Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 21:27   #280
Elthian
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Dzień… Ach, już nawet sam nie wiem. Codzienność karcąca moje serce ogłupia mnie. Wszystko zaczyna się powtarzać. Każdego dnia gdy wychodzę z naszej wieloosobowej sypialni widzę ten sam widok. Siadam na tym samym kamieniu i poleruje miecze w nadziei, że wkrótce będą potrzebne. Witający mnie zawsze o tej samej godzinie Bronthion, który zerkając na słoneczne niebo przywdziewa zniesmaczoną minę. Następnie, także o regularnej porze, podchodzi Arin. Pyta się czy pilnuje osadników opuszczających nasz przyczółek. Nawet ma wilczyca każdego dnia spogląda na mnie z tym samym wyrazem, oczekując w końcu jakiś wydarzeń. Pobyt na wyspie splótł się w długi, niekończący się łańcuch codzienności i niezmienności. Sądzę, że jeżeli tak dalej pójdzie to nie zorientuję się, gdy nagle ręce utracą siły by unieść ostrza, nogi nie będą mogły poruszać się z taką żwawością, a mnie przyjdzie narzekać na każda niedogodność, która mnie otacza doprowadzając kompanów do irytacji.

Dobrze, że elfy jednak tak prędko się nie starzej
ą…

Sporządziwszy kolejną kartkę dziennika wplótł ją w plik spisanych relacji z wyspy. Tak utworzoną książeczkę schował do wewnętrznej kieszeni. Stanąwszy wypiął biodra do przodu i zdrowo wyciągnął ciało. Otaczali go, noszący materiał wykańczanej palisady, robotnicy. Sam nie ruszał takiej roboty, głównie dlatego, że obce mu były wszelkie fortyfikacje, gdy do obrony zazwyczaj używał sprytu i kamuflażu, jak na prawdziwego łowcę przystało. Tymczasem do stóp elfa podreptała sporej wielkości wilczyca, dość młoda, bo jednak nie dorównywała olbrzymom spotkanym w leśnej kniei, za wioską. Zwierzę było w zupełności ignorowane przez osadników, często towarzyszyło Ilianowi i każdy mieszkaniec przytułku doskonale wiedział, że nie ma się czego obawiać. Trąciwszy nogę tropiciela, zwróciła jego uwagę. Ten ukląkł i pieszczotliwie ugłaskał przyjaciółkę po głowie, co bardzo jej się spodobało, gdyż nie powstrzymała ogona przed radosnym machaniem.
- Wiem, że się nudzisz… Ja też, ale musimy być cierpliwi, ta wyspa ma do zaoferowania na pewno wiele wyzwań – łowca zwrócił się do zwierzęcia znużonym głosem i westchnął.

* * *

Gdy Sorin odszedł pozostawił elfa z wieloma myślami. Szykuje się w końcu coś ciekawszego, to był pocieszający fakt. Niestety, elf dawno nie miał okazji wykazać się w walce. Powinien nieco poćwiczyć, zanim uda się do lasu. Nieszczęście także niepokój elfa wzbudził poważny ton Sorina. Mimo uspokojenia marynarza, Ilian sam nie pozostał radosny, nie mógł być pewien czy jego przygoda nie zakończy się na tym niepozornym polowaniu.
Aj! Przecież nie będę cały czas siedział w osadzie! Nie!” – dodawał sobie otuchy.

* * *

Po rozmowie z Bronthionem, elf niezwłocznie udał się do drużynowego berserka, największej sile uderzeniowej w grupie. Nieinaczej – do Geraxa.

Ilian podszedł do zielonoskórego kompana by rozpocząć rozmowę. Stanąwszy przed olbrzymem zaczął mówić.

- Witaj towarzyszu! Kieruje się do ciebie z pewną istotną sprawą. Otóż nasze spichlerze wkrótce zaczną świecić pustkami. Organizuje wyprawę łowiecką do okolicznych lasów i tak sobie pomyślałem... Dobrze byłoby mieć takiego wojownika do pomocy, w końcu tutejsze zwierzęta to już nie gratka dla jednego łowcy, a jednak warto byłoby ułowić sporą ilość, by ostało się na długi czas. Czy ty i twoi uczniowie nie bylibyście chętni wspomóc mnie i Bronthiona? Twoje ostrze będzie nieocenione, a i rekruci będą mogli sprawdzić się w dziczy. Co ty na to?
Pół ork, zdziwiony wszczętą konwersacją przez elfiego kompana, stał chwile nie wiedząc co powiedzieć, lecz po chwili się ocknął
- Więc można przejść się, i rozprostować kości. Jedynie trzech z gromady moich podopiecznych prezentuje się obiecująco, łowco. Nie szkoliłem ich po to, by mogli zabijać, lecz po to, by nie zostać zabitym. Zdatni będą, by pomóc nam nosić zwierzynę, lecz wątpię by coś więcej - odparł krzyżując ręce na piersi.

Lekko zmartwiony elf odpowiedział.
- Cóż... Powinno pójść bez większych problemów. Planuje wymarsz jutrzejszego rana, dziś pozostaje się przygotować, sprawdzić ekwipunek - westchnął na wspomnienie o mieczach, których tak dawno nie używał. - Świetnie będzie mieć takiego wojownika jak ty w drużynie.
Elf pozdrowił półorka i zaczął się oddalać.

* * *

A było ich sześciu. Trzech ledwo oręż trzymający, jeden skryty w cieniu wypatrujący okazji do skrytobójczego ataku, jeden z mieczem ogromnym naprzeciw, gotów do ataku, ostatni z duetem ostrzy, wykonawszy taniec śmierci pomiędzy przeciwnikami.
Tak zacne rozmyślania poruszonego łowami elfa przerwał nieprzyjemny upadek na piaszczystą ziemię.
- O czym ja w ogóle myślę… - powiedział do siebie elf wypluwszy piasek z ust.
 
Elthian jest offline