Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 15:37   #121
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Odeszli jedynie poza zasięg słuchu miniętych niedawno strażników kiedy zapytał:

- Dokąd teraz? Masz jakieś pomysły? -spojrzał na nią spokojnie-Wyczuwam w mieście wyraźną aurę Nieskończonego i upadłych, niestety nic poza faktem ich przebywania tutaj nie jestem w stanie rozpoznać, tłumią swoją energię duchową. –spojrzał w dal mrużąc oczy- Warto także by było zadbać o nocleg w jakiejś gospodzie.
- Ten Nieskończony... Lśni nieco mocniej niż wiekszość, z którymi miałam styczność. - odpowiedziała, przymykając na moment oczy.- Ci drudzy, nie sądze bym znała te energie, ale... Mój "węch' nie jest już taki, jak kiedyś.

Westchnęła cicho, spoglądając na nieprzyjazne niebo nad nimi. Coś w tej krainie budziło niepokój w jej sercu, jeszcze tylko nie wiedziała co dokładnie.
- Moglibyśmy zejść nieco niżej, na dole miejscowi będą bardziej chętni do udzielenia nam jakiś informacji... Oh, atmosferę tutaj można by kroić nożem. Nie podoba mi się tu, bracie.
- Myślę, że powinniśmy trzymać się chwilowo na dystans od tego Nieskończonego, co prawda nie sądzę by był wstanie nas wyczuć, ale lepiej zachować ostrożność. Mój niepokój budzą nasi "bracia" -wypowiedział to słowo z widocznym obrzydzeniem- ich pobyt tutaj nie przyniesie nic dobrego. -zerknął na nią kątem oka- Pójdziemy, więc na dół mimo tego, że mój wygląd będzie się tam rzucał w oczy. Zachowajmy czujność siostro.
- Niepokój? Myślałam, że Ciebie nic nie przeraża. - zachichotała jeszcze.
- Niepokój bo nie jestem pewien czy ujarzmię swój gniew gdy ich spotkam.

Im dłużej schodzili w dół tym bardziej krajobraz się zmieniał. Majestatyczne budowle i idealnie wybrukowane chodniki znikały na rzecz ciemnych i brudnych uliczek, jakby ubrudzonych sadzą domów oraz co raz bardziej zakazanych mord tutejszych mieszkańców. Azrael starał się wypatrzeć kogokolwiek nadającego się na dobre źródło informacji niestety bezskutecznie. W końcu jednak oczywistym okazało się to, że gdyby mieli wypatrywać jedynie „godnych” to zdecydowanie powinni zmienić dzielnicę, tutejszy „klimat” nie sprzyjał im.

Próbowali zasięgnąć języka u przypadkowo napotkanych osób lecz także i to okazało się fiaskiem. Ludzie udzielali wymijających odpowiedzi lub w ogóle nie zatrzymywali się spiesząc za własnymi sprawami. Z kolei jeśli udało się już kogoś zagadnąć to mówił o rzeczach kompletnie z tematem nie związanych ignorując pytania o Zakon. Jeśli już przy nim jesteśmy to jedyną pogłoską na jego temat jaką usłyszeli było to jakoby planowano ekspansję poza Mithios jednak kto by wierzył plotkom?

Dzięki obserwacji można było dojść do pewnych wniosków: ciężka atmosfera o jakiej wcześniej wspominała Uriel odbijała się na mieszkańcach. Byli opryskliwi i zdenerwowani, patrzyli po sobie wilkiem, niezbyt rozmowni zwłaszcza jeśli o chodziło o Zakon Czterech Słońc, który był tematem tabu. Nie wydawali się szczęśliwi ze swojego życia i sytuacji w jakiej się znaleźli, ale nie mówili tego wprost, uważali na każde słowo…

Ciągły brak jakichkolwiek informacji zmusił Azraela do użycia innych środków. Starał się zajrzeć w ich w głąb ich umysłów, spenetrować ich wspomnienia, myśli i wydobyć potrzebne informacje. Nie krył zdziwienia kiedy każda taka próba została odparta. Nie spodziewał się tego by byle człowiek odparł mentalny atak z jego strony, co prawda nie dysponował teraz większością mocy, ale jednak było to zaskoczenie. Zupełnie jakby ludzie Ci unikali myśli, które mogłyby zdradzić cokolwiek, akt wielkiej samodyscypliny… lub panicznego strachu przed konsekwencjami. Ktoś musiał ich solidnie przycisnąć, działać bezlitosną, żelazną ręką, nie trzeba długo dochodzić kto mógł być tym kimś.
Zaczynało się już ściemniać kiedy Azrael zatrzymał się na chwilę i spojrzał na swoją towarzyszkę:

- Tutaj z pewnością dzieje się coś bardzo poważnego. Próbowałem czytać myśli ludzi, z którymi rozmawialiśmy, ale nie zobaczyłem nic. Jakbym oglądał białą kartę papieru, wiem, że po drugiej stronie coś jest, ale nie mogę dojrzeć co. Jakby Ci ludzie unikali i bali się myśleć o czymkolwiek co mogłoby im zaszkodzić. Ich strach lub coś innego nie pozwala mi przeniknąć wewnątrz ich umysłów. Mógłbym to zrobić uwalniając więcej mocy, ale bardziej by to nam zaszkodziło niż pomogło. Chyba nie pozostało nam nic innego niż tradycyjne metody –powiedział z przekąsem-
- Masz na myśli przypalanie i łamanie kołem? - zapytała figlarnie, oglądając ciosane z drewna figurki, wystawione na sprzedaż przez jakiegoś podrzędnego, biednego kupca. – Ah, to był żart, kochany, żart. Powinieneś się smiać. Tą poproszę. Dziękuję, nie, zatrzymaj resztę.
Wargi upadłego uniosły się nieco w uśmiechu.
- Ty się chyba już nigdy nie zmienisz –pokręcił głową udając niezadowolenie- Po co Ci taka figurka?
- Jest ładna i chyba mi pasuje, nie sadzisz? - zapytała, przystawiajac wizeruek klęczącej, modlącej się kobiety do swej twarzy.
- Faktycznie, pasuje do przypalania i łamania kołem -uśmiechnął się jeszcze szerzej-
- Oh... nie, bracie, teraz jesteś niemiły... - mruknęła, chowając figurkę do niewielkiej torby. – Patrz, zaraz rozpada się na dobre... Okropny wymiar, sprawia, że niemalże tęskni się za 'domem'...
- Dom...-spojrzał gdzieś w dal- myślę, że dopiero na nas czeka, gdzieś, kiedyś. Chodźmy znaleźć jakieś lokum, chyba widzę gospodę.

Owa karczma była jednym z ładniejszych budynków jakie dane im było widzieć w „niższych” dzielnicach. W bogatszych poziomach mogłaby uchodzić za bardzo skromną, wręcz zbyt skromną by „szanujący się” obywatel mógł w niej spać spokojnie. Tutaj gdzie byli uchodziła za przejaw luksusu, może przynajmniej nie będzie robactwa pod pościelą.

Kiedy tylko weszli nieliczni goście zwrócili twarze w ich kierunku. Jakby na to nie patrzeć nie pasowali do tego miejsca. Azraela najbardziej wyróżniało dosyć egzotyczne ubranie, postura oraz niesamowite oczy koloru szczerego złota.


- Pokój dwuosobowy, *czysty*. –powiedział w kierunku karczmarza. Ten popatrzył na niego krzywo jakby zastanawiając się jak zareagować na zaakcentowanie ostatniego słowa-
- Czwarte drzwi po lewo, należy się…

Zapłacili ile trzeba i udali się na górę. Łóżka były dwa – czyste o dziwo, a wręcz bardzo czyste jakby gospodarz poczuł się urażony słowami upadłego i chciał pokazać, że niepotrzebnie się tak zachowywał. Każdego dnia przychodzi pora na odpoczynek, ten czas właśnie nadszedł.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 24-03-2010 o 15:57.
Bronthion jest offline