Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-03-2010, 22:10   #31
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Lizzie nie była pewna, co ją tutaj przywiodło. Ba nie była nawet pewna, czy podróż w te strony była konieczna. Teraz jednak nie miała zbyt wielkiego wyboru. Jeszcze dzień, może dwa, myślała, chodząc wieczorami do karczmy ogrywając biednych mieszczuchów. O dziwo „zarobiła” całkiem sporo, o czym świadczyło kilkanaście Karlów ukrytych pod koszulą za dekoltem. Wszakże w życiu nie znała innego zajęcia. No może poza wykorzystywaniem naiwnych facetów, którzy dali się złapać w jej wdzięki.

Szła teraz wzdłuż uliczki, oczywiście do karczmy. Lubiła wieczory, ale nie te w Imperium. Były tam ciemne, zimne, często psuła się na noc pogoda, i generalnie utrudniało to wszelką aktywność, jaka zazwyczaj ma miejsce po zmierzchu. Nic nie może się równać z Tileą, pomyślała. Każdy metr kwadratowy bruku, po którym szła, i ciemne, obdarte ściany kamieniczek zdawały się to potwierdzać.
- Pańcia się nie spieszy tak. Chopaki kcom się poprzytulać… He he. – zabrzmiał jakiś zapijaczony, ochrypły głos z zaułka. Lizzie nienawidziła takich sytuacji, ale zdążyła się do nich przyzwyczaić. Były prawie codziennością. Zazwyczaj zdołała wybrnąć z takich opałów, ale nigdy nic nie wiadomo. Odwróciła powoli głowę, sztylet już czekał ukryty w rękawie skórzanej kurty.

”O kurwa” – wpadło jej na myśl, gdy zobaczyła wymierzony w nią samopał. Zadupie na końcu świata, i jeszcze chcą ją poszatkować na kawałki za nic.

Gdy zobaczyła zmierzającą w jej kierunku trójkę, przeklęła na głos, po khazadzku. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy, czy rzucić się w bok, aby uniknąć ewentualnego strzału, czy spojrzeć w oczy Grzecznemu. W tej chwili była pewna, że towarzystwo dwóch pijanych dziadów dla niej znacznie milsze.
Jakiś mężczyzna, towarzysz Grzecznego wysunął się na przód, powiedział kilka zdać do bandytów, aż ci pognali za siebie, zostawiając za sobą tylko obłok kurzu.

- Witam piękną panią - powiedział i ucałował jej dłoń. –Mam nadzieję że ci idioci nie zrobili pani krzywdy?
Gdy Maxymillian całował dłoń Lizzie, ta wciąż patrzyła w oczy Grzecznemu. Nie wierzyła, że jeszcze go spotka. Wcale tego nie chciała. Wzruszyła głową, kaskada rudych loków spłynęła na jej ramiona. Poprawiła sztylet w rękawicy niedbałym ruchem. Nikt nie spodziewał się, że miała tam broń. Nikt nie spodziewał się po tak drobnej dziewczynie, że ma przy sobie jakąkolwiek broń. Cóż, to bywa pomocne. Grzeczny tylko wiedział, że miała przy sobie dość dużo takich rzeczy, ale zawsze podejrzewał mniej, niż zwykle. Ubrana była o wiele lepiej niż miejscowa ludność. Skórzane buty, z cholewami do kolan, skórzane spodnie przypominające bryczesy, kurta, niedbale zapięta na paski, odsłaniające dość szeroki dekolt, przykryty lekko jedwabnym, zielonym szalem. Na to płaszcz o ziemistym kolorze, a i tak wszystko po ciemku zlewało się w jedno.

Skwitowała małym grymasem wypowiedź Grzecznego. Typ miał jeszcze tupet odzywać się do niej w ten sposób. Wprawdzie wiele pomiędzy nimi nie zaszło, przynajmniej z jej strony, to jemu wydawało się to wszystko wracać. Był z nimi jeszcze trzeci mężczyzna, i to kapłan.
Ani ukłonił się nisko. Zwrócił się do kobiety:
- Zwą mnie Animositas Ariel, Ani.- Ani zobaczył oczy Grzecznego, położył rękę na ramieniu Maxa i powiedział. – Nie rób tego, ją i Grzecznego chyba coś łączy. – Ostatnie zdanie nie uszło uwadze Lizzie.

- Nie, ależ skąd. – odezwała się swoim dźwięcznym głosem. – Było, minęło, prawda Matt? – zmusiła się do lekkiego uśmiechu. Równie dobrze mogła się oburzyć, i odezwać się kąśliwie w kierunku przybyszy, ale dla Erici objawili się jako nowa alternatywa dla tego miasta.
- Doborowe towarzystwo. – Ruda prychnęła. – Pozwól, że sama będę decydować, jakie miejsce jest dla mnie, a jakie nie. I nie strasz swoich znajomych, jeszcze sobie pomyślą, co nie trzeba. – uśmiechnęła się perliście, odsłaniając nienagannie biały rząd zębów.
- A z propozycji jak najchętniej skorzystam. Skoro największe pokraki się was boją, to jeszcze nie jest tak źle. – Erica potrafiła mieć cięty język, ale towarzysze Grzecznego czuli, że słowa jej są bardziej kierowane właśnie do niego.
- Ale winem nie pogardzę, jeśli o tym mowa. Winnam wam podziękowanie za pomoc z tymi bandytami, pozwolę się więc zaprosić na kieliszek, albo dwa. – jej uśmiech potrafił zmiękczyć serce największego twardziela, o czym przekonali się jej nowi towarzysze. Twarz dziewczyny nie zdradzała żadnego pochodzenia, była nienaturalnie piękna, i proporcjonalna. Taka obca… Grzeczny wiedział, że brakowało jej tylko spiczastych uszu.
 
Revan jest offline  
Stary 24-03-2010, 22:49   #32
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Max westchnął słysząc słowa Aniego."Sigmaryci... Po prostu wzór taktu."-pomyślał. Głośno zaś powiedział:
-Próbowałem być tylko uprzejmy. Pozwolę sobie także rozwiać twoje obawy. Nie mam co do niej żadnych planów, Grzeczny. Po pierwsze inaczej bym się zabrał do tej rozmowy. Po drugie nie potrzeba mi słabostki w postaci kobiety. To mógłby wykorzystać jakiś mój przeciwnik.-uśmiechnął się ironicznie do Erici -Niestety nie skorzystam z propozycji. Nie pijam alkoholu. Trucizny i różne takie... poza tym jestem ździebko zajęty. Wiesz jak to jest. Ludzie do zabicia, miasto do podbicia i takie tam. Tak więc jeżeli nie macie nic przeciwko to ja się oddalę. Muszę znaleźć pewnego niziołka. Mną się nie przejmujcie, na pewno macie wiele spraw do omówienia. Żegnam.- po tych słowach ukłonił się wytwornie i ruszył w kierunku ulicy którą podążył powóz. Jego stalowa laska postukiwała na miejskim bruku. W myślach oceniał towarzyszy.
-"Jedna kobieta i nagle wszyscy zaczynają zachowywać się nieprofesjonalnie. Wstyd, wstyd. Chociaż przyznaję, niczego sobie ta dziewczyna. No, ale teraz to ich problem. Trzeba odnaleźć Tupika i sprawdzić czego się dowiedział. A także omówić z nim pewne sprawy.-Myślał oddalając się coraz bardziej od towarzyszy.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 24-03-2010, 23:37   #33
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik wracał niespiesznie. Przynajmniej można było odnieść takie wrażenie porównując wcześniejsze jego ekwilibrystyczne popisy, kiedy sarnimi susami pokonywał wąskie szczeliny ulic dzielące jedne dachy od innych dachów. Teraz nie musiał się spieszyć i się nie spieszył. Nie na tyle, by ryzykować, jak wcześniej. Pokonywał powrotną drogę „na czuja” intuicyjnie zmierzając trasą, którą powinni podążać ścigający karetę kamraci. Dzięki temu udało mu się w końcu dostrzec ich samych. Pogrążonych na środku skrzyżowania w dziwnie żywiołowej dyskusji. Przysłuchiwał im się przez chwilę nim nie dostrzegł, że nie są sami. Była tam jeszcze jedna postać, ale ta zdawała się im znajoma. Lub też przygodnie poznana. Było to zresztą dlań bez znaczenia. Musieli pogadać. Tupik zsunął się po gzymsach z wprawą, jaką szczycić się mogli wyłącznie najlepsi ludzie Nosikamyka w tej własnie chwili, kiedy Maximillian wypowiedziawszy swoje słowa ruszył. Wylądował cicho na ulicznym bruku, ale i tak wzbudził czujność i uwagę nieznajomego. „Nieznajomej” poprawił się w myślach dostrzegając jej rude pukle i wąską, niemal nienaturalną kibić. Piękność, którą Grzeczny niemal pożerał wzrokiem, zerknęła nań ciekawie widząc że chłopaki wyraźnie go znają. To znaczyło, że był swojakiem. Cokolwiek by to znaczyć miało.

================================================== ======

Magnus zupełnie niczego nie rozumiał. Kompani, ci z którymi spędził ostatnie trzy miesiące i z którymi ruszył na miasto musieli przecież słyszeć jego krzyk! Musieli zrozumieć, że stało się coś złego. Że Kyllion…

Potężny cios pałką w okolicę podstawy czaszki nadszedł znienacka. Na kolana osunął się w momencie. Zaskoczony spostrzegł, że choć z trudem przychodzi mu mówienie, że choć nie jest w stanie sięgnąć do broni, to wciąż widzi. Widział zatem otaczających go rosłych ochraniarzy „Divy”, widział zdziwione, spłoszone spojrzenia niektórych gości i niektórych z dziewcząt. Widział jedną dziewkę, która wyraźnie różniła się od innych, bardziej wyniosła i władcza. Widział jej usta, którymi bezgłośnie wydawała ochroniarzom jakieś rozkazy. I widział obojętnie wchodzących po schodach Levana i Wasilija. Skurwiele mieli go w dupie. Wystawili ich. Zdradzili! A on…

Kolejny cios spuścił mu na głowę zasłonę ciemności. Błogosławioną w tej chwili…

==============================================

Nieznajomy był przerażony, ale skinął głową. Widać było, że przeklina pomysł pójścia tego wieczora do burdelu. Mleko się jednak rozlało i pozostało mu jedynie spełnić żądanie dwójki uzbrojonych zbirów, którzy za nic mając sobie świętość tego przybytku paradowali po nim z orężem jak gdyby nigdy nic. Czemu ochrona ich nie rozbroiła? Czemu teraz jej nie było? Odgłos szamotaniny z dołu głuszyły śmiechy i wesoły rozgardiasz bawialni, który powrócił dopiero przed chwilą. Tego również nie wiedział. Podszedł do wskazanych drzwi i ostrożnie zapukał a nie doczekawszy się odpowiedzi zrobił to mocniej.

- Proszę wejść… - rozległo się ze środka. Męski głos zapraszał do wejścia. Nic nie rozumiejącym wzrokiem nieznajomy spojrzał na Levana, ale ten dłonią uzbrojoną w sztylet wskazał mu klamkę. Zrozumiał.

Drzwi otwarły się od razu, kiedy tylko nacisnął klamkę a gdy je pchnął rozchyliły się szeroko ukazując komnatę zastawioną kilkoma meblami z których naczelnym było wielkie biurko. Za nim właśnie siedział mężczyzna w białej koszuli z podwiniętymi rękawami. Mężczyzna, którego i Levan i Wasilij widzieli po raz pierwszy w życiu. Co zważywszy na to, że znali cały przestępczy światek, znaczyło wiele. Nieznajomy widząc sterczących za plecami gościa burdelu kislevitów skinął na całą trójkę zapraszając ich do wejścia.

- Ja … nie chciałem … przeszkadzać… - wymamrotał gość burdelu. Levan w jednej chwili poczuł jak napięcie nagromadzone przed chwilą w jego ciele opada mu zupełnie. Odsunął gościa uszczęśliwiając go zupełnie, po czym podziękowawszy serdecznym „Spierdalaj” wszedł z Wasilijem do środka zamykając za sobą drzwi.

Komnata urządzona była z przepychem jak na warunki w Rosenbergu. Stylowe, zdobione płaskorzeźbami meble z wiśniowego drewna stały na podłodze zasłanej grubym dywanem, który musiał przyjechać z południa. Zważywszy na jego wzorzystą sygnaturę, z odległej Arabii najpewniej. Nieznajomy grzecznie powstał na ich powitanie. Górował nad nimi posturą, co samo w sobie było rzeczą niezwykłą.

- Witajcie przyjaciele. Ama wspominała, że szukacie pracy. Tacy jak wy z pewnością jej długo szukać by nie musieli. Mam jednak do zaoferowania coś więcej niż kilka miedziaków za ciężki dzień pracy. O ile was to interesuje…? – zawiesił głos uśmiechając się pogodnie. Wasilij i Levan dostrzegli jednak pod koszulą muskuły, których nie powstydził by się Grzeczny. Nieznajomy mógł sobie sprawiać wrażenie pogodnego druha, ale był z całą pewnością niebezpieczny. I to pomimo tego, że to oni byli w komnacie uzbrojeni.

- Zamieniam się w słuch… nieznajomy… - wymruczał Levan wiedząc, że na odpowiedź swego mrukliwego kompana nie ma co liczyć.

- Gdzież moje maniery. Wybaczcie to niedopatrzenie. Zwą mnie Krogulec. Choć po prawdzie mam na imię Eryk. Płacę z góry dwie dychy na tydzień a od roboty ekstra. Mówicie gdzie was można złapać Amie i raz dziennie przychodzicie tu na odprawę. Robicie co się wam każe, bez pytania.

- Dwie dychy czego? – pytanie Levana było zbędne, ale musiał je zadać.

- Koron, rzecz jasna koron. Jeśli weźmiecie robotę możecie dziś dostać już kasę za pierwszy tydzień. Jak trzeba pomogę wam znaleźć jaką stancję. Wiem jak to jest zaczynać w nowym miejscu i… - dalsze słowa Krogulca przerwał raban, który narastał już od jakiegoś czasu. Drzwi komnaty rozwarły się szeroko, kiedy do komnaty weszło trzech ochroniarzy wlekąc nieprzytomnego Magnusa. Z rozbitej głowy leciała mu krew a pochwy wyzbyto z oręża. Rzucony na ziemię niczym ochłap mięsa uderzył z nieprzyjemnym trzaskiem głową o ziemię.

- Co to takiego? – spytał z dziwną obojętnością w głosie Krogulec. Spoglądał jednak na swoich ludzi z oczekiwaniem na odpowiedź i twarzą ściągniętą w gniewie, co dawało nadzieję na to, że nie udaje a wszystko nie jest zainscenizowaną szopką.

- Taki jeden ciul, co przyszedł i darł się. Podobno to jeden z tych, co Harapa ubił. Tak mówią chłopaki Renda na zewnątrz. Ale dziewczyny mówiły, że przysiadł się z tymi tu. Więc przyślim. – prosty człowiek potrafił w prosty sposób przekazywać swoje ustalenia. Jednak Eryk do ludzi prostych już nie należał. Z namysłem spojrzał na Levana i Wasilija.

- Ciekawe... Mówi się, że za to w światku jedna tylko kara. Wykucie oczu i ucięcie języka. Tak by należało zatem z nim postąpić. I tak zrobimy. No, chyba że to wasz człowiek?

Pytanie zawisło w przestrzeni słowem, jednak ci, którzy w tej chwili znajdowali się w tej komnacie wiedzieli, że jedno słowo decydowało o życiu…




[Proszę qbę1115 o niepostowanie, choć nie przesądzam, że to koniec.]
 
Bielon jest offline  
Stary 25-03-2010, 00:18   #34
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Uspokojony zielem, wracał spokojnie w dobrym humorze... do czasu aż zobaczył oddalającego się od chłopaków Maxa. "Kurwa, a ten gdzie się oddala"
- co prawda przybliżał się do Tupika, ale i wyraźnie oddalał od reszty chłopaków. Nieco powiększonej reszty...
" No pięknie ledwo ich na chwilę zostawić samych a Ci już sobie pogawędki ucinają z nieznajomym... ups nieznajomą" - stwierdził po chwili, co w sumie jeszcze bardziej pogrążało w jego oczach pozostawionych samym sobie chłopaków. Tupik gustował w powiedzeniach ludowych, odnajdywał w nich wiele prawd, baba z wozu koniom lżej - na ten przykład... ale nie było to najlepsze z przysłów, szczególnie nie na powitanie. Miast na dzień dobry okazywać podejrzliwość przypomniał sobie o innym powiedzeniu, gdzie Tupik nie może tam babę pośle... z dwojga złego wybór między posłańcem kapłanem a posłańcem kobietą stwarzał nie lada kłopot - o ile nie wiedziało się kogo gdzie się posyła i w jakim celu...

- Dobry wieczór Pani, jestem Tupik - nie zamierzał kłaniać się nieznajomej kobiecie ani całować jej w rękę - to ostatnie mogło być bardzo niebezpieczne, to pierwsze zresztą również. Miast tego odwzajemnił jej czarujący uśmiech swoim, równie zadbanych zębów - głównie dzięki ziołowym specjałom których używał do czyszczenia ząbków i dbałości halflinga o własne zdrowie. Ze zdumieniem odkrył, że i kobieta potrafiła zadbać o swoje zęby - widok rzadki i niecodzienny, nawet wśród szlachty.

Przez chwilę wyglądało to dość komicznie gdy dwie modliszki szczerzyły do siebie uśmiechy, jedna badawczo obserwująca drugą. Tupik musiał przyznać, że modliszka stojąc naprzeciw niego robiła wyjątkowo skuteczne wrażenie ( i na dodatek była dużo wyższa...) - z miny i postawy jaką przybrał Grzeczny zrozumiał, że musiała mu już zajść za skórę...choć może i nie tylko..., Max ruszył wyraźnie oddalając się od grupy, jedynie Ani wydawał się niewzruszony pojawieniem się kobiety, choć i to mogła być jedynie ułuda a głębokie uczucia mogły szaleć wewnątrz... choć nie, spojrzenie Sigmaryty wydawało się rzeczywiście chłodne, obojętne, czyste spojrzenie fanatyka, którego na moment Tupik zląkł się bardziej niż kobiety. Fanatyzm który tak zniewalał umysł, że nawet piękno kobiecego ciała nie widzianego od miesięcy, nie pobudza do emocji, był niebezpieczniejszy niż żądło które skrywała Modliszka. Tupik szczerze wewnętrznie się modlił do Sigmara, aby gniew Aniego nigdy nie obrócił się przeciwko halflingowi. Wiedział jak niewiele rzeczy będzie go wtedy w stanie powstrzymać, wiedział już też, że na pewno nie kobieta.

Spojrzeniem wrócił do nieznajomej, z grzeczności czekał aż mu się przedstawi, lub aż mu zostanie przedstawiona i aż ktoś mu wyjaśni co ona tu robi, nie wspominając już o tym jak mogło dojść do rozdzielenia - o tym zamierzał później pomówić z Maxem, chłopak najwyraźniej nie przemyślał sprawy, lub modliszka działała szybciej niż ktokolwiek by przypuszczał... "To jest nawet dobra ksywka... modliszka..." - pomyślał Tupik wciąż z uśmiechem wpatrując się w nieznajomą i ukradkiem zerkając na reakcję towarzyszy.

Nie miał na wstępie nic specjalnego przeciwko poszerzeniu ekipy, mógł się im przydać każdy, szczególnie doświadczona w swym fachu złodziejka... tak im dłużej ją obserwował tym bardziej utwierdzał się, że nie jest tym na kogo pozuje... a pozowała mniej lub bardziej udanie przeciętną mieszczankę, może ciut lepiej się noszącą i zachowującą... Jednak jej kocie ruchy, pewność siebie, emocje i reakcję jakie wywołała u towarzyszy - z wyjątkiem Aniego, świadczyły że to ściema. Rękaw prawej dłoni jakby delikatnie obciążony, prawdopodobnie tak samo jak u Tupika... tak Tupik nie dawał się zwieść pozorom słabej płci. Wiedział że coś takiego nie istnieje, że powszechną opinię można wykorzystać do ukrycia prawdziwej siły. Stereotypy o halflingach były tak samo prawdziwe jak te o kobietach - a przynajmniej jeśli chodziło o żywoty awanturników i awanturniczek, to stereotypy nie miały nic do rzeczy.

Dopiero teraz uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz, nieznajoma była sama, nie miała innego towarzystwa a żaden trup nie leżał w okolicy. Jeśli była na tyle odważna by samotnie podróżować po Rosenbergu nocą, to musiała być dobrze przygotowana na ewentualny atak.
Brak sińców, lim czy innych widocznych obrażeń raczej wykluczał aby bezbronnie padała codziennie ofiarą napaści, a jeśli ktoś potrafi spędzić kilka nocy samotnie na ulicach Rosenbergu to... to tym bardziej nadawał się na potencjalnego sojusznika, choć coś w wyrazie twarzy Grzecznego mówiło mu to że większy chodzący dynamit niż Ani i że kłopoty to drugie imię tej Pani...


Oczywiście nie zamierzał spędzić nocy na dyskusjach, szczególnie nie na uliczkach Rosenbergu, zamierzał ukrócić dłuższe konwenanse i pośpieszyć do kryjówki... Nawet niespecjalnie obawiał się zaciągać tam Modliszki, skoro wiedzieli o niej kapłani to kryjówka była i tak spalona i mogła starczyć co najwyżej na kilka dni.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-03-2010 o 02:22.
Eliasz jest offline  
Stary 25-03-2010, 13:00   #35
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen


„Suka!” Erika nie zmieniła się ani krztynę na przestrzeni tego roku. Nadal tak samo figlarna, kokieteryjna, nonszalancka i niezależna. I piękna. Jednak po pierwszej euforii jaką wywołało jej pojawienie się na powrót w jego życiu, przyszła pora na refleksję. Była babą. Może cudowną, może czarującą, ale nadal babą. Zwykłą babą. On zaś nie był już tym idealistą. Rok. Tak wiele a przecież tak niewiele. On jednak zdążył wyrwać się z armii, zdążył zagnieździć pośród wszelkich typów spod ciemnej gwiazdy w Rosenbergu, zdążył zyskać imię i poważanie. Zrobił wiele, by okowitą zalać starą zadrę i teraz już jej niemal nie czuł. Niemal.

„To znajoma, ale nic pewnego. Uważaj.” – wykonał kilka gestów w ustalonym pośród chłopaków Grabarza slangu do Tupika, który pojawił się znikąd. Dokładniej zaś z dachu. Ten zaś przywitał się grzecznie, acz zdawkowo. Czujność jaką zwykle się maluch cechował i tym razem dała o sobie znać. Uwadze Grzecznego nie uszło również i to, że Tupik wygląda na zmęczonego a poza tym, że postawa Aniego wyraźnie mu do gustu nie przypadła. Sam był zaskoczony jak wiele z oczu Niziołka można było wywnioskować. Może zresztą była to jego prywatna zdolność. Umiejętność rozpoznawania zachowań druhów? „Kto z kim przestaje takim się staje” głosiła jedna z ludowych mądrości.

- Chodźmy zatem przepłukać gdzieś gardła i pogwarzyć. Tupik, prowadź. I powiedz nam Eri co u ciebie słychać, czym teraz się zajmujesz. Chętnie usłyszymy Eri co tu porabiasz… - powiedział to możliwie neutralnym, lekko zabarwionym przyjaźnią głosem. Nie chciał narażać się na jej gniewną replikę, której już przecież doświadczył. Nie, żeby jej odpowiedzieć nie potrafił. Co to to nie. Rok temu Matt Burgen nie znał się na kobietach. Szczególnie nie takich jak ona. Teraz jednak żył na ulicy i z dziewkami obchodził się nader szparko. Wiedział, że niewiasty uwielbiają mówić. Dawał jej okazję. Choć zważywszy na jej żmijowaty jęzor lepiej było by, gdyby zamknęła mordę. Wówczas wyraźnie zyskiwała na urodzie…
 
Trojan jest offline  
Stary 25-03-2010, 18:30   #36
 
Azazello's Avatar
 
Reputacja: 1 Azazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodzeAzazello jest na bardzo dobrej drodze
Krogulec. Kompletnie nic mu to nie mówiło, ale postanowił bardzo uważnie mu się przyjrzeć. Każdy szczegół mógł okazać się istotny dla Tupika. Mężczyzna zachowywał się nonszalancko, swobodnie – jakby kompletnie nie zakładając, że kieslevici mogą rzucić się na niego. Levanowi to bardzo się nie spodobało. Patrząc na prężące się muskuły, potężną szyję i tors godny Grzecznego, Levan przypuszczał, że być może wcale nie musi się bać.

Krogulec. Może ktoś z chłopaków słyszał o nim. Imię Eryk – to bardzo ważne. Wypowiadał się jak ktoś z wyższych sfer. Levan znał kilka osób szlachetnie urodzonych i rozpoznał, że Krogulec na pewno nie urodził się w slumsach. To on tu rządził, bez wątpienia. Płacę z góry dwie dychy na tydzień a od roboty ekstra – te słowa wypełniały wyobraźnie Levana, to było znacznie więcej niż był w stanie zarobić u Grabarza. Zauważył, że Wasilij rzucił chciwe spojrzenie. Dwadzieścia złotych koron. Rozglądając się po pomieszczeniu Levan doszedł do wniosku, że bez wątpienia było go na to stać.

Mógł się tylko domyślać co to za robota i spytałby tępo Krogulca o to gdyby nie hałas, który przybierał na sile i wreszcie zmaterializował się w postaci pobitego Magnusa i trzech zakapiorów – członków ochrony Divy zresztą. No, chyba że to wasz człowiek? – to pytanie w ciągu pół minuty ciszy wróciło do Levana kilkanaście razy. Jeszcze kilka minut temu mogli zrobić wszystko: wkręcić się, zdobywać informacje, poznawać układy, czerpać korzyści. Ale ta leżąca tu w swojej krwi gnida nie potrafi się zachować i trzymać języka za zębami. Zachował się jak najgłupszy krasnolud, który wchodzi do zajadu pełnego elfów i zaczyna opowiadać wice o długouchych. Dzięki Magnusowi tera wystarczy, że ktoś skojarzy ich imiona i mają przesrane. Tak naprawdę, to nie istotne było co zrobią z tym padalcem. Branie go w obronę mogło tylko przyspieszyć ewentualną konfrontację. A tę lepiej przeprowadzić na własnych warunkach. Levan zbyt lubił swoje oczy i język. Lubił więc nie strzępił go bez powodu.

- Tak znamy go, to Magnus – Levan zauważył, że mina Krogulca tężeje i wyczuł nerwowe poruszenie za swoimi plecami. Miał nadzieję, że Wasilij walnie go w twarz, jeśli się zagalopuje. Taka kłótnia między nimi mogła być cennym odwróceniem uwagi, ale na to jeszcze będzie czas. Przyszło mu na myśl, że stojący w pomieszczeniu regał zastawiony prawdopodobnie cennymi ozdobami idealnie waliłby się na oprychów stojących w drzwiach. Warto zapamiętać.

Levan powiedział kiedy wydało mu się, że minęły trzy dzwony. W rzeczywistości serce uderzyło może cztery razy.
Nie znamy iekārta... mmm układów... więc wynajęliśmy go vakar i to on nas tu przyprowadził. Nie mylił się, jest tu darbs, no ta… robota. Widać jednak, że nie wiedział wszystkiego –ponury uśmiech Levana uzupełniło posępne kiwanie głową. Levan bał się cholernie, ze strachu wrzucał kieslevskie słowa. Może ten strach okaże się przydatny, może uwierzą że jesteśmy obcokrajowcami – Levan sądził warto im w tym pomóc.
- Co więc zrobił Ci mój rajfur, że chcesz go zabić? – mógł udawać idiotę. Jego nieustępliwy wzrok miał potwierdzać prawdziwość jego słów. Najgorsze w tym wszystkim było to, że kolesie z Divy najwyraźniej tworzyli całkiem srogą bandę. Krogulec spokojnie patrzył na obu kieslevitów. Co z tego, że wyciągnę rapier? Tych ciuli jest za dużo – myślał gorączkowo – oj doigrałeś się Magnus.

Ciekawe gdzie reszta chłopaków? Levanowi nagle zaświtała myśl - nie zaszkodzi zagrać tą kartą. Taki impas. Levan lubił grać w karty, choć rzadko dawał radę Tupikowi. Przyszło mu na myśl, że może ta ekipa jest ugadana z kapłanami. Niby niechcący odsłonił koszulę i podrapał się po owłosionej klatce piersiowej, tak by nowy naszyjnik błysnął przez moment. Najwyżej nikt nic nie zauważy.
 
Azazello jest offline  
Stary 25-03-2010, 19:24   #37
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
W burdelu:


Krogulec zmrużył oczy, tak jak czynią to drapieżne ptaki. Nie uczynił ruchu żadnego w odpowiedzi na mały pokaz Levana. No może poza grymasem ust, który przy odrobinie dobrej woli można było wziąć za uśmiech. Wilczy, zgoda, ale uśmiech. Uśmiechał się paskudnie.

- Powiedzmy, że wam wierzę. Jednak chcecie dla mnie robić a do tego byle kogo nie biorę. Będzie zatem próba. Ten tu pomógł w zabiciu poprzedniego capo. Za to kara jaka jest wiecie. Noże jak widzę macie. Bierzcie się więc za robotę. Ale tak, by mi dywanu nie zachlapać. Przy drzwiach. No! Chyba, że nie zależy wam na robocie? – Krogulec przysiadł na skraju biurka spoglądając ciekawie to na leżącego, powoli poruszającego członkami Magnusa, to znów na spoglądających nań i na leżącego dwóch kislevitów. Zdawało się, że ogłuszonemu wraca przytomność, ale do ocucenia wciąż było daleko. Oni zaś musieli zacząć w końcu działać. Chłopaki Krogulca zaczęli się niecierpliwić, ale póki co byli niczym doskonale wytresowane mastiffy na smyczy. Zważywszy zaś na to, że każdy z nich był Levanowi zupełnie nieznajomy a takich jak oni znał by na pewno, wszystko to stawiało chłopaków Tupika wobec gównianego wyboru. Krogulec odchrząknął sugestywnie, po czym dodał ostrzej. – Liczę do trzech. Jeśli nie zabierzecie się za niego jak powiedziałem, uznam że nie nadajecie się do tej roboty. Raz…

Coś w głosie Krogulca ostrzegało, że odmowa rodzić może znacznie gorsze konsekwencje niźli tylko niechęć przyszłego szefa. Czy nawet brak pracy. Choć pewności, rzecz jasna, być nie mogło…
 
Bielon jest offline  
Stary 25-03-2010, 20:10   #38
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
- Próbowałem być tylko uprzejmy. Pozwolę sobie także rozwiać twoje obawy. Nie mam co do niej żadnych planów, Grzeczny. Po pierwsze inaczej bym się zabrał do tej rozmowy. Po drugie nie potrzeba mi słabostki w postaci kobiety. To mógłby wykorzystać jakiś mój przeciwnik. - uśmiechnął się ironicznie do dziewczyny.

Znają się się zaledwie kilka chwil, a już zwraca się o niej na ty. I zachowuje się, jakby jej tu nie było. Wprawdzie Lizzie niespecjalnie się tym przejmowała, sama miała zaledwie ponad 17 lat, ale miała swój charakter, i chcąc być wredna, mogła mu zwrócić uwagę. Tym razem nie była.

Max odszedł od nich, szukając jakiegoś niziołka. Wtem, coś małego zstąpiło w boczną uliczkę, co nie umknęło uwadze dziewczyny. Wyostrzając wzrok, dostrzegła tego, kogo poszedł szukać Max. Z początku zdawało jej się, że to dziecko, ale szybko się rozmyśliła. Najzwyklejszy halling. Chociaż w tych stronach pewnie mógł wzbudzić jakąś sensację, w Imperium pełno jest i krasnoludów, i niziołków. Ciekawe, ile noc kryje jeszcze niespodzianek. Kapłan wciąż był z nimi. Strażnicy miejscy, kapłani, łowcy czarownic, wszyscy oni wywoływali u dziewczyny dreszcze. Dziewczyna odruchowo sprawdziła, czy medalion wisi na jej szyi, choć niewidoczny pod koszulą i szalem, czasem zdawało mu się niespodziewanie pojawić, jakby był zaczarowany. I dziwnym trafem wszyscy wtedy reagowali nad wyraz dziwnie. Dyskretnie poprawiła łańcuszek, niby odgarniając włosy.

- Dobry wieczór Pani, jestem Tupik. – ton jego głosu przypadł dziewczynie do gustu. Przyglądała się mu tak przez chwilę, kiedy ten się do niej sczerzył.

- Witaj. – zwróciła się do Tupika. – Możecie zwać mnie Lizzie. – odezwała się do szerszego grona. Tylko Grzeczny używał jej prawdziwego imienia, Lizzie było jej przezwiskiem, którym została ochrzczona w młodości. W międzyczasie lewą ręką wykonała prawie niezauważalny gest, który jednak nie umknął uwadze niziołkowi.

Wydał się jej podejrzany, chciała go sprawdzić. Jeśli nie jest tym, za kogo go uważa, nawet nie zauważył tego, gdyż dla ludzi postronnych nic do nie znaczy.

Ericę zawsze zastanawiało, z jaką łatwością ludzie potrafią się po sobie poznać. Było to dla niej niezrozumiałe, ale jak widać, fach jest tylko czymś więcej niż sposobem na zarabianie pieniędzy. Grzeczny wierzył, że Lizzie była zwykłą szlachcianką, która uciekła w świat, żądna przygód. Nie miał pojęcia, jak bardzo awanturnicze życie wiedzie, jednak teraz wydawał jej się bardziej bystry, nie tak jak wtedy. Może coś się zmienił? Chociaż z początku złośliwy, i Erica odpowiedziała mu tym samym, wcale nie oznaczało to, że muszą się pozjadać na dzień dobry.

- Chodźmy zatem przepłukać gdzieś gardła i pogwarzyć. Tupik, prowadź. I powiedz nam Eri co u ciebie słychać, czym teraz się zajmujesz. Chętnie usłyszymy Eri co tu porabiasz… – odpowiedział Grzeczny.

Erica nie miała zamiaru rozwodzić się przy tym co tu robi, a z pewnością na na środku ulicy. Za dużo tego było. Chociaż głównie żyła z hazardu, to jeszcze żaden pijany mężczyzna nigdy nie zdołał upilnować w pełni swojej sakiewki. Chociaż dziewczyna wolała przynajmniej udawać, że nie kradnie, kantując w kartach.

Lizzie miała więcej planów co do tego miasta, ale nie spodziewała się spotkać tutaj takiej kompanii. Od dawna marzy jej się wykonanie jakiegoś większego przekrętu, ale działanie w pojedynkę niesie ze sobą spore ograniczenia. W postaci działania w pojedynkę, oczywiście.

- Pozwól, że odpowiem ci w jakimś innym miejscu. Niezbyt uśmiecha mi się tak opowiadać w środku nocy na ulicy, pogawędzimy sobie druhu przy kufelku czegoś mocniejszego. - puściła do niego oczko. - Jeszcze jakieś licho nas złapie, jak przed chwilą dwójka tych pijaków, potrzebująca miłości. – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym.

W trakcie drogi Erica zdawkowo przedstawiła, jak dotarła do miasta. Nie powiedziała oczywiście, że trafiła tutaj z powodu łowców czarownic, co się uwzięli od niej od Gór Środkowych, tylko, że jest tutaj w ramach "zwiedzania świata". Krótko mówiąc, prowadzi awanturniczy tryb życia. Mimo młodego wieku, jak miała powiedzieć coś naprawdę obszernie, choć niekoniecznie z sensem, lubiła to czynić nad kufelkiem piwa, czy wódki.
 

Ostatnio edytowane przez Revan : 25-03-2010 o 21:33.
Revan jest offline  
Stary 25-03-2010, 20:43   #39
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
„To znajoma, ale nic pewnego. Uważaj.” - przekazał gestem Grzeczny.
Tupik uwielbiał kombinacje ekipy, niezależnie od okoliczności czujność była wymagana zawsze, szczególnie że okoliczności były do dupy. Tupik zdziwił się nieco, lecz nie dał po sobie tego poznać, nabijana w trakcie drogi faja doskonale maskowała wszelkie nieprzewidziane gesty twarzy. Poza tym ostatnie ostrzeżenie wykonane znakami Grzecznego biło niczym dzwon w uszach Tupika. Grzeczny mało kogo się obawiał, często nie obawiał się mówić tego wprost, ale Modliszka najwyraźniej zasługiwała na swoją ksywkę, biorąc pod uwagę reakcję Grzecznego.
Miało to i swe dobre strony, tak naprawdę oprócz starej ekipy i Aniego nie miał specjalnie co liczyć na nikogo, młodzi byli fatalnie nieobeznani w relacjach miasta. Z Maxa wychodziła znajomość wielkiego miasta... " Tak Aldorf... "niemal" jak Middenhaim czy może na odwrót? Bez znaczenia, wielkie miasto, ogromna aglomeracja do której codziennie przybywa na tuzin nowych przestępców, gdzie ukryć można się dużo łatwiej i gdzie niemal nikt nikogo nie zna. Oprócz swoich... " Rosenberg był inny, tu właściwie każdy znał każdego - a przynajmniej powinien.

- Chodźmy zatem przepłukać gdzieś gardła i pogwarzyć. Tupik, prowadź. I powiedz nam Eri co u ciebie słychać, czym teraz się zajmujesz. Chętnie usłyszymy Eri co tu porabiasz… - Grzeczny powiedział to możliwie neutralnym.

"Pomimo całego napięcia pilnuje się jej..." Tupik wyraźnie odczuwał dystans...Grzecznego, ale i nie tylko. Idąc po uliczkach zrozumiał, że tak nie traktuje się potencjalnego wroga..., kogoś kogo nie chce się widzieć... Co by nie było to Grzeczny zaproponował "drinka" i zamierzał dowiedzieć się więcej o Erice, gdyby nie życzyłby sobie jej towarzystwa, zwyczajnie by ją spławił... lub chociaż próbował, bo Erika nie wyglądała na taką którą można spławić... Modliszka używała ksywki Lizzy choć Grzeczny mówił o niej Eri - w zdrobnieniu od Ericki zapewne... Tupikowi nie ulatywały niuanse, Grzeczny musiał coś do niej czuć skoro zwracał się do niej zdrabniając jej imię, na przekór temu jak sama się przedstawiała.
"Kto się czubi ten się lubi " - pomyślał uśmiechając się szeroko.

Lizzy ... użyła sekretnego znaku, Tupik nie tyle musiał co chciał jej odpowiedzieć, cieszył się że zna się na gestach złodziei, zawsze pozwalało to rozpoznać swojaków, nie mówiąc już o możliwości prowadzenia pełnej konwersacji nie używając do tego dźwięków.

- Pozwól, że odpowiem ci w jakimś innym miejscu. Niezbyt uśmiecha mi się tak opowiadać w środku nocy na ulicy, pogawędzimy sobie druhu przy kufelku czegoś mocniejszego. -odrzekła Lizzy i puściła do Grzecznego oczko. - Jeszcze jakieś licho nas złapie, jak przed chwilą dwójka tych pijaków, potrzebująca miłości. – odpowiedziała, uśmiechając się przy tym.

Wolał nawet nie pytać o jaką dwójkę chodzi, tak samo o to jak chłopaki poradzili sobie ze strażą, grunt, że się im udało. Lizzy z bliska okazała się być zaskakująco młoda i nawet nie taka wysoka jak na pierwszy rzut oka... Biust umieszczony naprzeciwko twarzy Tupika średnio pozwalał na koncentrację na twarzy Lizzy, mimo to zwrócił się do niej, niemal wymuszając uniesienie wzroku wyżej... większość mężczyzn z trudem opanowywała nie zerkanie na dół, Tupik miał w sumie większy komfort patrzenia... w końcu nie ma nic złego w patrzeniu przed siebie...

- Pijaczkami się nie martw, przynajmniej nie w naszym towarzystwie - odparł śmiało i z uśmiechem, - Czasu mamy sporo a i odległość dużą, nie tylko...Matt jest ciekaw co porabiasz w Rosenbergu. Tupik przez chwilę zastanawiał się jak nazwać Matta, nie był pewny czy ksywka Grzeczny została już wyjawiona, był jednak pewny, że skoro to znajoma Matta to imię jego zna... Tupik nie zamierzał zostawiać kamrata samotnie w pojedynku z Modliszką, na Grzecznego zawsze mógł liczyć gdy chodziło o walkę z bronią czy na gołe pięści. W walce słownej Grzeczny już dawno zrobił niebywałe postępy, a sprawny nauczyciel nie opuszcza ucznia. Lizzy jakby nie kombinowała musiała uchylić choć rąbka lub dwa tajemnicy, nie wprowadza się bowiem węża do własnego posłania, a jeśli gdziekolwiek mieli jeszcze iść tej nocy to właśnie tam - choć może nie tak dosłownie... Tupik wraz z resztą chodzili po zbyt grząskim błocie by ryzykować, do zdobycia mieli niemal tyle samo co do stracenia - czyli praktycznie wszystko, a gdy gra się o takie stawki umysł musi być trzeźwy a lędźwie posłuszne.

- Chcesz? - zaproponował Lizzy w drodze, podając jej swoją fajkę z której palił - cybuszek miała w kształcie głowy smoka, kilka buchów z fajki mogło ją wystarczająco rozluźnić, jeśli tego potrzebowała do rozmowy...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-03-2010 o 20:45.
Eliasz jest offline  
Stary 25-03-2010, 21:20   #40
 
Storm Vermin's Avatar
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Wasilij nie znał pracodawcy, przedstawiającego się jako Krogulec. Miał oczywiście nadzieję, że działało to też w drugą stronę i że ów Eryk nie ma większego pojęcia o roli, jaką kislevita odegrał w bitwie w karczmie przed trzema miesiącami. Cały czas obserwował rozmówcę. Ten wydawał się dziwnie rozluźniony, mimo że przebywał w towarzystwie dwóch uzbrojonych mężczyzn. Owszem, potężna budowa ciała z pewnością pomagała w jakiejkolwiek walce na pięści, ale przeciwko ostrzu na niewiele się zdawały. Kozak wywnioskował więc, że Krogulec ma gdzieś schowaną broń albo bardzo ufa ochronie burdelu.

Wasilij jak zwykle pozwolił gadać innym, w tym wypadku Levanowi. Rozmowa przebiegała w miarę pomyślnie. Krogulec zaproponował nawet jakąś robotę - sądząc po zapłacie, coś grubszego - gdy do pokoju weszli strażnicy wlekący ze sobą nikogo innego, jak znajomego krzykacza - Magnusa. Wasilij przełknął ślinę na ten widok. A fakt, że Magnusa rozpoznano jako jednego z tych, którzy zabili Harapa, wprawił go w przerażenie.

Starał się jak tylko mógł wyglądać na średnio zainteresowanego przywleczonym osobnikiem. W duchu pogratulował Levanowi, który, mimo że prawie na pewno był równie wystraszony jak Wasilij, wymyślił wiarygodną historyjkę. Mimo to kozak nadal był spięty, gotowy do błyskawicznej reakcji, na wypadek gdyby coś poszło nie po ich myśli. Czuł się paskudnie, tak wystawiając znajomego. Ale czas spędzony w zaułkach Rosenberga nauczył go, że własne zdrowie i życie jest rzeczą niezwykle cenną, której nie można narażać na szwank przy byle okazji. Mimo to zastanawiał się, jaka byłaby jego reakcja, gdyby ochroniarze wrzucili do pokoju, dajmy na to, Levana. Czy tak łatwo wydałby go na okrutny los? Wasilij wolał o tym , przynajmniej na razie, nie myśleć.

Wydawało się, że Krogulec bez większego problemu połknął ich wymówkę. Uśmiechnął się w sposób, którego mógłby mu pozazdrościć prawdziwy drapieżny ptak. Być może był nowy w mieście, ale swoimi słowami udowodnił, że był wystarczająco okrutny, aby doskonale się dostosować do brutalnych miejskich warunków. Wasilij przez chwilę stał zupełnie oniemiały, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Naturalnie, nietrudno było się domyślić, że Krogulec będzie chciał sprawdzić prawdziwość opowieści Levana, a przy okazji lojalność kislevitów w ten właśnie sposób.

Myśli przebiegały przez głowę kozaka jak szalone. Wasilij najzwyczajniej w świecie nie mógł się zdecydować, co począć z Magnusem. W końcu jednak racjonalna chęć przetrwania zwyciężyła. Nawet jeśli jakimś cudem on i Levan zdołaliby pokonać czterech rosłych, zapewne zaprawionych w boju przeciwników, to zamieszanie w burdelu przyciągnęłoby uwagę i zlikwidowałoby jakiekolwiek szanse na ukrycie się w jego pobliżu. Tak więc Wasilij, czując się jak podły kawał gówna, wyciągnął zza pasa nóż i podszedł do półprzytomnego Magnusa. Spojrzał jeszcze na Levana, odetchnął głęboko, po czym przymierzył się do ciosu w oko chłopaka. Zamierzał pchnąć pewnie i głęboko, tak, aby natychmiast zabić swoją ofiarę. Nie chciał skazywać Magnusa na powolną śmierć przez wykrwawienie.
 
Storm Vermin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172