Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-03-2010, 23:44   #41
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy w końcu wyjechali Theron poczuł ulgę. Nareszcie poza miastem. Starał się delektować podróżą. Choć po jakimś czasie stwierdził że wypad z dala od grupy dobrze mu zrobi. Tu Lamia byłe bezpieczna co za tym idzie on mógł bez wyrzutów sumienia jechać na polowanie. Podjechał najpierw do Iriala wkońcu wypadałoby zapytać czy nie ma nic przeciwko.

-Zapewne przyda się nam coś na później na ząb. Masz coś przeciwko bym udał się na polowanie?

Irial spoglądał przez chwilę na Therona, potem skinął głową.
- Nie mam nic przeciwko, jeśli tylko uważasz, że w tych okolicach zdołasz coś upolować. Tylko, w miarę możliwości, nie oddalaj się za bardzo. Masz jakieś - spojrzał na słońce - dwie godziny. Z traktu nie zboczymy, więc powinieneś nas znaleźć bez problemów.

-Chciałbym byś mi potowarzyszył przez chwilę. Mam sprawę....- to mówiąc Theron stwierdził że czas powiedzieć Irialowi o części jego możliwości.

Gdy już oddalili się od grupy z dala od wścibskich uszu.
-Jak obaj dobrze wiemy panience na pewno grozi jakieś niebezpieczeństwo. Moim zdaniem pewnie jacyś przeciwnicy polityczni wyślą kogoś by ją porwał. Nie wiem gdzie się przyczają ale taki łakomy kąsek pewnie nie umknie niczyjej uwadze. Niby wyjeżdżamy w "tajemnicy" ale ktoś z pewnością już o nas wie.. Oczywiście mogę się mylić... Zresztą mniejsza ja nie o tym.- powiedział Theron jednym tchem widać że chce mieć to szybko za sobą.
Chciałem cie poinformować że jeśli przyjdzie nam się mierzyć z magiem czy nawet magami zostaw ich mnie. Praktycznie nikt z naszej grupy konfrontacji z nawet średnim magiem ofensywnym nie przeżyje. No może poza naszą wiedźma ale ani to pewne ani nic o niej nie wiemy. Natomiast jeśli ktoś nie poskąpi złota i wynajmie maga bitewnego cóż...- zawiesił na chwile głos On zmiecie prawie każdego i żadne miecze czy siła tu nie pomogą. Choćby i nasza grupa liczyła 10 czy 100 razy tyle osób. Takich mogą zabić tylko podobni do nich lub ci co ich znają i mają na nich hmm nazwijmy to sposób -uśmiechnął się jakby opowiedział jakiś dobry żart. Gdyby nie dajcie Bogowie przyszło nam się zmierzyć z kimś o dużym potencjale magicznym zostaw go mnie. Cała resztę skieruj do walki z konwencjonalnym przeciwnikiem. Gdyby natomiast komuś magia zagrażała "dostał" czarem lub wokół nas rozpętał się armagedon. Niech się trzyma blisko mnie włączając to Lamię. I cóż niezależnie od tego co powiedziałem i jak szokujące to było. Po pierwsze to prawda po drugie niech to zostanie między nami.

- To ostanie potrafię od biedy zrozumieć - odparł Irial. - Wiele rzeczy w życiu widziałem, więc skoro tak mówisz... I oczywiście nie będę nikomu nic rozpowiadać. Ale... - przerwał na chwilę.
- Skąd taki pomysł, że Lamii grozi jakieś niebezpieczeństwo inne niż zwykłemu podróżnemu? - spytał. -Jacy 'przeciwnicy polityczni'? Jakie porwanie?

-To ja tobie mam tłumaczyć że Lamia jest córką księcia?- zapytał lekko ubawiony.Tak,tak Irialu nie tylko ty wiesz kim ona jest naprawdę. I nie tylko ty masz za zadanie jej strzec z większym czynnikiem motywującym niż sakiewka. Pomyślałeś co by było gdybyś np zginoł? Lamia nie byłaby skazana na bandę najemników. Być może książę to przewidział, być może to tylko ostrożność kto wie. Tak czy owak o tym również warto byś wiedział już teraz.

Irial pokręcił głową.
- Nie chodzi o to, czy Lamia jest, czy też nie jest córką księcia. Jak na razie nic nie wiadomo o tym, by jakiś mityczny polityczny wróg miał jakiekolwiek złe zamiary. Bądź pewien, że gdyby coś takiego miało miejsce to nie jechalibyśmy tędy w parę osób, bez względu na wszystko. Jakby nie było ta podróż to nie jest ucieczka przed jakimś niebezpieczeństwem grożącym Lamii.

- Oczywiście dobrze powiedziałeś na razie. Wróg politycznym być wcale nie musi może też chcieć zwyczajnie dobrze zarobić. Oczywiście a jakbyśmy jechali z 100 zbrojnych? Nie Irialu jechalibyśmy tak samo liczną grupą większa przykuwa uwagę i większe bezpieczeństwo byłoby jedynie złudne. Nie jest? To po co książę odesłał Lamię? Czy nie ze względu na zagrożenie właśnie chociażby Hordą? Obaj wiemy że gdyby nic jej nie groziło zostałaby zwyczajnie w domu. Tak więc ta podróż może nie jest ucieczką ale ewakuacją przed niebezpieczeństwem na pewno. Tylko ta ewakuacja rodzi komplikacje i nowe zagrożenia. Oczywiście hipotetyczne nie mniej jednak realne.

- Zapewniam cię, że powodem, dla którego Lamia wyjechała, nie jest jakiś czyhający na nią wróg. Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej, to niestety musisz poprosić księcia o wyjaśnienia, bowiem ja ci ich nie udzielę. Powtórzę tylko jeszcze raz - nikt nie zamierzał porwać Lamii i nie dlatego wyjechała.

- My się chyba kompletnie nie rozumiemy. A zatem i ja powtórzę. Nie twierdzę że zamierzał. Twierdzę że ta podróż daje ku temu sposobność i być może teraz zamierza. Oraz że każdy dwór ma swoich szpiegów. Reszta wydaje mi się oczywista. Ale darujmy sobie tą dywagacje czas upływa, a naszą panienkę trzeba pewno nakarmić czymś lepszym niż suchy prowiant.- Wymawiając te słowa Theron ruszył na polowanie.

Irial spojrzał za odjeżdżającym i pokręcił głową.
Theron wymyślił sobie polowanie na Lamię i nic nie mogło odwieść go od tego pomysłu. A że nie znał wszystkich faktów, to cokolwiek by usłyszał, tym bardziej go w swoim poglądzie umacniało.
Czy mógł mieć rację?
Zdawać się mogło, że tak. Oczywiście... pieśni śpiewane przez bardów i truwerów pełne są tego typu zdarzeń. I co do jednego wyssane są one z palca.
Theron najwyraźniej nasłuchał się za dużo opowieści.
Z drugiej strony... Nadmierna troska raczej nie mogła zaszkodzić. Dopóki to nie zacznie wyglądać dziwacznie.

Ze strony Therona wyglądało to oczywiście zupełnie inaczej. Po tym co przeszedł ostatnimi czasy stał się paranoikiem to nie ulegało wątpliwości. Ale jego teoria nie byłe też tak do końca nieprawdopodobna. Czas pokaże czy jego przypuszczenia były prawdziwe.

Tymczasem udał się na polowanie. Starał się delektować wolnością, swobodą i bądź co bądź nutką adrenaliny która zawsze towarzyszy tego typu zajęciom. Kto będzie lepszy,szybszy czy sprytniejszy on czy zwierzyna.... Po początkowych niepowodzeniach udało mu się trafić na zbłąkaną sarenkę niestety gdy już myślał że się uda młoda się spłoszyła i mu uszła nim zdążył się złożyć do strzału. Tym razem jednak zwierzyna Gdy już wracał powoli w stronę grupy nagle dostrzegł zająca i do całkiem blisko. Tobie się już nie uda szybki strzał zakończył jego żywot za to dał nadzieję że Lamia zje coś smacznego. Coś się zaczyna coś się kończy samo życie.

Theron dołączył do grupy w sam raz by zobaczyć przedstawienie jakie dali Samuel i Ruth. Ich sprawa- pomyślał Theron. Choć ja na ich miejscu nie robiłbym tego aż tak publicznie. Zaczął się zastanawiać kto przyrządzi królika. Dostrzegł Emeralth i stwierdził że to idealna kandydatka. Theron dobrze wiedział że zająca starczy co po najwyżej dla ich żeńskiej części wyprawy.Przy założeniu że go usmażą co było najszybszą drogą. Na potrawkę w formie gulaszu z królika chyba było już za późno.

Emerahl czy potrafiłabyś nam coś wyczarować z tego oto zająca.- pokazuje bardzo dorodny okaz trzymając go za uszy. Coś do jedzenia? Ja swoją działkę już zrobiłem
 
Icarius jest offline  
Stary 19-03-2010, 06:35   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Irial w ostatniej chwili chwycił wodze Rubiny i zatrzymał spieszącego w stronę wody wierzchowca.
- Masz rację... - skomentował zachowanie Lamii. - Dbaj o nogi, bo jak tak będziesz traktować Rubinę to niedługo zaczniesz chodzić pieszo i zdrowe nogi będą na wagę złota...
Lamia obejrzała się i Irial dostrzegł w jej oczach coś jakby cień skruchy, ale może jedynie mu się zdawało. Nie mniej jednak nie odpowiedziała i do wody poszła.

Zsiadając z siodła Irial rozejrzał się dokoła. Wszędzie panowała cisza i spokój. Nikt się nie podkradał, nie czaił w krzakach.
Poluźnił popręg, a potem poklepał Sable po szyi.
- Zaraz, zaraz... Jeszcze chwila... Dla ciebie nie zabraknie.
Po chwili zaprowadził oba wierzchowce do strumienia. Gdy zaspokoiły pragnienie Irial przywiązał wodze do niewielkich krzaczków.
Oczywiście Sable mógł się uwolnić jednym szarpnięciem, ale nie o siłę więzów wszak chodziło. To był tylko i wyłącznie znak, że nie ma nigdzie się oddalać. A swobody miał dosyć i bez problemów mógł zaspokoić apetyt bądź skubiąc młodą, wiosenną trawę, bądź też obgryzając liście krzewu. Z pewnością nie groziła mu śmierć głodowa. Rubinie również.

O ile Lamii, zdecydowanie niedoświadczonej podróżniczce, można było wiele wybaczyć, o tyle do innych można było mieć troszkę krytycznych uwag. Nawet Samuel, wielki kurier, wolał biegać za babami, niż zająć się wierzchowcem.
Widać słowo "babiarz" pasowało do niego jak ulał...
Kiepsko się to wszystko zapowiadało...

***

Lamia, co nie było dziwne, zgłodniała po trwającej parę godzin przejażdżce.
Na jej prośbę można było zareagować na kilka różnych sposobów. Na przykład uświadomić dziewczynie, że dokoła nie ma stada czekających na każde skinienie dłoni paziów.
- Przy siodle, w tej zielonej torbie, masz chleb, trochę sera i jakieś owoce. Bukłak wisi tuż obok - powiedział Irial, z cieniem uśmiechu w oczach. - Weź sobie to, na co masz apetyt - dodał.
Lamia uśmiechnęła się z wdzięcznością i zrobiła jak jej polecił. Siadła sobie z jedzeniem na zwalonym pniaku i zaczęła jeść.

- Theonie? Mógłbyć od czasu do czasu sprawdzić, czy nie nadciągają jacyś goście? - zaproponował Irial.
Co prawda Villain mógłby spełniać tą samą rolę, ale warto było niektórym uzmysłowić, że nie znajdują się w parku, w mieście.
- Naszym celem jest świątynia Staphii w Rotdorn - mówił dalej Irial. - Powód pielgrzymki możecie sobie wymyślić sami, byle tylko był on dość poważny. Tak jak powiedział wcześniej Erwin - nie musicie nikomu się opowiadać, ani też być zbyt wylewnym, ale musicie wiedzieć, co odpowiedzieć w razie spotkania kogoś bardzo ciekawskiego. Dyplomatyczna odpowiedź "Pocałuj mnie w zadek" raczej nie wchodzi w grę. Dobrze by było, gdyby - nim nadejdzie wieczór - każdy podzielił się z innymi powodem swojej pielgrzymki. Może to być spełnienie przysięgi albo podziękowanie za zesłane łaski. W żadnym wypadku nie prośba. Aby przedstawić bogini prośbę nie trzeba jechać aż tak daleko...
- Lamia jedzie by spełnić cudzą obietnicę. Babki, która wyrwała się z objęć śmierci po ciężkiej chorobie. Staruszka sama nie podjęłaby się takiej podróży, ale bardzo lubi szafować cudzym czasem. I chętnie składa obietnice, które potem musi realizować ktoś inny.

- Najbliższe miasteczko to Rhon
- kontynuował po chwili Irial. - Powinniśmy tam dotrzeć jutro, pod wieczór. Nieco większy jest Eslov, leżący cztery, pięć dni drogi stąd. W każdym zatrzymamy się jedynie na noc, ale razie konieczności można będzie tam uzupełnić zapasy. Przydałby się po drodze jakiś nocleg pod gołym niebem, żeby móc odpowiednio wcześnie sprawdzić, czy ktoś nie zapomniał o czymś przydatnym na odludziu... Mam nadzieję, że nikomu z was coś takiego jak spanie pod krzaczkiem nie jest obce? - spojrzał na towarzyszy podróży.
Mężczyźni z pewnością byli przyzwyczajeni do nocy spędzonej pod gwiazdami, ale Ruth czy Emerahl? Szczególnie ta ostania... Skoro nie jeździła konno, to może i noclegi pod gwiazdami były jej obce. A może lubiła piesze wycieczki...

- Jeśli chodzi o noclegi... Gdy tylko będzie to możliwe śpimy w gospodach czy karczmach. Nie tych najlepszych w mieście. Skromni pielgrzymi nie mogą rzucać złotem na prawo i lewo... Jeden pokój dla pań, jeden - tuż obok - dla reszty.
- Nie będzie karczmy w wiosce - czeka nas stajnia lub stodoła.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-03-2010, 20:25   #43
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Mimo prośby Therona, Emerahl nie przyrządziła królika. Magicznie rzecz wyglądała bardziej skomplikowanie, niż się mogło przeciętnemu dyletantowi wydawać, a sposób konwencjonalny był czasochłonny. Poza tym Irial ze znanych tylko sobie powodów zabronił im rozpalać ognisko, a wiedźma nie chciała mu się sprzeciwiać.

Czas przeznaczony na postój minął bardzo szybko – za szybko, zdaniem niektórych. Irial był jednak nieugięty w swych postanowieniach i kiedy już zakomunikował, że zaraz wyruszają, nie dał się nikomu ociągać. Nawet Lamia, która zdecydowanie nie wyglądała na zadowoloną z powodu czekającej ją perspektywy kilkugodzinnej jazdy w siodle, nie marudziła za wiele. Tym bardziej, że tuż po wyruszeniu zaczęła rozmowę z Samuelem, co zajęło ją na ładnych kilka chwil.


Mijane na przemian łąki lasy i maleńkie wioski z jednej strony wprowadzały monotonię, z drugiej – emanowały iście sielskim klimatem. Nie mniej jednak stan osłupienia wyraźnie dominował. Konie człapały noga za nogą, jedynie Narwaniec wydawał się wykazywać jakieś większe emocje, bo raz po raz nerwowo kręcił głową i prychał najwidoczniej mając serdecznie dość ślimaczego tempa.

Dobre trzy, może nawet cztery godziny po południu przyszedł czas na kolejny postój. Konie zostały napojone, kto chciał zjadł porcję ze swojego prowiantu. Tym razem Irial był jeszcze bardziej nieustępliwy i bardzo szybko nakazał wszystkim się zbierać. I chociaż ton jego głosu był spokojny, nie ulegało wątpliwościom, że nie ma co się z nim kłócić. Wyprawa ruszyła w dalszą drogę.

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, gdy na horyzoncie zamajaczyła kolejna karczma. Piętrowy, murowany budynek z pokrytym strzechą dachem, z którego sterczał w niebo komin.

Zatrzymali się na niewielkim, brukowanym placyku tuż przed gospodą. Kiedy chłopiec stajenny zabrał konie, by je nakarmić i napoić, weszli do środka. Karczma pod Czeremchą nie różniła się od setek innych przydrożnych karczm na setkach innych traktów. Tuż za drzwiami wejściowymi mieściła się izba ogólna, w której stał szynkwas i kilkanaście stołów i ław. W sąsiednim pomieszczeniu, oddzielonym płócienną kotarą znajdowała się oddzielna sala dla specjalnych gości. Tuż obok wejścia do niej były schody prowadzące na piętro, do pokoi.


Kulawy karczmarz przywitał ich szerokim, nieco szczerbatym uśmiechem. Brudną ścierą przetarł stół w głębi sali i gestem wskazał, że to miejsce specjalnie dla nich. Usiedli. Niebawem gospodarz podał siedem misek z dymiącą kaszą i tyleż kubków. Na koniec skłonił się niezgrabnie i dokuśtykał do swojej lady.

Wraz z ich wejściem rozmowy w karczmie jakby ścichły, jednak teraz, gdy jak wszyscy, zajęli się jedzeniem, gapie znów wrócili do swoich zajęć. Tylko jeden gość w dalszym ciągu obserwował nowoprzybyłych. Niebawem też poderwał się ze swego miejsca, przeprosił swych dotychczasowych towarzyszy i raźnym krokiem pomaszerował w stronę nowych.


-Witam szlachetnych podróżnych – rzucił na przywitanie. – Johar Mormont, handlarz zboża z Gormghiolli, kłania się do usług. Przepraszam za moją bezpośredniość, ale czy zechcą państwo zrobić mi ten zaszczyt i pozwolą się do siebie przysiąść, a przy okazji napiją się ze mną kufelek, czy dwa piwa? Moi pachołkowie, o ci tam – tu wskazał na grono, które przed chwilą opuścił. – Nie są szczególnie udaną kompanią do ciekawych konwersacji – powiedział Johar z uśmiechem i nie czekając na odpowiedź krzyknął do gospodarza: – Piwa, karczmarzu! Dobrego piwa dla moich przyjaciół!
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 22-03-2010 o 20:30.
echidna jest offline  
Stary 23-03-2010, 19:05   #44
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Jak to zapewne było niektórym wiadomo, sztuka magiczna a sztuka kulinarna to były dwie całkiem odrębne rzeczy.
Z pewnością Emerahl była w stanie zamienić królika w kawałek zwęglonego mięsa, ale zamienić surowego w upieczonego i zdatnego do jedzenia to już była inna sprawa. Pieczenie wymagało czasu, inaczej z teoretycznie smacznego jedzenia wychodziło coś całkiem innego, zwykle nadającego się do wyrzucenia. Irial nie spotkał jeszcze maga, który by ten etap zdołał ominąć. Jeżeli zatem nie chcieli tracić zbyt wiele czasu na każdym postoju (a on akurat zdecydowanie nie chciał), musieli z pewnych rzeczy zwanych niekiedy żartobliwie dobrodziejstwami cywilizacji, zrezygnować.
- Następnym razem weźcie ze sobą kiełbaski - powiedział. Z wyrazu twarzy Iriala nie można było odczytać, czy żartuje, czy tez mówi poważnie.
Nie zważając na niezbyt zachwycone miny niektórych członków drużyny kazał zbierać się do drogi.


Ci, którzy zajmowali się badaniami charakterów ludzkich odkryli pewną ciekawą rzecz...
jeśli komuś stale pomagałeś, pozwalałeś na różne rzeczy, a potem raz czegoś odmówiłeś, to natychmiast stawałeś się draniem, łobuzem, sknerą, największą świnią na świecie.
Jeżeli systematycznie mówiłeś 'nie', a potem nagle raz powiedziałeś 'tak', od razu razu wychwalano twoje dobre serce, szczodrość i łaskawość.
Zadziwiająca cecha ludzkiej natury...


Zapadał wieczór, gdy przy drodze pojawił się budynek ozdobiony szyldem z napisem "Karczma pod Czeremchą".
Gdy wierzchowce znalazły schronienie w stajni skierowali się do wnętrza.
Karczma była typowym przedstawicielem przydrożnych przybytków nastawionych na karmienie podróżnych i oferująca im nocleg. Ani za czysta, ani zbyt brudna. Jedynie karczmarz budową fizyczną i ilością szczerb w uśmiechu różnił się od innych przedstawicieli tej profesji. Dobiegające z zaplecza zapachy sugerowały, że w miarę bezpiecznie będzie można zapełnić żołądek.
Co prawda istniało pomieszczenie dodatkowe, zapewniające więcej dyskrecji, ale widocznie karczmarz nie uznał ich za gości specjalnych. Poza tym Irial i tak nie skorzystałby z takiego przywileju.
- Dwa pokoje proszę - powiedział, zanim zajął miejsce za stołem. - Jeden dla trzech osób, jeden dla czterech.
- Za całość siedemdziesiąt srebrników za noc. Zaprowadzić państwa teraz, czy po kolacji?
Drogo to z pewnością nie było.
- Po kolacji - zdecydował Irial. - Najpierw coś zjemy.

Po dniu spędzonym na suchym prowiancie kasza z mięsna wkładką smakowała lepiej, niż zwykle. Nie zdążyli jednak zjeść wszystkiego gdy do ich stołu przyplątał się jakiś wielce rozmowny jegomość. Trudno było od razu ocenić, czy kierowała nim wspomniana przez niego chęć przeprowadzenia zwykłej rozmowy w innym niż zwykle towarzystwie, ciekawość, typowa dla wielu osób poruszających się po szlaku, czy też przyciągnęła go uroda Ruth czy Emerahl.
Odmówić mu co prawda można było, pozostawało jednak pytanie, czy warto zrobić coś takiego.
Zwykle kompania stroniąca od innych ludzi wywoływała większe zaciekawienie niż ci, którzy towarzystwa obcych nie unikali. A zawsze mogło się okazać, że rozmówca ma jakieś ciekawe informacje.

- Zapraszam - powiedział Irial, gestem zapraszając nieoczekiwanego gościa o zajęcie miejsca na ławie. - Proszę siadać. Irial Norre - przedstawił się, milczeniem pomijając informację, skąd pochodzi i czym się zajmuje. - I dziękuję za poczęstunek.

Te poczęstunek był czymś nieco nietypowym. Zwykle handlarze nie rzucali groszem na prawo czy lewo... Chyba że mieli w planach jakiś zarobek.

Nowy gość stanowił równocześnie okazję do przekonania się, jak potrafili się zachować członkowie drużyny. Nie przy stole rzecz jasna, a wobec obcych.
I na ile pozwalali sobie na nadużywanie alkoholu i źle ukierunkowaną gadatliwość.
 
Kerm jest offline  
Stary 24-03-2010, 20:34   #45
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
-Jasne, jasne... u mnie będzie to podziękowanie za pomyślny poród mej siostry. Rodzina mnie wysłała w tym właśnie celu. – rzekł Samuel, który z niechęcią przyjął słowa o wspólnym noclegu w czterech.
Zaduch i specyficzne zapachy... dwie rzeczy, których nie znosił zbyt dobrze.
- Ty wybierasz karczmy, spanie w stodole mi nie przeszkadza. Ale pokój to sobie sam wolę wynajmować, jeśli można.-dodał na zakończenie długiej wypowiedzi Iriala. Po czym zakończył rozmowę ruszając w kierunku wierzchowca. W sumie mógłby wdać się w dysputę z Irialem, ale byłaby to zapewne strata czasu. Obecnie zresztą, nie miał ochoty bawić się w wymianę argumentów. Zresztą czas im się było zbierać.

Sama podróż mijał w powolnym tempie, co Lestre nieco nużyło. Postanowił trochę zająć się Lamią, wszak po to został wynajęty. Podjechał więc bliżej.
- Szkoda tak pięknego oblicza, na ponure miny.- zagadnął Lamię Samuel.
- To twoje zdanie - odparła dziewczyna obojętnie.
-Tak. To prawda.- potwierdził Lestre i dodał cicho.- Ale gdy się uśmiechasz, słoneczko przyjemniej grzeje.
- To czy świeci słońce nie zależy od mojego uśmiechu - odparła. - A takie tandetne teksty, lepiej skutkują na głupie dziewczęta - odparła spoglądając przelotnie na Ruth - Ja nie jestem głupim dziewczęciem
- Nie, nie jesteś.- uśmiechnął Lestre i potarł podbródek dodając.- Komplementy nawet te tandetne, wyrażają uwielbienie. Zachwyt twą osobą. Można im nie ulegać, ale nie wypada odtrącać. Bo któregoś dnia, można już ich nie usłyszeć.
-Moim zdaniem lepiej nie wysłuchiwać w ogóle komplementów, niż ciągle słuchać wymuszonych. Ale widać mamy różne zdanie na ten temat, panie Lestre - powiedziała Lamia z wyższością.
- Wątpię byś usłyszała komplementy inne, niż te, które płyną wprost z serca panienko Lamio.- spojrzał na dziewczynę oceniając jej urodę.- Jesteś jak piękny pąk róży, możesz jedynie bardziej rozkwitnąć.
- A jakbyś tak na chwilę dał sobie spokój z tym durnowatym tonem wiecznego amanta?! - wypaliła Lamia z agresją - Nigdy nikt ci nie mówił, że większość kobiet to w pewnym momencie zaczyna drażnić?! Zwłaszcza tych kobiet, które nie są całkowicie puste. Nie możesz ze mną normalnie rozmawiać? Dla mnie nie musisz być przesadnie miły, ja ci się do wyra nie wpakuję. - mężczyzna dostrzegł w jej oku dziwny, jadowiciezielony błysk.
- I dobrze.- rzekł spokojnym tonem Lestre, zaśmiał się cicho.- W łożu i tak nie mielibyśmy co robić.- potarł podbródek dodając.- Przyznaję, że moje obycie się na kupieckich córach zatrzymuje, nigdy wyżej sięgać nie miałem okazji. To i na szlachciankach się nie wyznaję.
Spojrzał na dziewczynę.- Dobrze więc. Zacznijmy od tego. Dobrze się bawisz? Strasznie ponura się zrobiłaś podczas naszego małego pikniku.
- Bywało lepiej, ale nie narzekam. Myślę, że to będzie ciekawa podróż.
- Im dłuższe tym ciekawsze bywają. Zawsze to nowe widoki, nowe znajomości, nowe kłopoty.-potwierdził kiwnięciem głowy swe słowa Samuel i dodał żartobliwym.- Zwłaszcza kłopoty. Te się często zdarzają.
-A jakich kłopotów tym razem się spodziewasz, panie Samuelu? - rzuciła z zainteresowaniem dziewczyna.
- Braku miejsc w karczmach, fatalnej kuchni, zbójców, burz.- odparł mężczyzna i dodał żartobliwym tonem.- A także brzydkich karczmarek i zazdrosnych mężów... oraz nachalnych wielbicieli, ale te kłopoty to już na ciebie i pozostałe panny w naszej grupie spadną.
- Myślę, że nie będzie tak źle. A z nachalnymi wielbicielami dam sobie radę, wystarczy być wredną, a to nie przychodzi mi z wielkim wysiłkiem.-
-Pijani mężczyźni potrafią być bardzo nachalni Lamio. Na szczęście ich zapał może ostudzić paru ochroniarzy z obnażonymi mieczami.- odparł Samuel i następnie rzekł.- A czego ty, oczekujesz podczas tej podróży?
-Nie bardzo rozumiem twoje pytanie
- Nie będziesz zapewne miała zbyt wielu okazji do tak dalekich wojaży.- rzekł Samuel wzruszając ramionami.- Dobrze by było uczynić tą przygodę wartą zapamiętania.
- Będzie warta zapamiętania. - odparła Lamia. - Jeszcze nigdy nie jechałam w tak daleką podróż.
–Można by pozwiedzać miasta, skoro jest okazja. –rzekł Samuel dodając.- O ile będzie czas na to.
-Zobaczymy. Irial nie mówił mi jak szybko zamierza opuszczać kolejne miasta. Ale myślę, że nie będzie tak źle i coś tam uda mi się zobaczyć.
-Zwykle świątynie są warte obejrzenia. Ale czasami zdarzają się i lokalne ciekawostki.- stwierdził Samuel.
-Na przykład? Jakie ciekawostki-
Samuel zamyślił się , potarł podbródek.- Na przykład...Ziejący smok. W okolicy mego miasta rodzinnego, była taka formacja skalna przypominająca smoka z rozdziawioną paszczą. Ta paszcza była też jaskinią wyżłobioną przez podziemną rzekę, przez woda wylewała się z jaskini. Złośliwi, co prawda twierdzili że smoka nie zieje...a co najwyżej rzyga wodą.
- To musiał być całkiem ładny widok - przyznała Lamia. - U nas niczego takiego nie było. Wkoło tylko równina, lasy i łąki. Nic ciekawego. No może nie licząc Kolorowych Jeziorek. Woda w nich miała różne kolory. W jednym była niebieska, w innym żółta, a w jeszcze innym czerwona. Lubiłam tam jeździć na przejażdżki.
-Pewnie będziesz tęsknić za domem. Ale nowe miejsca mają także swoje uroki, do odkrycia.- odparł Samuel.
- To się okaże.-
- Co poza jazdą konna lubisz robić?- spytał Samuel.
- Lubię dokuczać innym - odparła poważnie.
Samuel wybuchł śmiechem, spojrzał wesoło na Lamię dodając.- Za rok, za dwa wyrośniesz z dziecięcych psikusów.
- To się okaże - powtórzyła równie poważnie.
-Ja wyrosłem.- rzekł w odpowiedzi Samuel, wzruszył ramionami. - Z czasem pojawiają się inne rzeczy warte uwagi. Rzeczy ciekawsze od psikusów.
- Na przykład kobiety, a raczej w moim przypadku mężczyźni?
-To też, ale nie tylko.- Samuel dyskretnie wyjął karty, by uniknąć spojrzenia Irial i pokazał je Lamii.- Niby nic, zwykłe karty...ale one, mogą dostarczyć masy zabawy.
Dziewczyna spojrzała z politowaniem najpierw na mężczyznę, potem na karty, potem znów na mężczyznę i rzuciła: - No co ty nie powiesz
Jechali dość wolnym tempem, więc Lestre przetasował talię i rozłożywszy je szybkim ruchem dłoni w wachlarz rzekł.-Wybierz jedną.
Wybrała i podała Samuelowi.
Samuel włożył kartę w talię i podał dziewczynie ze słowami.- Możesz przetasować?
Przetasowała niewprawnie.
Samuel wziął talię i zaczął stukać w nią palcem mrucząc.- Abru kadabru stuk
Przesunął dłonią nad talią. Po czym obrócił pierwszą kartę z góry ...Oczywiście była to ta, którą Lamia wybrała.
- No i co w tym takiego ekscytującego? - zagadnęła dziewczyna. - Ja też tak potrafię - dodała podając mu talię kart. - Wybierz jedną
Samuel wybrał kartę i wsunął ją z powrotem do talii. Po czym podał dziewczynie.
- Przetasuj
Przetasował szybko i z wprawą doświadczonego szulera.
Dziewczyna wzięła od niego talię. Rozłożyła w zgrabny wachlarzyk i uśmiechnęła się. Przez chwilę patrzyła mężczyźnie głęboko w oczy, potem uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wskazała kartę. Właściwą.
-A więc umiesz czytać w myślach. Ale wiesz... Talenty, które sama opanujesz, dają dwa razy więcej frajdy, niż te którymi nas natura obdarzyła.- rzekł Samuel uśmiechając się, po czym spytał.- Co jeszcze, poza szperaniem w głowie potrafisz?
- Szperaniem w głowie - zdziwiła się.
- Nie zajrzałaś mi do głowy, by odkryć kartę ?- zdziwił się Samuel, po czym dodał żartem.- Może to i dobrze. W mojej głowie są zapewne sprawy, których panienka z dobrego domu nie powinna poznawać.
- Każdy mężczyzna tak mówi, a potem pewnie okazałoby się, ze nie ma tam nic ciekawego. Co najwyżej dużo tłustego jedzenia, piwa i spania.- na te słowa Lestre zaśmiał się i dodał chowając karty.- Masz niskie mniemanie o mężczyznach panienko Lamio. Cóż... może to i dobrze. Bezpieczniej dla nas obojga, to na pewno.
- Nie wiem, czy to niskie mniemanie. Ja po prostu widzę jacy są mężczyźni, którzy mnie otaczają. No, może nie wszyscy - przy tych słowach uśmiechnęła się zerkając na Iriala. Potem znowu spojrzała na Samuela - A ty jakie masz mniemanie o kobietach?
-Kobiety to zagadki Lamio. Mężczyźni także.- odparł filozoficznie Samuel, uśmiechnął się i rzekł ciszej dziewczynie.- Łatwo mogą zaskoczyć cię, jeśli oceniasz ich po pozorach. Pamiętaj, że gdy z tobą rozmawiają nie widzą zwykłej dziewczyny, lecz córkę twego dobrze sytuowanego ojca. Ta droga może ci pokazać jak postrzegają ciebie ludzie, którzy nie wiedzą o twych rodzicach. Zapewniam cię, że postrzegać cię będą inaczej.-
- Ale filozofujesz, aż za bardzo.-
-Skoro mi nie wierzysz, to sama się przekonaj, udając zwyczajną dziewczynę.-wzruszył ramionami Lestre.- Pokorniejsza postawa, opuszczona lekko twarzyczka... i słuchanie starszych od siebie. Powinny być dobrą maską.
- Nie chodziło mi o to, że ludzie widzą mnie przez pryzmat tego kim jest mój ojciec. Doskonale o tym wiem. Nie raz i nie dwa musiałam słuchać jak niszczę jego wizerunek swoimi popisami. - powiedziała dziewczyna z nutką goryczy w głosie. - Chodziło mi o to, że zbyt filozofujesz stwierdzając, że kobiety i mężczyźni są zagadkami, zwłaszcza mężczyźni.
-Doprawdy?- Lestre potarł podbródek dłonią zamyśliwszy się. Przez dłuższą chwilę milczał, wyraźnie coś rozważając. Wreszcie rzekł.- Nie. Obstaję przy swoim. Mężczyźni też są zagadkami. A przekonasz się o tym, gdy cię któryś zaskoczy. Oby przyjemnie. Bo może być na odwrót.
Lamia nic nie odpowiedziała... a i na dalszą rozmowę nie było czasu.

Krótki postój, Lestre przegryzł co nieco nie zsiadając z konia. Taka jazda nie była dla niego męcząca. Dla Burzy zresztą też nie bardzo.
Krótki postój i ruszyli dalej pod wieczór docierając do karczmy. Budynek robił zresztą przyjemne wrażenie. Karczma pod Czeremchą może i była typowym przybytkiem ale i dość schludnym. Potrawa pachniała wybornie, ale Lestre jakoś nie miał wielkiego apetytu. Obiecał wszak kolację Ruth i zamierzał dotrzymać słowa. A potem pojawił się mężczyzna: Johar Mormont, handlarz zboża z Gormghiolli. I zrobiło się ciekawie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 29-03-2010, 15:54   #46
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
Dalsza droga tego dnia upływała Emerahl jednostajnie i nudno. Nikt za bardzo nie kwapił się do dyskusji lub niezobowiązującej rozmowy o wszystkim i niczym. Jedyna osoba, która taką chęć wykazywała, baaaa... która paplała non stop był Samuel. Niestety tym razem jego 'ofiarą' padła mała, biedna Lamia, a czarownica nie chciała się wtrącać do tej rozmowy - nigdy nie była zbyt dobra w rozmowach ze szlachtą. Podejrzewała poza tym, iż Lamia może dać wyraz swojemu niezadowoleniu w skutek epizodu jakiego była świadkiem podczas postoju w związku z czym Emerahl sądziła, że lepiej żeby odbiło się to tylko na Samuelu. Chwilami do uszu kobiety docierał przesadnie słodki i pełen uwielbienia ton Samuela wywołując u niej westchnięcia rozbawienia. Trzymając bezpieczny dystans czarownica posłała jedynie krótką zadziorną uwagę do umysłu mężczyzny postanawiając trochę podrażnić go faktem, że to potrafi:

"Wieczny amant..."

Wierzchowiec Emerahl szedł spokojnie, bujając miarowo jej siedziskiem, co w połączeniu z sielankowym krajobrazem pól i równin, upstrzonych kępiskami krzewów, jeziorkiem, bądź polami z wszędobylskimi, widocznymi zawsze w obrębie horyzontu uprawami, było przyjemnie usypiające. Emerahl przypuszczała, że gdy już jej nogi i tyłek przyzwyczają się do jazdy w siodle - to jest gdy przejdzie jej ból, który z pewnością nadejdzie następnego dnia - to być może nawet polubi taką formę podróżowania. Szczęściem dla niej Irial nie narzucił zbyt szybkiego tempa pierwszego dnia. Jakkolwiek im szybciej Emerahl wprawi się w jeździe wierchem tym lepiej - z pewnością prędzej czy późnej nadejdzie chwila, że szybsze tempo jazdy będzie wskazane.

Wiedźma rozmyślała o króliku upolowanym przez Therona. Nie mogła uwierzyć, że nigdy dotąd nie próbowała przyrządzić jedzenia w czysto magiczny sposób. Rozpalić ogień to i owszem, ale żeby tak bez rozpalania ognia... to by dopiero była sztuka. Ciekawa była czy ktoś tego już próbował. Na pewno tak... w końcu nie mogło to być aż tak trudne. Na świecie żyją magowie, którzy potrafią jednym gestem przenosić całe domy, albo zmieniać pogodę zaledwie mrugnięciem oka czy też przepowiadać przyszłość i czytać setki ludzkich umysłów jednocześnie. Są też tacy, którzy potrafią podtrzymywać swoje życie w nienaturalnie długi sposób. Co prawda wielu z tak ogromnie obdarzonych nie obnosi się ze swoim talentem nie chcąc być zbyt nękanymi i są bardziej mitem niż powszechnie znanymi magami. Bądź co bądź... jeśli takie rzeczy można zrobić to przyrządzić mięso bez użycia ognia z pewnością też się da i jest to jedynie kwestia treningu. Emerahl postanowiła spróbować swoich sił przy pierwszej lepszej okazji.

Na takich rozmyślaniach nad magiczną teorią i pięknem krajobrazu zastał Emerahl wieczór, i nim się obejrzała przed nimi wyrosła przyjemna dla oka gospoda pokryta dachem ze strzechy nosząca dumną i banalną nazwę 'Karczma pod Czeremchą'. Pośladki Emerahl bardzo ucieszyłyby się na tą okoliczność, gdyby tylko mogły, tym bardziej iż Irial uznał, że drogi im już na dziś dość i rzeczona gospoda będzie im dziś domem. Nie czekając na zachętę wiedźma zsunęła się z wierzchowca i za przykładem innych zaprowadziła go do stajni, gdzie przejął go miejscowy. Jakże dziwnie chodziło się na własnych nogach po całym dniu siedzenia w siodle. Pomimo, iż Emerahl starała się trzymać nogi w miarę blisko siebie to wciąż miała wrażenie jakby stała okrakiem... trzeba do tego przywyknąć, a im szybciej tym lepiej dla niej.

[...]

Cały dzień na sucharkach i wodzie, tudzież odrobinie wina za sprawą Samuela, potrafi sprawić, że pierogi z mięsem i skwarkami smakują jak przyrządzona na królewską modłę jagnięcina, a lokalne piwo jak wino z klasztornej piwnicy. Nim jednak Emerahl zdążyła nacieszyć się swoim posiłkiem w pełni do ich stołu dosiadł się mężczyzna przedstawiający się jako Johar Mormont - handlarz zboża z Gormghiolli. Mężczyzna najwyraźniej łaknął towarzystwa, a jego pachołkowie nie spełniali się dobrze w tej roli... Czarownica, złapana w połowie przełykania, nie mogąc nic powiedzieć kiwnęła tylko głową mrugając wdzięcznie oczami.

- Zapraszam - powiedział Irial, gestem zapraszając nieoczekiwanego gościa o zajęcie miejsca na ławie. - Proszę siadać. Irial Norre. I dziękuję za poczęstunek.

Emerahl zdziwiła się nieco - była pewna, że Irial będzie chciał unikać takiego nieplanowanego towarzystwa. Choć... jeśli się nad tym dłużej zastanowić to o ile wszyscy będą trzymać usta na kłódki i nikt się nie wygada to odrobina innego towarzystwa będzie miłą odmianą. Będzie się też wydawać naturalna - w końcu ludzie mają to do siebie, że lgną do innych ludzi. Myśląc to zaśmiała się w duchu i spojrzała wymownie na Samuela, który jest dobrym potwierdzeniem tej tezy.
 
__________________
Wisdom of all measure is the men's greatest treasure.
Cosm0 jest offline  
Stary 29-03-2010, 22:18   #47
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Z zaciekawieniem obserwował swoich towarzyszy i ich zachowanie. Mógłby przysiąść, że niektórzy z nich zachowywali się gorzej niż dzieci. Nie komentował jednak tego, wychodząc z założenia, że pewnych rzeczy komentować nie należy.
Jeść mu się specjalnie nie chciało toteż nie interesował się próbami przyrządzenia jedzenia. Wolał cieszyć się spokojnym leżeniem i podziwianiem przepływających po niebie obłoków.
Słowa Iriala, dotyczące spania pod gołym niebem specjalnie go nie przerażały. Nie raz zdarzało mu się spędzić noc w siodle, śpiąc tylko kilka chwil. Gorzej było z karczmami. Młodzieniec osobiście wolał spanie pod gołym niebem na trawie niż w karczemnym łóżku. Czyżby kolejny nawyk będzie musiał być zmieniony?
Sevrin przestał w końcu myśleć o przyszłości wyprawy. Pozwolił myślą swobodnie krążyć. Ku swemu zdziwieniu rzeczą, a raczej osobą, wokół której krążyły była wiedźma. Gdy przyłapywał się na zbyt intensywnym myśleniu o kobiecie szybko skupiał się na obserwacji obłoków. Po chwili jednak Emerahl znów panowała w jego umyśle. Zaczął ją bezgłośnie przeklinać. Za to, że istnieje, za to, że ją poznał i za kilkanaście innych rzeczy, z którymi czarownica miała niewiele wspólnego.
Nadszedł koniec postoju. Sevrin czekał w spokoju aż kompania ruszy. Gdy to nastąpiło skierował swojego wierzchowca niemal na koniec grupy. Miejsce to nawet odpowiadało młodzieńcowi.

xxxxxxxxxx

Leniwe odrętwienie objęło całe jego ciało, niemal tak samo jak obejmuje się para kochanków. Przed uśnięciem ratował go Narwaniec, który od czasu do czasu kręcił łbem i prychał niezadowolony. Z pewnością powodem jego niezadowolenia było ślimacze tempo wyprawy. Jedyne co Sevrin mógł zrobić to poklepywanie co jakiś czas swojego wierzchowca po karku i obiecywanie mu dzikiego biegu aż do wyczerpania sił gdy tylko to się skończy. Na razie jednak musieli dostosowywać się do reszty.

xxxxxxxxxx

Na kolejnym postoju nawet nie zsiadł z konia. Wyciągnął tylko z jednego z juków kawałek suszonego mięsa i zaspokoił głód. Od zawsze jadał mało. Widać organizm działał według przyzwyczajeń z młodości, gdy o cokolwiek na ząb nie było zbyt łatwo. Może z organizmem było wszystko w porządku, tylko umysł twierdził inaczej. Z pewnością Sevrin poświęciłby tego typu rozmyśleniom więcej czasu, lecz powrót do dalszej jazdy wyrwał go z zamyślenia wtrącając w leniwe odrętwienie.

xxxxxxxxxx

Karczma. Nie pierwsza i nie ostatnia, w której gościł. Najchętniej w ogóle nie wchodziłby do środka, lecz podjęte przez niego decyzje sprawiły, że w obecnej sytuacji nie miał wyjścia. Pozostawił niezadowolonego Narwańca pod opieką stajennego, instruując chłopaka by uważał na konia. Następnie wszedł do środka z resztą kompani.
Głowy zwrócone w ich stronę, nagle urwane i na powrót wznowione rozmowy. Tak jak przypuszczał. Karczma pod Czeremchą nie różniła się niczym od karczm, w których bywał.
Udał się do wskazanego przez karczmarza stolika. Nim zajął miejsce obok Emerahl odstawił czarownicy krzesło. Znak grzeczności czy może inny ukryty przekaz? Nikt tego nie mógł wiedzieć.
Otrzymane jedzenie jadł powoli, dokładnie wszystko przeżuwając. Można było powiedzieć, że delektuje się każdą łyżką kaszy. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie pewien jegomość, który wpadł na pomysł by dosiąść się do nich. Sevrin nieufnie przyglądał się nieznajomemu siedzącemu po przeciwnej stronie stołu. Coś mu się w nim nie podobało. Nie wiedział jednak co. W pewnym momencie młodzieniec odsunął się od stołu i schylił się. Wydawało się, że poprawia wiązania buta, Prawdziwym jednak celem był ukryty w tym bucie sztylet. Już miał sięgać po jego rękojeść gdy nagle porzucił swój pomysł.
Nawet, jeśli ten typek coś knuje sztylet nie będzie mi potrzebny. A jeśli nie uda mi się go schować w rękawie tak jak potrzeba mogę narobić kłopotów.”
Jeszcze przez chwilę majstrował coś przy bucie, po czym jakby nigdy nic wyprostował się. Nie przejmując się za bardzo tym co się wokół niego dzieje podparł się lewą ręką w okolicach skroni i przysłuchując się rozmowie leniwie pokonywał łyżką trasę od miski do swoich ust.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 29-03-2010 o 22:32.
Karmazyn jest offline  
Stary 29-03-2010, 23:49   #48
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
W drodze do karczmy

Nadszedł koniec postoju. Sevrin powoli podniósł się z ziemi i zbliżył do Narwańca. Gdy na niego wsiadł przyszedł mu do głowy dość dziwny pomysł.
- Będę udawał ochroniarza Emerahl. Moim celem jest ochrona jej w drodze do świątyni - dopiero po chwili zorientował się, że to jego własny głos powiedział te słowa.
Wątpił, by zdołał wymyślić rozsądniejszy powód podróży, więc postanowił się tego trzymać.

- Hehe... - zaśmiała się Emerahl - Co prawda potrafię o siebie zadbać sama, ale miło z twojej strony Servinie. Tylko, że to chyba nie jest dobry pomysł. No chyba, że wymyślisz też powód dlaczego miałabym być tak ważna, żebym potrzebowała ochroniarza.

Emerahl zamyśliła się na moment szukając jakiegokolwiek powodu pielgrzymki do świątyni.

- W zasadzie to ja nie udaję się do świątyni. Po prostu podróżuję do siostry mieszkającej niedaleko Rotdorn, a że podróżować w grupie raźniej to nie pogardziłam towarzystwem pielgrzymów zmierzających w tym samym kierunku. Co o tym sądzisz Irialu?

Irial nie był zachwycony tym pomysłem i nie omieszkał się swoimi wątpliwościami podzielić z resztą kompani:
- Jeśli potrafisz podać jej imię i nazwisko oraz miejsce zamieszkania... - powiedział z wyraźnym brakiem entuzjazmu. - Setki ludzi jeżdżą z pielgrzymkami... Naprawdę nie potrafisz nic wymyślić?
- Jasne, że mogę... tylko nie wydaje mi się, żeby pomysł z podróżą do siostry był zły. W końcu ktoś, kto byłby na tyle wścibski, żeby wypytywać nieznajomą kobietę o takie detale musiałby liczyć się z wytknięciem mu tej wścibskości i odmową odpowiedzi. Jakoś nie wydaje mi się, żeby większość ludzi była wylewna w stosunku do nieznajomych spotkanych na trakcie... Ale niech ci będzie... pojadę podziękować, że córka wyzdrowiała.
- Być może źle się wyraziłem używając słowa ochroniarz. - Servin dopiero teraz zaczął myśleć o kilku niedopracowanych szczegółach w swoim planie. Uświadomi sobie, że powód, dla którego ma ochraniać Emerahl był jednym z mniej ważnych szczególików. Sądził jednak, że wszystko da się załatwić. - Domyślam się, że czarownica potrafi o siebie zadbać. Lecz czy wszyscy muszą wiedzieć, że potrafisz posługiwać się czarami? - młodzieniec zamyślił się na chwilę. Po jego minie trudno było odgadnąć, o czym myślał. - Dla swojego "męża" z pewnością jesteś ważna. -kontynuował po chwili - Dlatego poprosił mnie, przyjaciela rodziny, który miał u was dług wdzięczności bym miał na ciebie oko w czasie podróży.
- Wtedy mój rzekomy mąż byłby uznawany za 'rogacza' - dopowiedziała Emerahl z wyraźną wesołością w głosie - Oczywiście, że nikt nie musi wiedzieć, że posługuję się magią i zapewniam wszem i wobec, że nigdy się z tym nie obnosiłam. Po prostu uważam, że posiadanie ochroniarza bardziej przyciąga ciekawski wzrok niż samotna kobieta wędrująca z pielgrzymami. To już lepiej byłoby, gdybyś udawał tego 'męża'. Chociaż... po chwili zastanowienia... może lepiej brata? Albo po prostu kolejnego pielgrzyma w całej tej grupie. Jest ich już tu pod dostatkiem to i kolejny nie zawadzi. Ale jeśli chcesz być ochroniarzem... cóż dobrze czasem mieć pomocną dłoń tylko, że to rodzi niepotrzebne pytania.
Te kobiety zdecydowanie za dużo marudzą. Zdecydowanie za dużo. Na przyszłość muszę pamiętać, że najpierw się myśli, później myśli się czy wcześniejsze myślenie jest poprawne i dopiero mówi się coś na głos.” – przemknęło przez myśl młodzieńca

- Pytania, na które nie koniecznie trzeba odpowiadać… - Sevrin zaczął żałować wypowiedzenia swych wcześniejszych myśli na głos. Na razie nie zamierzał jednak się z nich wycofać. - Co do spokrewnienia nas… Szczerze wątpię by coś takiego mogło się udać. Moje aktorstwo raczej nie jest na tyle dobre. A co do pielgrzyma, który dołączył do kompani… Dlaczego do niej dołączyłem? By było raźniej? By było bezpieczniej? Z natury jestem samotnikiem. W gadaniu dorównuję, jeśli nie przewyższam, jak to powiedział pewien karczmarz, kamienie. Co do bezpieczeństwa… - Młodzieniec znacząco popatrzył na swoją broń. - Chyba, że nie mówimy tu o moim bezpieczeństwie. Jednakże to pokrywa się z moim pierwotnym planem.

Sevrina zaczynała męczyć już ta rozmowa. By przyspieszyć jej koniec postanowił użyć pewnej sztuczki. Spróbował wedrzeć się do umysłu czarownicy, narzucić jej swą wolę. Poczuł, jak delikatna cieniutka niteczka łączy jej umysł z jego własnym. Poczuł ją w sobie. Zagnieździł swój przekaz na dnie jej umysłu, a zaraz potem został gwałtownie wyrwany z jej myśli, razem ze swym nakazem. Tak jakby odbił się od piłki, od bariery chroniącej umysł czarownicy. Młodzieniec zamrugał zdezorientowany. Widać Emerahl była odporna na tą sztuczkę.

Emerahl zamrugała odrobinę zdziwiona i spojrzała na Sevrina. Wysłała część swojej jaźni w poszukiwaniu jego umysłu, a gdy go odnalazła weszła do środka. Choć to co mężczyzna próbował zrobić powinno ją wkurzyć i w rzeczywistości odrobinę zdenerwowało (w końcu kto z radością przyjąłby próbę majstrowania w swoim umyśle) to jednak powiedziała spokojnie, nadając słowom przyjaznego wydźwięku:

"Ktoś mi dziś powiedział, że to nie ładnie pakować się do czyjejś głowy bez pozwolenia. O ile jeśli chodzi o mnie to chętnie sobie tą drogą pogadam, o tyle próba nagięcia woli obcej czarownicy może spotkać się z gorszym przyjęciem. Zanim spróbujesz tego na przypadkowym magu, pomyśl o dwa razy"

Emerahl spojrzała na Servina, a na jej twarzy wykwitł złośliwy uśmiech.

- Nie muszę nad niczym myśleć dwa razy. - Sevrinowi nie chciało się bawić w myślowy przekaz. Po chwili jednak uświadomił sobie, że nie wszyscy muszą wiedzieć o tym, co przed chwilą miało tu miejsce.
”- Nie jesteś pierwszą osobą władającą magią, na której to próbowałem. Większości z nich nie możesz jednak o to zapytać. Chyba, że potrafisz wskrzeszać umarłych."
”- To zabrzmiało prawie jak groźba...”
”- Ja nie grożę. Ja informuję. Na razie jednak nie masz się czego bać z mojej strony. Nie spotkałem się z nagrodą wyznaczoną za twoją głowę”

"- Prowokujesz z mojej strony pytanie, co byś zrobił gdyby taka nagroda została wyznaczona... Póki jednak takiej nagrody nie ma to i ty nie masz się czego z mojej strony obawiać... zresztą jak i cała reszta. Nie jestem tutaj po to, żeby rzucać się komukolwiek do gardła, a żeby to gardło ewentualnie poskładać do kupy, jak je ktoś inny rozerwie"
"- Zrobiłbym wszystko by zdobyć tą nagrodę. Lecz teraz zakończmy to. Niepotrzebnie psuć naszą znajomość niemal na jej początku."
- Nie jest niczym niezwykłym, że samotna kobieta wybierając się w daleką podróż, najmuje męża godnego zaufania do ochrony swej czci.- wtrącił Samuel, wzruszając ramionami.- Także wtedy, gdy sama jest osobą władającą mocą tajemną. Ochroniarz się czarownicy przydaje, nawet jeśli jest tylko po to, by wzbudzać prestiż i szacunek wobec swej chlebodawczyni.
- Czy ty zawsze uderzasz w takie patetyczne tony? - rzekła Emerahl w odpowiedzi na wtrącenie Samuela - No dobra... Servin może być moim przyjacielem, który zaoferował się towarzyszyć mi w podróży. W końcu przyda się rycerz w lśniącej zbroi, który uratuje mnie, gdy będę spadać z konia.
Sevrin o mało co nie parsknął śmiechem. W żaden sposób nie mógł wyobrazić sobie siebie w lśniącej zbroi ratującego czarownicę przed upadkiem.
- Zapewniam cię, moja szanowna przyjaciółko, że nawet jakbym chciał, nie będę ratował twoich szanownych czterech liter przed upadkiem. Aż tak szlachetny to ja nie jestem. - Pierwszy raz od dłuższego czasu jego twarz ozdobił szczery uśmiech.

Emerahl westchnęła teatralnie nadając swojej twarzy wyraz udawanej rozpaczy.
- No i co ja teraz zrobię? To chyba oznacza, że mój ochroniarz już na wstępie miga się od pracy.
- Twój ochroniarz jest niezwykle leniwy. -uśmiech przybrał wredny charakter - Więc jeśli nie chcesz by cię siedzenie nie bolało radzę nie spadać z siodła.
- Wierz mi, że staram się jak mogę...
- Wierz mi, że w to nie wątpię. Dla pewności mogę cię do tego siodła przywiązać.
- Jeszcze nikt się o mnie w życiu tak nie troszczył! - parsknęła śmiechem Emerahl
-Nie myśl, że troszczę się o ciebie. Najzwyczajniej nie chce mi się wymyślać nowego powodu podróży. – I znów na jego twarzy zagościł złośliwy uśmiech.

Karczma pod Czeremchą

- Zapraszam - powiedział Irial, gestem zapraszając nieoczekiwanego gościa do zajęcie miejsca na ławie. – Proszę siadać. Irial Norre. I dziękuję za poczęstunek.
- Miło poznać – oświadczył Mormont ściskając serdecznie rękę mężczyzny. Zajął wskazane miejsce.
-Samuel Lestre.- rzekł wesoło Samuel i nie dodając nic więcej na swój temat rzekł.-Gormghiolla... piękne miasto. Te ich trzy słynne wieże, jak je zwą? Rycerska, Magów... może pamiętasz nazwę trzeciej? Ciągle zapominam.

Lestre często bywał w tym mieście i znał nazwę ostatniej z nich...zwaną była basztą Żebraków, albo Żebraczą. Jeśli ów Johar Mormont, był tym za kogo się podawał powinien wiedzieć ów oczywisty fakt, dla pochodzących z tamtych stron ludzi. Samuel często bywał w tym mieście, więc...też to wiedział.

Emerahl siedziała bez ruchu, a jej wzrok błądził gdzieś indziej. Czarownica posłała część swojej jaźni do umysłu rzekomego kupca dotykając go lekko i przysłuchując się odpowiedzi na zadane przez Samuela pytanie. Była to dość prosta sztuczka, której Emerahl nauczyła się już dawno temu - proste wykrywanie emocji, a potrafi dać tak wiele odpowiedzi - odseparować prawdomównych, od zakłamanych, serdecznych od dwulicowych.

Mężczyzna zaprawdę nazywał się Johar Mormont, zaprawdę pochodził z Gormghiolli i był kupcem wkurzonym na swoich parobków. W tym momencie w Emerahl urodziła się typowa dla niej wścibskość i ciekawość. Skupiła się na umyśle Johara zagłębiając się w niego i poszukując powodu jego zdenerwowania. Dotarły do niej obrazy źle zawiązanego worka, następnie ziarna rozsypanego na drodze i głos wściekającego się kupca wymyślającego epitetami kilkoro podwładnych. Emerahl uśmiechnęła się i wycofała z umysłu mężczyzny.

-Baszta Żebraków, panie Samuelu - odparł Mormont z pogodnym uśmiechem. - Najniższa z wież, ale nie mniej urokliwa od swych starszych sióstr.
"- Wszystko się zgadza Samuelu. Jeśli poszukujesz podstępu to nie znajdziesz go w osobie Johara. Wygląda na to, że on rzeczywiście potrzebuje serdecznego towarzystwa" - posłała czarownica do umysłu drużynowego bawidamka.
- Byłam kiedyś w Gormghiolli. Nawet mieszkałam tam z półtorej roku czasu. Muszę przyznać, że to miasto ma coś w sobie. – dodała na głos czarownica.

Karczmarz przyniósł zamówione przez kupca antałek piwa wraz z kubkami. Johar nalazł każdemu po równo, po czym kontynuował:
-A w jakim celu odwiedzałeś moją małą ojczyznę? Jeśli można wiedzieć oczywiście. Interesy? Sprawy rodzinne?
- Sprawy rodzinne, w pewnym sensie. Spadek po dalekim krewnym otrzymałem i przez Gormghiollę przejeżdżałem tam i z powrotem. Dlatego znam ten piękny port.- odparł Samuel i spytał - Zapewne zmierzasz teraz na północ ze swoim wozami?
- Ano tak - przyznał mężczyzna. - Ale niezbyt daleko, bo tylko do Eslov. Wiosna idzie, zapasy zboża powoli się kończą, trzeba sprzedawać towar, bo teraz najlepsza cena. W Delin, dzięki łaskawości Wielkiej Matki, udało się sprzedać większość towaru, ale jeszcze trochę zostało. W sam raz na małe lokalne targowiska. A państwo dokąd zmierzają? Też do Eslov, czy dalej, za Góry Czarne?
- Aż za Góry niestety - rzekł Samuel ponuro i nachylił się do kupca dodając - Ale rodzina uparła się, że to ja mam robić za pielgrzyma. Siostrze urodziła się córka, ale szwagier jest bogaty. Więc to ja muszę za niego zjechać pół świata, żeby podziękowania Staphii składać. Ot sprawiedliwość.
-A, no to gratulacje się siostrze należą. Niech Wielka Matka ma i ją i maleńką w opiece - powiedział Johar z uśmiechem. - A zatem szanowne towarzystwo w pielgrzymkę się udają. Bogobojni, to się chwali. A reszta państwa też w podzięce dla Wielkiej Matki?
- Tak - Irial skinął głową. - Tak nieraz bywa, że aby ślubów dopełnić trzeba w drogę ruszyć. Jak ta młoda panna – skinął głową w stronę Lamii - co za babkę do świątyni jedzie. Starsza pani hojne obietnice często składa, tylko nie patrzy, kto spełniać musi. A że kto inny jechać nie mógł, to na najstarszą z pokolenia młodego wypadło, chociaż, jak widać, nieopierzone to jeszcze i w domu siedzieć powinno.
Wypił dwa łyki piwa i odstawił kufel.
- Tak to nieraz z rodziną bywa - dodał. - Ale bez rodziny jeszcze gorzej - dokończył filozoficznie.
-A no w podzięce bogini wszyscy się wybieramy. Każdy ma jakiś swój mniejszy lub większy powód. Dzięki łasce bogini córka mi ozdrowiała to i podziękować się jej stosownie należy - wtrąciła swoje trzy grosze Emerahl.
- A masz może jakieś pewne wieści Jonarze, dotyczące drogi do Eslov? Dobrze strzeżony to trakt? Czy może jakowyś bandyci na nim grasują?-spytał chwilę później Samuel, popijając piwo.
- Brońcie bogowie! I bez tego wystarczająco trudów nas czeka. Kawał drogi jeszcze przed nami.
- Zbójów nie ma. Wojna idzie, wojsko w mobilizacji, teraz zły czas na zbójowanie, co innego w czasie wojny. Ale to, mniejmy nadzieję, odległa perspektywa. - Johar pokiwał głową, jakby chciał dodać powagi swym słowo. - Do Eslov prowadzi dobry trakt, trochę lasu, ale głównie pola i łąki. Jazda tamtędy nie powinna sprawiać problemów, nawet mimo roztopów. Co innego za górami, tam różnie być może. Ale ja tam nie wiem, dalej się nie wybieram.
- Wojna? - zdziwiła się, siedząca obok Samuela Ruth, która do tej pory zajmowała się swoim piwem. - Kto z kim ma zamiar toczyć wojnę? - spytała bardziej wystraszona niż zaciekawiona.
- Zanim wybuchnie wojna liczę, że będę już siedział w domu popijając grzańca - zażartował Samuel i dodał - Wojna to kiepski czas na podróże i robienie interesów, nieprawdaż?
Johar spojrzał ze zdziwieniem na rudowłosą dziewczynę.
- Horda znowu szykuje atak. Prawdopodobnie uderzą od południowego wschodu. Dziwi mnie, że nie słyszała pani wieści nadciągających ze Strażnic.- Po chwili dodał - Póki co nie ma co się przejmować. Gór Czarnych i tak nie przekroczą, a skoro tam właśnie się kierujecie, będziecie bezpieczni.
-Kobiety z rzadka się interesują polityką Joharze.- wyjaśnił szybko Samuel, popijając piwo. - To nie dziw, że Ruth nie wie. - Zwrócił się następnie do Iriala.- Moglibyśmy razem z Joharem do Eslov zajechać, wiadomo... w kupie raźniej.

"- Zwariowałeś?! To się Irial wkurzy tym razem mówię ci. Przecież to problem dla nas. Pilnować się będziemy musieli - Emerahl posłała błyskawiczną wiadomość do głowy Samuela, po czym dodała po chwili spoglądając na Ruth ”- No i nie będzie już tak swobodnej atmosfery..."
"- I tak, jeśli nadal będziemy człapać w spacerowym tempie, to natkniemy się na Johara. Poza tym, on tylko wydaje się być zainteresowany rozmową, a nie nami. Zajmę się nim podczas podróży... W końcu bardziej mu zależy na towarzystwie niż na poznaniu naszych sekretów. Nie róbmy z siebie odludków, bo wtedy dopiero zwracamy na siebie uwagę. "- westchnąl w myślach Samuel, licząc że czarownica jest w stanie go usłyszeć.
"- Oczywiście, że jestem w stanie cię usłyszeć. W gruncie rzeczy chyba masz rację co do Johara.
"- Będziemy bezpieczniejsi mając ochronę najemników kupca, a jeśli trzeba będzie się oddalić, zawsze można zwiększyć tempo jazdy pod dowolnym pozorem. Jako kurier często podczepiam się po karawany. Kupcy nie wypytują mnie po co jadę, o ile mamy zastępcze tematy do omówienia."-dodał w myślach Lestre.

- Może i raźniej - odpowiedział Irial - ale nie powinniśmy...
- Wspaniały pomysł, Samuelu. Z ust mi to wyjąłeś! - krzyknął Mormont podnosząc swój kufel jakby w toaście.
- Skoro się zgadzasz... - powiedział Irial. Najchętniej kopnąłby Samuela w zadek za głupią propozycję. Wszak nic nie mogli na tym zyskać, a tylko tracili niepotrzebnie czas i stwarzali okazję do tego, żeby ktoś coś niepotrzebnie powiedział.
”- Po prostu świetnie. A tak przy okazji... nie przeszkadzają ci te nasze 'pogawędki'?"
”- Nie...tym bardziej, jeśli skusiłabyś się na stworzenie wizji swej postaci w negliżu."- pomyślał z wyraźnym żartobliwym zabarwieniem Lestre.
”- Ale ty jesteś zachłanny! Naga Ruth ci nie wystarczy? Jestem pewna, że ma sporo do zaoferowania.”
"- Nie do twarzy ci Emeo z tym poważnym podejściem do życia. Uśmiechnij się. Na pewno masz ładny uśmiech. I nie traktuj wszystkich mych myśli poważnie.”-Samuel spojrzał w oczy kobiety, po czym przesunął spojrzenie na Ruth. ”- Ruth nie jest moja. A to co ma do zaoferowania i to czym mnie obdaruje to dwie różne sprawy.”
”- W tym właśnie rzecz, że nie traktuję ich zbyt poważnie. Przydałoby się chyba nauczyć cię odrobiny czytania umysłu, żebyś potrafił powiedzieć kiedy żartuję, a kiedy jestem poważna, bo jak dotąd kiepsko ci idzie rozpoznawanie tego normalnymi metodami” - rzuciła Emerahl.
"- Czy to propozycja prywatnych lekcji ? Bo przyznaję że czytanie umysłu nigdy nie było moją dobrą stroną. Wolę z twarzy. Niemniej jestem zaszczycony twą hojną ofertą."- Samuel napił się piwa zerkając na usta Emei i sprawdzając, czy wygięły się w uśmiechu.

To pytanie Samuela pozostało już bez odpowiedzi. Czarownica spojrzała Samuelowi w oczy, po czym odwróciła wzrok i zaczęła rozglądać się po sali uśmiechając się rzekomo do siebie. Dokończyła swój przerwany posiłek i wypiła piwo zakupione przez ich nowego towarzysza.

Od kiedy tylko Johar się do nich przysiadł, Lamia nie odezwała się. Najpierw w skupieniu jadła podaną przez karczmarza kaszę, później ze znudzeniem wpatrywała się w rozmawiających mężczyzn, co jakiś czas ziewając ostentacyjnie wyraźnie dając w ten sposób do zrozumienia, że ich rozmowa wydaje jej się śmiertelnie nudna. Na wspomnienie Iriala, co do celu jej pielgrzymki, pokiwała tylko nieznacznie głową niemo przyznając mu rację.

Po jakimś czasie znudziło jej się obserwowanie mężczyzn i zaczęła się rozglądać po sali. Z początku obserwowała dużego czarnego pająka łażącego po ścianie tuż nad szynkwasem. Kiedy jednak karczmarz jednym sprawnym machnięciem ścierki zabił pająka, uśmiechnęła się tylko ze smutkiem i odwróciła wzrok. Zaraz potem gospodarz wyszedł z sali kierując się prawdopodobnie do spiżarni.

Właśnie w tym momencie do pomieszczenia wślizgnął się młody pomocnik karczmarza. Na oko siedemnastoletni chłopak rozejrzał się po sali w poszukiwaniu swego chlebodawcy, a kiedy nie dostrzegł go, uśmiechnął się zadowolony i rozsiadł się wygodnie przy najbliższym stoliku.

Lamia przez cały czas uważnie obserwowała młodzieńca. Gdyby ktoś w tym momencie jej się przyjrzał, dostrzegłby szmaragdowozielony błysk w jej oczach. Nikt jednak nie patrzył na dziewczynę, bowiem wszyscy dorośli skupieni byli na osobie Johara. Jedyną osobą, która w tym momencie patrzyła na Lamię był ów młody pomocnik karczmarza. I chyba dostrzegł błysk w jej oku, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej i skinął nieznacznie głową. Młodzi patrzyli na siebie przez dość długą chwilę i pewnie wyniknęłaby z tego jakaś nowa, ciekawa znajomość, o której w drodze wspominał Samuel. Wniknęłaby, gdyby nagle tuż przy chłopaku nie pojawił się karczmarz ze srogą miną i nieodzowną ścierą i, gdyby ową ścierą nie zdzielił młodzieńca po głowie. Potem zaczął coś krzyczeć, ale przez ogólny harmider panujący w pomieszczeniu, Lamia nie dosłyszała słów. Może to i lepiej bo z pewnością nie były to słowa cenzuralne.

Młodzieniec poderwał się z miejsca i ponaglany przez karczmarza wybiegł z sali, zapewne, by wrócić do swych zajęć. A Lamia znów zajęła się obserwowaniem ludzi zgromadzonych w sali. Z czasem jej uwagę przykuły plamy na suficie, w których dziewczyna doszukiwała się ciekawych kształtów. Jedna z plam przypominała głowę kota, inna motyla, jeszcze inna kielich.

Widząc ziewanie Lamii, Emerahl nagle przypomniała sobie, że sama jest paskudnie zmęczona i chętnie padłaby wprost do łóżka, zamoczywszy się najpierw w balii wody. Ziewnęła i przeciągnęła się prężąc ciało po czym rzekła:

- Wybaczcie mi dziś, ale opuszczę was chyba wcześniej... Jutro czeka nas wcale nie mniejsza droga, a ja po prostu padam z nóg

Wstała od stołu i podążyła w kierunku karczmarza. Po chwili zniknęła w jego towarzystwie na piętrze. Niebawem karczmarz powrócił, czarownicy jednak z nim nie było. Najwidoczniej faktycznie położyła się spać.

Tymczasem rozmowa trwała w najlepsze. Johar raczył ich wieściami zasłyszanymi w trasie, na spółkę z Samuelem zabawiał towarzystwo snując opowieści z różnych stron świata. Wznosił kolejne toasty za pomyślność podróży. Wyglądał na bardzo zadowolonego z takiego towarzystwa. Lamia natomiast wyglądała, jakby miała zaraz skonać z nudów.

Czas płynął nieubłaganie. Samuel zdał sobie z tego sprawę dopiero po pewnym czasie. Przypomniał też sobie, że obiecał komuś przyjemny wieczór i, że bardzo chciał się z tej obietnicy wywiązać.

- A teraz panie i panowie wybaczą, ale obiecałem tej damie kolację we dwoje. A z takich zobowiązań, wypada się wywiązywać.-rzekł Lestre, wskazując ręką na Ruth. Po czym dodał do dziewczyny.- Chodźmy, moja droga.

Johar skinął tylko głową na pożegnanie, reszta nie zareagowała, jedynie Lamia parsknęła na słowa Samuela, jakby usłyszała jakiś dobry kawał. Najpierw spojrzała na mężczyznę, potem na kobietę i znów parsknęła cicho.

- Miłej... kolacji - powiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowo. W jej głosie nie dało się dostrzec ani grama serdeczności.

Irial rzucił okiem na Lamię i leciutko pokręcił głową z dezaprobatą. Nie skomentował jednak ani jej uwagi, ani też kolejnego wyskoku Samuela. Powoli zaczynał się zastanawiać, czy zgoda na udział tego akurat mężczyzny w wyprawie była dobrym pomysłem. Zdawać się mogło, że w charakterystyce Samuela powinno się mówić 'babiarz', potem długo, długo nic, i wreszcie na samym końcu 'kurier'.

Samuel i Ruth wyszli.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 30-03-2010 o 22:34.
echidna jest offline  
Stary 30-03-2010, 18:55   #49
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
wspólny post abishai'a i Mekov

Gdy udało im się oddalić od zgromadzonych przyj jednym stole członków grupy, Samuel zawołał karczmarza i rzekł.- Wino i do tego stolika.
Po czym czekając na posiłek usiadł z Ruth mówiąc żartobliwie.- No to nareszcie sami. W pewnym sensie.
Spojrzał na rudowłosą towarzyszkę, trochę na jej oczy...trochę za bardzo na dekolt. Zaśmiał się lekko, dodając.- Niemal czuję na sobie potępiający mnie wzrok Lamii i Emerahl. Dziwne, że tylko ich.
Ruth przyjrzała mu się i uśmiechnęła się figlarnie. Wypite wcześniej piwa nadal trzymały ją w dobrym humorze. - Nie rozumiem za co mają Cię potępiać. - powiedziała szczerze. - Zrobiłeś coś złego? Przyznaj się. - dodała z uśmiechem.
Nie... nie wydaje mi się.- Lestre nachylił swe oblicze w stronę twarzy Ruth i znacząco mrużąc jedno oko, dodał. – Ale może planuję coś nieobyczajnego? Łobuz jest ze mnie.
Dziewczyna zaśmiała się na głos. - Ja też nie jestem zbyt grzeczna. - powiedziała z uśmiechem i puściła do Samuela oczko.
Podeszła do nich dziewczyna z czarnymi warkoczykami, wyglądająca na jeszcze młodszą niż Lamia. Postawiła na ich stoliku dwa metalowe kielichy i duży dzban pełen wina, po czym ukłoniła się i odeszła zająć się innymi sprawami.
- To powiedz mi łobuzie, co chcesz zbroić? - zagadała wesoło, nalewając sobie wina nieomal po brzegi kielicha.
-Gdybym ci powiedział. Nie byłoby niespodzianki, nieprawdaż?- rzekł żartobliwie Lestre, przyłożył palec do ust dziewczyny dodając.- Niech wszystko wyjaśni się w swoim czasie.
Następnie Samuel nalał sobie wina do kielicha, dodając żartobliwie.- Być może, moje plany mają wiele wspólnego z... sprawdzeniem wygody siana w tutejszej stajni?
Napił się nieco wina, mówiąc.- Na razie jednak, sprawdźmy czy dotrzymam ci pola w piciu.
Uśmiechnął się tajemniczo, mówiąc.- Całkiem niezłe.
Tak naprawdę Samuel nie miał żadnych sprecyzowanych planów wobec Ruth. Już u Erwina zauważył, że dobrze się z nią dogaduje. I całkiem dobrze bawi w towarzystwie... sam też był ciekaw do czego to doprowadzi.
- Jasne, rozumiem. - powiedziała Ruth, choć nie było to do końca zgodne z prawdą. Odniosła wrażenie, że Samuel chce się porządnie napić, a potem... się zobaczy. Ona sama często tak robiła i zwykle było bardzo wesoło. Pamiętała jak kiedyś obudziła się na słomianym dachu w "pożyczonej" od kogoś zbroi, a innym razem w kurniku, topless. Uznała, że Samuel rozważał nocleg w stajni, gdyż łatwiej będzie mu tam dojść niż wspinać się po głupich schodach na piętro do pokoju.
- No zobaczymy co to będzie. - powiedziała z uśmiechem. Nie chciała nad tym rozmyślać i planować, gdyż to psuło całą zabawę. Wzniosła kielich w geście toastu, a Samuel uczynił to samo i oboje opróżnili swoje naczynia.
- To opowiedz mi jakąś swoją przygodę z piciem. Zrobiłeś kiedyś coś... szalonego? - zagadała z uśmiechem spoglądając rozmówcy w oczy i ponownie napełniła oba kielichy.
- Był taki raz ...w małej mieścince, nazwa wyleciała mi z głowy...leży na południe od Yaffer .- odparł Lestre wspominając przeszłość.- Umówiłem się z taką jedną miłą szatynką, na imię miała Loreen. Spotkałem ją później w karczmie, długo przed umówionym czasem naszego spotkania. Ale wtedy się upierała, że się Laureen nazywa. Gdy nadszedł czas randki, miałem całkiem już poprawiony winem humor. I zjawiła się wtedy... nie zgadniesz, kto. Pojawiła się Loreen właśnie. I wtedy się okazało, że Loreen i Laureen to siostry bliźniaczki. Koniec , końców... przyjemnie nam się rozmawiało we trójkę, przy drinkach. A potem...- tu Samuel uśmiechnął się tak jakoś lisio.- Potem trafiliśmy do mojego pokoju i... cóż... Loreen i Laureen nie były szczególnie pruderyjne i lubiły się dzielić. Figlo...poznawaliśmy się dogłębnie całą noc...całą szaloną noc.
Gdy Samuel opowiadał swoją historię, Ruth wpatrywała się w niego z lekko otwartymi w uśmiechu ustami. - Łaaał!... Dobry jesteś. - skwitowała zakończenie ze szczerym uśmiechem. Przez chwilę przyglądała się Samuelowi z mieszaniną podziwu i ... czegoś jeszcze co trudno było rozgryźć... Myślała o czymś. Po chwili sięgnęła po kielich i uniosła go mówiąc: - Za takie sukcesy.

–Teraz chyba twoja kolej. Masz się czym pochwalić?- spytał Samuel, spoglądając w oczy Ruth i sącząc wino. Z czasem oczy Lestre zaczęły ciążyć w dół, ku dekoltowi dziewczyny.
- No cóż... Ja mam wiele różnych takich przygód. - zaczęła i dopiła wino. Zastanowiła się chwilę, nad tym, którą historyjkę wybrać. Najprawdopodobniej większość jej wyczynów po pijaku nie nadawała się do opowiedzenia komuś przed kim chciała dobrze wypaść.
- No dobra mam jedną. Parę lat temu kumplowałam się z jednym Satyrem, razem podróżowaliśmy i piliśmy... Ale tylko tyle! - zaznaczyła unosząc dłoń nad stolikiem i prostując palec wskazujący. Następnie nalała sobie wina i mówiła dalej - No i raz sobie wypiliśmy w takiej karczmie i nierównym krokiem poszliśmy do wynajętego pokoju. Ale tam się okazało, że nie mogliśmy otworzyć... tych no... drzwi. Wtedy Rez się wkurzył i wywalił je z bara. Pokój był wręcz niesamowity jak za takie pieniądze, miał nawet osobną łazienkę. - Dziewczyna przerwała na chwilę opowiadać, zaschło jej w gardle, więc jednym haustem opróżniła swój kielich.
- Polej. - rzekła, po czym wróciła do swojej historii. - No więc ja poszłam się trochę umyć, bo zwykle nie mam takich luksusów, a tam w wannie siedział jeden młodziutki przystojniaczek, taki w wieku Lamii. Nie chciało mi się myśleć i ponieważ byłam troszkę pijana to poddałam się chwili i... wykąpaliśmy się razem. Było super, a jak się rano obudziłam zakuta w dyby, dowiedziałam się kilku rzeczy od kumpla który był zakuty obok. W skrócie... pomyliliśmy pokoje i wtargnęliśmy do jednej szlachcianki, która podróżowała ze swoim synem, a kiedy ja spędzałam czas z nim, mój kumpel w bardzo podobny sposób zajmował się tą szlachcianką. Noc była udana, ale w dybach ciężko było leczyć kaca, nie polecam tego. Pod wieczór nas wypuścili. - Ruth zakończyła opowieść przypatrując się reakcji rozmówcy.
Samuel dolał wina Ruth wsłuchując się w jej wypowiedź, w milczeniu. Sam też dolał wina do swego kielicha i wypił duszkiem.
-Cóóż...tym razem dopilnuję, żebyś to mnie niańczyła, a nie synka jakiegoś szlachciury.-rzekł żartobliwym tonem, ale pod stołem pocierał pieszczotliwie łydkę Ruth czubkiem swego buta.
Wypił wino spoglądając na rudowłosą naprzeciw niego. Szczerze mówiąc, nie sądził że istnieje kobieta o podobnym do niego poglądzie na życie.- Trzeba korzystać, gdy nadarzy się okazja. Nieprawdaż?
Ta posłała mu delikatny uśmiech, nie ingerując w jego poczynania pod stołem. - Pewnie. Trzeba się dobrze bawić. - odpowiedziała z uśmiechem i upiła nieco wina. Zasmakowało jej nad wyraz dobrze. - A powiedz mi... bo wcześniej się wymigałeś od odpowiedzi, pamiętasz moją historię o rycerzu i dzieciakach, nie powiedziałeś co o nim sądzisz? - zagadała.
Ta "obojętność" Ruth ośmieliła Samuela do bardziej zdecydowanej pieszczoty jej łydki. Sam zaś splótł dłonie razem, wyraźnie się zamyślając. Wreszcie rzekł.- Cóż...ciekawa i pouczająca.
Spojrzał wprost w jej oczy.- Mi mówi, że... nie wolno lekceważyć maluczkich i słabszych od siebie. Kto wie, czy nie mają asa w rękawie.
I w dłoni Samuela pojawił się właśnie taki as. Po chwili Lestre wyjął resztę talii i przetasował na oczach Ruth. Spytał.- Lubisz karty?
Dziewczyna pokiwała głową słysząc opinię Samuela, a gdy zobaczyła karty uśmiechnęła się.
- Pewnie. Karty i kości to moi przyjaciele. Nawet nie wiesz ile im zawdzięczam. - powiedziała ze szczerym uśmiechem. Poderwała swój zielony plecaczek z podłogi, pogrzebała w nim chwilę i wyciągnęła dwie kostki sześciościenne, które położyła na stole tuż przed sobą.
- Jeśli i Ty masz swoje to możemy zagrać zarówno w kości i w karty, a jak nie to zadowolimy się kartami. - powiedziała z uśmiechem.
Pod stołem nie podjęła żadnych działań.
-Bardziej karty wolę. Mniej w tym losu, więcej strategii.- rzekł w odpowiedzi Samuel, biorąc do ręki kości i próbując wyczuć, czy aby przypadkiem nie dociążone. O dziwo nic na to nie wskazywało.
Lestre spojrzał na Ruth, prosto w jej oczy. Uśmiechnął się dodając.- Do ciebie pani, należy wybór rozgrywki, jak i...stawek.
Dziewczyna nie traciła uśmiechu. Ten wieczór zapowiadał się bardzo ciekawie, co jak najbardziej jej odpowiadało. - A w jaką karcianą grę zagramy? W pokera, plany, wista, tysiąca? Sorka ale więcej chyba nie znam. - powiedziała.
W jakiś dziwny sposób, może już od wina, spodobały jej się poczynania stopy Samuela i wyciągnęła nieco nogi do przodu, aby nie musiał On tak daleko sięgać.
Samuel nalał wina dodając - Proponuję w pokera. Trzy rozdania. Przegrany całuje zwycięzcę.
Potasował szybkim ruchem dłoni karty i rozdał z kunsztem typowym dla doświadczonego hazardzisty. A gdy Ruth dostała karty do dłoni zauważyła, że niebieskie tęczówki Lestre lekko pociemniały, a on sam uśmiechnął się łobuzersko.
Stopa mężczyzny z łydki, przesunęła się po kolanie Ruth, wsuwając pod jej krótką spódniczkę. Czubek stopy Samuela, zataczał kółeczka na jej udzie, gdy on sam z uśmiechem przyglądał się swym kartom.
- Sądziłam, że zagramy na pieniądze. - odpowiedziała w pierwszej chwili, choć jedno spojrzenie w oczy Samuela wystarczyło, aby rozważyć jego propozycję stawki. - Ale może być na buziaki. Zwycięzca wybiera gdzie przegrany ma go pocałować, bo przecież nie muszą to być usta. - powiedziała Ruth. W jednej dłoni trzymała zgrabnie ułożony wachlarzyk pięciu kart, w drugą zaś złapała kielich, opróżniła go i odstawiła na blat. - Wymieniam trzy. - powiedziała odkładając część nie pasujących do siebie kart i zostawiając sobie dwie damy, które kojarzyły jej się z niedawno zasłyszaną historią o siostrach.
Zaczynało jej się robić ciepło, ale nie wiedziała czy to od wina, czy od pieszczot pod stolikiem. Aby to sprawdzić nalała im jeszcze po kielichu... chciała, ale Kielich Samuela napełnił się tylko w połowie. - Szybko się skończyło. Zamów może jeszcze... i powiedz, co zdradza Twoje spojrzenie, bo nie umiem czytać w ludzkich oczach? - zagadała.
Lestre przerwał na moment igraszki pod stołem by zawołać służkę, dać jej kilka monet i rzec.- Jeszcze jeden dzban wina proszę.
Ta ukłoniwszy się szybko zabrała pusty dzban i poszła sobie. W tym czasie Lestre wymienił jedną kartę mówiąc.- A tak...moje tęczówki zmieniają barwę w zależności od mego nastroju. Ponoć mają to wszyscy w mojej rodzinie, u których krew mego prapradziadka... maga sztormów jest silna. Czasem stają się błękitne, czasem stalowoniebieskie, częściej pośrednie...barwa jest zależna od nastroju. I nie... nie pomoże ci to w grze.
Uśmiechnął się do siebie mówiąc żartobliwym głosem.- Twoje warunki mi się podobają. Uważaj jednak, bym nie zażądał pocałunku w pośladek...albo w bardziej intymne miejsce.
- Nie no, tego mi chyba nie zrobisz. - powiedziała z niepewnym uśmiechem. - A szkoda, że tych... magicznych zdolności nie odziedziczyłeś. - zauważyła dziewczyna po wzmiance o praprzodku.
Po raz pierwszy Ruth widziała Samuela zmieszanego. Lekko się zaczerwienił i coś wybąkał pod nosem.- Jedynie ....eee...przewidywanie pogody i czuły nos.
Kręcił coś...to było widać. Samuel coś ukrywał. Wypił szybko kielich wina, by zamaskować zażenowanie. Ona jednak nie drążyła tematu, nie chciała nikogo stresować w tak wspaniały wieczór.
Mężczyzna spojrzał jej w oczy, gdy służka postawiła kolejny pełny dzban.- To co, sprawdzamy? Uprzedzam, mam nad tobą przewagę. Nie ma miejsca na twym ciele, którego bym nie chciał pocałować?
Ruth spojrzała w karty i ujrzała, że w tym rozdaniu doszła jej trzecia dama do kolekcji. Starała się zachować tą wiedzę w tajemnicy.
- Ale podnoszę stawkę. Pocałunek za to rozdanie, a potem będziemy liczyć te trzy rozdania. Zgoda? - zaproponowała.
Lestre zamyślił się, a jego noga ochoczo wsunęła się pod spódniczkę Ruth. Tym razem czubek stopy Samuela zataczał kółeczka na drugim udzie dziewczyny. Mruczał pod nosem.- No nie wiem, nie wiem...Niech ci będzie.
Uśmiechnął się i dodał.- Jak mógłbym ci odmówić? Zgadzam się na twe warunki.
Dziewczyna się zaśmiała cicho zadowolona z tego wszystkiego co się działo. Nalała wina do ich naczyń. - No to ja mam trzy panienki. - powiedziała z uśmiechem i rozłożyła karty na stole. - A co Ty masz? - spytała z ciekawością i przyglądała mu się badawczo.
Samuel wyraźnie się ociągał z odpowiedzią, bardziej skupiając na sprawach dziejących się pod stołem, niż na stole. Wreszcie zaczął wykładać. Król, król...uśmiechnął się na moment.- I tu bym cię zapytał, czy uznajesz swą przegraną, ale... to nie ten typ zabawy.
Kolejnymi kartami, były dziesiątki... jedna, druga. Trzeciej nie było. Zamiast tego była szóstka.
Samuel westchnął.- Cóż, tym razem szczęście było po twej stronie...Ruth.
Dziewczyna uśmiechnęła się szczerze i uczciła zwycięstwo pokaźnym łykiem wina. Zastanowiła się chwilę spoglądając badawczym wzrokiem na Samuela. Dość szybko jednak się zdecydowała - Tutaj poproszę. - powiedziała unosząc głowę i "klepiąc" dwukrotnie palcem wskazującym w swoją szyję, nieco z prawej strony.
Odstawiła kielich i zebrała karty szykując je do następnego rozdania, a szło jej to całkiem nieźle.
- Wolisz teraz w karczmie czy później, na uboczu ? Ja wolałbym nie uświadamiać przedwcześnie Lamii - spytał żartobliwym Samuel wodząc stopą intensywnie raz po jednym, raz po drugim udzie dziewczyny. Wprawa z jaką to robił, utwierdzała Ruth w przekonaniu, że to co opowiadał o swych podbojach miłosnych, nie było zmyślonymi przechwałkami.
Wprawnie tasując karty, Ruth zastanowiła się dłuższą chwilę - coś najwyraźniej utrudniało jej myślenie. - Dobra, później. Ale będę pamiętała ile jesteś mi winny, nie zapomnę. - zastrzegła i rozdała im po pięć kart. Upiła nieco wina i mając nadzieję, że przyniesie jej to szczęście, podniosła swoje karty.
- Och nie martw się. Uregulujemy swe długi. - rzekł Samuel pijąc ze swego kielicha wino.
Dodał spoglądając w dekolt dziewczyny, zanim jego oczy odnalazły jej twarz.- Po tych trzech rozdaniach, pójdziemy się przejść...co ty na to?
Dziewczyna znakomicie się bawiła i nie miała jeszcze ochoty na spacer. - Nie no, pogramy trochę dłużej. Dopóki nie dopijemy wina.? Możesz polać? - zaproponowała.
Uśmiechnęła się. Szczęście znów jej dopisało. Dostała trzy siódemki i to od razu.
- Okej, jest przed wymianą kart, stawiam pocałunek. Przyjmujesz, czy przegrywasz rozdanie? - powiedziała z zawadiackim uśmieszkiem.
-Pocałunek...oferta zbyt kusząca by ją odrzucić. - odparł z uśmiechem Lestre. Spojrzał w karty, westchnął.- Zaryzykuję i przyjmę go.
Samuel znów wymienił tylko jedną kartę. W wyniku kolejnej wymiany, karty Ruth wzbogaciły się o króla i damę. Zaś Lestre rzekł.- A może postawisz, dwa pocałunki?
Ruth zawahała się przez chwilę. - Zgoda dwa pocałunki za to rozdanie. - powiedziała.
- I tak jest chyba lepiej grać, stawki i ryzyko, a nie tylko komu co dojdzie i pokazywanie kart. - zauważyła. Wino, towarzystwo i ryzyko, choć niewiele znaczące skoro nie grali na pieniądze, sprawiły, że bawiła się doskonale... no i jeszcze druga zabawa odbywająca się pod stołem. Ruth złapała za kielich, ale gdy zauważyła że ten jest pusty odstawiła go na stół.
- To polej wina i pokaż jakie masz karty - powiedziała uprzejmie.
Samuel nalał wina i jej i sobie. I rozłożył swoje karty, piątka, dwie piątki, trzy piątki nie były problemem, ale potem pojawiła się czwarta. Kareta piątek, deklasowała karty Ruth. Samuel spytał z łobuzerskim uśmiechem. - Przebijesz moje karty, lepszymi?
A jego noga przesunęła się centralnie. Czubek stopy, zamiast pocierać uda, zaczął delikatny masaż obszaru pomiędzy nimi.
Dziewczyna zdecydowanie złączyła kolana i tym czynem uwięziła nogę Samuela. - Aaa. - wydobyło się z jej gardła na granicy słyszalności, a jej mina zdradzała zaskoczenie... ale i coś jeszcze - zadowolenie, a może podniecenie.
- Nie tak... głęboko. - wyszeptała i rozejrzała się dookoła, czy aby nikt się im nie przygląda, na szczęście izba karczmy nieco się przeludniła, a Ci co jeszcze siedzieli zajęli się swoimi sprawami. - Piątki to dla mnie za mało, bo ja mam siódemki. - powiedziała z udawaną pewnością siebie. - Jedna, druga, trzecia - mówiła wykładając odpowiednie karty na stół, po czym zrobiła kwaśną minę - No dobra, więcej nie mam, tym razem wygrałeś. Rozdawaj. - powiedziała i napiła się wina. Nadal nie puściła jego nogi, którą w tej chwili mężczyzna nie mógł ruszyć i zmuszony był siedzieć w nie do końca wygodnej pozycji.
Samuel spoglądał na Ruth i uśmiechnął się dodając.- Dobrze moja panno, jeśli będziesz chciała, wrócę do... poprzednich ruchów. Wystarczy że puścisz nogę. A co do pocałunków, jeden w usta. Drugi...- palec Lestre wędrował nieubłaganie w dół. Jednak mężczyzna się chyba rozmyślił, po czym ostatecznie zatrzymał się na pępku. - Drugi tu.
Dziewczyna obserwowała uważnie drogę ręki Samuela zastanawiając się z lekkim niepokojem, gdzie będzie musiała go pocałować. Środek brzucha wydał jej się dość dziwnym miejscem, ale wiedziała, że mogło być gorzej... choć On by jej do tego nie zmuszał. Puściła jego nogę, aby Samuel wrócił do pieszczot jej ud. I rzeczywiście stopa Samuela zaczęła swe harce po jej skórze, zataczając powolne kółeczka.
Po czym łyknąwszy wina Lestre rozdał karty ponownie. I tym razem Ruth trafił się Król, Dama, dziewiątka, siódemka i trójka. Nic nie miała w dłoni. Postanowiła nie zdradzać tego po sobie, zostawiła króla i damę odrzucając niskie karty i udając tym manewrem, że zbiera do pary.
- Dla mnie trzy. - Powiedziała i upiła nieco wina opróżniając swój kielich.
Samuel odrzucił dwie, czyżby miał coś silnego w dłoni ?
Ruth dobrała karty: trafił się jej walet, oraz siódemka i szóstka. Nie miała nic. Tym razem jej karta nie podeszła, dobrze chociaż, że stopa Lestre gorliwie poprawiała jej nastrój.
Ruth złapała za dzban wina i nalała do kielichów czerwonego napoju. Dzban był już w połowie pusty. - No jakie masz karty? - zapytała.
Samuel bez większego entuzjazmu rozłożył karty: As, król, dama, dziesiątka i dziewiątka. Widać było dobrze, że dążył do pokera, ale nic nie uzyskał. Nadal miał jednak wyższe karty od Ruth.
-A co ty masz?- spytał.
- Nic. - odpowiedziała i pokazała pięć nie pasujących do siebie kart. Wystarczyło jej aby dobrała króla albo damę, ale nawet tyle jej nie doszło. Przegrała pierwsze, z trzech nie obstawianych rozdań, ale aż tak się tym nie martwiła. Zebrała karty, przetasowała je i rozdała do nowej rozgrywki. Upiła wina na szczęście i podniosła swoje karty.
- Nie zapomniałaś o czymś?- spytał żartobliwie Lestre, po czym dodał.- Pocałunek. Ponieważ oboje nie mieliśmy nic ciekawego. Tym razem tobie pozwolę zadecydować, gdzie chcesz mnie pocałować. Nie można całować dwa razy w to samo miejsce.
Ruth spojrzała w karty, miała dwie pary...Asy i dziesiątki. Ale Samuel z grą czekał na podjęcie przez nią decyzji. Wypił wino z kielicha jednym haustem i nalał sobie ponownie.
- Ale nie obstawialiśmy. To miało być jedno z tych trzech rozdań, co jak ktoś wygra dwa z nich to wygrywa pocałunek. - powiedziała, ale nie była pewna, czy to co mówi faktycznie było ich wcześniejszymi ustaleniami. - Dobrze mówię? Bo ja już nie wiem. - powiedziała i na szczęście powstrzymała się od dodania, iż jest to zapewne wina wina.
-Może masz rację, w sumie wino też się kończy.-rzekł Lestre zaglądając do dzbana. W sumie zabawa była zbyt przednia, by się martwić takimi szczegółami. Zbyt dobrze mu było przy Ruth. Zajrzał w swoje karty i dodał.- Cóż...gramy do opróżnienia tego dzbana, po trzecim moglibyśmy nie wstać, a tym bardziej spłacić wzajemnie długi.
Po czym dobrał dwie karty, stopą intensywniej pocierając uda dziewczyny, w daremnej jak dotąd, próbie rozproszenia jej uwagi.
- Zgoda, do opóźnienia dzbanka. Dla mnie jedna karta. - powiedziała Ruth, nie zdając sobie sprawy z przejęzyczenia i odłożyła na stół niepasującą blotkę.
Odbiło jej się winem i uznała, że może troszkę przystopuje z piciem... a dzięki temu pograją też nieco dłużej.
Zapach tego beknięcia bynajmniej nie zrobił złego wrażenia na czułym nosie Samuela. Jego tęczówki zmieniły barwę na silny błękit. Oblizał nieco wyschnięte wargi w dość lubieżny sposób i opróżnił kielich, by następnie dolać sobie wina. Dobrał trzy karty do swej "ręki", a Ruth dobrała kolejną blotkę, co gorsza, niższą od poprzedniej.
-Co masz ? -spytał od niechcenia Samuel.
- Tak od razu, bez zakładu? - spytała. Niechęć Samuela mogła oznaczać, że nic nie dobrał i został z jedną parą, choć jego oczy oznaczały... no właśnie nie wiedziała co, ale uznała, że warto zaryzykować. - Stawiam pocałunek. - powiedziała. I jedną nogą przekierowała stopę Samuela, aby masował teraz jej drugie udo.
- Stajesz się coraz bardziej wymagająca moja panno.- zachichotał Lestre, posłusznie zajmując się drugą nogą Ruth. Po czym dodał. -Zastanawiam się, kiedy to co robię teraz stanie się niewystarczające.-
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego tajemniczo. - Nie spiesz się za badzo... - dziewczyna zachichotała - za bardzo. Jest bardzo miło tak jak jest, a jak coś to sama powiem. - rzekła spokojnym głosem.
Samuel uśmiechnął się i rozłożył karty mówiąc.- Po prostu chciałem ci oszczędzić wstydu, patrz i płacz.
Miał dwie pary, jedną z dam, drugą z króli... Miał silne karty. Ruth jednak miała silniejsze.
- Nie będę płakać, ale ty możesz podczas całowania mnie w stopę. - powiedziała i pokazała mu dwie, starsze od jego, asowskie pary. Po czym wyszczerzyła się w szyderczym uśmiechu i upiła odrobinę wina.
Odpowiedzią na jej słowa był ruch. Delikatny dotyk stopy na jej skórze, stał się intensywniejszy. Samuel drapieżniej pocierał jej udo mówiąc.- No nie wiem... widziałem twoje stopy, są urocze.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, a On łyknął wina i przetasował dodając.- Zobaczymy jak ci pójdzie w kolejnym rozdaniu.
Poszło jej idealnie, trzy asy. Szczęście znów wróciło do Ruth. Odetchnęła z ulgą i przeliczyła zdobyte przez nich oboje pocałunki. Remisowali dwa do dwóch, ale Ona przegrała jeszcze jeden nie obstawiany... jeśli teraz ciągle będzie obstawiała to nie będzie to miało znaczenia... ale nie zawsze warto szastać... nie tyle pieniędzmi, co ustami.
- Obstawiam... - zaczęła udając że się waha - dwa pocałunki. Przed dobieraniem. - powiedziała starając się, aby jej głos brzmiał niezdecydowanie... ale każdy mógł by powiedzieć, że brzmiał nieco pijacko... choć jedno nie wykluczało drugiego.
-Przyjmuję warunki.- odparł Samuel i odrzucił dwie karty, dobrał nowe, łyknął wina dodając.- Trzy pocałunki.
Ruth dobrała czwartego asa, więc miała mocne karty. Ale Samuel, chyba też. Nie mniej jednak była pewna iż mężczyzna dobrał do jakiejś trójki czwartą kartę i ma obecnie karetę... oczywiście słabszą od niej, skoro Ona miała asy. - Skoro chcesz podbić stawkę to proszę bardzo. Sześć pocałunków.? - powiedziała, ciekawa jego reakcji na tak wysoką pulę.
Emocje sięgały zenitu więc i ona dopiła wina opróżniając swój kielich.

- Sześć...niech będzie sześć. A potem rozliczenie, bo jeszcze zapomnimy kto kogo i gdzie ma całować.-odparł Samuel, dopił wino i przelał resztkę wina z dzbana do swego kielicha. Rozgrywki osiągnęły finał.
Wyłożył z triumfem na twarzy trzy króle i dwie damy, miał fulla... i przegrał, ale Ruth musiała mu to dopiero uświadomić, rozkładając przed nim swoje karty.
- Nieźle, no nieźle. - powiedziała widząc jego karty. Gdy wcześniej miał karetę piątek, czyli odrobinę silniejszą kartę niż teraz, nie dał za dużo do puli, ale jej to nawet pasowało. Miała niezły ubaw z jego pewności zwycięstwa i chciała dobrze to rozegrać. Wystawiła na stół trzy asy i dziewiątkę, a ostatnią kartę przetrzymała chwilę - No gdybym miała drugą dziewiątkę, to bym wygrała... Ale jej nie mam. - powiedziała udając zawiedzenie się na swojej karcie, po czym szybko uśmiechnęła się szczerze - Zamiast dziewiątki mam to - - powiedziała dokładając czwartego asa do pozostałych. Na jej twarzy zagościł szczery uśmiech.
Zaskoczenie które pojawiło się na twarzy Lestre, ustąpiło szczeremu uśmiechowi.
-Winszuję zwycięstwa.- odparł Samuel, wychylił kielich wina i rzekł.- Sześć miejsc, to sporo całowania.
Lestre delikatnie się uśmiechał i nieco mocno, acz też delikatnie, dokonywał masażu ud stopą.
- A więc, gdzie mają być te pocałunki?- rzekł zbierając karty i chowając, je do sakwy przy pasie.
Dziewczyna zastanowiła się chwilę, niepewna o co właściwie pyta ją Samuel. - Jakieś miejsce sobie znajdziemy, nie martw się. A jeśli chodzi o to gdzie masz mnie wycałować, to jeszcze się zobaczy, ale tym też nie musisz się martwić.- Powiedziała ze szczerym uśmiechem i sprawdziła czy niczego przypadkiem nie zostawili - zarówno przy stoliku jak i w dzbanku.
Gdy wstała pokój lekko zawirował i dziewczyna zachwiała się na moment, ale szybko złapała równowagę. Poczuła, że od wypitego alkoholu lekko kręci jej się w głowie, ale nie przeszkadzało jej to aż tak w normalnym chodzeniu... nie aż tak.

Wyszli z karczmy i odetchnęli świeżym powietrzem. Chłód wczesnej nocy, nieco ich orzeźwił.
Mężczyzna wziął dłoń Ruth w swoją i poprowadził w kierunku stajni.
Było tam cicho i dość ciemno... słychać było parskanie koni. Samuel podszedł do drabiny prowadzącej na stryszek z sianem dla zwierząt.
- Proponuję tam. Panie przodem.- rzekł wskazując górę.
Dziewczyna zaśmiała się cicho. - Nie musimy się aż tak ukrywać. Tam się chodzi na seks, a my się będziemy tylko całować. - powiedziała spokojnie... ale jakoś brakowało w tym stwierdzeniu przekonania. - Ale może być, tam zwykle jest fajnie. - powiedziała chwytając drabinę ręką. Spojrzała na Samuela, od jakiegoś czasu towarzyszyło jej pewne niemiłe uczucie i nie mogła by się rozkoszować w pełni pocałunkami, dopóki się go nie pozbędzie. - Najpierw muszę siusiu. - powiedziała spokojnie i poszła do jednego z pustych boksów.
Samuel przyszedł do boksu obok i tak samo jak ona opróżnił ładownię. W ciszy nocy słychać było dwa strumyczki cieczy. Sporo wcześniej wypili.
Potem ruszyli na stryszek, Ruth pierwsza, Samuel za nią.
Wszedł za tuż dziewczyną wspinając się po drabinie. Uśmiechnął się. Krótka spódniczka wspinającej się przed nim Ruth odsłaniała przed nim kuszące widoki. Kiedy przestawiała nogi na wyższy szczebel, mógł dokładnie podziwiać jej uda i skryte pod czarnymi, lekko obcisłymi bawełnianymi majteczkami kroju klasycznego.
Na stryszku było sporo bel siana powiązanym sznurami. Zmagazynowanych dla wierzchowców podróżnych. Było też i sporo miejsca i możliwości, by usiąść, lub położyć się.
Gdy już znaleźli się na górze, Samuel rzekł.- To najpierw moje pocałunki, mam ich wszak tylko dwa.
- Zawsze podoba mi się to miejsce, jest tu tak spokojnie i intymnie. Choć raz dostałam tu po pysku. - powiedziała przypominając sobie pewien incydent, który jednak nie zmienił jej odczuć co do tego miejsca.
- Ja również lubię takie miejsca.- rzekł Lestre rozglądając się i dodając.- Straciłem na takim stryszku dziewictwo.
Dziewczyna zaśmiała się słysząc to wyznanie. - Pewnie z jakąś karczmareczką? Opowiesz mi? - rzekła rozbawiona... choć nie wiedziała co wprawiło ją w tak wesoły nastrój.
- To była służka mego ojca. Zaciągnęła mnie podstępem, po tym jak zauważyła, że ją podglądałem podczas wieczornej toalety. Kazała mi się rozebrać w ramach kary... a jak już byłem nagi.- rzekł Lestre wspominając z uśmiechem.- Zmieniła zdanie i wprowadziła w świat dorosłych. Nie myśl sobie, że jestem bogato urodzony. Moich rodziców stać było tylko jedną służącą.
Ruth popatrzyła na niego z uśmiechem, wyobrażając sobie całą sytuację. - Pewnie byłeś bardzo młody, co? - spytała.
-Rok, dwa lata starszy od Lamii.-odparł Samuel, pocierając swój kark.-Nie więcej.
W odpowiedzi Ruth uśmiechnęła się do niego, nie miała już nic do dodania.
Następnie Samuel zaczął się rozbierać, zdjął płaszcz, rękawice, odpiął pas z bronią, zsunął zbroję skórzaną i koszulę. Rozebrał się do pasa, by odsłonić pępek. Samuel był harmonijnie zbudowanym mężczyzną, o torsie lekko porośniętym drobnymi czarnymi włoskami. Dziewczyna siedziała na stogu siana obserwując go z wyrazem zadowolenia na twarzy.
- Gotowym.- rzekł z łobuzerskim uśmiechem.
Ruth podeszła do niego oglądając jego nagi tors. Stanęła tuż przed nim, tym razem już się nie chwiejąc... prawie. Położyła dłoń na jego klacie i po chwili zjechała nią do pępka. - Tutaj? - spytała.
- Tu i w usta...pamiętasz ?- rzekł Samuel drżącą dłonią dotykając jej dłoni na pępku i patrząc niemal błękitnym spojrzeniem w jej oczy.
- Pamiętam, pamiętam. - powiedziała tylko. Kucnęła przed nim, dzięki czemu mógł podziwiać jej głęboki dekolt w pełnej okazałości, a następnie tak jak chciał, pocałowała go w sam środek brzucha. Pocałunek nie był specjalnie namiętny, ani długi... po prostu był.
Zachichotał, gdy go tam pocałowała. A i Ruth zauważyła pewną wypukłość, w spodniach Samuela, która wiele jej mówiła.
- Widzę, że Ci się podobało. - rzekła ze szczerym uśmiechem na twarzy. Następnie wyprostowała się i spojrzała mu w oczy.
- To gdzie teraz? - spytała uśmiechając się figlarnie i obejmując go rękami za szyję.
Dłonie Lestre wylądowały znacznie niżej zaciskając się na skórzanej spódniczce Ruth w okolicy pośladków. Nie opierała się.
- W usta, moja droga.- rzekł Samuel dociskając dziewczynę do swego ciała. Byli teraz przytuleni blisko do siebie. "Coś" upijało Ruth w udo, ale nie przeszkadzało jej to ani trochę... może nawet przeciwnie - zrobiło jej się bardzo ciepło.
Po chwili dziewczyna przyłożyła swoje usta do jego ust i połączyli się w długim i niezwykle namiętnym pocałunku. Samuel z niejedną dziewką już się całował, ale Ruth naprawdę wywarła na nim wrażenie.
I to jakie wrażenie, usta Samuela niemal przywarły do warg Ruth, przedłużając ten pocałunek w nieskończoność. A jego dłonie przez przypadek zapewne znalazły się pod kusą spódniczką Ruth dotykając nagiej skóry jej pupy.
Ale pocałunek nie może trwać wiecznie. I wreszcie Samuel oderwał usta, mówiąc cicho.- To, co teraz?
Dziewczyna zachichotała figlarnie, zadowolona z obrotu sytuacji. - Chcę się położyć, bo coś mi we łbie szumi jak stoję. - powiedziała. Mogło to być efektem wypitego wina, zaistniałej sytuacji... albo, co najbardziej prawdopodobne, obu tych czynników na raz. - A Ty mnie wycałujesz, zaczynając od szyi. - dodała natychmiast. Nie miała specjalnie ochoty na przerwanie tak miłego przytulenia, ale zwolniła objęcie.
Samuel powoli położył Ruth na kilku belach siana, poczekał aż się wygodnie ułoży. Po czym nachylił się i zaczął namiętnie całować i pieścić ustami szyję Ruth. Delikatnie, acz namiętnie. Co prawda miał być tylko jeden pocałunek, ale Lestre przedłużał pieszczotę ile się dało.
A gdy jego usta wędrowały po szyi rudowłosej, to jego dłoń wylądowała na jej skórzanej zbroi. I powolnymi ruchami zaczęła harcować na dekolcie dziewczyny. Szkoda, że pancerz był nieco sztywny.
Dziewczyna pomrukiwała cicho, gdy Samuel się nią zajmował. Nie przypominała sobie, kiedy ostatnio otrzymywała takie pieszczoty... zwykle już przy wcześniejszych wydarzeniach kończyły jej się wspomnienia z danego wieczoru... a i pamiętała je jak przez mgłę. Tym razem zapamięta jednak wszystko, a jeśli chodziło o pamięć... - Miałeś ucałować moje stopy. - przypomniało jej się i spojrzała na Samuela z uśmiechem zadowolenia.
Lestre ukląkł i powoli zsuwał kozaczki z jej stóp, potem zaś skarpetki, które okazały się dziurawe na piętach. Dodał przy tym - Stópki oraz sześć innych miejsc, które wybierzesz.
Ona podniosła głowę i podparła się na łokciach, aby obserwować jego poczynania. Nigdy wcześniej nikt nie całował jej po stopach... przynajmniej z tego co wiedziała.
Pozbawiwszy dziewczynę obuwia i nie tylko, Samuel nachylił się i zaczął od drobnych całusów.
Bawiło ją to tak bardzo, że aż się zaśmiała - nie szyderczo, czy jakoś z wyższością, ale naprawdę szczerym, choć niezbyt głośnym śmiechem zadowolenia i szczęścia.
Ale mężczyzna na nich nie skończył, wędrując językiem po kostkach dziewczyny i łydkach. Bądź co bądź Ruth wygrała i należało jej się z tego powodu iście królewskie traktowanie.
Dziewczyna jednak nie mogła przeoczyć, że korzystając z okazji, bezczelnie zerka jej pod spódniczkę, bardziej jednak dla zabawy niż z innych powodów. Samuel chciał zapewne, by to zauważyła. Gdyż obojgu zależało na dobrej zabawie...a bawili się wszak przednio. Lestre zachichotał.- Szyja, nóżki, gdzie teraz ?
- Uda. - powiedziała pod wpływem emocji. Dobrze się bawiła, gdy zerkał jej pod jej skórzaną spódniczkę i ciekawa była co zrobi mając lepszy widok. Ona sama nie kryła tego co miała pod spódnicą, wszak dla niej, jej bielizna nie była niczym wyjątkowym.... ale jeśli była dla niego, to był to powód do zadowolenia.
Dłonie mężczyzny wylądowały na spódniczce i na biodrach Ruth, a on sam rzekł żartobliwie.- To musimy to usunąć, bym miał dobry dostęp.
Dziewczyna, zrobiła coś nietypowego jak dla niej, a mianowicie zastanowiła się przez moment. Umowa była inna, miał ją całować a nie rozbierać, no i jak będzie jej zaglądał pod spódnicę, jeśli nie będzie jej miała na sobie? - No ten... Ale. - Zaczęła nie wiedząc właściwie co chce powiedzieć.
- Wiesz... będzie mi trudno wsunąć głowę, bo twoja spódniczka jest bardzo obcisła.- rzekł żartobliwym tonem Lestre. Obcisłość spódniczki, nie przeszkadzała jednak mężczyźnie w wsunięciu pod nią dłoni i delikatnym masażu ud dziewczyny.
Ruth nic już nie powiedziała, tylko odpięła klamerkę paska, który przytrzymywał spódnicę na właściwym miejscu. Po chwili, z tą pomocą Samuel zsunął z niej kusą spódniczkę, a klęknąwszy pomiędzy jej nogami dodał żartobliwie.-Dobrze, że jesteśmy sami na stryszku.
Dziewczyna zaśmiała się szczerze i rozluźniła się upajając się cudownymi chwilami. Jej dłonie same z siebie zaczęły psocić przy wiązaniach jej skórzanej kamizelki.
On tymczasem zaczął żarliwie całować i pieścić nagie uda dziewczyny, dołączając do ust i języka dłonie. Robił to umiejętnie i intensywnie. Całowanie i pieszczenie jej ud sprawiało Samuleowi wyraźną przyjemność, a i usta mężczyzny krążyły niebezpiecznie blisko jej majteczek.
- Teraz szyję. - powiedziała ze szczerym, skierowanym do sufitu uśmiechem, a jej głos zdradzał oznaki nie tyle upojenia, co podniecenia.
- Szyja już była.- zaprotestował Lestre, po czym dodał.- Ale, może nie dość dobrze ją wycałowałem.
Nachylił się nie zmieniając pozycji i całym ciałem przywierając do Ruth. A ona położyła dłonie na jego głowie. Pomruk ze strony Samuela świadczył, że spodobały mu się jej dłonie, wśród pukli jego włosów. Jego usta ochoczo spełniały polecenie Ruth, obdarzając jej szyję pocałunkami i pieszczotami języka. Dłonie Lestre zaś, poluzowawszy zaś wiązania skórzanej kamizelki dziewczyny, wślizgnęły się po jej pancerz i zaczęły dotykać nagich piersi Ruth. To na Lestre podziałało piorunująco. Co zresztą dziewczyna dobrze czuła, gdyż ocierali się o siebie najbardziej intymnymi miejscami swych ciał.
Panowała niezwykle gorąca atmosfera, Ruth czuła co się dzieje, ale nie sprzeciwiała się - było jej tak dobrze. - W usta. - powiedziała głośno. Miała jeszcze kilka możliwych lokacji, ale obecnie ta przyszła jej do głowy jako pierwsza. Nie czekając na reakcję mężczyzny zaczęła delikatnie kierować jego głowę wyżej.
Samuel spojrzał na Ruth roziskrzonym wzrokiem, a jego oczy wydawały się być intensywnie błękitne. Pocałował dziewczynę, namiętnie i mocno, żarliwie dociskając swe wargi do jej warg.
Rozkoszował się tym pocałunkiem wijąc dłońmi po nagiej skórze Ruth skrytej pod skórzaną kamizelką. Podobnie jak za pierwszym razem wydłużał przyjemność, jaką dawał im ten pocałunek.
Ona natomiast gładziła tył jego głowy rozczesując jego długie włosy. Rozkoszowała się doznaniami, których nie zamierzała przerywać.
Po długim pocałunku Samuel spytał żartobliwie.- Nie przeszkadza ci przypadkiem ta kamizelka?
Spoglądał jej w oczy uśmiechając się. Sytuacja niewątpliwie była ciekawa i gorąca.
- Tak, tak, tak, strasznie mi w niej gorąco. - powiedziała, w sumie zgodnie z prawdą, ale tak właściwie to nie kamizelka była powodem jej rozpalenia. Oboje zaczęli ją jej zdejmować, a już po chwili jedynym ubraniem jaki miała na sobie Ruth, były jej majteczki. Przez tą chwilę dziewczyna wpatrywała się w twarz Samuela, ciekawa jego spojrzenia i miny.
Lestre gapił się wprost w obszar, który odsłoniła Ruth zrzucając skórzaną kamizelkę. Zaczerwienił się na twarzy, a oczy mu niemal wyskoczyły z orbit. Widząc to, Ruth zaśmiała się cicho. Nie tracąc czasu Samuel też zaczął się rozdziewać. Przez chwilę skakał na jednej to na drugiej nodze, buty ściągając. Potem zaś za butami poszła reszta przyodziewku i Lestre był po chwili tak golusieńki, jak wtedy, gdy go matka rodziła. Oczywiście pewna partia ciała Samuela była bardzo ożywiona. Dziewczyna wpatrywała się przez moment w "niego", po czym obdarzyła Samuela szczerym uśmiechem zadowolenia.
- Dostaniesz za to nagrodę. - powiedziała, pozostawiając w domyśle za co konkretnie - Możesz je do woli wycałować. - dodała szybko zaciskając przez moment dłonie na swoim niemałym, kształtnym i niezwykle jędrnym biuście. Co też Samuel z ochotą uczynił, zajmując się piersiami Ruth. Nie byłby jednak sobą, gdyby to były zwykłe pocałunki...Nie...Lestre ustami i językiem dostarczał piersiom Ruth silnych bodźców wywołujących drżenie na całym ciele dziewczyny. Mężczyzna spoglądał w oczy Ruth, chcąc zobaczyć w nich efekt swych pieszczot. A zarówno jej oczy, jak i niezwykle błogi wyraz twarzy oznaczały, że była niezwykle zadowolona i podniecona. Oddychała szybko wydając przy tym ciche odgłosy zdradzające jej stan emocjonalny.
Samuel spojrzał na bawełniane majteczki Ruth i bez słowa zaczął je delikatnie ściągać z leżącej dziewczyny. Ta uniosła swoje zgrabne cztery litery, aby mu w tym pomóc. Teraz, gdy oboje już byli nago, nie pozostało im nic jak tylko się pokochać. Ich dotychczasowe działania świadczyły, że oboje tego chcieli. Po chwili, na sianku w stajennym stryszku, figlowały ze sobą dwa splecione ciała. Samuel żarliwie udowadniał swój kunszt jak i entuzjazm starając się, by Ruth przeżyła jedną z najprzyjemniejszych igraszek w swym życiu. On sam na pewno taką przeżywał, czując pod ustami miękkość i ciepło jej skóry i warg, oraz bardzo intensywne i przyjemne doznania w dolnych partiach swego ciała, gdy tak figlowali. Ona również czuła się jak w niebiosach... może jeszcze gdyby sianko nie kuło jej delikatnych pośladków, ale taki drobiazg nie mógł konkurować z doznaniami i psuł jej zabawy... Zresztą po kilku minutach zmienili pozycję. Później na kolejną, i kolejną nawzajem wykorzystując swoje doświadczenia i pomysłowość.
Ruth była niezwykle aktywną i dobrą kochanką. Była młoda, ale jak najbardziej znała się na rzeczy. Co przyczyniło się do zaserwowania Samuelowi niesamowitych rozkoszy. Także i Samuel znał się na sztuce miłosnej co przyczyniało się do gorących minut, zmieniających się powoli w godziny... Podczas których nawzajem dostarczali sobie rozkoszy, a ich ciała powoli pokrywały się potem w wyniku tych intensywnych igraszek. Oboje byli mistrzami w tym fachu, a oprócz tego doskonale się dogadywali i słowa były właściwie zbędne. Zresztą ich wargi, albo złączone w namiętnych pocałunkach, albo wędrujące pieszczotliwie po skórze, nie miały czasu na słowa.
W pewnym momencie Ruth zaczęła wydawać z siebie głośne jęki. Mogło to być niebezpieczne o tyle, że ktoś mógłby ich usłyszeć, ale świadczyło o jej doznaniach. Nogami przycisnęła Samuela mocniej do siebie, a paznokietki jednaj z jej dłoni przejechały po plecach mężczyzny. Nie było to ani bolesne, ale dało się odczuć. Podobnie jak wtedy, gdy ugryzła go w ucho... właściwie to zrobiła to trzy, a może cztery razy. Samuelowi ta dzikość nie przeszkadzała... wprost przeciwnie. Dodatkowo jeszcze zagrzewała do "miłosnego boju". Zaczynała się noc pożądania, noc godna zapamiętania.
Po kilku godzinach większych i mniejszych uniesień, wyczerpani niesamowitą aktywnością zakończyli zabawę padając obok siebie. Ruth przytuliła się do Samuela.
Zbyt zmęczeni by mówić, leżeli nadzy i wtuleni w siebie. Lestre głaskał pieszczotliwie ciało dziewczyny, aż oboje zmorzył sen.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-04-2010, 01:00   #50
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Karczma pod Czeremchą – Servin, Irial, Theron

Ruth i Samuel wstali od stołu już jakiś czas temu. Początkowo przesiedli się do innego stolika, na drugim krańcu sali, więc nie bardzo było widać co tam właściwie wyrabiają. W sumie, kogo to interesowało. Potem wyszli.

Dalsza rozmowa z Joharem dalej toczyła się po torach niezobowiązujących tematów – podróże, trochę polityki, wojna z Hordą i takie tam. Pora jednak była coraz późniejsza, więc i tematów do rozmowy głowa powoli nie chciała dostarczać.

Pierwsza od stołu odeszła Lamia. Pod pretekstem zmęczenia uratowała się od zanudzenia na śmierć. Odprowadzana przez wszystkich wzrokiem zniknęła na piętrze. Niedługo po niej od stołu wstał Mormont. Pożegnał się grzecznie, przypomniał o planach wspólnej podróży i również odszedł na piętro.

Pozostała trójka też nie siedziała długo. Czekała ich długa podróż, trzeba było się wyspać. Dopili pozostawiony przez Johara bukłak piwa i położyli się spać. Wchodząc do pokoju zauważyli jeszcze tylko, że Samuela dalej nie ma. Widać „kolacja” z Ruth mu się przedłużyła.

Emerahl

Szła wśród morza kwiatów. Otaczał ją istny ocean maków i rumianku. Bosymi stopami stąpała po miękkiej zielonej trawie, w powietrzu dał się wyczuć zapach mięty, promienie wiosennego słońca przyjemnie grzały jej skórę.


Zerwała kwiat rumianu. Pogładziła palcami jego miękkie płatki, wwąchała się w jego intensywny, leczniczy zapach. Uśmiechnęła się, energicznym ruchem głowy odgarnęła z oczu grzywkę, chwilę później przyjemnie orzeźwiający pod much wiatru z powrotem zdmuchał jej ją na czoło. Znów się uśmiechnęła zerkając dookoła siebie tak jakby podejrzewała, że to nie był podmuch wiatru, a psikus jakiegoś złośliwca.

Koń uszczypnął ją delikatnie zębami w rękę. Wcześniej go nie zauważyła, a może po prostu wcześniej go tu nie było i zjawił się dopiero przed momentem. Dorodna, srokata klacz zastrzygła uszami z zainteresowaniem i pchnęła ją delikatne łbem najwyraźniej domagając się pieszczot. Emea poklepała ją po pysku, przeczesała palcami jej długą, miękką grzywę.

Zwierzę znów skubnęło ją w rękę gestem łba wskazując na swoje siodło. Czarownica dałaby sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą go tam nie było. Zawahała się, nie była pewna, czy będzie w stanie utrzymać się w siodle. Klacz jednak kolejny raz ją dźgnęła wyraźnie dając do zrozumienia, że nie przyjmuje odmowy. Wreszcie, z pewną obawą, kobieta dosiadła wierzchowca, ten nie czekając nawet na żaden sygnał z jej stron y ruszył kłusem przed siebie.

Mijały kolejne wzgórza porośnięte soczystą, zieloną trawą, mijały zakola strumyków leniwie płynących w swych korytach. Mijały porastające brzegi dorodne wierzby płaczące. Ich długie, giętkie gałęzie zginały się ku wodzie, tak jakby drzewa składały pokłon Donarowi, odwiecznemu panu wody.

Minęły pagórek od czubka aż po podnóże przybrany w fioletowy kobierzec lawendy. Jej intensywny zapach unosił się wkoło, przyjemnie wwiercał się w noc. Tuż za pagórkiem dostrzegła go. Niewysoki, ale solidny stał na lekkim wzniesieniu kryjąc w swym wnętrzu wspomnienia najwspanialszych chwil jej życia. Dom, prawdziwy dom, jej własny, wypracowany trudem własnych rąk i umysłu.

Domostwo nie było duże. Zbudowane z drewnianych belek miało dwie kondygnacje, na każdej zaledwie dwie izby. Wielu z jej „kolegów po fachu” stać było na o wiele okazalsze domy, murowane, z niezliczoną ilością pokoi. Ale swojej chałupki nie zamieniłaby na żaden z tych wspaniałych pałaców. Jej to wystarczało, jej, a właściwie im.

Dopiero po pewnym czasie dostrzegła ją. Stała na małym ganku, lekko przygarbiona, z kępką siwiutkich włosów na głowie.

- Mama, mamusia! – wyrwało się z jej gardła. Potem nie była w stanie powiedzieć już nic. Płacz ścisnął jej gardło. Widziały się dziś rano, ale miała wrażenie, jakby od ich ostatniego spotkania minęły całe wieki.

W jednej chwili była przy matce. Wtuliła się w jej wątłe ciało, pogładziła dłonią twarz, dziś noszącą już tylko cienie dawnego piękna.

-Lima, moja mała Lima! – wyszeptała matka gładząc ją po włosach.

I w tej właśnie chwili Emerahl przestała byś sobą. Znów stała się Limą, małą dziewczynką w przyciasnej, postrzępionej sukience, z pyzatą buźką umorusaną sadzą i błotem. Jej matka również się zmieniła. W miejsce zmarszczek pojawiła się jasna, gładka skóra, siwe włosy pociemniały przybierając dawną barwę, tylko jedno pozostało niezmienione: oczy. Intensywnie błękitne oczu, z których – mimo upływu czasu – cień smutku i troski o los swego dziecka nigdy nie zniknął. Ale Lima była szczęśliwa, mimo otaczającej ją w dzieciństwie nędzy wtedy naprawdę była szczęśliwa.

Po chwili wszystko minęło. Znów była dorosła. A jej matka znów byłą staruszką, lecz tym razem cień trwogi zniknął z jej błękitnych oczu. Emea uśmiechnęła się. Spojrzała w oczy swej matki i uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Uwielbiała jej oczy, w końcu przecież właśnie je po niej odziedziczyła. Czarownica ujęła delikatnie pomarszczoną dłoń swej matki, pogładziła ją czuje, a później ujęła matkę pod ramie i poprowadziła powoli do wnętrza domu. Podmuch wiosennego wiatru zatrzasnął za nimi drzwi. Ale to nie miało znaczenia, były szczęśliwe.

***

Emerahl otworzyła oczy. Cień uśmiechu wciąż nie zniknął z jej twarzy. Nie była już w swym małym, przytulnym domku. Tuż obok siebie, na sąsiednim łóżku usłyszała cichy wydech. To Lamia spokojnie oddychała przez sen. Czarownica westchnęła. To był piękny sen.

Irial

Szedł szybko korytarzem. Doskonale znał to miejsce, był na jednym z dolnych pięter w posiadłości swego pana. Mijał drzwi prowadzące do komnat gościnnych, ale to nie był jego cel. Został wezwany na dziedziniec, coś się tam działo.


Dziedziniec był pełen ludzi. Otaczali oni szczelnym korowodem centrum planu przesłaniając mu widok. Zdołał tylko dostrzec stojące nieco z boku konie. Wśród nich był Opal, jabłkowity ogierek pani Eile. A więc kobieta wróciła z przejażdżki. Czyżby to właśnie jej dotyczyła sprawa? Czyżby, nie daj bogowie, coś jej się stało podczas przejażdżki?

- Rozejść się, ludzie! – dosłyszał z wnętrza korowodu krzyk jednego ze swych kompanów z oddziału. – Ogłuchliście, rozejść się, na ognisty młot Eawina – zaklął mężczyzna wkurzony nie na żarty.

Irial właśnie tam skierował swe kroki. Przepychał się przez tłum co chwilę wykrzykując – „Z drogi, przepuśćcie mnie!”. Wreszcie udało mu się dostać do środka kręgu gapiów. Dostrzegł kilka dwórek Eile i trzech rycerzy towarzyszącym kobietom podczas przejażdżki. Sama pani Eile klęczała na ziemi pochylając się nad kimś, przyciskając do jego klatki piersiowej szmatę.. Rzut oka wystarczył, by zorientować się w sytuacji. Na ziemi leżał ranny mężczyzna, z klatką piersiową naznaczoną głębokimi ranami. Jego rozdarta koszula była szkarłatna od krwi. Twarz pokryta była skrzepami krwi, toteż trudno było dostrzec rysy. Nie trudno jednak było zgadnąć, że rannemu trzeba pomóc.

- Znaleźliśmy go rannego podczas przejażdżki – wyjaśnił mu jeden z eskorty księżnej, choć Irial wcale o to nie pytał.
-Zabierzcie go do komnat – rzuciła zduszonym głosem Eile wciąż bezskutecznie usiłując zatamować krwotok.
-Dobrze, pani. Odsuń się, proszę. Ja się tym zajmę – odparł wyjmując jej z rąk zakrwawiony materiał. – No, panowie, bierzemy go! – zarządził mężczyzna.

Po chwili przyniesiono prowizoryczne nosze. Ranny został na nich delikatnie położony i wyniesiony z dziedzińca. Irial towarzyszył mu aż do komnaty, w której ułożono go na miękkim łóżku. Zaraz też zjawiło się kilka służących, by opatrzyć mu rany. Gdy przemyły mu twarz chłodną wodą, Irial znów próbował dostrzec oblicze rannego. I tym razem mu się nie udało. Zaraz potem nastała ciemność.

Servin

- Tata, tata chodź tutaj szybko! – głos kilkuletniego chłopca dobiegał gdzieś z bardzo bliska.

Rozejrzał się. Uradowany brzdąc biegł ku niemu ile sił w nogach. Wreszcie zatrzymał się tuż przed ojcem i pokazał w całej okrasie. Miał na sobie ojcowski naramienniki i przeszywanicę. Była to zaledwie część pełnej zbroi, ale maluch słaniał się pod ich ciężarem.


- Zobacz, tata, pasuje mi, prawda? – wydyszał podekscytowany chłopiec pokazując się ojcu ze wszystkich stron. – Jak prawdziwy rycerz?
- Jak prawdziwy rycerz – potwierdził mężczyzna gładząc syna po głowie. – Gdzie mama?
- W domu.
- A twoje rodzeństwo? – dopytywał się ojciec.
- Też – powiedział chłopiec, a w jego błękitnych oczach, zupełnie takich samych jak oczy jego matki, zabłysły wesołe iskierki.

Servin wziął chłopca na ręce i ruszył ku domostwu. Byli już prawie na progu, gdy drzwi otworzyły się. Wypadła z nich parka dzieci, nieco starszych od trzymanego przez Servina w ramionach, z okrzykami: - Tata wrócił! - na ustach.

Tuż za nimi podążała ich matka. Wysoka, ognistowłosa, po prostu piękna. Energicznym ruchem głowy odgarnęła z czoła niesforną grzywkę i uśmiechnęła się tak, jak tylko ona potrafiła. W jej oczach, barwy pogodnego, letniego nieba, zaiskrzyło tysiące gwiazd.

Servin postawił na ziemi najmłodszego chłopca pozwalając, by starsza parka też mogła się do niego przytulić. Dzieci osaczyły ojca unieruchamiając go na chwilę w splocie swych malutkich rączek. Dopiero po pewnym czasie zdołał się oswobodzić z tych kochanych więzów. Podszedł do kobiety i z uśmiechem wtulił się w jej wątłe ciało. A potem pocałował ją, długo i namiętnie, jak to miał w zwyczaju za każdym razem, gdy wracał z podróży.

-Emea, kochanie, tak tęskniłem… – tchnął wprost w jej ucho, gdy już zdołał oderwać swe usta od jej przyjemnie ciepłych i wilgotnych warg.
- Tata, tata umiem już czytać! – wypaliła dziewczynka najwyraźniej nie godząc się na chwilowe ignorowanie ich przez rodziców.
- Cicho, Teria, nie teraz. Daj ojcu chociaż odpocząć! – zganiła ją matka.
- Spokojnie, Emerahl, nie jestem taki zmęczony. – uspokoił ją mężczyzna. – Dam radę zając się własnymi dziećmi. Więc co tam przeczytałaś, moja królewno?
- Bajkę o żółwiu i biedronce – odparła dziewczynka z dumą.
- To wspaniale. Może przeczytasz mi ją na dobranoc, żebym miał piękne sny?
- Ja – zdziwiła się mała. – Przecież to rodzice dzieciom powinni czytać bajki na dobranoc! – powiedziała takim tonem, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Moja przemądrzała panna – odparł z radością Servin przyciągając córkę ku sobie. – Ciekawe po kim ty jesteś taka pyskata, pewnie po mamusi – dodał z uśmiechem, a widząc grymas niezadowolenia na twarzy kobiety, puścił do niej oko.

Całą piątką weszli do środka. Emea zaserwowała swej rodzinie wspaniały obiad, a kiedy jedli go wspólnie najstarszy chłopiec odezwał się:

- Tata, tata, a ja też nauczyłem się czegoś nowego, jak ciebie nie było.
- Och ty mała paplo! – mruknęła matka z niezadowoleniem. Po chwili jednak jej oblicze złagodniało i zupełnie spokojnie dodała. – Wagrmar, to miała być niespodzianka. No ale dobrze, skoro już zacząłeś to dokończ ojcu.
- No wiec… mama nauczyła mnie nowej sztuczki – powiedział z radością chłopiec. – Magicznej – dorzucił na koniec, jakby chciał w ten sposób dodać powagi sprawie.
- No proszę! Jakie mam zdolne dzieci. Kto by się spodziewał – odparł mężczyzna wyraźnie zadowolony ze swych latorośli. – Brawo, synku. Pokażesz mi wszystko zaraz po obiedzie.

Chłopiec był bardzo podekscytowany posiadaniem nowej zdolności, ale przystał na ten układ. Servin jednak nie zdążył się przekonać, jakąż to sztuczką chciał się popisać jego najstarszy syn. Zanim zdążył włożyć do ust ostatnią łyżkę zupy, świat zalała tęczowa fala barw. Przez chwilę kolory mieniły mu się przed oczami, później wszystko zlało się w jednostajną szarość. I właśnie wtedy otworzył oczy.

Samuel

Obudziło go ciche miauknięcie. Ostrożnie otworzył jedno oko. Czarna kotka raźno maszerowała między snopami słomy i siana, nic sobie najwyraźniej nie robiąc z dwójki wtulonych w siebie, nagich ludzi.


Samuel uśmiechnął się na wspomnienie wczorajszego wieczoru i nocy. Ognistowłosa piękność leżała tuż obok niego, taka ciepła i pachnąca. Bogowie, cóż to była za kobieta! Wtulił się w jej cudownie miękką skórę, z lubością pogładził jej nagie biodro, zanurzył twarz w burzy rudych loków.

Coś jednak było nie tak. To nie ten zapach zapamiętał z zeszłej nocy. To nie ten zapach unosił się w powietrzu, gdy oboje oddawali się najpiękniejszej ze sztuk, bo sztuce miłości. Perfumy rudowłosej były zupełnie inne, przywodziły na myśl wiosnę, młodą różę dopiero budzącą się do życia.

Mężczyzna z lekkim niepokojem odgarnął niesforne, ogniste kosmyki z czoła kobiety. Obok niego nie leżała Ruth. To była…, o bogowie, to była Lamia!

W tym momencie dziewczyna obudziła się. Gdy dostrzegła mężczyznę, przeciągnęła się z rozkoszą. W tej samej chwili jedna z jej piersi, dotąd schowana pod przykryciem ze słomy, ukazała mu się w całej swej okazałości. Mężczyzna aż kaszlnął z wrażenia, jak na piętnastolatkę, Lamia była hojnie obdarzona przez Wielką Matkę.

- Oh, Samuelu – szepnęła dziewczyna wtulając się w niego. Przeczesała palcami włosy porastające jego tors i z uśmiechem dodała – To było… to było niesamowite

Lestre nie odpowiedział, jakoś zaschło mu w gardle. Zanim zdążył pozbierać myśli, stało się coś jeszcze. Pod sobą usłyszeli ciche skrzypienie otwieranych drzwi, nastała chwila ciszy, a potem odezwał się czyjś głos:

-Lamia, jesteś tutaj?! – wydyszał zdenerwowany, męski głos. Samuel nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, że to Irial.

Głośno przełknął ślinę. Lamia natomiast zachichotała.

-Lamia, wiem, że to ty! Idę do ciebie! I módl się, żeby cię wszyscy bogowie mieli w swej opiece, bo będzie z tobą krucho.

Samuel zaśmiał się pod nosem, choć do śmiechu wcale mu nie było. Doskonale wiedział, że Lamia nie musiała się w chwili obecnej o siebie martwić. To Samuel powinien się modlić o boską opiekę.

Drabina na dole zaskrzypiała, a więc Irial już zaczął się po niej wspinać. Zostało mu jeszcze tylko kilka szczebli. Jeszcze tylko trzy… trzy sekundy życia Samuela.

- Nieeeeeeeeeeeee! – usłyszał przerażający krzyk, swój własny, choć usta miał zamknięte.

***

Obudziło go ciche miauknięcie. Ostrożnie otworzył jedno oko. Czarna kotka raźno maszerowała między snopami słomy i siana, nic sobie najwyraźniej nie robiąc z dwójki wtulonych w siebie, nagich ludzi.

Samuel zerwał się jak poparzony. Kropelki poru spływały po jego nagim ciele powodując uczucie nieprzyjemnego chłodu. Nie siląc się nawet na delikatność, odgarnął włosy z czoła leżącej tuż obok niego kobiety. To była Ruth. Wielka Melio, a więc to jednak był tylko zły sen.

W tym momencie kobieta obudziła się. Gdy dostrzegła mężczyznę, jej twarz przybrała dziwny wyraz. Otrząsnęła się, jakby próbowała odgonić od siebie jakiś zły sen, a potem mruknęła:

- Ależ mnie łeb boli! – czar wczorajszej nocy prysł, ale to wciąż była Ruth i należało się z tego cieszyć.

Ruth

Znów czuła na sobie jego przyspieszony, gorący oddech. Jego dłonie delikatnie wodziły po jej rozpalonym ciele, natomiast jego usta zasypywały ją gradem namiętnych pocałunków przyprawiając ją tym samym o zawrót głowy. Jak na jej gust był to bardzo przyjemny zawrót głowy.

Ruth mruknęła z zadowoleniem, gdy dłonie mężczyzny dotknęły jej nabrzmiałych z podniecenia piersi. W jednej chwili leżała pod nim, przygnieciona całym ciężarem jego ciała, by w następnej zręcznie przeturlać się i siąść okrakiem na nim.

Mężczyzna jakoś nie protestował. Dalej z zapałem dotykał jej piersi i trze ba przyznać, że miał w tym sporo wprawy. Ruth westchnęła cicho i uśmiechnęła się. Odchyliła głowę do tyłu rozkoszując się chwilą.

Samuel tymczasem porzucił na chwilę pieszczoty jej biustu, by oddać sprawiedliwość również innym partiom jej ciała. Jego dłonie ześlizgnęły się po plecach dziewczyny na jej biodra i uda, by po chwili wylądować na pośladkach. Mężczyzna uśmiechnął się łobuzersko i uszczypnął ją w pośladek.

Ruth jęknęła cicho, ale nie z bólu, raczej z zaskoczenia. Uniosła ku górze brew, po czym zaczęła go bezlitośnie łaskotać. Mężczyzna wybuchnął niepohamowanym, niemal panicznym śmiechem. Początkowo próbował powstrzymać dziewczynę, jednak już po chwili powziął odwet. Przez chwilę tarzali się wśród snopów siana zanosząc się śmiechem. Jednak ostatecznie to Lestre był górą. Przygwoździł Ruth do podłogi i uśmiechnął się triumfalnie.

Przez chwilę leżeli w milczeniu. Wreszcie mężczyzna otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć. Nie wypowiedział jednak ani jednego słowa. Z jego ust popłynęła za to istna lawina trupich robaków. Robactwo spłynęła na twarz kobiety usiłując wejść do wszystkich możliwych jam ciała. Ruth wrzasnęła przerażona.

***

Otworzyła oczy i rozejrzała się ostrożnie. Samuel leżał tuż obok wpatrując się w nią z niepokojem. Chciała powiedzieć coś miłego na przywitanie, jednak w tym momencie przypomniała sobie końcówkę swego snu i jej twarz wykrzywił grymas obrzydzenia. Otrząsnęła się z odrazą i mruknęła:

- Ależ mnie łeb boli! – a po chwili dodała – Już rano, powinniśmy się zbierać

Theron

Otaczała go pierwotna puszcza, jego dom, jedyny jaki znał. Szedł powoli rozglądając się uważnie. Miał dziwne wrażenie, że jest obserwowany. Był sam, a to nie wróżyło niczego dobrego. Drapieżnik mógł się czaić wszędzie i trzeba było mieć oczy dookoła głowy.


Minął niewielkie jeziorko. Bardzo chciało mu się pić więc zatrzymał się nad nim, by zaspokoić pragnienie. Przez cały czas uważnie nasłuchiwał. Nie mógł sobie pozwolić na chwilę nieuwagi, to go mogło kosztować życie.

Dlaczego właściwie był sam? Odłączył się od rodziny wczoraj wieczorem, podczas ataku wilków, bardzo długo błądził sam po lesie, aż dziw, że nic go jeszcze nie zaatakowało. Miał nadzieję, że innym też się nic nie stało, zwłaszcza młodym. To od nich zależała przyszłość stada.

Znów to dziwne uczucie, że jest się obserwowanym. Przystanął na chwilę, by odgłos własnych kroków nie zagłuszał mu innych odgłosów. Gdzieś bardzo blisko dał się słyszeć śpiew ptaków. To chyba był kowalik, bardzo lubił te ptaki.

Cichy szelest gdzieś blisko przywrócił go do rzeczywistości. Kroiło się coś niedobrego, drapieżnik był blisko, a znając jego szczęście był to ten najgroźniejszy. Nagłym impulsem zerwał się do ucieczki. Biegł ile sił w nogach. Szybciej i szybciej, byle przeżyć.

Nie mylił się. Drapieżnik był blisko, śmiertelnie blisko można by rzec. Przez chwilę las jakby zamarł. Usta śpiew ptaków i szum drzew. Słyszał tylko odgłos własnych kroków, bicie swego serca. Biegł nieustannie, choć mięśniom powoli brakowało już sił. Nie mógł sobie teraz pozwolić na odpoczynek, drapieżca był zbyt blisko.

Ten dziwny odgłos, gdzieś blisko. Cholera, niedobrze! Drapieżcy i te ich piekielne badyle! Słyszał ich krzyki, a potem znów ten dziwny odgłos. Dostrzegł jeden z owych badyli sterczący z drzewa tuż obok niego. Byli blisko, bardzo blisko. Szybciej!

Mijał kolejne drzewa i krzewy. Wiatr świszczał mu w uszach, ale to nie miało teraz znaczenia. Szybciej! Szybciej! Jak najdalej stąd, byle przeżyć.

Nagły ból w piersi zwalił go z nóg. Dopadli go! To już koniec. Poczuł, jak całym ciałem upada na ziemię, ból w boku był coraz większy, a on miał coraz mniej sił. Oddychał ciężko. Przebierał nogami, choć doskonale wiedział, że to nic nie da. Zamknął oczy, to był już koniec.

- Wspaniały jeleń, Theronie – zabrzmiało nad jego głową.

Człowiek pochylił się nad nim. Pogładził go dłonią po łbie. I to faktycznie był koniec. Potem była już tylko ciemność.

Karczma pod Czeremchą – wszyscy

Tej nocy Melia nie szczędziła im snów, jednym lepszych, drugim gorszych. Jedni obudzili się rześcy i wypoczęci, inni czuli się jeszcze bardziej zmęczeni niż wczorajszego wieczoru. Ot, kolejny kaprys bogini.

Siedzieli w piątkę w głównej izbie karczmy, brakowało Ruth i Samuela. Służebne dziewki, na spółkę z karczmarzem właśnie roznosiły śniadanie. Tej nocy w gospodzie spało wielu gości, więc roboty było niemało.

Po chwili na ich stole stało już wszystko potrzebne do śniadania. Talerze i sztućce, ale przede wszystkim wielki bochen chleba oraz masło, wędlina i ser. Wszyscy z apetytem zabrali się do pałaszowania swych talerzy.

Niebawem na schodach prowadzących z piętra pojawił się Johar Mormont wraz ze swoimi trzema pachołkami. Mężczyzna skinął na przywitanie, po czym zajął stolik na drugim krańcu sali i również zabrał się za śniadanie.

Chwilę później drzwi wejściowe do karczmy otworzyły się. Stali w nich Ruth i Samuel, rozczochrani, z lekko skwaszonymi minami. Widać tej nocy Melia nie była dla nich łaskawa. W milczeniu zajęli miejsce obok reszty swej kompanii i również zaczęli śniadanie.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.

Ostatnio edytowane przez echidna : 04-04-2010 o 01:46.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172