Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-03-2010, 21:04   #127
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Drużyna Valerii:

Niespodziewane nadejście Szarego skutecznie ucięło dyskusję. W pomieszczeniu zapanowała kompletna cisza. Gdy tylko Strażnik odszedł, Valeria spojrzała do tyłu na twarze kompanów ze zdziwieniem, i po chwili ruszyła za nieznajomym. Stanęli na środku sali wejściowej, pomiędzy schodami a wejściem do domu.

- Słucham cię, Bracie Strażniku. - powiedziała zginając głowę.
Szary spojrzał na jej skrzydła zauważając, że te nie zmieniły jeszcze barwy i wciąż były odcienia czystej bieli. Miał nadzieję, że będą przynajmniej choć trochę ciemniejsze, ale nie przybył tu by rozmyślać o upierzeniach innych.
-Powiem krótko. Król przydzielił mnie do… - spojrzał niepewnym wzrokiem w kierunku drzwi jakby zastanawiał się jak by tu nazwać tą zbieraninę znajdującą się za nimi. -… Twojej drużyny. Biorąc pod uwagę o co toczy się stawka nie zdziwię się jeśli dołączą do nas niedługo inni Szarzy. Jak do tej pory posunęło się śledztwo? - mówił szybko i jakby półszeptem.
W połączeniu z lekko zachrypiałym głosem... tworzyło to efekt końcowy, który mógł zjeżyć włos na głowie niejednego mieszczanina.
- Odkryliśmy, iż za zniknięciem Księżniczki może stać Zakon Czterech Słońc z Mithios. - powiedziała ponuro. Wiemy, iż posiada wystarczające środki i wpływy do przeprowadzenia takiej akcji, ponad to Zakon nasłał na nas swoich zabójców. Zginęło naszych dwóch towarzyszów. - ostatnie słowa powiedziała głosem pełnym smutku, a jej spojrzenie utkwione było w ścianę za plecami Strażnika.
Rozumiem. - powiedział, ale widocznie nie miał na myśli poległych bo po chwili dodał -W takim razie musimy się przedostać do ich siedziby i ją przebadać. Nie możemy zrobić jednak tego oficjalnie. Za duże ryzyko. Macie już jakiś plan?
Błękitne oczy skrzydlatej przeniosły swe spojrzenie na twarz Szarego.
- Jeden z naszych towarzyszy utrzymywał niegdyś kontakty z Zakonem. Dzięki jego pomocy wprowadzimy do wnętrza ich wieży naszego maga. Na miejscu mag połączy się z nami i stworzymy portal do wnętrza. - powiedziała z determinacją. Całą akcję trzeba będzie przeprowadzić szybko i zwinnie.
-Ten plan ma luki, ale nie mamy czasu by wymyślić coś lepszego. - skierował wzrok w stronę drzwi -Co o nich sądzisz? Można na nich polegać? Są warci naszego zaufania? -przymrużył lekko oczy jakby ta cała zbieranina mu się co najmniej nie podobała.
Widząc zmiany na twarzy Szarego, Valeria wyprostowała się i dumnie uniosła głowę.
- Śmiesz wątpić w osąd samego króla? - jej głos przybrał niesamowity chłód, a w oczach zabłysły iskierki.
-Nie mi oceniać decyzje Króla. Ja tylko mam dopilnować by robota była zrobiona a do tego potrzebujemy ludzi na których możemy całkowicie polegać bez względu na okoliczności. Tak więc pozwól, że spytam jeszcze jeden raz. Możemy im zaufać czy nie?
- Sam Błękitny Król mówił iż w rękach tych istnień spoczywa los Wiecznego Królestwa. Każdy z nich poprzysiągł pomóc królowi, a z tego co zauważyłam, wszyscy działają z wielką determinacją.
-Mam nadzieję, że do tego ostatniego się nie mylisz. Inaczej równie dobrze możemy teraz dobrowolnie pójść do Zakonu i poprosić by ich zabójcy poderżnęli nam gardła. Finał i tak będzie wtedy taki sam. - westchnął lekko --Kiedy planujecie rozpocząć infiltrację Zakonu?
Kobieta spojrzała na zachodzące słońce, którego ostatnie promienie wpadały do jej posiadłości przez okna.
- Dzisiaj w nocy. - odparła krótko.
-W takim razie nie marnujmy więcej czasu tylko weźmy się do roboty. Świat się sam nie uratuje. - otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia gdzie znajdowała się reszta jego nowych towarzyszy broni.

***

Gdy zaszło Słońce, Lilianne rzuciła czar zamrażający na Gelidusa. Wraz z jego pomocą, zaklęcie zatrzymało jego czynności życiowe, aczkolwiek mag pozostawał przy życiu. Valeria z pomocą Szarego stworzyła dosyć długi, magiczny łańcuch którym obwiązała ciało maga. Agromannar, który wcześniej udał się do swojego pokoju, zszedł na dół.
- Być może będzie wam to potrzebne, aby dostać się do środka. - Valeria dała Agromannarowi wisior, który należał do niedoszłego zabójcy Gelidusa.
Półwampir przyjął świecidełko, i chwycił za łańcuch owinięty wokół ciała Gelidusa. Magia łańcucha momentalnie uniosła zamrożone ciało maga w powietrze. Agromannar użył runy podarowanej mu przez Valerię i przeniósł się do centrum miasta.
Odszukanie wielkiej wieży należącej do Zakonu nie było trudne. Agromannar znał jej położenie dzięki znajomemu zabójcy. Przy wejściu stało jednak dwóch strażników, którzy na widok pokazanego im medalionu zasalutowali i przepuścili wampira do wnętrza...

Przygotowania do stworzenia portalu zajmowały dużo czasu, toteż Lilianne zajęła się tym po odejściu Agromannara i Gelidusa. Valeria zdezaktywowała magiczną osłonę wokół domu, co miało umożliwić stworzenie przejścia na terenie jej posiadłości. Wszyscy przeszli przed posiadłość, gdzie na przeciwko magicznego kręgu stworzonego z błękitnych płomieni klęczała kapłanka. Ręce miała złożone do modlitwy, a swym cichym głosem recytowała słowa zaklęcia. Valeria z Szarym stanęli po przeciwnych stronach wokół kręgu, razem z kapłanką tworząc figurę trójkąta.

Duża sala, do której po wejściu wkroczył Agromannar była zupełnie pusta, jeśli nie liczyć stojących w rogach pomieszczenia strażników. Podłoga wykonana była z zimnego kamienia o barwie piasku. Światło dawały zwisające z sufitu magiczne kule. Kiedy Agromannar ruszył w głąb sali ciągnąc za sobą zawieszonego w powietrzu maga i po chwili dotarł do końca sali. Za biurkiem pełnym zwojów i papirusów siedział starszy, brodaty mężczyzna z okularami. Był zapewne łysawy skryba. Za nim w ścianie znajdowało się wielkie, sięgające sufitu okno z witrażem, przedstawiające zamek na spiczastej górze, z górującymi nad nim czterema słońcami.
- W czym mogę pomóc? - powiedział spokojnie, słysząc chrząknięcie półwampira.
Gdy uniósł wzrok znad swych zwojów i zobaczył obie postacie oraz amulet Zakonu, ruchem ręki przywołał do siebie strażnika. Zakuty w płytową zbroję człowiek podszedł do skryby.
- Zaprowadź pana do Mistrza Almaga. - rozkazał mu, patrząc się w oczy półwampira.
Strażnik skinął głową i ruszył do drzwi. Agromannar podążył za nim. Za drzwiami znajdował się korytarz, prowadzący do schodów. W ścianach po obu stronach znajdowały się solidne, drewniane drzwi. Po kilku krokach półwampir puścił łańcuch. Ciało Gelidusa swobodnie opadło na dół, a kiedy strażnik usłyszawszy szczęk metalu obrócił się do tyłu, przywitało go silne uderzenie w twarz. Nim upadł na ziemię, Agromannar złapał jego ciało i delikatnie położył je na ziemi. Obrócił się, aby spojrzeć na drzwi za nim, lecz nic się nie działo. Czym prędzej podbiegł do najbliższych drzwi. Były zamknięte. Sprawdził kilka następnych, lecz także nie chciały się otworzyć. Ze złością szarpnął za klamkę ostatnich drzwi w korytarzu. Otworzyły się. Za nimi znajdowała się niewielkie pomieszczenie. Stały tam zakurzone teleskopy, miotły, stosy ksiąg i inne dziwne przyrządy naukowe. Wampir podbiegł do Gelidusa i wylał na jego ciało zawartość wyjętej z kieszeni fiolki. W kontakcie z ciałem płyn jarzył się niebieskim światłem. Po krótkiej chwili lód pokrywający ciało maga stopniał się. Gelidus zamrugał kilka razy oczyma, wzdrygnął się i kichnął.
- Moja głowa... - powiedział krzywiąc się.
Wstał z pomocą półwampira i podążając za towarzyszem, który niósł ciało strażnika wszedł do składziku. Mag rozejrzał się po wnętrzu, a kiedy Agromannar skończył obwiązywać ciało strażnika, zabrał się do tworzenia przejścia. Po wyrecytowaniu słów zaklęcia, przytknął ręce do ściany. Dłonie maga rozbłysły niebieskim światłem i wypłynęły spod nich runiczne symbole, powoli kształtując się w złożone kręgi. Po pewnym czasie na czele maga pojawiły się krople potu. Wieżę Zakonu chroniły silne zabezpieczenia, a ich obejście bez wykrycia kosztowało wiele wysiłku. W końcu jednak udało mu się... Oczyma wyobraźni znalazł się za murami wieży i udał się w kierunku posiadłości Valerii, gdzie przed magicznym kręgiem klęczała Lilianne.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=aKldyyGdwt0[/MEDIA]

Lilianne wzdrygnęła się i otworzyła szeroko oczy. Wytrysnęło z nich silne, niebieskie światło. Kapłanka wstała z kolan, a jej ciało otoczyła błękitna poświata.
- Połączmy nasze aury. - powiedziała do wspomagających ją Nieskończonych.
Valeria zacisnęła oczy. Jej ciało również otoczyła poświata, ale barwy śnieżnej bieli. Natomiast Strażnika spowijało srebrno-szare światło. Wszyscy troje dostroili swoje aury. Błękitne płomienie z których stworzonych był krąg buchnęły i urosły do sporych rozmiarów. W powietrzu, nad środkiem kręgu pojawiła się mała iskierka, która nagle eksplodowała. Siła niewielkiej eksplozji odepchnęła do tyłu trójkę Nieskończonych, jednak żaden z nich nie upadł. Światło w oczach Lilianne zniknęło.
- Udało się... - powiedziała wpatrując się w falujący niczym tafla jeziora portal.
- Dobra robota. - z ulgą rzekła Valeria.
Wszyscy spojrzeli po sobie. A więc nadszedł ten niebezpieczny moment. Żadne z nich nie wiedziało, co może ich czekać po drugiej stronie...

Z portalu wyłoniła się Valeria, a za nią Lilianne, Strażnik, Arnthaniel i Moran. Gelidus i Agromannar, którzy stali przy wejściu do sali odetchnęli z ulgą na widok towarzyszów. Gdy Valeria spojrzała na Agromannara, uśmiechnęła się.
- Na tym piętrze nie znaleźliśmy niczego co mogłoby pomóc nam w śledztwie. Jesteśmy niedaleko schodów wiodących na wyższe piętro. Powinniśmy się tam udać. - powiedział Gelidus.
Valeria skinęła głową. Portal za ich plecami zamknął się, ale na ścianie pozostały magiczne symbole.
- W razie potrzeby będzie można otworzyć przejście. - wyjaśnił mag.
Valeria, która trzymała w dłoniach miecz o ostrzy owiniętym białym materiałem podeszła do półwampira.
- Żywe Srebro. - powiedziała odsłaniając ostrze miecza. Należało do mojej rodziny od wielu pokoleń. To artefakt mojego pra pra pradziadka. Ostrze miecza jest magicznie zaklęte, legenda głosi iż każdy z nieczystymi intencjami nie jest w stanie obronić się przed jego ostrzem. Moja matka mówiła też, iż w razie potrzeby Żywe Srebro chroni swojego pana przed magią, pochłaniając ją i zwracając przeciwko wrogu. Weź go. Przyda ci się. - powiedziała cicho.
- Ale...
- Zauważyłam, że twój miecz zniknął. Nie masz czym walczyć...

Uważając na swe kroki, wszyscy ruszyli za Agromannarem w stronę schodów. Wspięcie się po nich było jednak mozolne i wydawało się że wspinaczka nie ma końca. W końcu jednak schody zaprowadziły towarzyszów do krótkiego korytarza, który zakończony był dwuskrzydłowymi drzwiami. Valeria podeszła do nich, spojrzała na kompanów i pchnęła je...

Ukazała się wam okrągła sala. Na przeciwko was były kolejne wrota, po lewej i prawej stronie także umieszczono drzwi. Światło w tej sali dawały wiszące wysoko w powietrzu magiczne kule, które kołysały się w dół i górę. Sufit tego pomieszczenia znajdował się bardzo wysoko nad waszymi głowami. Jednak sala nie była pusta. Gdy tylko weszliście, w waszą stronę obróciło się sporo twarzy. Twarzy magów. Wszyscy wyglądali podobnie, ubrani w ciemnoniebieskie szaty.


Jeden z magów wypowiedział słowo w jakimś nieznanym wam języku, a z jego dłoni wystrzeliła kula błękitnych płomieni.
- Amoleti! - rozległ się krzyk stojącej na waszym czele Valerii.
Zaklęcie maga uderzyło z ogromną siłą w barierę wyczarowaną przez Strażniczkę. Błękitne płomienie lizały utworzoną z wirującego wiatru kopułę. Gdy zniknęły rozpoczęła się walka...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline