło w wielu niewiarę, że potęga Urgula odrodzić się może - Tornwald pociągnął potężny łyk piwa. - I my szukamy Sticka oraz pomocnicy jego, półelfki Sorg, wciąż jednak nam się wymykają oboje. Wiemy, że dziewczyna na Jarmarku była, barda jednak od czasu Esper nie widziano. Jednak... sprawa delikatna jest i poszukiwania tajne; żadnych listów ni nakazów nie ma. Rozumiesz bracie - polityka - rycerz splunął na klepisko. - Toteż z tego samego powodu oficyjalnej pomocy udzielić ci nie mogę, skoro i ty z powodu przestępstw w Marchiach go nie ścigasz. Zresztą ludzi nie mam. Pewnikiem tego nie wiesz, ale tu na jesieni z gór orki schodzą, zbiorami naszymi spichlerze se napychać. Po jarmarku więc wszystkie wojsko i najemnicy na północ pociągną z tymi bydlętami walczyć. Nikt się domniemanym szpiegiem z południa przejmować nie będzie gdy prawdziwe miecze na nas idą.

- Rozumiem, azaliż z podobnych powodów sam w Wasz kraj się udałem. Po drodze jednak udało mi się nając tropiciela do pomocy a i pewnego barda poznać, który mógłby się przydatnym w tej misji okazać z racji własnej profesji i sposobu myślenia. Chętnie dalej za Stickiem i Sorg podążę, któregokolwiek ślad szybciej znajdę tym zajmę się w kolei pierwszej. Prędzej widzę może o bardce czegoś się tu wywiem i może to i lepiej jako nieznajomy i obcy w okolicy mi się to uda. Prosiłbym tedy jeno o informacje gdzie mogę znaleźć kogoś kto konkursami śpiewaków zawiaduje i o ile podróż czekać nas będzie to może jakiegoś zaopatrzenia moglibyście nam udzielić ?

- Hm...
- rycerz podrapał się po brodzie - Konkursami to pewnikiem gildia bardów, choć wątpię czy rejestr prowadzą. Zresztą ich popisy obserwujemy... - przypomniał sobie wpadkę z Sorg i zmieszał się lekko. - Tego... Ale skoro swoich ludzi masz to tym lepiej, choć trudno mi bez powodu zaopatrzenie ci wydać. - zamilkł na chwilę, ważąc coś w głowie. Wreszcie uśmiechnął się chytrze i rzekł: Jeden z naszych ludzi tutaj również za owym bardem się rozgląda. Mógłbyś z nim współpracę podjąć - przyda ci się ktoś obeznany w sprawach Królestwa, a Silvercrossbow i tutejszy jest i paladyńskie pasy oraz glejty ma. Druh to mój wypróbowany i pełne zaufanie do niego mam.
- Nie śmiem prosić o nic więcej Panie -
Iulus uśmiechnął się szeroko do Thunderdragona - chętnie ze znamienitym rycerzem Thorma współprace podejmę w celu wytępienia tegoż zła cóż Stick na Królestwo sprowadzić może. Jeśli potrzeba z mości Silvercrossbowem od razu pomówić możem, jeśli nie dysponowan, udam się do gildii bardów i wrócę wieczorem z mym towarzyszem by szczegóła ustalić.

Widząc, że zaskarbił sobie przychylność i zaufanie młodego kapłana, Tornwald uśmiechnął się również.
- Raydgast wraz ze swą rodziną zatrzymał się w gospodzie "Srebrna Strzała" - to w centrum miasta. Powołaj się na mnie, rzecz jasna. Jeśli chcesz mogę posłać z tobą Murfę, by wskazał ci drogę. Czy go tam zastaniesz to już inna sprawa, bo dzień jeszcze młody. Jednak przenieść się tam możesz, to i rychlej go spotkasz, i planować łatwiej będzie. A za swoich kompanów słowem ręczysz? Sprawa to przecie delikatna, zwłaszcza tu dla nas.

- Za wskazanie drogi wdzięczen będę, za tropiciela ręczę słowem, względem barda poznanego to jeszcze trochę inna sprawa i się sam muszę kilku rzeczy o nim wywiedzieć nim mu zaufam. Na razie więc udam się do "Srebrnej Strzały" i wraz z Twym przyjacielem sprawy postaram się omówić - później wszystkiemi bardami po kolei się zajmiemy. A tutaj jeszcze jedna sprawa na światło dzienne wypłynąć musi. W Esper incydent przykry miał miejsce i jakiś bard pewnikiem na konkurs jadący naraził się tamtejszym władzom plotki szerząc o wydumanym podatku na łodzie. Imię jego brzmiało Konrad Wallenrod. Tu jeden z listów gończych, przez władzę miasta i gildię kupiecką wystawion, w Twoje ręce cny Thundergradonie przekazuję. Wydaje mi się jednak, iż przy okazji mojego śledztwa ta sprawa rozwiązać się może, więc głowy Twej zawracać nią nie będę ponad to. -
uśmiechnąwszy się wydobył z plecaka list gończy mocno w rulon zwinięty i tasiemką przewiązany.
- Przybije się na jarmarcznym słupie. Diabli tych bardów nadali - rycerz niedbale rzucił list giermkowi. - W czymś jeszcze pomóc ci mogę?

- Dzięki Ci Panie to wszystko będzie, głowy Twej zacnej już nie zawraca, jeno do druha Twego się udaję - Iulus skłonił się dwornie i wyciągnął prawicę w stronę rycerza w geście pożegnania.
Tornwald wstał i uścisnął dłoń kapłana. - A tylko prosiłbym jeszcze byś Panie przekazał mi również wszelkie wieści dotyczące tego Wallenroda jeśli go tu spotkacie.
- Oczywiście. Gdzie się zatrzymaliście?
- W pobliżu przystani, lecz zgodnie z waszą sugestią przeniosę się do "Srebrnej strzały", jeśli miejsca będą, więc tam mnie szukajcie
.- to powiedziawszy ukłonił się i opuścił namiot.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 30-03-2010, 01:39   #17
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
"Ależ mi zawróciła w głowie..." - Aesdil oprzytomniał po zderzeniu. Zerknął na obu paladynów i zmusił się do utrzymania uprzejmego wyrazu twarzy. Wyczuł zaniepokojenie Kulla ale przesłał mu rozkaz by ten nadal trzymał się o strzelanie z kuszy od dachów i straganów i wypatrywał gryfów czy innego latającego stworzenia.
- Lepiej bić woźniców, cyklistów i paladynów Sune, mili panowie. Zwłaszcza ci ostatni to nicponie i strojnisie jakich mało, żadnej białej głowie nie przepuszczą, a podobno w wielkiej liczbie na Jarmark zjechać mają. Gdzie oni tam jeno płacz skrzywdzonych niewiast, nie to co w przypadku paladynów pozostałych szlachetnych zakonów czy znamienitych rycerzy, za jakich wszyscy wokoło waszmościów uważają... - wskazał naokoło po obserwujących zajście, a uznając że wystarczająco stępił ostrze gniewu podpitych szlachetnych i odwrócił ich uwagę, ukłonił się krótko i zawrócił na pięcie, by zniknąć w tłumie.

Trudno było stwierdzić czy te słowa owych szlachetnie urodzonych przekonały. Ten starszy i bardziej pijany, capnął dłonią w żelaznej rękawicy za szaty elfa, mówiąc.- A coś mi tu kręcisz bratku... ja żem paladyna Sune na oczy nie widział.
- Daj mu pokój Torwaldzie. Dyć widać, że to...- rzekł brodaty paladyn spokojnym głosem, mając na celu uspokojenie towarzysza. Przez chwilę rozmyślał, wreszcie. -Przecież z lica widać że to kastrat... któremu ucięli, wiesz co... by głos mógł zachować.

-To pewnikiem cienko śpiewa.- potwierdził paladyn nazwany Torwaldem. I rzekł.- No, zaśpiewaj swym cieniutkim głosikiem. Jeśli ci wyjdzie, mieszek srebra dostaniesz. Jeśli nie... cóż... pomożemy w karierze śpiewaczej, usuwając to co zbędne.

Uprzejmym uśmiechem okrył Aesdil pogardę wobec zaściankowego nieuka. Dłuższą chwilę wpatrywał się w zaciśniętą na rękawie dłoń nim podniósł na paladynów zielone oczy. Postanowił potraktować całą historię czysto handlowo - odpłacić się pięknym za nadobne zawsze zdąży... Przesunął spojrzeniem po zbrojach, identyfikując zakon dowcipnisiów.

- Zgadza się panowie że tak daleko na północ trudno o wyznawców Sune, liczniejsi są najpewniej tam gdzie o piękno nietrudno, a nieroztropnie byłoby plotkom wierzyć i świadectwo waszych oczu kwestionować. Co do śpiewania to z miłą chęcią, jednak rad bym poznać wasze imiona, na wypadek gdyby mój śpiew nie spełnił waszych kryteriów i zaszła potrzeba ustalenia z waszym zakonem, szanowni paladyni Torma, czy słusznie któryś z was usunął mi to co rzekomo zbędne w karierze. Mam również nadzieję że do tego nie dojdzie a wasza hojność w nagradzaniu dorówna ochocie do wysłuchania mnie. Jeśli tak to mam również propozycję - jeśli opiszesz panie tą cnotliwą niewiastę, pannę Leforgue, lub wskażesz mi ją, za dobrą opłatą sporządzę wiersz, pieśń może, sławiące jej przymioty byś mógł kobiecej wdzięczności zakosztować, gdyż niewiasty łase są na takie hołdy.

-Słynnego sir Torwalda Thunderdragona masz przed sobą bardzie,bohatera wojen z orkami, słynnego w całym Królestwie Pięciu Miast.-ryknął ten bardziej gorliwy do czynienia chirurgicznych cięć. A jego towarzysz dodał.- Raydgast Silvercrossbow. A teraz śpiewaj. O rymach i pannie Leforgue pogadamy później. Śliczny głosik jeszcze nikogo nie uczynił dobrym wierszokletą .

Uśmiech Aesdila stał się wilczy. Zmierzył obu paladynów zimnym spojrzeniem - w tych czasach, gdy minstrele spełniają rolę głównych dostarczycieli i głosicieli wszelakich wieści, jedynie głupiec próbowałby zaleźć bardowi za skórę, a tych dwóch wyraźnie miało na to ochotę. Obiecał sobie że popamiętają go - będą mieli szczęście jeśli kiedykolwiek przebywając na Południu będą mogli przedstawić się nie wywołując ironicznych uśmieszków, kiedy ich rzekoma sława zmieni się w niesławę. Nie wspominając o ich rodzinnych stronach. Oczywiście, wszystko w trosce o prestiż profesji, by zniechęcić podobnych dowcipnisiów do tego rodzaju krotochwil. Uśmiechnął się do bardziej trzeźwego - ciekaw był kiedy to do nich dotrze. Swoją drogą nawet bandyci starają się nie krzywdzić bardów, bowiem pecha to sprowadza niechybnego.

Obrócił się dookoła z olśniewającym uśmiechem, nawiązując kontakt z otaczającymi całą trójkę gapiami.
- Piękne panie, szanowni panowie, jak słyszeliście, ci oto szlachetnie urodzeni, sławni ... - z powątpiewaniem spojrzał na obu - ... Torwald Thunderdragon i Raydgast Silvercrossbow, pragną wysłuchać mego śpiewu i zadecydować czy nagrodzić mnie mieszkiem czy bawić się w domorosłych chirurgów! Raczcie i wy posłuchać i wyrokować czy ich znajomość kunsztu śpiewaczego faktycznie dorównuje sławie!

Zerknął na ciągle zaciśniętą na rękawie pancerną pięść.
- Raczcie dłoń cofnąć, mości Thunderdragonie, tak wprawiony w boju wojownik jak wy zapewne zdaje sobie sprawę że gdy kto za połę ciągnie wcale to nie pomaga, nie tylko w walce...

Paladyn puścił szatę barda, a ten, wspinając się na wysokie rejestry, zaśpiewał wreszcie:

Dziś wam karczmarka piwa nie utoczy
dzisiaj przesmutne są jej modre oczy
dzisiaj na wargach uśmiech nie zagości
bo serce dziewy pełne dziś żałości...
Piwo złociste w rogach się nie pieni
miedziaka zasię nie znajdzie w kieszeni
żalu mojego nikt w szczęście nie zmieni
jeno się śmieją Bogowie szaleni...
Pijcie druhowie w innej karczmie przeto
bom ja jest jeno upadłą kobietą
służką miłości co dumę stradała
gdy śmiertelnemu swe serce oddała...
Precz z moich oczu co spływają łzami!
Pijcie i idźcie swoimi drogami...

Przez chwilę paladyni naradzali się czy śpiewał wystarczająco cienko, by go uznać za kastrata.
W końcu jednak uznali, że tak. I Torwald podał elfowi mieszek srebra mówiąc.- Idź swoją drogą biedaku.
I obaj rycerze chwiejnym krokiem oddalili się od Aesdila.


Aesdil podrzucił w dłoni mieszek, z zamyśleniem obserwując oddalających się pijaczków.

- Z parszywej owcy chociaż wełny kłak... - wycedził pogardliwie i zastanowił się co dalej począć. Gładko dorzucił do listy spraw do załatwienia wywiedzenie się czegoś więcej o "sławnym" i jego towarzyszu, jak również odnalezienie tej całej panny Leforgue - jeśli przebywa w Uran. Wyciągnął jabłko, wgryzł się w nie i ruszył niespiesznie za paladynami, ciekaw gdzie się zatrzymali. Przy okazji rozglądał się pilnie za ubywającym księżycem, symbolem Corelliona Larethiana i jego wyznawców. Wszak był w posiadaniu listu do tutejszej hierarchii...

Przeliczył pieniądze. "Skąpy ten ... rycerz" - rzucił w myślach nie popadając w bluźnierstwo. Beztrosko pogryzając jabłuszko zerkał za paladynami, rozglądał się jednak i za innymi możliwościami: to na program jarmarku, o który tak "rozpaczliwie" wypytywał Sorg, symulując nieuctwo (co uśmiech przywołało na jego twarz - gdyby wiedział na jak długo przyjdzie stracić ją z oczu nie uśmiechałby się tak promiennie...); to po straganach i witrynach, to po ludziach, odzianych odmiennie od zwyczaju w Zachodnich Ziemiach Centralnych. W pewnym momencie zrobił "w tył zwrot" i energicznie podszedł do straganu z biżuterią. Nachylił się nad nim, obrócił, kopnął w kostkę - boleśnie - jakiegoś niskiego człowieczka, gnoma wręcz, wysuwającego łakomą dłoń w kierunku kieszeni barda (bystry wzrok Kulla i więź z nim są w takich przypadkach nieocenione...), poprawił kopniakiem w drugą gdy ich właściciel rzucił się do ucieczki, odwrócił ponownie do sprzedawcy.
- Na ile ten łańcuszek wyceniliście, dobry człowieku? - wskazał palcem jakieś srebrne "arcydzieło" leżące kilka pozycji od tej która go zainteresowała. Ten obrzucił cudzoziemca chytrym spojrzeniem.
- Nooo, taka robota to osiem sztuk złota jest warta! Srebro to najwyższej jest próby!
- Żart to chyba jakowyś, a i to niezbyt dobry! - podniósł głos oburzony, wzorem kupców ze Scornubel. - Od razu widać że kiepsko wytopione, nie oczyściliście też, mój panie, łańcuszka, a to grzech, grzech niebywały bo kiedy brud na dobre się osadzi to ... - zawiesił głos, niby w namyśle - ... to trudna rada na to, wiele czasu trzeba strawić by to wyczyścić. Trzy sztuki złota to wszystko co dam za taki ... przedmiot - dokończył z trudem hamując się przed gorszym określeniem.
Sprzedawca poczuł się urażony.
- Jak nie chcecie to nie kupujcie! Do sześciu najwięcej opuszczę, choć moje dzieci głodem przymierać będą! - dodał jednak pospiesznie widząc że Laure faktycznie odchodzi. Ten przystanął i cofnął się. Pokręcił głową.
- Cztery. Nie wy jedni dzieci w domu bawicie, moim też się nie przelewa...
- Nienienienie, za tyle to wam nie oddam tego cacka, nie ma mowy. Półtorej sztuki złota więcej i naszyjnik jest wasz.

- Trudno - westchnął Laure - aż tyle nie dam, nie wart takiej ceny. A to? Kryształ? To z kryształu tu naszyjniki wyrabiacie?!
- A co, drogi panie - sprzedawca zmierzył go złym spojrzeniem - kryształ zbyt skromny na wasze potrzeby? Nie dalej jak dwa dni temu kolczyki takie sprzedałem, i to bez targowania się, tak się dziewce spodobały, i to nie żadnej brzyduli, a bardce która konkurs wygrała!
- Nabieracie mnie chyba! Trzy sztuki złota mogę dać najwięcej, a i to jedynie dlatego by jako kuriozum kupcom na Południu pokazać! Ani miedziaka więcej! Brudny, łańcuszek podobnie, gdzie wy biżuterię trzymacie?! Ani tego doczyścić, ani komu innemu odsprzedać...
- Pięć to najmniej - jak komu się nie podoba to niech nie kupuje. Zaraz, mości elfie! - zawołał widząc że bard odwraca się na pięcie. - Srebro doczyścić można, tylko cierpliwości i ostrożności do tego trzeba, opuszczę pięć srebrników i szczoteczkę dorzucę.
- Szczoteczki mi nie potrzeba - rzucił elf niezbyt uprzejmie i podniósł naszyjnik do oczu. Pomedytował chwilę. - Widziałem tu podobny - rozejrzał się w zamyśleniu - znać że u jednego złotnika oba kupione... - rozpromienił się nagle i dłoń wyciągnął - Niech stracę, cztery sztuki złota i oko przymknę na to że brudny i ogniwa łańcuszka trzeba będzie podoginać, żeby przy szybszym ruchu czy szarpnięciu naszyjnika nie stracić.
Sprzedawca nie był zbyt zadowolony, ale koniec końców dłoń wyciągnął do elfa. Ten wyliczył srebro, przesypał należność do sakiewki od paladyna i oddał sprzedawcy.
- Sorg było tej bardce na imię? - zapytał od niechcenia.
- A skąd wy to wiecie? - zdumiał się mężczyzna.
- Nieważne - Aesdil machnął ręką - grunt że pięknie w nich wygląda. Miłego dnia, dobry człowieku! - podniósł głos i ruszył dalej, chowając klejnot w bezpiecznej kieszeni, opatulony w irchę.

"Trochę czasu i spokoju a sam lepszy bym zrobił, jednak ten wygląda mi na komplet..." - fachowym okiem zawczasu obejrzał sobie i porównał naszyjnik z zapamiętanym obrazem Sorg, Uśmiechnął się na wspomnienie refleksów rozsyłanych w każdą stronę gdy dziewczyna potrząsnęła głową w promieniach słońca. Wspomnienie rozgrzało jego serce i przytłumiło złość na parę paladynów-pijaczków.

Cała sprawa nie potrwała tak długo by, przyspieszając kroku i zdając się na czułe zmysły Kulla, nie dogonić opojów i Aesdil wyciągnął nogi. Nie maszerował długo - obaj przyjaciele, objęci czule niczym kochankowie, po paru próbach wkroczyli do namiotu wejściem zwykle wykorzystywanym w tym celu (ściany namiotów są najczęściej pozostawiane w spokoju jeśli chodzi o kwestię dostępu). I demony Otchłani wiedzą co Złocisty by zrobił, gdyby nie widok Ubywającego Księżyca, dumnie powiewającego nieopodal obozów paladynów. Wzruszył więc bard ramionami i przespacerował się w tamtą stronę, przyglądając kapłańskiemu dla odmiany obozowi. Pojedynczy wielki namiot wskazał dokąd powinien skierować swe kroki i elf przywołał Kulla, posadził go na naramienniku i zagłębił się w zacienione wnętrze.


Gdy jego wzrok przywykł do półmroku, ujrzał trzech mężczyzn w ciemnobłękitnych szatach, tym bardziej popularnych wśród hierarchii Stwórcy Elfów im dalej na północ sięgać.
- Witajcie, bracia. Jestem Aesdil, zwany też Laure, przybywam ze Scornubel, z listem i prośbą od tamtejszej świątyni o odpowiedź... - wyciągnął z sakwy grubą kopertę. Rozejrzał się po zebranych, szukając najstarszego.

- Witaj bracie - rzekł jeden, nie wyróżniający się niczym od pozostałych, którzy skinęli głowami w pozdrowieniu. - Daleką drogę przebyłeś niosąc poselstwo sług naszego pana. Spocznij tu w cieniu, bo dzień dziś parny - to powiedziawszy odebrał listy z rąk barda i nalał wina do jednego ze stojących na niewielkim stolkiku kielichów ze rżniętego szkła. Po namiocie rozszedł się zapach przedniego elfiego wina.

- Daleka jak daleka, męcząca raczej - uprzejmie ukłonił się bard, podnosząc kielich. - Że jednak nie pierwszyzna to dla mnie, nie ma się co uskarżać, skoro sam szacownemu Beleguarowi zaproponowałem że przy okazji tutejszego konkursu bardów listy doręczę. Z których świątyń, bracia, przybyliście? Wiem o Darrow i Marathiel, rad bym dowiedzieć się więcej, bodaj pokrótce, gdzie jeszcze świątynie w Królestwie się znajdują. Wiem od Beleguarda że drowy napotkano w Królestwie - wielu ich się tu pojawiło? - nienawiść do mrocznych kuzynów zadźwięczała w głosie Laure. Pytanie było jednak niewczesne, kapłani zakłopotani spojrzeli po sobie. Złocisty zacisnął na chwilę szczęki, dopił wino. Nieufność wisiała w powietrzu i trudno było się temu dziwić. Zwłaszcza jeśli wieści o wyznawcach Vhaerauna są prawdziwe...
- Dziękuję bracia za gościnę. Po konkursie bardów pojawię się po odpowiedź, jeśli uznacie za stosowne odpisać. - ukłonił się krótko i opuścił namiot.

Pogładził Kulla po łebku, spojrzał w rdzawe oczy drapieżcy.
- Jesteś głodny? - raczej stwierdził niż zapytał. Płomień w oczach Złotoczerwonego był wystarczającą odpowiedzią. Bard dał się porwać ludzkiej ciżbie szukając jatek, obszedł pobliski kwartał, nie oddalając się jednak zbytnio od obozowisk Torma i Corelliona Larethiana. Nakarmił Kulla ochłapem surowego mięsa, jak zawsze zafascynowany drapieżnością jastrzębia. Kilkoro dzieciaków z otwartymi ustami wpatrywało się w wielkiego i ciężkiego ptaka, Aesdil uśmiechnął się do nich, rozdał im kilka piór Kulla które udaje mu się zwykle odnaleźć po pielęgnacji jastrzębia - lubi dzieci, ba, nie raz opiekował się nimi w świątynnym przytułku.


Powrócił w pobliże obozu paladynów, zastanawiając się co dalej zrobić. Doszedł do wniosku że przed koncertem bardów musi lepiej poznać historię Królestwa i, choć odrobinę, zorientować się w jakie tony najlepiej uderzyć, by przykuć uwagę widowni podczas występu. Może to z jego strony arogancja by myśleć że jest w stanie rywalizować z najlepszymi śpiewakami Królestwa, ale nie urodził się chyba jeszcze nieśmiały bard, a porażki jak do tej pory spływają po Aesdilu niczym woda po ściankach diamentu. To nieodmiennie przyciągnęło jego myśli ku Sorg, uśmiech wykrzywił mu wargi gdy rozpamiętywał dzisiejsze spotkanie... Spojrzał w pomarańczowo-czerwone oczy Kulla.

- W górę, leniu, skrzydła rozprostuj, nieszczęsny więźniu! - zażartował, wspominając zapał z jakim "darowała mu wolność". Nie kpina jednak to była, wręcz przeciwnie, ujęła go swymi słowami. - Jutro z rana poćwiczymy, mam kilka pomysłów...

Stał teraz dłuższą chwilę, obserwujac wchodzących i wychodzących z obozu paladynów Torma, jednak żaden z wychodzących mężczyzn nie wydawał mu się osobą odpowiednią do rozmowy. Skoro los nie zdarzył, nie czekał dłużej lecz skierował swe kroki ku miejscu gdzie dzikie zwierzęta były już od południa pokazywane...

Ku swemu zdumieniu stwierdził że wybór istot wystawionych na sprzedaż nie tak znowu wiele ustępuje oferowanym w handlowych miastach Zachodnich Ziem Centralnych. Nie spiesząc się oglądał poszczególne okazy, z przykrością popatrując na jedne, obojętnie mijając drugie, dopiero jednak czarnoskóre stworzenie wzburzyło w nim krew.
- Dridder... - warknął niegłośno na widok upiornej mutacji. Całej jego siły woli wymagało by nie porazić mutanta magicznymi energiamy czy wręcz nie rozstrzelać go z łuku, z najmniejszej odległości... Warkot rozległ się z jego gardła gdy kłuł jadowitym spojrzeniem nieszczęsną hybrydę. Dopiero jeden ze strażników wytrącił Laure z tego stanu i elf niechętnie odszedł stamtąd, pocieszając się w duchu tym że driddera czeka niełatwy los, a prawie na pewno - krótki...

Nie wiedział o tym że powtarza trasę Sorg niemalże krok w krok, co nie było zbyt dziwne, bowiem poszczególne klatki stały jedna obok drugiej. I podobnie jak ona stanął raptownie, słysząc kakofonię głosów, rozlegającą się jednak wyłącznie w umysłach osób zgromadzonych wokół klatki, nie w powietrzu.

"Telepatia?" - pomyślał zanim dojrzał jakie to stworzenia zamknięte są wewnątrz. Przestał się wtedy dziwić, spróbował odpowiedzieć, zadziwiony tą formą komunikacji. Przez chwilę zdawało mu się że głosy rozumie dlatego że zna smoczy język, rychło jednak przekonał się że i inni gapie, których trudno było podejrzewać o taką wiedzę, zdają się rozumieć stworzenia, komentować ich słowa czy wręcz wyśmiewać je.
"Witajcie" - spróbował wyartykułować bez dźwięku... Lament stworzeń nie ucichł, lecz jeden z pseudosmoków zawisł na prętach, wpatrując się w Aesdila z nieprzeniknionym wyrazem gadzich oczu.
"Rozumiesz mnie??" - Laure skupił na nim wzrok.

~
Czego chcesz? Drwić jak i inni? ~ warknął w jego myślach smok.

"A drwię, Twoim zdaniem? Widziałeś kiedy elfa którego cieszyłby widok kogoś w zamknięciu?" - obruszył się bard i wzruszył ramionami. - "Skąd pochodzicie? Skąd Was ... wykradziono?"

Smok wykonał gest będący chyba odpowiednikiem wzruszenia ramion. Wyraźnie nie był w nastroju na słowne gierki. ~ A widzisz, żeby ktoś protestował? Co nie jest zakazane jest dozwolone - stwierdził z goryczą. - Co cię to w ogóle obchodzi? I tak nic nie zrobisz. ~

Bard zerknął w jedną i w drugą stronę. Strażnicy zapewne byli świadomi że w tłumie może się znaleźć niejedna osoba której nie podoba się więżenie inteligentnych stworzeń i zachowywali czujność. Z drugiej strony pomóc można na niejeden sposób...

"Jeśli masz na myśli to czy rzucę się z wrzaskiem i toporkiem żeby kraty porąbać to masz rację, nie zrobię tego - zbrojni szybko by to ukrócili. Ale jeśli nie teraz i nie w ten sposób to ... Zaraz" - zaniepokoił się - "czy ktoś poza nami słyszy czy rozumie tą rozmowę?"

~ Nie. - burknął smok - To znaczy moi bracia mogą jeśli na nas się skupią, ale to nie ludzkie bablanie, nie niesie za sobą echa. Jeśli kto nie chce to nie podsłucha. ~


"Nie podoba mi się to że widzę Was w zamknięciu, czy to Ci wystarczy?" - Aesdil w momencie gdy to mówił czuł że nie jest do końca szczery - było nie było w klatkach były jeszcze i inne świadome istoty, jednak przecież to do smoków czuł największy sentyment - "Skąd jesteście? Wiesz może dokąd Was wiozą? Któryś z Was został już kupiony?" - odszedł nieco na stronę by nie budzić podejrzeń łowcy ciągłym milczeniem. Przy okazji jest to też dobry test tego na jaką odległość działa telepatia... Przynajmniej u pseudosmoków...~ Mieszkamy na północnym wschodzie kraju - obojętnie rzekł smok. - Część moich braci już zabrano, a jak się reszta nie sprzeda to nie wiem... Pójdziemy pewnie do szkół i sklepów magii, lub czegoś w tym stylu. Na handel, tu czy gdzie indziej - zakończył zrezygnowanym tonem ~

"Jak to wygląda w nocy? Zapewne jesteście czujnie pilnowani? Czy ktoś próbował już Was wydostać z zamknięcia?"~ E, skąd - parsknął smok - kto by śmiał? Dobrze nas pilnują, bo i złoto ciężkie za nas biorą, mordercy pierdoleni. Jak zresztą za wszystkie tu stworzenia. Zresztą straży w ogóle tu dużo, bo wiele bestii niebezpiecznych jest, więc... ~


"A w drodze?" - naglił elf. - "Może w drodze strażnicy mniej się pilnują, albo w mniejszej są liczbie, chyba handlarze wszyscy razem nie jeżdżą??" - z nutą winy przypomniał sobie słowa Sorg o niewoleniu Kulla i zerknął na krążącego wysoko jastrzębia. "To nie tak" - pomyślał - "Nie jest więźniem..."
~ A pewnie, że jest - pseudosmok podchwycił tę myśl. - Więzi go twoja magia tak samo, jak uwięzi niejednego z nas. Mówią, że poddaństwo magowi dobrowolne musi być, ale co to za dobrowolność, jak dusze związane na śmierć i życie...? ~ smokowi najwyraźniej niemiła była każda niewola, co w jego sytuacji nie mogło dziwić.
~ Pilnują, pilnują, ten złodziej głupi nie jest. Jak nie ty, to jakiś inny chciałby na nas zarobić i klatkę ukraść. Zresztą patrole teraz gęsto, na rabusiów czatują. ~
Elf z nutą złości już miał odpowiedzieć ostro na oskarżenie ale ku swemu zdumieniu zrezygnował, ramiona mu opadły. W każdym innym przypadku rogata jego dusza kazałaby mu się kłócić, ale w słowach smoka było trochę racji...

"Daj mi nad tym pomyśleć, dobrze? Swego czasu musiałem główkować nad taktyką zamiast paladyna i innych zbrojnych, a zdarzenie przeżyliśmy, więc może i tym razem wpadnę na jakiś dobry pomysł" - zachichotał w duchu przypominając sobie "sprawę Beregostu" i niebezpieczeństwa w Lesie Ostrych Kłów... - "Opowiem Ci o tym kiedyś. Powiedz mi na razie czy łowca jakąś magią dysponuje którą klatkę ochrania czy zabezpiecza do niej dostęp? I ilu strażników Was pilnuje?"

~ Nie liczyłem - odpadł nieco zaskoczony tak praktycznym podejściem do sprawy pseudosmok - ale z dziesięciu pewnie będzie. Magię mają bo nią nas połapali, ale czy sama klatka magiczna jest to nie wiem - na pewno żelazna. ~

"Szkoda, ale nie spodziewałem się czegoś innego. Jak Ci na imię? Jestem Aesdil" - przedstawił się samemu.

~ Peorrh - odparł smok, a w jego "głosie" zabrzmiał dziwny smutek ~

"Miło mi" - z powagą odpowiedział bard - "Żal że w takich okolicznościach Cię poznaję, ale uszy do góry, jeśli będę mógł pomóc to pomogę." - odszedł nieco w bok, przystanął przy balii z lwem morskim i wgapiał się w stworzenie nie dostrzegając go, z desperacją próbując znaleźć rozwiązanie skomplikowanego równania z pseudosmokami w roli głównej - "Będziesz ... nie, będziecie musieli mi pomóc - dzisiaj odejdę już stąd, zastanowię się na spokojnie." - pomyślał czując już ból głowy, nieprzyzwyczajony do tego typu komunikacji, zwłaszcza pierwszy raz. - "Jutro przyjdę znowu, tym razem z przygotowanym zaklęciem z którego pomocą spróbuję dowiedzieć się czy klatka jest w jakiś sposób zaczarowana. Porozmawiaj ... hmmmm, to znaczy ... no wiesz, dowiedz się od braci wszystkiego co tylko mogłoby pomóc, muszę się dowiedzieć jak Was złapano i kim jest czarodziej który tego dokonał. Policzcie strażników, musiałbym też znać ich zwyczaje - ilu ich Was pilnuje w nocy, na przykład." - przerwał czując jak łupie go pod czaszką. - "Odejdę teraz, mów do mnie, sprawdzimy jak daleko od Ciebie mogę odejść i nadal słyszeć Twoje myśli. Do jutra, uszy i ogon do góry Peorrhu" - zażartował i wielkiej zaiste wymagało samokontroli by uśmiech nie pojawił się na jego twarzy zamiast maski zainteresowania, gdy wpatrywał się w dziwaczną rybę. Wymierzył sprawnym okiem odległości by sprawdzić skąd najlepiej byłoby aktywować czar, po czym zerknął raz jeszcze na malutkie stworzenie żegnając się z nim i ruszył ku Srebrnej Strzale, utrzymując tak długo jak się da kontakt z Peorrhem.

"Kave i fajkowego ziela" - ledwo dał radę pomyśleć i dawno się tak nie cieszył jak wówczas gdy zobaczył gościnnie rozwarte drzwi karczmy. Przywołał Kulla, zajrzał do Indraugnira (ten jeszcze nie przelazł przez ogrodzenie boksu w poszukiwaniu smakowitych kąsków i alkoholu - tak, zwierzak ten jest czasami ... zadziwiający), kave przyrządził, zaciągnął się aromatycznym dymem i zdrzemnął nieco, by ból głowy rozwiać...



Odrobina snu wystarczyła by mógł jaśniej myśleć i długie spędził godziny zastanawiając się jak pomóc pseudosmokom, nie wyrządzając ludziom krzywdy (niezależnie od tego jak bardzo na krzywdę zasłużyli...) i samemu nie ponosząc uszczerbku... Zerkał przy tym na Kulla, zmartwiony słowami Sorg i Peorrha, będąc w przysłowiowej kropce...

Wieczorem odzyskał wreszcie humor, zszedł do głównej sali i porozmawiał z właścicielem Srebrnej Strzały by ten pozwolił mu wystąpić przed wieczerzającymi w jego karczmie. Jarmark radosnym jest wydarzeniem, toteż elf nie miał problemu z decyzją by pieśni zbyt poważnych dziś nie dotykać. Zamiast tego przegrzebał pamięć w poszukiwaniu wesołych przyśpiewek rodem ze Scornubel, może niezbyt przyzwoitych jednak stosownych do atmosfery gwarnego i rojnego Srebrnego Jarmarku...

Pewna piękna królewna
miała raz księcia z drewna
który ożywał w nocy,
zwykle koło północy.
Miał on włosy złociste
i źrenice przejrzyste,
miał też usta złaknione,
miał i serce szalone!
Był on bardzo wysoki
przy tym w barach szeroki,
pierś sklepioną jak tarcza -
to wam chyba wystarcza
by zrozumieć motywy
cnej królewny Judyty!

Nie wzbraniał się już teraz przed rozmowami, uśmiechem dziękując za słowa uznania, wypytując o Królestwo, różne wieści i plotki, pilnie nasłuchując tego co mieszkańców raduje ale i trapi...

Tak w ogóle to Złocisty ciągle rozglądał się po karczmie, szukając Sorg. Powtarzał sobie że to dlatego by wydobyć od niej przydatne informacje, o historii Królestwa, o wojnach z orkami, o miejscowych, czego się boją i tak dalej, i tym podobnie, ale w głębi duszy wiedział że się oszukuje. Z jakiegoś powodu dziewczyna zapadła mu w pamięć i gdy udał się już na spoczynek przewracał się z boku na bok dłuższą chwilę, rozpamiętując spotkanie...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 30-03-2010, 15:52   #18
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W namiocie Thunderdragona dwie sylwetki odpoczywały na rozłożonych leżankach.
Popijawa nie była dobrym pomysłem... Alkohol przyjemnie szumiał w głowie (dopóki szumiał co prawda)...Potem jednak przestał szumieć, a zaczął męczyć.
- Nigdy więcej... tyle nie wypiję .- rzekł cicho Tornwald, a Raydgast miał wrażenie, że już gdzieś słyszał te słowa. A tak... obiecywali to sobie po poprzedniej popijawie.
- Gadanie...ciesz się, żeś nie żonaty.- odparł Raygast, po czym pomyślał co będzie dalej. Helena da mu popalić... Nie wrzaskiem, nie dąsaniem, nie uszczypliwościami nawet. Helena miała swe sposoby na męża. Te smętne rozważania Raygasta przerwał nagły snop światła pochodzący od wejścia do namiot.

Nagle bowiem poły namiotu rozwarły się z furkotem i do środka wpadł giermek dowódcy, trochę stary co prawda jak na giermka, za to wierny i solidny - a w tym momencie niezwykle czymś przejęty. Jeszcze materiał nie opadł na swoje miejsce, gdy on krzyknął:
- Panie, znaleźliśmy ją!!... - w tym momencie dostrzegł Raydgasta i przerwał raptownie. Tornwald skrzywił się boleśnie na dźwięk jego głosu i machnął ręką, żeby gadał dalej, jeno ciszej. - Znaczy... nie znaleźliśmy tak dokładnie, ale wiemy że na Jarmarku jest. W pierwszy dzień pół luda ją widziało, bo z Fanrimem na scenie grała!
-Chyba nie posyłasz na przeszpiegi giermków, za swoją wybranką?
- odparł Raydgast starając się opanować bolesne dzwonienie w uszach. Dobrze, że go teraz Helena nie widzi.
- Nie... Bogowie, co za wstyd, dawno żem się tak nie schlał - i do tego chyba mi ktoś sakiewkę zwędził. - jęknął rycerz, po czym łypnął na giermka przekrwionym okiem - No i co dalej? Koncert trzy dni temu był.
- Nooo... -
zacukał się chłopak - Dopiero teraz sobie jeden ze strażników przypomniał, że tatuowaną bardkę widział. Ale - ożywił się - konkurs franca wygrała i na eliminacje do gildii ją zaproszono, więc tam ją ucapimy!
- Nie ukradli, tylko sam zapłaciłeś nią za pieśń, bardowi którego planowałeś wykastrować.-
machnął ręką Raydgast lepiej pamiętając sytuację. Po czym rzekł.- A co to za sprawa z tą bardką?
- Uch... wykastrować powiadasz?
- Tornwald zogniskował wzrok na towarzyszu, a proces myślowy aż parował alkoholem z mózgownicy. Raydgast zastanowił się, czy sam będąc zakochanym wyglądał równie żałośnie, ale odegnał tę myśl. - Nie mogę ci, bracie wszystkiego powiedzieć, a kłamać nie chcę. Ale już się rzekło przez moją głupotę, to ile mogę ci powiem. Tej zimy z południa przybył pewien bard, co go Stickiem zwali. Nie krył się ze swoją obecnością, to nikt na niego uwagi nie zwracał, a ten hasał po całym kraju, w bibliotekach szperając. Może i by się nic nie stało, gdyby pewnego szlachcica i maga w jednej osobie o jego zbiory nagabywać nie zaczął. A w tych zbiorach nie tylko historia Urgula spisana była z pierwszej ręki, ale i ponoć jakieś pozostałości z zamku nekromanty były. Mag tamtego na cztery wiatry przegnał, ale niepokojem gnany doniósł komu trzeba. I się zaczęło - okazało się, iż w każdym mieście ów bard o Urgulu wieści szukał; i to nie bajań w karczmie śpiewanych. Jak żeśmy zaczęli go ścigać pod ziemię się zapadł, ale wieść niosła, że tutejszą bardkę na termin wziął - toteż i jej szukamy.
-Tyle rabanu z powodu barda?
- Raydgast westchnął, pocierając się po karku.- Nie lepiej listu gończego zanim posłać? Powywieszać obwieszczeń na gościńcach? Jak będzie sporo monet za dostarczenie go żywym, nikt nie będzie się pytał, czemu go łapać.
Według Raydgast zakon robił z igły widły i niepotrzebnie robił z tego tajemnicę. Spojrzał jednak na Tornwalda i spytał.- Cóż więc zamierzasz zrobić, skoro ją znalazłeś? I co właściwie ta bardka ma z tym wspólnego?
- Bardka żeby barda znaleźć; zresztą może co wie o jego planach. A powód rabanu... to właśnie ta część, którą przemilczeć muszę -
wyznał niechętnie. - Mimo, że z ochotą sam bym pergamin wywiesił na tego szpiega, zrobić tego nie mogę. Rzeknę ci jeno tyle, że nie tylko ów obcy bard wokół szczątków Urgula węszy. Dla nas może to stara sprawa, ale żyją jeszcze ludzie, którzy wielką wojnę pamiętają i... ech... oni wiedzą czego się lękać... - zakończył niezgrabnie.
-Wie albo i nie wie. Bardy to niebieskie ptaki, łażą w różne strony i nie trzymają się długo razem.-
wzruszył ramionami Raydgast. Spojrzał na tarcze stojące z boku. Tym mieli być paladyni Torma, tarczami chroniącymi słabszych. Wzrok Raydgasta znów powędrował na oblicze Tornwalda.- Co zamierzasz zrobić z ową bardką?
- Tym gorzej ich łapać, zwłaszcza że nieraz ludzie murem za nimi stoją, a potem inne bardy ci zadek w pieśniach obrobią za niewolenie duchów wolnych - skrzywił się Tornwald. - Jak złapię to przesłucham, choć niektórzy od razu na stryczek ją chcą za zdradę - parsknął z oburzeniem. - Zresztą przez tych bardów chędożonych to nawet na więcej konkursów Gildię namówiono, by złapać rybki do saka. A i tak, jak widzisz, patałachy przegapili, choć dziewka się w oczy rzuca i talenta ma najwyraźniej.
-Gadanie... prawo jest równe dla wszystkich.-
odparł Raydgast, po czym spojrzał Tornwalda zdziwiony. - A kto tu jest taki szybki do wieszania. Dziewczyna wszak nic jeszcze nie zrobiła. A i ten Stick, w sumie też jeszcze nie nabroił...żeby od razu wieszać?
- Ano równe... Co do wieszania zaś, to szkoda gadać
- westchnął Tornwald i spojrzał wrogo na ścianę swojego namiotu. A namiot jego ostatni w tormickim obozie był...

-Nie wpadniesz przeca konno pomiędzy bardów i nie będziesz jej łapał. Trzeba ją sposobem.- rzekł Raydgast, wzruszył ramionami.- Trzeba z nią się po prostu rozmówić. Mogę ją zapytać czy by nie zagrała mnie i mojej małżonce przy kolacji. A i o tego Sticka mogę spytać, przy okazji.
- Jak niby? Te barany przecie znów ją zgubiły -
fuknął dowódca, a giermek skulił się mimo, że to nie on na zwiad chodził. - Zresztą jak rycerza zoczy to zniknie pewnie. Ponoć raz ją już w Wheelon helmici złapali, to im zwiała jeszcze tej samej nocy. Ale to plotki jeno - oficjalnie nie przyznali by się, że ich byle dziewczątko na dudków wystrychnęło.
- Cóż...-Raydgast się zamyślił. Wreszcie rzekł. -Niech roześlą wici, że córka sir Reincharda Greyforta, szuka uzdolnionej bardki. Kto wie, jeśli jest tak dobra, to może być prawda. - Wstał i przeszedł się po pokoju rozważając. - Może skorzysta z okazji, do zaprezentowania swego kunsztu. Tylko... Helena musiałby się zgodzić.
- Może... Pomysł niegłupi, choć zapewne bardki szturmem twą karczmę zdobywać będą, bo przecie zjechały ich na jarmark tuziny. A żonki swej nie boisz się na szwank wystawiać? Ponoć bardowie własną magię mają, a i zwyczajną niejeden się para.
- Od razu podejrzewasz najgorsze.-
westchnął Raydgast. Wzruszył ramionami.- Przecież dla nich to będzie kolejny konkurs. Nic niezwykłego. Pewnie, że jakichś czarów użyją. Ale bez przesady... najwyżej po to, by występ swój uświetnić.
- Twoja żona - twoja wola -
odpadł po namyśle Tornwald. - Ale miej baczenie na rodzinę, druhu - pewnie nie na darmo dziewki wszyscy szukają.
-Wynajmie się kogoś do ochrony, kogoś pewnego. I tak żony samej zostawić mogę. Znasz może kogoś, kto by pewnych i odważnych najemników mógł polecić?-
spytał Raydgast pocierając brodę.
- Wszyscy znani mi z imienia, to teraz pracy mają w bród karawany chroniąc. Najłatwiej jakichś przyjezdnych byś najął, jeno to znów strach czy na łachudry jakie nie trafisz. - Tornwald zadumał się chwilę. - W sumie i tak kogoś nająć musisz by za drowami iść, bo wszyscy rycerze już mają rozkazy po Jarmarku do Fortu wracać i oddziały przeciw orkom formować, a najemni pewnikiem za nimi pójdą.
-Tymi, z którymi za drowami mam iść, to się nie przejmuję. Ale żonę wolałbym oddać w pewne ręce.
- westchnął Raydgast. Odciągnął nieco kotarę namiotu i spojrzał na tłum ludzi na jarmarku.
Po czym westchnął.- Niepotrzebnie uległem Helenie.
- Plan i tak niezbyt pewny był, a poza tym jakbyś koncert dla żony robił z byczkami stojącymi u drzwi, co? Też podejrzane by było
- pocieszył go dowódca, po czym wstał. - A, nie troskaj się tym, jeno ciesz się czasem z rodziną póki możesz i z cudów jarmarku korzystaj, bo w drodze ani dobrego piwa, ani ciepłego łoża nie uświadczysz. Może słusznie gadasz i to całe bardowanie funta kłaków nie warte.
-Ano...jak i same bardy.-
zaśmiał się Raydgast puentując wypowiedź przyjaciela.
Roześmiali się obaj, po czym Thunderdragon rzekł:- Wybacz druhu, ale na spotkanie z Wulfem ruszać muszę - i tak już spóźniony potężnie jestem - słowa te potwierdził giermek, energicznie kiwając makówką.
-Jeszcze jedno...wiesz może jak się owa bardka nazywa?- spytał Raydgast przypominając sobie o tym przeoczonym fakcie. Skoro i tak się przyjdzie pokręcić mu po Jarmarku, to równie dobrze może o nią popytać. Szanse na jej znalezienie pewnie i mizerne są, ale nie zaszkodzi spróbować przy okazji.
- Sorg - podpowiedział usłużnie giermek. - Sorg ją wołają, słyszałem od widzów konkursu.

Raydgast wiedział, że szanse na znalezienie tej... Sorg? Szanse na jej spotkanie były więcej niż mizerne. Ale też i nie miał nic ciekawszego do roboty. Do żony jeszcze wolał nie wracać, więc skorzystał z tej wymówki wobec siebie by Sorg poszukać.
A bardów na jarmarku było tyle co pcheł na żebraczym psie. Można było przebierać w nich jak w ulęgałkach. Większość bardów i bardek prezentowała się tak samo. Dość wyzywające stroje i fryzury, mające maskować brak doświadczenia i innego mankamenty ich warsztatu.
Umiejętność trzymania lutni i silny głos nie zrobi z barda minstrela. Do tego trzeba lat i doświadczenia. I właśnie na takiego barda natknął się Raydgast. Niemłody już mężczyzna, był ubrany w skórzaną kurtę i czapkę purpurowej barwy. Nakrycie głowy już dawno wyszło z mody w królestwie pięciu miast. Ale stary bard nadal je nosił z przekory. Sławę jego potwierdzało to, że nie występował sam...Nie. On tylko śpiewając żonglował, udowadniając w ten sposób swój kunszt.


A młodziutka flecistka, w czerwonym płaszczu


i rudowłosy lutnista


, zapewne jego uczniowie, robili za akompaniament.


Pieśń nie była ambitna, ani specjalnie trudna...w dodatku była Raydgastowi znajoma. Gdy więc mężczyzna zakończył śpiew, paladyn. - Tylko ziomkowie z Browntown, potrafią poprawnie wykonać tą pieśń.
-Aaaa...dobrze spotkać kogoś z rodzinnego miasta. Mogę zapytać o godność panie?-
spytał stary bard.
- Raydgast Silvercrossbow.- odparł paladyn, a stary bard zastanowił się. –Silvercrossobow.
Wreszcie uśmiechnął się i dodał.- Musisz być synem Gunnara! Jak się miewa staruszek?!
- Dość dobrze... zważywszy na wiek w jakim jest.-
odparł paladyn. A bard rzekł.- Proszę, proszę...Syn Gunnara, rycerzem. Kto by pomyślał. Wiesz że twój ojciec miał głowę mocniejszą od każdego krasnoluda?
-Tak powiadał.
- odparł paladyn. A stary bard rzekł z entuzjazmem.- I prawdę mówił, niech skonam jeśli łżę. A tak w ogóle... Jestem Kaspian „Płochykot” ...nazwisko zapomniałem już dawno, bo się mnie krewni wstydzili, a ja lubię żyć w zgodzie z rodziną. Ta młódka z piszczałą to Stella, będzie z niej świetna bardka... – tu przerwał by zwrócić się do dziewczyny.- o ile będzie więcej ćwiczyć, a mniej marzyć o rycerzach w lśniącej zbroi. – potem wskazał chłopaka.- Ten urwipołeć zaś to Fabian, mój syn... a tak przynajmniej twierdziła jego matka... i jej sześciu kuzynów z pałami nabijanymi kolcami, którzy pilnowali, bym nie uciekł od ołtarza.
Machnął ręką dodając. –Stare dzieje...ma chłopak dryg do lutni. Gorzej ze śpiewem i rymami. - na moment zamyślił się nim rzekł.- Nieważne ...syn Gunnara. Kto by pomyślał?- - i zadecydował.- Musimy opić to spotkanie.

I paladyn spędził kolejne godziny, na wspominkach z Kaspianem... głównie to Kaspian wspominał i opowiadał, a pozostała trójka słuchała i dopowiadała. Choć asystenci starego barda skupiali swą uwagę na paladynie. Głównie zaś Stella, widocznie starając się skonfrontować swe wyobrażenia o rycerzach w lśniących zbrojach z rzeczywistością w postaci Raydgast. Paladyn mając za sobą jedną popijawę starał się tym razem ograniczać picie, choć powodowało to nieprzyjemny efekt w postaci słów.- Syn Gunnara od picia migać się nie powinien.

A burza dopiero nadeszła ze słowami.- Tuś mi bratku. Ja cię po całym Jarmarku szukam, a ty żłopiesz piwsko w podrzędnym wyszynku !-
a kobieta mówiąca te słowa spojrzawszy na Stellę dodała.- i młode bardki uwodzisz.
To Helena znalazła męża...Raydgast zaczął się tłumaczyć.- Kochanie to nie tak...spotkałem Tornwalda i...
I zaczęło się. Helena już nic nie mówiła. Ona patrzyła...wymownie. Spojrzenie potrafiła wywołać u Raydgasta poczucie winy, żal, smutek, przerażenie i wstyd. I jej oczy w tej chwili gromiły paladyna, tak że ten najchętniej schował by się pod stół. Stella dyplomatycznie przestała się interesować Raydgastem. Rycerz mający brzuchatą małżonkę nie pasował do jej wyobrażeń o romantycznym kochanku. A Fabian chichotał. Raydgast zaczął przedstawiać.- Heleno to Kaspian „Płochykot” przyjaciel mego ojca. Kaspianie, poznaj Helenę mą małżonkę.
Stary bard odparł szarmancko.- Zazdrościć można tylko twemu małżonkowi, tak pięknego skarbu, jakim ty jesteś pani.
Helena uśmiechnęła się radośnie po czym dodała ironicznie.- KTOŚ tu jednak potrafi mnie docenić. Nie, jak małżonek, który...-Raydgast nie dał jej dokończyć, chwycił za rękę i delikatnie wyprowadził z karczmy. Weszli w boczny zaułek, skryty w cieniu. Mężczyzna objął małżonkę, dość nieobyczajnie, bo dłonie kładąc na pośladki i przytulił.
- Wciąż się na ciebie gniewam i ...śmierdzisz gorzałą.- mruknęła Helena, ale tak jakoś bez przekonania, gdy Raydgast zaczął pieszczotliwie poruszać dłońmi po jej dolnych partiach ciała.
-Przepraszam.- rzekł cicho paladyn i nachylił się by całować jej szyję. Reakcja Heleny była dość spontaniczna.- Mmmm...Raydgast.
I zmienna, bo po chwili.- Nie...Raydgast... nie możemy. Puść mnie.
Przez chwilę próbowała się wyrwać z objęć miejsca, szepcząc.- Nie możemy Raydgast, co sobie ludzie pomyślą...Przestań... mmm... Raydgast...ty szalony dzikusie. Nie... powinniśmy. Ochchch.
Gdy jednak paladyn zaczął śmielej podciągać suknię w górę, żona trzepnęła go po potylicy. –Przestań...robisz to specjalnie, żeby odwrócić moją uwagę.
Nadal tuląc swą małżonkę paladyn mruknął.- Udało mi się?
-Nie bardzo.- odparła wystawiając język. I dodała smutno.- To miał być wyjazd rodzinny, a tylko parę godzin z rodziną spędzasz.
- Po Jarmarku jadę na misję.
- rzekł paladyn, a ta wiadomość nie uradowała Heleny. Spojrzała kosym spojrzeniem na męża.- Znowu? I co? Ponownie mam czekać pół roku, aż się zjawisz?
-Będę pisał.-
odparł paladyn i poczuł delikatny dotyk dłoni Heleny na swym policzku. Głaszcząc go Helena dodała.- To niewielka pociecha...ale... Eech, same z tobą utrapienia, wiesz?
Przytuliła się do niego. –Skoro jednak dopiero po Jarmarku, to resztę czasu musisz spędzić z rodziną.
-Nawet mam pomysł na to spędzanie czasu.-
mruknął cicho paladyn i zaczął opowiadać swój pomysł Helenie wprost do ucha. Kobieta zaczerwieniła się i dodała.- Ty chyba oszalałeś! A jak ktoś nas złapie?!
Dłonie paladyna zacisnęły się na pośladkach małżonki, gdy mówił.- Nie miałabyś ochoty? Dawno nie robiliśmy czegoś szalonego.
-Dzikus, lubieżnik, satyr prawdziwy.-
szeptała Helena chichocząc. Cmoknęła męża w policzek.- Dobrze...spróbujemy. Ale to później. Teraz udamy się wraz dziećmi na Jarmark i... żadnego picia.
-Jeszcze tylko zamienię kilka słów z Kaspianem.-
dodał paladyn i opuścił małżonkę, po czym wszedł karczmy. Podszedł do trójki bardów mówiąc.- Mam małą prośbę. Czy ty i twoi uczniowie moglibyście popytać na Jarmarku o bardkę o imieniu Sorg, albo barda Stickiem zwanego?
- Popytać mogę
.- odparł Kaspian, potarł brodę.- Ale nie chciałbym wystawiać na cel, zwłaszcza koleżanki po fachu. Wiadomo, że twój zakon ich szuka i nie tylko. Ale powodu dla którego ich szuka...nikt nie chce ujawniać.
- Z mej strony Sorg i Stickowi nic nie grozi. Pomówić z nimi chcę.-
rzekł paladyn i uśmiechnął się dodając. – I nic więcej.
-Obyś z tą rozmową nie przesadził.-
zażartował Kaspian, dodając. –Bo jak cię małżonka nakryje.. To nie chciałbym być w twojej skórze. Z drugiej strony, takiej ładniutkiej żony zdradzać nie wypada.
- O to się nie martw. Nie mam żadnych niecnych, czy jakichkolwiek innych planów wobec niej. Poza rozmową.-
rzekł Raydgast.
A Kaspian dodał.- Gunnarowemu synowi wierzę na słowo. Popytam... a jeśli się czegoś dowiem, to gdzie cię szukać?
-W gospodzie "Srebrną strzała" zwaną.-
odparł paladyn i pożegnawszy się z całą trójką, udał się po małżonkę, by wraz z nią ... a potem i z dziećmi, spędzić resztę dnia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-03-2010 o 12:10.
abishai jest offline  
Stary 30-03-2010, 22:03   #19
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
_____________________________________
__________

Śródlecie. Eleint. Trzeci dekadzień
Trzeci-czwarty dzień Jarmarku.

.
Uran, Srebrny Jarmark


Jarmark nie rozczarował podróżników. Przy bliższym poznaniu okazało się, że do oczekiwanej zaściankowości jest mu bardzo daleko, toteż wszyscy spędzali czas na zmianę na interesach i rozrywkach, poznając niemałe bogactwo tutejszego kraju, tym bardziej wyraźne, że leżące na tak dalekiej północy.

Skacowany i niezadowolony z nowej misji Raydgast niechętnie przekazał żonie wieść o wyjeździe. Zgodnie z przewidywaniami Helena nie była zachwycona... Zawsze cierpiała gdy wyruszał z rozkazem, a w błogosławionym stanie była szczególnie czuła na jego nieobecność. Toteż paladyn przepraszał cały wieczór, noc i następny dzień - tym razem zakupami. Oboje wiedzieli jednak, że to tylko pozory, które nie mogły uśmierzyć smutku Heleny. Tylko nieświadome rozstania dzieci hasały wokół rodziców, bawiąc i irytując na zmianę. Wieści od "Płochykota" nie otrzymał żadnych.

Czwartego dnia Jarmarku wczesnym popołudniem paladyn niemal zderzył się w progu gospody z Murfą, giermkiem Tornwalda.
- Panie - rzekł chłopak, skłaniając się - Z polecenia mego pana przywiodłem Ci kapłana Tyra, Iulusa Manoriana, z którym ty i mój pan wspólną sprawę macie. Panie... - odwrócił się do kapłana - oto sir Raydgast Silvercrossbow, zaufany w służbie mego pana. Zgodnie z rozkazem przywiodłem cię, panie, na miejsce. Czy mam przekazać coś sir Thunderdragonowi? - zwrócił się do obu mężczyzn.
- Nie... chyba nic. - odparł paladyn, po czym dodał. - Poza tym, że... zajmę się sprawą.
Kapłan, prócz podziękowań, również nie miał nic do dodania, wiec Murfa pożegnał się i wyszedł, zostawiając mężczyzn samych sobie.

***

Helfdan i Iulus spotkali się dopiero wieczorem. Kapłan z nieskrywanym podnieceniem przekazał tropicielowi zdobyte od Tornwalda i Raydgasta informacje, nalegając na przeniesienie się do "Srebrnej Strzały". Helfdan sarkał i marudził, bo karczma droższa była i przez możniejszych, a więc nie tak skorych do wypitki i wybitki, oblegana. Koniec końców obaj jeszcze tego samego wieczora stanęli na progu gospody, by wywiedzieć się o wolne pokoje których, ku zadowoleniu tropiciela, nie było. Tam zaś ze zdumieniem ujrzeli Złocistego, koncertującego sobie w najlepsze przy żywym aplauzie publiki.

***

Kolejne dni mijały na przyjemnościach i snuciu planów. Helfdan parę razy wpadał na trop gwiaździstej Sorg, jednak zawsze jakimś dziwnym trafem się z nią mijał. Z pewnością na Jarmarku była i nawet dnia pierwszego konkurs wygrała, lecz prócz tego przepadła jak kamień w wodę. Nic zresztą dziwnego - wszyscy, łącznie z tropicielem, szukali samotnej bardki, lub w parze z mężczyzną. Na spacerującą z rodziną Sorg nikt uwagi nie zwracał.

Również Aesdil nie miał szczęścia mimo, że mieszkali w tej samej gospodzie. Kilkukrotnie zoczył ją w tłumie, jednak zawsze była ze swoją kuzynką lub wujem, a nim przedarł się przez ciżbę dziewczyna znikała.

Laure dużo czasu spędził kręcąc się w okolicach smoczej klatki. Telepatyczne zdolności smoka działały na kilkanaście metrów, mógł więc bez obaw konwersować z Peorrhiem. Ten jednak, podobnie jak większość pozostałych pobratymców, nie pamiętał z porwania wiele, prócz paniki i chaosu, jakie ogarnęły zapędzone w pułapkę stado. Nie umiał nawet wskazać w tłumie najemnego maga. Klatka okazała się niemagiczna, lecz nie zmieniało to faktu, że była dobrze strzeżona. Jedyną szansą na kradzież zdawał się elfowi czas magicznych popisów - piątego lub siódmego dnia Jarmarku.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 15-04-2010 o 16:57.
Sayane jest offline  
Stary 05-04-2010, 12:16   #20
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Prowadzony przez Tormickiego giermka Manorian próbował się nie uśmiechać, próbował też się nie przewrócić, bo myśli i wizje przyszłych zdarzeń wirowały przed jego oczyma jak oszalałe tęczowe zjawy. W głowie szumiało imię nekromanty wymienione przez Thunderdragona. Serce kapłana tłukło się jak szalone w piersi - drobna, jak dotąd nudna misja zlecona przez starego mędrca z zakonu Tyra przestawała wreszcie mieć posmak mulistej niepewności i gnania we mgle za rozpędzonym wozem. Teraz wróg wydawał się namacalny a dodatkowo potężny i przerażający.

Mimo skromności wpajanej w zakonie Iulus zawsze marzył by swymi czynami dorównać swemu mentorowi - Praxorowi "Dzierżącemu Tarczę". To zadanie - mroczne fatum Urgula kładącego się cieniem nad czynami ściganego barda - było na miarę sławnego paladyna ze Srebrnych Marchii. O tak! Zapobiec katastrofie całego Królestwa ku chwale Kalekiego Boga ! - nie mogło być nic piękniejszego i godniejszego pamięci, co Iulus mógłby złożyć na grobie Ojca.

Przeciskając się za Murfą przez ciżbę, Manorian dotarł wreszcie do okazałej i bogatej karczmy, na której szyldzie błyszczał napis "Srebrna Strzała". Już mieli przekroczyć próg, gdy chłopak o mało nie zderzył się w drzwiach z rosłym wojownikiem. Po chwili między młodzikiem a rycerzem nawiązał się dialog i Iulus odkrył z zadowoleniem że oto natrafili na polecanego mu przez Tormitę rycerza.

Kapłan odprowadził wzrokiem odchodzącego giermka i ukłonił się z szacunkiem paladynowi.
- Jako mówił Murfa jestem Iulus Manorian ze Srebrnych Marchii w pościgu za Stickiem przybywający. Miło mi Cię poznać Panie. Wielem dobrego słyszał od cnego Sir Thunderdragona o Tobie. Dlatego przybywam mając nadzieję na połączenie naszych wysiłków ku odnalezieniu tego barda. - Iulus wyciągnął do rycerza dłoń na powitanie

Silvercrossbow uścisnął dłoń kapłana i zaczął mówić.- Miło mi poznać gościa z tak dalekich stron - dodał wskazując dłonią na pobliski wolny stolik.- Usiądźmy.

A gdy obaj już usiedli, spytał.- Za jakie zbrodnie go ścigacie, panie?

Iulus kiwnął głową i usiadł przy stoliku po czym z niewielkim zmieszaniem odpowiedział na pytanie paladyna:
- Otóż właściwie bard ten nie dopuścił się żadnej zbrodni w Marchiach, jednak przebywając na terenie naszej warowni został sprawdzony pod kątem swej aury. Permanentne czary spoczywające na Twierdzy Sprawiedliwości ukazały nam go istotą złego charakteru. Jednak to nie wystarczyło do ujęcia Sticka. Mój Mistrz, członek kapituły naszego zakonu, wieszczył i wróżył długo by jego cel i zamiary odkryć. Udało mu się jednak dojść tylko do mglistej wizji mrocznego fatum spoczywającego na owym mężczyźnie i pewności, iż ściągnie on na świat wielkie zło. Ruszyłem więc śledząc Sticka i wywiedziałem się, iż zatrzymywał się wszędzie tam gdzie wiedza magiczna gromadzona była. Nie zatrzymywał się w miastach kupieckich, ni pirackich jeno tam gdzie Magowie i ichniejsze biblioteki. Dopierom tu na miejscu, gdzie w ślad za nim i jego uczennicą dotarł, od sir Thunderdragona wywiedziałem się zapewne o jego zainteresowaniu historyją pewnej wojny i dawnym wrogiem Królestwa. Drżę na myśl potęgi którą może chcieć obudzić - szepnął kapłan pochylając się konspiracyjnie nad stolikiem - pragnę więc nie dopuścić do zbrodni, zgodnie z życzeniem mych mistrzów i na chwałę Sprawiedliwości - wyprostował się dumnie na krześle, prężąc pierś na której zwisała złocista waga-symbol Boga Okaleczonego - Tyra. Wydał się przy tym ledwie giermkiem podnieconym przed pierwszą bitwą. Znać było, iż mimo wielkiego zapału wielkich czynów w jego życiu było mało.

- Nie dopuszczenie do zbrodni to chwalebny czyn, ale jak to powiadają, Dziewięć Piekieł jest dobrymi intencjami wybrukowane. Jak planujesz do tej zbrodni nie dopuścić?- spytał paladyn ostrożnie. Splótł dłonie razem dodając.- Nie wiedząc wiele, pochopnymi czynami możemy tylko przyspieszyć to, czemu zapobiec zamierzasz. Proponuję najpierw odnaleźć tego Sticka i przepytać go...Czyś na tyle doświadczony, by magią wszelkie próby kłamania wykryć?

Manorian zmarszczył brew:
- Przyznam szczerzę, że w kwestii zapobiegnięcia występkowi w tym wypadku akurat miałem właśnie zamiar Sticka odnaleźć, a nie od razu wyruszać na wojnę przeciw mglistej jeno wizji wroga. Zaliż z tego co wiem to i Wasz szlachetny zakon po cichu barda szuka, bez gończych listów i bez pism skazujących, jeno by prawdę o jego czynach ujawnić. - twarz mu trochę spochmurniała.
Iulus odchrząknął czując się jak bardzo młody akolita który za bardzo zapalił się do czynu nim wszystko przemyśli. Wrócił jednak szybko myślą do rozmowy:
- Względem kłamstw wykrywania - Tyr obdarzył mnie łaską tworzenia sfer, w których kłamu zdać nie można. Jeśli więc tylko Stick nie jest w posiadaniu jakiegoś przedmiotu przełamującego boskie dary kapłanów to skłamać w mej obecności nie będzie potrafił. - odrzekł spokojnie splatając dłonie na kolanach.

-To ułatwi sprawę, a co do mojego zakonu. To prawda, szukają Sticka. Ale co z nim zrobić, jak go znajdą, to jeszcze nie jest ustalone.- odparł paladyn i spytał.- A gdzie teraz zamierzasz się udać w jego poszukiwaniu? Masz jakieś konkretne pomysły Iulusie Manorianie?

- Myślę, że zacznę od Sorg, jego uczennicy. Może ją łatwiej będzie dopaść, bo wiem już że Stick zapadł się pod ziemię w Esper. Poprosiłem o pomoc w jej znalezieniu, choć może bardziej trafne wynająłem usługi zaprzyjaźnionego tropiciela, który już w tym momencie szuka jej śladów. Co Ty na to mości Silvercrossbow. Jeśli masz lepszy pomysł od razu go odwołam. -
odparł kapłan szybko i konkretnie, zachowując jednak cały czas szacunek należący się starszemu stopniem zakonnikowi.
- Cóż...pomogę jak będę mógł. Raczej jako przewodnik chyba, niż w inny sposób.- odparł paladyn, wzruszył ramionami.- Problemem mogą być rozkazy. Nie wiem jakie zadanie zleci mi kapituła zakonu, ale rozumiesz panie, że stoją one w hierarchii powinności wyżej od pomocy dla ciebie.
Potarł czoło dodając.- A co do Sorg, też ciężko ją znaleźć. Giermkowie ganiają po całym jarmarku jak koty z płonącymi ogonami. Z mizernymi skutkiem. Ponoć na Jarmarku jest...ale jeśli rzeczywiście z niej Sticka uczennica, to ukrywać się potrafi równie dobrze jak jej nauczyciel.
- Cóż zobaczymy. Wszak zadaję mi się, że sir Tornwald też o ujęciu Sticka rozmyśla ze względu choćby na wspomnienie Urgula. Zajmę się póki co Sorg, może mi się poszczęści -
kapłan uśmiechnął się ciepło - a przewodnictwo przyda się bardzo, bo w kraju Waszym pięknym nie obeznanym. - zamyślił się przez chwilę po czym dodał - aha postaram się przenieść wraz z towarzyszem na tutejszą kwaterę, lecz jeśli by mi się nie udało szukać mnie możesz w dokach w karczmie "Złoty Pstrąg" - zawiesił głos jakby w oczekiwaniu na pytanie paladyna lub pożegnanie.
-Wiele się dzieje...trudno powiedzieć co kapituła zakonu uzna za najważniejsze.- odparł dyplomatycznie Raydgast. Potarł brodę, dodając.- I ja poczyniłem kroki w celu odnalezienia tej bardki. Jeśli mi się poszczęści, postaram się jak najszybciej cię powiadomić Iulusie .
- Dzięki Ci Panie, w takim razie oddale się natenczas, proszę o wieści wszelkie i takoż zobowiązuję się Tobie o wszem informować, co tylko uda się mi wywiedzieć - wstał i kłaniając się grzecznie wyciągnął do Paladyna prawicę - rozumiem, że tutaj w "Strzale" lub w obozie Torma znaleźć Cię będzie najlepiej ?
- Bardziej tutaj, niż w obozie Torma. Żona ma jest w ciąży, więc wolę przy niej przybywać, póki obowiązki nie wzywając.- rzekł paladyn ściskając dłoń kapłana i dodał.- Życzę powodzenia w poszukiwaniach.
- Dzięki Panie, do zobaczenia więc - kapłan uśmiechnąwszy się ostatni raz do paladyna odwrócił się i ruszył do wyjścia.

Praktycznie biegiem pokonał drogę do nadbrzeża i wpadł do karczmy, w której zatrzymali się wraz z tropicielem. Gdy tylko ujrzał brodatego półelfa, przypadł do niego w pośpiechu.
- Dowiedziałem się kilku niesamowitych rzeczy, moje poszukiwania przybiorą tempa i powagi, przyjacielu - ta misja może się okazać niebezpieczną wielce ale i o istnieniu całego tego Królestwa zaważyć - powiedział ściszając głos, ale tak by przez harmider panujący w karczmie dało się go słyszeć. - Ale co pierwej chodź ze mną do "Srebrnej Strzały" chciałbym tam przenieść nasze rzeczy jeśli tylko uda się pokoje znaleźć... Potem wszystko Ci wyjaśnię. - Manorian wydawał się nieporadnie ukrywać swoje podniecenie, wręcz przestępował z nogi na nogę chcąc co prędzej udać się do bogatej karczmy.

- Mnie tam w tej karczmie dobrze, ale jak chcesz mogę Ci pomóc przenieść graty - burknął nad piwem tropiciel.

Iulus wzruszył jeno ramionami.
- Dobrze chodźmy zobaczyć czy w ogóle znajdzie się tam jaka izba...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 05-04-2010 o 12:19.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172