Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2010, 15:37   #121
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Odeszli jedynie poza zasięg słuchu miniętych niedawno strażników kiedy zapytał:

- Dokąd teraz? Masz jakieś pomysły? -spojrzał na nią spokojnie-Wyczuwam w mieście wyraźną aurę Nieskończonego i upadłych, niestety nic poza faktem ich przebywania tutaj nie jestem w stanie rozpoznać, tłumią swoją energię duchową. –spojrzał w dal mrużąc oczy- Warto także by było zadbać o nocleg w jakiejś gospodzie.
- Ten Nieskończony... Lśni nieco mocniej niż wiekszość, z którymi miałam styczność. - odpowiedziała, przymykając na moment oczy.- Ci drudzy, nie sądze bym znała te energie, ale... Mój "węch' nie jest już taki, jak kiedyś.

Westchnęła cicho, spoglądając na nieprzyjazne niebo nad nimi. Coś w tej krainie budziło niepokój w jej sercu, jeszcze tylko nie wiedziała co dokładnie.
- Moglibyśmy zejść nieco niżej, na dole miejscowi będą bardziej chętni do udzielenia nam jakiś informacji... Oh, atmosferę tutaj można by kroić nożem. Nie podoba mi się tu, bracie.
- Myślę, że powinniśmy trzymać się chwilowo na dystans od tego Nieskończonego, co prawda nie sądzę by był wstanie nas wyczuć, ale lepiej zachować ostrożność. Mój niepokój budzą nasi "bracia" -wypowiedział to słowo z widocznym obrzydzeniem- ich pobyt tutaj nie przyniesie nic dobrego. -zerknął na nią kątem oka- Pójdziemy, więc na dół mimo tego, że mój wygląd będzie się tam rzucał w oczy. Zachowajmy czujność siostro.
- Niepokój? Myślałam, że Ciebie nic nie przeraża. - zachichotała jeszcze.
- Niepokój bo nie jestem pewien czy ujarzmię swój gniew gdy ich spotkam.

Im dłużej schodzili w dół tym bardziej krajobraz się zmieniał. Majestatyczne budowle i idealnie wybrukowane chodniki znikały na rzecz ciemnych i brudnych uliczek, jakby ubrudzonych sadzą domów oraz co raz bardziej zakazanych mord tutejszych mieszkańców. Azrael starał się wypatrzeć kogokolwiek nadającego się na dobre źródło informacji niestety bezskutecznie. W końcu jednak oczywistym okazało się to, że gdyby mieli wypatrywać jedynie „godnych” to zdecydowanie powinni zmienić dzielnicę, tutejszy „klimat” nie sprzyjał im.

Próbowali zasięgnąć języka u przypadkowo napotkanych osób lecz także i to okazało się fiaskiem. Ludzie udzielali wymijających odpowiedzi lub w ogóle nie zatrzymywali się spiesząc za własnymi sprawami. Z kolei jeśli udało się już kogoś zagadnąć to mówił o rzeczach kompletnie z tematem nie związanych ignorując pytania o Zakon. Jeśli już przy nim jesteśmy to jedyną pogłoską na jego temat jaką usłyszeli było to jakoby planowano ekspansję poza Mithios jednak kto by wierzył plotkom?

Dzięki obserwacji można było dojść do pewnych wniosków: ciężka atmosfera o jakiej wcześniej wspominała Uriel odbijała się na mieszkańcach. Byli opryskliwi i zdenerwowani, patrzyli po sobie wilkiem, niezbyt rozmowni zwłaszcza jeśli o chodziło o Zakon Czterech Słońc, który był tematem tabu. Nie wydawali się szczęśliwi ze swojego życia i sytuacji w jakiej się znaleźli, ale nie mówili tego wprost, uważali na każde słowo…

Ciągły brak jakichkolwiek informacji zmusił Azraela do użycia innych środków. Starał się zajrzeć w ich w głąb ich umysłów, spenetrować ich wspomnienia, myśli i wydobyć potrzebne informacje. Nie krył zdziwienia kiedy każda taka próba została odparta. Nie spodziewał się tego by byle człowiek odparł mentalny atak z jego strony, co prawda nie dysponował teraz większością mocy, ale jednak było to zaskoczenie. Zupełnie jakby ludzie Ci unikali myśli, które mogłyby zdradzić cokolwiek, akt wielkiej samodyscypliny… lub panicznego strachu przed konsekwencjami. Ktoś musiał ich solidnie przycisnąć, działać bezlitosną, żelazną ręką, nie trzeba długo dochodzić kto mógł być tym kimś.
Zaczynało się już ściemniać kiedy Azrael zatrzymał się na chwilę i spojrzał na swoją towarzyszkę:

- Tutaj z pewnością dzieje się coś bardzo poważnego. Próbowałem czytać myśli ludzi, z którymi rozmawialiśmy, ale nie zobaczyłem nic. Jakbym oglądał białą kartę papieru, wiem, że po drugiej stronie coś jest, ale nie mogę dojrzeć co. Jakby Ci ludzie unikali i bali się myśleć o czymkolwiek co mogłoby im zaszkodzić. Ich strach lub coś innego nie pozwala mi przeniknąć wewnątrz ich umysłów. Mógłbym to zrobić uwalniając więcej mocy, ale bardziej by to nam zaszkodziło niż pomogło. Chyba nie pozostało nam nic innego niż tradycyjne metody –powiedział z przekąsem-
- Masz na myśli przypalanie i łamanie kołem? - zapytała figlarnie, oglądając ciosane z drewna figurki, wystawione na sprzedaż przez jakiegoś podrzędnego, biednego kupca. – Ah, to był żart, kochany, żart. Powinieneś się smiać. Tą poproszę. Dziękuję, nie, zatrzymaj resztę.
Wargi upadłego uniosły się nieco w uśmiechu.
- Ty się chyba już nigdy nie zmienisz –pokręcił głową udając niezadowolenie- Po co Ci taka figurka?
- Jest ładna i chyba mi pasuje, nie sadzisz? - zapytała, przystawiajac wizeruek klęczącej, modlącej się kobiety do swej twarzy.
- Faktycznie, pasuje do przypalania i łamania kołem -uśmiechnął się jeszcze szerzej-
- Oh... nie, bracie, teraz jesteś niemiły... - mruknęła, chowając figurkę do niewielkiej torby. – Patrz, zaraz rozpada się na dobre... Okropny wymiar, sprawia, że niemalże tęskni się za 'domem'...
- Dom...-spojrzał gdzieś w dal- myślę, że dopiero na nas czeka, gdzieś, kiedyś. Chodźmy znaleźć jakieś lokum, chyba widzę gospodę.

Owa karczma była jednym z ładniejszych budynków jakie dane im było widzieć w „niższych” dzielnicach. W bogatszych poziomach mogłaby uchodzić za bardzo skromną, wręcz zbyt skromną by „szanujący się” obywatel mógł w niej spać spokojnie. Tutaj gdzie byli uchodziła za przejaw luksusu, może przynajmniej nie będzie robactwa pod pościelą.

Kiedy tylko weszli nieliczni goście zwrócili twarze w ich kierunku. Jakby na to nie patrzeć nie pasowali do tego miejsca. Azraela najbardziej wyróżniało dosyć egzotyczne ubranie, postura oraz niesamowite oczy koloru szczerego złota.


- Pokój dwuosobowy, *czysty*. –powiedział w kierunku karczmarza. Ten popatrzył na niego krzywo jakby zastanawiając się jak zareagować na zaakcentowanie ostatniego słowa-
- Czwarte drzwi po lewo, należy się…

Zapłacili ile trzeba i udali się na górę. Łóżka były dwa – czyste o dziwo, a wręcz bardzo czyste jakby gospodarz poczuł się urażony słowami upadłego i chciał pokazać, że niepotrzebnie się tak zachowywał. Każdego dnia przychodzi pora na odpoczynek, ten czas właśnie nadszedł.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 24-03-2010 o 15:57.
Bronthion jest offline  
Stary 25-03-2010, 15:46   #122
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=yYcrm2d9aa4[/MEDIA]

Uriel:

Gdy tylko położyłaś się w wygodnym, czystym łóżku i zamknęłaś oczy, w odprężającym spokoju zmorzył cię sen....

Otworzyłaś oczy. Widziałaś nad sobą błękitne, bezchmurne niebo i piękne słońce, którego ciepłe promienie padały na twoją skórę. Wstałaś. Znajdowałaś się na bezkresnej łące porośniętej kępami długiej, szmaragdowo zielonej trawy, którą lekko kołysał chłodny wietrzyk. Twoje bose stopy łaskotały pojedyncze źdźbła. Usłyszałaś za sobą łagodny, melodyjny głos. Odwróciłaś się i zobaczyłaś jego właścicielkę - piękną kobietę w długiej, lekkiej sukience barwy nieba, którą poruszał przyjemny wiatr. Kobieta ta miała długie, niebieskie włosy, szerokie, błękitne skrzydła, w niektórych miejscach zabarwione odcieniami złota. Twarz kobiety była niezwykle delikatna, a z jej pięknych ust wypływa cudowna pełna nostalgii pieśń. Jednak największy urok krył się w oczach niewiasty - były duże, z długimi rzęsami i tęczówkami barwy szczerego złota. Było jednak z nimi coś nie tak - sprawiały wrażenie zamglonych, nie widzących...
Podeszłaś do dziewczyny, a gdy byłaś kilka kroków od niej, zamilkła. Niewidzący wzrok utkwiła w twojej twarzy. Wiatr ustał, by po chwili powrócić ze zwielokrotnioną siłą. Nie przypominał lekkiego zefiru - był teraz jak burzowa wichura. Niebo zakryły olbrzymie, szare chmury. Gdzieś w oddali nawet błysnęła błyskawica. Nie wiedziałaś co się dzieje, to wszystko stało się tak niespodziewanie...
Po policzkach skrzydlatej niewiasty spłynęły łzy. Dziewczyna wyciągnęła do ciebie swą drobną, bladą rękę. Po chwili wahania zdecydowałaś się ją przyjąć. Wyciągnęłaś przed siebie dłoń, lecz gdy tylko twoje palce musnęły jej, dziewczyna zniknęła.
Znów błysnęła, tym razem bliżej. Potężny grzmot omal cię nie ogłuszył. Gdzieś daleko przed sobą ujrzałaś zarys pałacu zbudowanego na wielkiej, spiczastej skale. Budowla podobna do tej, która była centrum Grzmiącej Twierdzy...
Z nieba lunął deszcz. Duże krople wody rozbijały się o ziemię z głośnym szumem. Lecz mimo to, nie mokłaś. Kiedy jednak zrobiłaś krok naprzód, zawisłaś w powietrzu, a na przeciwko ciebie znajdowała się jedna ze strzelistych wież pałacu. Po chwili znalazłaś się jeszcze bliżej, przy jednym zakratowanym oknie, z którego dochodziła znana ci pieśń. Zajrzałaś przez kraty i zobaczyłaś skutą w łańcuchy dziewczynę. Czułaś jej smutek, zagubienie i ból...

Strażnik:

Ilekroć wracałeś do Neverendaaru, jego stolica budziła w tobie wielki zachwyt. Teraz jednak widok wielkich wież z ich iglicami oraz unoszącymi się w powietrzu pałaców sprawiał iż naprawdę cieszyłeś się z powrotu do "domu". Jeszcze nigdy promieniowanie Źródła nie przynosiło ci takiej ulgi...
Przez długi czas podążałeś tropem Upadłego przez wiele wymiarów. Wydawałoby się iż ta gonitwa nie ma sensu, gdyż im bliżej byłeś jego schwytania, tym szybciej urywał ci się trop. W końcu jednak Upadły stawił ci czoła. Trudno się dziwić iż nie przyjmował wyroku bez sprzeciwu, w końcu był Upadłym. Po długiej, wyczerpującej walce udało ci się go pokonać.

Teraz, gdy kroczyłeś przez spokojne ulice Wschodniej Dzielnicy, medalion na twej szyi zawibrował... Wiedziałeś co to oznacza. Bez zwłoki ruszyłeś do centrum Minas'Drillu i użyłeś teleportu do zamku króla, który dryfował wysoko nad Placem Wymiarów.

Diulern opuściłeś z niedowierzaniem.
"Kto śmiałby porwać kogoś z rodziny królewskiej..." - powtarzałeś z szokiem.
Twoim nowym zadaniem była pomoc w odnalezieniu córki króla. Doradcy Błękitnego Króla powiedzieli ci o wytypowanej do tego zadania grupie Valerii Brightfeather, młodej Strażniczki i agentki króla. Valeria "Tańcząca Błyskawica", tak na nią mówiono. Zetknąłeś się z tą kobietą wiele razy i za każdym widziałeś w niej avatara sprawiedliwości. Wiedziałeś, iż można na nią liczyć...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 26-03-2010, 00:42   #123
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
[Media]http://www.youtube.com/watch?v=fq_f_zswAHY[/Media]


Strażnik szedł placem głównym szybkim pewnym siebie krokiem. Nosił na sobie jak zawsze prostą mnisią szatę, która zakrywała jego prawie całe - dość spore jak na “skrzydlatego” - ciało. Przechodnie widząc go rozchodzili się na boki byle tylko utorować mu przejście. Na twarzach jednych odczytał oznaki dumy i podziwu a na innych strachu. Paru typów zaczęło nawet spieprzać w stronę jednej z wąskich uliczek. Bali się. I słusznie, ale teraz nie miał czasu na takie pierdoły jak pogoń za motłochem. Każdy moment był a w tej chwili na wagę złota. Rozłożył swoje wielkie szare niczym popiół skrzydła i wzbił się do lotu. W jego oczach płonął ogień najczystszej formy gniewu i determinacji. Dziś wrócił do domu bo długiej misji i już wysłano go na następną. Zawsze tak było. Nigdy jednak nie narzekał. Ktoś musi to zrobić a większość nieskończonych nie ma jaj bądź wystarczająco dużo pierza by sprostać większemu zadaniu niż dbanie o własne interesy. Czasami jednak nawet istoty chcące poświęcić się dla sprawy nie mogą pokonać wszystkich przeciwności losu. Wtedy Król wysyłał ich. W dawnych czasach oficjalnie nazwano ich “Strażnikami”, ale dziś prawie każdy mówił o nich “Szarzy” ze względu na zmieniający się z czasem odcień skrzydeł, który był ich dumą i chlubą. Szarzy bowiem nie są szkoleni lecz wybierani. Są jednostkami ukształtowanymi w duchu prawości i ogniu walki - tymi którzy swoimi czynami i ciężką pracą wznieśli się ponad wszystkie rasy i podziały. Szarzy są ideą. Symbolem. Ucieleśnieniem odwagi, determinacji i radzenia sobie w sytuacjach bez wyjścia. To właśnie ich posyła się tam gdzie wszystko inne zawiodło. To właśnie ich obawiają się stworzenia o nieprawych sercach. To właśnie oni są koszmarem upadłych i wszystkich istot zaprzedanym złu. Są mieczem Króla i posłańcami jego woli. Kiedy trzeba są stróżami prawa, sędziami i katami. Ich słowo jest wolą Korony i dane im stać ponad każdym znanym prawem. Szarzy od zawsze nosili wielkie brzemię - jako strażnicy pokoju we wszystkich wymiarach są pierwszą jak i ostatnią linią obrony. Na ich barkach spoczywa bezpieczeństwo Neverendaaru, wszystkich światów i zamieszkujących je istot. Jeśli oni nie nie podołają to znaczy, że nikt inny nie zdoła. Do tej pory zawsze wywiązywali się z powierzonych obowiązków. Często płacąc przy tym najwyższą cenę. Musieli odnosić sukcesy na każdym polu bez względu na koszty i ofiary. Głównie dlatego, że alternatywa była często zbyt przerażająca by ją w ogóle rozważać. Dlatego porażka nigdy nie wchodziła w grę. Strażnik zdawał sobie z tego sprawę doskonale - był jednym z pierwszych szaro-skrzydlatych. Żył już bardzo długo i widział bardzo wiele. Za wiele. Wiedział jaki świat potrafił być okrutny i niewdzięczny, ale nigdy się nie miał wątpliwości co do swoich decyzji. Przez wieki stoczył wiele walk. Przelqł krew setek wrogów i pochował dziesiątki swoich Szarych braci i sióstr. Wszystko w imię sprawiedliwości. Wszystko w imię większego dobra. Wszystko w imię nadziei na lepszy świat. Wszystko w imię Króla i Neverendaaru. Szarzy zwyciężali bądź umierali próbując - do ostatniego tchu i ostatniej kropli krwi - wykonać powierzone im zadanie. Takie było ich przeznaczenie i byli z tego dumni.


Szarych wybiera się niezwykle rzadko ze względu na wysokie wymagania. Ogólnie można założyć, że w ich szeregi wstępuje jedna osoba na każde pokolenie jeśli mają szczęście. Zazwyczaj na odpowiedniego kandydata trzeba czekać trochę dłużej. W ostatnim wieku jednak wstąpiły dwie nowe Szare. Jedna z nich zrobiła to dość niedawno z tego co pamiętał. Nazywała się Valeria Brightfeather i Strażnik miał okazję spotkać ją parę razy. Pierwszy raz podczas ceremonii inauguracyjnej i składania ślubów lojalności królowi. Przez rok była obserwowana przez nieżyjącego już Szarego o imieniu Siegfried. To właśnie on uznał, że dziewczyna była godna. Sam Strażnik miał początkowo wątpliwości, bowiem od bardzo dawna nie przyjmowali nikogo z kasty powietrza a do tego z arystokratycznej rodziny - takie połączenie nie wróżyło niczego dobrego. Postanowił jednak zaufać osądowi przyjaciela. Okazało się, że bawy znikły kiedy sam zaczął ją obserwować i bliżej poznawać. Zasłużyła na tę promocję a mu pozostało mieć tylko nadzieję, że podoła nowym obowiązkom i szybko zapomni o starym stylu życia. Ostatni raz widział się z nią przed wyruszeniem na misję z której właśnie wrócił. Jeśli nie myliła go pamięć jej skrzydła jeszcze nie zaczęły zmieniać barwy, ale prędzej czy później każdy “kończy w popiołach” jak to mawiali jego bracia. Nie wiedział jednak niczego o reszcie drużyny wyznaczonej do wykonania zadania poza tym, że przeznaczenie splotło losy ich wszystkich. Strażnik nie dbał jednak o przeznaczenie. Był kowalem swego losu i jeśli będzie trzeba gołymi rękami rozerwie tę mistyczną więź. Choć zawsze warto mieć nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. Obawiał się jeszcze jednej rzeczy - że zastanie tam jakiegoś młokosa który będzie cały czas marudził “nie prosiłem się o to”, “nie jestem bohaterem”, “nie nadaję się!”. Znał tego typu smarkaczy aż za dobrze. Nie cierpiał takich ciot, które nie mają odwagi stanąć naprzeciw tego co ich czeka. W najlepszym przypadku będzie musiał sprowadzić dzieciaka do parteru. W najgorszym - jeśli ten uprze się i ucieknie - wykonać wyrok za dezercje i zdradę Króla. Wszyscy przysięgali, że wezmą udział w zadaniu. W Neverendaarze nikt takich obietnic nie traktuje lekką ręką. Szczególnie jeśli te obietnice składane są przed Królem. Wylądował przed rezydencją Valerii z Szarych. Runa znajdująca się w jednej ukrytych kieszeni zawibrowała lekko kiedy przechodził przez potężne pole obronne roztaczające się wokół domostwa. Nie zapukał tylko otworzył szybkim ruchem ręki drzwi i wszedł do środka zupełnie nie zważając na to, że mogło to zostać potraktowane przez domowników jako niegrzeczne lub co gorsza jako naruszenie prywatności. Ruszył za dźwiękami rozmów dobiegającym z jednego z licznych pokoi. Tak jak się spodziewał odnalazł tam Pannę Brightfeather i jej wesołą kampanię - widocznie prowadzili właśnie bardzo żywiołową dyskusję na jakiś temat. Od razu rzuciło mu się w oczy, że nie wszyscy w pomieszczeniu byli nieskończonymi - to oznaczało utrudnienia. Zawsze gdy zamieszane są inne rasy były jakieś utrudnienia. Trupa maga leżącego na podłodze zignorował jakby był jakimś elementem dekoracji.
-Valeri. Musimy pogadać. - rzucił szorstko po czym mniej więcej streścił swój jej cel wizyty.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen

Ostatnio edytowane przez Famir : 26-03-2010 o 14:14.
Famir jest offline  
Stary 27-03-2010, 11:15   #124
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Arnthaniel rozejrzał się dookoła.
- Niezły rozpierdol- powiedział cicho, poprawił nieco szatę i odpiął spinkę, która przytrzymywała jego pas z mieczem po czym rzucił je na stół. Spojrzał na sufit. Żyrandol wciąż chwiał się lekko po scenie, która rozegrała się przed chwilą.
- Może faktycznie powinniśmy zmienić kwaterę. Robi się tu niebezpiecznie- Arnthaniel rzucił te słowa w stronę Valerii. Skierował wzrok na Nieskończoną, podszedł do stołu i zabrał z niego swój pas i miecz.
- Na tyle niebezpiecznie, że mieliśmy już dwa trupy. Ktoś wie, że ciągle tu przebywamy. Może czujesz się tu bezpiecznie, Valerio, ale ja myślę, że ktoś przylepił na drzwiach ogromna kartkę z napisem "Jesteśmy tutaj. Możecie nas zaatakować w każdej chwili, bo właściwie to nie mamy nic lepszego do roboty niż powalczyć z wami trochę". Arnthaniel przestąpił z nogi na nogę.-Przepraszam za sarkazm, ale uważam, że powinniśmy ruszyć dupy.- uśmiechnął się krzywo.
- Jeśli mamy zrealizować nasz wcześniejszy plan, to Gelidus, przygotuj się na krótkie wakacje na lodowej plaży, a my postaramy się wszystkim zająć.- skończył swój wywód i podszedł wolnym krokiem do ciała Satanera. Zakreślił palcem wskazującym okrąg i zacisnął pięść, by potem podnieść rękę znów ku górze. Tradycyjny sposób oddania czci poległym w walce, który stosowali Ogniści Nieskończeni. Ogniści Strażnicy, rzecz jasna.
- No to jak, zabieramy się do dzieła?- wypowiedział te słowa z lekkim uśmiechem patrząc wciąż na Gelidusa.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 27-03-2010, 12:07   #125
 
BoYos's Avatar
 
Reputacja: 1 BoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputacjęBoYos ma wspaniałą reputację
Latarnia Neptuna - ta olbrzymia budowla zapierała dech w piersiach. Wielka wieża stanowiła centrum dla okrągłego dziedzińca, gdzie swoim urokiem zdumiewały piękne ogrody i fontanny. Gdzieniegdzie stały bogato zdobione ławki, a plac był przecinany wieloma wąskimi rzeczkami nad którymi stawiano małe mosty. Do wielkich, zdobionych wrót prowadziła szeroka droga z błękitnego marmuru - cały plac był nim wyłożony. Wrota były otworzone gdyż co chwilę ktoś wchodził lub wychodził z środka Wieży.
Wewnątrz było jeszcze piękniej. Ściany budowli wykonane były z białego kamienia, a posadzka z błękitnego. Po wejściu wkraczano od razu do wielkiej, okrągłej komnaty, na środku której był wielki wodospad. Wokół niego owijały się spiralą schody. Po sali przechadzali się, lub stali i rozmawiali ze sobą magowie, uczeni, historycy i kapłani. Bardzo wielu było tam Nieskończonych w błękitnych szatach - najprawdopodobniej mieszkańców i opiekunów wieży.

Tezze rozglądał się z zachwytem po wspaniałym wnętrzu i szukał osoby, która odpowiadała opisowi Arcymaga. Dolreon Aman był, jak mówił Safir, Nieskończonym o szerokich skrzydłach koloru ciemnego błękitu. Miał długie, sięgające pasa srebrne z pojedynczym, szafirowym pasemkiem włosy i zarost na twarzy. Mężczyzny jednak nie było na pierwszych kilku piętrach, jednak im wyżej wchodził Tezze, tym bardziej zdumiewała go budowla. Jak się okazało Latarnia Neptuna to nie tylko świątynia ale i olbrzymia biblioteka, w której zgromadzono wszelką wiedzę odkrytą przez Nieskończonych. Gdzieś na jednym z pięter, przy biurku na którym stało wiele opasłych ksiąg na krześle z wysokim oparciem siedział ów Nieskończony, jakby od niechcenia wertując karty wielkiej księgi i pisząc na marginesach jakieś uwagi co do czytanej lektury.

Tezze podszedl do Nieskończonego i przyjrzał mu się. Następnie odezwał się:
- Przychodzę z Gildi Magów. Podobno masz coś , co mam dostarczyć arcymagowi Safirowi.
Nieskończony spojrzał znad ksiąg na młodego człowieka i poprawił na swym nosie okulary. Pasował idealnie do opisu Arcymaga...
- Ach tak, Safir. - powiedział zimnym, wyrafinowanym tonem. Mam to, czego szuka, ale będzie to sporo kosztowało twojego mistrza. Dwa i pół tysiąca sztuk złota, taka jest moja cena. - uśmiechnął się chytrze, obserwując reakcję człowieka.
- Hm. A czemu ma to taką cenę? Co takiego potrafi ta rzecz? - zapytał ciekawie patrząc na maga.
Skrzydlaty zaśmiał się z przekąsem.
- Freezon ma wiele zastosowań. Nie wiem do czego potrzebny jest twojemu mistrzowi, ale wydobycie kryształu jest bardzo kosztowne. No i zdobycie skrzyni także mnie kosztowało...
Na twarzy pojawił się uśmiech.
- Dwa i pół tysiąca to za dużo. Nie sądzę by budżet gildi sięgał aż na tyle by móc sobie pozwolić na taką inwestycję. Znając Safira , myślę , że półtora tysiąca to maks jaki może zaoferować.
- Półtorej tysiąca? Za mało. - odrzekł prawie z oburzeniem. Szanowanego arcymaga z Mithios na pewno stać na więcej.
- Mógłbym zobaczyć waszą walutę? - zapytał wsadzając ręce do kieszeni.
Mag uważnie przyjrzał się twarzy chłopaka.
- Nie jesteś stąd... i nie przebywasz tu długo... - stwierdził, patrząc w oczy chłopca.
Nieskończony sięgnął do głębokiej kieszeni szaty i wyjął z niej trzy złote monety. Na jednej stronie wybito na nich dwie pary skrzydeł z koroną po środku, a drugą zdobiła wysoka wieża z której szczytu wychodziły promienie.
- Z czego robione są te monety? - zapytał spoglądając na nie dokładnie.
- Z Wiecznego Złota. To jeden z najcenniejszych surowców naszego świata. - powiedział głośno wzdychając. Co to ma do rzeczy? Przyszedłeś się tu targować czy pytać o monety?
- Czy jest możliwość aby anioł wykrył wzrokiem czy moneta jest z czystego "wiecznego złota"? - zapytał oddając mu tą monetę.
Dolreon zaśmiał się po czym schował monety.
- Każda moneta jest naznaczona magią królewskiej mennicy. Niemożliwe jest ich podrobienie, a każda próba zakończyła się klęską, gdyż magii nie da się podrobić. - Mag oparł się o krzesło, splatając palce rąk.
- Mogę stworzyć miliard takich monet , które różnić się jedynie będą dogłębnym składnikiem. Rozdzielić mogę całe wieczne złoto na kilkaset mniejszych odłamów , połączonych z glebą lub innym składnikiem. Jednak nie chce teraz robić szopek. Zostałem przysłany po Freezon. Ostatnią moją ofertą będzie 1800 sztuk złota. - Stwierdził poważnie patrząc na anioła.
Skrzydlaty przymrużył oczy.
- Wieczne Złoto jest bardzo odporne na działanie magii, więc prędzej przemieniłbyś wodę w wino niż stworzył monety. - powiedział stanowczo. 2000 sztuk złota i dobijemy interesu.
- To nie jest "magia". Rozkład i ponowne złożenie. Wasza magia nie jest w stanie tego zabezpieczyć. - Odparł. - Mogę dać 1900 , chociaż te 100 będzie z mojej własnej kieszeni. Teraz umowa stoi? - spytał.
- Twierdzisz że potrafiłbyś... manipulować materią?
Mag roześmiał się, zginając się w pół ze śmiechu. Z trudem się powstrzymał i uspokoił.
- Jesteś zabawny, człowieczku. Za dobre poczucie humoru mogę się zgodzić na twoją ofertę. Jak tylko przyniesiesz mi złoto, dam ci skrzynię. - przetarł załzawione oczy. Możesz już iść. - machnął dłonią, dając znać człowiekowi iż targowanie się dobiegło końca.
Podczas śmiania się , Tezze zrobił tylko wielkie oczy. Uśmiechnął się chytrze i pożegnał z magiem. Ruszył w drogę powrotną.


Po przyniesieniu pieniędzy z powrotem i odzyskaniu artefakt, zaprezentował go Arcymagowi. Ten ucieszył się niesamowicie.
 
BoYos jest offline  
Stary 27-03-2010, 16:57   #126
 
Sorix's Avatar
 
Reputacja: 1 Sorix nie jest za bardzo znany
Moran usiadł na krześle. -Kolejny towarzysz poległ - powiedział sobie w myślach. -Ilu jeszcze będziemy musieli tak głupio stracić ? Misja nie zaczeła się jeszcze na dobre, a nas jest już dwóch mniej.
Nieskończony popatrzył w koło po twarzach towarzyszy. Sądząc po ich minach, każdy myślał tak samo.
- Arnthaniel ma racje - rzekł łucznik patrząc na Valerię z ziemistą miną. - Dosyć już straciliśmy towarzyszy przez głupie akcje Zakonu. Trzeba zmienić kwaterę na taką, która byłaby znana tylko nam...

Moran wstał. Podszedł do okna. Wiatr muskał liście tak niewinnie, jakby przed chwilą wcale nie stała się tak okrutna rzecz. Słońce padało swymi lekkimi promieniami na oczko, znajdujące się obok ławki. Wszystko wyglądało jak w sielance.
Po chwili patrzenia w niebo Moran dostrzegł błysk. -Ktoś się teleportował- pomyślał.. - Tylko kto ?
Zza drzew zaczeła wyłaniać się muskularna postać. Zdecydowanie był to Nieskończony. W jego dumnej postawie i charakterystycznych skrzydłach można było dostrzec kogoś ważnego. Owa postać zbliżała się do drzwi. Moran był pewien, że nie zmierza on tutaj w złych zamiarach.
-Ktoś się zbliża - rzekł łucznik do towarzyszy. - Nie wiem, kim jest ów Nieskończony.

Po chwili wszyscy zgromadzeni usłyszeli otwierające się drzwi. Każdy wstał z obawą kolejnego napadu. Po kilku chwilach do drzwi weszła skrzydlata postać. Najwidoczniej czuła się jak u siebie. Nie pukając, nie witając się i o niczym nie oznajmiając weszła na środek pokoju.
-Valeri. Musimy pogadać. - rzucił szorstko nieznajomy, po czym wyszedł z pokoju.
 
Sorix jest offline  
Stary 27-03-2010, 21:04   #127
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna Valerii:

Niespodziewane nadejście Szarego skutecznie ucięło dyskusję. W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza. Gdy tylko Strażnik odszedł, Valeria spojrzała do tyłu na twarze kompanów ze zdziwieniem, i po chwili ruszyła za nieznajomym. Stanęli na środku sali wejściowej, pomiędzy schodami a wejściem do domu.

- Słucham cię, Bracie Strażniku. - powiedziała zginając głowę.
Szary spojrzał na jej skrzydła zauważając, że te nie zmieniły jeszcze barwy i wciąż były odcienia czystej bieli. Miał nadzieję, że będą przynajmniej choć trochę ciemniejsze, ale nie przybył tu by rozmyślać o upierzeniach innych.
-Powiem krótko. Król przydzielił mnie do… - spojrzał niepewnym wzrokiem w kierunku drzwi jakby zastanawiał się jak by tu nazwać tą zbieraninę znajdującą się za nimi. -… Twojej drużyny. Biorąc pod uwagę o co toczy się stawka nie zdziwię się jeśli dołączą do nas niedługo inni Szarzy. Jak do tej pory posunęło się śledztwo? - mówił szybko i jakby półszeptem.
W połączeniu z lekko zachrypiałym głosem... tworzyło to efekt końcowy, który mógł zjeżyć włos na głowie niejednego mieszczanina.
- Odkryliśmy, iż za zniknięciem Księżniczki może stać Zakon Czterech Słońc z Mithios. - powiedziała ponuro. Wiemy, iż posiada wystarczające środki i wpływy do przeprowadzenia takiej akcji, ponad to Zakon nasłał na nas swoich zabójców. Zginęło naszych dwóch towarzyszów. - ostatnie słowa powiedziała głosem pełnym smutku, a jej spojrzenie utkwione było w ścianę za plecami Strażnika.
Rozumiem. - powiedział, ale widocznie nie miał na myśli poległych bo po chwili dodał -W takim razie musimy się przedostać do ich siedziby i ją przebadać. Nie możemy zrobić jednak tego oficjalnie. Za duże ryzyko. Macie już jakiś plan?
Błękitne oczy skrzydlatej przeniosły swe spojrzenie na twarz Szarego.
- Jeden z naszych towarzyszy utrzymywał niegdyś kontakty z Zakonem. Dzięki jego pomocy wprowadzimy do wnętrza ich wieży naszego maga. Na miejscu mag połączy się z nami i stworzymy portal do wnętrza. - powiedziała z determinacją. Całą akcję trzeba będzie przeprowadzić szybko i zwinnie.
-Ten plan ma luki, ale nie mamy czasu by wymyślić coś lepszego. - skierował wzrok w stronę drzwi -Co o nich sądzisz? Można na nich polegać? Są warci naszego zaufania? -przymrużył lekko oczy jakby ta cała zbieranina mu się co najmniej nie podobała.
Widząc zmiany na twarzy Szarego, Valeria wyprostowała się i dumnie uniosła głowę.
- Śmiesz wątpić w osąd samego króla? - jej głos przybrał niesamowity chłód, a w oczach zabłysły iskierki.
-Nie mi oceniać decyzje Króla. Ja tylko mam dopilnować by robota była zrobiona a do tego potrzebujemy ludzi na których możemy całkowicie polegać bez względu na okoliczności. Tak więc pozwól, że spytam jeszcze jeden raz. Możemy im zaufać czy nie?
- Sam Błękitny Król mówił iż w rękach tych istnień spoczywa los Wiecznego Królestwa. Każdy z nich poprzysiągł pomóc królowi, a z tego co zauważyłam, wszyscy działają z wielką determinacją.
-Mam nadzieję, że do tego ostatniego się nie mylisz. Inaczej równie dobrze możemy teraz dobrowolnie pójść do Zakonu i poprosić by ich zabójcy poderżnęli nam gardła. Finał i tak będzie wtedy taki sam. - westchnął lekko --Kiedy planujecie rozpocząć infiltrację Zakonu?
Kobieta spojrzała na zachodzące słońce, którego ostatnie promienie wpadały do jej posiadłości przez okna.
- Dzisiaj w nocy. - odparła krótko.
-W takim razie nie marnujmy więcej czasu tylko weźmy się do roboty. Świat się sam nie uratuje. - otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia gdzie znajdowała się reszta jego nowych towarzyszy broni.

***

Gdy zaszło Słońce, Lilianne rzuciła czar zamrażający na Gelidusa. Wraz z jego pomocą, zaklęcie zatrzymało jego czynności życiowe, aczkolwiek mag pozostawał przy życiu. Valeria z pomocą Szarego stworzyła dosyć długi, magiczny łańcuch którym obwiązała ciało maga. Agromannar, który wcześniej udał się do swojego pokoju, zszedł na dół.
- Być może będzie wam to potrzebne, aby dostać się do środka. - Valeria dała Agromannarowi wisior, który należał do niedoszłego zabójcy Gelidusa.
Półwampir przyjął świecidełko, i chwycił za łańcuch owinięty wokół ciała Gelidusa. Magia łańcucha momentalnie uniosła zamrożone ciało maga w powietrze. Agromannar użył runy podarowanej mu przez Valerię i przeniósł się do centrum miasta.
Odszukanie wielkiej wieży należącej do Zakonu nie było trudne. Agromannar znał jej położenie dzięki znajomemu zabójcy. Przy wejściu stało jednak dwóch strażników, którzy na widok pokazanego im medalionu zasalutowali i przepuścili wampira do wnętrza...

Przygotowania do stworzenia portalu zajmowały dużo czasu, toteż Lilianne zajęła się tym po odejściu Agromannara i Gelidusa. Valeria zdezaktywowała magiczną osłonę wokół domu, co miało umożliwić stworzenie przejścia na terenie jej posiadłości. Wszyscy przeszli przed posiadłość, gdzie na przeciwko magicznego kręgu stworzonego z błękitnych płomieni klęczała kapłanka. Ręce miała złożone do modlitwy, a swym cichym głosem recytowała słowa zaklęcia. Valeria z Szarym stanęli po przeciwnych stronach wokół kręgu, razem z kapłanką tworząc figurę trójkąta.

Duża sala, do której po wejściu wkroczył Agromannar była zupełnie pusta, jeśli nie liczyć stojących w rogach pomieszczenia strażników. Podłoga wykonana była z zimnego kamienia o barwie piasku. Światło dawały zwisające z sufitu magiczne kule. Kiedy Agromannar ruszył w głąb sali ciągnąc za sobą zawieszonego w powietrzu maga i po chwili dotarł do końca sali. Za biurkiem pełnym zwojów i papirusów siedział starszy, brodaty mężczyzna z okularami. Był zapewne łysawy skryba. Za nim w ścianie znajdowało się wielkie, sięgające sufitu okno z witrażem, przedstawiające zamek na spiczastej górze, z górującymi nad nim czterema słońcami.
- W czym mogę pomóc? - powiedział spokojnie, słysząc chrząknięcie półwampira.
Gdy uniósł wzrok znad swych zwojów i zobaczył obie postacie oraz amulet Zakonu, ruchem ręki przywołał do siebie strażnika. Zakuty w płytową zbroję człowiek podszedł do skryby.
- Zaprowadź pana do Mistrza Almaga. - rozkazał mu, patrząc się w oczy półwampira.
Strażnik skinął głową i ruszył do drzwi. Agromannar podążył za nim. Za drzwiami znajdował się korytarz, prowadzący do schodów. W ścianach po obu stronach znajdowały się solidne, drewniane drzwi. Po kilku krokach półwampir puścił łańcuch. Ciało Gelidusa swobodnie opadło na dół, a kiedy strażnik usłyszawszy szczęk metalu obrócił się do tyłu, przywitało go silne uderzenie w twarz. Nim upadł na ziemię, Agromannar złapał jego ciało i delikatnie położył je na ziemi. Obrócił się, aby spojrzeć na drzwi za nim, lecz nic się nie działo. Czym prędzej podbiegł do najbliższych drzwi. Były zamknięte. Sprawdził kilka następnych, lecz także nie chciały się otworzyć. Ze złością szarpnął za klamkę ostatnich drzwi w korytarzu. Otworzyły się. Za nimi znajdowała się niewielkie pomieszczenie. Stały tam zakurzone teleskopy, miotły, stosy ksiąg i inne dziwne przyrządy naukowe. Wampir podbiegł do Gelidusa i wylał na jego ciało zawartość wyjętej z kieszeni fiolki. W kontakcie z ciałem płyn jarzył się niebieskim światłem. Po krótkiej chwili lód pokrywający ciało maga stopniał się. Gelidus zamrugał kilka razy oczyma, wzdrygnął się i kichnął.
- Moja głowa... - powiedział krzywiąc się.
Wstał z pomocą półwampira i podążając za towarzyszem, który niósł ciało strażnika wszedł do składziku. Mag rozejrzał się po wnętrzu, a kiedy Agromannar skończył obwiązywać ciało strażnika, zabrał się do tworzenia przejścia. Po wyrecytowaniu słów zaklęcia, przytknął ręce do ściany. Dłonie maga rozbłysły niebieskim światłem i wypłynęły spod nich runiczne symbole, powoli kształtując się w złożone kręgi. Po pewnym czasie na czele maga pojawiły się krople potu. Wieżę Zakonu chroniły silne zabezpieczenia, a ich obejście bez wykrycia kosztowało wiele wysiłku. W końcu jednak udało mu się... Oczyma wyobraźni znalazł się za murami wieży i udał się w kierunku posiadłości Valerii, gdzie przed magicznym kręgiem klęczała Lilianne.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aKldyyGdwt0[/MEDIA]

Lilianne wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. Wytrysnęło z nich silne, niebieskie światło. Kapłanka wstała z kolan, a jej ciało otoczyła błękitna poświata.
- Połączmy nasze aury. - powiedziała do wspomagających ją Nieskończonych.
Valeria zacisnęła oczy. Jej ciało również otoczyła poświata, ale barwy śnieżnej bieli. Natomiast Strażnika spowijało srebrno-szare światło. Wszyscy troje dostroili swoje aury. Błękitne płomienie z których stworzonych był krąg buchnęły i urosły do sporych rozmiarów. W powietrzu, nad środkiem kręgu pojawiła się mała iskierka, która nagle eksplodowała. Siła niewielkiej eksplozji odepchnęła do tyłu trójkę Nieskończonych, jednak żaden z nich nie upadł. Światło w oczach Lilianne zniknęło.
- Udało się... - powiedziała wpatrując się w falujący niczym tafla jeziora portal.
- Dobra robota. - z ulgą rzekła Valeria.
Wszyscy spojrzeli po sobie. A więc nadszedł ten niebezpieczny moment. Żadne z nich nie wiedziało, co może ich czekać po drugiej stronie...

Z portalu wyłoniła się Valeria, a za nią Lilianne, Strażnik, Arnthaniel i Moran. Gelidus i Agromannar, którzy stali przy wejściu do sali odetchnęli z ulgą na widok towarzyszów. Gdy Valeria spojrzała na Agromannara, uśmiechnęła się.
- Na tym piętrze nie znaleźliśmy niczego co mogłoby pomóc nam w śledztwie. Jesteśmy niedaleko schodów wiodących na wyższe piętro. Powinniśmy się tam udać. - powiedział Gelidus.
Valeria skinęła głową. Portal za ich plecami zamknął się, ale na ścianie pozostały magiczne symbole.
- W razie potrzeby będzie można otworzyć przejście. - wyjaśnił mag.
Valeria, która trzymała w dłoniach miecz o ostrzy owiniętym białym materiałem podeszła do półwampira.
- Żywe Srebro. - powiedziała odsłaniając ostrze miecza. Należało do mojej rodziny od wielu pokoleń. To artefakt mojego pra pra pradziadka. Ostrze miecza jest magicznie zaklęte, legenda głosi iż każdy z nieczystymi intencjami nie jest w stanie obronić się przed jego ostrzem. Moja matka mówiła też, iż w razie potrzeby Żywe Srebro chroni swojego pana przed magią, pochłaniając ją i zwracając przeciwko wrogu. Weź go. Przyda ci się. - powiedziała cicho.
- Ale...
- Zauważyłam, że twój miecz zniknął. Nie masz czym walczyć...

Uważając na swe kroki, wszyscy ruszyli za Agromannarem w stronę schodów. Wspięcie się po nich było jednak mozolne i wydawało się że wspinaczka nie ma końca. W końcu jednak schody zaprowadziły towarzyszów do krótkiego korytarza, który zakończony był dwuskrzydłowymi drzwiami. Valeria podeszła do nich, spojrzała na kompanów i pchnęła je...

Ukazała się wam okrągła sala. Na przeciwko was były kolejne wrota, po lewej i prawej stronie także umieszczono drzwi. Światło w tej sali dawały wiszące wysoko w powietrzu magiczne kule, które kołysały się w dół i górę. Sufit tego pomieszczenia znajdował się bardzo wysoko nad waszymi głowami. Jednak sala nie była pusta. Gdy tylko weszliście, w waszą stronę obróciło się sporo twarzy. Twarzy magów. Wszyscy wyglądali podobnie, ubrani w ciemnoniebieskie szaty.


Jeden z magów wypowiedział słowo w jakimś nieznanym wam języku, a z jego dłoni wystrzeliła kula błękitnych płomieni.
- Amoleti! - rozległ się krzyk stojącej na waszym czele Valerii.
Zaklęcie maga uderzyło z ogromną siłą w barierę wyczarowaną przez Strażniczkę. Błękitne płomienie lizały utworzoną z wirującego wiatru kopułę. Gdy zniknęły rozpoczęła się walka...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline  
Stary 29-03-2010, 19:04   #128
 
Cerber's Avatar
 
Reputacja: 1 Cerber nie jest za bardzo znany
Wąskie schody nie były przystosowane do gabarytów Nieskończonych. Gelidusa giglały po twarzy końcówki skrzydeł Strażnika idącego przed nim. Z kolei jego skrzydła przeszkadzały Lilianne, która szła za nim. Ta sytuacja go lekko rozbawiła. Mag co chwila odsuwał ręką szare pióra. Wielu Szarych nie przepadało za Gelidusem. Kiedyś dostał propozycję wstąpienia w ich szeregi. Kulturalnie odmówił a wielu Szarych uznało to za zniewagę i dyshonor. Dlatego pozytywny dla niego był fakt, że obecny tutaj Strażnik nic do niego nie miał albo przynajmniej nie uzewnętrzniał tego. Między innymi to go denerwowało w rozumowaniu większości Nieskończonych. Konserwatyzm i buńczuczna duma. Poczucie wyższości nad innymi. Nie wspominając już o „rodowości”, gdzie pochodzenie i więzy krwi decydowały o statusie społecznym. Gdzie młody chłopak o niesamowitym potencjale intelektualnym musi być wojownikiem, bo pochodzi z rodziny wojowników. Mimo, że to pewny wyrok. „Bracie...” - Gelidusowi przypomniała się dawno zapomniana historia. On sam już dawno temu, po wystąpieniu z armii porzucił drogę wojownika na rzecz ścieżki naukowca. Nie dlatego, że się nie nadawał. Wręcz przeciwnie. Dlatego, żeby udowodnić rodzinie i sobie, że można. Od tamtego czasu był przysłowiową czarną owcą. I było mu z tym dobrze.

Z osobistych dywagacji wyrwało go skrzypnięcie drzwi otwieranych przez Valerię. Napotkali grupkę wrogich magów. Valeria wykazała się nie lada refleksem ale już po chwili trzeba było złapać za miecz. Gelidus momentalnie odbił się machnięciem skrzydeł od ziemi i odbił w prawo. Leciał z dużą szybkością bokiem, tuż przy ścianie. Gładka powierzchnia ściany okrągłego pomieszczenia sunęła pod nim a z tyłu uderzały w nią magiczne pociski. Uwaga części przeciwników została na moment odciągnięta. Po jednym okrążeniu wyciągnął w ułamku chwili miecz zza pleców i lądując z poślizgiem zamachnął się na kastujących zaklęcia przeciwników. Małe bariery magów nie miały szans z siłą rozpędu i długim, zaklętym mieczem. Dwie głowy naraz poleciały wysoko ponad salę.
Gelidus nie chciał marnować zbytniej ilości energii, bo to był dopiero początek ich misji. Poza tym wciąż pamiętał spotkanie z zabójczym elfem. Popatrzył na walczących towarzyszy. Podłoga spływała krwią.
Trzy pary drzwi nie napawały optymizmem. „Oby krwiowysysacz znał właściwą drogę” - powiedział do siebie. W swoim srebrzystym mieczu zauważył jak od tyłu biegnie na niego oszalały mag z najpewniej zatrutym sztyletem. Oparł ostrze na ramieniu i odwrócił się szybko. Uniesiona ręka maga ze sztyletem spadła na podłogę. Zanim przeciwnik się zorientował co się stało, czubek miecza był już w jego plugawym sercu. Osunął się bez życia na zimną posadzkę. Gelidus nie był typem sadysty. Na polu walki starał się zadawać śmierć szybko i skutecznie. Nie czerpał z tego satysfakcji.
Spojrzał na salę, w której rozlegały się ostatnie jęki konających. Teraz musieli zdobyć jakieś dowody i cenne informacje bo ilość zwłok już nie wskazywała na delikatną infiltrację.
 
Cerber jest offline  
Stary 29-03-2010, 20:00   #129
 
michau's Avatar
 
Reputacja: 1 michau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłośćmichau ma wspaniałą przyszłość
Przejście przez portal, wbrew złym przypuszczeniom Arntha, przebiegło gładko. Wszystko zawsze widzę w ciemnych barwach. Nawet noc. Chociaż noc może być mniej lub bardziej mroczna. Tak samo jak zupa bardziej lub mniej słona. Byleby nie przesolona. Mrok nie może być jednak przesolony. Arnthaniel potknął się o kolejny stopień. Już chciał zasugerować, że wcale a wcale nie widzi mu się chodzenie po tych schodach, ale zaklął tylko w myślach. Kurwa, jesteśmy w tej pieprzonej wieży Zakonu, a nie wątpię w to, że akurat Zakon ma pieniędzy jak lodu- bez aluzji do zamrożonego przed momentem Gelidusa-a poskąpił pieniędzy na wykonanie porządnych schodów. Może ci magowie unoszą się nad nimi? . Arnthaniel nawet nie próbował rozłożyć skrzydeł- było tu zdecydowanie za mało miejsca. Poza tym jego lekka zbroja wciąż ocierała o mur. Zdążył ją założyć przed wskoczeniem w portal i przeniesieniem się tutaj. Zbroja plus niewielki ekwipunek. Rewolwer zwisał u jego pasa, po lewej stronie- po prawej miał przypięty miecz. To ma być tylko mały wypad na teren domniemanego wroga.
Świeżo wyczyszczona, a już porysowana. Cholerni architekci zakonu. Arnthaniel nie mógł przeboleć kolejnej szramy na srebrnej płycie metalu, która osłaniała jego ramię. Wygrawerowano na niej znak Skrzydlatych Strażników- z niewielkim płomieniem w kształcie błyskawicy. Nieskończony po prostu założył zbroję "służbową".

Cała drużyna zbliżała się powoli do końca schodów. Gdy Valeria otworzyła drzwi, oczom wszystkich ukazały się niebieskie postacie magów. Kobieca intuicja, co ?. Arnthaniel nawet nie zauważył, jak strumień magii został rzucony w ich kierunku.
-Amoleti!-krzyknęła Valeria.
Siła odbiła się od bariery, a Skrzydlaty zamrugał odruchowo oczami. Dobył w tej samej chwili miecza, rozprostował skrzydła i czekał, aż zasłona opadnie, by mógł przypuścić atak. Magowie nie wyglądali zachęcająco, a ich twarze mówiły jednoznacznie, że jesteśmy tu niemile widziani.Arnth już miał wybić się do skoku, gdy zauważył lecącego po prawej stronie Gelidusa. Skrzydlaty śmignął szybko, tak, że podmuch popchnął Arnthaniela nieco do przodu. Widać mrożonki są w formie.-pomyślał Arnth i opuścił nieco miecz. Gelidus sprzątnął trzech magów zanim ktokolwiek się zorientował. Niezły jest.- przyznał Skrzydlaty Strażnik. Jak jeszcze biegałem za Treksem, to też tak kiedyś wpadłem w niewłaściwe pomieszczenie. Z tą tylko różnicą, że zamiast magów były w niej dwa smoki. Ale to zupełnie inny wymiar, no i nie miałem jeszcze tyle doświadczenia, co teraz. Poza tym smoki były małe...- Arnthaniel stał i rozmyślał patrząc jak kolejni magowie padają na posadzkę. - Ja nie będę sprzątał- powiedział na głos Skrzydlaty. -Niezła robota, Geli- dodał i przyjrzał się zwłokom maga, który leżał najbliżej. Przeszukał jego szaty. Nic nadzwyczajnego. Księgi, które leżały porozrzucane na skutek walki też nie wskazywały, że magowie mogliby tu mieć cokolwiek wartego ich uwagi. - Prawdopodobnie ćwiczyli właśnie koncentrację, albo testowali zaklęcia, stąd ta nagła gotowość do walki. Gdyby tu tylko siedzieli i czytali księgi, z pewnością nie byli by w stanie tak szybko zareagować na nasze wtargnięcie.- wywnioskował Skrzydlaty. - Dobra, chodźcie. Narobiliśmy bałaganu. Tutaj na pewno zaraz się ktoś pojawi, a, tak jak mówiłem, ja tego sprzątał nie będę.
 
__________________
Fortune is fickle.
"Do not follow the Dark Side"
michau jest offline  
Stary 31-03-2010, 20:30   #130
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
W momencie w którym rozgorzała walka rzeczywistość wokół Strażnika zaczęła nienaturalnie falować. Zdawała się wykrzywiać i zniekształcać wokół jego osoby tworząc złudzenie dziwnej nadnaturalnej aury powstałej w wyniku manipulacji struktury rzeczywistości wewnątrz pomieszczenia. Wojownik ruszył zupełnie jakby chciał zrobić krok do przodu i rozpłynął się w powietrzu. Zupełnie w tej samej chwili pojawił się w drugim końcu pomieszczenia tuż za plecami jednego z magów. Ten musiał wyczuć, że coś nie gra bo odwrócił się niepewnie w kierunku nieskończonego. Widok wyższego od siebie osobnika z wysoko uniesionym mieczem sprawił, że wydał z siebie krzyk będący połączeniem zaskoczenia z przerażeniem. Zaczął skupiać w dłoniach magię chcąc rzucić szybko jakiś czas. Nie zdążył. Ostrze runęło w dół przechodząc gładko przez szyję magusa i oddzielając jego głowę od korpusu. Sama głowa jednak nigdy nie wylądowała na ziemi. Strażnik zamachnął się nogą i kopnął ją zupełnie jakby była jakąś piłką do gry. “Pocisk” uderzył w głowę innego maga, który nieprzytomny osunął się na ziemię. Wyraz jego twarzy zanim dostał “z główki” sprawił, ze dzień Strażnika stał się odrobinę przyjemniejszy. Termin “główka” nabrał w tych okolicznościach zupełnie odmiennego znaczenia. Nie minęła chwila a wszyscy czarownicy byli martwi. Szary ruszył w stronę nieprzytomnego i jedynego ocalałego z tej masakry nieszczęśnika. Po drodze wywinął młynka mieczem. Ostrze broni musiało być wykonane z jakiegoś dziwnego metalu gdyż jego odcień był purpurowy i zamiast lśnić metalicznym poblaskiem wydawało się być zupełnie matowe. Strażnik kopnął maga w brzuch na tyle mocno, że ten został zmuszony opuścić błogi stan nieświadomości. To co zobaczył po przebudzeniu wywołało w nim przerażenie. Nie co dzień widzi się w końcu zwłoki dawnych towarzyszy rozsmarowane po podłodze.


Strażnik przyklęknął do niego i złapał go za gardło. Następnie podniósł go i uderzył nim o ścianę. Jego uchwyt nie zelżał jednak po tym. Palce mocno zacisnęły się na gardle ofiary utrudniając jej oddychanie. Fakt, że nie czuł pod stopami gruntu nie ułatwiał mu pewnie mającego się odbyć przesłuchania.
-Nie mam czasu więc przejdę do rzeczy. Czy wasz zakon porwał księżniczkę Neverendaaru?
- Ja nic nie wiem.
- odpowiedział z przerażeniem. Strażnik spojrzał mu jednak w oczy i zobaczył na ich dnie odbicie duszy przesłuchiwanego. Wiedział, że mówił prawdę. To jednak oznaczało, że o porwaniu księżniczki wiedzieli tylko nieliczni w zakonie. To komplikowało sprawę.
-W takim razie lepiej się dobrze zastanów KTO może wiedzieć. Kto ma dostęp do najważniejszych danych zakonu?
- Mistrz Al... Mistrz Almag.
- to imię nic mu nie mówiło jednak mieli teraz jakiś trop. Postanowił podążyć tym tropem.
-Opowiedz mi trochę więcej o tym mistrzu. Nie zapomnij wspomnieć o tym gdzie teraz przebywa. Gdzie są jego komnaty? - zacisnął palce mocniej sprawiając, ze mag zaczął się dusić. Po chwili zwolnił uścisk pozwalając mu odpowiedzieć. Widział w jego oczach, że chce przeżyć za wszelką cenę. Będzie mówił wszystko co wie.
- Mistrz Almag kieruje tą wieżą. Mieszka w komnatach na najwyższym piętrze. To potężny mag… - to go akurat nie dziwiło. Ktoś kto stoi na czele organizacji musi być potężny i mieć wpływy. Niemniej jeśli to Zakon stoi za całą sprawą to właśnie Mistrz będzie wiedział o księżniczce. Jednak na pewno tak ważna osoba będzie silnie strzeżona. Iście do niego w tej chwili byłoby misją samobójczą.
-Jakie zabezpieczenia posiada wasz zakon? Powiedz mi co może nas spotkać w drodze do Twojego mistrza. Ostrzegam, że jeśli spróbujesz kłamać albo zataisz coś przede mną sprawie Ci taki ból, że będziesz błagał o śmierć.
- Wieża jest silnie strzeżona... nie tylko przez magów... wyższe obszary strzegą magiczne konstrukty i spętane demony... Najlepiej strzeżona jest sala audiencyjna. To tam Mistrz Almag przyjmuje gości i pracuje. Jednak droga do tej sali jest pilnie strzeżona i chroniona magią. W samej sali znajdują się magiczne kryształy tłumiące magię wrogów…
- To nie wyglądało dobrze. Szczerze mówiąc to wyglądało tak źle jak najbardziej oddalone i zacofane wymiary. Nie cierpiał do tego kontruktów. Te sztuczne cholerstwo jest tak ciężko ujebać gdy jest w sztuce jednej. Tutaj mieli mieć cały oddział.
-Czy istnieje jakiś sposób na zniszczenie lub ominięcie tych zabezpieczeń?
-Tak... na tym samym piętrze znajduje się pomieszczenie kontrolne konstruktów. Można tam unieszkodliwić je i zlikwidować magię chroniącą wejście do sali audiencyjnej.
-To usuwało jeden problem. Wiedział, że z ust więźnia płynie tylko prawda. Potrafił wyczuwać takie rzeczy. Sam przesłuchiwany zdawał się już lekko uspokoić i otrząsnąć z tej sytuacji. Widocznie wierzył, że jeśli odpowie na każde pytanie to zostanie puszczony wolno. Dlatego też do tej pory owocnie współpracował. Nie zdawał się też niczego zatajać.
-A kryształy tłumiące magie? Można je w jakiś sposób unieszkodliwić?
- Nie... pochodzą one z Mithios. To naturalne pochłaniacze magii.
- Skąd do cholery Zakon położył łapska na tak groźną rzecz. I jak na bogów przemycili to do Minas’Drillu? Za samo to Zakon już miałby przesrane w Neverendarze na całej linii. Nawet jeśli nie znajdą tu księżniczki kamienie powinny wystarczyć jako pretekst do wszczęcia działań na większą skalę przeciw Zakonowi.
-Wasz Mistrz jednak jakoś się przed ich działaniem zabezpiecza prawda? Jak to robi? I jak przede wszystkim was zakon położył łapy na tych kryształach?
- Specjalny amulet... Tylko Almag i jego straż je posiada... - przełknął ślinę. Wspierał nas ktoś bardzo wysoko postawiony.
-Kto?
- Przyrzekam, nic nie wiem... To był skrzydlaty, ale nic więcej nie wiem...
-Wiesz chociaż jakiego koloru były jego skrzydła?
- Tylko Mistrz widział go. Skrzydlatemu zależało na prywatności.
- Mag chyba poczuł się zbyt pewny siebie od komfortowego przebiegu całej rozmowy. Strażnik wyczuł, że ten coś zataja przed nim. Nie mówił wszystkiego. To był błąd. W stolicy może stosowali łagodniejsze metody, ale Straznik nie pieprzył się z takimi rzeczami. Mag zaczął nagle ni stąd ni zowąd krzyczeć i wić się z bólu. Oczy miał wybałuszone i szarpał się niczym żywe zwierze rzucone do ognia po to by paliło się żywcem. Z oczy zaczęły cieknąć mu łzy wśród okrzyków pełnych agonii.
-Mów wszystko co wiesz, albo sprawię Ci ból gorszy od śmierci.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaargh.... - krzyknął. Przychodził zakryty w płaszczu... był na nim symbol kasty Ziemi…
- Magus przestał się drzeć co było dość równoznaczne ze zniknięciem bliżej nieokreślonego źródła bólu. Był przerażony. Patrzył nerwowo na resztę zebranych starając odnaleźć w ich spojrzeniach choć odrobinę współczucia lub chęci pomocy. Bezskutecznie.
-Jeszcze raz mnie okłamiesz lub zataisz coś przede mną a ból będzie dziesięciokrotnie większy. Teraz mów. Wspomniałeś wcześniej o amuletach ochronnych które posiada mistrz i jego straż. Gdzie są kwatery jego straży? Kiedy nie są przy waszym mistrzu gdzie można ich spotkać? Mów!
-Kwatery straży znajdują się w dwóch iglicach, do których dostęp znajduje się tylko w sali audiencyjnej
-Czy wasz mistrz przebywa w tej chwili w sali audiencyjnej?
- Powinien tam przebywać... niektórzy goście mogą się pojawiać tylko w nocy. Jeżeli go tam nie ma, to może być w swoich komnatach lub pracowniach, a te są nad salą audiencyjną.
- To oznaczało jedno. Nie mieli możliwości pozyskania w żaden sposób amuletów ochronnych czyli w przypadku starcia zostaną obdarci ze swojej magii. To mogło skończyć się klęską dla całej misji. Musieli wymyśleć jakiś sposób by zniszczyć kryształy. Tylko jak?
-Rozumiem. Powiedz mi jeszcze gdzie przetrzymujecie najważniejszych więźniów?
- Ta placówka nie służy jako więzienie... Ale gdyby ktoś pochwycił kogoś ważnego dla interesów Zakonu, najpewniej przetrzymywano go w Mithios.
- Uznał, że warto by było o to zapytać ale wyglądało na to, że nawet jeśli księżniczka była trzymana w lochach lub więzieniu to nie w tej placówce. A to oznaczało, że będą musieli się spotkać z Mistrzem Zakonu.
-Valerio. Masz jeszcze jakieś inne pytania dla naszego więźnia? - wolał zasięgnąć jej zdania na wypadek jakby zapomniał o jakiejś istotnej rzeczy.
- Chyba powiedział już wszystko co mogłoby nam się przydać. - sposób w jaki to powiedziała był wystarczająco znaczący by wywołać w magu płacz. Spośród łez dało się słyszeć błagania, przeprosiny i obietnice rozpoczęcia nowego życia. To zadziwiające jak człowiek może nisko upaść byle tylko zachować swoje marne i nic nie znaczące życie.
-Jak masz na imię? - spytał maga. Pytanie sprawiło, że ten przestał się mazać zupełnie jakby zobaczył w tych kilku słowach jakiś promyk nadziei.
-Marcus.
-Marcusie. W imieniu Króla Neverendaaru skazuje Cię na śmierć. Wyrok zostanie wykonany natychmiast.
- W tym momencie wszyscy usłyszeli dochodzący z wewnątrz maga odgłos podobny do łamanej kości. W tej samej chwili jego ciało zaczęło zwisać bezwładnie. Bez życia. Strażnik puścił go a ten osunął się niczym kukła na ziemię. Był martwy.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen

Ostatnio edytowane przez Famir : 31-03-2010 o 20:32.
Famir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172