Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 22:10   #31
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Lizzie nie była pewna, co ją tutaj przywiodło. Ba nie była nawet pewna, czy podróż w te strony była konieczna. Teraz jednak nie miała zbyt wielkiego wyboru. Jeszcze dzień, może dwa, myślała, chodząc wieczorami do karczmy ogrywając biednych mieszczuchów. O dziwo „zarobiła” całkiem sporo, o czym świadczyło kilkanaście Karlów ukrytych pod koszulą za dekoltem. Wszakże w życiu nie znała innego zajęcia. No może poza wykorzystywaniem naiwnych facetów, którzy dali się złapać w jej wdzięki.

Szła teraz wzdłuż uliczki, oczywiście do karczmy. Lubiła wieczory, ale nie te w Imperium. Były tam ciemne, zimne, często psuła się na noc pogoda, i generalnie utrudniało to wszelką aktywność, jaka zazwyczaj ma miejsce po zmierzchu. Nic nie może się równać z Tileą, pomyślała. Każdy metr kwadratowy bruku, po którym szła, i ciemne, obdarte ściany kamieniczek zdawały się to potwierdzać.
- Pańcia się nie spieszy tak. Chopaki kcom się poprzytulać… He he. – zabrzmiał jakiś zapijaczony, ochrypły głos z zaułka. Lizzie nienawidziła takich sytuacji, ale zdążyła się do nich przyzwyczaić. Były prawie codziennością. Zazwyczaj zdołała wybrnąć z takich opałów, ale nigdy nic nie wiadomo. Odwróciła powoli głowę, sztylet już czekał ukryty w rękawie skórzanej kurty.

”O kurwa” – wpadło jej na myśl, gdy zobaczyła wymierzony w nią samopał. Zadupie na końcu świata, i jeszcze chcą ją poszatkować na kawałki za nic.

Gdy zobaczyła zmierzającą w jej kierunku trójkę, przeklęła na głos, po khazadzku. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy, czy rzucić się w bok, aby uniknąć ewentualnego strzału, czy spojrzeć w oczy Grzecznemu. W tej chwili była pewna, że towarzystwo dwóch pijanych dziadów dla niej znacznie milsze.
Jakiś mężczyzna, towarzysz Grzecznego wysunął się na przód, powiedział kilka zdać do bandytów, aż ci pognali za siebie, zostawiając za sobą tylko obłok kurzu.

- Witam piękną panią - powiedział i ucałował jej dłoń. –Mam nadzieję że ci idioci nie zrobili pani krzywdy?
Gdy Maxymillian całował dłoń Lizzie, ta wciąż patrzyła w oczy Grzecznemu. Nie wierzyła, że jeszcze go spotka. Wcale tego nie chciała. Wzruszyła głową, kaskada rudych loków spłynęła na jej ramiona. Poprawiła sztylet w rękawicy niedbałym ruchem. Nikt nie spodziewał się, że miała tam broń. Nikt nie spodziewał się po tak drobnej dziewczynie, że ma przy sobie jakąkolwiek broń. Cóż, to bywa pomocne. Grzeczny tylko wiedział, że miała przy sobie dość dużo takich rzeczy, ale zawsze podejrzewał mniej, niż zwykle. Ubrana była o wiele lepiej niż miejscowa ludność. Skórzane buty, z cholewami do kolan, skórzane spodnie przypominające bryczesy, kurta, niedbale zapięta na paski, odsłaniające dość szeroki dekolt, przykryty lekko jedwabnym, zielonym szalem. Na to płaszcz o ziemistym kolorze, a i tak wszystko po ciemku zlewało się w jedno.

Skwitowała małym grymasem wypowiedź Grzecznego. Typ miał jeszcze tupet odzywać się do niej w ten sposób. Wprawdzie wiele pomiędzy nimi nie zaszło, przynajmniej z jej strony, to jemu wydawało się to wszystko wracać. Był z nimi jeszcze trzeci mężczyzna, i to kapłan.
Ani ukłonił się nisko. Zwrócił się do kobiety:
- Zwą mnie Animositas Ariel, Ani.- Ani zobaczył oczy Grzecznego, położył rękę na ramieniu Maxa i powiedział. – Nie rób tego, ją i Grzecznego chyba coś łączy. – Ostatnie zdanie nie uszło uwadze Lizzie.

- Nie, ależ skąd. – odezwała się swoim dźwięcznym głosem. – Było, minęło, prawda Matt? – zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Równie dobrze mogła się oburzyć, i odezwać się kąśliwie w kierunku przybyszy, ale dla Erici objawili się jako nowa alternatywa dla tego miasta.
- Doborowe towarzystwo. – Ruda prychnęła. – Pozwól, że sama będę decydować, jakie miejsce jest dla mnie, a jakie nie. I nie strasz swoich znajomych, jeszcze sobie pomyślą, co nie trzeba. – uśmiechnęła się perliście, odsłaniając nienagannie biały rząd zębów.
- A z propozycji jak najchętniej skorzystam. Skoro największe pokraki się was boją, to jeszcze nie jest tak źle. – Erica potrafiła mieć cięty język, ale towarzysze Grzecznego czuli, że słowa jej są bardziej kierowane właśnie do niego.
- Ale winem nie pogardzę, jeśli o tym mowa. Winnam wam podziękowanie za pomoc z tymi bandytami, pozwolę się więc zaprosić na kieliszek, albo dwa. – jej uśmiech potrafił zmiękczyć serce największego twardziela, o czym przekonali się jej nowi towarzysze. Twarz dziewczyny nie zdradzała żadnego pochodzenia, była nienaturalnie piękna, i proporcjonalna. Taka obca… Grzeczny wiedział, że brakowało jej tylko spiczastych uszu.
 
Revan jest offline