Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 06:11   #40
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Dzięki Bogu że jest z nami lekarz! Po raz nie wiadomo który Annie powtarzała to samo zdanie w myślach. Starała pomóc się w miarę możliwości wszystkim poszkodowanym w wypadku ale zawsze obawiała się zajmować rannymi w głowę. Ciężko określić na ile poważny jest ich stan, czy to tylko rozcięcie które po prostu mocniej krwawi czy coś poważniejszego. Zauważyła, że rudowłosa kobieta która zajmowała się opatrywaniem też z ulgą pozostawiła najciężej rannych lekarzowi, który po tym jak już opatrzył swoją żonę zajął się innymi. Jeden z tych mocniej zbudowanych facetów któremu Annie pomagała miał jakieś szkło powbijane w skore które dziwnym trafem nie poprzebijało mu ubrania, dopiero jak Carlson zbliżyła oczy do tej rany wyczula ze mężczyzna śmierdzi wódką. No cóż, przynajmniej wydezynfekował się sam. Pulchny facecik który już wcześniej miał rozbity nos nie wyszedł tez bez szwanku z wypadku ale nadal reagował gniewem na wszelkie próby pomocy. Wydawało się ze jest cały czas pobudzony i to od momentu jak wsiadł do autobusu na ostatnim postoju. Ciekawe czy on w ogóle spał? Annie próbowała sobie przypomnieć czy widziała go śpiącego bądź układającego się do snu podczas swojego wyjścia do toalety ale niczego nie była pewna. Martwił ja stan młodego mężczyzny który wymiotował od jakiegoś czasu. To nie mógł być chyba cały czas szok pourazowy, możliwe ze chłopak ma wstrząs mózgu ale lekarz chyba go już oglądał a reszta pasażerów odsunęła się od wymiotującego. Nie dość ze czuć było od niego wymiocinami i żółcią to jeszcze najwyraźniej narobił ze strachu pod siebie. Annie z westchnieniem przyjrzała się autokarowi, leżał tak że drzwi do bagażnika były całkiem zablokowane a nie tylko temu młodemu pasażerowi przydała by się zmiana ubrania. Nogawka spodni Carlson była podarta i przesiąknięta krwią i teraz kiedy emocje zaczęły opadać dziewczyna poczuła dokuczliwe zimno.

Annie zeszła nad strumień żeby opłukać ręce z krwi. Starała się nie zamoczyć skaleczonej dłoni. Któż wie co za świństwa żyją w takiej wodzie. Słowa pasażerów w panującej dookoła ciszy docierały do niej bardzo wyraźnie. Jacyś ludzie zaczęli się sobie przedstawiać. Facet którego Annie oceniła jako trepa rzeczywiście okazał się żołnierzem. Rudowłosa miała na imię Jenny. Potem padały inne imiona, ale Carlson stwierdziła ze jest zbyt daleko od innych i nie będzie się do nich wydzierać. Jak ja później ktoś zapyta to się przedstawi. Jak nie cóż, żadna różnica. Wcześniej przedstawiła się tylko jakiemuś mężczyźnie w zszarganym prochowcu, zostawiła mu też resztkę swojej wody mineralnej. Znowu pomyślała z żalem o walizce zamkniętej w bagażniku. Miała tam drugą butelkę wody.
Kierowca, ten sam który pomógł się jej wydostać spod fotela powiedział parę niepokojących rzeczy, później poszedł chyba sprawdzić okolice. Kiedy Annie wracała już do grupki pozostałych ludzi dostrzegła ze ktoś biegnie z krzykiem do autobusu. Zorientowała się ze to matka zmarłego chłopca. No tak, można było się spodziewać z jej strony takich reakcji. Ktoś chyba powinien sprowadzić ja z powrotem. Matka krzyczała imię Patrick a Jenny coś tłumaczyła w tym samym czasie pozostałym pasażerom..

Nagle ktoś wykrzyknął Quinque! Z taką siłą że całkiem zagłuszył okrzyki matki. Annie natychmiast rozpoznała ten głos i wspomnienie z autokaru powróciło.
- Quattuor! – quattuor jak kwarta czyli ćwierć albo cztery a teraz quinque jak kwinta czyli pięć. Ale co było przed nimi? Myśl, Annie, myśl! Czy to mogło być trio czy coś w tym stylu, coś jak trzy. Nagle jakiś ruch rozproszył myśli Annie, jeden z mężczyzn a w chwile później drugi pobiegł w stronę autobusu. Coś tam się najwyraźniej działo. Kurcze, nic nie widzę bez tych szkieł. Co się, do diabla tam znowu dzieje?! Ludzie krzyczeli coś w panice. Annie poczuła ze dławi ją strach mimo, że nie za bardzo wiedziała co się dzieje.

Wtedy od strony nasypu ktoś wrzasnął Sex! Sześć?! Czy to kierowca tak krzyczał i czy to on wtedy w autokarze wywrzaskiwał te wszystkie słowa? Ale po co?! Dlaczego?! O co tu chodzi?! To musiał być on bo teraz zaczął prawdopodobnie powtarzać te same słowa.
. - Sextus! Veni! Vasto! Ruptum! Fectum! Victum! Candusus Dominus! Diabolis ! Cantates !
Sextus to chyba szósty a może sześcioro? Veni? Jak „veni, vidi, vici” - przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Potem jakieś niezrozumiale słowa a na koniec znowu coś znajomego. Dominus! Diabolis !
„Dominus vitae necisque „– Pan życia i śmierci. Dominus czyli Pan i Diabolis jak Advocatus diaboli. Diaboli – diabeł? Bez sensu! Kompletnie bez sensu! Po co ktoś miałby to krzyczeć?!
Większość pasażerów wpatrywała się, oniemiała w biegnącego kierowcę. Ktoś zaczął uciekać, ktoś inny krzyczał a wśród tego rozgardiaszu żołnierz sięgnął gdzieś pod kurtkę i coś stamtąd wydobył. Annie nie widziała wyraźnie kształtu tego czegoś co Cyrus, bo tak się chyba nazywał, trzymał w dłoni ale kiedy wyciągnął ten przedmiot zdecydowanym ruchem przed siebie mogła się domyślić że to jakaś broń. Mój Boże, on chyba nie chce do nikogo strzelać? Fakt, że kierowca wrzeszczy jakieś dziwne słowa ale to chyba nie powód żeby... A jednak! Dosłownie w tej samej chwili padł strzał. Nieeeeeeeeee!!!!!!!!!!!!!! -wyrwało się Annie ale wiedziała już ze to się na niewiele zda. Oszalał, mój Boże, oszalał. Pozabija nas wszystkich.
 
Ravanesh jest offline