Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2010, 18:03   #139
Azazello
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Otto nie specjalnie miał ochotę pakować się w tę kabałę, ale miał nieodparte wrażenie, że nadchodzące wydarzenia dopadną go tak czy inaczej. Bał się zresztą zostawać w miasteczku. Mimo, że było senne, to wciąż ktoś mógł go szukać. Zresztą z samego rana jak tylko usłyszał jak ktoś wypowiada „..tto Walde…” przestraszył się nie na żarty. Gwar dopiero za drugim razem pozwolił mu usłyszeć, że to chodzi o jakiegoś Ditto. Ulżyło mu, bo miał ochotę uciekać w tym samym momencie. Zresztą ekipa, która wybierała się na cmentarz była znacznie większa i niektóry wyglądali na nielichych zbirów.

Był jeszcze jeden powód. Poprzedni wypad, mimo że krótki i śmiertelnie niebezpieczny wzbogacił go i to poważnie jak na jego sytuację. Broszka i pierścień były sporym zastrzykiem złota, przynajmniej dla kogoś w jego sytuacji. Zawsze istniała szansa, że uda mu się obrobić kolejne ciała nieudolnych towarzyszy. Był zbyt przytłoczony i stłamszony by zastanawiać się, czy powinien robić coś takiego. Chciał przeżyć jak najdłużej.

Z pokoju na piętrze, gdzie kilka godzina wcześniej obudził się z krzykiem, zabrał wszystkie swoje rzeczy. Przede wszystkim krótki miecz i płaszcz. Na straganie kupił jeszcze sztylet, tak jak poprzedni - który został w ciele kobolda - ukryty został w bucie. Otto spędził dobrą godzinę siedząc samotnie nieopodal bram miasteczka i paląc fajkę. Ruch był znacznie mniejszy niż jeszcze dwa dni wcześniej. Obserwował towarzyszy, których poznał przy stole. Zdał sobie sprawę, że ciężko byłoby domyśleć się, że mają zamiar coś wspólnie wykombinować, gdyby tego nie wiedział. Nie rozmawiali ze sobą, nie kręcili się razem. Ot kilka osób zjadło razem śniadanie i się rozeszło – pomyślał. Otto opuścił Winterheaven jako czwarty, chyba nikt inny ich nie obserwował. Chyba.


Potyczka z koboldami nie była niespodziewana. Otto usłyszał je tym razem nieco wcześniej. Nie walczył. Nie ze strachu, ale wolał poobserwować kto tu jest kim, kto wyciąga broń - kto miecz a kto łuk, a kto składa ręce w skupieniu. Potyczka była krótka i nikt nie zauważył, że Otto został nieco z tyłu. Dla niepoznaki zresztą wykonywał ręką ruchy i udawał, że przeszywa go ból. Nikt na to nie zwracał jednak uwagi.

Otto znów ostrzegł drużynę, gdy usłyszał, że w pobliżu coś się dzieje, gdy zbliżyli się do leśnej polany w małej dolince. Bał się cholernie tego wszystkiego. Te pokraczne psy były co prawda mniejsze niż koboldy, ale jeszcze nigdy nie widział nic tak brzydkiego. Mężczyzna po drugiej stronie zdawał się tym kierować. Zbyt dużo ich, zbyt dużo – myślał. Musieli omówić plan działania i to szybko – w minuty musieli zacząć działać, bo inaczej się połapią, że coś jest nie tak. Otto był gotów podejść to ubranego w szaty, prawdopodobnie maga lub innego kultysty człowieka i rzucić się na niego z tyłu. Chciał mieć jednak wsparcie. Ktoś musiał odwrócić jego uwagę, strzałą, bełtem, atakiem z drugiej strony – czymkolwiek. Inaczej na pewno zostanie usłyszany – aż tak sprawny nie był.

Otto myślał tylko, jak wykorzystać wąskie gardło prowadzące do polanki z wykopaliskami - Ktoś mógłby zdjąć lub zająć "maga", reszta i tak rzuci się na nas. Jest nas zbyt mało na otwartą walkę... - Otto zawiesił to w powietrzu. Może i mógłby się zakraść, ale co dalej? Będzie tam sam, a reszta po drugiej stronie. Chyba byłoby mu łatwiej, gdyby tamci rozpoczęli walkę po tej stronie. Uwaga tego "maga" skupiła by się na czymś innym. Otto rozpiął płaszcz i delikatnie położył go na ziemi, tylko by przeszkadzał...
 
Azazello jest offline