Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2010, 11:16   #12
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Następnego dnia Raydgast już o świcie ruszył z jednym ze swoich pachołków w stronę paladyńskich namiotów. Co prawda wyruszenie odwlekło się nieznacznie, bo rozbudzony o nietypowo wczesnej porze Jaron zaczął głośno domagać się udziału w turnieju - a przynajmniej przywileju towarzyszenia ojcu w przygotowaniach; i za nic nie dawał się od tego odwieść. W końcu Helena fuknęła, żeby przestał hałasować, bo budzi Adelę, by zabierał syna i dał im spać.

Toteż po godzinie Raydgast stał w jednym z namiotów jak kołek czekając, aż giermkowie wdzieją mu zbroję, a podniecony Jaron kręcił się wokół jak dokuczliwa mucha, trajkocząc i przeszkadzając. Silvercrossbow jakoś nigdy nie dorobił się własnego giermka, toteż musiał zdać się na pomoc zakonnych chłopców, którzy przyuczali się w ten sposób - kto wie, może nawet do roli rycerza i paladyna? Może i Jaron kiedyś będzie? W końcu to nic niezwyczajnego brać swego syna na giermka...

Oczami wyobraźni widział już gromy ciskane przez wzrok Heleny, na samo poruszenie tematu przygotowywania Jarona do rycerskiego rzemiosła. Cała nadzieja, w tym że opieka nad niemowlakami sprawi, że ostatnia potomkini rodu de Greyfort stanie się mniej nadopiekuńcza wobec swej najstarszej latorośli.

Zawyły trąby i paladyn, przy wtórze chrzęstu i podzwaniania zbroi, wymaszerował z namiotu na plac turniejowy. Wokoło zgromadził się tłum ludzi, a co znamienitsi siedzieli nie tylko na ławach, ale i wyściełanych krzesłach. Jedno takie przypadło Helenie, która wraz z Adelcią i stojącą za siedziskiem służką z uwielbieniem wpatrywały się w swojego męża, ojca i pana. Dziewczynkę onieśmielał gwiżdżący i wiwatujący tłum, ale dzielnie starała się nie rozpłakać - tatuś by się za nią wstydził, a brat z pewnością wyśmiałby takie zachowanie.

Tatuś tymczasem chwycił za miecz i jął siec bez litości jednego zbrojnego pana za drugim. Tylko nie wiedzieć czemu już przy drugim odtrąbiono porażkę Raydgasta i interesujące dziecko widowisko na tym się skończyło. Niemniej jednak paladyn zwyciężył w pojedynku, toteż rodzina i znajomi otoczyli go hurmem, gratulując wygranej. Gdy udało mu się wyrwać z objęć dumnej żony i rycerskiej braci zauważył, że w jego stronę zbliża się Thunderdragon.


Również przedwcześnie posiwiały jak Raydgast. Obu mężczyznom trudy ostatniego najazdu orków dały się we znaki. Niemniej różnica między nimi była wielka. Torwald był znakomitym rycerzem z starego i poważanego rodu, człekiem wpływowym, majętnym i z wojenną sławą. A także uważanym powszechnie za znamienitego taktyka oraz mówcę.
Wiadomo, że daleko zajdzie...O wiele dalej niż Raydgast. Co akurat Silvercrossobowa nie martwiło. Gdyż to co chciał zdobyć, tulił właśnie do siebie.

Po wymianie zwyczajowych w takich sytuacjach uprzejmości Torwald objął paladyna po ojcowsku za ramiona i poprowadził nieśpiesznie na łąki, gdzie pasły się paladyńskie konie - teraz opustoszałe, gdyż większość wierzchowców była jeszcze pod opieką giermków, którzy przygotowywali je do kolejnych zawodów.
- Niezgorzej ci poszło w pojedynku - pogratulował. Chwilę wymieniali uwagi na temat uczestniczących w turnieju rycerzy, ich technik walki i rynsztunku. W końcu jednak dowódca rzekł.- Rozrywki juz zażyliśmy, czas najwyższy na obowiązek. Opowiedz mi dokładnie, co żeś słyszał o tym drowie.
-Wiem że jacyś awanturnicy złapali jednego, słyszałem też coś o próbie samosądu. Ale nic więcej.-
rzekł Raydgast, wzruszył ramionami.- Z uwagi na żonę nie mogłem zbyt długo siedzieć w tych... no...Podkosach? Tak chyba nazywała się ta wioska. Jeśli bogowie nam sprzyjają, to ten drow... jest wygnańcem z własnego miasta i tylko przypadkiem zawędrował na powierzchnię.
- Obawiam się, bracie, że twe nadzieje są płonne. - westchnął Torwald. - Niecały dekadzień temu od jednego z gryfich jeźdźców otrzymaliśmy niepokojący raport. Lecąc nad tamtymi okolicami, późnym wieczorem, dostrzegł niewielką grupę jeźdźców w czarnych opończach i z nietypowym uzbrojeniem, zwijających obóz. Gdy zawrócił, by przyjrzeć im się jeszcze raz ci skryli się w zagajniku, a że był sam to obawiał się lądować. Przez kolejne dni zwiadowcy nie zoczyli owych jeźdźców, zapewne więc podróżowali nocą. Wnioski to pochopne, bo wiele band łupieżczych kryje się teraz przed czujnym okiem strażników; że jednak stało się to w okolicach owej wsi - jedynej w tamtej okolicy - ciężko mi nie nabrać podejrzeń.
- Wiadomo już, na co się prawdopodobnie najeżdżać planują? Na pewno nieprzypadkowo byli w tych okolicach. Może któreś z większych miast jest celem ?- spytał Raydgast obserwując oblicze Torwalda.
- Najeżdżać zaraz - żachnął się dowódca. - Drowy to nie orki, hurmem na Królestwo się nie rzucą (przynajmniej mam taką nadzieję). Musiałyby się w kleszcze obu twierdz naszych dostać, a tego nawet duża armia nie wytrzyma - oznajmił z pewnością siebie człowieka, który nigdy z drowami nie walczył. - Gorzej jak podkop gdzieś zrobiły. Ale pewnikiem coś knują jak to one. Jak w stronę Uran jechali, to opcji nieskończona liczba jest.
Raydgast pokiwał głową, ponieważ sam z drowami również do czynienia nie miał. Padło więc pytanie.- Może lepiej jak żonę, zamiast do domu, to do posiadłości teście w stolicy odeślę?
Przez chwilę milczał próbując dobrać odpowiednie słowa. - Czy tam, w stolicy... za nerwowo jest?
- Panikować co nie ma, zwłaszcza że wszystkie zejścia do Podmroku po helmickiej stronie są, nie naszej. Lecz przezorny zawsze ubezpieczony, a Darrow grube mury ma, w ziemi głęboko osadzone i piwnice murowane. A w stolicy czemu nerwowo? -
zdziwił się szczerze.
- Wiadomo, polityka. - machnął ręką Raydgast narzekając. - Zawsze znajdą się jakieś plotki, knowania. Mądry człek trzyma się z dala od polityki. Większe to bagno, niż wojaczka z orkami, czy... drowami.
- Ano tak, zwłaszcza szlachta lubi się w nim babrać; bez urazy oczywiście
- rzekł rycerz. Raydgast z uśmiechem pokiwał głową. Wszak to Torwald należał do bardziej znamienitego rodu niż on sam. Dowódca chwilę dumał nad czymś gładząc brodę. Wreszcie rzekł.-Te wieści o drowach... zatrzymaj na razie dla siebie. O raportach jeźdźca też wie tylko niewielki krąg osób, jak i o Twoich, zwłaszcza że niepotwierdzone to wieści. Plotki szybko się rozchodzą, a nie chcieliśmy na Jarmarku niepokoju wzbudzać. Jeno straży szczególnie wyczulonym być kazaliśmy na wszelkie podejrzane persony. Wojna pewnikiem nie idzie, bo by ostrożniejsi były, ale szpiegów strzec się musimy... - zawahał się, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale zrezygnował. - Jak nie masz z kim żony po Jarmarku do Darrow posłać, załatw to czym prędzej. Zapewne nie będzie ci dane do domu z nią wracać.
Nie była to dobra wieść dla paladyna.
- Czemu?- zdziwił się Raydgast i spojrzał na Torwalda marudząc.- Myślałem, że... Helena jest w ciąży, będą bliźnięta. Chciałem przy niej być, do porodu przynajmniej.
Zaskoczony Thunderdragon zamrugał oczami.- A niby po co? Baby są do rodzenia, chłopy do wojaczki. W połogu z nią przecie nie będziesz, od tego akuszerka jest; a bardziej jej się przydasz po niż przed. Zresztą - machnął ręką - jeszcze nie słyszałem, żeby rycerz od obowiązku się wymówił żeby przy żonie siedzieć, chyba żeby obłożnie chora była - a i to rzadko. Skoro zaś przywiozłeś ją taki szmat drogi, to chyba w dobrym zdrowiu jest, czyż nie?Widać było, że Torwald kawalerem jest... skoro takie rzeczy mówił. Niemniej Raydgast nie miał zamiaru się kłócić z towarzyszem broni. Zapytał więc.- Jaka mnie czeka misja?
- To... jeszcze z Wulfgarem omówić muszę -
zająknął się dowódca. - Jest parę spraw którymi zaufany człowiek zająć się powinien - jedna zapewne dłużej niż dekadzień nie potrwa, druga... to dłuższa wyprawa, lecz do rozwiązania chyba obrócić powinieneś jak ci tak zależy.
- Oby, a Helena i tak będzie marudzić... Ale listy powinny ułagodzić jej gniew.-
rzekł do siebie paladyn uśmiechając się pod nosem. Po czym głośniej dodał.- Kiedy wszystko będzie wiadome i będę mógł wyruszyć?
- Nie później jak w ostatni dzień Jarmarku; na pewno jednak nie jutro, ciesz się więc czasem z rodziną. Sam wiesz, że Jarmark to czas narad i spotkań wszystkich ze wszystkimi. Część spraw musimy z Helmitami ustalić, od nich wieści wyciągnąć - w końcu drowy to ich specjalność, może wiedzą coś, co się nam przyda. Wulf i inni dowódcy są też ciągle do Radców wzywani - jakby nie mogli nam wszystkiego na raz powiedzieć -
z niesmakiem prychnął Torwald. - Nie mówiąc już o różnych uroczystościach i... - długa litania narzekań rycerza wydawała się nie mieć końca. Srebrny Jarmark niewątpliwie był dobrą okazją do narad, wymiany wieści i spotkań z tymi, z którymi odległość i czas nie pozwalały widywać się w ciągu roku. Jednak świąteczna otoczka tego zgromadzenia, liczne kurtuazyjne wizyty i ciągłe uroczystości nierzadko czyniły załatwienie pilnych spraw wielce uciążliwym i powolnym.

Raydgast w milczeniu potakiwał narzekaniom i w sumie się z nimi zgadzał. Im wyżej człek posadzi zadek tym więcej formalności, formułek grzecznościowych, kurtuazji. I powoli człeka krew zalewa. Silvercrossbow miał tę przewagę, że był szeregowym zakonnikiem i szaraczkiem ( o czym teściu lubował wspominać, przy każdej okazji) i nie musiał za bardzo uczestniczyć w dworskim życiu. Wreszcie dodał. - Jarmark się kiedyś skończy i wróci normalne wojskowe życie, albo i nie, nieprawdaż? Czy te pogłoski o zrękowinach twoich i panny Leforgue, są tylko plotkami?
- Ahhh -
żachnął się wojak i zaczerwienił lekko. - Pannie czci ujmować nie chcę zaprzeczaniem, ale plotki jak spłoszone konie gnają przed faktami - ku zdumieniu Raydgasta dowódca wpadł w lekko poetycki ton, niespodziewany u wojskowego wygi. - Choć przyznam, że gdyby mnie obowiązki wciąż po kraju nie gnały... - rozmarzył się nieznacznie, po czym chrząknął głośno i rzekł.- Jesień idzie i zaraz orki z gór zejdą. Nie trza po próżnicy gdybać, tylko się obowiązkiem zająć.
-Tak... trza się obowiązkiem zająć. Dam ci dobrą radę.
- przytaknął głową Raydgast i podszedł do towarzysza broni, by rzec mu cicho na ucho.- Tak między nami. Jakby ci teść zaproponował po ślubie zamieszkać u niego. Nie zgadzaj się pod żadnym pozorem.
Torwald wytrzeszczył w zdumieniu oczy a potem - przypomniawszy sobie plotki o małżeństwie Silvercrossbowa - ryknął śmiechem, klepiąc go rubasznie po plecach. Spokojna głowa, własny majątek mam; wielki on nie jest ale żoneczka w nim miejsce znajdzie. - rechotał jeszcze przez chwilę, a potem rzekł.- Gardło bym przepłukał, bo od tego gadania zaschło mi zupełnie. Postawię ci kolejkę, a potem z Wulfem spotkać się muszę.
- A i nie odmówię, skoro darmowa.-
zażartował Raydgast i obaj ruszyli do najbliższego namiotu ze złocistym napojem.

Namiot ten charakteryzował się wszystkim co inne tego typu namiotu. Dużą ilością schłodzonego chmielowego napoju w beczkach, hałaśliwą klientelą i „żywą reklamą” w postaci uroczej blondyneczki w schludnym stroju dość ubogim w materiał w strategicznych miejscach i króciutkim.


Blondyneczka z pobłażliwym uśmieszkiem dawała się poklepywać po pośladkach...Cóż, taka praca.

Oby rycerzom nie wypadało co prawda, zachowywać się tak śmiało... wszak jeden był zakochany i żonaty, drugi zakochany. Niemniej zerkali na dziewczynę. Pierwsze kufle piwa zostały opróżnione przy wspominkach dawnej kampanii. A im więcej alkoholu wlali w siebie paladyni, tym mniej było wspomnień, a więcej zmyślania. A gdy alkohol szumiał mocno w głowach, rozmowa zeszła na filozoficzne tematy... zgodnie z zasadą, że: „jeśli odpowiedzią nie są kobiety, lub piwo...to zadajesz złe pytania, przyjacielu.” Cóż, ani zbroja, ani śluby rycerskie, ani obrączka małżeńska nie czyni z paladyna eunucha. Co prawda całować już innych kobiet nie wypada, ale mówić i gapić się na ładne dziewoje nadal wolno. Przynajmniej, gdy małżonki nie ma w pobliżu.

Po półgodzinie, dwóch podtrzymujących nawzajem paladynów Torma wyszło chwiejnym krokiem z namiotu, kierując się... Dobre pytanie...Póki co, Raydgast i Torwald szli obejrzeć zmagania innych rycerzy na turnieju. Oczywiście, w obecnym stanie mieli pewne problemy z ustaleniem kierunków. Ale jakoś sobie poradzą. W końcu ogrów wszak pokonali!...A może to były orki ?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-03-2010 o 12:51. Powód: poprawki byków
abishai jest offline