Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2010, 13:07   #73
Discordia
 
Discordia's Avatar
 
Reputacja: 1 Discordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodzeDiscordia jest na bardzo dobrej drodze
Rowena jak zwykle obudziła się przed świtem całkiem przytomna. Było to u niej normalne, takie bezpośrednie przechodzenie ze snu do rzeczywistości. Jeszcze chwilę leżała na chrupiącym posłaniu z miękkich gałązek i liści, patrząc w jaśniejące niebo nad głową. Uwielbiała tę porę dnia. Rosa przyklejała źdźbła trawy do wysokich butów, chłodne powietrze orzeźwiało umysł, ptaki, które dopiero się budziły, wprawiały ją swoim śpiewem w lekką euforię. Codziennie rano czuła się tak samo. Kochała las. W tej chwili było to jedyne uczucie, które pozwalało jej przeżyć z dnia na dzień.
Rowena bowiem miała koszmary. Z każdej strony straszyły ją wspomnienia z dzieciństwa. A już zwłaszcza nocą. Wiedziała, że rzuca się na posłaniu, bo świadczyły o tym ślady na skórze i ubraniu. I gałązki, które codziennie musiała wyciągać z włosów. To był między innymi powód, dla którego nie spała z resztą kobiet. Wstydziła się swojej słabości, bała się koszmarów, przerażała ją myśl, że ktoś może odkryć, że coś ją dręczy.
Drugi powód stronienia od pozostałych ludzi znajdujących się w osadzie był prosty i nieskomplikowany. Rowena była nieśmiała. Znała siebie na wylot od bardzo dawna i wiedziała, że ta cecha charakteru nie pomoże jej nigdy i w niczym, wobec tego nauczyła się ją maskować. Ukrywała ją pod maską skrytości, nieufności i pewności siebie. Trzymała ludzi na dystans, bo tak było łatwiej. Poznanie ich bliżej wymagało odkrycia swoich uczuć i słabości. Dania czegoś w zamian. A Rowena z doświadczenia bała się tego. Zbyt dobrze pamiętała ten ból, gdy ludzie bliscy odchodzili lub zdradzali. Poza tym życie nauczyło ją, że na zaufanie i przyjaźń trzeba sobie zasłużyć. A ludzie zbyt często okazywali się niegodni takiego daru.
Dlatego obserwowała swoich towarzyszy stojąc z boku i niewiele się odzywając. Równie dużo czasu, jeśli nie przeważającą ilość spędzała w lesie. Poznając ścieżki zwierząt i ludzi, okoliczne polany, stawy i rzeczki, aby nawet w ciemnościach móc dotrzeć tam, gdzie chciała. Czasem nawet zapuszczała się na skraj lasu, na pola otaczające leżące opodal wioski. Nigdy jednak się nie pokazywała i starała się zatrzeć za sobą wszelkie ślady. Po pierwsze, był to trening szlifujący jej umiejętności. Po drugie, zwiad zawsze się przydaje, zwłaszcza, że mieszkali tak blisko potencjalnego niebezpieczeństwa. Po trzecie, była to okazja, żeby coś upolować. Jedzenie osadzie się kończyło, a mężczyźni wykonując ciężkie prace, jedli coraz więcej. Poza tym, należałoby zacząć robić zapasy suszonego mięsa na zimę. Na śniegu polowanie będzie znacznie bardziej niebezpieczne.
Rozmyślając czy złapie dziś coś do garnka, Rowena pomyślała, że powinna z kimś porozmawiać o tym, co wpadło jej do głowy przez ostatnich kilka dni. Wiedziała, że nie zna się tak dobrze na gospodarce jak Robin czy Ann, ale kilka pomysłów miała. Zrobiła w myśli przegląd osób, z którymi trzeba porozmawiać i wyszła jej długa lista. Otrząsnęła się nieznacznie. Nie ma mowy, żeby zdobyła się na to. Ale rozmowę z jedną osobą była skłonna rozważyć. Mógł to być Noah. Na początku, gdy rozmawiali, wydał jej się odpowiednim człowiekiem, ale teraz nie była już taka pewna. Za to Cecil był rozsądny. No i byłoby jej łatwiej, gdyż, przynajmniej orientacyjnie, pochodzili z tego samego środowiska.
Postanowiwszy rozmówić się ze szlachcicem jak tylko się obudzi, poszła sprawdzić wnyki zastawione wczoraj wieczorem.
***

Rowena podeszła do przeciągającego się Cecila spokojnym krokiem człowieka obudzonego grubo przed świtem. Na dowód niosła w ręce dwa spore króliki trzymając je za uszy. Podchodząc zwolniła nieco, przygotowując się emocjonalnie do tej rozmowy.
- Dzień dobry.- Stanęła obok niego, patrząc na krzaki naprzeciwko. Zawahała się na krótko. Nie była przyzwyczajona do takiego bezceremonialnego zachowania. - Piękny dzień, prawda?
Ależ głupie słowa. Ale absolutnie nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Zasadniczo sytuacja ją onieśmielała i przerastała. Miała kilka pomysłów. Nie wiedziała jednak, z kim porozmawiać. Z całego towarzystwa Cecil wydawał jej się najodpowiedniejszym kandydatem do planowania budowy osady i życia w lesie.
- To znaczy... Chciałam powiedzieć, co innego, ale nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. - Spojrzała pod nogi udając, że zainteresowało ją coś pomiędzy liśćmi.- To znaczy... Mam kilka pomysłów... Tylko nie za bardzo wiem, komu o tym powiedzieć. Jak zapewne zauważyłeś nie należę do zbytnio gadatliwych.
- Witaj, Roweno – uśmiechnął się do samotnej dziewczyny. - A dzień … cóż, pewnie za jakąś godzinę … A pomysłów? Cóż, ja nie mam ich chwilowo wcale, poza jednym. Ale nie za bardzo wiem, czy reszta drużyny się zgodzi. A twoje? Co wymyśliłaś?
Rowenę zainteresował pomysł Cecila. Zasadniczo z tej prostej przyczyny, że mogłaby pozwolić mu mówić. A sama pozostać niezauważona, jak dotychczas.
- Moje są dosyć przyziemne.- Odpędziła kuszące myśli pozostania w cieniu.- Wiesz, że idzie zima. Mężczyźni budują domy, kobiety szyją i tak dalej, ale to nie wszystko. Trzeba pomyśleć o jeszcze kilku sprawach związanych z gospodarstwem, na które zdaje się nikt do tej pory nie wpadł.
- To znaczy? - Spojrzał na nią pytająco.
- No, więc – zaczerpnęła więcej powietrza, szykując się do dłuższej przemowy. - Po pierwsze, sądzę, że najważniejszą sprawą jest w tej chwili jedzenie: dziczyzna, jakieś warzywa, chleb i żywy inwentarz. Zaczynając od końca to jedna kura nam nie wystarczy. Za dużo nas jest, a kura zasadniczo znosi jedno jajko na dzień i to nie codziennie. A z drugiej strony nie możemy, co i rusz kupować kur. Trzeba pójść do jakiejś wioski i kupić jeszcze ze cztery kury i koguta. Tylko nie do tej samej, bo to będzie podejrzane. Co do chleba, to kupowanie mąki jest rozwiązaniem tymczasowym. Najlepiej byłoby kupić ziarno i chleb zrobić samemu. Pozostałe dziewczyny zapewne wiedzą, co jest najniezbędniejsze w tej pracy. Warzywa... - Tu zawahała się na moment. - Warzywa trzeba kupić a potem zacząć uprawiać. Rzepa, brukselka, cebula. No, to też nie moja specjalność. - Uśmiechnęła się z zażenowaniem, myśląc, że nie specjalnie jest z niej pożytek. - A dziczyznę można zostawić mnie i Marcie. Postaramy się zapełniać brzuchy w miarę możliwości regularnie.
- Haha – parsknął przytakująco – pewnie, pewnie. Szczerze mówiąc także myślałem o jakimś zaopatrzeniu, choć raczej na temat czegoś twardego i raczej ostrego. Ale wiesz, masz rację. Do twojej listy dodałbym jeszcze sól oraz trochę dubeltowego piwa czy wina – rozmarzył się. - Oczywiście także narzędzia. Wiesz, co, mam pomysł. Czy nie ma w sierpniu jakiegoś jarmarku w Nottingham? Nie dość, że w olbrzymim tłumie moglibyśmy zwyczajnie zostać niezauważeni, to jeszcze wśród tłumu kupujących udałoby nam się nabyć, co tylko chcemy. Ponadto wtedy może udałoby się Noahowi ukraść kilka potrzebnych sztuk broni oraz podrzucić pieniądze potrzebującym. Jeżeli pamiętam, jest zarówno przytułek prowadzony przez siostry benedyktynki, jak również karmelicki szpital.
- Z tego, co pamiętam to na 3 września u Świętego Piotra w Nottingham jest jarmark. Duży, ruchliwy jarmark z mnóstwem ludzi i kupców. - Skrzywiła się nieznacznie, gdyż nie lubiła tłumów. Ale musiała przyznać, ze pomysł był przedni. W tłumie ludzi wszystko załatwić było łatwiej i szybciej. - To i narzędzia można by kupić. Te, których używamy, swoje najlepsze dni mają dawno za sobą. Nie wspominając już o jakimś samodziale na ubrania na zimę. Przecież w tym, co mamy na sobie nie przetrzymamy mrozów.
- Racja, to trzeba będzie porozmawiać przede wszystkim z Noahem. Pośród jarmarcznego tłumu nasz zacny druh kupiec, powinien czuć się niczym rybak na swej łodzi. Natomiast, co do mrozów, najlepsze byłyby skóry. Hm, część może udałoby się złowić na tym jarmarku, ale chyba wolałbym, żebyśmy się skupili na potrzebniejszych rzeczach, bo inaczej będziemy musieli wynająć karawanę. Ale przecież Martha i ty polujecie. Skóry więc będą, tylko, kto je wyprawi? Znasz się trochę na tym?
- Znam. Ojciec pokazywali nie raz jak się to robi. - Powiedziała pewnie, chociaż taka zupełnie pewna nie była. Owszem, Andrew pokazywał, ale Rowena nigdy tego sama nie robiła. Nie zdążyła przed aresztowaniem. - A i Martha musi się znać, mieszkając tyle czasu w lesie. Nawiązując do piwa, to nie wiem ile kosztuje i jak się je robi, ale umiem, co innego. Cydru mogę napędzić. Potrzebna mi tylko baryłka i jabłka. - Uśmiechnęła się do niego szeroko. - W końcu nie możemy pic ciągle wody. A przy okazji. Dietę możemy urozmaicić rybami. Co prawda, ja się nie znam na łowieniu, ale pewno ktoś z naszych umie.
- Ja niestety też mogę dać komuś po łbie rzucając przy okazji jakiś tekst po łacinie, ale co do rybactwa, nie mam pojęcia. Rzeki tu są, ryby widziałem. Może więc Martha wiedziałaby, czy nie ma tu jakichś starych sieci, które tylko naprawy by wymagały. Jakichś więcierzy, żeby je założyć na noc.
- Zapewne wie. - Potwierdziła skinieniem głowy. - Tyle mamy już planów, co do jedzenia, ze teraz przydałoby się mieć gdzie je składować. Widzę, więc, że czeka mnie rozmowa z budowniczymi. - Spojrzała przeciągle na chaty, w których spała reszta ich towarzyszy. Wyraźnie było widać, że ma opory przed kolejnymi rozmowami. Szybko wróciła wzrokiem do Cecila. - Nie wiem bowiem, czy mają w planach budowę spiżarni. Trzeba ja wkopać głęboko w ziemię, żeby chłód trzymała. No i wędzarnia by się przydała. Na te ryby i na mięso też.
- Ano prawda. U nas w zamku mięsiwo składowano pod ziemią. W beczkach osolonych w piwnicach. Ale wędzarnia powinna tu być. Przecież mieszkańcy tej osady musieli jakoś tu mieszkać. Może zresztą mają gdzieś wykopana piwnicę. Jak sądzę, skoro mieszkało tu więcej osób niżeli nasza gromadka, wszystko to musiało istnieć. Nawet, jeżeli więc piwnica jest trochę podniszczona, jeżeli ściany trochę się osunęły, to łatwiej będzie to poprawić, niżeli kopać od nowa.
- No oczywiście!- Uśmiechnęła się i pacnęła otwartą dłonią w czoło.- Masz rację. Ciągle zapominam, ze tu przed nami mieszkali ludzie. To tylko trzeba znaleźć ziemianki i wzmocnić i już będzie magazyn. Przy kolacji trzeba to wszystko będzie przedstawić pozostałym. Myślę, że się zgodzą na nasze pomysły.

***

Planowali przedstawienie swoich pomysłów na kolacji, ale skoro Noah podjął temat rankiem, trzeba było przedłożyć propozycje.
- Twoje koncepcje organizacji pracy są pewnie niezwykle cenne – rzekł giermek oględnie – ale ewentualny wyjazd proponowałbym nieco odłożyć. Do 3-ego jakoś wytrzymamy, a wtedy, na wielkim jarmarku z okazji patrona Anglii papieża św. Grzegorza, da się załatwić wiele spraw. Po pierwsze, będą tam tłumy ludzi oraz wielu przyjezdnych, kupców, wędrowców oraz innych. W takiej ciżbie nie rozpoznają nas, a jeśli już by się komuś coś przydarzyło, łatwiej będzie uciekać. Po wtóre, Martha oczywiście ma racje, że zakup wielu rzeczy naraz byłby dosyć ryzykowny, ale na jarmarku przekupniów, czy innych handlarzy będzie dziesiątki, jak nie setki. Dostaniemy wszystko, co potrzeba. Nie mówiąc już, ze będzie wielu uzbrojonych, pijanych strażników szeryfa, czy przyjezdnych szlachciców. Chyba nikt sobie nie wyobraża bowiem, że pojedziemy do miejskiego płatnerza zamawiając kilka mieczy, wartych więcej, niż ta cała osada. Co innego, gdyby była jaka wojna. Wtedy zawsze można dostać tanio oręż, ale szczęśliwie to omija naszą angielską ziemię. Czyli: lepiej ukraść tym, dla których nie będzie to wielki problem, albo strażnikom dającym się we znaki zwyczajnym ludziom, bo zakupy … no cóż … raczej wzbudziłyby sensację. Nawet sprzedaż miecza to wydarzenie niezwyczajne, a co dopiero większej ilości. Łatwiej także u rozmaitych kupców dostać tanio inne potrzebne rzeczy. Wreszcie, pieniądze. Pragnę przypomnieć, ze to nie są nasze dobra, bo przysięgaliśmy pomagać biednym, a nie rabować. Naprawdę pojmuję, że musimy wziąć część jakąś, która niezbędna się wydaje do przetrwania, ale wydaje mi się, że zapomnieliście o biedakach, których mieliśmy wspomagać. Te pieniądze nie są nasze. To kwoty kościelne, które osoby nie mające powołania usiłowały zgarnąć dla siebie. Trzeba je przekazać tam, gdzie będę służyły wedle prawdziwie chrześcijańskich wartości. Osobiście widzę kilka takich miejsc w Nottingham, które wykorzystałyby właściwie pomoc. Przytułek dla ubogich braciszka Tucka, zakonnika, który od lat opiekuje się najbiedniejszymi. Benedyktyni i benedyktynki prowadzą także szpital dla wędrowców, gdzie niejeden znalazł pomoc. Wreszcie jest szkoła parafialna przy kościele św. Piotra, która czytać, pisać, rachować, tudzież modlitwy oraz pobożnego zachowania uczy uboższe dzieci, zwłaszcza rzemieślniczych rodzin Nottingham. Wszyscy oni na jarmarku o datki prosić będą. Łatwą rzeczą byłoby dać im wspomożenie zacne nie narażając się na wykrycie.
Rowena poruszyła się na pieńku, na którym zazwyczaj siadała.
- Moim zdaniem Cecil ma rację. Z całym szacunkiem Noah, ale osada jest za blisko najbliższej wioski, więc wszelkie próby kontaktu z chłopami stają się dla nas niebezpieczne. Również zbyt mało czasu minęło od naszej ucieczki. Nie możemy się łudzić, że szeryf albo milady o nas zapomnieli. To tylko nasze pobożne życzenia. I nawet jeśli nie ma rysopisów to i tak będziemy rzucać się w oczy w każdej okolicznej wiosce. Chłopi się tu znają i na każdego przyjezdnego patrzą nieufnie. Daltego ostatnim razem Martha postępowała tak ostrożnie.– Spojrzała na kupca. - Bez urazy Noah, ale ty jako miastowy człowiek nie masz za grosz pojęcia o mentalności wieśniaków. Drugą sprawą jest wydawanie srebra. Cecil dobrze sprostował, wasze zapędy. Kupić można tylko to co niezbędne, w dodatku w małej ilości a potem już poradzimy sobie sami. A pieniądze, zgadnie z przysięgą – podkreśliła to słowo znacznie mocniej, niż chciała – powinny pójść na biednych. Nie jesteśmy w końcu bandą złodziei. Zresztą, broń można zdobyć w inny sposób. Mogę się z zgodzić z twoją propozycją zabrania wozu, Marthy i Gwen do miasta, gdyż będzie nam łatwiej transportować ciężkie i duże rzeczy w ten sposób. Natomiast zakupy powinniśmy zrobić w Nottingham na jarmarku. Będzie tam dużo ludzi i dużo kupców z różnych stron, więc przemkniemy niezauważeni.
Urwała nagle i odetchnęła głębiej zdając sobie sprawę, że była to najdłuższa przemowa, jaką wygłosiła od niepamiętnych czasów.
- Przy okazji będziesz mógł pokazać przyjemności miasta wszystkim paniom – dodała, uśmiechając się na zakończenie.
 
__________________
Discordia (łac. niezgoda) - bogini zamętu, niezgody i chaosu.

P.S. Ja tylko wykonuję swój zawód. Di.
Discordia jest offline