Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-03-2010, 23:24   #80
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Gwen, Martha, Noah:

Ruszyli dnia następnego, skoro świt, mając do załatwienia całą masę różnych spraw. Muł, nazwany wdzięcznym imieniem Bonus, nie przeciwstawiał się zanadto porannemu marszowi przez krzaki, w poszukiwaniu ukrytego kilka dni temu wozowi. Pogoda nie była idealna, niebo zasnuwały chmury, z których już w nocy popadywało, ale co jakiś czas pojawiały się przebłyski, dające nadzieję na calkiem ładny, wciąż przecież letni dzień. Martha bez problemu odnalazła wóz, zachowując się znacznie bardziej swobodniej niż w obozie, w większej grupie ludzi. Może po prostu te, z którymi szczerze porozmawiała, potrafiła już odbierać bez nieśmiałości i dystansu. Ale to właśnie z tym wozem zaczęły się pierwsze problemy, bo nie znali się zupełnie na powożeniu. Gdyby to był koń, a nie muł, mogliby nawet sobie nie poradzić, ale cierpliwy Bonus po prostu ruszył przed siebie, ciągnąc za sobą znany sobie ciężar. A oni mieli czas przygotować się osobiście.

Brud znaleźć było łatwo, tak samo jak wcześniej nieco za duże, proste, stare ubranie, które przywdziali Gwen i Noah. Martha pozostała w swoim własnym. Sadzy także było dość i chociaż nie wyglądała na włosach naturalnie, to skomponowała się z błotem i brudem, którym pokryli przede wszystkim twarz udającej chłopca niedoszłej zakonnicy. Mężczyzna mógł nasunąć na twarz kaptur, a dodatkowo garbiąc się, mógł uchodzić za znacznie starszego, strudzonego chłopa. Martha tylko nie poczyniła większych przygotowań, nie musząc się zmieniać, gdyż i tak nikt w Nottingham nie mógł jej rozpoznać. Wzięte ze skrzyni srebro poukrywali w różnych miejscach, Noah przewidywał, że na szczęście nie będzie im potrzebne wszystko, a tylko dość niewielka jego część. Ukradziony kuferek był na prawdę spory, jeden osobie pozwalał na dostatnie życie przez wiele lat.

Najpierw skierowali się wsi, znajdującej się prawie po drodze do miasta. Najbliżej była oczywiście ta odwiedzana niedawno, ale tam woleli nie pokazywał się w tak krótkim czasie i to dysponując srebrem na zakup dodatkowych towarów. Wybrali inne miejsce, a w nim stojący nieopodal, przy wartkim strumieniu, młyn. I za trochę zbyt wygórowaną cenę kupili kilka dużych worków z mąką, mającą uzasadnić przyjazd do Nottingham. Cena nie była taka istotna, Noah celowo nie targował się, uśmeichając się do młynarza i życząc miłego dnia.
Pojechali dalej i jeszcze całkiem sporo przed południem zobaczyli miejskie mury, przy których o tej porze nie było już prawie ruchu. Kto miał na targ, to jechał w nocy i wjeżdżał o świcie, co Noah pamiętał bardzo dobrze.


Znudzeni strażnicy stali w przejściu, opierając dłonie na rękojęściach mieczy i styliskach halabard. Beznamiętnie patrzyli na podjeżdżający wóz, na dłużej tylko zatrzymujac wzrok na Marthcie, ale nawet ona, również nieco przybrudzona błotem, nie wzbudziła ich zainteresowania. Zastawili drogę, kiwając powążącemu Noahowi by się zatrzymał.
- Coś się spóźniliście na ten targ.
Wąsaty żołdak zajrzał na wóz.
- Co tam wieziecie, co?
- Mąkę jeno, panie...

Noah skłonił się usłużnie, a Gwen pokazała zawartość jednego z worków. Strażnik wzruszył ramionami i skinął na pozostałych. Droga stała otworem. Szybko otoczyły ich głośne dźwięki miasta, w tym pobliskiego targu. Ale tylko mężczyzna poczuł się jak u siebie.

Tymczasem w Sherwood...

Praca trwała, ale szła z mozołem. Ann musiała coraz dalej chodzić po nowe krzaki, wyzbierawszy wszystkie z najbliższej okolicy obozu. Ostatecznie jej myśli i tak kręciły się teraz wokół przywoływania duchów, do którego musiała się dobrze przygotować. Najlepiej wychodziło to zawsze o północy, czasu miała więc dość, skupiając się najpierw na pracy. Robin szło chyba najlepiej, bowiem miała prawie wszystko co było potrzebne do szycia, prócz nożyc, ale zastępowała je nożem. Sienniki nie musiały być wycięte i zszyte idealnie, a zręczne dłonie szwaczki radziły sobie z nimi bardzo szybko. Miała już trzy, które wystarczyło wypchać. Również Rowena coraz lepiej poznawała las, śledząc ścieżki wydeptane przez zwierzęta i obserwując ich zachowanie. Upolowała także dwa zające, które miały starczyć na wieczorną potrawkę.

Mężczyźni radzili sobie gorzej, gdyż ich praca była cięższa i wykonywali ją praktycznie po raz pierwszy. Cecil, kopiąc dół pod wspólną chatę, wciąż natrafiał na jakieś korzenie, które ciężko było usunąć za pomocą przerdzewiałej łopaty. Musiał więc kopać w miękkim, omijając niedogodności, które do usunięcia zostawił na później, co szło mu wolno, gdy co chwilę zahaczał o jakieś irytujące korzenie. Bjorn uderzał siekierą bardzo mocno, ale gdy złamał trzonek, doszedł do wniosku, że siła to nie wszystko i teraz po naprawieniu narzędzia starał się uderzać inaczej, bardziej pod kątem, ucząc się wcale nie takiej banalnej sztuki drwala. A Rafel z podobnie małą skutecznością obchodził się z piłą, próbując przeciąć na pół powaloną sosnę. Udało mu się dopiero koło południa, kiedy to razem z Bjornem postanowili od razu przeciągnąć ją do obozu i chwilę odpocząć, zjadając obfity posiłek. To oni też pierwsi zobaczyli dziwny widok na bliskiej obozowi przesiece.


Mała, kilkulatnia dziewczyna we fioloetowej, ładnej sukience i wianku na głowie, biegła wprost na nich, trzymając w jednej dłoni kwiatki, a drugą podwijając spódnice. Wzrok miała jednak przerażony, a w oczach łzy i chyba tylko to, że dyszała bardzo ciężko, sprawiało, że nie krzyczała z całych sił. Zgubiła się? To było możliwe i mogło spowodować jej paniczny bieg. Już mieli ją zatrzymać i zadać pytania, gdy potężny ryk rozległ się z pomiędzy pobliskich drzew, zza których wyłonił się olbrzymi, wściekły niedźwiedź.


Ryknął raz jeszcze, wypadając na przesiekę. Futro miał zakrwawione, a z jego barku wystawała ułamana w połowie strzała. Oczy miał całkiem czerwone, a całą swoją furię przelewał we wściekły ryk i bardzo szybki bieg w kierunku mężczyzn i bezbronnej dziewczynki. Każdy, kto był w obozie, musiał go usłyszeć, a ci, którzy stali bliżej, nawet zobaczyć. Nie wyglądał na takiego, którego dałoby się ułagodzić...
 
Lady jest offline