Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2010, 20:20   #34
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
- Wie pani co to jest? - zapytał Dunin.
Ujazdowska spojrzała na kołyszący się w dłoni Tomasza dziwny amulet.
- Mówi pan cyganka - zamyśliła się - Myślę, że to między innymi przez to, tak łatwo pana znajdują. Ja posługuje się inną metodą, ale im najwyraźniej było to niezbędne, aby pana namierzać. Niech się pan tego pozbędzie i jeszcze raz przeszuka dobrze swoje bagaże. Czy czegoś nie podrzucone oraz czy niczego nie brakuje z pana rzeczy osobistych.
Tomasz spojrzał na kobietę potem na trzymany w ręku wisior. Jeżeli to była prawda, to podstawy racjonalnego światopoglądu Dunina zachwiały się i to mocno. Mógł jeszcze zrozumieć tajne stowarzyszenia, pewną dozę mistycyzmu, czy nawet wiarę w okultyzm, ale jasnowidztwo i magiczne amulety przekraczały już zdroworozsądkowe granice. Tomasz wierzył, że to wszystko co się wokół niego dzieje ma jakieś racjonalne wyjaśnienie. Nie miał jednak czasu, by zajmować się tym problemem w tej chwili. Trzeba było działać i to szybko.
- Początek naszej znajomości może nie był najszczęśliwszy - zaczął po chwili - Podwiozę panią pod Batorówkę. Żadnego z samochodów nie możemy tutaj zostawić. Proszę wsiadać, nie mamy za wiele czasu... Choć z pewnością jest jeszcze kilka pytań, które chciałbym pani zadać. Jednak tym możemy się zająć jak już opuścimy miasto.

Dunin ruszył z piskiem opon. Zdawał sobie sprawę, że czas w tej chwili działa na jego niekorzyść. Rozmowa z Ujazdowską pozwoliła mu zdobyć trochę informacji, ale i tak nie ufał tej kobiecie. Do współpracy z nią, przekonała go jej otwartość, co nie znaczy uczciwość. Co będzie dalej zależało głównie od jej postawy i tego co wydarzy się wciągu najbliższych godzin.
Na szczęście wyglądało na to, że pod "Batorówką" nic się nie zmieniło. Czarny Bugatti lśnił w słońcu przykuwając uwagę przechodniów, a zwłaszcza dzieci.
Dunin ciągle nie mógł wyjść ze zdziwienia, że wojna jest za progiem a ci ludzie żyją jak gdyby nigdy nic. Czyżby uwierzyli w słowa władz, że wojsko polskie odeprze w szybkim czasie niemieckiego agresora. Tomasz wiedział jak wielkie siły zostały zaangażowane w wojnę z Polską i nie miał żadnych wątpliwości co do tego, że Hitler chce zająć całe terytorium kraju. Jedyna nadzieja jaką można było jeszcze żywić, to pomoc ze strony zachodnich sojuszników.
Tylko czy ta nadzieje nie jest zbyt płonna?

Ujazdowska wsiadła do swojego samochodu. W skórzanej czapce pilotce i z goglami na oczach, wyglądała zabawnie.
- Proponuję wyjechać w tej chwili - krzyknęła przez otwartą szybę - Dalszy pobyt z tym mieście może być zbyt ryzykowny.
Tomasz tylko przytaknął i ruszył do swojego auta.
Ujazdowska jechał pierwsza i to ona wyprowadziła ich z miasta. Wyglądało na to, że zna dobrze tutejsze uliczki, gdyż bez zbędnego błądzenia wyjechała na drogę wylotową. Po kilku kilometrach czarny Bugatti zjechał na pobocze.
Popołudniowe słońce nadal prażyło i tylko lekki wietrzyk dawał choć chwilową ulgę.
Gdy Dunin zatrzymał się obok samochodu Ujazdowskiej, ta wysiadła i podeszła do niego.
- Proponuję chwilę odpoczynku. - zaczęła - Tutaj niedaleko jest leśniczówka mojego znajomego. Moglibyśmy się tam zatrzymać i omówić dalszą drogę, zrobić zapasy żywności i odpocząć. Co pan o tym myśli?
Choć w głowie Dunina rodziło się wiele wątpliwości i czarnych myśli, postanowił zaufać tej kobiecie. Miał ze sobą broń, a to dawało mu jakieś poczucie bezpieczeństwa. Afera w którą się wplatał zaczynała przypominać jeden z amerykańskich filmów gangsterskich, gdzie za każdym rogiem mógł kryć się płatny morderca.
Dunin odpędził paranoiczne myśli i rzekł:
- Jedźmy zatem. Mam tylko nadzieję, że ten postój nie będzie groźny dla mojego życia.
- Żartowniś z pan - uśmiechnęła się cierpko Ujazdowska - Gdybym chciała pana zabić zrobiłabym to już dużo wcześniej. Gwarantuje panu, że z mojej strony nic panu nie grozi.
Dunin tylko kiwnął głową i zapalił ponownie silnik.

Droga przez las była kręta, wąska i piaszczysta. Samochód Dunina radził sobie w tych warunkach o wiele lepiej niż sportowe Bugatti. Tomasz słyszał jak nie kilkakrotnie Sabina klnie jak szewc, używając przy tym słów których nie powstydziłby się nawet praski doliniarz. Takie słownictwo ni jak miało się do pozorów szlachetności jakie chciała utrzymać.
Dunin uśmiechnął się pod nosem na myśl, że najwyraźniej dobrze ocenił tę kobietę. I choć zdawał sobie sprawę, że Dyjamentowska nie zadawała się z plebsem to nie mógł oprzeć się wrażeniu, że Ujazdowskiej daleko do szlachty, czy nawet ziemiaństwa. Nie wykluczało to w żaden sposób znajomości obu pań. Przypadek Mostowicza potwierdzał, że Weronika znała wiele osób z różnych środowisk. A z tego co Dunin zdążył zauważyć masońskie loże nie były zarezerwowane tylko dla wysoko urodzonych. Liczyło się chyba coś innego. Na pewno pieniądze i wpływy, ale także pewne cechy charakteru które wyróżnią ich z tłumu.
Po około półgodzinnym rajdzie przez las wjechali na niewielką polankę na której stał piętrowy, drewniany domek. Wszystko prezentowało się jak na jakimś sielankowym obrazku. Gdy otworzyły się drzwi i ze środka wyszedł wąsaty mężczyzna w mundurze leśnika, Dunin aż uśmiechnął się pod nosem na ten idylliczny obrazek. Brakowało jeszcze tylko sarenki, która wyłoni się za rogu.
- Tomaszu pozwól, że ci przedstawię to mój znajomy pan Henryk Rogoż.
- Miło mi pana poznać - leśniczy wyciągnął wielką niczym bochen chleba dłoń, na przywitanie.
- Zapraszam do środka. Zaraz przygotuję coś do zjedzenia i napijemy się kieliszeczek wiśnióweczki za to spotkanie.

Wnętrze leśniczówki prezentowało się bardzo skromnie. Zwykłe drewniane meble, stół, kilka krzeseł, ława przed kominkiem, kilka prostych wiszących szafek. Ściany ozdobione makatkami i licznymi trofeami myśliwskimi. Rogi i spreparowane łby wisiały u powały.
Dunin z Ujazdowską zajęli miejsca przy stole, a pan Rogoż wyciągnął z kredensu karafkę i trzy kieliszki. Rozlał wszystkim krwistoczerwonej wiśniówki i z okrzykiem "Na zdrowie" wychylił swój nie czekając na resztę.
Nalał sobie następnego i czekał aż goście wzniosą toast. Gdy to nastąpiło im także dolał do pełna i uspokojony zapytał:
- To co podać coś do jedzenia? Mam wspaniały bigosik.
- Nie dziękujemy - odparła Sabina - Godzinę temu jedliśmy obiad. Może później. Teraz chcielibyśmy zostać sami. Muszę coś omówić z panem Tomaszem.
- Ja sobie chcecie - obruszył się pan Rogoż - ale nie wiecie co tracicie. Pokój twojego ojca jest do dyspozycji Sabinko. Nikt nie będzie wam tam przeszkadzał.
- Dziękuję panie Henryku. Mam jeszcze jedną prośbę.
- Tak?
- Niech Kuba wprowadzi samochody do szopy za domem i zamknie wrota. I jakby ktoś tu o nas pytał, to pan nic nie wie, dobrze?
- Oczywiście, Sabino.

Dunin wraz z Ujazdowską udał się na górę do małego pokoju, pełniącego rolę skromnego gabinetu. Biurko, krzesła i niewielka kanapa. Sabina usiadła za biurkiem i zaczęła czegoś szukać w szufladach.
- Niech pan siada - powiedziała, nie przerywając poszukiwań.
Po chwili rozłożyła na blacie drogową mapę Polski.
- Panie Dunin ja wiem, że mi pan nie ufa i ja to rozumiem. Będąc na pana miejscu postępowałabym tak samo. Nieświadomie wplątał się pan w aferę o której nie ma pan pojęcia. To, że pan nadal żyje zawdzięcza pan albo ogromnemu szczęściu, albo wielkiej inteligencji i przebiegłości.
Dunin usiadł naprzeciwko i z uwagą słuchał słów Sabiny.
- Ja proponuję panu uczciwy układ. Współpraca, która przyniesie korzyści obu stroną. Zagwarantuje panu bezpieczeństwo i oferuję całą moją wiedzę i środki jakimi dysponuję. A jak pan widzi mam tak owe. Znam odpowiednich ludzi i odpowiednie miejsca.
- Rozumiem. - odparł Dunin - Proszę mi na początku powiedzieć w jaki sposób jasnowidz lokalizuje ludzi.
- Trudne pytanie. Każdy posiada inny rodzaj daru i każdy robi to na własny sposób. Jeden podrzuca ofierze jakiś przedmiot, który dobrze zna i to właśnie jego szuka myślami. Myślę, że coś takiego miało miejsce w przypadku tej cyganki i amuletu, który panu dała. Inny potrzebuje mieć jakiś przedmiot należący do ofiary. Są naprawdę różne techniki śledzenia.
- A czy jest jakiś sposób, by zabezpieczyć się przed czymś takim? - Tomasz sam nie wierzył, że zadał to pytanie. Oznaczało to tylko jedno, zaczyna wierzyć w te fantastyczne historie.
- Oczywiście, że tak. Już sama moja obecność chroni pana.
- Jak to?
- Od momentu naszego spotkania w Grodnie, otaczam pana ochroną aurą która rozprasza wszelkie wrogie fluidy.
- A czy jest jeszcze jakiś inny sposób?
- Widzę, że nadal mi pan nie ufa. - Sabina uśmiechnęła się dobrotliwie - Dobrze, takie pana prawo. Jeżeli nie ufa, pan mi, to niech zaufa pan potędze runów.
Ujazdowska położyła na biurku srebrny medalik. Dunin wziął go do ręki i obejrzał dokładnie. Srebrny dysk pokryty była nordyckimi runami, a w jego centrum wykuto symetryczną rozetę.

- Niech pan to nosi cały czas na szyi. To ochrony amulet. Wypisano na nim specjalna formułę chroniącą przed złymi czarami i wpływami złych ludzi i fluidów.
Tomasz obracał w dłoniach amulet dalej słuchając Sabinę.
- Teraz musimy wspólnie opracować plan działania i dalszej podróży. Dokąd właściwie jedziemy? Przepraszam za to "my", ale sądząc po pana pytaniach zgadza się pan na nasz sojusz.
W gabinecie zapadła wymowna cisza. Dunin musiał teraz zdecydować ile może powiedzieć Sabinie Ujazdowskiej i jak dalece może jej zaufać.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.
brody jest offline