Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 21:10   #19
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Nawet nie zauważył plamy moczu, która pojawiła się na jego spodniach w okolicach krocza by potem rozszerzać się na sporą część prawej nogawki. Co się z nim stało? Za dużo na raz tego całego gówna uderzyło w niego. Nie mógł go przyjąć, nie tak od razu. Chciał schować się pod jakiś kamień i może nawet zdechnąć pod nim. Ponieważ w tej chwili Bobby nienawidził sam siebie i swojego tchórzostwa. Wcale nie pomagało tłumaczenie typu, każdy by tak zrobił. Każdy typ mający choć trochę oleju w głowie? Może, ale nie każdy wydałby rodzoną siostrę z którą był zżyty bardziej niż z kimkolwiek inny. Czym to go czyniło? Robakiem na dnie butelki, którą z taką ochotą nie tak dawno jeszcze opróżniał? Żałował teraz, że nie ma żadnej pod ręką. Załamał się, jego ruchy były powolne, ospałe. Kiedy już był bezpieczny i opuściła go adrenalina, którą potrzebował żeby dostać się do swojej kryjówki ledwo mógł choćby kiwnąć palcem. Może właśnie to go uratowało? Nie miał przecież tak zgrabnej dupy jak dwie nagie kobiety przywiązane do autobusu spoglądające na niego z nadzieją w oczach. Przynajmniej u jednej z nich zobaczył nadzieję, w oczy drugiej bał się spojrzeć. Raz jeszcze uczucie wstydu i obrzydzenia do samego siebie dało o sobie znać. Potrzebował chwili żeby się pozbierać. Zaczął uspokajać swój oddech i próbował zapanować nad drżącymi kończynami. Na języku wciąż czuł smak zaschniętej krwi, pomieszanej z piaskiem. W innych okolicznościach ohydny, teraz skupił się na nim, próbował czerpać z niego siłę. Sam nie wiedział czemu to wydało mu się takie ważne. "Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz" słyszał czasem w dzieciństwie podczas pogrzebów. Tym właśnie jest, krwią i piaskiem. Tym właśnie jest każdy z nich. Uśmiechnął się na myśl, że byłby z niego niezły kaznodzieja wciskający ludziom bajeczki. Tego dnia jemu samemu przydałoby się kazanie choć nieszczególnie wierzył w stwórcę.

-Aaaa


Krzyknął głośno i upadł na ziemię kiedy poczuł czyjś dotyk na nodze. Zachował się jak idiota podświadomie oczekując któregoś z bandytów. Wiedział, że to cud że nikogo nie w pobliżu bo inaczej już by nie żył. W sumie, wcale niepowiedziane, że nikogo nie było. Właśnie w tym sęk, uświadomienie sobie tego nie było przyjemnym uczuciem. Teraz kiedy przyjrzał się bliżej błagającemu o pomoc facetowi, który ze wszystkich sił trzymał go za nogę stwierdził, że zna go. To on był jednym z tych co spierdolili mu końcówkę najbardziej gównianego dnia jaki przeżył w słońcu Australii. Dla niego nie różnił się niczym od bandytów, którzy tak urządzili całą grupę, w dodatku przez głupotę tego fagasa. Wyszarpnął swoją stopę z uścisku jęczącego Rozwały, który ledwo przypomina osobę sprzed strzelaniny. Przez chwilę przyglądał się to jemu, to obserwującym całą sytuację kobietom. W końcu w nim zawrzało, został upokorzony o jeden raz za dużo tego dnia. Gdyby Podniósł się z ziemi i przycisnął dłoń do ust jakby próbując zapanować nad ogarniającą go zwierzęcą złością. Było już na to za późno. Bez skrupułów kopnął czubkiem zakurzonego mokasyna wprost w twarz Rozwały.

-Znasz może takie stare przysłowie Ozzie? Oko za oko? Ząb za ząb?

Pochylił się nad nim i nastawił ucho w komicznym geście.

-Przepraszam nie dosłyszałem. Coś mówiłeś?


Jęk, który wydał z siebie Rozwała kiedy Bobby przycisnął mu podeszwą buta genitalia najwidoczniej wystarczył temu pierwszemu za odpowiedź gdyż pokiwał głową z udawanym zrozumieniem.

-Tak właśnie myślałem chłopie.

-Bobby!


Głos siostry przywrócił go do rzeczywistości. Zapomniał chwilowo o krwi, którą ciągle czuł w ustach. Wstał i bez zbędnych słów i gestó skierował się trochę dalej do miejsca w którym wciąż leżeli przywódca bandytów i drugi z idiotów, który najwidoczniej miał mniej szczęścia niż rozumu choć obie wartości dla Bobbiego były do siebie zbliżone. Ukląkł koło ciał rozglądając się dyskretnie na boki. Wciąż nie było nikogo. Zaczął więc
przeszukiwać obu denatów w poszukiwaniu czegoś użytecznego. Nagle jego wzrok przykuł niewielki przedmiot pobłyskujący w pomarańczowym świetle zachodzącego powoli słońca. Najwidoczniej wypadł z ręki aborygena kiedy reszta bydlaków urządziła sobie konkurs strzelecki. Dwururki, którą tak szpanował herszt bandytów nigdzie nie było. Najwidoczniej padła łupem, jednego z jego zastępców. Nie zdziwiło go to, poza tym dyskusja o przywództwo w grupie wyjaśniałaby czemu wciąż nie widział nikogo odkąd wyczołgał się zza skał. Nie znalazł niczego więcej co by mu pomogło chociaż jakby się tak zastanowić była jeszcze jedna rzecz...



Wrócił do reszty ze stosunkowo małym pakunkiem zawiniętym w kawałek koszuli w jednej dłoni i nożem w drugiej. Zbladł trochę jakby bił się z myślami czy nie posunął się za daleko. W pierwszej chwili naprawdę był zły, wściekły, nie myślał normalnie. Kiedy zobaczył zakrwawiony ryj Rozwały, opuściły go wszystkie wątpliwości. Ten otworzył oczy na jego widok i próbował protestować, ale podobnie jak w podobnej sytuacji kiedy byli zamienieni miejscami, jeden z nich - tym razem ten drugi - nie miał nic do gadania. Bobby ukląkł koło niego i uderzył go pięścią w twarz. Oszołomionemu siłą otworzył usta. Podniósł do góry nóż i kiedy wydawało się już, że opuści go na leżącego mężczyznę wbił go szybkim ruchem w twardą ziemię. Następnie sięgnął po zawinięty pakunek, który zdążył już przesiąknąć krwią i odwiązał go pokazując wszystkim, którzy byli wstanie dostrzec wciąż jeszcze sterczącego penisa aborygena. Chwycił z obrzydzeniem, ale z wściekłą determinacją i wepchnął wprost w otwarte usta półprzytomnego mężczyzny, ten zaczął się nim dławić ale Bobby miał już to w dupie. Równie dobrze mógł się zadławić na śmierć. Gdyby ktoś opowiadał mu taką historię w barze, mógłby się śmiać ale jakoś tym razem nie było mu za bardzo do śmiechu. Wyciągnął nóż z ziemi. Wstał i podszedł z nim do kobiet z wyrazem twarzy, który nie wyrażał w tej chwili nic. Miał w głowie pustkę, skupił się tylko na tym żeby przeciąć węzły krępujące nagie kobiety. Nie było to trudne, po chwili obie opadły na ziemię a on usiadł obok nich nie zwracając uwagę ani na Rozwałę, ani na ich nagość. Po prostu patrzył się bez wyrazu w niebo myśląc zupełnie o niczym.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 23-03-2010 o 21:32.
traveller jest offline