Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 20:11   #77
Phil v. Roden
 
Reputacja: 1 Phil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłośćPhil v. Roden ma wspaniałą przyszłość
Kolejne dni upływały Arabowi przy pracy. Budowa domu nie należała do najlżejszych robót, zabierała też całkiem sporo czasu. Trzeba było pościnać drzewa, przetransportować je bliżej obozu i przygotować do stworzenia z nich czegoś przypominającego belki. Słońce świeciło z wysoka i było gorąco ,do czego Rafel był przyzwyczajony. Był jednak nieco zaskoczony duchotą, jaka panowała w lesie. Powietrze było mocno wilgotne, dlatego skórę pracujących szybko pokrywał pot i dostawali zadyszki. Pracowali praktycznie bez przerwy, odpoczywając w trakcie jedzenia i robiąc krótkie wstrzymania od pracy, aby złapać oddech. Faktem jest, że człowiek głodny to zły, a człowiek pracujący jest jeszcze bardziej głodny. Dlatego też Rafel korzystał z wszystkich możliwych posiłków, będąc w duchu niesamowicie wdzięcznym dziewczynom, które te posiłki przygotowywały.

Rafel po posiłkach zwyczajowo przysiadał pod jednym z drzew, sjestując, aby pokarm dobrze się przyjął. Nie lubił poruszać się zbytnio po jedzeniu, gdyż czuł się ociężały i niepewny. Jednego wieczora, kiedy tak chwilę posiedział i wrócił na miejsce kolacji, zauważył Gwen.
- Cześć Gwen. Jak minął dzień?
- Pracowicie - powiedziała, a potem dodała z lekkim wyrzutem - czekałam na twoją opowieść... ale odszedłeś od ogniska zaraz po kolacji.
- Chciałem dać Ci trochę czasu na odpoczynek. Nie lubię narzucać się innym swoją osobą, Gwen. Dlatego przyszedłem dopiero teraz.
- Pomyslałam sobie, że inni też mieli by ochotę słuchać. Rozmawiałam dzisiaj o tym z Marthą. Chyba czuje sie trochę odsunieta od reszty. Po za Noahem nikt nie poświęcił jej uwagi, a przecież tak naprawdę to tak jakby... wprosilismy się jej do domu.... - Przerwała nagle swój słowotok - No tak, znowu gadam i zbaczam z tematu. Chodziło mi o to, że pomyslałam, że moglibysmy wieczorami dzielić się ze sobą różnymi opowieściami. Każdy z nas wie cos innego.
- Dobry pomysł. Nawet bardzo dobry. Zawsze to więcej do słuchania i czas można zabić. I w sumie masz rację, pojawiliśmy się znikąd. Ale miejmy nadzieję, że będziemy w stanie jej pomóc jak tylko damy radę. Pozatym... - popatrzył na nią z lekkim uśmiechem - Ładnie mówisz. I mądrze. Popieram Cię we wprowadzeniu tradycji wieczornych opowieści, zdecydowanie.
- Marthcie też się spodobał ten pomysł - Gwen uśmiechnęła się do niego - więc jutro może nie uciekaj zaraz po posiłku?
- Zatem nawet nie drgnę moja droga. Jak huśtawka?
- Obawiam się że musi poczekać. Rozmawiałam dzisiaj z Robin najpierw uszyje sienniki dla dziewczyn mnie też zbieranie i suszenie trawy nie idzie zbyt szybko, więc Noah najszybciej dostanie go za trzy cztery dni.
Gwen podskoczyła:
- Właśnie coś sobie przypomniałam. Mam przy ognisku różne zioła powiesz mi co byś chciał mieć dodane do siennika.
- O świetnie. A z czego można wybierać?
- Znalazłam miętę, melisę, lawendę, macierzankę, jałowiec, rozmaryn – dziewczyna podawała mu po kolei kwiaty i gałązki – mogą też być szyszki sosnowe.
- A które z tych będzie najmiększe? - zapytał nieco zdezorientowany przeglądając rośliny. - I żeby ładnie pachniało. - mrugnął do niej.
- Po wysuszeniu i roztarciu wszystkie będą tak samo miękkie. Nie będziesz czuł różnicy innej niż zapachową, a ładne... - wzruszyła ramionami – to zależy od gustu.
- A które według Ciebie są najładniejsze?
- Wszystkie są ładne. Nie proponowałabym czegoś, czego nie lubię.
- Nie ułatwiasz mi - roześmiał się. - To może tą całą... ciemanażkę?
- Macierzankę - poprawiła z uśmiechem - dobrze dodam do niej trochę żywicy z drzew.
- Macienażkę. Dobrze. Skąd wiesz tyle o roślinach? Ja nigdy nie miałem głowy do kwiatów, pamiętam może raptem kilka nazw...
- Moja matka wytwarzała pachnidła, a przednia babka i podobno prababka... taka rodzinna tradycja - wzruszyła ramionami
- Szkoda, że nie da się zamknąć w butelce zapachu ojczyzny... - westchnął lekko - Właśnie, Gwen. Myślisz, że musiałbym się bardzo charakteryzować, aby uchodzić w okolicy za demona?
- Oczywiscie że się da... - Gwen pokiwała głową - wszystko ma zapachy charakterystyczne... co do zamiany w demona... - Zaśmiała się - na ten temat najlepiej porozmawiaj z Ann.
- Z Ann. Dobra. Wpadłem na kilka pomysłów, jak zniechęcić ludzi do zapuszczania się do Sherwood. A i przy okazji podtrzymać kilka legend. Pamiętam jak pachniał bazar w Damaszku. To jest nie do opisania. Nigdy nie czułem takiej mieszanki zapachów. Wszystko tutaj wydaje się takie bezwonne.
- Gdybym poznała ten zapach mogłabym Ci pomóc.
- Ciężko byłoby mi go teraz określić, to była mieszanina wszystkiego co się tam znalazło. Wielbłądów, liści, korali, maści, dywanów, ludzi, pożywienia, ryb, owoców, różnych wyrobów, które wydzielały zapachy, dymu, tłoku. Kiedyś Cię zabiorę do Damaszku, to poznasz ten zapach. - uśmiechnął się do niej - Albo przywiozę coś z tamtąd.
Gwen popatrzyła na niego ze zdziwieniem:
- Dlaczego miałbyś mnie ze sobą zabierać?
- Żebyś poznała zapach. - wzruszył ramionami - A dlaczego nie? Dobra podróż nie jest zła, jak to mówią.
Uśmiechnęła się szeroko:
- To rzeczywiście niezwykły pomysł! Podróżować by poznawać zapachy...
- Cóż, człowiek powinien robić w życiu to na co ma ochotę. Dlaczego skazywać się na przebywanie w jednym miejscu, kiedy na świecie jest tak wiele do zobaczenia?
- Większośc ludzi przez całe życie nie opuszcza wioski, w której się urodzili Rafaelu. Nie każdy tak jak ty miał okazje zobacztć połowę świata. Tym bardziej twoje opowieści mogą być takie cenne. Już się na nie nie mogę doczekać.
- A ja mam nadzieję, że sprostam oczekiwaniom i nie będę zanudzał.
- Jestem tego pewna - Powiedziała z uśmiechem - Nigdy się przy tobie nie nudziłam - dodała i mrugneła do niego wesoło.
- O, to coś nowego, bo mnie się zawsze wydaje, że strasznie nudno gadam. I długo. Podobno niesamowita ze mnie gaduła. Długo się z tym niezgadzałem, ale jak tak się zastanowiłem parę razy to faktycznie dużo gadam. I jeżeli mogę jakkolwiek umilić czas, to cieszę się - uśmiechnął się do niej.
Gwen pokiwała głową:
- Myślę że te wspólne wieczory i rozmowy mogą być dla wszystkich bardzo przyjemne - Ziewnęła dyskretnie - Przepraszam, ale wstaję z przyzwyczajenia bardzo wczesnie.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnął się - Ja w ogóle mam problemy ze snem. To może nie będę już dziś przeszkadzał. Dobrej nocy Gwen - uśmiechnął się i przytulił ją lekko.
Gwen spięła sie na chwilę. Podniosła głowę i popatrzyła na Rafaela:
- U was w kraju to takie naturalne, że się przytula obce kobiety? - Powiedziała z usmiechem - a skoro masz prooblemy ze snem, to moze zamiast macierzanki zaserwuję ci melisę.
- Niekoniecznie. Ale człowiek powinien robić to na co ma ochotę - mrugnął do niej. - Może być i melisa. Jeżeli zapewni dobry sen.
- Tak, to zioło, które działa uspokajająco i usypiająco - Powiedziała delikatnie wysuwając się z jego ramion.
- Dobrze. W takim razie dobrej nocy Gwen.
- Dobranoc Rafelu - odpowiedziała, a potem uciekła szybko ze śmiechem.

***

Noah, wykorzystując przerwę w pracy, podszedł do Araba, który mocował się właśnie z jakąś grubą belką. Rzucił mu skórzany bukłak z wodą.
- Może chwila przerwy? W końcu tyle roboty nas wykończy.
Arab odwinął się spod belki pozwalając jej upaść na ziemię i zręcznie złapał lecący w jego kierunku przedmiot.
- Chętnie. - powiedział, po czym upił kilka łyków chłodzącego napoju. - Bywa duszo w tym lesie. Wilgotne powierze. - odrzucił Noahowi bukłak.
Mężczyzna przysiadła na belce, którą odrzucił Rafel. Otarł pot z czoła.
- Po wysiłku zawsze jest duszno. Tam na południu chyba było gorzej, przecież musiałeś się jakoś opalić.
- Opalić. - Rafel zaśmiał się - W gruncie rzeczy trochę taki się urodziłem już. Ale fakt słońce znacznie pomogło osiągnąć to co jest teraz. Zobaczymy, czy bardzo zbladnę tutaj. A czy było gorzej... Tam powietrze było suche, więc pot nie wypływał z człowieka tak szybko. Aczkolwiek, tutejsze nawet najgorętsze temperatury to nic szczególnego w porównaniu z tamtym klimatem. Plus jest taki, że woda w oazach i rzekach zawsze była ciepła.
- Ale zobaczysz w zimę! Pewnie nawet nie wiesz co to zima.
Noah roześmiał się, klepiąc towarzysza w plecy, po przyjacielku. Nagle umilkł i zaczął mówić ciszej.
- A co myślisz o naszych angielskich kobietach?
Przenikliwe spojrzenie spoczęło na jego twarzy.
Rafel zamyślił się na chwilę, rozejrzał po lesie i w końcu zwrócił wzrok na rozmówcę wzruszając ramionami.
- Nie myślę o kobietach. Im więcej myślę, tym mniej rozumiem, dlatego staram się tego unikać. To jest dość niepojęty mechanizm od strony psychicznej. Aczkolwiek... wydają się trochę bardziej oschłe i twarde w porównaniu do naszych kobiet. I chyba trochę mniej ogniste, ale mogę się mylić. A Ty co możesz mi o nich cennego powiedzieć? - arab uśmiechnął się lekko i uniósł jedną brew - Zwracam się chyba w końcu do zawodowego łamacza niewieścich serc, nieprawdaż?
Noah odchylił głowę do tyłu i znów się roześmiał. Rozmowa z arabem była zabawna i dziwna jednocześnie.
- Każdy mężczyzna myśli o kobietach, zwłaszcza, gdy na nie patrzy. A nam się tu zebrał całkiem miły kwiat tej piękniejszej płci. I zapewniam, potrafią być ogniste.
Śmiał się jeszcze przez chwilę, poważniejąc trochę bardziej.
- Może po prostu nie potrafisz ich odpowiednio podejść? Miałeś kiedyś jakąś kobietę?
- Gdy na nie patrzę rozkoszuje się widokiem. A podejść to można do konia. - mrugnął do Noaha - Czy miałem. Dobre pytanie, miałem. Aczkolwiek wszystko to działało na zasadzie relacji służąca i pan. Mój ojciec był... - tu zrobił małą przerwę - Jest. Jest majętnym człowiekiem, więc miałem wszystko na skinienie ręki, pożywienie, picie, kobiety, śpiew. Nie zwykłem starać się o kobiety, to męczące zajęcie. Zresztą, większość uczuć jest fałszywa. Trzeba się naprawdę postarać, żeby wywołać u Araba uczucia, a jeżeli chodzi o żądze fizyczne to póki co praca męczy. Konkluzja - wolę wyspać się w nocy. Ale dzięki za troskę.
Noah tym razem się nie śmiał. Pokiwał głową. Inna kultura, której nieco się obawiał. Jak zachowa się, gdy przestanie spędzać całe dni na pracy?
- Operujesz ciekawym słownictwem, jak na araba, który ponoć słabo mówi po angielsku.
Uśmiechnął się.
- I mylisz się, podejść do kobiety również trzeba z odpowiedniej strony. Jeden błąd i jesteś stracony. Tutejsze panie nie mają panów i warto, byś o tym pamiętał, gdy wieczory zrobią się samotne. Jesteś dziwakiem, Rafel, u nas jesteś dziwakiem.
Rozłożył bezradnie ramiona, ale wciąż się uśmiechał z sympatią. Rozumiał, że trzeba pewne rzeczy wytłumaczyć.
- Więc zanim narazisz się na czyjś gniew i zrobisz coś całkiem głupiego, zgłoś się do mnie. Może będę miał jakąś radę.
Mrugnął i wstał, podnosząc z ziemi bukłak i młotek.
- Trzeba chyba wracać do pracy.
- Kiedy trzeba, mogę też być zwykły człowiek z inny kraj, który słabo znać angielski. Bystre ucho Noahu. I skoro tak mówisz, na pewno skorzystam z Twoich rad. Nie mogę się nie zgodzić z tym, że jestem tutaj dziwakiem, a nie chcę zrobić czegoś nie tak. Muszę nauczyć się Waszych zasad, jeżeli mam tutaj zostać. Jak to się u Was mówi? Jeśli wlazłeś między kruki, kracz jak i one?
- Coś w tym stylu. Masz łeb na karku, Rafel. Myślę, że się przyzwyczaisz. Najpóźniej na początku zimy, gdy twoje południowe zęby będą szczękać z zimna! Dlatego musimy wybudować te cholerne chaty.
Podszedł blisko i położył dłoń na jego barku, resztę dodając szeptem.
- Pierwsza rada. Mężczyzn możesz dotykać, ale kobiety tego nie lubią, jeśli same ci na to nie pozwolą. Słowem lub gestem, na początku pozostań przy słowach, bo gesty czasem straszliwie ciężko rozpoznać każdemu facetowi.

- Ale dotykanie mężczyzn... nieważne. Zapamiętam. Pomożesz mi postawić tę belkę?
- Pewnie. Nie myślałem o TAKIM dotykaniu! - roześmiał się szczerze - A o zwykłym poklepywaniu po ramieniu. Dobra, chodźmy.

W ten oto prosty sposób panowie wrócili do pracy, która miała zająć im jeszcze kilka najbliższych dni.
 
Phil v. Roden jest offline