Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-03-2010, 23:08   #404
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Pierwsze co zrobił po powrocie do karczmy, to nakazał obu kobietom zajęcie się zebranymi ziołami. Wszak szkoda by się ten plon Monice zmarnował, a i Aldona się może czegoś nauczyć pomagając jej. A szpieg będzie pewien, że obie są bezpieczne.
Na szczęście dziewczyny jakoś nie protestowały (znaczy się Aldona nie protestowała, bo Monika nie śmiałaby). Pozostało więc zając się pozostałymi sprawami.
Zanim wyruszył do Agnes Baade, ubrał się wykwintnie i podsłuchiwał przez chwilę pod drzwiami Aldony i Moniki. Wmawiał sobie co prawda, że tylko posłuszeństwo ich sprawdza. Choć po prawdzie to kierowała nim zwykła ciekawość. Dziewczyny, ku jego rozczarowaniu mówiły jedynie o ziołach... Cóż, może następnym razem podsłucha coś....pikantniejszego?
Póki co, miał do wykonania zadanie.
Po drodze do kamienicy panny Baade, Rennard zaopatrzył się w kwiaty i ruszył do domu swej „przyjaciółki”. Jeśli dobrze pójdzie, upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Wkrótce zresztą dotarł do kamienicy, zapukał i czekał...
Po pewnym czasie, niedługim nawet, drzwi się otworzyły i ukazał się w nich służący Arnold. W tym samym zresztą dublecie co poprzednio, choć trzeba mu było przyznać, że wyglądał schludnie.
-Pan de Falco, jeśli mnie pamięć nie myli. W czym mogę pomóc?
-Gratuluję pamięci. Proszę przekazać pannie Baade, że pan de Falco przyszedł w sprawie ostatniej rozmowy.-
odparł spokojnym głosem Rennard.
-Ach, pani o tym wspominała. Proszę wejść- zaoferował.
-Gdzie więc zastanę pannę Baade?- spytał Rennard służącego.
-Proszę za mną- odparł Arnold kierując się do schodów. Wszedł na piętro i skierował się do biblioteki. Stanął w otwartych drzwiach i zaanonsował:
-Panno Baade, przyszedł Rennard de Falco. Pozwoliłem sobie go wpuścić.
-O, to bardzo dobrze
- padła odpowiedź wypowiedziana głosem Agnes.- Niech wejdzie.
Służący usunął się szpiegowi z drogi i oszczędnym gestem zaprosił do środka.
De Falco wszedł niosąc przed sobą bukiet kwiatów i mówiąc.-Wyglądasz dziś przepięknie, moja droga. Te kwiaty bledną przy tobie.
Szczerości dodawał fakt, że wzrok Rennarda dosłownie rozbierał Agnes. Szpieg przyglądał się jej kreacji, szczególnie baczną uwagę przywiązując do sposobów jej zdarcia. Cóż...poranek na łące z Aldoną, zaostrzył jedynie apetyt. Ale go nie zaspokoił.


Dzisiejsza kreacja kobiety była dość wymyślna. Uszyta z dwóch różnych materiałów, jednego w jasnym a drugiego w ciemnym odcieniu zieleni. Prawy rękaw sukni był prosty, za to lewy bufiasty i odsłaniający ramię. Biust Agnes był wyeksponowany przez krój sukni, czego de Falco nijak przegapić nie mógł. I oderwać oczu... też nie.
-Panie de Falco, komplemenciarz z pana.- zachichotała kobieta odkładając właśnie książkę na półkę.
- Tylko wielbiciel piękna, moja droga.- uśmiechnął się szpieg i włożywszy kwiaty do dzbana stojącego na kredensie, zamknął za sobą drzwi. Po czym spytał.- Co czytałaś?
-Opis geograficzny Mahakamu. Nie mogę się nadziwić, co te krasnoludy widzą w swoich górach.
-Klejnoty widzą.-
de Falco zbliżył się do Agnes, bardzo blisko i ucałowawszy delikatnie obnażone ramię kobiety dodał spoglądając w jej oczy .- Czyli to samo, co ja w tej chwili.
-Szczerze mówiąc, krasnoludy są bardziej zainteresowane rudą niż klejnotami.-
- To prawda.-
rzekł Rennard i zaśmiał się.- Wolę jednak moją wersję, brzmi bardziej romantycznie. Kopanie rud i wytapianie metali to dość mało ciekawe zajęcie. Ale... każdy lubi co innego.
Wziął w swe dłonie dłoń kobiety i ruszył w kierunku niedużego stolika ze słowami.- Może usiądziemy?
-Naturalnie, jakaż byłaby ze mnie gospodyni, gdybym kazała gościom stać
?
Gdy usiedli de Falco spytał pozornie obojętnym tonem.- Nasza ostatnia rozmowa była bardzo interesująca, nieprawdaż?
-Można tak powiedzieć-
zgodziła się Agnes.
De Falco przysunął się z krzesłem tak, że siedział obok kobiety, a jego dłoń przypadkiem wylądowała na jej kolanie, delikatnie masując je przez suknię.
-Wybacz pani, przechodzę tak do sedna, ale... czy może popytałaś w mej sprawie? Czy znalazł się potencjalny chętny wśród kupców?- spytał Rennard patrząc jej w oczy.
-Spytałam tu i tam i najwyraźniej ma pan szczęście panie de Falco. Mój dobry znajomy Aron Brisske z chęcią skorzystałby z usług prywatnego nauczyciela. To znaczy nie on sam, jego dzieci.
- Och raczej to ty przynosisz mi szczęście moja droga
.- rzekł z uśmiechem de Falco, po czym masując jej kolano powolnymi ruchami dłoni dodał.- Nie wiem jak ja ci się odpłacę za twą dobroć dla mnie.
-Myślę, że taki romantyk, jak pan znajdzie jakiś sposób
- odpowiedziała kobieta z uśmiechem.
Jako że siedział od strony odsłoniętego ramienia, nachylił się i zaczął wędrować po nim ustami, przesuwając się po szyi, aż do ucha. A skończywszy na nim szepnął.- Postaram się odwdzięczyć wielokrotnie.
-Skoro pan nalega-
Baade nie miała zamiaru się kłócić.
Dłoń de Falco z kolana zeszła na udo kobiety i wędrując po nim palcami, Rennard spytał.- To gdzie ów Aron Brisske mieszka i czy jestem z nim jakoś umówiony. Czy też mam podejść przy najbliższej okazji od jego domostwa?
-Możemy go odwiedzić choćby i teraz. Powinien być u siebie.
- Najpierw mam malutką prośbę.-
nachylił się i szepnął Agnes do uszka.- Mogłabyś mi pożyczyć jakąś książkę? Na pewno ją zwrócę, jak najszybciej.
-Oczywiście panie Rennardzie. Jaką?
- Ty wybierz moja pani. Zdam się na twój gust.-
rzekł de Falco wstając.
-Każdy gust ma własny. Nie wiem co lubi pan czytać.-
-Hmmm....może, coś o ziołach i naturze? Medycyna. To by pasowało.-
odparł Rennard.
-O ziołach? Problem byłby. Już prędzej coś o kwiatach tutaj mam.
- Mogą być kwiaty.-
rzekł de Falco.
-Skoro tak- Agnes wstała i podeszła do jednego z regałów. Przeglądała dłuższą chwilę grzbiety książek, aż w końcu sięgnęła po jedną, dość małą pozycję.-Opisane są w nim aedirnskie kwiaty, głównie z Doliny Kwiatów.
Gdy Agnes wzięła książkę Rennard zaszedł ją od tyłu, chwycił w pasie jedną dłonią, drugą położywszy na biuście kobiety w sposób zaiste lubieżny. Przyciskając mocno jej ciało do swego, pozwalał by panna Baade pośladkami wyczuła jego gotowość. Całując żarliwie szyję mówił.- Nie wiesz jak ciężko mi było wytrzymać mając cię na wyciągnięcie ręki.
-Och, panie Rennardzie.- westchnęła zaskoczona.
Dłoń z pasa gorączkowo podciągała suknię by wsunąć się pod nią, druga zaś pieściła biust kobiety, de Falco był rozpalony...Aldona go rozbudziła, Agnes tylko dolała oliwy do ognia. Pieszcząc ustami jej szyję szeptał kusząc .- Może mała przekąska przed wizytą u pana Brisske ? Malusieńka.
-Mój służący jest w domu, cóż by sobie pomyślał gdyby nas usłyszał-
zaoponowała Agnes.
Dłoń Rennarda wsunęła się pod suknię, po czym sforsowała barierę kosztownej bielizny, ruchy jego palców były nad wyraz gorączkowe i energiczne, a sam de Falco kusił i ugniatając jej pierś i szepcząc.- Będziemy bardzo cicho. Odrobina ryzyka dodaje pikanterii, moja droga.
-Ależ panie Rennardzie, muszę zaprotestować-
stanowczo stwierdziła Baade. A de Falco jęknął w duchu. Znowu czuł jakby mu zabierano jabłko z przed ust.
- To kiedy i gdzie obgadamy nasze wzajemne relacje?- rzekł Rennard energiczniej pracując dłonią pod suknią Agnes i ustami wijąc po jej szyi.
-Może pan przyjść przed wieczorem, dzisiaj.- obiecała kobieta uwalniając się z rąk Rennarda.
-Wieczorem, dzisiaj.- rzekł Rennard spoglądając na kobietę. I znowu jego plany się komplikowały. Uśmiechnął się dodając.- A więc przyjdę. O ile uniknę wzroku żony. A czy twe usteczka mogłyby mi dać zadatek na ten wieczór?
-Mogłyby.- słowa nie były rzucone na wiatr, Agnes bowiem zaraz wpiła się ustami w wargi mężczyzny.
-Słodki zadatek.- mruknął de Falco trzymając kobietę po pocałunku, trzymając nieobyczajnie...bo za pośladki. Odsunął się od niej i wziąwszy księgę leżącą na podłodze spytał.- Idziemy ?
-Czemu nie? Trzeba się wywiązywać z obietnic.
- powiedziała Agnes i ruszyła do drzwi.-Na szczęście Aron nie mieszka daleko.
Rennard wykorzystał okazję, capnął Anges za pupę mówiąc cicho do ucha kobiecie.- To się dobrze składa, bo moja żonka, ma mocny sen.
-To się dobrze składa. Może nie zauważy, jak się pan wymyka?-
droczyła sie Baade schodząc po schodach na parter.
-Mam nadzieję, bo lubię sobie poczytać w nocy.- szepnął jej do ucha de Falco, po czym będąc dżentelmenem (albo takiego udając), otworzył drzwi wyjściowe z domu przed Agnes.
Kobieta przy drzwiach zakrzyknęła w powietrze- Arnoldzie, wychodzę do pana Brisske. Powinnam wrócić w ciągu godziny.

I ruszyli...
Po drodze do pana do Arona, Rennard wypytywał o sprawy z nim związane. Kim on jest, kim jest jego żona, czym się zajmują, ile mają dzieci...wreszcie, jak zamożni są.

Aron Brisske był handlarzem, sprzedawał w mieście różnorakie importowane tkaniny, przez co był niezależny od miejscowych manufaktur. Wiodło mu się całkiem nieźle, ożenił się z młodszą od siebie mieszczanką imieniem Żaneta. Jak na dzień dzisiejszy dorobili się dwójki dzieci: syna i córki. Pociechy te były w odpowiednim wieku do nauki. Chłopak miał trzynaście, dziewczynka jedenaście lat.

I rzeczywiście mieszkał niedaleko. Gdyż rozmowa o przyszłym pracodawcy trwała krótko.
De Falco uśmiechnął się stojąc przed dość wysoką kamienicą...potencjalnie jego nowym domu od jutra.
-Ach- przypomniała sobie Agnes.- Pan Brisske wynajmuje też pokoje w swojej kamienicy. Żaneta jest gospodynią.
-Coraz ciekawiej.-
rzekł z uśmiechem de Falco, pukając do drzwi kamienic państwa Brisske.
Drzwi otworzyła po dobrej minucie blond-włosa kobieta, trochę pulchna, ubrana w schludną, elegancką suknię.
-Dzień dobry Żaneto- przywitała się Agnes.- To pan de Falco, o którym wczoraj wspominałam.
-Witam, miło panią poznać.-
rzekł Rennard kłaniając się lekko.
-Dzień dobry- Żaneta dygnęła.-Proszę, proszę do środka.
Pan Brisske okazał się pulchnym grubaskiem około czterdziestki (złośliwi powiedzieliby że ponad), lekko łysiejącym o serdelkowatych paluszkach.


Był on niewątpliwie panem tego domu.
Usiedli w całkiem ładnie urządzonym salonie. Anges przedstawiła Rennarda Aronowi, potem Arona Rennardowi. Przez chwilę odbywał się cały rytuał przywidywania. Potem była niezobowiązująca rozmowa, w której kupiec starał się subtelnie wybadać wykształcenie de Falco. Nie dość subtelnie, by szpieg tego nie zauważył. Ale udał, że nie dostrzega jego małej gierki. Potem zaczęły się negocjacje. De Falco zaczął od dość niskiej sumy, wspominając jednak o pokoju dla siebie i żony, oraz drugim dla uczennicy. Oraz wikt...o opierunek uczennica miała zadbać. Małżeństwo Brisske przez chwilę się naradzało. Właściwie była to mała kłótnia, po której Aron odparł, że nie ma mowy. Mimo że wynajmują pokoje, to jednak w tej chwili wolnych miejsc nie mają. Więc de Falco horrendalnie podbił cenę. Oczywiście pan Brisske oponował. I zaczęło się mozolne targowanie. Zakończone w końcu kompromisem. Ilość pieniędzy jaką miał tygodniowo dostawać Rennard, pozwalała na opłacenie pobytu, a i zostawała przyzwoita sumka na drobne wydatki.
Po dobiciu interesu, pozostało jeszcze dogadać szczegóły... de Falco z góry utargował połowę tygodniowej opłaty za swe usługi, w ramach opłacenia przygotowań do nauki dzieci.
Wypili jeszcze po kielichu i Rennard opuścił wraz panną Baade kamienicę. Po czym odprowadził Agnes do jej domu, po drodze omawiając szczegóły wieczornego spotkania.

A potem powrót do karczmy. De Falco czuł się czasami, jak... chłopiec na posyłki. Idź tu, załatw to...ech...życie bywa ciężkie.
Wszedł do pokoju Moniki oczekując tam obu kobiet i obie rzeczywiście były. De Falco podał książkę mówiąc.- Mam coś dla ciebie. Jest pożyczona, więc bądź ostrożna. Jak przejrzysz, będę musiał ją zwrócić.
Ucieszona wielce Monika przytaknęła Rennardowi i zagłębiła się w lekturę.
Zaś de Falco rzekł.-Zostańcie na wieczór w karczmie. Niestety wrócę bardzo późno. Może nawet nad ranem.
Monika siedziała cicho, a Aldona spojrzała podejrzliwie na Rennarda i wzruszya ramionami
De Falco podszedł do Aldony i cmoknął ją w czoło w obecności Moniki.- Bądź grzeczna, jak mnie nie będzie moja duszko.
-A czy ty będziesz grzeczny podczas swojej nieobecności?-
zapytała ze złośliwym błyskiem w oku.
Nachylił się i szepnął Aldonie na uszko.- Nie...ale czemu martwi cię to? Wolisz żebym został, zaciągnął cię do łóżka i namawiał cię do figli?
-Powiedzmy, że nie. Ale ostrzegam, że mogę być zazdrosną żoną
.-odparła szybko wczuwając się w rolę „Henrietty”.
Rennard spojrzał Aldonie po prosto w oczy i rzekł z uśmiechem.- Czyli jednak mnie kochasz?
Po czym korzystając z zaskoczenia pocałował ją czule w usta, gdy stali tuż przed przeglądającą księgę Moniką.
Aldona przerwała po chwili pocałunek.-A kto powiedział, że kocham? Zazdrość nie musi wynikać z miłości.- stwierdziła.
-A z czego wynika twoja zazdrość kochanie?- rzekł z uśmiechem Rennard, obejmując delikatnie Aldonę.
-A nie powiem.- droczyła się.
- To może zostanę i zacznę cię obłapiać i pieścić, aż wreszcie mi ulegniesz i powiesz.- zażartował Rennard, spojrzał na Monikę.- Ale wpierw wyproszę ją z pokoju. Niech dziewczyna się tego uczy, na własnej skórze. A nie obserwując dorosłych.
-Na naukę przyjdzie czas. Ale to mądra dziewczyna, znajdzie sobie partię, która się nie będzie szlajać po nocach.-
wyzłośliwiała się Aldona. A chłopka grzecznie udawała, że nic nie słyszy.
Rennard zaczął wędrować ustami po szyi Aldony mrucząc.- To twoja wina. Najpierw rozpalasz pożar, a potem mężowi zostawiasz jego gaszenie.
Po czym przycisnął Aldonę, nie przejmując się obecnością Moniki...znał już nieco Aldonę, więc wiedział co się stanie.
-Mam poprosić Monikę by przyniosła trochę zimnej wody?-Aldona nie była by sobą, gdyby nie dorzuciła małej złośliwości.
- Moniko wyjdź i zamknij za sobą drzwi. Ale możesz podglądać przez dziurkę od klucza, jeśliś ciekawa.- rzekł do chłopki Rennard na moment odrywając usta od szyi Aldony.
-Świnia z ciebie Rennard, świnia- Aldona pokręciła głową.- Idź ty już lepiej, zanim się rozeźlę.
De Falco cmoknął Aldonę w czoło mówiąc.- Nie gniewaj się duszko, tylko żartowałem.
Oderwał się od kobiety i z pokorną miną rzekł.- Przecież oboje wiemy, że do niczego by nie doszło.
-Ale czy biedna Monika wie? Spali się biedaczka ze wstydu.-
trochę może i prawdy w tym było, bowiem chłopce uszy się czerwieniły.
-Moniko...całowałaś się już z mężczyzną?- spytał Rennard służkę. -Odpowiedz szczerze.
-Co?-
zapytała chłopka i zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
-Czy ja nie mówiłam coś o rozeźleniu się?- spytała kwaśno Aldona.
Rennard też się rozeźlił i ruszył ponury niczym chmura gradowa do drzwi. Przy drzwiach zaś burknął.- Z tego co Monika mi mówiła, to już się całowała.
-Idź już, idź już
- pogoniła kobieta.

Po zwiedzaniu „Upojnej Norki” przyszedł czas na „Uśmiech Kapitana” znajdujący się koło południowej bramy...kolejną mordownię na liście de Falco. Tym razem Rennard ze swej garderoby wziął długi płaszcz i napotkanego żebraka zakupił stary kapelusz oraz kij. Trzymając się w cieniu będzie przypominał dziada proszalnego.
"Uśmiech Kapitana" musiał cierpieć na szkorbut. Karczma, o ile na tak szlachetny tytuł to zasługiwało, wyglądała jakby trzymała się pionu resztkami sił. Co ładnie korelowało z klientelą, która miała podobne kłopoty. Drewniane deski pamiętały lepsze czasy, ziemia przed wejściem z kolei nie pamiętała raczej jak to jest być czystą. Jednym słowem efekt był fatalny. Ale pewnie bimber tani.
Rennard wszedł zamówił coś do picia i rozejrzał się...Interesowała wszak go głównie klientela, a także tutejsze „panie do towarzystwa”... W związku z poprzednią wpadką, De Falco był zdeterminowany do uzyskania jakichś informacji. I miał w tym celu przygotowany plan.
O klienteli można było powiedzieć różne rzeczy- że śmierdziała, była schlana i bogactwem nie grzeszyła. Większość składała się z mężczyzn, raptem trzy kobiety dotrzymywały towarzystwa (i najwyraźniej kroku w piciu) swym towarzyszom. W oko wpadała jednak tylko jedna: szczuplutka, krótko ostrzyżona brunetka w czarnym, męskim stroju. Wolna jednak nie była na pewno, bo przy jednym stole siedziała z trójką rozbawionych mężczyzn, trochę jakby nie pasujących do "Uśmiechu...". Może to dlatego, że nie byli zarzygani, a może dlatego że pili wino, a nie piwo czy wódę.
Rennard przyglądał się całej grupce skrywając oblicze w cieniu kapelusza, oceniając ich stan bogactwa i pochodzenie. Kobieta go interesowała najmniej. Nie była ladacznicą, to pewne. Musiała być bardką, albo cosik w tym stylu. Spoglądał na mężczyzn i od czasu do czasu na dziewki wszeteczne...czekał, aż któraś będzie wolna.
Grupka była na rauszu i z pewnością na wesołym. Podśpiewywali sobie co i rusz, całkiem zresztą nieźle. No, w trzech przypadkach na cztery nieźle, bo jeden z pijących miał głos niczym kopany pies. Nikt się tym jednak wyraźnie nie przejmował, włącznie z innymi klientami.
Sytuacja była naprawdę ciężka, Rennard zaczepił karczmarza, położył monety i wskazał na krótko ostrzyżoną brunetkę.- Postaw tej pani kolejkę.
Po czym wskazał pierwszego lepszego dość rosłego bywalca tego lokalu.-A jakby się pytała... To rzeknij, że od tego pana...
Karczmarz popatrzył na Rennarda jak na debila, ale z pieniędzmi się nie dyskutuje. Wziął jakiś drewniany puchar i nie przejmując się zbytnio higieną nalał do niego wina z otwartej butelki. Wyszedł zza szynkwasu i bezceremonialnie postawił trunek przed dziewczyną. Nawet nie czekając na pytanie skinął głową w kierunku mężczyzny wcześniej wskazanego przez de Falco.
Ciemnowłosa spojrzała zdziwiona na pełny puchar, ale najwyraźniej potraktowała go jak miły podarek, bo uniosła w górę i wypiła toast w kierunku wiadomego mężczyzny. Co też ten zauważył.
De Falco nie zauważył wybuchu zazdrości wśród towarzyszących jej mężczyzn, co też go nieco zdziwiło. I postanowił zmienić taktykę. Najpierw jednak musiał zmienić strój. Wyszedł z karczmy, ściągnął kapelusz, jak i płaszcz i ponownie wszedł do karczmy. Tym razem kierując się bezpośrednio do kobiety i jej towarzyszy. Rzekł wprzódy do niej.- Mogę się o coś spytać?
Dziewczę, z bliska wciąż niebrzydkie acz mogłoby trochę więcej ciała nabrać, spojrzało na Rennarda trochę mglistym wzrokiem.-Proszsz bardzo.
De Falco przysiadł się i rzekł spoglądając wprost na nią.- Wyglądasz pani na poetkę, nie mylę się?
-Nie mylisz się dobry człowieku.-
powiedział przyjacielsko jeden z jej towarzyszy.
-Sprawa oczywiście dotyczy kobiety. Jest ona trochę dla mnie oziębła ostatnio i określiła mnie ostatnio nieczułą świnią i myślącym tylko o jednym lubieżniku.- Rennard oparł swoje kłamstwo na relacjach z Aldoną. –Toteż pomyślałem, że wiersz o niej i tylko dla niej pokaże jej moje romantyczne wnętrze. Rzecz w tym, że wierszy klecić nie potrafię i łatwiej mi byłoby, gdyby ktoś inny zrobił to za mnie.
-Iii?-
spytała przeciągle dziewczyna.
-No i zapłacę ci za napisanie dobrego i romantycznego wiersza.- zakończył sprawę de Falco patrząc wprost w oczy kobiety.
-Ehe- dziewczę chyba zrozumiało mimo upojenia.-Mark, to ty serenady śpiewasz pod balkonami. Machnij coś miłemu panu.- poprosiła miłym głosikiem czym wywołała salwę śmiechu dwóch pozostałych towarzyszy.
-Z całym szacunkiem dla talentu twego towarzysza... ale machnięcie od ręki mi nie odpowiada. Moja luba ma dużo czasu, czytuje wiele ksiąg i ma... wysoko wyrobione gusta.-westchnął Rennard, zawołał karczmarza dodając.- Kolejkę dla na wszystkich.
Po czym kontynuował.- Jak wspomniałem, ma wysokie wymagania i bywa bardzo wybredna. Ten wiersz musi chwytać za serce. A nie kilka rymów złożonych w kilka minut. Planowałem odnaleźć de Louwe, bo mej pani jego wiersze bardzo przypadły do gustu, ale... cóż... dotąd go nie znalazłem.
Dziewczę skrzywiło się nieco, choć czy to przez wzmiankę o de Louwe, czy przez to, że potencjalny klient marudził. Kto wie?- To niech pan powie konkretnie czego pan oczekuje, da przedpłatę, a ja osobiście dopilnuję, by ten ochlapus i bawidamek napisał coś porządnego.
-Zawsze piszę porządnie-
obruszył się Mark.
De Falco wyłożył monety i spojrzał po zebranych.- A właściwie z kim mam przyjemność i kiedy, oraz gdzie mógłbym odebrać napisany na zamówienie wiersz?
-Nazywam się Amber, a Marka już przedsstawiłam. A tymi pijakami siee pan nie przeejmuj-
wyłożyła dziewczyna (trochę nienaturalnie wyciągając głoski), czym wywołała pojedynczy protest i pojedynczy chichot.
-A spotkać może nass pan tuj jutro, pszszed wieczorem.
- A może wiecie co się w ogóle stało z tym...de Louwe ?-
rzekł de Falco przesuwając pieniądze w stronę kobiety. Uśmiechnął się i rzekł.- Bo chyba nie umarł? Jak wspomniałem, moja luba zdobyła jakimś cudem jego wiersze i teraz żyć mi nie daje: de Louwe to, de Louwe tamto. A jak wiadomo, dwa wiersze są lepsze niż jeden. Pomyślałem sobie, że jeden będzie niby ode mnie, a drugi z jego podpisem mógłby pomoże mi ją uczynić jeszcze bardziej przychylną. Wszak poezja i podarki to droga do serca kobiety.
-Ja tam nie wiem, gdzie go posiało-
Amber wzruszyła ramionami i wzięła pieniądze. Mark się na to trochę obruszył, bo to przecież on miał robotę odwalić.
-Szkoda, szkoda... zresztą dziwnie tutaj. Wojsko za murami, a jak się pytałem o tego poetę, to tylko zamiast mówić o nim, wspominano coś o napaści na zamek hrabiego. Dziwne czasy.- rzekł wzruszając Rennard i rzekł.- Następną kolejkę dla mnie i mych przyjaciół.
-Panie, panie. CO ci tak spieszno z tymi kolejkami?-
zapytał jeden z mężczyzn.
Rennard wypił wino i rzekł.- Eeeech... chyba próbuję się upić przed powrotem do domu. Nie wiesz jakie piekło może zgotować niezadowolona kobieta? Pewnych rzeczy lepiej na trzeźwo nie przeżywać. O czym to mówiliśmy?
-Że jutro pan będzie miał swój wiersz.-
zapewnił Mark.
Rennard spojrzał wprost w oczy Amber odpowiadając Markowi.- Aaa tak, wiersz. Liczę, że mając taką Muzę, napiszesz poemat godny królowej.
Amber parsknęła tylko śmiechem, a mężczyzna w ramach autoreklamy zapewniał, że będzie godzien każdej kobiety. De Falco zorientował się, że mimowolnie podrywa Amber, choć nie miał konkretnego powodu, ku temu. Dziewczyna była co prawda niebrzydka. Ale też na kolejny romans, nie miał specjalnie czasu. Zwłaszcza w obliczu zbliżającego się spotkania z panną Baade. Cóż, stare nawyki i podniesione libido robiły swoje.
-Co w tym śmiesznego, że doceniam piękno mając je przed oczami. – wzruszył ramionami Rennard, łyknął jeszcze nieco wina. Po czym spytał.- A gdzie was szukać, jeśli bym potrzebował później jeszcze jakiegoś wiersza?
-A to się jutro ustali-
dziewczyna machnęła ręką.
-A co dziś jeszcze można ustalić?- de Falco splótł dłonie razem... Przez chwilę rozmyślał nad dalszymi działaniami.- Może na przykład, co byście poradzili komuś, którego luba chce się obracać w towarzystwie poetów i... jak to ona określiła ...a tak... oparach poezji? Są w tym mieście takie miejsca?
Grupka popatrzyła po sobie, niektórzy podrapali się po głowie i jeden z bezimiennych dotąd mężczyzn odparł.- Nie
-Szkoda, szkoda...by przy wielu zaletach, moja luba ma pewne wady. Miedzy innymi nie podobają się jej takie karczmy.-
rzekł Rennard spoglądając na Amber.- Czasami człowiek marzy o towarzyszkach bardziej skorych rozrywki, mniej do przeżywania uniesień...tylko duchowych.
-Co kto lubi podobno.
-To prawda...są tu jakieś lokale w które warto odwiedzić? Jakoś nie leży mi powrót do mej lubej.-
spytał de Falco.
-Od groma dobry panie, wystarczy się przejść- odpowiedział drugi z bezimiennych.
- I tak chyba zrobię.- rzekł Rennard wstając i kłaniając się.- A więc do jutra, panowie, Amber.
-Do jutra-
pożegnała się Amber, za to Mark się wyłamał. -Hola, hola. Panie!
-Tak?-
spytał Rennard.
-Jak się luba nazywa?
-Fakt...zapomniałem o najważniejszym.-
zaśmiał się Rennard i dodał szybko zabarwiając ton głosu lekkim wzruszeniem.- Nazywa się Henrietta. Moja słodycz.
-Henia... ładnie-
kiwnął głową poeta.
-Żadnej Henii i innych zdrobnień. Bo moja głowa dołączyłaby do kolekcji trofeów jej ojca.- rzekł szybko Rennard.
-Dobsz- zgodził się Mark.

I de Falco wyszedł.
Sprawa w karczmie znów nie przebiegła podług planów de Falco, ale jakiś punkt zaczepienia był. Bardziej pobożne życzenie niż punkt, ale...Cóż... Jutro rozpocznie naukę dwóch urwisów, może napisze raport wstępny, by pokazać, że się nie obija.
No i udobrucha Aldonę wierszem...cóż, może i nie udobrucha, bo Aldona praktyczną kobietą była. Ale była też kobietą, więc może przynajmniej nieco się wzruszy.
Ale to było jutro, dziś kroki swe de Falco kierował do domu Anges. Wkrótce zaszedł od kuchennych drzwi, by „omówić” wzajemne relacje.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 31-03-2010 o 21:38.
abishai jest offline