Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-03-2010, 22:19   #20
Lost
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Lista ośmiu.


Myślisz, że teraz doczołgam się do twoich butów, ubrudzonych papką z flaków przemielonych z ołowiem, pokrytych pustynnym pyłem, z podkutym obcasem, pod którym wielu wydało ostatni jęk i będę błagał? Tego chcesz, co? Żebym poprosił Cię, zaskomlał o swoje życie?
Pierdol się.
Nawet się nie zająknę. Chcesz? Przyjdź i mnie weź. Włóż brudne dłonie w dziurę w mojej głowie. Dopchnij pocisk do mózgu. No chodź. Spróbuj mnie zabić. Spróbuj mnie dotknąć. Wygryzę Ci oczy. Rozszarpie twarz. I nie dam się. Odstrzelę sobie łeb sam. Na pewno to zrobię. Ty nie będziesz mieć takiej przyjemności. Ja Ci jej nie dam.
Obiecuje.
Skurwysynie.

Pulsujący ból w skroniach. Jeden z tych, o których mówi się, że rozrywają czaszkę. Tu dosłownie zdołał to zrobić. Nie pytaj, czy ja żyje. Sam nie wiem. Na ziemi leży mój kapelusz. Cały upaćkany we krwi. Mojej krwi. I wyszarpana dziura po kuli. Chyba będzie dało się zaszyć. Idiotyczna myśl. Wszystko się skończyło. Nie słyszał krzyków kobiet, nie słyszał przekleństw gangerów. Był bezpieczny. Teraz nie był.
Pozwolił sobie na ruch. Ledwie dostrzegalne drgnięcie palców. Udało się. Zmusił swe ciało do podległości. Dalej żył. Ciągle oddychał i mógł nacisnąć spust. Ma dalej szanse zabić skurwla, który go tak urządził.
Podniósł rękę i z zamkniętymi oczyma wymacał metalowy kształt obok siebie. Pistolet. Był bezpieczny. Teraz był.
Rozwała przełknął ślinę przez zasuszone gardło. Wcześniej chyba stracił przytomność. Kilka chwil białymi plamami w jego pamięci. Podniósł się więc na łokciach i rozejrzał się dokoła zamglonym wzrokiem. I wtedy to zobaczył.
Gorzała.
Jego głowa, oderwana od korpusu, język, gałki oczne wybałuszone na zewnątrz. Zerwany skalp odsłaniający czaszkę. Jego brat spoglądał na niego przerażonymi oczyma, które już nic nie widziały.
- Gorzała... - wykrztusiły jego spierzchnięte wargi. Słodki smak na języku. Krew? Zemsta? Zemsta.
Nie żył. Nie żył jego brat. Jedyny. Zastrzelony przez te kurwy. On. Wymorduje każdego z osobna. Pojedynczo. Dopadnie ich. Wszystkich. Siedmiu. Było ich siedmiu. Pamiętał dokładnie twarz każdego z nich. Wszystkie skrawki. Złoży je w jedno. A później znów rozbije.
- Gorzała.. jak.. pies.. jak psy... Umieramy.. jak psy... - Tylko tyle. Ostatnia mowa nad grobem jego brata.
Piorunujący ból przeszywający czaszkę.
Mokasyn miażdżący policzek. I morda tego obszczymura. Zapłakanego, pokrwawionego, poszczanego ze strachu, pełnego zwierzęcej wściekłości.
Leżeć.
Myśli składały się jedna do drugiej. Ból był obecny gdzieś w jego głowie, ale powoli schodził na drugi plan. Tu gdzie nie dosięgnął pocisk mówiono, o zupełnie czymś innym. Chłopak, nie bije Rozwały. Bije siebie. Tego, który nie wychylił się gdy, jego siostra była gwałcona przez kilkunastu gangerów, bo ta mała to jego siostra, tak?
-Znasz może takie stare przysłowie Ozzie? Oko za oko? Ząb za ząb?
Znał. Znał je teraz, jak żaden inny. Obyś Ty nie musiał zaznać jego prawdziwego znaczenia. Jego lepkiej od krwi formy.
Napastnik nachylił się nad nim, czekając na odpowiedź. Odsłonił błędnik, aortę, podbrzusze. I sam o tym nie wiedział.
-Przepraszam nie dosłyszałem. Coś mówiłeś?
Nie. Rozwała nie miał zamiaru go zabić. Raczej nie miał sił. Ten mały musi go jeszcze stąd wyciągnąć. Niech się wyżyje. Niech to poczuje.
Jęk. To ja?
-Bobby! - krzyk kobiety.
Ciemność.
Obudziło go szarpnięcie. Ktoś podniósł go za wszary i usilnie starał się rozszerzyć mu usta. Znów przyszedł Bobby. Pałając dziką furią. Wepchnął mu w usta jakiś strzęp krwawiącego mięsa. Rozwała zakrztusił się. Wiecie.. "khhh-ggkkh". Tamten uderzył go jeszcze raz. I wtedy czas gdyby zwolnił. Rozwała czuł, jakby obserwował twarz tamtego godzinami. Cała w pustynnym kurzu, zapuchnięta od łez i siniaków, zasmarkana morda dzieciaka, które przeżywa właśnie największy koszmar senny swojego dzieciństwa i zapłakane biegnie do matki.
Idiotyczna myśl. Kto teraz jeszcze ma matkę?
W końcu puścił. Rozwała ciężko upadł na ziemię. - khhh-ggkkh... - Charcząc wypluł kawałek mięsa. Spojrzał na niego zza przymkniętych powiek. Ochłap penisa.
Na pewno Gorzały, bo kogo?
Bobby przeszedł kilka kroków i opadł na ziemię. Jakby po śmiertelnie męczącym maratonie.
I wtedy, chociaż, wydawało się to niemożliwe, zaczął cicho chichotać, później coraz głośniej i głośniej. Aż w końcu, to ścierwo, strup krwi zaczęło śmiać się na całe gardło. Jednak pojeb miał racje. Ceną za jego życie było zrobienie loda.
Śmiech świdrował czaszkę, odbijał się echem po okolicznych skałach, a Bobby, siedzący na ziemi nawet się nie drgnął, siedząc do niego tyłem.
Czasami odwracamy się plecami do własnego losu. Losu z przestrzeloną czaszką, z fiutem własnego brata w ustach, z pistoletem w dłoni.
Tak, Bobby. Jesteś ósmy. Na samym końcu listy. Listy Anthon'ego Willis'a. Znanego lepiej jako Gorzała.

- Uwolnij... uwolnij je... - zdołał tylko wycharczeć i znów zapadł w ten dziwny, półżywy stan.
 
__________________
Spacer Polami Nienawiści Drogą ku nadziei.

Ostatnio edytowane przez Lost : 24-03-2010 o 21:19.
Lost jest offline