Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2010, 20:25   #43
echidna
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Mimo prośby Therona, Emerahl nie przyrządziła królika. Magicznie rzecz wyglądała bardziej skomplikowanie, niż się mogło przeciętnemu dyletantowi wydawać, a sposób konwencjonalny był czasochłonny. Poza tym Irial ze znanych tylko sobie powodów zabronił im rozpalać ognisko, a wiedźma nie chciała mu się sprzeciwiać.

Czas przeznaczony na postój minął bardzo szybko – za szybko, zdaniem niektórych. Irial był jednak nieugięty w swych postanowieniach i kiedy już zakomunikował, że zaraz wyruszają, nie dał się nikomu ociągać. Nawet Lamia, która zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną z powodu czekającej ją perspektywy kilkugodzinnej jazdy w siodle, nie marudziła za wiele. Tym bardziej, że tuż po wyruszeniu zaczęła rozmowę z Samuelem, co zajęło ją na ładnych kilka chwil.


Mijane na przemian łąki lasy i maleńkie wioski z jednej strony wprowadzały monotonię, z drugiej – emanowały iście sielskim klimatem. Nie mniej jednak stan osłupienia wyraźnie dominował. Konie człapały noga za nogą, jedynie Narwaniec wydawał się wykazywać jakieś większe emocje, bo raz po raz nerwowo kręcił głową i prychał najwidoczniej mając serdecznie dość ślimaczego tempa.

Dobre trzy, może nawet cztery godziny po południu przyszedł czas na kolejny postój. Konie zostały napojone, kto chciał zjadł porcję ze swojego prowiantu. Tym razem Irial był jeszcze bardziej nieustępliwy i bardzo szybko nakazał wszystkim się zbierać. I chociaż ton jego głosu był spokojny, nie ulegało wątpliwościom, że nie ma co się z nim kłócić. Wyprawa ruszyła w dalszą drogę.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy na horyzoncie zamajaczyła kolejna karczma. Piętrowy, murowany budynek z pokrytym strzechą dachem, z którego sterczał w niebo komin.

Zatrzymali się na niewielkim, brukowanym placyku tuż przed gospodą. Kiedy chłopiec stajenny zabrał konie, by je nakarmić i napoić, weszli do środka. Karczma pod Czeremchą nie różniła się od setek innych przydrożnych karczm na setkach innych traktów. Tuż za drzwiami wejściowymi mieściła się izba ogólna, w której stał szynkwas i kilkanaście stołów i ław. W sąsiednim pomieszczeniu, oddzielonym płócienną kotarą znajdowała się oddzielna sala dla specjalnych gości. Tuż obok wejścia do niej były schody prowadzące na piętro, do pokoi.


Kulawy karczmarz przywitał ich szerokim, nieco szczerbatym uśmiechem. Brudną ścierą przetarł stół w głębi sali i gestem wskazał, że to miejsce specjalnie dla nich. Usiedli. Niebawem gospodarz podał siedem misek z dymiącą kaszą i tyleż kubków. Na koniec skłonił się niezgrabnie i dokuśtykał do swojej lady.

Wraz z ich wejściem rozmowy w karczmie jakby ścichły, jednak teraz, gdy jak wszyscy, zajęli się jedzeniem, gapie znów wrócili do swoich zajęć. Tylko jeden gość w dalszym ciągu obserwował nowoprzybyłych. Niebawem też poderwał się ze swego miejsca, przeprosił swych dotychczasowych towarzyszy i raźnym krokiem pomaszerował w stronę nowych.


-Witam szlachetnych podróżnych – rzucił na przywitanie. – Johar Mormont, handlarz zboża z Gormghiolli, kłania się do usług. Przepraszam za moją bezpośredniość, ale czy zechcą państwo zrobić mi ten zaszczyt i pozwolą się do siebie przysiąść, a przy okazji napiją się ze mną kufelek, czy dwa piwa? Moi pachołkowie, o ci tam – tu wskazał na grono, które przed chwilą opuścił. – Nie są szczególnie udaną kompanią do ciekawych konwersacji – powiedział Johar z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź krzyknął do gospodarza: – Piwa, karczmarzu! Dobrego piwa dla moich przyjaciół!
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 22-03-2010 o 20:30.
echidna jest offline