Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2010, 20:38   #19
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Anzelm całym tym pomysłem zachwycony nie był. W zasadzie jego ponura mina na zakazanej mordzie nie zmieniła się zupełnie, mruknął coś tylko i splunął na ziemię.
- Nigdzie nie lezę, chałupe mi spalą i z czego żył będę, hę? Się jakiś tu przypałęta to kości mu porachuję. I tyle.
Rozmowa była zakończona, bo i co więcej gadać do chłopa, który swoje postanowił i na argumenty był głuchy. A żona jego tylko ramionami wzruszyła.
- Ja tam nic mu gadała nie będę, on i tak zawsze swoje wie. Jeśli prawdę powiadacie, to mogę ja się wynieść, do Jagi pójdę nocować. A ten staruch niech tu razem z chałupą spłonie i kij mu w rzyć!
Mówiła ze złością, w której na pewno były też inne emocje. Ale Anzelm był taki, na jakiego wyglądał, toteż nawet nie było kolejnej próby. Można było co najwyżej dać mu w łeb i odciągnąć, co nie zostałoby dobrze przyjęte przez tutejszych. Dobrych trunków i nie zjełczałej jajecznicy też w tej zatęchłej gospodzie nie szło dostać, musiało się więc zacząć od fizycznych ćwiczeń, które chociaż orzeźwiły umysł, to nie przyniosły Markowi ulgi. Zmęczył się szybko, po kilku mocniejszych złożeniach stękając już ze zmęczenia. Wyglądał jakby zupełnie nie był przyzwyczajony do picia, albo ogarnęła go nagła słabość, bo przecież jeszcze niedawno miał energii sporo. Nie było wyjścia, trzeba było wracać do Vixen.

A karczmie panował raczej grobowy nastrój. Ludzie rozmawiali mało, a gdy rozmawiali, mówili o ostatnich wydarzeniach. Okazało się, że posłańca znaleziono martwego, godzinę drogi od Vixen, tak zmasakrowanego przez ptactwo, że trudno było rozpoznać kto zacz. Wójt natychmiast posłał trzech kolejnych, ale miasteczko wciąż pozostawało prawie bezbronne. A ludzie nie mieli zamiaru ani spać, ani pilnować czyichś chat, gdy każdy dbał o siebie. Zarządzono tylko jakiś obywatelski patrol złożony z kilku chłopa.
Mark nie był tym wszystkim zachwycony.
- Chyba faktycznie trzeba się stąd wynosić. Gdy nie znajdą winnych, zaczną wieszać i linczować kogo popadnie.
Tym razem przynajmniej pił w miarę umiarkowanie, nie zalewając się w trupa. Chociaż nastrój do tego skłaniał.

Gdy już popołudnie nastało na dobre, do ich stolika podszedł poznany już przez Arinę Koźlak. Dziad tym razem nie brzdękał na swoim instrumencie, nawet o piwo nie prosząc, wpasowując się w ogólny klimat, jaki tu teraz panował. Śmierdział i łakomie spoglądał na żarcie, ale nie prosił o nic, bo i nie pora była na opowieści. Podzielił się za to innymi wieściami.
- Biedny młodziak, co go posłali. I jeszcze tak podziobany przez ptactwo, psie krwie. Podobnie zginął mąż pani Elizy, niech bogowie go w opiece mają. Ledwie kilka tygodni temu to będzie.
Wiedźmince coś innego jeszcze do głowy przyszło, zadała swoje pytanie.
- A nie, pani Eliza nie od nas. Nieboszczyk jej mąż spotkał ją gdzieś podczas jednej ze swoich handlowych podróży, przywiózł do Vixen i poślubił, rok to już czasu będzie, pamiętam, że też ledwie wiosenka się zaczynała...
Spojrzeli po sobie. Należało się zbierać, jeśli chcieli jeszcze trochę się przespać. Ale najpierw przenieśli swoje rzeczy a i konie w stajni przy ratuszu pozwolono im trzymać. Przeciągnęło się to do wieczora prawie i na sen tylko dwie marne godziny zostały, póki wieczór, wciąż całkiem szybki, nie otulił miasteczka.

Karczmę obeszli całą, zabezpieczając co się dało, ale nie dało się zbyt wiele. Anzelm pozostał przy barze, na którym położył wielką, dębową pałkę, którą miał zamiar przepędzić podpalaczy. Mark jednak nie miał ochoty czuwać bez przerwy.
- Dwie godziny snu, potem zmiana. Co z tego, że ich zauważymy, gdy zmęczenie nas weźmie.
Mężczyzna nie wyglądał najlepiej, warto więc było się zgodzić. Problem w tym, że znów przyszedł sen.

“Widziała kruki siedzące w gniazdach uplecionych z dziwnie wyglądających roślin, kobieta, która towarzyszyła ci w snach kolejną noc, strzelała do nich z łuku. Ptaki spadały martwe jeden po drugim, ich ciała spalały się i nie pozostawała z nich nawet kupka popiołu. W gniazdach odradzały się nowe kruki, a jej znajomej skończyły się strzały. Zaczynały uciekać, doganiało je coraz bliższe krakanie...”

BACH!
Drzwi otworzyły się z trzaskiem.
Jedna za drugą, ubrane w czerń sylwetki, wbiegały do wnętrza karczmy. Arinie potrzebne były ułamki sekund, by stać przed nimi z mieczem w ręku. Markowi tylko chwilę dłużej, a Anzelm ryknął, dzierżąc już solidną pałkę.
Jeden za drugim, aż jedenastu zbirów wpadało do środka drzwiami i oknami. Część miała miecze, szczęknęła stal, poszły skry. Kilku niosło pochodnie, które rzucili pod ściany. Dwóch od razu rzuciło się na karczmarza, który z trudem odpierał ich ataki. Reszta rozpierzchła się, albo to szukając najlepszych miejsc do podpalenia, albo nacierając na wiedźminkę i najemnika. Nie wyróżniali się niczym szczególnym. Tylko ta liczba i sam fakt, że tu byli. Było już grubo po północy. Ustępowali im umiejętnościami, ale co z tego, jeśli przewaga była niemal czterokrotna? Czy inni zdążą przyjść z pomocą? Szybko zostali rozdzieleni. Teraz każde walczyło o życie.
 
Sekal jest offline