Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2010, 21:16   #17
Vampire
 
Vampire's Avatar
 
Reputacja: 1 Vampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znanyVampire wkrótce będzie znany
Zapach krwi unoszącej się w powietrzu spowodował poruszenie u zebranych spokrewnionych. Bynajmniej nie dlatego, że była to krew. Czerwony płyn był tutaj serwowany w różnych drinkowych wariacjach więc lekki zapach zawsze unosił się z nad baru i jeśli ktoś nie był akurat na głodzie nie wywoływało w nim to większym emocji. Z tym zapachem było jednak inaczej. Był dużo gęściejszy zupełnie jakby przed klubem zaparkowała właśnie otwarta cysterna osocza. Zapach był tak gęsty i przytłaczający, że można było go kroić. Miało się wrażenie, że można go dotknąć. Różnił się on jednak od zapachu standardowego menu wampirów. Instynktownie można było wyczuć, że wywęszyli właśnie przelaną krew dzieci nocy - i to w takich ilościach, że można by z niej “wyżyć” wiele lat. Niektórych to odkrycie podekscytowało, niektórych przeraziło a jeszcze innych tylko zaciekawiło. Mimo, że muzyka dalej grała nikt nie tańczył ani się nie poruszał. Wszyscy patrzyli jakby zahipnotyzowani na drzwi czekając na to co było za nimi.
Sebastian uśmiechnął się lekko. Może ostateczna śmierć poznała dzisiaj parę wampirów, jednak kto byłby na tyle głupi, żeby przyjeżdżał do elizjum pełnego przedstawicieli różnorakich klanów z tabliczką zawieszoną na szyi "Mam przy sobie vitae wampira!" Zaciekawienie zaczęło uderzać w niego niczym taran coraz to mocniej za każdym razem. Dopił do końca swój trunek i niepostrzeżenie sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki trzymając dłoń na broni. Patrzył się na zebranych starając się zachować trzeźwość umysłu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_0vCqEgarBY[/media]

Drzwi się otworzyły i do środka weszło czterech rosłych facetów ubranych w długie i dość obszerne skórzane płaszcze. Jeden z nich posiadał dość charakterystyczny i rzadko spotykany rodzaj zarostu będący połączeniem baków i wąsów. Pewnym było, że na pewno to nie dodawało gościowi uroku. Jego kumple byli niewiele lepsi w kwestii mody i urody. Twarz blondyna była przecięta długą na niemal całą twarz blizną. Lewe oko miał jasnoniebieskie a drugie o odcieniu ciemnego brązu. Jeśli ktoś w sali nie miał jeszcze wyobrażenia jak może wyglądać szaleniec to właśnie nadrobił tę zaległość. Trzeci mężczyzna był najniższy ze wszystkich. Owłosienie z twarzy miał zgolone kompletnie - nie tylko włosy i zarost, ale także brwii - widocznie aby zrobić miejsce na dość rzucające się w oczy tatuaże. Prawie na każdym centymetrze jego skóry znajdował się różne motywy z religii Chrześcijańskiej a najczęściej zauważalnym był krzyż. Czwarty zdawał się być najmłodszy. Krótko ścięty brunet na modłę wojskową trzymał w ustach niezapalone cygaro, które pod żadnym kątem wizualnie do niego nie pasowało. Cała grupka wyglądała jakby się urwała z jakiegoś serialu albo zakładu dla obłąkanych. Najdziwniejsze było jednak, że wszyscy wyraźnie wyczuwali bicie ich serc. To byli ludzie. Żywi. Mięso. Ochrona jednak ich przepuściła, ale czy… oby na pewno?

-Witajcie przyjaciele! Usiądziecie? - spytał nie mogąc się doczekać reakcji. To albo łowcy, albo świta któregoś wampira, co było wątpliwe. Musiał się dowiedzieć kim są!

Bakobrody uśmiechnął się jakby ów gest miło go zaskoczył. Reszta tylko popatrzyła po sobie wyraźnie zbita z tropu takim zachowaniem. Brodacz pogładził masywną dłonią swoją pseudo-brodę i tonem grzecznego dobrze ułożonego faceta odpowiedział.
-Dziękuję, ale nie skorzystamy. Za to za tak miłe słowa przywitania dopilnujemy byście państwo spoczęli… - rozłożył ręce by pokazać, że chodzi mu o mały stojący przed nim tłum -…na wieczny odpoczynek. - szybkim ruchem ręki odpiął płaszcz. Po wewnętrznej stronie znajdowała się mała mini zbrojownia umieszczona w specjalnych kieszeniach i na zaczepach. Karabiny, noże, maczeta, granaty i inne narzędzia destrukcji. Brodacz w lewą dłoń chwycił maczetę a w prawą coś co wyglądało na mniejszą wersję jakiegoś karabinu maszynowego. Reszta wesołej kampanii uczyniła podobnie. Padły cztery serie, które odesłały momentalnie pierwszy rząd nieumartych do stanu nieżycia. Powstał chaos. Część atakowała wrogów, część uciekała a część szukała miejsca do ukrycia. Jedno było pewne. Zaczęła się rzeź.
Malkavian patrzył z uśmiechem na mord krwiopijców, bawiło go to, jednak siekanina, jaka w tym momencie się działa była niestety zagrożeniem dla niego. Skupił się w sobie i zaczął zaglądać do umysłu jednego z nich. Padło na łysego. Wnet gdy wytatuowany na głowie mężczyzna obracał się by swym boskim ogniem zabić jeszcze parę pijawek zauważył przelotnie swoich kompanów, jednakże... zmienionych. Ich twarze były nieludzko blade, oczy płonęły żywym ogniem, który również buchał z nosa, uszu i ust. W ich ustach pojawiło się kolejne wynaturzenie, ogromne kły zaostrzone i srebrne. Ich dłonie trzymające broń zaś były czarnymi szponami, z których to spływała i kapała czarna, podobna do ropy maź.


Wytatuowany, który do tej pory strzelał tylko frontowo skierował lufę na prawo celując w faceta z blizną. Po otrzymaniu serii w prawe udo i krzyku agonii ten padł na ziemię zaczynając tarzać się we własnej krwi. Łysy wycelował lufę prosto w mordę swego kamrata. Właśnie wtedy dostał z łokcia w nos od brodacza. Sądząc po dźwięku nos delikwenta był co najmniej złamany - bardziej przypominał dziwny zniekształcony fałd skóry zwisający z twarzy.
-Co Ty odpierdalasz? Pijawa Ci na mózg padła czy co? - pewnie nawet nie wiedział ile miał w tym racji. Rana na udzie różno-koloro-okiego zaczęła się zaklepiać i krew płynęła coraz rzadziej. Po dosłownie paru sekundach łowca się podniósł na nogi. Na pewno nie było to naturalne zjawisko dla ludzi. Wojskowiec podbiegł szybko do leżącego i przerzucił go przez ramię. Pierwszy szok u wampirów zdawał się mijać bo zaczęły atakować zorganizowanie na parszywą czwórkę.
-Było miło, ale czas nas goni. Nara pijawy. - Pan wąs wyjął coś co przypominało granat, ale wyglądało na zbyt rozwinięte technologicznie by nim być. Wcisnął jakiś guzik i dioda na urządzeniu zaczęła mrugać jasnym światłem… coraz szybciej. Nie zdążył go jednak rzucić bo pojawił się przed nim jeden z gości Elizjum używając akceleracji i uderzył go w klatkę piersiową z taką siłą, że ten - dosłownie - wyleciał przez drzwi i wylądował na ulicy. Reszta jego bandy ruszyła za nim a zbłąkane urządzenie zawisło w powietrzu bardzo blisko sufitu. Dioda mrugała coraz szybciej…
Sebastian nie czekając na nic ruszył pędem do wyjścia. W pośpiechu wybiegł za uciekającymi i wyciągając pistolet strzelał w nogi najwolniejszego, by ten padł na ziemię.

Kula sięgnęła celu co nie było zbyt trudne jeśli brać pod uwagę, że cel był dwuosobowy. Wojskowy upadł na kolana jakby ktoś podłożył mu kij pod nogi i upuścił nieprzytomnego kolegę, który poturlał się przez impet kilka metrów po ulicy. Bakobrody leżał jak placek na masce czarnego pickup’a ale widać było, że dochodzi już do siebie. W tym momencie słychać było głośne “klik” i wnętrze elizjum wypełniło oślepiające światło, którego odrobiną padła na sekundę na dłoń wampira powodując lekkie oparzenie. Światło po chwili zgasło równie raptownie jak się pojawiła. W Elizjum panowała nienaturalna cisza. Martwa cisza.

DeVents nie zastanawiał się długo. Wyciągnął pistolet i celując w głowę łowcy oddał strzał. Trafił w klatkę piersiową, a jej właściciel gwałtownie cofnął się o krok. Z grymasem na twarzy wyciągnął karabin i strzelił krótką serią, której pokaźna część pozostała w lewym ramieniu Sebastiana. Kolejny strzał wampira. Prosto między oczy, nawet najlepszy strzelec pogratulowałby takiego strzału. Jednak zwycięzca owego pojedynku poczuł iż coś dotknęło jego nogi. Popatrzył w tą stronę i jednocześnie pokierował tam lufę pistoletu. Kolejny "granat" z migającą diodą. Brodaty łowca uśmiechnął się w jego stronę pokazując środkowy palec. Sebastian szybko kopnął śmiercionośną kulkę w stronę wyjścia, z którego wybiegło parę wampirów. Granat eksplodował, jednak promienie nie dotarły do Sebastiana. Malkavian podmuchał na rękę i popatrzył na brodatego łowcę. Uśmiechnął się i poprawił kilkoma strzałami w plecy by uszkodzić go w miarę, lecz żeby nie zregenerował się za szybko. Podszedł do drugiego łowcy i oddał strzał w głowę. Wrócił do brodatego i strzelił po raz kolejny.
-Patrzcie, złapałem szmatę Leopolda! - uśmiechnął się w stronę wampirów, które wybiegły z elizjum.
 
Vampire jest offline