Jackowi szumiało w uszach. Niespodziewał się, że przeżyje coś tak strasznego. Zapomniał o bolącym przedramieniu. Dookoła panował mrok, który przeszywał tylko pojedynczy strumień światła dobiegającego z reflektora autokaru. Niedaleko ktoś przeglądał uratowane bagaże.
"Może wśród nich jest moja walizka?" Mężczyzna w średnim wieku, którego Jack odciągnął od autobusu zaczął dochodzić do siebie. Widać było, że jest jeszcze w szoku. Z resztą, kto nie był? Facet wyciągnął rękę wskazując wrak pojazdu. - Najważniesze, że żyjemy - powiedział Jack poklepując mężczyznę po ramieniu. Po czym odszedł w stronę kłócących się ludzi. Wyraziste (...) Kurwa, kurwa, kurwa! Nie jest dobrze! z ust drugiego kierowcy - Duncana, nie dodawały nikomu otuchy. Zrezygnował jednak z rozmowy, kiedy kierowca powiedział - Zaczekajcie tu chwilę, ludzie i ogarnijcie. Trzeba rozdać ciepłe koce. Kiedy minie szok zrobi się zajebiście zimno. Zobaczę jak wygląda droga na górze. Może zorientuję się, gdzie jesteśmy. Następnie zaczął wspinać się na pobliskie wzniesienie. - Patrick! Patrick!
Jack skierował swój wzrok na kobietę, która podczas wypadku straciła syna. Jej płacz był uzasadniony, ale nie brzmiał, jak opłakiwanie. Ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich pasażerów, z wraku autokaru wyłoniła się sylwetka chłopaka. Kobieta podbiegła do niego z wyciągniętymi rękoma. - Synku! - krzyczała. - Quinque!
To był znajomy, wogóle nie pasujący do dziecka głos. Chłopiec uniósł głowę. Jego twarz przypominała potwora z horrorów. Nienaturalnie czarne, okrągłe oczy wpatrywały się kobietę, która zastygła w bezruchu. Jego zęby sprawiały wrażenie ostrych, jak brzytwa. - O kurwa! Co to jest?! - krzyknął Jack, po czym zdał sobie sprawę, że wszyscy mniej wiecej zareagowali tak samo, używając podobnego słownictwa.
Potwór skoczył na "matkę" wbijająć swoje kły w jej szyję. - Six! - dobiegł kolejny głos. Tym razem należał do Duncana, który przygarbił się przygotowując do skoku.
Jack rozejrzał się po okolicy i upatrzył potężny kawałek metalowego prętu. Podniósł go i pobiegł w stronę dzieciaka, który zajęty był zagryzaniem kobiety. Kiedy był już dostatecznie blisko, zamachnął się celując w gówniarza głowę.
__________________ "A kiedy się chimery zlatują mój drogi,
to wtedy człowiek powoli na serce umiera"
Ostatnio edytowane przez vigo : 22-03-2010 o 12:07.
|