Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2010, 23:37   #33
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Tupik wracał niespiesznie. Przynajmniej można było odnieść takie wrażenie porównując wcześniejsze jego ekwilibrystyczne popisy, kiedy sarnimi susami pokonywał wąskie szczeliny ulic dzielące jedne dachy od innych dachów. Teraz nie musiał się spieszyć i się nie spieszył. Nie na tyle, by ryzykować, jak wcześniej. Pokonywał powrotną drogę „na czuja” intuicyjnie zmierzając trasą, którą powinni podążać ścigający karetę kamraci. Dzięki temu udało mu się w końcu dostrzec ich samych. Pogrążonych na środku skrzyżowania w dziwnie żywiołowej dyskusji. Przysłuchiwał im się przez chwilę nim nie dostrzegł, że nie są sami. Była tam jeszcze jedna postać, ale ta zdawała się im znajoma. Lub też przygodnie poznana. Było to zresztą dlań bez znaczenia. Musieli pogadać. Tupik zsunął się po gzymsach z wprawą, jaką szczycić się mogli wyłącznie najlepsi ludzie Nosikamyka w tej własnie chwili, kiedy Maximillian wypowiedziawszy swoje słowa ruszył. Wylądował cicho na ulicznym bruku, ale i tak wzbudził czujność i uwagę nieznajomego. „Nieznajomej” poprawił się w myślach dostrzegając jej rude pukle i wąską, niemal nienaturalną kibić. Piękność, którą Grzeczny niemal pożerał wzrokiem, zerknęła nań ciekawie widząc że chłopaki wyraźnie go znają. To znaczyło, że był swojakiem. Cokolwiek by to znaczyć miało.

================================================== ======

Magnus zupełnie niczego nie rozumiał. Kompani, ci z którymi spędził ostatnie trzy miesiące i z którymi ruszył na miasto musieli przecież słyszeć jego krzyk! Musieli zrozumieć, że stało się coś złego. Że Kyllion…

Potężny cios pałką w okolicę podstawy czaszki nadszedł znienacka. Na kolana osunął się w momencie. Zaskoczony spostrzegł, że choć z trudem przychodzi mu mówienie, że choć nie jest w stanie sięgnąć do broni, to wciąż widzi. Widział zatem otaczających go rosłych ochraniarzy „Divy”, widział zdziwione, spłoszone spojrzenia niektórych gości i niektórych z dziewcząt. Widział jedną dziewkę, która wyraźnie różniła się od innych, bardziej wyniosła i władcza. Widział jej usta, którymi bezgłośnie wydawała ochroniarzom jakieś rozkazy. I widział obojętnie wchodzących po schodach Levana i Wasilija. Skurwiele mieli go w dupie. Wystawili ich. Zdradzili! A on…

Kolejny cios spuścił mu na głowę zasłonę ciemności. Błogosławioną w tej chwili…

==============================================

Nieznajomy był przerażony, ale skinął głową. Widać było, że przeklina pomysł pójścia tego wieczora do burdelu. Mleko się jednak rozlało i pozostało mu jedynie spełnić żądanie dwójki uzbrojonych zbirów, którzy za nic mając sobie świętość tego przybytku paradowali po nim z orężem jak gdyby nigdy nic. Czemu ochrona ich nie rozbroiła? Czemu teraz jej nie było? Odgłos szamotaniny z dołu głuszyły śmiechy i wesoły rozgardiasz bawialni, który powrócił dopiero przed chwilą. Tego również nie wiedział. Podszedł do wskazanych drzwi i ostrożnie zapukał a nie doczekawszy się odpowiedzi zrobił to mocniej.

- Proszę wejść… - rozległo się ze środka. Męski głos zapraszał do wejścia. Nic nie rozumiejącym wzrokiem nieznajomy spojrzał na Levana, ale ten dłonią uzbrojoną w sztylet wskazał mu klamkę. Zrozumiał.

Drzwi otwarły się od razu, kiedy tylko nacisnął klamkę a gdy je pchnął rozchyliły się szeroko ukazując komnatę zastawioną kilkoma meblami z których naczelnym było wielkie biurko. Za nim właśnie siedział mężczyzna w białej koszuli z podwiniętymi rękawami. Mężczyzna, którego i Levan i Wasilij widzieli po raz pierwszy w życiu. Co zważywszy na to, że znali cały przestępczy światek, znaczyło wiele. Nieznajomy widząc sterczących za plecami gościa burdelu kislevitów skinął na całą trójkę zapraszając ich do wejścia.

- Ja … nie chciałem … przeszkadzać… - wymamrotał gość burdelu. Levan w jednej chwili poczuł jak napięcie nagromadzone przed chwilą w jego ciele opada mu zupełnie. Odsunął gościa uszczęśliwiając go zupełnie, po czym podziękowawszy serdecznym „Spierdalaj” wszedł z Wasilijem do środka zamykając za sobą drzwi.

Komnata urządzona była z przepychem jak na warunki w Rosenbergu. Stylowe, zdobione płaskorzeźbami meble z wiśniowego drewna stały na podłodze zasłanej grubym dywanem, który musiał przyjechać z południa. Zważywszy na jego wzorzystą sygnaturę, z odległej Arabii najpewniej. Nieznajomy grzecznie powstał na ich powitanie. Górował nad nimi posturą, co samo w sobie było rzeczą niezwykłą.

- Witajcie przyjaciele. Ama wspominała, że szukacie pracy. Tacy jak wy z pewnością jej długo szukać by nie musieli. Mam jednak do zaoferowania coś więcej niż kilka miedziaków za ciężki dzień pracy. O ile was to interesuje…? – zawiesił głos uśmiechając się pogodnie. Wasilij i Levan dostrzegli jednak pod koszulą muskuły, których nie powstydził by się Grzeczny. Nieznajomy mógł sobie sprawiać wrażenie pogodnego druha, ale był z całą pewnością niebezpieczny. I to pomimo tego, że to oni byli w komnacie uzbrojeni.

- Zamieniam się w słuch… nieznajomy… - wymruczał Levan wiedząc, że na odpowiedź swego mrukliwego kompana nie ma co liczyć.

- Gdzież moje maniery. Wybaczcie to niedopatrzenie. Zwą mnie Krogulec. Choć po prawdzie mam na imię Eryk. Płacę z góry dwie dychy na tydzień a od roboty ekstra. Mówicie gdzie was można złapać Amie i raz dziennie przychodzicie tu na odprawę. Robicie co się wam każe, bez pytania.

- Dwie dychy czego? – pytanie Levana było zbędne, ale musiał je zadać.

- Koron, rzecz jasna koron. Jeśli weźmiecie robotę możecie dziś dostać już kasę za pierwszy tydzień. Jak trzeba pomogę wam znaleźć jaką stancję. Wiem jak to jest zaczynać w nowym miejscu i… - dalsze słowa Krogulca przerwał raban, który narastał już od jakiegoś czasu. Drzwi komnaty rozwarły się szeroko, kiedy do komnaty weszło trzech ochroniarzy wlekąc nieprzytomnego Magnusa. Z rozbitej głowy leciała mu krew a pochwy wyzbyto z oręża. Rzucony na ziemię niczym ochłap mięsa uderzył z nieprzyjemnym trzaskiem głową o ziemię.

- Co to takiego? – spytał z dziwną obojętnością w głosie Krogulec. Spoglądał jednak na swoich ludzi z oczekiwaniem na odpowiedź i twarzą ściągniętą w gniewie, co dawało nadzieję na to, że nie udaje a wszystko nie jest zainscenizowaną szopką.

- Taki jeden ciul, co przyszedł i darł się. Podobno to jeden z tych, co Harapa ubił. Tak mówią chłopaki Renda na zewnątrz. Ale dziewczyny mówiły, że przysiadł się z tymi tu. Więc przyślim. – prosty człowiek potrafił w prosty sposób przekazywać swoje ustalenia. Jednak Eryk do ludzi prostych już nie należał. Z namysłem spojrzał na Levana i Wasilija.

- Ciekawe... Mówi się, że za to w światku jedna tylko kara. Wykucie oczu i ucięcie języka. Tak by należało zatem z nim postąpić. I tak zrobimy. No, chyba że to wasz człowiek?

Pytanie zawisło w przestrzeni słowem, jednak ci, którzy w tej chwili znajdowali się w tej komnacie wiedzieli, że jedno słowo decydowało o życiu…




[Proszę qbę1115 o niepostowanie, choć nie przesądzam, że to koniec.]
 
Bielon jest offline