Wątek: Trudna Sprawa
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2010, 20:33   #206
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Co? Gdzie? Jak?
Świadomość powracała Albrechtowi bardzo powoli, jakby kroczył przez pustkę ku światełku pamięci, jednak zamiast przybliżać, oddalało by się ono coraz dalej. W końcu jednak wydarzenia ostatnich dni uderzyły mu do głowy niczym topór krasnoluda. Zachwiał się przez taki nagły przypływ takiej ilości informacji i złapał się za głowę. Spojrzał na swoje dłonie. Obie były poznaczone wieloma bruzdami, ale zostały wyrzeźbione nie przez miecz, ale przez pióro. W takim razie co robił tutaj? Kolejna porcja informacji napływała do jego głowy, tym razem w jako takim porządku. Śledztwo, drużyna, pojmanie, ratunek, potwór. Tak, przyłączył się do poszukiwaczy tego potwora. Jednego z towarzyszy już stracił, a monstrum okazało oznaki inteligencji pisząc na ścianie słowa skierowane wprost do nich. Było ich pięciu, zostało trzech. Nie, wcale nie trzech. Dołączyła jeszcze dwójka. Zabójca Ashin i dziwny jegomość… miał imie związane z jedzeniem…
Tabasco”
Powiedział do siebie w myślach Albrecht. Podniósł głowę i zaczął rozglądać się za swoimi towarzyszami. Ashin zniknął już gdzieś wcześniej, ale gdzie jest reszta? W otępieniu odszedł od karocy. Znalazł ich. Elf Lilawander, który chyba czegoś się domyśla, ale czego?
Powiedziałem mu… powiedziałem mu, że należę do zakonu… chyba Veresy, nie! Vereeny. Należę do zakonu Vereeny
Trochę dalej leżał Snorii. Równie silny co szalony i ranny. Ledwo się trzymał. Nie wiedział czy to ze współczucia, czy ze świadomości, że krasnolud to jedyna osoba która mogła by ich teraz obronić krzyknął:
- Ludzie! Biegnijcie! Biegnijcie po medyka! Prędko!
Został jeszcze jeden. Vladimir Tabasco. Jego ciało przedstawiało opłakany widok, ale zabrał ze sobą jednego z gwardzistów. Kiedy Albrecht opłakiwał nowo poznanego towarzysza, uderzyła go kolejna informacja, ta jednak była najgorsza ze wszystkich.
Ja… tutaj mieszkam. To była straż Marienburga. My… oni ich zabili, ale ja też tam byłem. Jestem teraz przestępcą. – spojrzał na swoje zakrwawione dłonie. – Mam ich krew na rękach
Z przerażeniem zaczął wycierać ręce o swoje szaty, ale to nic nie dawało. Miał wrażenie, że ściany budynków zaczynają się do niego przysuwać, że chcą go zamknąć. Tłum dookoła szydził z niego. Skryby, który porywał się na walkę z potworem. Który chciał udawać bohatera. Z jego bohaterszczyzny. Wzrok zaczynał mu szwankować. Ktoś się do niego zbliżał, ale nie wiedział kto. Machał nerwowo rękoma, chcąc odgrodzić się od napastników, i czołgał się, aż oparł się plecami o ścianę. Kręciło mu się w głowie. W brzuchu czuł niepokój, który wędrował coraz wyżej, do jego gardła. W końcu zwymiotował. Który to już raz w ciągu ostatnich dni?

Kiedy już ochłonął i zrozumiał co dzieje się wokół nich, poczuł się jeszcze gorzej. Teraz to on musiał ich poprowadzić, ufając swojej dziurawej pamięci.
- Musimy stąd uciekać - powiedział oddychając ciężko. - Chodźcie za mną, znam parę cichych miejsc w tym mieście.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline