Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2010, 00:42   #123
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
[Media]http://www.youtube.com/watch?v=fq_f_zswAHY[/Media]


Strażnik szedł placem głównym szybkim pewnym siebie krokiem. Nosił na sobie jak zawsze prostą mnisią szatę, która zakrywała jego prawie całe - dość spore jak na “skrzydlatego” - ciało. Przechodnie widząc go rozchodzili się na boki byle tylko utorować mu przejście. Na twarzach jednych odczytał oznaki dumy i podziwu a na innych strachu. Paru typów zaczęło nawet spieprzać w stronę jednej z wąskich uliczek. Bali się. I słusznie, ale teraz nie miał czasu na takie pierdoły jak pogoń za motłochem. Każdy moment był a w tej chwili na wagę złota. Rozłożył swoje wielkie szare niczym popiół skrzydła i wzbił się do lotu. W jego oczach płonął ogień najczystszej formy gniewu i determinacji. Dziś wrócił do domu bo długiej misji i już wysłano go na następną. Zawsze tak było. Nigdy jednak nie narzekał. Ktoś musi to zrobić a większość nieskończonych nie ma jaj bądź wystarczająco dużo pierza by sprostać większemu zadaniu niż dbanie o własne interesy. Czasami jednak nawet istoty chcące poświęcić się dla sprawy nie mogą pokonać wszystkich przeciwności losu. Wtedy Król wysyłał ich. W dawnych czasach oficjalnie nazwano ich “Strażnikami”, ale dziś prawie każdy mówił o nich “Szarzy” ze względu na zmieniający się z czasem odcień skrzydeł, który był ich dumą i chlubą. Szarzy bowiem nie są szkoleni lecz wybierani. Są jednostkami ukształtowanymi w duchu prawości i ogniu walki - tymi którzy swoimi czynami i ciężką pracą wznieśli się ponad wszystkie rasy i podziały. Szarzy są ideą. Symbolem. Ucieleśnieniem odwagi, determinacji i radzenia sobie w sytuacjach bez wyjścia. To właśnie ich posyła się tam gdzie wszystko inne zawiodło. To właśnie ich obawiają się stworzenia o nieprawych sercach. To właśnie oni są koszmarem upadłych i wszystkich istot zaprzedanym złu. Są mieczem Króla i posłańcami jego woli. Kiedy trzeba są stróżami prawa, sędziami i katami. Ich słowo jest wolą Korony i dane im stać ponad każdym znanym prawem. Szarzy od zawsze nosili wielkie brzemię - jako strażnicy pokoju we wszystkich wymiarach są pierwszą jak i ostatnią linią obrony. Na ich barkach spoczywa bezpieczeństwo Neverendaaru, wszystkich światów i zamieszkujących je istot. Jeśli oni nie nie podołają to znaczy, że nikt inny nie zdoła. Do tej pory zawsze wywiązywali się z powierzonych obowiązków. Często płacąc przy tym najwyższą cenę. Musieli odnosić sukcesy na każdym polu bez względu na koszty i ofiary. Głównie dlatego, że alternatywa była często zbyt przerażająca by ją w ogóle rozważać. Dlatego porażka nigdy nie wchodziła w grę. Strażnik zdawał sobie z tego sprawę doskonale - był jednym z pierwszych szaro-skrzydlatych. Żył już bardzo długo i widział bardzo wiele. Za wiele. Wiedział jaki świat potrafił być okrutny i niewdzięczny, ale nigdy się nie miał wątpliwości co do swoich decyzji. Przez wieki stoczył wiele walk. Przelqł krew setek wrogów i pochował dziesiątki swoich Szarych braci i sióstr. Wszystko w imię sprawiedliwości. Wszystko w imię większego dobra. Wszystko w imię nadziei na lepszy świat. Wszystko w imię Króla i Neverendaaru. Szarzy zwyciężali bądź umierali próbując - do ostatniego tchu i ostatniej kropli krwi - wykonać powierzone im zadanie. Takie było ich przeznaczenie i byli z tego dumni.


Szarych wybiera się niezwykle rzadko ze względu na wysokie wymagania. Ogólnie można założyć, że w ich szeregi wstępuje jedna osoba na każde pokolenie jeśli mają szczęście. Zazwyczaj na odpowiedniego kandydata trzeba czekać trochę dłużej. W ostatnim wieku jednak wstąpiły dwie nowe Szare. Jedna z nich zrobiła to dość niedawno z tego co pamiętał. Nazywała się Valeria Brightfeather i Strażnik miał okazję spotkać ją parę razy. Pierwszy raz podczas ceremonii inauguracyjnej i składania ślubów lojalności królowi. Przez rok była obserwowana przez nieżyjącego już Szarego o imieniu Siegfried. To właśnie on uznał, że dziewczyna była godna. Sam Strażnik miał początkowo wątpliwości, bowiem od bardzo dawna nie przyjmowali nikogo z kasty powietrza a do tego z arystokratycznej rodziny - takie połączenie nie wróżyło niczego dobrego. Postanowił jednak zaufać osądowi przyjaciela. Okazało się, że bawy znikły kiedy sam zaczął ją obserwować i bliżej poznawać. Zasłużyła na tę promocję a mu pozostało mieć tylko nadzieję, że podoła nowym obowiązkom i szybko zapomni o starym stylu życia. Ostatni raz widział się z nią przed wyruszeniem na misję z której właśnie wrócił. Jeśli nie myliła go pamięć jej skrzydła jeszcze nie zaczęły zmieniać barwy, ale prędzej czy później każdy “kończy w popiołach” jak to mawiali jego bracia. Nie wiedział jednak niczego o reszcie drużyny wyznaczonej do wykonania zadania poza tym, że przeznaczenie splotło losy ich wszystkich. Strażnik nie dbał jednak o przeznaczenie. Był kowalem swego losu i jeśli będzie trzeba gołymi rękami rozerwie tę mistyczną więź. Choć zawsze warto mieć nadzieję, że nie będzie takiej konieczności. Obawiał się jeszcze jednej rzeczy - że zastanie tam jakiegoś młokosa który będzie cały czas marudził “nie prosiłem się o to”, “nie jestem bohaterem”, “nie nadaję się!”. Znał tego typu smarkaczy aż za dobrze. Nie cierpiał takich ciot, które nie mają odwagi stanąć naprzeciw tego co ich czeka. W najlepszym przypadku będzie musiał sprowadzić dzieciaka do parteru. W najgorszym - jeśli ten uprze się i ucieknie - wykonać wyrok za dezercje i zdradę Króla. Wszyscy przysięgali, że wezmą udział w zadaniu. W Neverendaarze nikt takich obietnic nie traktuje lekką ręką. Szczególnie jeśli te obietnice składane są przed Królem. Wylądował przed rezydencją Valerii z Szarych. Runa znajdująca się w jednej ukrytych kieszeni zawibrowała lekko kiedy przechodził przez potężne pole obronne roztaczające się wokół domostwa. Nie zapukał tylko otworzył szybkim ruchem ręki drzwi i wszedł do środka zupełnie nie zważając na to, że mogło to zostać potraktowane przez domowników jako niegrzeczne lub co gorsza jako naruszenie prywatności. Ruszył za dźwiękami rozmów dobiegającym z jednego z licznych pokoi. Tak jak się spodziewał odnalazł tam Pannę Brightfeather i jej wesołą kampanię - widocznie prowadzili właśnie bardzo żywiołową dyskusję na jakiś temat. Od razu rzuciło mu się w oczy, że nie wszyscy w pomieszczeniu byli nieskończonymi - to oznaczało utrudnienia. Zawsze gdy zamieszane są inne rasy były jakieś utrudnienia. Trupa maga leżącego na podłodze zignorował jakby był jakimś elementem dekoracji.
-Valeri. Musimy pogadać. - rzucił szorstko po czym mniej więcej streścił swój jej cel wizyty.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen

Ostatnio edytowane przez Famir : 26-03-2010 o 14:14.
Famir jest offline