Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2010, 02:32   #509
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Po rozmowie z dr Holland, azjatka wróciła na posterunek. Zrobiła sobie mocnej herbaty w kubku, który znalazła na środku swojego biurka.


Z karteczką w środku:
Cytat:
"Na szczęście od Twojej Najlepszej Przyjaciółki - Mei PS. Czarne koty wg europejczyków przynoszą pecha, wiesz?"
Poparzyła się herbatą w język. Ze spokojem uporała się z biurokracją, układając wszystkie papiery w porządku, uzupełniając raporty i załączniki. Potem jeszcze w katalogu komputerowym znalazła właścicieli 4 numerów z komórki trupa. Oczywiście wszystkie fałszywe, ale może gdzieś jeszcze wypłynęły.

Minęła 17. Jej służba skończyła się.

Yue wolnym krokiem skierowała się na parking. Czuła się oderwana od rzeczywistości, jakby unosiła się ponad swoim ciałem, którego po dość intensywnej nocy i dniu nie czuła. Amerykanie ten stan określają jako "feeling numb". Wyciągnęła kluczyki, wsiadła za kierownicę, ruszyła z wolna.
Dokoła świat kręcił się sam, ona po prostu w nim tkwiła. Pusty umysł. Myśli odpłynęły.

<<Już jesteś zmęczona? Wstyd mi za ciebie.>>

Szkoda, że wyłącznie JEJ myśli odpłynęły. Stanęła na światłach i zerknęła w bok. Akurat gdzieś w głębi ulicy było widać kawałek gmachu świątyni. Coś się działo przy bramie. Zmrużyła oczy. Czyżby...

Rozległo się trąbienie. Zielone światła pojawiły się chwilę temu, kierowcy za nią zaczęli się już niecierpliwić. Ruszyła o wiele za szybko, złamała kilka przepisów drogowych i już jechała w kierunku świątyni. Gdy była tuż tuż, wlokąc się za tłumem ludzi, pojawił się mnich, który zablokował jej dalszą drogę. Kiedy wystawiła głowę przez okno, rozpoznał ją. Wyraz jego twarzy zmienił się na przyjemniejszy, jakby uległy.
- Panienko Shen-Men, teraz...
- Czy to...
- głos jej na chwilę zamarł w gardle - obchody na cześć Mistrza Chena?
Mnich przytaknął. Kiwnęła głową i powoli, niespiesznie wycofała się. Zaparkowała przecznicę dalej, podeszła do tylnego wejścia świątyni. Wpuszczoną ją i od razu zaprowadzono do łaźni, gdzie przygotowano również odpowiedni strój. Widocznie Mistrz Gue już wiedział, że przybyła.

Oczyściła swoje ciało, przywdziała szatę żałobną i chciała ruszyć w kierunku głównej sali, jednak na jej drodze pojawił się ponownie ten sam mnich.
- Mistrz Gue prosi panienkę.
- Prowadź.

Przeszli przez patio i skierowali się do ogrodu, gdzie Mistrz oddawał się medytacji.


-Usiądź moje dziecko.- spojrzał jej prosto w oczy, a ona miała wrażenie że wyczytał wszystko z jej duszy.
Yue posłusznie spełniła prośbę.

Mistrz Gue spoglądał na dziewczynę długo, po czym jak zwykle zaczął od pytania.
- Czy demony które cię gnębią, nadal są pod twoją kontrolą?
Oczywiście jego pytanie nie dotyczyło istot z Tamtej Strony. Mistrz dobrze wiedział, że" demon" jest jeden, a i demonem nie można go było nazwać.

- Tak mistrzu. - odparła cichym głosem.

- Śmierć mistrza Chena, to wielka strata dla całej naszej społeczności.- rzekł Gue spokojnym głosem.- Nie pozwól jednak by wyprowadziła cię ona z równowagi. Musisz pamiętać o samokontroli.

Yue zamknęła oczy, spuściła głowę. Dopiero teraz zauważyła, że jej pięści zacisnęły się samoistnie. Przez chwilę słuchała strumienia, który szemrał nieopodal. Złapała się na tym, że stara się sprawdzić, czy ktoś ich nie podsłuchuje. Czy nie wyczuwa jeszcze czyjegoś oddechu w pobliżu.
- Wiem mistrzu. Zdaję sobie sprawę, że jeśli pojawi się jeszcze jeden demon w Chinatown, bynajmniej to nie ułatwi sytuacji. - spojrzała mu prosto w oczy. Spokojna, pewna siebie. Zmęczona, przesiąknięta gniewem i wściekłością. Może smutkiem. - Ale Mistrz Chen był dla mnie jak brat i nie wybaczę istocie, która go zabiła. Znajdę ją i spętam. - potrząsnęła lekko głową. - Zrobię to dla wszystkich chińczyków, ale potrzebuję twojej pomocy Mistrzu.

- Obawiam się...-
Gue westchnął cicho. Przez chwilę zamyślił się nad kolejnymi słowami. - Mistrz Chen był naszym najlepszym egzorcystą. Jeśli coś go zabiło... to znaczy, że normalne sposoby tu się nie zdadzą. Pomogę, na ile będę w stanie, ale.... uważaj na siebie Yue. na zagrożenia zarówno z zewnątrz jak i z wewnątrz.
Po czym mówił dalej.- Tłumiony gniew jest jak rzeka zablokowana tamą. Musisz rozładować ten gniew w inny sposób, zanim przeleje się przez tamę.

W oczach dziewczyny pojawił się jakiś cień. Mistrz dostrzegł go wyraźnie. To nie był strach. Jakby ciemność na moment zalała jej myśli, ale szybko się rozwiała. Złożyła delikatny uklon głową.
- Oczywiście Mistrzu. Chociaż obawiam się, że jeśli opuści mnie również złość, nic więcej w mojej duszy nie pozostanie. - Wyprostowała się. - Zdaję sobie sprawę, że ta istota jest potężna. Módlcie się za mnie. Mistrzu czy mógłbyś ofiarować mi jedne z twoich świętych paciorków?

Gue spojrzał na dziewczynę z lekkim uśmiechem na twarzy mówiąc.- Za surowo się oceniasz Yue. Nie pozwól by przeszłość stała się kamieniem u twej szyi.
Sięgnął po modlitewne paciorki leżące obok na ławie mówiąc.- Oczyściliśmy je w dymie z ofiarnych kadzidełek. Jeśli stwór nie jest w równowadze z własny Yin i Yang... powinny na niego podziałać.

Yue kiwnęła głową, że zrozumiała obie wiadomości i że weźmie je pod uwagę.
- Czy mogę uczcić Mistrza Chena przygotowują się w sali z małym ołtarzem? Chcę dziś w nocy wyruszyć na poszukiwania bestii. - wzięła z dłoni mistrza Gue paciorki i założyła sobie na szyję. - Potrzebne mi też informacje o jego śmierci, jak i te, gdzie wyruszył i czego szukał.

- Oczywiście.-
rzekł Gue, potarł podbródek. - Co do informacji, to powinnaś spytać się Mei. Twoi nowi towarzysze, również starają się dopaść potwora. Mistrz Chen nie miał konkretnych planów wyprawy... wiadomo, że bestia nawiedza wschodnią część Chinatown. Więc liczył, że się na niego natknie... i miał rację. Ty też możesz, więc bądź ostrożna.

Dziewczyna ponownie kiwnęła głową.
- Dziękuję mistrzu. Mogę odejść? -
- Tak... i uważaj na siebie.
- rzekł mnich Gue.

Yue skłoniła się nisko, po czym ruszyła w kierunku mniejszej sali z ołtarzem, którą przeznaczono do medytacji dla młodszych mnichów. W międzyczasie wyciągnęła iPhona z kieszeni i wykręciła do swojej przyjaciółki.
- Yue? Gdzie jesteś?- głos Mei był pełen smutku, ale i ciekawości.
- W świątyni. - azjatka oparła się o jedną z kolumn patio. - Idę dziś na łowy i potrzebuję informacji o śmierci Mistrza Chena.
- Yue... zemsta to kiepski motyw na łowy.-
odparła smutno Mei.
Dziewczyna spojrzała w puste niebo. Kilka białych bałwanów chmur.
- Nie wszystko, co robię, robię dla siebie Mei. Ten oni jest niebezpieczny dla wszystkich mieszkańców Chinatown i trzeba z nim zrobić porządek. To, że byłam w jakiś sposób związana z ofiarą daje mi po prostu obraz, jak potężna jest ta istota. Dlatego potrzebuję informacji. - taki potok słów był dla niej niezwykły. - Proszę, tym razem naprawdę potrzebuję Twojej pomocy.
- To nie jest oni... to wilkołak, nieco roślejszy i dzikszy niż zwykłe. Pavlicek określiła go samcem alfa.-
odparła ze zrezygnowaniem w głosie Mei.- Nie zarejestrowany. Prawdopodobnie mieszkaniec slumsów.
- Wszystko, co nie jest ludzkie, jest oni.
- lakonicznie stwierdziła Yue. - Czy jeszcze coś powinnam wiedzieć, czego nie było na porannym spotkaniu?
- Nie... ale uważaj na siebie.-
odparła Mei i spytała.- Czy Jin już wie o twych planach?
Dziewczyna westchnęła.
- Zaraz do niego zadzwonię. Czemu pytasz?
- Może mu się to nie spodobać, że się narażasz bez jego pozwolenia. Ani Tong, ani Triady nie zwróciły się do niego w tej sprawie.-
odparła Mei i dodała.- Wiesz jaki on bywa, gdy czuje się pominięty.
Yue roześmiała się. Groźnie, niepokojąco, nieprzyjemnie. Zaskoczyła Mei. Księżniczce wydawało się, że rozmawia z tą ciemniejszą stroną przyjaciółki, która ma zwyczaj demolować biuro brata, tłuc się w bójkach ulicznych, przebywać w towarzystwie chłopców z gangu, brać udział w nielegalnych wyścigach.
- Zajmę się nim później. - nagle napięcie zupełnie zniknęło. - Nie martw się o mnie Mei, nie dam się zabić.
Głos Księżniczki zabrzmiał nieco radośniej.- Zamierzasz się Jinowi postawić? Praca w wydziale dobrze na ciebie wpływa.
- Do zobaczenia.


Yue wybrała kolejny numer. Tym razem do Tom'a.
- Będę Cię dzisiaj potrzebowała. Ruszamy na łowy na wilkołaka. Załatw strzelbę a od swojego kuzyna weterynarza środki usypiające jak na kilka nosorożców. Przydadzą się też zioła drażniące, które otumaniają zmysły i kilkanaście srebrnych szpikulców do lodu. Twoje BMW stoi przecznicę od świątyni, podjedź nim po mnie jak już wszystko załatwisz.
-Ok. - Tom nie pytał o nic. Jak zwykle wszystko potwierdzał.
- Gdyby Jin coś mówił, powiedz, że nic mu do tego.
Nie usłyszała odpowiedzi... nie oczekiwała jej. Tom tylko westchnął na znak cichego protestu.

Poczekała chwilę, postukała się telefonem w czoło, strzeliła z szyi. Tak, sama sobie nie poradzi. Spojrzała w niebo, po czym znów złapała za komórkę. Tym razem do Dantego.
-Yo... co u ciebie?- jego głos był jak zwykle swobodny i wesoły. Facet nie do zdarcia.
- Idę na łowy. W Chinatown grasuje wilkołak. Chcę go dorwać. Piszesz się? - starała się ując sprawę najkrócej jak umiała.
- W sumie już na niego zacząłem polować.- rzekł mężczyzna.- Niewielka nagroda, ale wilkołaki to rarytas... rzadko są na nich listy gończe.
- Może spółka?
- Jeśli potrzebujesz forsy to mogę odstąpić całość. Nie mam nic przeciwko pilnowaniu twego tyłeczka podczas łowów. Wiesz im trudniejsza akcja, tym większa frajda... zwłaszcza po. Adrenalina i te sprawy, kotku.-
trudno było po nim oczekiwać poważnego podejścia do sprawy. Poniekąd zachowywał się przewidywalnie.
- Nie chcę kasy. To sprawa honoru. Z łap tego potwora zginął mój Mistrz. Około 21 będę przy klubie Kikka, to obrzeża wschodniego Chinatown. Jesteśmy umówieni.
- Ty to lubisz ekstremalne randki kiciu.-
rzekł żartobliwie Dante i dodał.- Spoko, wykryję potworka bez względu jaką postać przybierze i przypilnuję twego tyłeczka. Tylko trzymaj się blisko mnie.
Widać było, że zemsta jest pojęciem mało interesującym Dantego. Może jej nie rozumiał, a może miał wybiórczy sposób słuchania. Słyszał tylko to, co chciał. Co by wcale nie zaskoczyło Yue. Ego Dantego przewyższało nawet jego aurę.
- Do zobaczenia.

Przez kolejne kilka godzin medytowała i modliła się w towarzystwie grupy mnichów. Starała się odzyskać jak najwięcej sił i przygotować się do nocnego polowania. Musiała jakoś odreagować. Miała ochotę komuś dołożyć. Co prawda w starciu z Wilkołakiem nie miała żadnych szans na wygraną (jeśli nawet Mistrz Chen nie dał mu rady), ale przynajmniej adrenalina znów jej podskoczy. Tylko w takich sytuacjach czuła, że naprawdę żyje. Chyba się uzależniła.

Złożyła na ołtarzu ofiarę z kadzidła dla rodziców i dla Mistrza Chena. Pożegnała się z mnichami i Mistrzem Gue, ruszyła na spotkanie z Tomem. Na swojego sekretarza zawsze mogła liczyć - już na nią czekał w samochodzie.
- Masz wszystko? Dzieje się coś w Chinatown?


Wt, 16 X 2007, przed klubem "Kikka", obrzeża wschodniego Chinatown, 21:00


Azjatka sprawnie przebrała się na tylnym siedzeniu. Na ramię zarzuciła pokrowiec ze strzelbą, resztę broni wrzuciła do małej torby na pasie. Pistolet służbowy z "czerwonymi" nabojami przypięła do lewego uda. Tatuaż na przedramieniu obwiązała bandażem. Do ust wrzuciła listek gumy. Była gotowa
- Tom, - poczekała aż na nią spojrzy - masz wolne. Zabaw się. Albo zaszyj się w domu. Ta noc należy tylko do ciebie.
- Jak wrócisz?
- Poradzę sobie.

Trzasnęła drzwiami i odprowadziła wzrokiem odjeżdżające BMW. Teraz pozostało czekać na Dantego.

 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein

Ostatnio edytowane przez Latilen : 29-03-2010 o 22:45. Powód: naddatki ;]
Latilen jest offline