Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 19:29   #109
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Rudiger patrzył na to wszystko z pewnym niedowierzaniem, odbierając kuszę od schodzącej po schodach Agnes. Nie zrobił kroku zanim nie załadował broni. A potem ostrożnie, przynajmniej póki nie dojrzał rannego, ale żywego rycerza, oraz niespodziewaną pomoc, która nadeszła ze strony młodej dziewczyny. A może nie takiej młodej? Nie przyglądał się jej dokładniej, przypadając do zranionego i wyjmując z podręcznej sakwy czysty bandaż. Nie znał się na tym, ale był na pewno ktoś, kto się znał. Zerknął najpierw na nieznajomą.
- Umiesz zajmować się rannymi? Dziękujemy za wsparcie.
Lira omiotła spojrzeniem sylwetkę zwracającego się do niej mężczyzny. Opatrywanie rannych? Wystarczył tylko jeden rzut oka na krew znaczącą ranę rycerza, by zbladła. Rękę zacisnęła na połach płaszcza, jakby usiłując się czegoś uchwycić.
- Ja? Nie... nie wiem co robić. – W rozkojarzonych oczach odbiła się niepewność. Dłonią przesunęła po twarzy, odgarniając opadające włosy i odganiając zmęczenie. Rozejrzała się dookoła, część zaobserwowanych rzeczy starając się od razu wyrzucić z pamięci. Przełknęła ślinę ostatecznie zbierając się w sobie.
Myślę jednak, że powinniśmy go przenieść do środka. Za pomoc nie musisz mi dziękować. – „Przecież zrobiłam to dla siebie”, pomyślała z przekąsem. Uśmiechnęła się leciutko, samej sobie dodając tym odwagi.

Czarnowłosy skinął głową i kiwnął na Barglina. We dwóch wnieśli rycerza do środka karczmy, jak najdalej od miejsca, w którym szaman zwierzoludzi uwolnił swoją niszczycielską moc. Znalazł się jakiś spirytus, którym poleli ranę Blaisa, bandażując ją chwilę potem. Rudiger oddał to zajęcie Gustawowi, który radził sobie zdecydowanie lepiej.
- Jestem Rudiger. To Agnes, Gustaw i Barglin. Ranny to Blaise.
Wskazywał towarzyszy po kolei. Na tego ostatniego spojrzał z wściekłością, ale uspokoił się szybko.
- Horda depcze nam po piętach, musimy ruszać jak najszybciej. Na południe. Na północy nic nie ma, pani.
Skłonił się jej lekko. Jeśli faktycznie władała magią to należał się szacunek. Chociażby dlatego, by mocy nie użyła.

Podczas, gdy mężczyźni wnosili rannego ona przysiadła pod ścianą, starając się możliwie jak najdostojniej klapnąć na poobijanym tyłku. Potrzebowała chwili, by się pozbierać. Potem pójdzie do klaczy i sprawdzi co z jej podróżnej sakwy się uchowało. Umyje twarz i może nawet przeczesze zlepione kurzem i potem włosy. Żałowała, że nie prezentuje się korzystniej. Dobrze, że oparła się pokusie i zamiast szerokiej spódnicy do jazdy zafundowała sobie spodnie. Miałaby się teraz z pyszna, gdyby poddała się kaprysom próżności. Zmarszczyła nosek od delikatnego smrodu spalenizny i z niezadowoleniem stwierdziła, że to jej własny płaszcz był tego powodem. Przyglądała się każdemu, kto był jej przedstawiany na tyle, na ile zwykła grzeczność pozwalała. Nie umknęło jej skrzywienie, którym czarnowłosy mężczyzna, Rudiger omiótł rannego. Cóż, ona sama mogłaby być tylko wdzięczna, że pojawił się w odpowiednim czasie za bramą.
- Mam na imię Lira. Choć okoliczności mogą się wydać niesprzyjające miło mi was poznać – w jej głosie dało się wyczuć rezerwę, jakby nie do końca była pewna czy im zaufać i coś jeszcze, coś co mogło wychwycić tylko wprawne ucho. Rozpaczliwą nadzieję, że to „my” odnosiło się także do niej.

Gdy padło imię Gustaw, rudy drab po pięćdziesiątym roku życia uniósł nieznacznie dłoń do góry na znak powitania.
- Jestem Gustaw, ale możesz mi pani mówić Gustlik. - rzekł pogodnie, jakby w ogóle nie był świadkiem makabrycznej walki - A to Burza. - rzekł po chwili wskazując ręką potężnego psa, który siedział grzecznie przy jego nodze dysząc ciężko.
- Co robimy? Gdzie teraz uciekamy Rudigerze? - spytał towarzysza i przywódcę grupy uciekinierów.
Blaise, mimo iż nie był aż tak ciężko ranny z ochotą poddał się zabiegom leczniczym. W końcu ktoś się nim zajmował i sam nie musiał się troszczyć o swoje, jakże częste ostatnimi czasy, rany. Nie zdążył się sam przedstawić, zrobił to za niego Rudiger, wyrastający na przywódcę grupy. Rycerzowi umknęło wrogie spojrzenie czarnowłosego. Nawet jakby je zauważył to prawdopodobnie odczytałby je opacznie, jako wyraz zazdrości lub coś w tym stylu. Ostrożnie podniósł się z ławy i podpierając mieczem niczym laską, skłonił się w kierunku czarodziejki.
- Wdzięcznym Ci, Pani za ratunek jakiego mi udzieliłaś w potrzebie - powiedział. - Przedstawiono mnie mym imieniem jeno, więc pragnę dodać, że me pełne miano brzmi Blaise Roland d'Lacoleur-Montfort i jestem rycerzem z kraju zwanego Bretonią, pewnieś Pani słyszała?
Chwilę potem wstał i przeszedł się po karczmie.
- Nieźleśmy stawali - powiedział dumnie. - Ale znów pode mną koń padł. Coś szczęścia ostatnio do wierzchowców nie mam. Pewnie żaden rumak się tutaj, w zajeżdzie nie znajdzie. Trudno... Znów przyjdzie mi pieszo stawać do boju z tymi ohydnymi kreaturami.

Rudiger najpierw dłużej przyglądał się nieznajomej, skinąwszy jej głową, gdy się przedstawiła, a potem zabezpieczył kuszę, wieszając ją sobie na plecach.
- Na południe, ku Talabheim. Musimy liczyć na to, że wpuszczą nas do miasta. Agnes, chodź, trzeba zaprząc konie. Pani, jedziesz z nami? Nie wiem co robiłaś na tym trakcie, ale zapewniam, że na północy jest tylko Chaos.
Poczekał jeszcze chwilę na jej odpowiedź, a potem wraz z blondwłosą kobietą, wyglądającą na ponad trzydzieści lat, udał się do stajni.
- Zmierzałam ku pewnej posiadłości, ale teraz nie ma to już większego znaczenia. Mój koń nie żyje, ale jeśli znajdzie się miejsce zabiorę się z wami. – powiedziała bardziej już do pleców mężczyzny niż do niego samego. Widać wdawanie się w dłuższe rozmowy nie należało do jego zwyczajów. Pozazdrościła tej obcej kobiecie, nią samą nikt się nie opiekował. Jakby nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić uśmiechnęła się do rosłego Gustawa. Jego postawa nieco dodawała jej odwagi. Po czym sama też opuściła wnętrze zajazdu. Jeśli miała jechać dalej potrzebowała swojej sakwy. Zakładając, że uda jej się przemóc obrzydzenie i podejść do martwego konia.

- Rudigerze - krzyknął Blaise za wychodzącym mężczyzną. - A czy myślisz, że owo miasto otoczone skalnym murem, będzie bezpieczną przystanią? Czy nie okaże się pułapką bez wyjścia? Może trzeba nam uciekać dalej, a nie chować się za murami...
Nagabywanie Bretończyka zatrzymało dziewczynę. Wyglądał na niewiele od niej starszego i była pełna podziwu, że w heroicznej głupocie natarł w pojedynkę na zwierzoludzi. To ona winna była mu wdzięczność, choć szczęśliwie o tym nie wiedział. Nie lubiła zawdzięczać niczego. Obdarzyła go wdzięcznym uśmiechem starając się wykrzesać z siebie resztki przykurzonej kobiecości. – Nie tobie panie podzięki składać. Gdyby nie wasza obecność tutaj, samej dużo trudniej przyszłoby mi się z nimi uporać.- Wierutne kłamstwo. Z niczym przecież, by się nie uporała. Pozwoliła by w oczach zapłonęły jej żartobliwe błyski. Koń może poczekać. Nigdzie przecież nie odejdzie.
Rudiger zatrzymał się tylko na chwilę.
- Musimy uzupełnić zapasy. Ja wcale nie mam zamiaru się tam na dłużej zatrzymać, ale te konie nie pociągną dalej. To jedyny cel w najbliższym zasięgu, który może dać nam jakąkolwiek ochronę.

- Hej pomóc Ci? - krzyknął Gustaw słysząc słowa ich dowódcy. Co jak co ale w tym mógł się w końcu wykazać. Nie był wojakiem, choć kilka razy pokazał charakter, był zwykłym, szarym robolem i w tym był nadzwyczaj dobry. Noszenie, ładowanie, przenoszenie, rozładowywanie. Jego silne ramiona z pewnością mogły znacznie przyspieszyć ich wyjazd, jednakże nie chciał na siłę pchać się z łapami, być może Rudiger zwyczajnie potrzebował samotności, lub chwili bez kompanów w towarzystwie wyłącznie swej znajomej.
- Wóz jest spory, przeszukaj tę karczmę. Weź zapasy, ale te z piwnicy, nie wiem czy ta spaczona moc nie ma wpływu na jedzenie. Potem zapakuj też tego mężczyznę na wóz, nie możemy go tu, cholera, zostawić na śmierć. Poza tym koce i co tam jeszcze znajdziesz przydatnego. Przygotuję wóz i konie do drogi. Mamy jednego wierzchowca, jeśli pozwolicie, to go wezmę. Potrzebujemy zwiadowcy, a ja mam niezły wzrok i słuch. Aha i poszukaj jakiś latarni wraz z oliwą. Będziemy jechać nocą, jeśli konie wytrzymają.
Kiwnął mu głową, ale minę miał niewesołą, najbardziej się martwiąc, czy magia, użyta w tej walce, nie spowoduje jakiś większych problemów.

Gustaw nie tracił czasu. Był człowiekiem takiego charakteru, że nie buntował się, ani nie narzucał innym swego zdania. Wręcz przeciwnie. Gdy Rudiger nakazał dokładnie, co ma zrobić od razu odłożył siekierę na bok i zgodnie z poleceniem ruszył na poszukiwania wyznaczonych rzeczy. Koce były w pierwszej kolejności. Na piętrze, gdzie było sporo łóżek znalazł ich najwięcej. Nie zapomniał o kobietach, które mogły poczuć odrobinę większą potrzebę wygody niż on czy pozostali mężczyźni, to też zabrał i dwie poduszki na wóz. Od razu potem wrócił do karczmy i udał się do piwnicy, szukając zapasów, pochodni, lamp i oliwy. Miał nadzieję, że znajdzie wszystko, co zostało mu polecone szukać. Może i natrafi na coś wartościowego.
Sakwa ocalała. Uwalana ziemią, ale ocalała. Lira uśmiechnęła się z przekąsem. Marny to był dobytek. Na tyłach zajazdu odnalazła wodę, zdołała się więc jako tako oporządzić. Zbieranie zapasów pozostawiła nowo poznanym. Mimo wszystko nie uśmiechało jej się podróżowanie z kilkoma, bądź co bądź silniejszymi od niej mężczyznami. Jedyna poza nią kobieta sprawiała dziwnie nieobecne wrażenie. Niby w kupie raźniej. Obyci z bronią mogli stanowić obronę przed zagrożeniem z zewnątrz, ale kto jeśli zajdzie potrzeba obroni ją przed nimi? Mogła liczyć jedynie, że powstrzyma ich groźba użycia magii. Być może w trakcie podróży dowie się o nich czegoś więcej. Teraz sama niezbyt skora była do rozmów. Przebywanie w miejscu wybuchu nieokiełznanej mocy w dalszym ciągu przejmowało ją lekkim dreszczem, a przecież nie mogła drżącym głosem zdradzić, jak to naprawdę było z jej opanowaniem i odwagą.
 
Sekal jest offline