Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2010, 00:40   #27
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nadopiekuńczość Cyrusa nie pozwoliła Jackiemu zgrywać bohatera. Został wciągnięty do samochodu i dość skutecznie unieruchomiony. Mianowicie przygniótł go jeden z tych gości, którzy się przyczepili do nich, a jakby tego było mało to walnął Jackiego kolbą swojego kałacha po jajach. Tego był za wiele. Jack zawsze był gościnnym i towazyskim człowiekiem, a widzieć normalną ludzką twarz było stokroć przyjemniej niż te wszystkie zombiaki. Ale wszystko ma swoje granice i próba pozbawienia go szans na potomstwo niebezpiecznie zbliżała się do tej granicy. Na dodatek nie bardzo mógł oddychać, krew napływała mu do głowy uwięzionej niżej niż reszta ciała, a ręka zaciśnięta na granacie pociła się niemiłosiernie, nie chcąc wypuścić tak cennego skarbu. Smród potu i dziwne odgłosy wydawane przez Erniego nie pomagały. Podobnie wyczyny ich mistrza kierownicy.
- Maksiu, prowadzisz jak blondynka po pijaku - wybełkotał, choć szansa, że ktoś go usłyszy była marna.
Jakby do szczęścia Jacka brakowało czegokolwiek, to dopełnił tego bąk puszczony mu niemal w twarz.
- Koleś, przesadziłeś! Wypad stąd!
W tym momencie ich samochód zatańczył na asfalcie i uderzył w coś bokiem, a gość umilający Jackowi podróż, jakby posłuszny jego rozkazowi najzwyczjniej w świecie gdzieś odfrunął. Normalnie niezła jazda. Ciekawe, czy jakby sobie zażyczył podwójne lody kokosowe, to też by zadziałało.
Podniósł się do siedzenia i z głupawym uśmiechem i wystawionym językiem powiódł niezbyt przytomnym wzrokiem po otoczeniu. Widok rzuconego gdzieś przez Erniego granatu odłamkowego otrzeźwił go. To oznaczało, że nie ma żartów. Wyskoczył z samochodu i przypadł do wraku awionetki, który stanowił niezłą ochronę. Czas oczekiwania na eksplozję wykorzystał na przypięcie granatu z powrotem na jego miejsce i schowanie pistoletu, a przygotowanie do strzału snajperki. Gdy tylko uporał się z tymi zadaniami wyprostował się, oparł broń na wraku i wyszukał najgroźniejszy cel spośród nadciągających zombiaków. W jego ocenie był to smoker, który właśnie... oblizywał się po plecach? Nie zwracając na to większej uwagi Jackie wycelował w korpus stwora.
- Uśmiech proszę - mruknął i nacisnął spust.
Nie mogąc chwilowo namierzyć grubego cielska boomera ("Pewnie rozsmarował go granat") wybiegł zza zasłony, podskakując i wykrzykując inwektywy pod adresem napastników. Raczej nie mogli go zrozumieć, ale głośny dźwięk zwrócił ich uwagę.
- Cip, cip! - krzyczał Jack biegnąc mniej więcej w tym samym tempie co zombie, w stronę z której nadjechali. Snajperkę odwiesił na ramię i ponownie dobył pistoletu. Gdy już prawie nie zostało zombiaków między samochodem a wyrwą w ogrodzeniu, Jack ze wszystkich sił pobiegł w stronę kabrioleta. Dwa zombiaki, które musiał minąć w nazbyt bliskiej odległości dostały po strzale z pistoletu niemal z przyłożenia i prawie na pewno pożegnały się z... życiem... czy czymś takim.
- Ruszamy, ruszamy, ruszamy! - krzyczał szybko, zbliżając się do samochodu.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline