Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2010, 16:15   #48
Eliasz
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
John po telefonie powiadomił ochronę i spokojnie czekał na klienta nieco nudząc się przy TV. Domyślał się że chodzi o zakup wszczepów, gdyby nie chodziło o wszczepy to o cóż innego mogło chodzić klientowi lekarza-technika...? Gdyby chodziło o naprawę bądź leczenie - rozmiar obrażeń o który John pytał, dałby mu o tym sygnał.

Rozmowa toczyła się gładko, choć John wbrew oczekiwaniom nie miał za wiele roboty z Wolterem. Wizyta jednak była bardziej owocna niż ktokolwiek mógłby przypuszczać... Sprowokowała bowiem poważną rozmowę z Kosą...

Wolter zrobił dobre wrażenie na Johnie, podobnie jak poprzedni klient ćpun dbający chociaż o syna..."Ciekawe czy sam mu wykręcił rękę..." W dzisiejszych czasach wszystkiego można było się spodziewać także solo obwieszonego wszczepami. Wolter nie wyglądał na solo, nie zachowywał się jak on, jednak doświadczenie technika lekarza mówiło swoje. Cyber-rękę rozpoznał po stwardnieniach w okolicach nadgarstka, zaś temat i zapotrzebowanie klienta mówiło samo za siebie. Mimo to zachowywał się spokojnie, nie jak większość cyber-świrusów, po za tym rozmawiał rzeczowo. John przed przybyciem do Chicago nigdy by nie przypuszczał, że będzie montował ludziom wszczepy na dodatek nielegalnie, a o tym co będzie robił w najbliższych godzinach... to już przekraczałoby wszelkie wyobrażenia starego Jana z WR-3.

Gdy Wolter został odprowadzony za bramę John poszedł porozmawiać z Kosą. Przy okazji zwrócił uwagę na auto i co prawda nie znał się na markach samochodów, ale ten którym przyjechał Wolter robił chyba nawet większe wrażenie niż jego właściciel.

- Hej Kosa, potrzebne są filtry Sandevistana i wzmocnione sploty rąk, jeśli są dostępne to powiedz na kiedy i za ile? - zagadał bez ceregieli.
- Sploty za 450 w ciągu tygodnia a filtry Sanda za 1500... i dopiero za jakieś dwa tygodnie... oczywiście plus coś za fatygę. - Kosa była równie bezpośrednia
- Ok za porządnego Sanda dostaniesz 1800 i po 500 za sploty, ale proszę postaraj się by były dobrej jakości, muszę dbać o reputację, szczególnie na początku - uśmiechnął się i mrugnął okiem.
- Wiesz, to tylko najtańsze i najszybsze opcje. Jak chcesz, mogę ci coś załatwić z prawdziwego zdarzenia, prosto od Białej Suki. Ale to potrwa i będzie więcej kosztować. Na jej sprzęt jest gwarancja, to nie jakaś lipa od chinoli - uśmiechnęła się szeroko.
- Ile czasu... i jaki koszt? Klient wyglądał na zainteresowanego.
- Hmm.. - zamyśliła się. - Do trzech tygodni, choć jak dobrze pójdzie, to nawet w ciągu paru dni się załatwi. Cena do uzgodnienia jak już sprzęt będzie... wyczyszczony z krwi - puściła mu oczko.
- No to Pani koso chyba rozwiniemy interes - uśmiechnął się - klientów przybywa... w sumie jak dopadniesz filtry od ludzi z białej suki to bierz nie pytaj... przydadzą mi się tak czy siak... a organy... no cóż pan Chang pewnie niedługo zacznie mi przysyłać i takich co potrzebują... w sumie to i ja potrzebuje do połatania tych najgorzej zmasakrowanych... lodówkę mam ... mogą się przydać... - dodał ponownie się uśmiechając. - Zresztą najlepiej zwóźcie mi ich całych co by nie było ja przynajmniej ostrożnie pozbawię ich sprzętu - zakończył głosem profesjonalisty, co prawda kaleczącym język angielski, ale nadal z pełna powagą w głosie.
- Jak już rozwiniesz swój interes - nieznacznie zerknęła w stronę jego spodni - to możemy się umówić na stałą sumę. 30% od zlecenia pasuje?
- 25 brzmi rozsądniej... na cztery nawet łatwiej podzielić...
- 33% i będziesz dzielił na trzy - mruknęła.
- Właśnie... dobra co mi tam i tak ostatnio czekam na te małpy... a masz coś na oku? - Nawet nie czekał na odpowiedź, targi nie szły po jego myśli a jak grom spadło na niego przypomnienie o kliencie - Poczekaj chwile , klient czeka - niemal zapomniał o Wolterze, wyszedł za bramę i szybko poinstruował go o możliwościach, nieco naginając fakty dotyczące filtrów Sandevistaina, nie zamierzał bowiem na nie czekać, kiedy mógł użyć własnych. Wrócił do rozmowy z Kosą w niespełna trzy minuty. Kosa ciągnęła temat choć John miał wrażenie, że nie tylko temat zamierzała ciągnąć...

- Ostatnio była niezła sieczka w jednej z uliczek, niektórzy panowie byli dosłownie pocięci na kawałki i póki co leżą w piwnicy. Jak chcesz, to zajrzyj. Oni byli z ciężkiego wsparcia, może coś wygrzebiesz. - niczym kotka wymruczała mu na przywitanie.
- Słoneczko, masz swoje 33, zabieram się do roboty - lepszej okazji nie mógł trafić.
- Wpadnij do mnie wieczorem - posłała mu całusa
" Jak będę miał jeszcze siłę..." - pomyślał ponuro, choć z drugiej strony nocny relaks mógł być tym czego potrzebował,,, może nawet bardziej niż małp...
Piwnica okazała się rozleglejsza niż John przypuszczał, nowinka było dla niego drugie wejście:



Nie wspominając już o widoku ciał jakie znalazł w środku. Piętnastu ciał jak szybko zdołał policzyć leżących bezwładnie na stosie.
Piętnastu rozciachanych i rozprutych pociskami psów białej suki. Much niemal nie było, co świadczyło o względnie świeżych trupach i dobremu działaniu toksyn jakie rozpylone były w piwnicy...
"Przy okazji zapamiętać, aby wzmocnić tą bramę... jakaś porządna stal zanim to wszystko się rozsypie... może truposze dadzą zarobić..."
Najpierw sprawdził ich swym śróbowkrętem który miał przymilna funkcję wykrywania pluskiew, podobnie zresztą jak próg jego kliniki, o zamach niemal się nie obawiał, wiedział jak cenny jest jego umysł.
Urządzenie nie wykazywało żadnych sygnałów, co oznaczało, że zbieracze zwłok znali się na robocie.
Przy pomocy dwóch nomadów przeniósł pierwszego na operacyjny stół. Murzyn, dobrze zbudowany w wieku około trzydziestu lat, John zabrał się za możliwie najmniej uszkodzone zwłoki, licząc że czas zgonu pozwoli na uratowanie co poniektórych narządów i wrzucenie ich do lodówy nim zupełnie zmarnieją. Oczy, uszy, wszelkie wewnętrzne organy które dało się odratować miały swoją wartość, miały dopóki nie zgniły. Znacznie większą wartość miały miały cybernetyczne części w tym takie których potrzebował na zamówienie Woltera... gdyby się dobrze sprawił mógłby je mieć od zaraz... ale to by oznaczało niepotrzebną stratę czasu i organów, poza tym klient najwyraźniej dopiero robił przymiarki pod zamówienie i zbierał pieniądze... " W sumie słusznie, tez bym się nie pakował z tysiącami do nie wiadomo kogo... na przeszczep na dodatek..."


Murzyn był typowym szeregowcem Białej Suki, ale dobrze zachowanym, płynne cięcie przez tętnicę szyjną załatwiło sprawę, odcięta dłoń zapewne miała zabezpieczyć napastnika przed przypadkowym strzałem konającego - bo co do efektu cięcia na szyję nie można było mieć innych diagnoz. "Kurwa, nawet ja chyba bym go nie poskładał" - pomyślał widząc że cięcie właściwie przecięło niemal szyję na pół - ale bardziej z odruchu wycofywania broni - zabójca dociął do końca w ostatnim ruchu...katany? Tylko to przychodziło na myśl Johnowi, niewątpliwie ostrze i z pewnością nie szpony. Miecz byłby niepraktyczny, poza tym cięcia były zadane bronią o wzmocnionym ostrzu, cięły pancerz i ciało niczym rozgrzany nóż masło...nano-katana? Zastanawiał się John... Obrażenia na innych ciałach jedynie potwierdzały tą teorię, co więcej wszystkie obrażenia świadczyły o profesjonaliźmie zabójców. Strzały jedynie z początku wydały się Johnowi chaotyczne, ale tylko dlatego , że było ich wiele. generalnie jednak widać było że pociski zmierzają na serce lub twarz delikwenta, czasami w okolice krocza i podbrzusza.
Co dziwniejsze rodzaj zużytej amunicji... John starał się znaleźć jakąkolwiek i ku zdumieniu odkrył, że wszystkie ciała są przeszyte na wylot! Pomimo pancerza, jakie niewątpliwie psy nosiły, pomimo tonu metalu jaką mieli w sobie. - Niesłychane - powiedział sam do siebie, nie przerywając jednak ni na moment pracy... A tej miał sporo, czystko kryminologiczne spostrzeżenia przychodziły same, wraz z tym jak pozbawiał dowody rzeczowe wartości dowodowej... Zwłoki po tym jak skończył z nimi doktorek właściwie nie przypominały już zwłok. Zarówno czaszka jak i jama brzuszna, płuca, praktycznie każda część ciała poddawana była krojeniu i wycinaniu. Z niebywałą ostrożnością podchodził do szczepów, na szczęście nie musiał przejmować się delikwentem, ani też nie śpieszyło mu się wcale... nie gdy przed oczami miał sprzęt najnowszej generacji porównywalny z osprzętem korporacyjnym a może nawet lepszy.

Wiedział, że niektórzy wyrywali sprzęty uszkadzając i je i ciało. Gdy człowiek żył, należało po prostu ostrożnie wyciągnąć sprzęt z niego przy użyciu niemal tych samych narzędzi których używało się do instalacji wszczepu. Z trupami nie było problemu, po co wyciągać wszczepiony filtr nosowy najnowszej generacji, jeśli można odciąć nos i delikatnie pozbyć się skóry i tkanki miękkiej... Z operacyjną dokładnością lub przy użyciu chemii która nie zniszczy urządzenia a wyżre tkankę ludzką.
Dobra znajomość farmaceutyki umożliwiała Johnowi podejście w nowatorski acz skuteczny sposób na bezinwazyjne usuwanie sprzętu - oczywiście bezinwazyjne dla samego sprzętu, bo o ludzkim ciele można było przy te metodzie zapomnieć. Przy okazji ta metoda zapewniała skuteczne odkażenie wszczepu.

Zaklaskał z zachwytu ( rozbryzgując przy tym nieco krwi na wszystkie strony) gdy na jednym prawie cyborgu zobaczył nienaruszone wzmocnione sploty - a przynajmniej nienaruszone ręce... cyber-ręce, u człowieka rasy białej. Kula w czole - a właściwie wylot po niej, nie pozostawiał wątpliwości, że z tym delikwentem zabójca uporał się dość szybko. John z niepokojem zauważył, że czoło mogło być najbardziej opancerzoną częścią ciała tego człowieka, zakładając że miał ciężki hełm najnowszej generacji... Zakładając, bo po jakimkolwiek sprzęcie który można było po prostu zdjąć lub zabrać nie było już mowy. John miał do dyspozycji prawie gołe ciała, aż dziw że nikt nie pokusił się jeszcze na dobrej jakości bieliznę... Może trochę zachlapaną krwią, ale jednak... "Chyba nie mieli już na to czasu..." - pomyślał zastanawiając się jakąż broń musieli mieć ci goście... Jeśli co najmniej tak nowoczesną jak wszczepy których John po prostu nie rozpoznawał, to musiały siać równie mocne zniszczenie co te od której sami zginęli.

Ofiary masakry miały w sobie coś z artyzmu... A przynajmniej tak starał się na to patrzeć John. Szybka sprawna śmierć, bez wątpienia robota profesjonalistów z niezwykłym uzbrojeniem. Niemal śmiał się na myśl, jak muszą szaleć z wściekłości szefowie poległych. Nie mieli nawet ciał do identyfikacji, a po tym co John robił z ciałami nie pozostawało już nic do identyfikacji. Wanienka z silnie żrącym kwasem pochłaniała każdy niepotrzebny strzęp i każdą kość wrzuconą do kaźni. Wapno czy najczęściej używane chemiczne środki - używane przez amatorów rozkładały ciało po bardzo długim czasie, ryzykownie długim. John nie zamierzał pozostawiać na tak długo śladów, szczególnie nie po takich "pacjentach"


Piętnastu truposzy stanowiło spory kawałek roboty, szczególnie że John był skrupulatny i metodyczny w swoim działaniu. Trzech truposzy było wyjątkowo ciężkich i jak się szybko okazało nie bez powodu. Tonaże sprzętu uczyniły z nich niemal cyborgi, John z trudem doszukiwał się jakichkolwiek prawdziwych, naturalnych organów. Zauważył też, że skórę mieli popękaną i odpadała już od ciała - o wiele za wcześnie jak na czas zgonu i porównanie z tym co działo się z innymi zwłokami. Włosy wychodziły im garściami. W tych przypadkach John, nie piłował, nie przecinał... nie było niemal czego a każda metalowa część, metalowy fragment był na wagę złota. Szczególnie , że dla Johna fundusze stanowiły tylko środek do celu - celem był wynalazek, a to że ten sam generował dalsze fundusze, miało sprawić, że perpetum mobile w końcu ruszy.

Doznał olśnienia podczas pracy, wiedział że w jego rękach ten sprzęt zostanie poddany szybkiej, profesjonalnej analizie... Plany można skopiować, schematy odtworzyć i zwyczajnie ukraść i rozpowszechnić wynalazki Białej Suki... i miał to wszystko pod ręką - czy tez raczej skalplem w danym momencie.

Nowoczesne filtry nosowe i cała reszta nowoczesnych wszczepów pozwalała nie tylko przyśpieszyć obecne wynalazki - niemal galaktycznie popychając do przodu ukończenie Sniffera - o dziewięćdziesięcio procentowej skuteczności filtracji, otwierała się też możliwość na wdrożenie zupełnie nowych projektów, a przynajmniej skopiowanie tego co ma przed sobą.
"Ile może być warty schemat dla konkurencji?? Nie właściwsze pytanie brzmi, ile mogę za to chcieć... A właściwie ile mi potrzeba... 50.000 Eurodolców za projekt Białej Suki nowoczesnych filtrów nosowych, w tym temacie jestem obeznany, a później na rynek wrzucę swoją modyfikację uwzględniającą miesiące drobiazgowej pracy w Polfarmie" W połączeniu z rozwiązaniami Białej Suki czyniło to nowe filtry nosowe Johna niemal doskonałymi... choć słowo niemal dalej go irytowało, ale wiedział też że mikrobiologia i farmaceutyka także przezywają swój rozkwit.
"A właściwie czego ja potrzebuję? ... Może małej linii produkującej filtry?? Przynajmniej kilku nomadów miałoby zajęcie... Koszt... a na chuj mi linia produkcyjna... niech produkcją zajmą się przedsiębiorcy i korporacje, ja kupię sprzęt do badań, bo moje labolatorium nawet nie przypomina dawnego... tak...Mixer Biofarkormu, najlepszy sprzet w swej klasie 20 tysięcy Eurodolców... muszę mieć, dyfuzator biożelu - kolejne 15 ,nowoczesne cyber-łoże operacyjne 20 ... a może komorę kriogeniczną?? Ciekawe ile ona kosztuje... Nieważne... biożel... och lodóweczka, porządna, profesjonalna za kolejne dwadzieścia... nowoczesny biożel powinien zwrócić koszta i wygenerować dalsze zyski, no siebie jeszcze z dwie dychy pozostawię, żeby nie było... Ach i Kosa... no jakże bym mógł o niej zapomnieć, do ceny trzeba będzie doliczyć 33 %, żebym nie wyszedł na durnia... to ile to będzie? - szybko przeliczył i wyszło mu 95 ... z czego 33 % to trzy dychy... ech zażądam 150 tysięcy, w końcu badania od podstaw nad filtrami, zatrudnienie specjalistów, przyzwalanie na ich fanaberie w badaniach... to wszystko kosztuje" John znał ten cały proceder, widział jakie miliony idą w wynajdywanie sprzętu, sam wcześniej szastał środkami firmy nie licząc się z kosztami, teraz zaś wreszcie zamierzał skorzystać na swej wiedzy. Wreszcie będzie miał co odsprzedać netrunerowi, schematy wystawione w sieci szybko znajdą nabywcę i mogą być równie internetowo przekazane jak pieniądze. Bez kontaktu bez nieprzyjemnych spotkań. Udany biznes pociągnie kolejne, a jeśli netruner przemyśli sprawę... zażąda ceny jaką zechce zostawiając sobie nadwyżkę od tego co chciał John. Dopóki John był zadowolony nie obchodziło go specjalnie ile zarobią inni. W Polfarmie był znacznie gorzej wykorzystywany... W Polfarmie po prostu przywłaszczano jego wynalazki, jego dzieła... obecnie to on przywłaszczał cudze. Nie miał jednak wątpliwości, że wykradzenie schematów z systemu korporacji było znacznie kosztowniejsze i niebezpieczniejsze niż to co mógł zaoferować John. Musiał tylko rozpracować cudeńka które były w sporej ilości. Nawet zniszczone wszczepy traktował z ostrożnością - wiedząc, że przynajmniej je zbada, a być może użyje jako części zamiennych lub do naprawy innych... Nic nie mogło się zmarnować.

Kosa z pewnością doceni starania Johna, szczególnie że 33 % przy 150 tysiącach wyglądało obiecująco - i z pewnością kasa z planów i schematów była czymś czego nawet Kosa nie przewidywała. A gra była warta świeczki - jak to mawiał John. Mowa była o jednym schemacie a sprzętu władowanego w sługusów Białej Jędzy było wiele .( John wciąż nie przywykł do "oficjalnych" określeń. Cytadela, bastion, centrum, szklana pułapka - były to zastępcze słowa których używał zamiennie - nie lubił poruszania tematu cytadeli, a zastępcze słownictwo dawało pozory większego bezpieczeństwa.) "Gdy ździra dowie się, że sprzedano plany ich wynalazków będzie szaleć bardziej niż ze straty kilku ludzi - tych zawsze można zastąpić i władować nowy sprzęt, udostępnienie technologii konkurencji było zaś ciosem nie do odrobienia." Ostatecznie John nie zdziwiłby się wielce, gdyby to biała jędza okazała się ostatecznym nabywcą własnych schematów... tyle że te można było wystawiać co tydzień na aukcji... "Tak... cios nie do odrobienia..."
A John lubił zadawać ciosy korporacjom, czerpał z tego satysfakcję, była to jego osobista zemsta za wyzysk jakiego doznał od Polfarmy, za nagonkę, za ukryte pranie mózgu i nerwy. Było się za co mścić, lecz John był już wytrawnym koneserem zemsty, wiedząc, że ta najlepiej smakuje na zimno.
Sekrety były tym co korporacje ceniły najbardziej... Nie było co się w tej kwestii oszukiwać, nie miało znaczenia jak bogata jest korporacja - o ile odkrywała swoje dane i hasła do kont... Natomiast nawet najbiedniejsza korporacja, ale z masą sekretów stanowiła siłę z którą ciężko było się mierzyć... nie bez danych. Johna irytowało zresztą to, że korporacje skrywały swe wynalazki tylko dla siebie, przeciętnego mieszkańca globu mając gdzieś.
W sumie nawet nie przypuszczał, że w trzy tygodnie zbuduje podwaliny do rozpieprzenia korporacji... a przynajmniej zadania jej szkodliwych niepowetowanych strat.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-03-2010 o 17:36.
Eliasz jest offline